Coś dla małych i coś dla dużych!
Już za niecały miesiąc jedno z najważniejszych świąt roku - Dzień Dziecka! Wraz z pierwszym czerwca chcemy, byście wy i wasze postaci powrócili do (mamy nadzieję) szczęśliwych szczenięcych dni. W tym roku to Sulon, Pan Wichrów, przygląda się waszym historiom, pragnąc upewnić się, że dostrzegliście jego przewodnictwo ku najlepszej wersji siebie i świata, który stworzyliście wokół was!
Prace konkursowe
W tym roku prosimy was o napisanie krótkiego wspomnienia lub historii z dzieciństwa waszej postaci. Forma jest dowolna, jedynym ograniczeniem jest długość - maksymalnie jedna strona A4 (500 słów). Do konkrusu można zgłosić każdą aktywną postać.
Zgłoszenia nadsyłać można do 25 maja. Przesyłajcie je na konto Herbii.
Nagrodą będzie jeden przedmiot, do wyboru z trzech, napisanych po rozstrzygnięciu konkursu specjalnie dla zwycięskiej postaci!
Czas na głosowanie konkursowe!
Poniżej możecie przeczytać prace nadesłane przez naszych uczestników.
Swoje głosy wysyłajcie w wiadomości prywatnej na konto Herbii.
Shiran
Spoiler:
Bep
Gdy byłem bajglem,
Zajadałem świeży bep...
Tylko to był chleb.
Qadir
Spoiler:
Kadeem zobaczył dziewczynę idącą ulicą. Miała długie, proste włosy, które lśniły złotymi pasemkami i sięgały jej do pasa. Kilka pasm siwizny zerkało spod końcówek. Jej oczy były ciemnozielone i obramowane długimi rzęsami. Błyszczały, gdy się do niego uśmiechała. - Witaj tam. - Powiedziała, gdy przechodził obok. - Masz piękną skórę. -
Yasin odwrócił się. Nie chciał tego przyznać, ale lubił słyszeć miłe rzeczy o swojej cerze. To sprawiało, że czuł się lepiej sam ze sobą. - Bardzo dziękuję! - Odpowiedział czystym głosem.
Dziewczyna skinęła głową. Miała na sobie długą suknię pokrytą jasnymi kwiatami. Kolory przypominały mu jesienne liście. - Dlaczego jesteś taki wysoki? - Zapytała go.
Spojrzał na nią z góry. Wydawała się wyższa niż większość innych dziewczyn w jego wieku. Potem znowu, może po prostu stały bliżej niego. - Nie wiem. - Odpowiedział. - Może z każdym dniem staję się większy. Moja mama mówiła mi, że kiedyś wyrosnę na olbrzyma. -
Roześmiała się. Jej twarz rozświetliła się jak słońce. W zamian chłopak uśmiechnął się z powrotem.
Ich oczy spotkały się tylko na sekundę, ale te sekundy rozciągnęły się w ich odczuciu na godziny. Przez chwilę, to było tylko ich dwoje sam na sam na ich własnej małej planecie. Potem jej uśmiech zamarł i odeszła. - Do zobaczenia później. - Zawołał za nią.
Jej głowa obróciła się i pomachała. - Pa! - Potem zniknęła w tłumie.
Dopiero dwa tygodnie później zrozumiał, co się stało. Opowiedział o tym swojej matce Raaida. Jednak ona też nie widziała dziewczyny. - Może to był ktoś inny. - Powiedziała. - A może sobie ją wyobraziłeś. -
Tej nocy Kadeem śnił o dziewczynie. Pojawiła się w jego pokoju, zanim zdążył zasnąć. Uznał to za dziwne, bo nie pamiętał, żeby zamykał swoją książkę. A jednak oto ona, unosiła się nad jego łóżkiem z zaciśniętymi rękami. Miała na sobie długą niebieską suknię, która delikatnie trzepotała na wietrze. - Czy mnie pamiętasz? - Zapytała go.
Czarnoskóry młodzieniec zawahał się. Ostatni raz rozmawiał z tą dziewczyną dwa tygodnie temu. Dlaczego przyszła aż do jego sypialni? - Tak. - Odpowiedział w końcu. - Oczywiście. -
Oczy dziewczyny rozszerzyły się. - Skąd wiedziałeś? - - Nie martw się. - Powiedział. - Nigdy nie zapomnę twojego imienia, I... -
Potem zniknęła, pozostawiając za sobą słaby zapach kwiatów.
Tamas
Spoiler:
-Wstawaj!
Rzekł nieprzychylnym głosem nastolatek obleczony w skórzany płaszcz o ciemnych długich włosach. Trzymał on w rękach długi kij, który właśnie zabrał młodszemu bratu. Tamas ociężale wstał. Grube skóry amortyzowały większość uderzeń, jednak Taniel był starszy o trzy lata i posiadał znacznie więcej sił od niego. Ramię Tamasa było stłuczone i pewnie zdąży zsinieć do wieczora.
Ojciec zawsze powtarzał, aby trenować z silniejszymi dopóki tylko była taka możliwość. Dzięki temu już jako dorośli mężczyźni będą stanowili zagrożenie dla swoich wrogów.
Taniel rzucił mu jego kij, a więc złapał go oburącz.
-Dobra wystarczy na dziś. Jeszcze i tak musisz mi jeszcze pomóc przytargać drewno na noc.
Obaj chłopcy ruszyli zboczem z kijami, sprawdzając czy droga przed nimi jest bezpieczna. W Górach Dzikich nie brakowało zdradliwych ‘studni’ przykrytych śniegiem i to przez cały rok jeśli podróżowało się szczytami. Plemię Tamasa ulokowało się w Thirongadzie, a więc chłopcy oddalili się na kilka dni od twierdzy. Brakowało jedzenia w plemieniu i naturalnym było wysłanie na takie wyprawy grup złożonych z kilku podrostków, które dzięki temu uczyły się przetrwania, polowania i życia w mroźnych klimatach. To również skuteczne działało jako selekcja naturalna.
Podróż po drewno trwała godzinę i słońce powoli zaczynało się chylić do zachodu. Musieli się pospieszyć jeśli chcieli dotaszczyć do obozu drewno, które ściął inny członek grupy wcześniejszego dnia.Tamas z przodu ciągnął, Taniel pchał, ale również miał pasy na wypadek wymuszenia hamowania sań. Była to ciężka praca i niewielu chłopaków podejmowało się niebezpiecznego schodzenia po zboczach z takim ładunkiem. Bracia współpracowali jednak jak jeden organizm i dzięki temu przed wieczorem dotarli do grupy złożonej z sześciu chłopaków.
- Co na kolację?- zapytał bez ogródek Taniel jednego z dzisiejszych łowców.
- Nic- odparł ponuro jeden z nich i utkwił wzrok w ziemię- Nataniel spłoszył sarnę i nie trafiłem w nią jak uciekała.
- To nie moja wina!- od razu bronił się drugi z chłopaków, który niemal krzyknął.
Nastała cisza, którą przerywał jedynie trzask płomieni.
- Kolejny dzień o pustym żołądku- burknął Tamas do brata i oparł się o niego przymykając oczy. Dobrze, że mogli rozpuścić śnieg dla wody…
Cała grupa położyła się z pustymi brzuchami. Nie wystawiali warty od wczorajszej nocy, gdyż od tygodnia nie słyszeli wycia żadnych wilków.
Taniel jednak zbudził się kiedy usłyszał skrzypienie śniegu i nagłym ruchem obudził wtulonego w niego Tamasa.
- C-co się stało?- wydukał ten zaspany.
Nagle skrzypienie ustało, a Taniel przyłożył rękę do buzi Tamasa. Łuna światła nagle pojawiła się w ich zasięgu wzroku. Ktoś się zbliżał.
(...)
Burzliwa chwila szybko została wyjaśniona. Na Górze zjawiła się Orla Straż, która odbywała nocny patrol w podobnym celu co chłopcy obozujący na szczytach Gór Dzikich, aby uczyć się sztuki przetrwania w trudnych warunkach. Co to jednak za nauka jeśli mieli tyle jedzenia, aby się podzielić?
Mężczyźni poczęstowali swoim prowiantem chłopców, a także opowiedzieli o swojej chlubnej służbie dla dobra wszystkich mieszkańców Herbii. To właśnie ta chwila zaszczepiła w młodym Tamasie chęć podróży z tymi dziwnie wesołymi mężczyznami. Wiedział, że w jego plemieniu nie czeka go nic lepszego, niż ciągła walka o przetrwanie.
Mehren
Spoiler:
Gdzieś w pewnym domostwie na Taj'cah, żyła sobie rodzina kupiecka. Żyli z handlu częściami okrętowymi, gdzie odnosili sukces. Wystarczający, by godnie żyć i zapewnić swoim potomkom odpowiednią edukację. Tego dnia w salonie trwały bardzo poważne rozmowy, które mogły zdecydować o ich najbliższej przyszłości. Czy staną się ważnym pośrednikiem w handlu, a może nadal będą nikim. Rozmowy oczywiście były ciężkie, nic dziwnego. I może wszystko poszłoby po myśli Agrotuna, pana tego domu, gdyby nie jeden, drobny szczegół. Kiedy jego żona, elfka o imieniu Miathyra siedziała razem z nim w pomieszczeniu, dziećmi zajmowała się niania. Zapewne liczył na to, że ta kobieta opanuje potomstwo. Przeliczył się w przypadku jednego dziecka - Lyahynna. Miał wtedy trzy lata, chodził i nawet mówił. Jak to dzieci w tym wieku, nie przejmowały się zbytnio tym, co robią. Nie rozumiały świata dorosłego, wprowadzając chaos tam, gdzie się pojawiły. I to właśnie on, wszedł do salonu, przerywając spotkanie i podbiegł radośnie ku mamie, wyciągając do niej ręce.
- Mamam, Elikupka zrobiła kupkę! - Zakomunikował radośnie, mówiąc o nowo narodzonej córce, która przyszła na świat zaledwie dwa miesiące temu. Tylko wydawało się, że mówił z pełnymi ustami, gdyż słowa nie były wyraźnie.
- Zjadłem swiersca! - Dodał do poprzednich słów, jakby przekazywał bardzo ważną wiadomość i wypluł na stolik, gdzie były wszystkie papiery jego resztki. Agrotun zrobił się czerwony na twarzy i ryknął na dziecko, by się wynosił, a jednocześnie przepraszał za to, co się działo. Miathyra po prostu wzięła dziecko na ręce i wyszła. I w ten sposób mały łobuz popsuł bardzo ważne spotkanie.
Awaren
Spoiler:
Utrzymanie łyżki w dłoni nie powinno być dla Awarena aż tak wielkim problemem, jakim okazało się dzisiejszego popołudnia. Mając siedem lat, czy to człowiek, czy to elf, powinien umieć przynajmniej tyle, o ile rzecz jasna nie był z jakiegoś powodu wybitnie upośledzony. Tymczasem oto sprawienie, aby dłoń nie dygotała i nie rozchlapywała wszystkiego, co zostanie przy pomocy tego samego sztućca nabrane, stało się zadaniem niebywale wręcz skomplikowanym. Całkiem nieźle za to szło mu powstrzymywanie łez oraz innych reakcji ciała, które szybko mogłyby zdradzić poziom odczuwanego przez niego obecnie terroru. Od wysiłku bolały go przekrwione oczy oraz twarz, której skóra wydawała się w każdej chwili gotowa popękać za sprawą napięcia. Zwłaszcza tego, które tworzyło się w okolicach rozciągniętych w wymuszonym uśmiechu ust.
Jego tortury trwały dwie godziny. Przez dwie godziny musiał znosić wpatrzoną w niego niemalże non stop Esmeraldę Gru’shurow. Piękną i elegancką, wręcz wytworną z perspektywy dorosłego mężczyzny. Problem w tym, że Awaren nie był ani dorosłym, ani mężczyzną! Był ledwie dzieckiem, od którego oczekiwano, że będzie się cieszył ze spotkania z nowo przedstawioną mu narzeczoną, o której istnieniu nikt nigdy wcześniej mu nie powiedział! Do dwóch godzin wstecz, ma się rozumieć! Angażując do tego konwój złożony z rodziny obu stron?! I niby jak mogło wyglądać to oczami dziecka? Jak próba sprzedania go starej babie! Bo zdaniem siedmioletniego Awarena, dwudziestosiedmioletnia Esmeralda jak najbardziej miała prawo być postrzegana, jako stara baba! Stara baba o strasznym, przeszywającym spojrzeniu, zupełnie niepasującym do jej delikatnych rys! Jej uśmiech też robił się okropnie dziwny za każdym razem, kiedy jej wzrok lądowało na jego drobnej osóbce! Straszne! Straszne!!!
Cierpiący w ciszy odbieranej przez pozostałe towarzystwo za nieśmiałość, Awaren starał się przynajmniej robić to, czego go zawsze uczono - nie wchodzić dorosłym w słowo, nie odzywać się niepytanym i zachowywać godnie jako tako. Dopiero gdy cała ta farsa dobiegła końca i ostatni Gru’shurowie opuścili ich dom, młody elf postanowił wyrzucić całą tę głupią godność za okno i nie bacząc na nic, rzucił w stronę matki z imponującym wizgiem. Aż dziw, że szkło nadal stało całe. Zanim ktokolwiek zdołał zareagować, jego kończyny obejmowały już prawą nogę kobiety niczym ramiona wyjątkowo zaciekłej ośmiornicy.
- NIEODDAWAJCIEMNIEEEEEEEEEEE! – zawył, jak raz przywołując nieprzerwane strumienie łez.
- Następnym razem dobrym gestem będzie kupić Lady Esmeraldzie kwiaty – poinformowała go niewzruszona niczym matka. Niewzruszenie… Nie patrzyła na swojego syna, dobrze wiedząc, jaką moc robiły jego mokre, sarnie oczy.
- NIEEEEEEEEEEEEEEEEEEEEEEEEEEEEEEEEEEEE!– kontynuował tak dramatycznie i tak głośno, jakby od tego zależało jego życie. Bo zależało!
- Ja kupię jej kwiaty. Ty jej je wręczysz – poprawiła się, twardo wpatrując w punkt gdzieś na suficie. Ojciec, bracia i dwie, wciąż obecne kuzynki mądrze poszły jej śladem, znajdując własne punkty zaczepienia, niebędące usiłujących ich zaciekle zmiękczyć Awarenem.
- TO ZŁA KOBIETA! ZŁA! WYGLĄDAŁA, JAKBY CHCIAŁA MNIE POŻREĆ! NIE MOŻECIE POZWOLIĆ JEJ MNIE POŻREĆ! NIE MOŻECIEEEEE!!! – kwilił, wciąż przyklejony do nogi matki.
- …ostatecznie właśnie do tego powinno dojść, ah? – odezwała się cicho i niemądrze, ponieważ nie dość cicho jedna ze znacznie starszych od niego kuzynek, wywołując tym prawdziwą kakofonię.
- NIEEEEEEEEEEEEEEEEEEEEEEEEEEEEEEEEEEEEEEEEEEEEEEEEEEEEEEEEE!!!!!!!!!
Vera
Spoiler:
- Ty jesteś córką kapitana Umberto?
Vera uniosła wzrok znad książki i zmrużyła oczy, by pod słońce dojrzeć, kto właśnie postanowił jej przeszkodzić, żeby zadać tak bezsensowne pytanie.
- A ty jesteś?
- Corin - wysoki chłopak o półdługich włosach nerwowo przestąpił z nogi na nogę i uśmiechnął się. Był strasznie chudy. - Słyszałem, że idziesz do szkoły oficerskiej? Też się tam wybieram. Za trzy lata.
- Gratuluję - Vera opuściła spojrzenie z powrotem na książkę. - Ja dopiero za cztery.
Nie było jej dane wrócić do lektury, bo ów Corin z jakiegoś bliżej nieokreślonego powodu koniecznie musiał z nią porozmawiać akurat teraz, kiedy w fabule coś zaczynało się dziać. Na statek handlowy napadali piraci, a ona musiała słuchać o planach chłopaka, którego widziała na oczy pierwszy raz w życiu.
- Co czytasz? - spytał, przysiadając się na ławkę obok niej.
- Książkę.
- Krwawe żagle - przeczytał, zerkając na okładkę. - To jakiś romans?
Umberto uniosła na niego zdegustowane spojrzenie, ale widząc jego szeroki uśmiech, zorientowała się, że żartował. Westchnęła więc tylko i zamknęła lekturę.
- Jeśli myślisz, że znajomość z córką kapitana Umberto ułatwi ci życie w szkole oficerskiej, to muszę cię rozczarować. Wręcz przeciwnie. Na twoim miejscu więc zebrałabym się i poszłabym tam, skąd przyszedłeś.
- Naprawdę jesteś do niego podobna - zaśmiał się niezrażony jej słowami Corin.
- Ciekawe. Przez wąsy, czy szerokie ramiona?
- Miły charakter i uśmiech - odparł chłopak niewinnie, czym zarobił na kolejne zirytowane spojrzenie. - I piękne, czarne włosy.
- No wiesz? Mój tata ma już żonę i chyba woli kobiety.
- Ja… nie o nim… - Corin niepewnie podrapał się po potylicy. - Twój ojciec mnie nie interesuje, tak naprawdę.
- Będzie wstrząśnięty, kiedy się dowie.
Vera pochyliła się nad książką i otworzyła ją ponownie, chowając się za zasłoną włosów. Poza byciem otwarcie nieuprzejmą, nie istniał chyba bardziej bezpośredni sposób, żeby dać mu do zrozumienia, żeby już sobie poszedł? Natręt przez chwilę milczał i naprawdę liczyła na to, że to zadziałało.
- Pomyślałem, że dobrze byłoby kogoś tam znać. Chłopaki wspominali o tobie, prawdę mówiąc sądziłem, że trafimy tam razem.
- Razem? - powtórzyła.
- W tym samym momencie. Ale skoro nie, szkoda. Miło byłoby codziennie widywać tam ten uśmiech.
Dziewczyna westchnęła. Nie miała teraz ochoty na takie podchody, musiała czytać dalej.
- Szkoła oficerska to nie miejsce na szukanie żony - odpowiedziała chłodno.
- Chciałem się tylko zapoznać. Ale dziękuję za upomnienie, kapitanie Umberto.
Te słowa sprawiły, że Vera znów podniosła wzrok, a kąciki jej ust uniosły się lekko. Kapitan Umberto, to nie brzmiało tak źle, gdy odnosiło się do niej! Byłoby miło, gdyby kiedyś została kapitanem. Chciała iść w ślady ojca, zamierzała razem z nim służyć w qerelskiej marynarce, a gdyby miała własną jednostkę mogliby pływać razem, burta w burtę. Walczyć z takimi, jak ci, o których czytała. A przynajmniej próbowała czytać.
- No i jest ten uśmiech! - ucieszył się Corin, więc natychmiast spoważniała z powrotem. - Dobrze. Nie przeszkadzam ci więcej. Za cztery lata będziemy się widywać codziennie, przypomnę ci się wtedy!
Vera odprowadziła go spojrzeniem.
- Co za lamus - mruknęła sama do siebie i wróciła do lektury.
Trzymamy kciuki za wszystkich, ale zwycięzca może być tylko jeden!
Ogłoszenie wyników już niebawem - w Dzień Dziecka.
Wasze głosy wyłoniły zwycięzcę! W konkursie na historię z dzieciństwa wygrywa praca napisana przez Parię! Gratulacje!
Vera Umberto może wybrać jedną nagrodę spośród następujących: Skórzane buty z motywem łusek - wysokie, elegenckie buty, których cholewy pokryte są motywem rybich łusek. Gdy w pobliżu działa magia wymierzona prosto w ciebie, buty ostrzegają cię, łaskocząc w podeszwy stóp! Kapelusz pana sztormów - stylowy trójróg roztacza nad tobą magiczną barierę, przez którą nie przebije się żadna kropla wody i zawsze pozostaniesz sucha. Ponadto ma zatknięte ładne, duże piórko jakiegoś egzotycznego ptaka. A może to pegazie? Rękawice ze skóry wiwerny - miękkie, wyściełane króliczym futerkiem rękawiczki nie wyglądają na tak wytrzymałe, jak są w rzeczywistości. Żadne ostrze nie jest w stanie przez nie przeciąć, pozostawiając twoje dłonie bezpiecznymi (i ciepłymi!) w każdych warunkach.
Pozostali uczestnicy otrzymują cukierki - nagrody pocieszenia:
Shiran - żaden mrok nie jest ci straszny, gdy twój truskawkowy cukierek rozpuszcza się na języku i pozwala ci przejrzeć przez ciemność! Qadir - słyszałeś? Ktoś o tobie plotkuje! Twoja twarz wykręca się z kwasoty, gdy ten cytrynowy cukierek daje ci wyczulony słuch! Tamas - twój cukierek, pomarańczowy, pozwala ci unieść się te kilka cali nad ziemią! Żadne bagna ci niestraszne! Mehren - a co to? Zapachy Ujścia uderzyły cię w nozdrza?! Na czas rozpuszczania się tego miętowego cukierka zyskujesz superwęch! Awaren - szybciej przebieraj tymi nóżkami! Ten supersłodki ananasowy cukierek pozwoli ci uciec z prędkością błyskawicy! Superszybkość, to jest to!
Moc cukierków działa tylko wtedy, gdy rozpuszczają się w ustach! Nie zjedzcie ich za szybko!