POST POSTACI
Krinndar z pewnością nie spodziewał się, że ktoś przyjdzie mu z pomocą! Nie chciał narobić wiewiórkom problemu, tak jak i nikomu innemu, ale Anais była na tyle miła, że podarowała mu jeden z kamieni, by mógł otworzyć orzeszka bez wytężania ramion! - Dziękuję! - Uśmiechnął się pięknie do kobiety i dotknął jej ramienia, lecz tylko na moment, w przyjaznym, niezobowiązującym geście. - To nic głupiego, nie chcę, żeby wiewiórki były przeze mnie stratne! Bo wiesz, to ich orzeszek. - Wyjaśnił, jakby to miało rozjaśnić sens jego zachowania. Nie zachował przekąski, by rozsypał rozgniecionego orzecha w trawie, tam, gdzie wcześniej bawiły się zwierzątka. - Gdyby były tu wilki, to już by nas zaatakowały, prawda?
Logika była niezaprzeczalna, a przynajmniej Krinndar tak sądził - żaden zwierz nie czekałby z takim obiadem! Mimo to elfik rozejrzał się, choć bez szczególnego zainteresowania dojrzeniem czegokolwiek.
- Hop hop! - Zawołał do Very na gałęzi, lecz poczekał, aż ta zejdzie, nim zaczął z nią rozmawiać. Pierwsze słowa kobiety, tak ostre i nieprzyjemne, nie spodobały mu się ani odrobinę!! Uśmiech zelżał, a brwi ściągnęły się w grymasie. - Zaraz wrócimy do miasta, tam coś zjemy? - Podpowiedział. - Zostawmy to futro, skoro tak mówisz! Jest zieleń i polana, ale gdzie jest miasto?
Przecież nie byli zostawieni w dziczy! Prawda?