POST BARDA
Uwaga Very nie spodobała się Labrusowi. Lekarz przeniósł na nią swoją uwagę, a wyciągnąwszy z kieszonki śnieżnobiałą chustkę, otarł usta i wąs. - Nie widzę powodu, dla którego powinniśmy pozostawiać decyzyjność wam, pai kapitan. - Wytknął jej w mało przyjemny sposób, gdy już oczyścił twarz z nieistniejących na niej resztek owsianki. - Opinie są mile widziane, ale takie uwagi: wręcz przeciwnie. Twierdzisz, że twoje zdanie warte jest więcej niż zdanie, choćby, Huberta?
- Już, już. - Corin odezwał sie, zanim zdążyła rozgorzeć regularna wojna między lekarzem i panią kapitan. - Vera nie miała na myśli nic złego.
- Nie zapraszaliśmy nikogo do akcji. Można powiedzieć, że sami się zgłosili. - Pospieszył z wyjaśnieniami Gregor. - I jestem pewien, że nikt nie będzie miał nic przewko temu, by Siódma Siostra dołączyłą do akcji.
- Oczywiście, że dołączy. - Yett postanowił za Verę. - Obiecaliśmy to wam i Yoh-Ghurtowi. Wierzę, że Osmar rozmawiał z nim na temat przyjęcia do załogi. Jesteś za, prawda, Vero? - Dopytał, bo założył, że rozumiało się to samo przez się. Rozmawiali już z orkiem i przecież chcieli go na pokładzie! - Nie martw się, Gregor. Odzyskamy dla ciebie Białego Kruka.
- Oczywście, że odzyskacie. - Powtórzył Labrus cynicznie.
- Daj spokój, jest za wcześnie na kłótnie. - Westchnął Corin, zaciskając dłoń na ramieniu Very, by dać jej znak, że jest obok i że nie warto denerwować się na byle marudnego lekarza. - Wracając... Vera ma rację. Nie ma co planować teraz, gdy nie wiemy, jak dokładnie wygląda okolica budowy w Everam.
- Kapitan Urong wypłynął jakiś czas temu i jeszcze nie wrócił. Nie wiem, kiedy wróci, nie mówił. - Dodał Silas. - Ale wiem coś innego... kojarzycie Szpony Jędzy?
- Mówisz o Kościach Staruchy?
- To Kły Czarownicy. - Mruknął Labrus, wciąż obruszony.
- Ile załóg, tyle imion!
Vera wiedziała, do czego nawiązują piraci. Na południowym wybrzeżu Varulae, tam, gdzie dżungla schodziła do wody, na płytkim dnie czaiły się ostre, zdradliwe kamienie. Skały był dość wielkie, by przeorać dno każdego statku i zatopić go na dobre. Miejsce cieszyło się złą sławą i każdy żeglarz omijał je jak tylko mógł. Siódma Siostra dotąd nigdy nie pożeglowała w tamte rejony - byłoby to samobójstwem.
- Podobno jakiś kupiec chciał przeprowadzić tamtędy swój konwój, ale jak się skończyło, nie muszę mówić. Sęk w tym, że przez te zęby, szpony, czy tam kły, nikt nie odważył się popłynąć, by zebrać towar. Bogactwo leży tuż pod taflą wody i czeka na śmiałka!