Re: Twierdza Orlej Straży [Wschodnie Kareliny]

61
"Z tą bronią możemy przepędzić demony z północy!" na widok Orła, kapłanowi przypomniały się słowa tegoż gdy tylko zobaczył Ragdalla. Jego "pomoc" Suranie mogła być nieco większa niż pani admirał mogła tego chcieć, więc kolejny przesiew krasnolud będzie musiał wziąć na swoje barki.

A może to o tym mówiła Orsula w niedawnej wizji? Czy Martelo mógłby zostać tyranem i zagarnąć władzę dla siebie mająć pod dowództwem armię golemów? - te i podobne myśli zaczęły nagle rosnąć pod kapturem Myhra, lecz nie było teraz na nie czasu.

- Bądźcie pozdrowieni kapitanie Martelo, admirał Surano - odpowiedział kapłan lekko skłaniając głowę w geście powitania. - A więc gdzie są ci ludzie? Chciałbym ich poznać, zobaczyć. Czy udało się przynieść kogoś ze szpitala? - spytał spoglądając na elfkę.

- I czemu tak szybko opuściliście fort? Chciałem przecież przejść przez całą Twierdzę, pokazać ludziom twarze tych, którzy się dla nich poświęcą. Twarze, których już nigdy więcej nie zobaczą, a z których powinno się ich zapamiętać. To byłoby takie symboliczne... Turonion by się ucieszył, że oddaję im sprawiedliwość. Myślicie, że zdążymy jeszcze to zrobić? Nie będziemy iść aż do kaplicy ale może chociaż kawałek po kaplicy mieszkalnej?

Schopfer w namiocie też nie był dobrym znakiem. Kapłan zwykle nosił młot przy sobie bądź trzymał go w kaplicy gdzie i tak często przesiadywał. To, że ktoś go tu przyniósł świadczyło o nieostrożności krasnoluda. A w tych czasach i przy tej sytuacji nie można sobie pozwolić na nieostrożność...

Re: Twierdza Orlej Straży [Wschodnie Kareliny]

62
Oczywiście, że się udało. Z tego akurat – powiedział kapitan Martelo przeciągający sylaby – radowałbym się, to bym wykorzystał. Nic lepszego chorym zaproponować nie możemy, a powrót do zdrowych to cena jaką poniosą. Bo, mości kapłanie – zwrócił ku niskorosłemu wzrok – Wojna, która trwa, zapewniam, wszyscy mają jej dosyć. Wojsko, prosty lud, kupcy i przedsiębiorcy. Sam fakt zakończenia wojny powitany będzie w całej północy z wielką radością, niezależnie od tego, jak wojna się skończy. Dla chorych to szansa na ozdrowienie, dla pozostałych szansa na normalne życie.


Martelo obrócił się na pięcie mistrzowsko, długa płachta podpięta do naramienników zatańczyła na wietrze, gdy nadal tempa marszu. Machnięciem palców, jak wołaniem na pupila, zachęcił Sol Mhyra do podążenia za jego majestatycznie kroczącą osobowością. Ziemia usłana była zbitym od dziesiątek podeszew śniegiem, którego nie godziły już żadne inne kroki. Stanęli raptem przed białym, acz naznaczonym żółcią i pleśnią u podstawy namiotem. Łysy potrząsnął rudymi brwiami, po czym uchylił kurtynę, za którą skryci byli na prowizorycznych łożach polowych kombatanci wojenni. Ci ledwo dychający, z gorączką i wypiekami, z zaplutą krwią koszulą. Tak słabi, że ledwie opuszczali krainę snu, coby zwilżyć usta. Ale byli także inni - kaleki. Bez ręki, nogi lub obydwu kończyn.

Nie przeszkadzajmy im. – zasłonił kurtynę zza której podglądali zgromadzenie chorych.


Tam – znacząco skomentował dalszy kierunek marszu, wskazując zgraję mężczyzn.

Podeszli bliżej. W większości byli tsm bruneci o ciemnych gęstych brodach. Mężowie ostrzyli piki, miecze, podkuwali konie. Ktoś gotował potrawkę w wielkim miedzianym kotle. Nikt nie zwracał uwagi na kapitana Martelo i towarzyszącego mu Sol Mhyra.

To oni – kapitan stanął obok kapłana i poklepał go po ramieniu - To jest Orla Straż z prawdziwego zdarzenia. Byli ojcowie, którym demony odebrały potomków. Błąkający się rycerze z Keronu, szukający ukojenia w walce ze złem, honorowi aż boli – dodał.

Tam siedzą górnicy – wskazał palcem - mówiłeś, kapłanie – chrząknął – że Schopfer jest darem od samego Kiriego. Ci to mężowie utracili swe domostwa i kopalnie, które zmiotły z gruntem biesy przeraźliwej Wieży. Chcą oddać się naszej sprawie. Widzisz! My teraz jednością mocni, wszyscy alianci, jednej sprawy adherenci!


Owóż nadeszła wiekopomna chwila, by kapłan Turoniona sięgnął po anachroniczny przymiot i za jego sprawą powołał do walki kamienne wojsko.

Martelo mocno trzymał swą dłoń na jego ramieniu, okazując wsparcie. Surrana wlekła się za plecami mężczyzn jak na kobietę przystało. Kamieniołom gotów był do użytku, to też osadzony na niedźwiedziej skórze w odosobnionym wigwamie Schopfer.

Re: Twierdza Orlej Straży [Wschodnie Kareliny]

63
Kapłan Turoniona szedł za kapitanem z zaskoczonym wyrazem twarzy. Sądził, że zastanie tu 10 osób, tak jak polecił Surannie. W większej skali spodziewał się maksymalnie kilku tuzinów ochotników. Tymczasem przechodził koło tych wszystkich ludzi, chorych, żołnierzy, górników i bogowie wiedzą kogo jeszcze nie mogąc ich do końca zliczyć.

Sol Myhr był zaskoczony widokiem ich wszystkich, lecz determinacja jaką powziął wcześniej go nie opuściła. Miał zadanie od samego Turoniona i musiał je wypełnić. Wszedł do wigwamu z Schopferem, złapał młot i wyszedł z nim na zewnątrz. Następnie stanął na najwyższym w okolicy kamieniu i przemówił do prowizorycznego obozu starając się przekrzyczeć ogólno panujący gwar:

- Orla Straży! - poczekał aż zwróci się na niego większość pobliskich oczu po czym kontynuował - Kapitan Martelo i admirał Suranna zebrali was dziś tutaj bo to ja ich o to poprosiłem. Ale i ja byłem tylko posłańcem, bo prawdziwymi, którzy was tu zgromadzili byli Turonion i Kiri! - na te słowa krasnolud uniósł młot ponad swoją głowę i tak go trzymając ciągnął swoją przemowę.

- To oni dali mi boski młot który właśnie widzicie. Schopfer, ten który tworzy. Jest on w stanie przenieść duszę w kamienne ciało, golema, jakiego prawdopodobnie widzieliście już w twierdzy. Jest nim Ragdal, członek Orlej Straży który towarzyszył mi w wyprawie do Gautlandii. Zyskał on wielką siłę i moc, ale wiąże się z tym także wielka odpowiedzialność. Odpowiedzialność za nasz gatunek: ludzi, elfów, krasnoludów. Jedynym wrogiem Równych będą plugawe demony i to właśnie z nimi przyjdzie wam się bić!

Boski młot nie należał do lekkich, lecz kapłan nie przejmował się tym w tym momencie, poniosła go boska inspiracja. Zszedł z głazu, na którym stał i zwrócił się do Martelo i Suranny:

- Proszę was, abyście wpuszczali do namiotu po jednej osobie, myślę, że najpierw powinni to być chorzy i kaleki. Gdy ktoś wyjdzie z namiotu, dajcie mi chwilę i może wchodzić kolejny - po tych słowach, nie czekając na potwierdzenie czy sprzeciw, wszedł do namiotu.

Każdego z wchodzących Sol Myhr prosił o zdjęcie wszelkich ubrań, które mogłyby zostać przekazane dla biedniejszych, oczywiście zachowując podstawową odzież. Następnie nadchodziła seria pytań:
- Jak ci na imię, Ty, który chciałbyś zostać jednym z Równych?
- Czy jesteś gotów porzucić dotychczasowe życie aby oddać je Turonionowi?
- Czy wyrzekasz się niegodziwości, bezzasadnej agresji, złośliwości i chciwości?
- Czy przyrzekasz nie krzywdzić ludzi, elfów, krasnoludów i innych ras Herbii, które nie będą atakować niewinnych?
- Czy przyrzekasz dążyć do sprawiedliwości w każdej postaci?
- Czy przyrzekasz wypełniać wolę Orlej Straży, a jeśli wyda ci się ona wypaczona zgłosić to aktualnemu pasterzowi Turoniona?
- Czy zgadzasz się na zniszczenie w przypadku złamania wcześniej wypowiedzianych przysiąg?


Jeśli na którekolwiek pytanie odpowiedź będzie brzmiała "nie", niestety petent zostaje wyproszony, a wpuszczony zostaje kolejny. Jeśli wynik jest pozytywny, kapłan każe mu uklęknąć (jeśli to możliwe), kładzie mu ręce na głowie i wypowiada słowa:
- "Imię", strażniku/strażniczko z Orlej Straży, zostałeś/łaś wybrana przez Turoniona i Kiriego na wybawiciela północy spod panowania demonów. Nie jesteś i nie będziesz jedyny/na z tym brzemieniem, dołączą do ciebie kolejni chętni i razem przepędzicie plagę z całej Herbii. Twoje imię i poświęcenie sprawie nie zostanie zapomniane.

Krasnolud uderza wtedy skałę robiąc skorupę pod przyszłe ciało golema, następnie kładzie ręce ochotnika na boskim młocie a następnie nakierowuje go nad jego/jej głowę.
- Już czas. Gdy dotknie cię młot Schopfer, obudzisz się zupełnie odmieniony/na i staniesz się jednym z Równych - po tych słowach narzędzie zostaje puszczone prosto na głowę ochotnika. Po przebudzeniu w nowym ciele, kapłan nie pogania nikogo do wyjścia. Pozwala usiąść, przyzwyczaić się do nowego ciała, odpowiada na pytania. Dopiero gdy Równy jest psychicznie gotowy, może wyjść z namiotu i pokazać się innym na odchodnym słysząc:
- "Imię" od teraz jesteś jednym z Równych, młotem na demony, posłańcem Turoniona. Ruszaj i ciesz się nowym życiem.
Spoiler:
Po wyjściu, byłe ciało zostaje odciągnięte na boki zakryte kocem. Po kilku przemianach w głowie krasnoluda pojawiła się myśl: Miało być ich tylko dziesięciu dziennie żeby nie widzieli ciał poprzedników...

Re: Twierdza Orlej Straży [Wschodnie Kareliny]

64
Umarł pierwszy. Terapia, jakem traktowano chorych, do nowej ich przywiodła rzeczywistości. Od tego przeniesienia tak im wtenczas krew zagrzała, że ich apopleksja tknęła i paralusz. Stali dniem i nocą bez mała jak ten pień. Ale wydobrzał każdy. Chodzili nawet. Szeptali, a szept ten jak wicher muskający skały był.

Gdy wszystek kalek bez kończyn, o podziurawionych kiszkach i chorych na śmiercionośną dusznicę zeszedł z łóżek i pod postacią kamiennych zbroi przeszedł pod drewniane wiaty u podnóża skały. Wtem czas przyszedł na ochotników. Kolejka na setek chłopa, że końca nie widział niskorosły kapłan. Mali, duzi i chudzi. Biedni, zarośnięci, zaniedbani, kulawi, niedożywieni oraz tak wyniszczeni doczesnym żywotem, że uwolnienie z ludzkiej powłoki zdawało się być dla nich łaską. I chociaż cena jaką płacili była sroga, pragnęli tegoż ponad wszystko. Życie oddano, bowiem zawieszona w wykutym z kamienia ciele dusza była zimna jak ten kamień. Wyzbyta emocji, sucha niczym piaski Urk-hun. Przypominali, o ironio, lunatyków, nigdy tak do końca nie przebudzonych, ale i nie śpiących.

***


Ciepłe dni stawały się coraz krótsze, nadeszła kalendarzowa zima. Wieści o armii golemów rozniosły się pod wody Salu, a także do podziemi Turonu. Zewsząd przybywali ochotnicy, chętni walczyć w imię Północy. W imię wyswobodzenia jej spod jarzma demonów. Nikt, ale to nikt nie znał detali tegoż rytuału. Golemów pilnowali najbardziej zaufani z najemników Martelo. Dbał o to, każdego dnia osobiście doglądając straży. Mhyr mógł tylko podejrzewać to, czym podyktowana była separacja. Być może kapitan obawiał się zniechęcenia przyszłych ochotników - kolejnych do uzupełnienia luk w kamiennym szwadronie. Gdyby tylko poznali konsekwencje przemiany, gdyby...

Pewnego zimowego dnia za murami Orlego fortu, oddając się codziennej przechadzce, kapłan Mhyr nie podejrzewał, że przyjdzie mu wpaść prosto w oko cyklonu.

Jest nas zbyt mało, to samobójstwo! – odparła elfka Surana, próbując zatrzymać ignorującego ją kapitana Martelo.

Wystarczająco dużo! – warknął mężczyzna, a wtem czarodziejka skoczyła przed niego.

Nadeszła zima, nie można...

Mamy armię, która nie zna chłodu. Nie męczy się. Może maszerować za dnia i w nocy. Chyba zapomniałaś, dlaczego tutaj jesteś, elfko. Musimy przepędzić demony spod Błyszczącej Góry.

Chodzi wam tylko o złoto, które jest w tych kopalniach – nim skończyła, jeden z trójki orłów chwycił ją za nadgarstek aż spochmurniała i przyciągnął do siebie.

Pod Błyszczącą górą rozciągają się pola, domostwa i lasy, w których mogą zamieszkać ludzie. Jeśli w kopalniach wciąż znajduje się złoto, przekujemy je w zbroję, oręż oraz jedzenie. Wy elfy jesteście – urwał, gdy spostrzegł obserwującego ich kapłana. Czym prędzej wypuścił jej rękę z żelaznego uchwytu.
Kapłan Mhyr! – odparł radośnie, pochyliwszy się w półukłonie.

Re: Twierdza Orlej Straży [Wschodnie Kareliny]

65
- Kapitanie Martelo, admirał Surano - odpowiedział krasnolud również się kłaniając - Nie będę krył, że podsłuchałem część waszej rozmowy i niestety pani admirał, muszę się przychylić do zdania waszego przełożonego. Zbieranie armii nie może trwać w nieskończoność, wróg na pewno też mobilizuje potężniejsze siły, z pewnością zna plotki o golemach. Demony są sprytne, będą szukały sposobu na golemy. W końcu udało im się pokonać Riwan, zawalili na nią kopalnię. Dodatkowo zdobycie Błyszczącej Góry znacząco podniesie morale, da nam pewność, której potrzebujemy w misji odbicia Północy.

- To, że będzie to bogata ziemia także powinno pomóc. Ludzie chętniej będą tam ściągać, bardziej walczyć o swoje. Nie możemy tylko dopuścić do tego, aby byli zdani tylko na Równych. No i przede wszystkim - muszą się dowiedzieć, co Równi poświęcili, aby stać się tym kim są...
- ostatnie słowa Sol Myhr wypowiedział twardo, pokazując, że ta kwestia nie podlega dyskusji.

Kapłan nie był pewien swoich słów, jednak miał dość czekania. I przemieniania. Przemieniania, które kojarzyło mu się z zabijaniem, zabijaniem bezbronnych i niewinnych. Czasami brzydził się sam sobą, lecz potem przypominał sobie, że służy bogu równowagi, a równowaga jest zachowana podczas tej metamorfozy: ciało za ciało, dusza pozostaje twoja. Wiedział już, że Turonion nie zawsze jest łaskawy, ale co ci odbierze, odda z nawiązką.

Tak i teraz, Pan Lodu dał potężny młot swemu kapłanowi w zamian czegoś oczekując. Czy to będzie armia, czy odbicie Północy, tego się dowiedzą w przyszłości. Na razie pozostaje czekać na to, jaki los zgotują im bogowie...

Twierdza Orlej Straży [Wschodnie Kareliny]

67
POST BARDA
Minęło parę miesięcy od momentu zdobycia Błyszczącej Góry przez siły sojuszu. Tamas w tym czasie dochodził do siebie z powodu obrażeń, jakie zadał mu Dowódca sił demonów. Najbardziej oberwała lewa noga i prawa ręka. To one tak długo się regenerowały z powodu ran zadanych magicznym mieczem. To był także czas, gdzie mógł pozbierać się psychicznie po śmierci tak wielu osób z jego oddziału. Ci, co przeżyli, rozeszli się, bo jak komuś raz śmierć spojrzała przez oczy, mało kto ma siły, by ponownie walczyć. Zważywszy, że cała akcja z Błyszczącą Górą okazała się jedynie sprytnym wybiegiem, który miał odciągnąć uwagę. Sama Góra nie przedstawiała żadnego znaczenia dla sił inwazyjnych. Nie posiadała żadnych zasobów, a jedynie wątpliwe znaczenie strategiczne. Wybieg, będący częścią większego planu udał się doskonale.

Orla Straż od dłuższego czasu dostawała informacje o dziwnych wydarzeniach, które dochodziły z północy. Znikali ludzie, a także dochodziły dziwne raporty prosto z Thirongad, mówiące o czarnych przybyszach o dziwacznym wyglądzie. Co prawdę nie miały one krzty sensu, dopóki nie wysłano oddziału zwiadowców. Ci nie wrócili. Później zorganizowano większe siły, a ci, co wrócili, przekazali dość okropne wieści. Mroczne elfy, znane z legend wychodziły z jakiegoś dziwnego, magicznego miejsca. Nie były to, co prawda jeszcze siły zdolne do inwazji, ale porywali ludzi z okolicznych wiosek. Z każdym dniem ich liczba, wraz z demonami, rosła. Uratai, żyjący z dala od miasta masowo emigrowali do wielkiej fortecy, by uchronić się przed zagrożeniem. Sama twierdza jeszcze pospiesznie była rozbudowywana, by wzmocnić jej mury. Szamani pracowali nieustannie, by przygotować się na to, co nadciąga. Ci, pośród tych, którzy zajmowali się wróżeniem, przepowiadali zagładę znanego nam świata.

W samym Thirongad wrzało. Tyle plemion, co tam się znajdowało, przypominało jedna wielką beczkę z rekinami. Tylko twarda ręka przywódcy powstrzymywała większy rozlew krwi, ale burdy wybuchały często. Mając jednak nietypowego wroga w okolicy, w jakiś sposób jednoczyło te ludy. Nad samą bramą przestało docierać światło słoneczne. Wielka chmura, jakby sam wulkan wyrzucił z siebie ogromne ilości pyłu i sadzy, tworzyła się i powiększała cały czas. To nie był dobry czas.
Licznik pechowych ofiar:
8

Twierdza Orlej Straży [Wschodnie Kareliny]

68
Powrót do zdrowia był ciężki. Początkowo słyszał, że utraci być może nogę, potem jednak pojawiły się cudowne wieści, że zaszyta rana dobrze reaguje na medykamenty, a sam Tamas odczuwał na koniuszkach palców u stóp i ręki jakieś bodźce. Szczęście w nieszczęściu, jeśli liczyć czas poświęcony w lazarecie. Mężczyzna czuł się wtedy tak potwornie bezużyteczny, patrzył na krzyczących i umierających ze smętnym spokojem, ale w głębi krwawił bardziej, niż ktoś komu trafiono w tętnice.
Nieprawda, że czas leczy rany i zaciera ślady. Może tylko łagodzi przykrywając wszystko osadem kolejnych przeżyć i zdarzeń. Ale to, co kiedyś bolało, w każdej chwili jest gotowe przebić się na wierzch i dopaść. Nie trzeba wiele, żeby przywołać dawne strachy i zmory. Gdyby nawet trwały w ukryciu, zepchnięte na samo dno, to przecież gniją gdzieś tam, na spodzie, i zatruwają duszę, zawsze pozostawiając jakiś ślad - w twarzy, w ruchach, w spojrzeniu - tworzą bariery psychiczne, kompleksy. Nie pomoże wódka, nie pomoże szarpanie się w skrajnościach, od usprawiedliwiania do potępiania. Pozostało liczyć na to, że Tamas postępował odpowiednio i że poświęcenie tych wszystkich ludzi nie było na marne.
Wygrali, a więc w jakimś stopniu byli nadal nad demonami. Dowódcy poklepali się po ramionach, a liczby umarłych zginęły w raportach.

Tamas spojrzał na rękę, której schodziły ostatnie sińce. Zacisnął ją i wyprostował. Była sprawna. Ponownie powrócił do oglądania swojego wyjątkowego ostrza z topazową żyłą. O dziwo duży miecz nie doznał większych obrażeń na stali demonów. Do tej pory już przyzwyczaił się do jego masy, ale dłuższy czas bez ćwiczeń przypłacił też nieco ślamazarnymi ruchami przy walce. Noga również praktycznie zagoiła się, jednak jakoś z przyzwyczajenia na nią utykał.

Wstał ze skrzyni i odłożył osełkę na skrzynie. Ruszył powoli przez dziedziniec na plac ćwiczebny, aby wznowić swoje ćwiczenia z bronią. Był silny, ale mięśnie mu zwiotczały nieco. Przez wojnę miał też czasami sny o minionych wydarzeniach, jednak powoli to wszystko odchodziło, jakby było jedynie złym snem. Pewnie byłoby tak, gdyby połowa z jego chłopaków nie zginęła tam. Teraz na placu ćwiczebnym znów było sporo nowych rekrutów, którzy popełnili różne przewiny w świecie na południu. Większość z nich nadawała się najwyżej do naciągnięcia krótkiego łuku, wielu z nich też nie walczyło nigdy mieczem... Minie wiele czasu zanim Orla Straż odnowi swoje szeregi.
Kartoteka
Będę żył i umrę na posterunku.
Jestem mieczem w ciemności.
Jestem strażnikiem na murach.
Jestem ogniem, który odpędza zimno, światłem, które przynosi świt, rogiem, który budzi śpiących, tarczą, która osłania krainę człowieka.

Twierdza Orlej Straży [Wschodnie Kareliny]

69
POST BARDA
Na Placu, tak jak Tamas zauważył, było sporo nowych rekrutów. Niektórzy może rokowali jakieś nadzieje na bycie kimś więcej, aczkolwiek wymagało to bardzo wiele pracy. Orlą Straż czekały zmiany, nowe wyzwania i trudności. I wszystko to będzie także częścią jego życia. Burza, która nadchodziła, wpływie na wszystkie istoty.

- Mistrzu Tamasie - Usłyszał głos z placu. Była to Joverna. Jedna nowych rekrutek, wcielonych do aktywnej służby kilka dni po wygraniu pod górą. Przeszłość dziewczyny była trzymana w tajemnicy. Jedynie kilka osób wiedziało o tym. Plotki oczywiście rozchodziły się szybko, bo i sama kobieta zawsze odpowiadała wymijająco. Dodatkowo jej zdolności walki mieczem i łączenia tego z magią sprawiały, że była niesamowicie utalentowana. Ponad dziesięć lat młodsza od niego, tak wychodziło z wyglądu.
- Jak to miło, że w końcu ci cholerni, marudzący na wszystko uzdrowiciele pozwolili ci wrócić do służby. - Uśmiechnęła się do niego szeroko, bo choć oczywiście go nie znała, był stał się przez ten czas kimś znanym w twierdzy.
- To co, mały sparing? - Zapytała z uśmiechem i położyła swój miecz na barku. Tu nie chodziło jej o pokazanie, kto jest lepszy i gorszy. Po takim długim pobycie wiedziała, że potrzeba ruchu, inaczej można oszaleć. Miała i własne powody, by tu być. Jej miecz był krótki, jednoręczny i nie nosiła tarczy. Używała dość nietypowego stylu walki, ale w połączeniu z zaklęciami dawało to niesamowity efekt.
- No i będzie można poplotkować na różne tematy. - Mrugnęła do niego i ruszyła w kierunku miejsca, które wcześniej zajmowała, kołysząc biodrami.
Licznik pechowych ofiar:
8

Twierdza Orlej Straży [Wschodnie Kareliny]

70
Z rozmyślań wyrwała go ta młódka. Spojrzał w jej stronę z przymrużonymi ślepiami.
- Wystarczy imię. Nie jestem żadnym 'mistrzem', a Ty za jakiś czas staniesz się pełnoprawnym Orlim. Wtedy będę twoim 'bratem', nie 'mistrzem'.
Powiedział spokojnym, chociaż nieco znużonym głosem, gdyż to nie pierwszy raz kiedy upominał jakiegoś niższego rangą mieszkańca Twierdzy. Zwroty grzecznościowe w forcie były mu tak potrzebne jak majtki ladacznicy. Były akceptowalne dla kogoś z wyższym stopniem jak generałowie i ich zastępcy, ale dla Tamasa była to forma dla szlachciców, którzy zamierzali włazić w tyłek przełożonym. Wątpił, aby ta młódka chciała mu się przypodobać, a jeśli już to chodziło jedynie o protekcję przed zbyt nachalnymi członkami straży.
Co jakiś czas słyszało się, że któraś ze służek, albo kucharek miała bliskie spotkania z chłopakami, niektóre po kryjomu wręcz oferowały się za znośne ceny, szczególnie jeśli taki delikwent miał schodzić na południe do najbliższego miasta na przepustce i tam dopiero szukać sobie kogoś na noc. Służące w straży miały branie i o ile były chętne to nie było w tym nic złego, dopóki nie rodziły dzieciaków. Twierdza to nie miejsce dla dzieci, dlatego co jakiś czas służba się zmieniała.

Natomiast kobiety wstępujące do straży jako rekrutki, to już inna bajka.
Joverna miała nie tylko ładną buźkę, ale również była młoda i zgrabna, a na dodatek porwała się na bycie strażniczką. Co rusz widać było lubieżne spojrzenia innych z Orlich jednak do tej pory Tamas nie słyszał o tym, aby ktoś ją jawnie próbował wykorzystać. Takie sytuacje też się zdarzały. Gwałt w Twierdzy był karany najsurowiej. Dopuszczali się jej tylko rekruci, tak więc Orli niewiele tracili na śmierci takowych ludzi. Starzy wyjadacze mieli ulubione służki oraz odłożyli żołd na ich usługi.
Jeśli chodzi o samego Tamasa to według niego Joverna miała olśniewającą twarzyczkę, chociaż sam preferował bardziej krągłe kobiety o bardziej wydanym biuście i większym zaokrągleniu bioder. Dla niego rekrutka wyglądała nieco jak samotna sztacheta od płotu, jednak dla jej twarzyczki można by wycierpieć te 'niedogodności' ... o ile Tamas nie widziałby w niej młodej dziewuchy. To praktycznie z miejsca pozbawiało go ochoty do chociażby fantazjowania na jej temat. Być może właśnie przez to tak chętnie do niego przyszła? Był jednym z najstarszych stażem w Twierdzy, a ponadto nie szukał spojrzeniem jej ciała, a zawsze patrzył jej prosto w oczy.

Tamas nie skomentował jej braku respektu wobec uzdrowicieli, którzy mimo wszystko zadbali o to, aby on wrócił do pełnej sprawności, chociaż pewnie noga będzie mu jeszcze długo dokuczać.
- Tak, chodź. - odpowiedział przechodząc obok niej i nieco bardziej zaczął utykać. Była to skuteczna taktyka, aby pokazać potencjalnemu przeciwnikowi, iż jest się słabszym, przez to ten był chętniejszy do popełniania błędów. Sam Tamas posługiwał się dwuręcznymi klingami, ale również nie bał się używać magii przy swoim stylu walki, co raczej stanowiło dość zabójczą kombinację. W jego przypadku przynajmniej było wiadomo, iż faktycznie sprawdza się w walce.
- A co takiego ciekawego się wydarzyło, że powinniśmy to omawiać?
Plotek zawsze warto posłuchać, ale niekoniecznie chciał się dzielić opinią z kimś kogo dobrze jeszcze nie poznał.
W każdym razie Tamas zmierzał na plac ćwiczebny.
Kartoteka
Będę żył i umrę na posterunku.
Jestem mieczem w ciemności.
Jestem strażnikiem na murach.
Jestem ogniem, który odpędza zimno, światłem, które przynosi świt, rogiem, który budzi śpiących, tarczą, która osłania krainę człowieka.

Twierdza Orlej Straży [Wschodnie Kareliny]

71
POST BARDA
Dziewczyna spojrzała na niego zadziornie. W oku miała dziwny pazur, który można spotkać u dziewczyn i kobiet pełnym swego. Coś, co ją wyróżniało od innych kobiet, które w twierdzy pełniły formę jedynie wsparcia, było to, że czuła się całkiem dobrze w towarzystwie tak wielu mężczyzn. Jakby była do takiej obecności przyzwyczajona.
- Dobrze bracie, mistrzu Tamasie. - Uśmiechnęła się do niego zadziornie. Czyżby surowy trening niezbyt wpłynął na charakterną dziewczynę? Miała w sobie coś tam z pokory, ale nie okazywała jej. Sprawdzała granice, bawiła się i uczyła.

To, co mogło rzucić się w oczy, oprócz oczywistych obserwacji, jakie widział pośród sporej populacji, dojrzewał także inne. Nieco niepasujące do tego, czego można było się spodziewać. Widział gniewne spojrzenia wymierzone w dziewczynę, zazdrosne skierowane ku sobie, a w niektórych dostrzegał strach. Co mogło spowodować takie emocje? Owszem, gniewne były od zawsze, ale wynikały zazwyczaj z różnych powodów. Waśnie i spory nie były obce, bo charaktery różnych ludzi czasem się ścierały.
- Braciszku Tamasie. - Powiedziała słodkim, acz cichym głosem, kiedy ona pierwsza poszła i musiała zaczekać, aż on dojdzie do niej. Kuśtykał mocniej, niż do tej pory. Nie uszło uwadze jej ta zmiana.
- Proszę tak nie oszukiwać niewinnej dziewczyny. - I spróbowała lekko szturchnąć go łokciem, a potem przyśpieszyła kroku i stanęła w miejscu, oczekując na jego przybycie. Może i zdradziła się z jedną ze swoich umiejętności, ale nie zamierzała się do tego przyznawać. Obserwując ją, jak się poruszała, intuicja Tamasa podpowiada mu, że ta dziewczyna jest nawykła do walki. Jej ruchy biodrami, choć pokazowe, przyciągały uwagę, gdzie reszta ciała praktycznie nie wykonywała zbędnych ruchów. Być może to nie była do końca taka zwyczajna rekrutka?

- To zaczynamy? - Zapytał, jak już ustawili się na placu, a dziewczyna niedbale uniosła miecz, nie przyjmując żadnej postawy bojowej. Miała bardzo wiele słabości otwartych, ale znowu odezwała się jego intuicja, która mówiła mu, że to pułapka. Ona nie czekała na jego odpowiedź, tylko zaatakowała bardzo szybko, ruszyła w jego kierunku, zwinnie zmieniając dłonie, w których trzymała miecz, wykonując nim różne zamachy. To nie były zdecydowanie umiejętności, które można zdobyć na tym szkoleniu. Zaatakowała z wyskoku, połączonego z półobrotem. Jedyna obrona na to było sparowane lub unik.
- Mówi się, że kapitan Anderfel chce Cię awansować, a przy uporządkować rangi w twierdzy. - Powiedziała do niego, jak byli tak blisko, a zarazem szeptem
Licznik pechowych ofiar:
8

Twierdza Orlej Straży [Wschodnie Kareliny]

72
Mu do śmiechu nie było, po prostu na chwilę ściągnął brwi w grymasie, a potem zwyczajnie postanowił odpuścić. Od dwóch tygodni nie wypił nawet pinty piwa, a dobry humor przeważnie brał się właśnie z tego, że siadał w jadalni i prowadził rozmowy z braćmi, no albo po prostu ich słuchał i mu się udzielało. Ostatnio jadał tylko w części szpitalnej, gdzie zamiast rozmów była grobowa cisza, kasłanie i ewentualne jęki. Cholerna noga uniemożliwiała mu jeszcze niedawno tak dalekie przemieszczanie się po zamku, szczególnie jeśli musiał pokonać nazbyt dużo schodów.

Tamas oglądał mijanych rekrutów, a także niezbyt znanych sobie ludzi i w końcu utkwił wzrok w plecach pannicy. O co chodziło w tym wszystkim? Czy chodziło o tą dziewczynę, a może jednak o samego Tamasa? Z konsternacji wyrwały go jej słowa.
- "Bracie"- podkreślił nieco znużony i westchnął na jej reprymendę- Eh, panna... - mruknął i przystanął na chwilę udając urażenie, kiedy zmniejszył ciężar na nodze, która niedawno jeszcze była w opłakanym stanie.
-Jak już tak ze mną na ten spacer się wybrałaś, to może byś tak nie zapominała, że gazela ze mnie żadna, a i ty masz dwie sprawne nogi, ja jeno jedną. Kazali nie nadwyrężać.- po czym ruszył za nią nieco mniej się ociągając skoro fortel za bardzo nie wyszedł.

W końcu i on znalazł się na placu ćwiczebnym i zamiast jej odpowiedzieć, po prostu wyciągnął klingę swojego elfiego miecza. Poruszył kostką, aby nieco lepiej ją rozciągnąć, a potem stanął w bardziej stabilnej pozycji. Był gotów na nią, a także na jej ataki, które wcale nie były niezgrabne... Całkowicie poprawne też nie były, gdyż pokazywała plecy przeciwnikowi. Gdyby był nieco szybciej gotowy do walki to pewnie mógłby wrazić jej miecz w kręgosłup, albo przynajmniej płazem zdzielić po łbie za brawurę. Tracenie przeciwnika z oczu było jednym z gorszych błędów, chociaż niektórzy 'tancerze' mieczy pewnie nie zgodziliby się z tą oceną. Miałyby sens takie akrobacje gdyby była nadludzko szybka, gdyż w takie obroty szła większa siła uderzenia... A co za tym idzie po co Tamas miał nadwyrężać jeszcze rękę, przyjmując uderzenie, skoro cała jej siła z obrotu mogła nie znaleźć ujścia?
Zrobił krok w tył najpierw lewą, potem prawą nogą na lekko ugiętych nogach, aby znaleźć się poza zasięgiem jej klingi. Jego miecz za to nieco się obniżył i skierował czubkiem w stronę kobiety.
Chwilę później zamierzał pchnąć do przodu i ewentualnie się zatrzymać, jeśli kobieta nie zdąży wrócić do stabilnej pozycji po swoim ataku.
- Pożyjemy, zobaczymy.
Odpowiedział lakonicznie nie zamierzając za bardzo rozpraszać się tym co usłyszał. Wiedział, że zaszczyt w końcu go kopnie, ale nie był pewny czy chciał tak mocno wystawiać swój własny tyłek na mróz. Na razie po prostu chciał się cieszyć wolnością od zamkowego lazaretu.
Kartoteka
Będę żył i umrę na posterunku.
Jestem mieczem w ciemności.
Jestem strażnikiem na murach.
Jestem ogniem, który odpędza zimno, światłem, które przynosi świt, rogiem, który budzi śpiących, tarczą, która osłania krainę człowieka.

Twierdza Orlej Straży [Wschodnie Kareliny]

73
POST BARDA
Tamas przechodząc blisko niektórych kadetów, mógł usłyszeć kilka, niezbyt pochlebnych słów o kobiecie, która chciała z nim walczyć. To, co było odkrywcze, a wynikało bezpośrednio, że sam był mężczyzna, iż umiał po ich słowach poznać powód takich szeptów. To była urażona duma! Ta dziewczyna przed nim zrobiła coś, co zrobiła coś, co zraniło kruche ego tych mężczyzn. Dodatkowo ona sama zachowywała się tak, jakby była tego doskonale świadoma.
- A podobno najlepszą metodą na przywrócenie pełnej sprawności jest rozchodzenie bolączki. Czy i z tego powodu nie przyszedłeś tu dzisiaj potrenować? - Mówiąc to do niego, odwróciła głowę do niego i widział znowu to zadziorne spojrzenie. Jednak w jej spojrzeniu coś się kryło, coś innego. Tamas nie mógł wiedzieć, bo pierwszy raz z czymś takim się spotkał.

Tamas postanowił wykonać unik, co było bardzo dobrą decyzją. Cios kobiety z takim zamachem nie powinien być tak łatwo zatrzymany. Miecz był w ruchu i była potrzebna spora siła, by go wyhamować. Ewentualnie musiałby być niezwykle lekki. O wiele łatwiej było za to zmienić jego tor, by nie stracić kompletnie równowagi. Wykonała ten drugi plan z całkiem niezłą praktyką, zdradzając odrobinkę tego, kim kiedyś była. Delikatny obróci ciała i świst przeciął powietrze. Kocie ruchy nie były przypadkowe u niej. Ona wiedziała, że w starciu za siłę nie miała żadnych szans, ale też chciała się pobawić. Nie był to przecież sparing na śmierć i życie. Dlatego Tamas zatrzymał miecz, bo nie miała jak przed tym atakiem się obronić. Nie była w pozycji do zadania ciosu.
- Ups...- Wyrwało jej się jej ust, jakby udawała niewinną kobietę, która rozbiła przypadkową naczynie swego męża. - Punkt dla ciebie, skarbie. - Mrugnęła do niego i się odsunęła. Parę osób patrzyło z niedowierzająco na ich bardzo szybką wymianę ciosów. Niby ten błąd, który popełniła, naprawdę mógł być nim? Spróbowała się wycofać na lepszą pozycję, jeśli jej pozwoli.
- A i to nie wszystko. Są jeszcze ciekawsze rzeczy. -
Licznik pechowych ofiar:
8

Twierdza Orlej Straży [Wschodnie Kareliny]

74
No tak, wielu bolała przegrana z kobietami, jednak wielu z nich nie widziało północnych kobiet, które potrafiłyby takich chłystków zadusić, ba! Zmiażdżyć im łby własnymi udami. Gdzieś już słyszał o tym, że na południu raczej dochodziło do dyskryminacji kobiet, uważano je za słabsze, a to zawsze powodowało, iż duma nie pozwalała mężczyźnie przyznać się do porażki.
Dal-wojownicy jak Tamas to wyłącznie mężczyźni. Kobiety bronią ich domów, gdy dal-podróżują. Ale kobiety są ich najzacieklejszymi wojowniczkami. Mogli je zostawić, bo wiedzieli, że będą walczyły z wielką siłą i oddaniem przeciwko każdemu, kto zagrozi jego ludowi. Do tego mogą liczyć na wszystkich mężczyzn, którzy nie dal-podróżują. W jego stronach kobiety nie bywają wodzami. Mężczyznom nie wolno walczyć z kobietami. Stanowią one jedynie połowę rady i same decydują, które z nich wejdą w jej skład. Mężczyźni się w to nie mieszają. Niemniej gdyby wódz okazałby się niezadowalający to rada mogłaby zagłosować, aby władzę przejęła 'matka plemienia'. Było w tym na prawdę sporo zawiłości, a Tamas już od dawna nie był w domu.
- Być może. Coś ty taka ciekawska?-mruknął idąc dalej. Nie oczekiwał odpowiedzi oczywiście, bo już doszli na plac ćwiczebny.

- Skarby się zakopuje pod ziemię
Pozwolił jej na odzyskanie równowagi, cofnął nieco miecz, ale nadal trzymał go w gotowości przed sobą obiema rękami. Mógłby wykonać pchnięcie podobne do poprzedniego, jednak wychodził z założenia, że kobieta spróbuje uderzyć w jego miecz, aby go zepchnąć ze swojej drogi, a on trzymając go przed sobą, doskonale mógł mierzyć nim odległość tak, aby pozostawać nieco poza jej zasięgiem, ale zarazem mieć ją w zasięgu. Kiedy ona się poruszała, on również przesuwał się tak, aby zawsze mieć ją przed sobą, a zarazem aby w pobliżu nie mieć żadnej przeszkody gdyby musiał się zamachnąć.
- No, słucham.
Kartoteka
Będę żył i umrę na posterunku.
Jestem mieczem w ciemności.
Jestem strażnikiem na murach.
Jestem ogniem, który odpędza zimno, światłem, które przynosi świt, rogiem, który budzi śpiących, tarczą, która osłania krainę człowieka.

Twierdza Orlej Straży [Wschodnie Kareliny]

75
POST BARDA
I rzeczywiście Joverna nie odpowiedziała mu słowem, a zadziornym uśmiechem. W końcu dochodzili do placu, gdzie już miecze musiały przemówić. Dziewczyna zrobiła udawaną smutną minkę, kiedy jej odpowiedział, że skarby się zakopuje pod ziemie, ale w jej zielonych oczach pojawił się chciwy błysk.
- A potem radośnie się odkopuje i sprawdza, co kryją. - odpowiedziała z szerokim uśmiechem, zmieniając postawę na taką, która była już bliższej temu, co uczyli na wszelakich szermierkach. Wciąż wyglądała na rozluźnioną. Tym razem nie wyglądało, jakby chciała zaatakować, a wydawała się czekać na jego ruch. Bądź co bądź to ona wcześniej wykonała pierwszy ruch, więc oczekiwała, że sam Tamas pokaże, na co go stać, nie tylko w obronie. Miał przewagę dystansu i dobrze to rozumiała, jednak nie oznaczało to, że nie mogła go dosięgnąć.
- Ptaszki śpiewają, że niedługo po nominacji, dostaniesz misje najwyższej wagi, od której będą zależeć losy północy. - Oczywiście, że krążyła, nadal czekając na jego ruch. Wykona pchnięcie, czy zamach? Oczywiście to mogło być rewelacje, choć wiadomo, jak to jest z plotkami. Żyją własnym życiem, zawierając okruchy prawdy. Pytanie, ile ona wiedziała lub sama nieco podkolorowywała wieści.
- Ciekawy, co to za misja? - Zapytała z błyskiem w oku. Może po prostu próbowała go nieco rozproszyć? Sprawdzić, czy jest to w ogóle możliwe? Wiedziała coś o niej, czy udawała? Nie zdradzała żadnych oznak, które mogły dać mu podpowiedź, co w jej słowach jest prawda, a co kłamstwem.
Licznik pechowych ofiar:
8

Wróć do „Splugawione Ziemie”