[Płonąca Zatoka] Wyspa Harlen

721
POST BARDA
Uwaga Very nie spodobała się Labrusowi. Lekarz przeniósł na nią swoją uwagę, a wyciągnąwszy z kieszonki śnieżnobiałą chustkę, otarł usta i wąs.

- Nie widzę powodu, dla którego powinniśmy pozostawiać decyzyjność wam, pai kapitan. - Wytknął jej w mało przyjemny sposób, gdy już oczyścił twarz z nieistniejących na niej resztek owsianki. - Opinie są mile widziane, ale takie uwagi: wręcz przeciwnie. Twierdzisz, że twoje zdanie warte jest więcej niż zdanie, choćby, Huberta?

- Już, już. - Corin odezwał sie, zanim zdążyła rozgorzeć regularna wojna między lekarzem i panią kapitan. - Vera nie miała na myśli nic złego.

- Nie zapraszaliśmy nikogo do akcji. Można powiedzieć, że sami się zgłosili. - Pospieszył z wyjaśnieniami Gregor. - I jestem pewien, że nikt nie będzie miał nic przewko temu, by Siódma Siostra dołączyłą do akcji.

- Oczywiście, że dołączy. - Yett postanowił za Verę. - Obiecaliśmy to wam i Yoh-Ghurtowi. Wierzę, że Osmar rozmawiał z nim na temat przyjęcia do załogi. Jesteś za, prawda, Vero? - Dopytał, bo założył, że rozumiało się to samo przez się. Rozmawiali już z orkiem i przecież chcieli go na pokładzie! - Nie martw się, Gregor. Odzyskamy dla ciebie Białego Kruka.

- Oczywście, że odzyskacie.
- Powtórzył Labrus cynicznie.

- Daj spokój, jest za wcześnie na kłótnie. - Westchnął Corin, zaciskając dłoń na ramieniu Very, by dać jej znak, że jest obok i że nie warto denerwować się na byle marudnego lekarza. - Wracając... Vera ma rację. Nie ma co planować teraz, gdy nie wiemy, jak dokładnie wygląda okolica budowy w Everam.

- Kapitan Urong wypłynął jakiś czas temu i jeszcze nie wrócił. Nie wiem, kiedy wróci, nie mówił.
- Dodał Silas. - Ale wiem coś innego... kojarzycie Szpony Jędzy?

- Mówisz o Kościach Staruchy?

- To Kły Czarownicy. - Mruknął Labrus, wciąż obruszony.

- Ile załóg, tyle imion!

Vera wiedziała, do czego nawiązują piraci. Na południowym wybrzeżu Varulae, tam, gdzie dżungla schodziła do wody, na płytkim dnie czaiły się ostre, zdradliwe kamienie. Skały był dość wielkie, by przeorać dno każdego statku i zatopić go na dobre. Miejsce cieszyło się złą sławą i każdy żeglarz omijał je jak tylko mógł. Siódma Siostra dotąd nigdy nie pożeglowała w tamte rejony - byłoby to samobójstwem.

- Podobno jakiś kupiec chciał przeprowadzić tamtędy swój konwój, ale jak się skończyło, nie muszę mówić. Sęk w tym, że przez te zęby, szpony, czy tam kły, nikt nie odważył się popłynąć, by zebrać towar. Bogactwo leży tuż pod taflą wody i czeka na śmiałka!
Obrazek

[Płonąca Zatoka] Wyspa Harlen

722
POST POSTACI
Vera Umberto
Gdy lekarz oburzył się na nią, Vera uniosła tylko jedną brew w wyrazie całkowitej dezorientacji.
- Labrus, kurwa, byliśmy przykuci do podłogi w ładowni tego pierdolonego Pegaza, tylko o to mi chodzi - przypomniała mu, oczywiście unosząc się od razu w irytacji, której niedaleko było do złości. Bardzo niedaleko. - Nie miałam pojęcia o żadnej akcji, a Corin ledwo trzymał się na nogach. Mogłam decydować co najwyżej o tym, w którą drewnianą ścianę patrzeć.
Tym razem naprawdę nie miała na myśli nic złego. W czym ten człowiek miał dziś problem? Był wściekły na Heweliona, że znów zapił, więc teraz wylewał swoją frustrację na innych? A może jego wieczór nie skończył się tak przyjemnie, jak mógłby się skończył, gdyby jego partner nie zalał się w trupa? Może to stąd brały się jego pretensje do całego świata? Powstrzymała się przed spytaniem go o to, bo domyślała się, jak mogłoby się to skończyć. Tu nawet niesamowity talent Corina do łagodzenia sporów w niczym by nie pomógł, była tego prawie pewna.
Skinęła głową, potwierdzając jego słowa, zarówno pierwsze, jak i drugie. Siódma Siostra miała dołączyć do akcji w Everamie i oczywiście, że chciała mieć Yoh-Ghurta w załodze. Był silny, doświadczony, nauczony łańcucha dowodzenia, nie to co niektóre mroczne elfy. Będzie niewątpliwie wartościowym nabytkiem.
- O chuj ci dziś chodzi, Labrus? - westchnęła tylko, przewracając oczami, gdy zaciśnięta na jej ramieniu dłoń Yetta powstrzymała ją przed bardziej emocjonalną reakcją na sarkastyczny komentarz lekarza. - Daj ludziom żyć. Co ci tak spieprzyło humor od rana?
Nowinka zasłyszana od Silasa okazała się niestety wyłącznie legendą, plotką, która niewiele wnosiła w ich obecne problemy. Mimo to, Umberto wysłuchała go z zainteresowaniem, bo oczywiście, że ciekawił ją leżący na dnie skarb, czekający na kogoś, kto odważy się przepłynąć po niebezpiecznej, zdradliwej płyciźnie. Czy jej załoga potrafiła żeglować na tyle dobrze, by zaryzykować? Gdyby postawiła przy żaglach tych najlepszych, może, może... może mieliby jakieś nikłe szanse powodzenia. Ale teraz Vera nie czuła potrzeby pakowania się w tamto miejsce. Mieli Albatrosa, cały jego ładunek, do tego złoto otrzymane w ramach prezentu ślubnego i mnóstwo innych problemów na głowie.
- Może kiedyś... moglibyśmy spróbować - rzuciła z namysłem. - Jeśli ktoś nie zrobi tego wcześniej. Ale to ewentualność na daleką przyszłość. Teraz Kompania i mroczni dyszą nam na karki. Planowałam też ponowny rejs na północ za jakiś czas, może za jakiś miesiąc? Poprzedni dobrze się nam opłacił, odwiedzilibyśmy też znów Svolvar... zobaczymy. Ale to ciekawe. Siostra jest zwrotnym statkiem. Warte... przynajmniej rozważenia.
Obrazek

[Płonąca Zatoka] Wyspa Harlen

723
POST BARDA
- Odnosiłem się do obecnej sytuacji! - Labrus tak się podburzył, że aż nieco podniósł głos. Gregor spojrzał na niego ze zdziwieniem, tak jak i Corin, nie rozumiejąc, skąd wzięła się ta złość. Być może domysły Very były poprawne? - O tym, kto płynie do Everam. Nie możesz być zaskoczona, pani kapitan, że Hubert zechciał pomóc uwięzionym piratom.

- Nikt nie jest zaskoczony. - Leobarius nie odważył się dotknąć ramienia Viridisa, nawet po to, by go uspokoić. Lekarz był jak kobra, straszył dość skutecznie, ale w razie konieczności mógł również zaatakować. - Kapitan Hewelion to odważny, prawy kapitan.

Labrus nie skomentował komplementów sypanych przez zarządcę. Nie odpowiedział też Verze, co podziałało na jego nastrój. Była to jego sprawa i zapewnwe Huberta, wciąż śpiącego po nocnej libacji.

- Moje papużki! - Gustawa wyrosła jak spod ziemi, ale przynajmniej miała ze sobą śniadanie! Chleb w jajku z pięknie podsmażoną kiełbaską, ułożoną na pieczywie w niemal artystyczny sposób. - Proszę, to dla was, słoneczka.

- Za dużo masz czasu, babo, żeby pieprzyć im takie głupoty w tej kuchni? - Silas odruchowo wręcz skarcił gosposię. - Owsianka nie dość dobra?

- Sami poprosiliśmy. - Corin usprawiedliwił Everamkę, odbierając od niej talerze. - Pani Gustawo, mówiła pani, że pan Mortimer mieszka w Everam? Vera, może ten Mortimer mógłby nam pomóc.

- Pan Mortimer zawsze ci pomoże, gołąbeczko! Powiedz tylko, że jesteś ode mnie! - Zanuciła kobieta, a kiedy miała już wolne dłonie, bezczelnie złapała Labrusa za policzek, jakby ten był małym dzieckiem. - A kto to zwiesił nos na kwintę?

Atmosfera zgęstniała, a temperatura jakby obniżyła się o kilka stopni, gdy lekarz spojrzał na Gustawę ze swojego miejsca. Lada chwila byłby gotów odgryźć jej rękę razem z głową, ale drzwi do lokalu otworzyły się szeroko. Do środka wmaszerowała drużyna z Dłoni Sulona, kończąc się Samaelem i Hewelionem. Ten pierwszy podtrzymywał tego drugiego w pionie. Hubert nie wyglądał dobrze, gdy jego twarz przybierała kolory od bieli po zieleń.

- Kogo me oczy widzą! - Ucieszył się Silas. - Skoro wy nie chcecie skarbów, to kapitan Hewelion z pewnością się nimi zainteresuje!

Hewelion nie interesował się skarbem. Zbyt Silasa machnięciem dłonią i usiadł na wolnym krześle, do którego doprowadził go Samael.

- Po co go tu przyprowadziliście? - Syknął Labrus.

- Kapitan musi coś zjeść. - Wytłumaczył niewinnie Samael.

- Zje i zwróci. Powinien odespać.
Obrazek

[Płonąca Zatoka] Wyspa Harlen

724
POST POSTACI
Vera Umberto
Całkiem prawdopodobne, że gdyby nie Gregor pilnujący Labrusa, a także Corin, obejmujący Verę, ta dwójka rzuciłaby się sobie do gardeł. Nie lubiła, gdy ktoś się na nią darł. Bardzo nie lubiła. Oczami wyobraźni widziała już, jak po jednym jej dobrze wymierzonym ciosie lekarz składa się w pół i ląduje na podłodze. Nie byłby wtedy taki chętny do pyskowania. Dzielenie łoża z kapitanem Hewelionem sprawiało, że pozwalał sobie zdecydowanie na zbyt wiele - nawet jeśli to dzielenie nie wyszło im tej nocy najlepiej, to nie usprawiedliwiało to takiego zachowania. Umberto zgromiła go spojrzeniem i chyba tylko cudem powstrzymała się, żeby po uspokajających słowach Leobariusa nie dodać "jak na pirata". Generalnie żeby nie powiedzieć niczego, czego potem wszyscy by żałowali. Yett czynił z niej lepszego człowieka, nieprawdaż? Tylko ze względu na niego ograniczyła się do wściekłego spojrzenia, jak nie ona. Mimo wszystko, to spojrzenie przeciągnęło się niebezpiecznie i mogłoby skończyć się różnie, gdyby w okolicy nie pojawiła się Gustawa i nie odwróciła uwagi Very.
Skinęła do gosposi głową, w ramach podziękowania za śniadanie, ale uniosła na nią wzrok dopiero wtedy, gdy znów wspomniała Mortimera.
- Kim on jest, Gustawo? Czym zajmuje się Mortimer? - zagadnęła. - Aspa nadal utrzymuje z nim kontakt? Może on mógłby się do niego odezwać. O ile w ogóle można Aspę brać pod uwagę w planowaniu czegokolwiek.
Zabrała się za pachnące śniadanie. Nie była pewna, czy się przyjmie, ale na szczęście jej żołądek nie protestował zbytnio. Zapach i smak smażonej kiełbasy były czymś, co skutecznie odwróciło uwagę Very od nieznośnego Viridisa i całej reszty omawianych teraz tematów. Rzadko poświęcała tyle uwagi jedzeniu, z reguły służyło ono tylko temu, by kapitan nie padła z wycieńczenia i było jej w gruncie rzeczy wszystko jedno, co dostawała w misce, czy innym talerzu. Dziś było inaczej, zajadała się, aż się jej uszy trzęsły.
Do momentu, w którym w Rybce nie pojawił się szaro-zielony Hubert. Ukryła rozbawienie, pakując do ust kolejny kawałek chleba w jajku i tylko krótko zerknęła na lekarza, który zareagował dokładnie tak, jak się spodziewała. Czyli jednak dobrze przypuszczała. Problemy w raju.
- Po owsiance to na pewno. Gustawo, niech Gustawa zrobi kapitanowi Hewelionowi to samo, co mi. Tłuste lepiej mu siądzie - stwierdziła z przekonaniem. - Zaproponowałabym, żeby leczył się tym, czym się struł, ale kiedy poprzednim razem Corin posłuchał tej rady, nie skończyło się to najlepiej.
Wzruszyła lekko ramionami i odgryzła kawałek zasmażanej kiełbasy.
- Na mnie działa.
Obrazek

[Płonąca Zatoka] Wyspa Harlen

725
POST BARDA
Atmosfera między Labrusem i Verą była napięta. Tych dwoje było bardziej do siebie podobnych, niż chcieliby to przyznać, ale niekontrolowani, mogli stworzyć mieszankę wybuchową, zwłaszcza w momencie, gdy któreś z nich miało niezbyt dobry nastrój. Viridis był również na tyle dumny, by nie ugiąć się przed spojrzeniem Very, nawet jeśli groził mu cios w wąsatą gębę.

Gustawa zdawała się nie wyczuwać żądzy mordu, ale puściła policzek lekarza, by znów skupić się na Verze. Westchnęła boleśnie na wspomnienie dawnego pracodawcy, aż złączyła dłonie i złożyła je na środku swoich wydatnych piersi.

- Pan Mortimer! Taki dobry, światowy człowiek! - Zawodziła Gustawa, unosząc oczy ku sufitowi, choć z pewnością miały być zwrócone ku niebu. - Dobrodziej Mortimer i śliczna panienka... Ach, tak za nimi tęsknię!

- To se do nich wróć. - Burknął Silas.

- Pan Mortimer nigdy by mi tak nie powiedział!

- Gustawo, jak to się stało, że zostałaś w posiadłości?
- Dopytał Corin, nie mówiąc wprost, że szlachcic zostawił ją na pastwę Aspy.

Gustawa zaczęła pociągać nosem, to Labrus pierwszy zareagował. Wyciągnął z kieszonki chustkę, jednak inną od tej, którą wycierał usta. Ta była obszyta koronką. Kobieta odebrała od lekarza kawałek materiału i osuszyła oczy.

- Pan zajmuje się handlem luksusem. Jedzenie, ozdoby, ubrania, meble... Nigdy nie było końca pracy! Ślęczał do nocy nad księgami, a ja z nim! Mój mąż jeszcze żył...

- Musiał uciekać przed tobą do grobu!
- Wtrącił Silas, ale Gregor zaraz upomniał go srogim spojrzeniem.

- Nie znam jego współpracowników. - Gustawa ciągle przyciskała materiał do oczu, raz do jednego, raz do drugiego. - Nie miał długów! Pani zmarła niedługo po narodzinach panienki, byłam dla niej jak matka, dla nich obu! Powiedział, że muszę zostać, dbać o posiadłość. - Kobieta w końcu zaszlochała, nie radząc sobie ze wspomnieniami.

- Gustawa idzie do kuchni, uspokoi się, zrobi śniadanie dla kapitana Heweliona. - Polecił jej Labrus. Lekarz, przez swą powierzchowność, cieszył się nieprzerwanym autorytetem, dlatego kobieta szybko oddaliła się w kierunku zaplecza, zabierając jego chustkę ze sobą.

- Czyli sprzedał ją razem z posiadłością. - Wnioskował Corin. - Albo oddał Aspie za coś innego... Będziemy próbować się z nim kontaktować?

Przygotowane przez Gustawę śniadanie było jak zwykle wyśmienite. Chleb był przypieczony we właściwym stopniu, a kiełbaska miała chrupiącą skórkę i miękki, soczysty środek. Corin wkrótce również zabrał się za jedzenie, ale nie powstrzymał uśmiechu nawet za kolejnym kęsem.

- Hubert już dawno jest poza możliwością leczenia klinem. - Skomentował, zerkając ku cierpiącemu kapitanowi. - Labrus, ty nie masz go czym poratować?

- A cóż to za kara bez lekcji?
- Sarknął Viridis, nawet nie patrząc w stronę partnera. - Następnym razem zastanowi się dwa razy, nim zacznie pić.

- Wiesz, że tak nie będzie.

- Wiem.

- Aa, kapitanie!

Samael złapał Huberta za ramiona, gdy ten złożył głowę na blacie stolika.
Obrazek

[Płonąca Zatoka] Wyspa Harlen

726
POST POSTACI
Vera Umberto
Vera przysłuchiwała się historii o Mortimerze, ale wątpiła, by faktycznie mógł on im jakkolwiek pomóc. Jeśli handlował luksusowymi dobrami, piraci byli jego naturalnymi wrogami. Mógł przegrać rezydencję w karty, mógł sprzedać ją za grosze, nie chcąc przeżywać bolesnych wspomnień, nie mając pojęcia, czym zajmuje się uprzejmy i nadzwyczaj sympatyczny elfi kapitan. Lepiej byłoby dowiedzieć się tego wszystkiego od Aspy, ale nie było go tu w tym momencie i z jakiegoś powodu Umberto czuła, że tak czy inaczej nie odpowiedziałby na żadne z jej pytań, z czystej złośliwości. Jak ona nie cierpiała tego elfa...
Odprowadziła Gustawę spojrzeniem na zaplecze i uniosła wzrok na Corina.
- Nie wiem. Nie wydaje mi się, żeby to jednak był dobry pomysł - przyznała. - Niczego o nim nie wiemy. Może wcale nie być tak skłonny do pomocy, jak byśmy chcieli, a tylko narobi nam smrodu i będziemy tego potem żałować. Im mniej osób, od których będzie zależne powodzenie tej akcji, tym lepiej. Postronnych w szczególności.
Uniosła wzrok na lekarza.
- Oczywiście, to tylko moja skromna opinia, mistrzu Viridisie. Gdzieżbym śmiała podejmować jakąkolwiek decyzję bez kapitana Heweliona - uśmiechnęła się i skłoniła nieznacznie głowę, w pełnym szacunku geście, skierowanym do lekarza. - Generalnie staram się nie podejmować żadnych, dopóki wszystkiego nie skonsultuję z rozsądnym, silnym mężczyzną, który może zdjąć ze mnie brzemię odpowiedzialności.
Wróciła do swojego śniadania i dojadła je do końca, później raz po raz zerkając na Huberta, który zdecydowanie powinien był zostać w łóżku. Mogli mu coś zamówić i przynieść do kajuty, zamiast przyciągać go do karczmy. Na pewno wyszedłby na tym lepiej, a Labrusa kosztowałoby to mniej nerwów. Dopóki jednak nie zamierzał zwracać zawartości żołądka na stół albo ich buty, było całkiem zabawnie.
- Pocałunkiem prawdziwej miłości - wtrąciła, gdy Yett spytał lekarza, czy on nie mógłby czymś poratować lekarza. - Z tego snu nie wybudzi go już nic innego.
Pochyliła się, by zajrzeć Hewelionowi w twarz. Nie wyglądał jak ktoś, kto był w stanie cokolwiek teraz jeść.
Obrazek

[Płonąca Zatoka] Wyspa Harlen

727
POST BARDA


Corin jadł powoli, delektując się śniadaniem i przysłuchując rozmowom. Oficer wydawał się czerpać dużą przyjemność ze śniadania przygotowanego przez Gustawę. Trip musiał się jeszcze wiele nauczyć, by choćby tak usmażyć chleb w jajku, a Vera? Vera musiałaby nauczyć się wszystkiego, od podstaw.

- Z pomocą Gustawy może moglibyśmy chociaż zatrzymać się u niego, żeby zrobić zwiad w Everam. - Zaproponował, wpatrując się w kawałek kiełbaski nadzianej na końcówce noża. - Bera i Cornelius są spaleni, ale... Veranika i Corinis jeszcze nie. Nowi zarządcy pałacyku, który nieszczęśnie spłonął?

Labrus parsknął.

- Pozostaje mi życzyć wam szczęścia z ustalania wersji wydarzeń z Rrgusem. - Sapnął, podnosząc się z miejsca z przesadnym dramatyzmem, podpierając się o blat i odsuwając krzesło z jękiem drewna szorującego po podłodze. - Skoro pani kapitan uważa, iż sprawa rozchodzi się o płeć, a nie o koleżeńską uczciwość i rozsądek współpracy, kim jestem, by wyprowadzać ją z błędu.

- Labrusie. - Zwrócił mu delikatnie uwagę Leobarius.

- Pan kapitan Hewelion jest już tutaj, proszę. - Viridis zignorował Gregora, za to wskazał dogorywającego kapitana. - Wierzę, że jego osąd będzie dla pani satysfakcjonujący. Życzę miłego dnia i miłych pocałunków.

Lekarz obraził się na wieki i skierował ku wyjściu w długich, żołnierskich krokach. Nie zamierzał pomagać Hubertowi ani słuchać dalszych słownych przepychanek.

Ciężkie, zmęczone westchnienia dobiegły z trzech gardeł: Corina, Silasa i Gregora.

- Ja dziękuję z takim pod jednym dachem. - Skomentował karczmarz. - To już to babsko lepsze.

Hewelion miał zamknięte oczy, ale kiedy wyczuł ruch obok siebie, otworzył je lekko.

- Vera... - Głos wydobywał się jak z otchłani. - Dobij mnie... Albo nie, jeszcze nie. - Jego twarz rozjaśniła się nieco. - Bo będziemy musieli to powtórzyć! Ale nie dzisiaj.

- Na razie proszę dojść do siebie, kapitanie. - Zachęcił Samael.

- Kiedy płyniemy do Everam? - Dopytał Hubert, ciężko dźwigając się do pionu, zaraz jednak oparł głowę na rękach, jakby sam jej ciężar był problemem dla karku. - I co to za skarb? Idziemy szukać skarbu? Przed czy po? Najpierw uratujmy tych biedaków.
Obrazek

[Płonąca Zatoka] Wyspa Harlen

728
POST POSTACI
Vera Umberto
Wzruszyła nieznacznie ramionami, nie do końca wiedząc, co o tym wszystkim myśleć. Zanim będą włączać owego Mortimera w swoje plany, musieli dowiedzieć się od Rrgusa jaka była prawdziwa wersja wydarzeń i czy w ogóle miało to jakikolwiek sens. Zerknęła na Yetta z ukosa.
- Wszystko zrobisz, żebym znów założyła sukienkę, hm? - spytała cicho, z rozbawieniem.
No dobrze, trochę żartowała sobie z Viridisa, ale nie sądziła, że będzie dziś tak przewrażliwiony. Spodziewała się tego jego standardowego wrogiego spojrzenia, upomnienia słownego, ale nie oburzonego opuszczenia karczmy! Zazwyczaj rzucał jakimś komentarzem, który Verze szedł w pięty, ale dziś chyba nie był jego dzień.
- Labrus, nie idź! - zaprotestowała i rozłożyła ręce, widząc, jak lekarz odchodzi. - Labrus, daj spokój! Ty też jesteś rozsądnym, silnym mężczyzną, który może mi pomóc! Potrzebuję cię! - zawołała za nim.
Wiedziała, że to nie zadziała. Gdy wyszedł, zatrzaskując za sobą drzwi, Umberto zacisnęła usta w wąską kreskę, powstrzymując śmiech. Cóż, nie spodziewała się, że tak go sprowokuje. Może nawet zajdzie do niego później i spróbuje przeprosić za swoje karygodne zachowanie. No, nie dosłownie przeprosić, ale jakoś się dogadać. Viridis mógł być nieznośny, ale w gruncie rzeczy całkiem go lubiła. Co mogłoby mu poprawić humor? Hubert, najprawdopodobniej, trzeźwy i w pełni sił, ale tego nie mogła mu zaoferować na zgodę. Cudów jeszcze czynić nie potrafiła.
- Najpierw to ty musisz dojść do siebie - odpowiedziała Hewelionowi. - Dziś na pewno nigdzie nie płyniemy. Może jutro, jeśli dzisiaj uda się nam to jakoś sensownie zaplanować. Ale musimy do tego usiąść, przemyśleć to, przegadać z Aspą. I ugłaskać Labrusa, bo jak komuś coś się stanie, a on, obrażony, nie będzie chciał wyjść z kajuty, to będzie kiepsko. Skarbem zajmiemy się później, po Everam - zgodziła się.
Wyprostowała się i dojadła śniadanie do końca. Potem przetarła usta wierzchem dłoni i odsunęła od siebie pusty talerz, unosząc wzrok na Jelonka. W sumie to jego tu szukała, czyż nie?
- Sam, strzygłeś kiedyś kobiety? - spytała.
Obrazek

[Płonąca Zatoka] Wyspa Harlen

729
POST BARDA


Corin odpowiedział na domniemania Very uśmiechem, bo nie pomyliła się zbytnio. W sukni od Aspy wyglądała pięknie, choć oszpecił ją makijaż, za to w ślubnej prezentowała się najwspanialej i nie musiała mieć wątpliwości, że tak właśnie uważał Corin.

Miłych odczuć nie miał jednak Viridis, bo opuścił towarzystwo, podążając w sobie tylko znanym kierunku. Nie zareagował na wołania Very, pozostała po nim tylko miska niedojedzonej owsianki, jako widmo przykrych słów, które miały być przecież tylko typową dla nich przepychanką. Stan Huberta i to, co między nimi zaszło, musiało odcisnąć się na nim bardziej, niż Vera mogła się spodziewać. Przynajmniej Hubert nie wydawał się tym przejmować.

- Daj mi godzinkę. - Poprosił, choć wątpliwym było, czy w godzinę doszedłby do siebie po takim zatruciu alkoholem. Musiał odespać, zjeść coś, odpocząć... - Spotkajmy się tutaj, powiedzmy, o zachodzie? Nie chcę gadać z Aspą... Ale chyba musimy.

- Nie dodasz nic o lekarzynie? - Zagadnął Silas.

- Przejdzie mu. Zawsze przechodzi. I nie zostawi rannego, choćby nigdy więcej nie chciał nas widzieć.

- Poczucie obowiązku większe niż poczucie rozsądku. - Skomentował Corin.

- Ehe, coś takiego. Dojadł owsiankę?

Gregor musiał być przyzwyczajony do układów między kapitanem i jego partnerem, bo bez słowa przeniósł niepełną miskę na stolik Heweliona. Kapitan złapał za łyżkę, ale nie zaczął jeszcze jeść.

Samael wydał się zaskoczony zainteresowaniem

- Kobiety? Strzyc..? Zdarzyło mi się strzyc długie włosy, jeśli to ma pani na myśli.

- Sam to skarb.
- Mruknął Hewelion. - Dałaś mi węgielek, a okazał się diamentem.
Obrazek

[Płonąca Zatoka] Wyspa Harlen

730
POST POSTACI
Vera Umberto
- Godzinkę...? - powtórzyła z powątpiewaniem. - Tak, o zachodzie lepiej. Możemy się umówić o zachodzie.
Teraz, kiedy już zjadła, oparła się wygodniej i bawiła się do połowy opróżnionym kuflem, obracając go w tę i z powrotem. Spojrzała w kierunku drzwi, jakby miała zobaczyć tam Viridisa, ale już go tam nie było i raczej nie zapowiadało się, żeby wrócił.
- Czy lekarze nie składają jakiejś przysięgi na koniec swojej edukacji...? - spytała. - Tylko nie wiem przed którym bogiem. Jakiejś... o tym, że zawsze muszą pomóc, jeśli mają ku temu możliwość? Ktoś mi kiedyś o tym opowiadał. Hubert, nie, poczekaj - powstrzymała skacowanego mężczyznę przed próbami jedzenia owsianki. - Gustawa robi ci dobre śniadanie. Gdzie będziesz zimną owsiankę teraz dojadał, zgłupiałeś? Zaraz dostaniesz coś porządnego.
Odsunęła miskę po Viridisie, zostawiając Heweliona z łyżką i pustym blatem przed nosem.
W odpowiedzi na zaskoczenie Samaela, wyciągnęła zza ucha krótkie kosmyki, prezentując wspaniałą fryzurę, jaką zafundował jej mroczny elf. Zanim cokolwiek wyjaśniła, słowa drugiego kapitana sprawiły, że uśmiechnęła się krótko, trochę smutno.
- Wiem. Mam tendencję do podejmowania decyzji, których potem żałuję - przyznała. - Ale cieszę się, że znalazł dla siebie miejsce w twojej załodze. Tylko tego chciałam - zwróciła się już do Samaela. - Żebyś po tym wszystkim, co przeżyliśmy na Pegazie i po twoich stratach, mógł odnaleźć się gdzieś na nowo. Zrobiłam to w jakiś totalnie chujowy sposób, najwyraźniej. Nie jestem... najlepsza w te sprawy. Od dawna już widzę, ile straciłam, ale nie cofnę przecież czasu.
Napiła się i przez chwilę obserwowała w milczeniu powierzchnię piwa, by w końcu ciszej dodać:
- Chciałam być mądrzejsza i nauczyć się na błędach. Mimo niechęci załogi pozwoliłam Sovranowi zostać. I jak na tym wyszłam? Tylko mnie wkurwia. Powinnam była wtedy nie przejmować się jedną Pogad, ale poświęciła dla nas Mżawkę, która należała już do niej. Pierdolone poczucie wdzięczności - prychnęła i westchnęła, unosząc wzrok z powrotem na rogatego. - W każdym razie, moje włosy ucierpiały w walce. Nie chcę mieć czegoś takiego, a Corin nie chce, żebym ścięła wszystkie do tej długości, więc pomyślałam, że może... potrafiłbyś coś z tym zrobić? Nie wiem, co. Z reguły po prostu skracam wszystkie na równo, kiedy robią się za długie.
Obrazek

[Płonąca Zatoka] Wyspa Harlen

731
POST BARDA
Hewelion skinął głową, przypieczętowując umowę o spotkaniu się wieczorem, a spojrzeniem wciąż kontemplował owsiankę przed sobą. Potrzebował wykrzesać z siebie siłę, by zmusić się do jedzenia w niesprzyjających do tego warunkach. Wciąż był blady, a sam widok jedzenia musiał go odpychać. Rozsądek nie był jego mocną stroną, kim jednak był, by odmawiać zaleceniom Samaela, który stał się specjalistą z przypadku, gdy jego własny prywatny lekarz odmawiał pomocy?

- Nie wiem, jak tam u niego było. - Skomentował, nawiązując do przysięgi lekarskiej partnera. - W Meridanos.

- Meriandos. - Odruchowo poprawił Gregor.

- Nigdy tam nie byliśmy. Mieliśmy jechać... - Westchnął z bólem, który mógłby sugerować, że plany nigdy już się nie ziszczą. Z drugiej strony, mógł po prostu znów odzywać się żołądek. - On nie musi przysięgać. H-hej, Vera...

Kapitan podążył spojrzeniem za miską, którą Vera zabrała mu sprzed samego nosa. To, że nie zdobył się jeszcze na jedzenie, nie znaczyło, że tego nie planował! Z jego gabarytami, mógłby wsunąć zarówno owsiankę, jak i śniadanie od Gustawy.

- Ja mogę skończyć. - Zaoferował się Samael, bo w rozrachunku został pominięty; gdy Vera i Corin delektowali się śniadaniem, oferując to samo Hewelionowi, Rogaty został z niczym! - I proszę tak nie mówić... - Zawstydził się, gdy zaczęły płynąć komplementy i przemyślenia. Opuścił wzrok, a ręce znów oparł na ramionach kapitana, jakby co najmniej był za niego odpowiedzialny. Hubertowi to nie przeszkadzało.

- Dbamy o niego jak możemy, a on dba o nas. - Zgodził się Hewelion, obracając łyżkę w dłoniach. - Nie zaczęliśmy zbyt dobrze przez samowolkę mojego bosmana, ale czujesz się już lepiej?

- Tak, dziękuję, kapitanie. I dziękuję tobie, pani kapitan.
- Odezwał się nieśmiało Samael, podnosząc spojrzenie na Verę tylko na moment. Nie nawykł do pochwał, bo spotykał się zwykle z obelgami, ale na Dłoni wiele się zmieniało. Dłoń mogła być drugim Chyżym. - Mogę spróbować naprawić to, co zrobił ten elf... ale nic nie obiecuję. - Podkreślił od razu.

Corin milczał, nie dodając niczego od siebie w temacie włosów, ani nawet Samaela. To był wybór Very.

- Zrobi ci tak, że będziesz zadowolona. - Poprawił go Hewelion. Rozmowa sprawiała, że odzyskiwał nieco werwy. - Próbowałem gadać z tym Sovranem, ale jakiś nie tego...

- Jest nieśmiały.
- Obronił go Corin.

- Ta, raczej nie zniża się do rozmów z plebsem. - Parsknął Silas. - Bez urazy, kapitanie.

- Co? Że ja dla niego za słaby do rozmów?

- ...jest nieśmiały.
- Przekonywał Yett.

W międzyczasie z kuchni wyszła Gustawa i choć wciąż pociągała nosem, postawiła przed Hubertem piękne śniadanie. Porcja była zauważalnie większa niż te, które przypadły Verze i Corinowi.
Obrazek

[Płonąca Zatoka] Wyspa Harlen

732
POST POSTACI
Vera Umberto
Nie pomyślała o Samaelu, ale widząc, że przywłaszczył sobie owsiankę, nie wnikała już w jego śniadanie. Gdyby chciał czegoś innego, mógł o tym powiedzieć, Hewelion pewnie bez wahania by za niego zapłacił, biorąc pod uwagę, że to on, a nie Labrus, trwał u jego boku podczas tego najcięższego z poranków. Znów mimowolnie zerknęła w kierunku drzwi, bo zżerała ją ciekawość. Dlaczego budziło to w lekarzu takie oburzenie? Może Hubert powiedział mu po pijaku coś, czego partner nie potrafił mu wybaczyć? Żył wśród piratów, do stanu nietrzeźwości i jej konsekwencji powinien już być przyzwyczajony.
Uśmiechnęła się do Samaela krótko, gdy na nią spojrzał, ale to był już koniec tego tematu - poszła jego śladem i odwróciła wzrok. Ona też czuła się niezręcznie, nie wspominając o fakcie, jak bardzo żałowała podjętej decyzji za każdym razem, gdy widziała, jak wartościowym załogantem było spotkane na Pegazie diabelstwo, albo kiedy Sam i Pogad jednak bez problemu funkcjonowali obok siebie w dowolnych warunkach, czy to tutaj, w Rybce, czy na plaży, czy na którymś ze statków. Popełniła błąd, nie pierwszy i nie ostatni. Trudno.
- Przyjdę do ciebie z tym dzisiaj, dobrze? Później - spytała, chowając krótkie włosy z powrotem za ucho.
Rzuciła Corinowi pełne powątpiewania spojrzenie, gdy uznał, że największym problemem aspołeczności Sovrana jest to, że jest nieśmiały. Tak, jak nie było to problemem u niej, tak nie było też u mrocznego i Vera była tego prawie pewna.
Nie wiedziała, dlaczego Hewelion zasługiwał na większą porcję, niż ich dwójka, ale poza zerknięciem na nią nieco zazdrośnie, niczego z tym nie zrobiła. Może Gustawa wiedziała już, jakie zapotrzebowanie żywieniowe miał ten człowiek, albo uznała, że gigantyczną stertą jedzenia wyleczy go z kaca. Tak czy inaczej, pachniało pięknie, tak samo, jak jej śniadanie chwilę wcześniej.
- No i jedz - zachęciła kapitana. - Zaraz się poczujesz lepiej. A co do Sovrana, to nie jest kwestia nieśmiałości. Nie potrafi pogodzić się z tym, gdzie trafił. Niczego nie docenia. Wiecznie ma tylko pretensje, wiecznie niezadowolony. Powiedziałam mu, że jak mu się nie podoba, to droga wolna, ale nie ma dokąd iść, więc będzie siedział na Siostrze i gnił w zarzyganej kajucie - zirytowała się. - Nie widzi, że załoga wyciąga do niego rękę. Nie widzi, że Corin z jakiegoś powodu skacze nad nim jak nad jajkiem... tak się mówi, nie? Nie, mówi się obchodzić się jak z jajkiem... - zmarszczyła brwi i potrząsnęła głową. - Nieważne, w każdym razie nie wiem, czego on kurwa chce od życia. Nie wiem, czego chce ode mnie. Dorosły facet, a zachowuje się jak gówniarz, gorzej niż Weswald. W dupie go już mam.
Uniosła wzrok na oficera i szturchnęła go palcem wskazującym w ramię.
- Niniejszym oficjalnie to z powrotem twój problem. Nie chcę jego lekcji, nie chcę jego magii. Umiem kląć tak, żeby mroczni mnie rozumieli, to mi już, kurwa, wystarczy.
Obrazek

[Płonąca Zatoka] Wyspa Harlen

733
POST BARDA
Vera nie mogła przewidzieć przyszłości, ale teraz przyszłość była przed nią i drwiła z niej wprost, gdy Hubert chwalił Samaela. Samo diabelstwo również zdawało się być zadowolone z miejsca, w którym się znalazło, stając się podoficerem Heweliona. Takim, który mógłby odciążyć Corina w jego obowiązkach... może miałby więcej czasu dla Very?

Samael zajął się owsianką, nie chcąc ciągnąć tematu swojej przydatności. Nie było to komfortowe, owsianka zaś była ucieczką, z której skorzystał. Z ustami pełnymi zimnej, szarawej brei pokiwał głową, godząc się z propozycją Very. Szerokopojęte "później" było dobrą porą na spotkanie fryzjerskie.

Hubert nie był tak przekonany do swojego śniadania, jak Jelonek. Dźgnął kiełbaskę raz czy dwa razy, nim włożył pierwszy kęs do ust. Wydawał się spodziewać odruchu wymiotnego, ten jednak jeszcze nie nadszedł.

- Skoro tak mówicie... - Westchnął, przeżuwając powoli.

- Jak to ci nie pomoże, truskaweczko, to dam ci do wypicia surowe jajko! - Zasugerowała Gustawa.

- Na razie tylko rzyga, nie chcesz chyba, żeby gacie zbeszcześcił! - Oburzył się Silas. - Jajka tylko ścięte!

- Bo ty o swoje kurki nie dbasz, ty huncwocie ty!

- Sovran naprawdę jest nieśmiały.
- Corin starał się wtrącić między kłótnią Silasa i Gustawy, która nabierała na sile. - Mówił mi o tym. Chciałby rozmawiać z innymi, ale nie wie, jak.

- Wczorajszego wieczora, chciabym zauważyć, pod koniec stał się rozmowny... - Wtrącił Gregor, poprawiając się na krześle. Ze spokojnej, kulturalnej rozmowy z Labrusem trafił prosto w towarzystwo osób, które spokoju zachować nie potrafiły, nie zamierzał jednak wstawać. - Lecz mógłbym przysiąc, że mówił głównie w swoim języku i, prawdę mówiąc, brzmiał, jakby nam wszystkim groził.

- To po prostu jego język.
- Yett nie dawał się przekonać. - Ighnys trochę go rozumie, może potwierdzić. Vera, trochę przesadzasz... winisz go za to, że nie potrafi się odnaleźć?

- Ja? - Nadszedł z tyłu głos Weswalda, który przecież był obecny w tawernie. Chłopiec wyłapał swoje imię z daleka.

- Niektórzy się go boją. Jak Weswald. - Corin wskazał na uzdrowiciela, który nie do końca wyglądał, jakby wiedział, o czym była mowa, zatopiony we własnym świecie. - A inni nim gardzą. Niewielu jest takich, którzy naprawdę chcą zawiązać z nim jakąś relację. Na przykład ty, Vera. Nigdy nie przestał być moim problemem.

- Ja- -o nie -cesz, to mo-esz mi -o odda-. - Zasugerował niewyraźnie Hewelion. Usta miał pełne śniadania, ale nie przeszkadzało mu to w mówieniu. Należało dziękować bogom, że nie widział tego Labrus.
Obrazek

[Płonąca Zatoka] Wyspa Harlen

734
POST POSTACI
Vera Umberto
Zapomniała, że Weswald był w tawernie. Gdy się odezwał, zerknęła na niego i machnęła dłonią, dając mu do zrozumienia, że niczego od niego nie chce, żeby nie poczuł nagłej potrzeby dołączenia do nich. Mimo to, dobrze było wiedzieć, że jakimś cudem przeżył pierwszą noc wolności pod ucieczce spod matczynego obcasa.
Oparła się potem i skrzyżowała ręce na klatce piersiowej, odgradzając się tym samym od całego świata i od Yetta, który uparcie bronił mrocznego. Tym samym uciekła też spod jego ramienia, bo przecież nie zamierzała siedzieć przytulona do niego, gdy się kłócili. No, może nie kłócili, ale wymieniali sprzeczne poglądy, póki co stosunkowo spokojnie.
- Nie winię go za to, że nie potrafi się odnaleźć! Winię go za to, że za swoją nieumiejętność odnalezienia się obwinia nas. Obwinia mnie - wskazała kciukiem własną klatkę piersiową. - Na przykład ja, co? Ja nie próbuję, czy ja próbuję? Wiesz co, może masz rację. Może powinnam pójść go przeprosić. Przeprosić za to, że dostał własną kajutę, że dziewczyny szyją mu ubrania i załoga wyciąga go wieczorem do wspólnego picia. Za to, że nie musi siedzieć przy linach i żaglach, ani nie czyści pokładu, jak każdy nowy na statku. Za to, że ktoś chodzi w miastach za tymi jego pierdolonymi odczynnikami do zaklęć. Za to, że popłynęliśmy do Tsu'rasate po uzdrowiciela dla niego. Za to, że nie zabiłam go, ani nawet nie wyjebałam z załogi, kiedy otwarcie mi się sprzeciwił podczas przesłuchania. Masz rację! Powinnam go przeprosić.
Podniosła się nieco we frustracji podczas tego monologu, więc gdy skończyła, opadła z powrotem na oparcie i wbiła ponure spojrzenie w powierzchnię piwa.
- Próbuję, Corin. A przynajmniej próbowałam. Wiesz, że nie potrafię lepiej - mruknęła jeszcze w nagłym przypływie szczerości.
Naprawdę robiła, co mogła. Na tyle, na ile pozwalały jej ograniczone umiejętności nawiązywania relacji. Sovran miał barierę językową, ona miała barierę zjebanego mózgu, najwyraźniej. Nie zmieniało to jednak faktu, że nie uważała, by akurat w tym przypadku zrobiła cokolwiek, za co mag miał prawo się na nią obrazić, jak pokrzywdzona panienka. Rzuciła Hewelionowi tylko jedno ze swoich chłodnych spojrzeń, ale nie odpowiedziała na propozycję. Nawet jeśli chętnie pozbyłaby się mrocznego z załogi, Yett by się na to nie zgodził.
Obrazek

[Płonąca Zatoka] Wyspa Harlen

735
POST BARDA


Weswald nie rozumiał. Był zbyt śpiący, by zrozumieć swoją owsiankę, a co dopiero słowa kapitan i jej gesty. Dziewczęta wymęczyły go, gdy płacił hojnie.

Yett nie walczył, nie trzymał Very przy sobie, gdy ta uciekała spod jego ramienia. Posłał jej smutne spojrzenie skopanego psa.

- On nie ma porównania. - Tłumaczył oficer. - Dużo dla niego robisz i on to widzi. - Starał się przekonać Verę. - Przecież sam również stara się pomagać. Zrobił dla nas bardzo dużo.

- Niby taki paskudny, a gęba się wam o nim nie zamyka! Pomyślałby kto, że się w nim zakochali, jedna z drugim. - Zauważył Silas kwaśno, wstając ze swojego miejsca. Czas było wracać do pracy. Zwrócił się jeszcze do Heweliona, zainteresowanego chwilowo tylko swoim śniadaniem. Najwyraźniej było smaczniejsze i lepiej wchodziło, niż zakładał. - Powiedz, kapitanie, jakby go przemalować na odpowiedni kolor, to byłoby coś z niego?

- Co masz na myśli: odpowiedni kolor, brutalu?!
- Podłapała wyraźnie ciemnoskóra Gustawa, jak na Everamkę przystało.

- Na pewno nie taki, jak twój! - Odpowiedział jej łysy karczmarz... I nawet jeśli nie miał nic do Everamczyków, to przekomarzał się z Gustawą tylko po to, by ją zdenerwować.

Hubert uśmiechnął się do obojga, ale tym razem nie odpowiadał. Cokolwiek myślał o Sovranie, zostawił to dla siebie, bo nie dość, że nieładnie było mówić o nieobecnym, to możliwe, że wcale nie był koneserem męskiego piękna. Labrus mógł urzec go czymś innym, aniżeli zadbanym wąsem, może okropną osobowością?

Drzwi karczmy uchyliły się i do środka wszedł mężczyzna. Wysoki, postawny brodacz wyglądał na pewnego siebie, wchodził, jakby do niego należała cała Cycata. Hewelion ożywił się i uniósł rękę na powitanie.

- Poczta z Karlgardu! - Oświadczył przybysz.
Obrazek

Wróć do „Wschodnia baronia”