POST POSTACI
Sytuacja daleka była od idealnej, lecz Krinndar przynajmniej nie został związany przez pajęcze wydzieliny i targany jak worek kartofli! Stworzenia był wielkie, paskudne i przerażające, ale elfik znalazł sobie dobre miejsce u boku nowego przyjaciela. Uwiesił się jego ramienia, nie chcąc dać się odciągnąć nawet na moment. Biedna Begonia, nie dostanie pyrek na czas!! To ta kobieta tu dowodziła. Wydawała się na tyle stanowcza, że gdy odezwała się ostro w nieznanym języku, Kiri pisnął w rękaw tamtego, wciskając twarz w jego ramię. Ach, ile oddałby teraz za wysokiego, przystojnego rycerza, który mógłby go ochronić! Miał tylko niskiego rycerza. Musiał to zaakceptować.
Niemal zachłysnął się powietrzem, gdy usłyszał zrozumiałe słowa z ust tamtego. A więc mówił we wspólnym! W serduszku Krinndara rozgorzał na nowo ogień i radość z porozumienia.
- Na boginię! - Jęknął, lecz wyraźnie ciszej, gdy drugi elf go upomniał. Krinndar spojrzał w kierunku przywódczyni, a następnie znów na swojego wybawiciela. - Nie, nie chcę krzywdy... nikogo. Och, moja pani musi mieć dla mnie plan, skoro mnie tu zesłała, do was, spotkanie pod ziemią! Och, jestem brudny od ziemi... Gdzie idziemy? Będę mógł się obmyć? Mój drogi, ależ masz niesamowitą urodę! Nigdy nie spotkałem kogoś takiego. Jesteś piękny! Cała twoja rodzina tak wygląda? Uwielbiam ten kontrast między twoją skórą i włosami. Nie jesteś z Taj'cah, prawda?
Mówili o byciu głośno, więc cicha rozmowa nie powinna nikomu przeszkadzać, nawet tej Drezz. Kiri, wypoczęty po dniach u hrabiego, nadążał z marszem i miał dość siły, by bez przerwy kłapać dziobem.
- Jak masz na imię, przyjacielu? Może moglibyście pokazać nam drogę... powrotną?