Dom Śnienia Kamelii

331
POST BARDA
Tobias przekręcił głowę w bok i odkaszlnął ostentacyjnie w zamkniętą w pięść dłoń. Trudno było go prawdziwie zawstydzić, a jeszcze trudniej było to po nim poznać. Paria była jednak w stanie dostrzec śladowy konflikt w jego oczach i być może był to najbliższy tego sygnał.
- Cóż - zaczął profesjonalnie dyplomatycznym tonem. - Nigdy nie wspomniał nic o byciu jej rodziną. Zostawianie go z wami samego wydawało mi się więc bardzo nie na miejscu.
Zważywszy na wychowanie, jakie zapewniano wyższej klasie, wysoce nietaktownym było dla osób ich pokroju pozostawianie niezamężnej kobiety sam na sam z równie nieożenionym mężczyzną. Patrząc z tego punktu widzenia, oburzenie jej ojca nie było zupełnie nieuzasadnione. Nawet jeśli świat, do którego wkroczył, daleki był od tego typu ideałów i zasad.
Reakcja mężczyzny na widok cienia, który ni stąd, ni zowąd poruszył się w nienaturalny dla siebie sposób, byłaby pewnie dużo bardziej zabawna, gdyby nie nagłe uderzenie duszności, lekkie zawroty oraz słabość w nogach. Całe szczęście dla niej, nie trwało to długo i dolegliwości szybko zaczęły przemijać, gdy tylko ucięła zaklęcie. Tymczasem robiąc wielkie oczy i wzdrygając się, Tobias gwałtownie wyprostował się w siadzie, nogi wsuwając odruchowo głębiej pod ławkę.
Nie tylko Kamelia, ale również Kamelio ostrzegał ją niegdyś wielokrotnie, jeszcze na początku jej nauki, jak niebezpiecznym dla maga było wyzucie się z płynącej w jej ciele Vitea. Teraz otrzymała tego przedsmak.
- Libeth! - zaprotestował na poły zszokowany, na poły zdumiony. - Proszę, ostrzeż następnym razem swojego staruszka! Dobrze już, zrozumiałem... Na tyle, na ile człowiek nieobyty z magią zrozumieć może. Dom Kamelii jest dla ciebie ważny. Rozwijanie swoich zdolności jest dla ciebie ważne. Pomyśleć, że tańce, gra i śpiewy przestaną ci kiedyś wystarczyć - pomrukiwał, wciąż nieufnie przyglądając się cieniom pod ich nogami.
Wbrew całej popularności magii w Taj'cah, dom von Darher nigdy nie witał w swoich progach zbyt wielu osób uzdolnionych w tym kierunku. Ich największą stycznością było tak naprawdę korzystanie z usług magów wyspecjalizowanych w medycynie, jeśli sytuacja tego wymagała. Dokładnie takich, jak Rash'putin.
Wysłuchując jej, Tobias wydał z siebie pomruk zastanowienia.
- Nie znam elfiego młodzieńca na tyle dobrze, żeby znaleźć dla ciebie odpowiedź - odparł, po raz pierwszy nie brzmiąc, jakby samo wspominanie o nim go drażniło. Być może nie potrafił do końca źle wypowiadać się o osobie, która podobnie, jak on, znalazła się w sytuacji, w której ponad wszystko obawiała się utraty najbliższej rodziny. - Jeśli chcesz wiedzieć, czemu nie zapytasz? Potrafisz być zabójczo bezpośrednia, kiedy tylko chcesz. Swoją drogą. Jest coś, co mnie nurtuje w tym, co właśnie powiedziałaś. Wspomniałaś o tej... Efemie. Wielkim, dziwacznym psie, jeśli mnie pamięć nie myli? Wspominasz zwierzę, ale wypowiadasz się o nim, jak o osobie.
Umysł Tobiasa nie był ostry i przenikliwy wyłącznie wtedy, gdy miał przed sobą ofertę handlową, co działało zarówno na plus, jak i na minus. To drugie głównie dla jego współrozmówców rzecz jasna. Przynajmniej część dotyczącą przyszłego miejsca zamieszkania zakończył zgodnym skinieniem głowy. ... Jakkolwiek wciąż ciężko było się po nim spodziewać, że zadowoli go mały, wyłącznie dwupokojowy domeczek.
- Wiesz na ten temat znacznie więcej niż ja, Libeth - uśmiechnął się do niej odrobinę niepewnie, gdy zastanawiała się nad zagadką dziedziczenia magii. - Masz też dookoła siebie znacznie więcej osób, które być może potrafiłyby ci odpowiedzieć.
Przez chwilę obydwoje studiowali nawzajem swoje twarze. W przeciwieństwie do niej, spojrzenie Tobiasa było znacznie odleglejsze.
- Bardzo - odpowiedział w końcu z westchnieniem. - Choć jeszcze bardziej do jej młodszego brata, jeśli mam być kompletnie szczery - dodał.
Foighidneach

Dom Śnienia Kamelii

332
POST POSTACI
Paria
Przewróciła oczami.
- Oczywiście, że nie wspomniał. Nie wiem, czego ja się spodziewałam.
Później nie było już jej dane dłużej narzekać na elfa i jego magiczne sposoby na relacje międzyludzkie, bo obezwładniające poczucie słabości zmusiło ją do zamilknięcia na moment i skupienia się na tym, co działo się z jej własnym ciałem. Nie była zbyt rozsądna. Obiecała Kamelio, że będzie ostrożna i nie zrobi więcej niczego głupiego i proszę, kilka godzin po tej obietnicy dokładnie to robiła: coś głupiego. Dobrze się składało, że ojciec zajęty był czymś innym i nie zauważył jej nagłej bladości, choć musiała przyznać, że nie tak wyobrażała sobie zaprezentowanie mu swoich zdolności po raz pierwszy. Bo co to było? Poruszyła cieniem, wielkie mi halo. Potrafiła już tańczyć z nimi w zgranym, wspólnym rytmie, potrafiła z mniejszą lub większą skutecznością używać ich do poruszania niewielkimi rzeczami.
- Przepraszam - powiedziała, kiedy przestała już mieć mroczki przed oczami. - Nie chciałam cię przestraszyć. Tak czy inaczej, to bardziej efektowny czar, ale... nie mam teraz siły. Jestem jednak trochę zmęczona. Nie tak fizycznie, bardziej... magicznie. Pokażę ci, jak dojdę do siebie.
Nie odpowiedziała ojcu już nic na temat Kamelio, chcąc uznać temat za skończony, choć owszem, jak najbardziej zamierzała elfa o to spytać. To tak, jakby zależało mu na tym, żeby sabotować każdą możliwą znajomość w swoim życiu. Od Parii też był gotów uciec, jak tylko zdarzało im się nie zgadzać na jakiś temat. Nie dało się tak funkcjonować.
Mówiąc o Efemie, starała się to ubierać w ostrożne słowa, które nie sugerowałyby, że jest w niej cokolwiek więcej, niż w zwykłym psie. Zapomniała jednak z kim rozmawia. Jej ojciec był zbyt czujny, a ona zbyt jeszcze zdezorientowana ostatnimi wydarzeniami, by udało się jej ukryć wszystkie szczegóły tak, jak chciała.
- Jest ponadprzeciętnie mądrym psem - odparła tylko.
Nie wiedziała, ile może mu powiedzieć. Skoro tak przeraził go poruszający się cień, informacji o ludzkiej dziewczynce uwięzionej w zwierzęcym ciele mógł nie przyjąć najlepiej. Ta decyzja zresztą nie należała do niej.
Westchnęła i przeniosła wzrok na ściany Domu Śnienia. Teraz, w świetle słońca, nie wyglądało, jakby cokolwiek było nie tak.
- Nie bez powodu nie pytałam o dziedziczenie magii nikogo tutaj. Nie chciałam, by się niepotrzebnie zainteresowali tematem.
W gruncie rzeczy historia o matce była nieco... rozczarowująca. Spodziewała się usłyszeć, że śpiewała i tańczyła, tak jak Libeth. Że miała w sobie talent artystyczny, taki lub inny, jego rodzaj nie miał żadnego znaczenia. A jeśli nie, bardka sądziła, że przynajmniej dowie się czegoś o pochodzeniu swojej magii. Idlir mogła być czarodziejką, władającą żywiołem powietrza lub ognia, a może jednego i drugiego, jak jej córka. Tymczasem była zwyczajną podróżniczką, taką samą, jak wiele innych, która nie potrafiła znaleźć sobie jednego miejsca na świecie - to jedno zupełnie tak, jak Paria. Tobias życzył córce, by Dom Śnienia nie przestał dawać jej szczęścia; ona nie wiedziała, co przyniesie przyszłość. Może nie przestanie, a może ich ścieżki rozejdą się już niedługo? Pewnych rzeczy nie dało się przewidzieć.
Uśmiechnęła się podejrzliwie.
- Więc w takim razie to po tobie mam zapędy do sztuki? Tak? Skrywasz w sobie talenty, do których się nie przyznajesz, ojcze? Nie pamiętam, kiedy ostatnio słyszałam jak śpiewasz.
Nie potrzebowała wypytywać o nic więcej, bo i tak historia ta nie rozwiewała żadnych jej wątpliwości, ale z powrotem oparła głowę na ramieniu starszego mężczyzny.
- Dziękuję, że mi to opowiedziałeś.
Obrazek

Dom Śnienia Kamelii

333
POST BARDA
Przekręcając głowę z powrotem w jej stronę, Tobias przybrał wyraźnie zmartwiony wyraz twarzy.
- Zauważyłem, że wciąż jeszcze jesteś dość blada. Nie zmuszaj się do niczego, do czego nie musisz, dopóki w pełni nie dojdziesz do siebie, rozumiemy się? Żadne zaklęcie nie jest warte późniejszego chorowania.
Nie wglądało na to, żeby ojciec był przeciwny kolejnemu pokazowi jako takiemu, a jedynie ewentualnie negatywnemu oddziaływaniu na nią samą. Przy dobrych wiatrach istniała szansa, że w przyszłości będzie ją jeszcze wpierał w takim samym stopniu, w jakim wspierał jej muzyczne zainteresowania. Nigdy nie potrafił być długo nastawiony na "nie", jeśli jego dzieciom naprawdę na czymś zależało.
Temat Efemy urwał się dokładnie tam, gdzie Libeth sobie życzyła. Nawet jeśli Tobias nie wyglądał na ani trochę przekonanego jej odpowiedzią, nie wyglądało na to, żeby zamierzał drążyć wbrew jej własnej woli.
- Ahh, haha, to miałaś na myśli - zaśmiał się, nie biorąc sobie za bardzo do serca wypominania mu tego, jak kiepskim sam był w rzeczywistości artystą. Potrafił rozpoznawać i wyceniać dzieła sztuki, ale do muzyki miał raczej kiepskie ucho. Dopóki ktoś prawdziwie permanentnie nie fałszował, trudno mu było wyłapać fałszywe nuty. - Hmm... Jestem pewny, że potrafiła grać na harfie, choć zbywała mnie za każdym razem, kiedy zasugerowałem, żeby coś zagrała. Nosiła ją zawsze u boku i nigdy nie pozostawiała bez nadzoru. Nigdy jednak nie słyszałem, żeby śpiewała. Jej starszy brat z kolei, często zabawiał nas w drodze lokalnymi przyśpiewkami.
Przymykając oczy i zwracając twarz w stronę coraz wyżej wznoszącego się po nieboskłonie słońca, mężczyzna zamilkł na kilka dobrych chwil.
- Nie masz za co dziękować. Nigdy nie wydawałaś się zbytnio zainteresowana jej tematem, więc i dla mnie wygodniej było milczeć - zaczął powoli, ostrożnie i z wyczuwanym wahaniem, jedną ręką lekko ją obejmując. - Jeśli kiedyś-... Jeśli chciałabyś ją pewnego dnia odnaleźć, nie wiem, czy będę potrafił ci w tym pomóc. Znam jednak kogoś, kto to potrafi. Idlir i jej bracia byli wolnymi duszami, ale nawet takie osoby mają swoje ulubione miejsca na ziemi. Tymczasem... Zamierzasz tu zostać? Czy może wrócić ze mną do rezydencji?
Foighidneach

Dom Śnienia Kamelii

334
POST POSTACI
Paria
Pokręciła przecząco głową.
- Nie potrzebuję jej szukać. Nie pytałam o nią nie bez powodu, wiesz, że mi w życiu niczego nigdy nie brakowało i nadal nie brakuje. Sądziłam tylko, że będzie w tej historii coś bardziej... magicznego. I to nie jest metafora. Kamelio twierdził, że rzadko spotyka się magię, która pojawia się w muzyce. Że przez lata nigdy nie natknął się na nic takiego, mimo, że aktywnie szukał. Skoro więc jestem taka wyjątkowa, pomyślałam, że może ona pod tym względem też była, wiesz o co mi chodzi? - uniosła wzrok na ojca. - Jakiekolwiek jest to miejsce na ziemi, nie widzę powodu, dla którego ja miałabym się tam pojawiać. Gdyby ona chciała mieć ze mną do czynienia, łatwiej byłoby jej mnie znaleźć, niż w drugą stronę, nie sądzisz? To, że łączy nas krew, nic nie zmienia.
W jej słowach nie było żalu. Matka ciekawiła ją, ale skoro okazywała się nieszczególnie interesującą osobą, ciekawość ta została nie tyle zaspokojona, co straciła źródełko, jakie ją podsycało. Może nie do końca nieinteresującą, po prostu nie była taka, jakiej obraz Paria stworzyła sobie w swojej głowie. Po co więc miałaby dokładać sobie w życiu problemów? Jeszcze Idlir wpadłaby na pomysł nabrudzenia w życiu rodziny von Darher, a przecież nie po to przez lata trzymali pochodzenie Libeth w tajemnicy, by teraz stać się punktem zapalnym nowego skandalu.
Opuściła wzrok na czubki swoich butów. Jasna, cienka skóra, z jakiej były uszyte, zabrudziła się już od nieustannego plątania się po ogrodzie. Musiała oddać je do czyszczenia... i kupić jakieś ciemniejsze.
- Zostanę - odparła. - Jestem wyczerpana magicznie, wolałabym, żeby czuwał nade mną ktoś, kto w razie czego będzie w stanie mi z tym pomóc. Jak dojdę do siebie... chociaż nie jestem pewna, ile to potrwa... przyjadę do was. Konia pewnie zabraliście z powrotem do domu? - spytała, a potem wyrwało się jej ciężkie westchnięcie. - Jak przyjadę, zajmę się tymi nieszczęsnymi listami.
Wyprostowała się, podnosząc głowę z ramienia ojca.
- W każdym razie, wszystko ze mną jest w porządku, widzisz? - uśmiechnęła się, całkiem przekonująco. - Możesz już przestać się o mnie martwić. Albo martwić się dalej, ale trochę mniej. Ufam umiejętnościom pracowników Domu Śnienia. Ufam Kamelio. Ty też możesz. Wiem, że oni zrobią wszystko, żeby nie wciągnąć mnie w żadne nowe problemy... ja sama postaram się też w nie nie wpakować. Wiem, że był tu z tobą wcześniej Will, poślesz do niego kogoś z informacją, że wszystko jest dobrze? - poprosiła, z niegasnącym uśmiechem. - I że mam z nim do pogadania, odnośnie jego wymachujących na prawo i lewo pięści, jakby był jakimś troglodytą?
Jeśli ojciec nie miał już jej nic do powiedzenia, mogli poświęcić jeszcze chwilę na mniej lub bardziej wylewne pożegnanie i rozejść się w swoje strony. Paria odprowadziła go do wyjścia z Domu Śnienia, do powozu, którym zapewne przyjechał (choć może wsiadł w siodło, żeby być tu szybciej?), a potem odprowadziła go spojrzeniem dopóki nie zniknął jej z zasięgu wzroku. Dopiero wtedy westchnęła ciężko, szykując się już psychicznie na batalię z elfem i zawróciła, ruszając z powrotem do pokoju rekonwalescencyjnego, zajmowanego przez nią zdecydowanie zbyt często.
Obrazek

Dom Śnienia Kamelii

335
POST BARDA
Ojciec nic nie powiedział i tylko lekko przytaknął głową, ale Libeth i tak wyczuła, że jej decyzja dotycząca biologicznej matki przyniosła mu niemały komfort. Być może on także wolał, żeby sprawy pozostały takimi, jakimi były dotychczas. Bez wracania do z dawna zamkniętych rozdziałów. Bez zbędnych wypraw na kontynent, na którym życie toczyło się własnym, często dużo bardziej niebezpiecznym torem.
- Jeśli uważasz, że tak będzie najlepiej - zgodził się z kolei na jej życzenie pozostania w murach gildii, choć nie bez ciężkiego i nieco zbyt przesadzonego westchnienia. - Osobiście wolałbym, żeby doglądał cię w pełni wykwalifikowany specjalista pokroju Rash'putina, ale... Moja umowa z Domem dotyczyła pozwolenia mu na pozostanie tu jedynie do czasu twojego przebudzenia. Spodziewałem się, że zabierzemy cię stąd, gdy tylko stanie się to możliwe, ale skoro sprawy przybrały taki, a nie inny obrót - Tobias ucichł na moment i zamamrotał coś niezrozumiałego pod nosem, co jednak w pewnym momencie zabrzmiało podejrzanie jak "i ten przebiegły elf" . - Może i mam wątpliwości co do tego twojego spiczastouchego znajomego, ale na razie zaufam słuszności twoich własnych decyzji. Nie myśl na razie o listach ani niczym zbędnym. Dojdź na spokojnie do siebie. Przyślę ci i konia, jeśli potrzebujesz, a jeśli chodzi o Williama... - ojciec obrzucił ją własnym, niezręcznym uśmiechem. - Nie bądź dla niego zbyt surowa. Mógłbym policzyć na palcach jednej ręki przypadki, w których ten chłopak stracił nad sobą panowanie.
Zapewniwszy ją ostatecznie, że przekaże jej wiadomość oraz chęć na spotkanie, nie pozostało wiele więcej do zrobienia ani powiedzenia. Przez chwilę jeszcze siedzieli w dużo bardziej komfortowej ciszy, zanim Tobias wreszcie uznał, że zabawił tu dostatecznie dużo czasu i najwyższa pora wrócić mu do obowiązków, które zaniedbywał przez ostatnie dni. Do jednego z drzew nieopodal bramu przywiązany stał koń, na którym tu dzisiaj przyjechał. Nie spieszył się nadmiernie z ponownym wskoczeniem na jego grzbiet, zapewne wciąż czując pewne wątpliwości, co do pozostawiania jej w Domy Śnienia.
- Kamelio - odezwał się nagle z siodła. - Masz swoje powody, żeby mu ufać i szanuję to. Bądź jednak ostrożna. W rezydencji baronowej, o której masz tak złe mniemanie, wiszą przynajmniej dwa portrety, na których rozpoznałem jego twarz. Do zobaczenia, kochanie.
Pozostawiając ją z tą dziwną informacją, wychylił się jeszcze, by móc położyć na moment swoją pomarszczoną, szorstką, spracowaną dłoń na jej policzku. Chwilę później wyprostował się i ruszył w drogę powrotną.

Wewnątrz, Śniący szybko przywrócili żywiołowy nastrój, który wcześniej zakłócił im Tobias. Wianuszek uśmiechniętych najprawdopodobniej po raz pierwszy od wielu dni osób, otaczał znajdującą się w samym centrum Shaoli, która również uśmiechnięta pozwalała się zagadywać wszystkim i każdemu z osobna. Nawet Tulio, który raczej stronił od tłumów, zwłaszcza kiedy było tam wiele kobiet, dzielnie siedział zaraz obok elfki. Nie mówił wiele, ale jego spojrzenie, na poły smutne, było też wyraźnie rozmarzone. Hoho~ Kamelia o dziwo w tym samym gronie nie znalazła. Elf opierał się o ścianę nieopodal, obserwując wszystko z lekki uśmiechem, mimo że osobą, która stała zaraz obok i najwyraźniej zajmowała go rozmową, był nie kto inny, jak... Ferros. W jednej z dłoni ściskał kurczowo coś, co wyglądało na list.
Foighidneach

Dom Śnienia Kamelii

336
POST POSTACI
Paria
Pokiwała głową. Jak najbardziej, zamierzała skupić się na tym, żeby dojść do siebie, głównie z tym, co rezydowało teraz w niej i zamieszkiwało jej... sny, najwyraźniej? Ale nie tylko. Nie było to łatwe. Przydałby się ktoś, komu mogłaby powiedzieć o wszystkim i kto pomógłby się jej z tym uporać, nie oceniając i nie czując się winnym za decyzje, jakie podjęła. Niestety jednak, nikogo takiego nie miała. Udałaby się z tym do Kamelii, ale ta póki co była, delikatnie mówiąc, niedostępna.
Jej uśmiech zbladł nieco, gdy usłyszała o obrazach baronowej. Czy faktycznie tak było? Pewnie tak, dlaczego ojciec miałby ją okłamywać? I w takim razie z jakiego chorego powodu, do diabła, Diane miała u siebie portrety elfa, który odpowiedzialny był za śmierć jej męża? Kiedy on jej do nich w ogóle pozował? Czy Libeth chciała to wiedzieć? Świetnie. Jakby nie wystarczyły problemy, które miała w tym momencie, nagły powrót niekontrolowanej zazdrości był jej koniecznie niezbędny.
- Dobrze wiedzieć - odparła chłodno.
Odkąd się obudziła, docierały do niej wieści, które coraz mocniej przekonywały ją do tego, że związek z tym elfem był błędem. Może naprawdę powinna to poważnie przemyśleć i wyplątać się z tego dziwnego układu. Nie powinno to być szczególnie trudne, biorąc pod uwagę, że Kamelio przy każdym, najmniejszym nawet konflikcie podkulał ogon pod siebie i uciekał. Wystarczy raz go nie zatrzymać.
Uśmiechnęła się do ojca na pożegnanie i obiecała przyjechać do rezydencji, jak tylko dojdzie do siebie, a potem wróciła do sali, od strony której z daleka już dobiegał do niej radosny harmider.

Po wejściu do środka szybko przesunęła spojrzeniem po zebranych. Rozmarzony Tulio nie umknął jej uwadze, tak samo, jak ściskany przez Ferrosa list. Przez moment stała przy drzwiach, zastanawiając się, do kogo powinna teraz podejść, bo jakoś nie miała ochoty na konfrontację z Kamelio. Ale choć chciała zaoferować Shaoli swój głos i próbę przywrócenia jej nim wspomnień, musiała z tym poczekać na odrobinę spokoju. No i lutnia, przydałaby się jej też lutnia, z instrumentem była bardziej skuteczna w pomaganiu śniącym, więc i w tym przypadku tak byłoby lepiej. Westchnęła więc ciężko i przybierając na usta uprzejmy, choć nieco chłodny uśmiech, skierowała się do stojących przy ścianie dwóch elfów. Podeszła do nich bez słowa i oparła się o ścianę obok Kamelio, splatając dłonie za plecami. Nie chciała się wtrącać, bo trzeba było przyznać, że była bardzo ciekawa, czego Ferros mógł chcieć akurat teraz.
Obrazek

Dom Śnienia Kamelii

337
POST BARDA
Żaden z dwojga mężczyzna, w których kierunku skierowała swoje kroki, nie dostrzegł jej przybycia od razu. Zanim do tego w ogóle doszło, udało jej się znaleźć w zasięgu ich głosów.
- ...mierzasz to więc zaakceptować bez słowa, dobrze zrozumiałem? - dotarły do niej przesycone irytacją słowa Ferrosa. Ton, choć tak dobrze już znany, zawierał w sobie jakiś nowy rodzaj pretensji. Gdyby Libeth nie zdążyła go już nieco poznać i nauczyć się, że prędzej nabiłby się na własną szablę, niż pokazał po sobie choćby śladowe ilości słabości, powiedziałaby pewnie, że zawierało w sobie strapienie.
- Oczekujesz ode mnie zaskakująco wiele, jak na kogoś, kto przez lata twierdził, że raczej opuści Archipelag, niż zgodzi się, żebym czymkolwiek tutaj dyrygował? - odpowiedział mu spokojnie Kamelio, wciąż wpatrzony w delektujące się sobą nawzajem towarzystwo pracowników Domu nieco dalej.
- Przestań - zasyczał ostrzegawczo Ferros, odrobinę czerwieniejąc na twarzy. - Odwracać. Kota. Ogonem, Stjepan! Nie o tym rozmawiamy! Nie o-....
Dojrzawszy wreszcie Parię, elf uciął w połowie i ściągnął usta w cienką linię. Choć czasami częstował ją niepochlebnym spojrzeniem, jak niemal każdego, kto z własnej woli trzymał się jego arcynemezis bliżej niż to konieczne, nigdy nie powiedział jej niczego wrednego prosto w twarz. Jej szlachecki status zdawał się wciąż działać niezależnie od tego, jak mało miał w rzeczywistości wspólnego z jej codziennym życiem.
- Wróciłaś - powitał ją z kolei radośnie Kamelio, zanim tę samą radość przygasił jej własny, chłodny uśmiech. Mimo że nie znał powodu tej nagłej zmiany nastawienia, najwyraźniej zamierzał od razu przejść do sedna problemu, sądząc po tym, jak szybko przekręcił się w jej kierunku-... Czy raczej, należałoby powiedzieć, spróbował się przekręcić, zanim długie ramię Juliusa nie wystrzeliło w jego własną stronę, by skutecznie to udaremnić. Niespodziewający się niczego Kamelio, nie zdążył nawet dobrze zareagować, zanim został siłą obrócony - z tym, że przodem do mocno zaciskającego palce na jego ramieniu rudzielca.
Kontakt nie trwał długo i najwyraźniej nie miał doprowadzić do kolejnej bójki.
- Od teraz to twoje zmartwienie, słyszysz?! - warknął Julius i cofnął rękę, by drugą móc cisnąć pomiętym listem pod nogi Kamelia, zanim odsunął się na bezpieczną odległość. - Życzę powodzenia z przekazaniem dobrych wieści reszcie! - dodał odrobinę histerycznie, tym razem rzucając rozgorączkowanym spojrzeniem również i Libeth. - Na pewno będą wniebowzięci - zakończył, i z dramatycznym rozmachem obrócił się na pięcie, kierując szybkim marszem do wyjścia z sali.
Kamelio stał jeszcze przez moment tak, jak pozostawił go jego wysoki krewniak, po czym westchnął i ukucnął, by podnieść zmemłany list.
- Sprawy... Nie poszły zbyt pomyślnie? - spytał ostrożnie, podnosząc się i wreszcie obracając w jej stronę. - Z twoim ojcem? Czy to może jeszcze coś innego? Ekhm! Przysięgam, że nie zamierzałem się wtedy zaśmiać.
Foighidneach

Dom Śnienia Kamelii

338
POST POSTACI
Paria
Paria nie do końca rozumiała, czego dotyczy rozmowa elfów, ale jednego była pewna: musiała koniecznie poznać treść tego listu. Gdy wysoki zamilkł, zaciskając usta na widok Libeth, ta uśmiechnęła się do niego tak słodko, jak tylko potrafiła. To był uśmiech, który roztapiał serca! Gdyby tylko mężczyzna nie nienawidził jej z założenia, być może zadziałałoby to także na niego.
- Jak dobrze cię widzieć, Ferros. Wyglądasz dziś wyjątkowo przystojnie. A mówią, że złość piękności szkodzi! Nie potrafię sobie nawet wyobrazić, jak niesamowicie musisz się w takim razie prezentować z uśmiechem - powiedziała do niego, splatając niewinnie dłonie za plecami i unosząc do niego głowę. - Ach, i tak, dobrze się czuję. Niczym się nie martw! Twoja troska mnie wzrusza.
Rzuciła zaciekawione spojrzenie w kierunku kartki, gdy ta wylądowała zmięta na podłodze, a potem wychyliła się zza ramienia Kamelio, kiedy jego rozmówca we wściekłości opuścił pomieszczenie.
- Co się dzieje? - spytała, jak tylko zostali sami. - Dom Śnienia nie ma finansowania? Są jakieś problemy prawne? Złe wiadomości na temat Kamelii? - zgadywała, zezując w stronę pergaminu. - Niezadowoleni klienci? Komuś coś się stało? Powiesz mi, prawda? Wiesz, że będę cię dręczyć, dopóki mi nie powiesz?
Spytana o ojca, przewróciła oczami i skrzyżowała ręce na klatce piersiowej. Nie zamierzała wywoływać kłótni teraz, w gruncie rzeczy nie miała zresztą o co. To, że Tobias obudził w niej kilka nowych, być może nawet słusznych wątpliwości, nie znaczyło, że wszystkie jej dotychczasowe decyzje są błędne, prawda?
- Spodziewałam się po tobie większej samokontroli. Jestem rozczarowana - odpowiedziała, a w jej oczach błysnęło rozbawienie, choć zniknęło tak szybko, jak się pojawiło. Oboje wiedzieli, że powiedziała to wszystko, co wtedy powiedziała, żeby sprowokować elfa i udało się jej to zaskakująco dobrze.
Oparła się z powrotem ramieniem o ścianę.
- Wszystko poszło dobrze. Jestem tylko trochę... zirytowana. Mam w tej chwili większe problemy na głowie, niż zastanawianie się, czy powinnam wyjść za mąż i dlaczego baronowa Bourbon w akcie jakiejś chorobliwej fascynacji ma do tej pory ściany poobwieszane portretami mężczyzny, z którym się spotykam - machnęła dłonią. - Bo tego dowiedziałam się też przed chwilą. O tym spotykaniu ojciec nic nie wie, gdybyś się zastanawiał. Nawet jeśli się domyśla, nic nie powiedział, a jest to dla niego zbyt niewygodny temat, żeby spytać bezpośrednio, więc... całkiem prawdopodobne, że uratowałam twój elfi zadek przed furią Tobiasa von Darher. Nie ma za co.
Ruchem głowy wskazała list.
- Co się stało?
Obrazek

Dom Śnienia Kamelii

339
POST BARDA
Pomimo tego, że Ferrosowi daleko było do zauroczenia zachowaniem Libeth, niesubtelny przytyk i tak zdołał wywołać u niego ostrzejszy rumieniec. Koniec końców, czym jak nie znajomością dobrych manier lubił się wywyższać pośród ludności niższych klas? Tymczasem ich brak właśnie tu i teraz został mu całkiem trafnie wytknięty. Aż dziw, że na poczekaniu nie odszczeknął się żadnym wyniośle brzmiącym wytłumaczeniem ani komentarzem. Jedną z bardziej uciążliwych cech charakteru było u niego to, że zawsze, ale to zawsze usiłował mieć ostatnie słowo. Tymczasem, rozsierdzony w pierwszej kolejności przez Kamelia, potem dodatkowo zawstydzony przez Parię, jedynie podwinął kitę i wycofał się ze wszystkiego, jak nie on. Dziwne rzeczy działy się w Domu Kamelii.
- Mam nadzieję, że jesteś z siebie dumna - odezwał się Kamelio, rzucając jej iście urażone spojrzenie. - Prawie wymieniliśmy bransoletki przyjaźni. Bransoletki przyjaźni, Libeth! Doprawdy, wydaje mi się, że najwyższa pora skończyć z tym zazdrosnym odstraszaniem wszystkich elfów, które usiłują stworzyć ze mną nieśmiertelne, braterskie więzi.
Wzdychając jeszcze dla lepszego efektu z przesadną dramaturgią, sam także skierował swoją uwagę na list. Białą kopertę zamykała ciemno-fioletowa, wciąż nienaruszona pieczęć z herbem Gildii Śnienia.
- Hahaha. Oczywiście, że wiem. Wiem to aż nazbyt dobrze! - zgodził się, bo cóż innego pozostawało? Paria dała mu do tej pory dostatecznie wiele przykładów swojego nieustępliwego charakteru, żeby zrozumiał, że zbędne i nieuzasadnione opieranie się nie wywróży dla niego niczego dobrego. Czasami nadal próbował, rzecz jasna. Z mniejszą natomiast stanowczością.
Upomniany, pokornie i absolutnie nieszczerze spuścił oczy tylko po to, żeby zaraz ponownie je poderwać, gdy Libeth wspomniała o obrazach. Przez chwilę wpatrywał się w nią oniemiały, by następnie buchnąć śmiechem, który zmusił go do lekkiego zgięcia się i objęcia ramionami brzucha. Fakt, że Kamelio częściej pozwalał sobie przy niej na dużo szczersze reakcje, był absolutny i niepodważalny. Rzadko natomiast wychodził z tym poza swoją strefę komfortu, którą z reguły wyznaczała bardziej prywatna atmosfera. Gdyby nie harmider i przejęcie, który panował po drugiej stronie pomieszczenia, nie byłoby opcji, żeby nie został złapany na gorącym uczynku przez pozostałych pracowników oraz mieszkańców przybytku.
- Aahaha...! Ahhh... hah... Wy-... Wybacz... ahaha...! - wydusił po dłuższej walce ze spazmami własnego ciała, odrywając jedno z ramiona, aby unieść dłoń w pokojowym geście. - Ahh. Chcesz powiedzieć - zaczął, kiedy w miarę zdolny był już do częściowego wyprostowania swojej sylwetki. - Że mimo deklaracji o rozważeniu zamążpójścia za jakiegoś majętnego panicza, wciąż jesteś zazdrosna o starą, dobrą baronową? - zagadnął, uśmiechając się zdecydowanie zbyt szczwanie i wesoło. - Czy może raczej o moje portrety? - dopytywał ciekawsko. - Wiesz, że mogę ci zapozować, kiedy tylko zechcesz, racja? Albo wykraść stare portrety z posiadłości Bourbon, jeśli wolisz?
Temat portretów nie wydawała się dla elfa zawstydzający. Być może dlatego, że w porównaniu do reszty rzeczy, do jakiś się poważył w młodości dla zarobku, nie było to nic specjalnie upodlającego, a może dlatego, że nie przywiązywał do nich wagi.
- Ale za ratunek przed panem ojcem, z całego serca i tak dziękuję. Byłem pewien, że któregoś dnia jednak rozszarpie mnie na kawałki tylko za przebywanie z wami w jednym pomieszczeniu. Wydaje mi się... Że mógł domyślić się kilku rzeczy. Wyskoczenie z listami i zamążpójściem miałoby tym większy sens. To jak danie do zrozumienia, żebym trzymał dystans i znał swoje miejsce.
Pomimo niezmąconego uśmiechu na ustach, Libeth była pewna, że ta akurat część wywołała w nim niezłe zmieszanie. Stała się całkiem dobra w odczytywaniu drobnych oznak dyskomfortu u Kamelia. Czasami były to ściągnięte łopatki, czasami napięty kark, jeszcze kiedy indziej lekka sztywność w dolnej części szczęki lub natrętne drapanie się po szyi.
- Wracając jednak do listu... Skoro i tak na mnie spadło przekazanie wiadomości, dowiedziałabyś się o niej prędzej niż później - kontynuował już mniej wesoło, a bardziej rzeczowo. - Nie są to do końca złe wieści, choć dobrymi pewnie też ciężko będzie je nazwać. Ramirill i Ferros starali się korespondencyjnie odwlekać sprawę, ale nawet jeśli miałbym głowę do włączenia się do tej dyskusji, szczerze wątpię, żeby coś to zmieniło - przymykając oczy i podając list Parii bez choćby rzuceniem okiem na jego treść, Kamelio wziął głębszy wdech. - Przydzielony zostanie nam nowy Nadzorca. Nowa Kamelia.
Wbrew oczywistym, a może właśnie wcale nie tak oczywistym utrudnieniom, jakich przysparzał brak wzroku, Kamelia była wspaniałym zarządcą. Wystarczyło spojrzeń na szacunek oraz uwielbienie, jakie wzbudzała tylko przez swoją obecność w danym pomieszczeniu. Mimo że nie okazywała swojego ciepła oraz troski poprzez otwarte emocje, znać je było w każdej decyzji oraz słowie, jakie zapadały. Nie musiała podnosić głosu, żeby uciszyć dowolną awanturę. Nie musiała słodzić ani zastraszać, żeby skłonić do pracy. Nie obiecywała też żadnych gruszek na wierzbie. W prosty, a jednocześnie zmyślny sposób umiała dotrzeć do każdego, kto tylko zechciał słuchać. Robiła wiele i jeszcze więcej, byle tylko mieć pewność, że wszyscy będą czuć się w obrębach murów potrzebni i chciani. Nic dziwnego, że nawet bubek pokroju Ferrosa nie potrafił do końca zachować zimnej krwi na wieść o zamianie ich ukochanej Kamelii na kogoś zupełnie nowego.
Foighidneach

Dom Śnienia Kamelii

340
POST POSTACI
Paria
- Nie wiem, o czym mówisz - odparła niewinnie. - Byłam całkowicie miła i sympatyczna. Nie mam pojęcia, dlaczego uciekł.
Wybuch rozbawienia sprawił, że Paria najpierw szeroko otworzyła oczy w absolutnym zaskoczeniu, a potem skrzyżowała ręce na klatce piersiowej i w milczeniu czekała, aż elf się uspokoi. Jego śmiech był dla niej mocno zaraźliwy, więc zacisnęła usta w wąską kreskę, zmuszając się do zachowania powagi, choć było to trudne zadanie. Całkiem możliwe, że nie udało się jej zachować tej nieprzeniknionej fasady, jaką starała się utrzymać. Reakcja Kamelio miała też duży wpływ na to, jak ona postrzegała całą tę sytuację. Bo gdyby to było coś, czym powinna się martwić, nie śmiałby się teraz z niej do tego stopnia, prawda?
Gdy spytał, jak chce to rozwiązać, zachowując tę wymuszoną powagę uniosła na niego chłodne spojrzenie.
- Tak. Jedno i drugie. Chcę, żebyś dla mnie zapozował, namaluję cię. I chcę te obrazy, wszystkie.
Rozbawienie w końcu przebiło się przez jej maskę, uniosło kąciki jej ust i błysnęło w jasnych oczach.
- Po pierwsze, baronowa nie jest stara - dodała, już spokojniej. - Po drugie, nie mogę wiecznie tylko ja być tą zazdrosną. Możesz żyć teraz ze świadomością, że gdzieś tam czeka na mnie bogaty kawaler, gotowy spełnić wszystkie moje marzenia. Na bankiecie był nawet jeden, który zaoferował, że zatrudni goblina, który zajmie się jego sprawami, podczas gdy on będzie podróżować ze mną - uniosła znacząco brwi. - Nie ma nic bardziej pociągającego, niż obietnica zatrudnienia goblina, wiesz?
Trzeba było przyznać, że było w tym sporo jej winy. Powinna była trzymać się jednej wersji, na przykład takiej, że umiera. Wtedy ta propozycja w ogóle by nie padła.
Westchnęła i spoważniała z powrotem.
- Nie lubię jej po prostu. Baronowej - doprecyzowała. - Za dużo jej w moim życiu ostatnio. I przepraszam... za ojca. Naprawdę nie planowałam angażować go w tutejsze sprawy. Nie chciałam, żeby tu przychodził, nie chciałam, żebyś musiał się z tym użerać. Chciałabym móc ci obiecać, że od teraz będzie się trzymał z daleka, ale...
Wzruszyła ramionami. Oboje wiedzieli, jak było. Kamelio też miał już okazję doświadczyć, jak uparty i zdeterminowany potrafił być Tobias von Darher, gdy mu na czymś zależało. Jeśli będzie chciał ponownie pojawić się w Domu Śnienia, tylko po to, by skontrolować, czy jego córka jest tu odpowiednio traktowana, nic go nie powstrzyma.
Informacje o treści listu sprawiły, że Parii mina zrzedła jeszcze bardziej. Przyjęła kopertę od elfa i uniosła na niego pytające spojrzenie.
- Mogę otworzyć? - upewniła się, przełamując pieczęć dopiero wtedy, gdy dostała pozwolenie. - Więc... jeśli dobrze rozumiem... Ferros zawiódł w tym, czym miał się zająć, a teraz ma z tego powodu pretensje do ciebie? - pokręciła głową. - I jakiego nowego nadzorcę? Od kiedy? Tyle mnie ominęło, jak spałam...
Dobrze wiedziała, że protestowanie w tej chwili nic nie wniesie. Mogła się oburzać i denerwować, ale niczego by to nie zmieniło. To nie tak, że osoba w tym temacie decyzyjna miała jakimś cudem usłyszeć teraz Libeth i zmienić zdanie.
- ...Czy kiedy znajdziemy Kamelię, będzie mogła z powrotem objąć swoje stanowisko?
Obrazek

Dom Śnienia Kamelii

341
POST BARDA
- Prawdziwie arystokratyczna zachłanność, jak widzę. Co właściwie zamierzasz z nimi zrobić, gdy już je będziesz miała? Chyba nie powiesisz ich wszystkich w swojej nowej sypialni? - dopytywał Kamelio, najwyraźniej bardzo ciekaw szczegółów.
Czy jednak naprawdę zamierzał okraść baronową tylko dla zaspokojenia jej kapryśnych zachcianek? Z całą pewnością nie byłoby to dla niego przesadnie trudne. Doskonale wiedział, jak i którędy wkraść się na teren posiadłości niezauważenie, a jeśli sytuacja tego wymagała, mógł również w dowolnej chwili uśpić czujność wszystkich niewygodnych osób na swojej drodze.
Z nieco innej beczki, gdy tylko Paria wspomniała o obrazach, raz jeszcze, a przy tym tak samo nieoczekiwanie, jak wcześniej, coś w jej wnętrzu zabuzowało w towarzystwie lekkiego, acz nienaturalnego ciepła. Tym razem to postać stojącego przy niej elfa na moment okalana została pomarańczową łuną, która rozwiała się tak szybko, jak się tam pojawiła.
Słysząc o goblinie, Kamelio zmarszczył brwi i podparł się jedną ręką pod bok.
- Poczekaj. Sądziłem, że to krasnoludzkie brody są najbardziej pociągające? Nie możesz nagle zmieniać zdania, gdy już nastawiłem się na zapuszczenie jednej - to mówiąc, palcami zaczął skubać absolutnie gładki i nieskażony jakimkolwiek owłosieniem podbródek. O ile dobrze pamiętała, nigdy nawet nie doświadczyła u niego na twarzy choćby porannej szorstkości, do której tendencje mieli naturalnie ludzcy mężczyźni.
Zaprzestając wreszcie podobnie jak i ona żartów oraz żarcików, Kamelio spokojnie pokręcił głową.
- Martwi się. To normalne. Nie przejmuj się. Nie ty jedna masz rodziców, którym nie w smak, gdy ich dziecko "zadaje się nie z tą gildią lub grupą osób, w której chcieliby je widzieć". To coś, co przytrafia się każdej gildii niezależnie od tego, czym się zajmuje. My sami mieliśmy tutaj o wiele dziwniejsze przypadki, możesz mi wierzyć na słowo.
Tobias potrafił być nadopiekuńczy, a przy tym wszystkim także niezwykle dociekliwy. Nigdy jednak nie spróbowałby zaszkodzić osobom ważnym dla swoich dzieci. Przynajmniej tym Libeth nie musiała się martwić.
- Mm - przytaknął Kamelio, krzyżując ramiona na klatce piersiowej i samemu jedynie przyglądając się kopercie z kwaśnym uśmiechem. - Trochę ciężko mi to przyznać, ale... Podczas gdy ze mnie nie było żadnego pożytku, zarówno Ferros, jak i Ramirill dosłownie wychodzili z siebie, najpierw usiłując zniechęcić radę od podjęcia decyzji, później opóźniając ją na tyle, na ile byli w stanie. Normalnie tego typu sprawy potrafią ciągnąć się tygodniami, czasem nawet miesiącami. Tym razem jednak decyzję podjęto w zaledwie pięć dni. Zakładam, że sytuacja Gildii Śnienia stała się zbyt niepewna, żeby pozwolić jakiejkolwiek filii pozostać bez nadzorcy. Zwłaszcza, że nie mamy obecnie w swoich szeregach nikogo gotowego przejąć tę rolę.
Uderzając lekko potylicą o ścianę za sobą, Kamelio zamilkł na moment, dając przy okazji Parii czas na przeczytanie krótkiego listu, muszącego stanowić ostateczny owoc korespondencji.

"Pomimo pełnego zrozumienia dla sytuacji Domu Kamelii oraz jego członków, z uwagi na ciężką sytuację oraz zagrożenie czyhające zarówno na aktywnych, jak i nieaktywnych Śniących oraz szczególnym uwzględnieniem nakreślonych we wcześniejszej korespondencji przyczyn, Gildia musi odmówić nadesłanej prośbie.
Mając na celu dobro oraz bezpieczeństwo zarówno Domu Kamelii, jak i całej Gildii Śnienia, ogłasza się, co następuję:
Wspólnym i ostatecznym głosem rady, Gildia Śnienia Kamelii zostaje oddana pod pieczę Naruzel Tjion i nowej Kamelii. Liczymy na owocną współpracę wszystkich Śniących oraz pracowników Domu, niezależnie od ich osobistych odczuć oraz przekonań względem podjętej decyzji.

Z wyrazami szacunku,
Mistrz Gildii i Nadzorca Domu Kwiatów
San Jermen"


- Prawdę mówiąc, sam nie wiem jeszcze wszystkiego. Nie byłem... Do końca obecny myślami.
Foighidneach

Dom Śnienia Kamelii

342
POST POSTACI
Paria
- Dlaczego nie? - spytała niewinnie. - Nie chcesz, żeby twoje własne, zwielokrotnione oblicze patrzyło na ciebie ze ścian, jak będziesz mnie odwiedzał? A może nie w sypialni, a w salonie? Tacie się spodoba.
Ponowne pojawienie się ciepłej aury, tym razem wokół elfa, sprawiło, że Libeth na moment zamilkła, skupiając się na tym jak pomarańczowa łuna stopniowo zanika. Co to oznaczało? Lubisz tych, którzy są dla mnie ważni, czy po prostu sprawia ci przyjemność dostawanie prezentów? Jeśli to drugie, poczekaj, aż zagram koncert. Po nich zawsze jestem nimi obsypywana. Nie była pewna, czy Rdza w ogóle słyszy jej myśli, ale przecież nie mogła mówić do niej na głos. Przy innych być może, uznaliby, że po prostu oszalała odrobinkę, ale nie przy Kamelio.
- Och. Hm... - uśmiechnęła się i zmrużyła lekko oczy, wyobrażając sobie elfa z brodą. Wizja całkiem zabawna, trzeba przyznać. - Jedno i drugie, najlepiej. Brodacz z goblinem, to mój mężczyzna doskonały.
Westchnęła, gdy Kamelio wyrozumiale uznał, że nie widzi problemu w tym, że jej ojciec wplątał się w sprawy Domu Śnienia. Cóż, niestety Paria je widziała i nie do końca podzielała jego obojętność pod tym względem. Niezmiennie pluła sobie w twarz, że powiedziała bratu o tym, czym się zajmuje i jakoś osoba Rash'putina nie pojawiała się w tej chwili w tych rozważaniach.
- To świetnie, ale ja nie mam już piętnastu lat, żeby ojciec biegał za mną i pilnował, czy aby na pewno jestem traktowana z należytym szacunkiem - mruknęła i uniosła na elfa dwuznaczne spojrzenie spod rzęs. - ...Czasem lubię nie być.
Potem temat zmienił się i okoliczności przestały sprzyjać niezobowiązującym flirtom. Libeth zagłębiła się w lekturze, jednym uchem słuchając wyjaśnień Kamelio. Treść listu świadczyła o tym, że decyzja była nieodwołalna i nieważne, jakie argumenty mogli jeszcze rzucić w kierunku owej rady, żadne nie zostaną już wzięte pod uwagę. Puste miejsce, jakie zostawiła po sobie Kamelia, miało zostać wypełnione przez kogoś nowego, zupełnie obcego. Jak bardzo różna będzie ta osoba od dobrze wszystkim znanej i ukochanej Kamelii? Czy Dom Śnienia wciąż będzie stanowił bezpieczną przystań dla Parii, skoro nie była ona tu oficjalnie zatrudniona? Nie chciałaby, żeby ją stąd wyrzucono. Trochę rozumiała też Ferrosa, bojącego się reakcji pozostałych na tę informację. Będą zdruzgotani i nawet magiczne przebudzenie Shaoli nie zrekompensuje im tych wieści. Złożyła list i wsunęła go z powrotem do koperty, a potem oddała elfowi.
- Znajdziemy Kamelię. Nie wiem jeszcze jak, ale przecież nie zapadła się pod ziemię. Pojadę do Czerwonego Stawu po lunetę, może pokaże nam przeszłe wydarzenia, które naprowadzą nas na jakiś trop. Wciąż nie wiem, jaki ma... zasięg czasowy, jak daleko w przeszłość sięga, ale może pozwoli zobaczyć, co stało się tamtej nocy? Do kogo należała ta magia, której opierałeś się tak długo, ta która porwała nas obie? - zerknęła na Shaoli i zamieszanie, jakie wytworzyło się wokół niej. - Mogę pojechać nawet teraz. Czuję się dobrze - stwierdziła z przekonaniem, tak jakby dopiero co nie powiedziała ojcu, że najbezpieczniej będzie, jak zostanie w Domu Śnienia, dopóki nie dojdzie do siebie. - ...Albo można kogoś wysłać, dam mu klucz do pokoju.
Obrazek

Dom Śnienia Kamelii

343
POST BARDA
Tym razem mina jaką zrobił Kamelio była doprawdy bezcenna. Zupełnie, jakby przed oczyma stanęły mu jego najgorsze koszmary.
- Szczerze nie mam pojęcia, która część przeraża mnie w tym bardziej. Gapiące się na mnie moje własne gęby, czy raczej twój ojciec, który, jestem przekonany, nadłożyłby specjalnie drogi tylko po to, żeby skonfrontować ze mną ten stan rzeczy.
Rdza, jeśli ją w ogóle słyszała, nie dała żadnego więcej sygnału po swojej obecności. Zarówno jedno, jak i drugie przypuszczenie miało realną szansę stanowić powód ciekawej reakcji, jednak dopóki stworzenie nie nabierze sił, wielce wątpliwe, żeby znalazł lepszą formę na komunikację niż sny. A i tam zresztą nie przychodziło mu to jeszcze nadmiernie łatwo. Paria mogła oczywiście eksperymentować i na własną rękę próbować wywoływać reakcję lokatorki, jeśli tylko przyszłaby jej na to ochota, a sama lokatorka wykazałaby dostateczną chęć współpracy.
Podłapując sugestię, Kamelio sprzedał jej jeden ze swoich cwanych uśmieszków, ale na wiele więcej ze słownych igraszek i przekomarzanek nie było dłużej miejsca. Zwłaszcza, gdy myśli Libeth z przymusu powędrowały w zupełnie inne, mniej wesołe strony. Nadesłany list pozostawiał wiele pytań i wątpliwości, na które nawet będący do tej pory prawą ręką Kamelii elf nie miał odpowiedzi. Nic zresztą dziwnego. Jeśli większość swojego czasu spędzał na czuwaniu nad nią oraz Shaoli, terroryzowany przez zupełnie inne, istotniejsze dla niego w tamtej chwili myśli oraz niepewności, nie pozostawało mu zbyt wiele na inne zmartwienia.
- Być może się zdziwisz, ale Efema zdaje się twierdzić inaczej. Co do zapadnięcia się - odparł, odbierając i wsuwając list za pasek spodni. - Razem z Ursą i paroma innymi ochotnikami przekopują miejsce, w którym jej zapach się urwał. Nie znam szczegółów i wciąż muszę wiele nadrobić w nadchodzących dniach, ale jeśli mogłabyś nieco pomóc, wszyscy bylibyśmy wdzięczni. Oczywiście - ty wykonał bardzo znaczącą pauzę, rzucając jej jeszcze bardziej znaczące spojrzenie. - Mam na myśli pomoc niewymagającą przez ciebie ruszania się poza tereny Domu przez kolejne dwa dni, o ile zależy ci na swoim i moim życiu, bo możesz być pewna, że matulka Zaira dowiedziałaby się o twoim wypadzie niezależnie od tego, jak dobrze próbowałabyś go ukryć. Nie żebym sam zamierzał cię gdziekolwiek puszczać - dodał, wyciągając ramię, aby móc objąć ją w pasie i przyciągnąć bliżej do siebie. - Zawsze sądziłem, że po odzyskaniu Shaoli, moje życie nieco się uspokoi. Zwolni. Przynajmniej na moment - wyznał cicho, spoglądając w stronę siostry, która najwyraźniej rozpływała się nad czymś, co Mija przyniosła dla niej z kuchni. - Tymczasem problem wciąż godni problem. Jeden gorszy od drugiego.
Foighidneach

Dom Śnienia Kamelii

344
POST POSTACI
Paria
Duże oczy Parii stały się jeszcze większe, gdy usłyszała o przekopywaniu ziemi w miejscu, w którym Efema traciła trop. Miała wrażenie, że wcześniej już coś takiego obiło się jej o uszy, ale zignorowała to, albo uznała za metaforę; teraz brzmiało to bardzo, bardzo dosłownie. Potrząsnęła głową, marszcząc brwi.
- Przecież... przecież jej ktoś nie zakopał... - powiedziała cicho, zbyt przerażona tą wizją, by w ogóle przypuszczać, że jest prawdziwa. Nie mogło tak być. Ktoś porwał Kamelię po to, by wymusić coś na Domu Śnienia, tak jak usiłował wymusić rzucając na nich dziwne zaklęcia przez ścianę domku w ogrodzie. Nie można było kogoś szantażować, gdy zakopywało się argument pod warstwą ziemi, prawda? To tak nie działało!
Obejmująca ją elfia ręka sprawiła, że na moment przerwała swoje zatrważające rozważania i wróciła skupieniem do rozmowy, jaką prowadzili. Westchnęła i sama też objęła Kamelio w pasie, opierając głowę bokiem o jego klatkę piersiową, tak, by mogła widzieć Shaoli i wszystko, co się wokół niej działo. Ciekawa była, co jej tak smakowało. Jej brat gustował we wszelkiego rodzaju mięsie, serach i absolutnie gardził warzywami, do czego już zdążyła się przyzwyczaić. Pozwalało im to idealnie dzielić się przygotowywanymi przez Miję posiłkami: Libeth oddawała mu to, co lubił, w zamian zabierając całą zieleninę i słodkości.
- ...W porządku. Na razie nie będę się stąd ruszać. Ale ktoś mógłby pojechać po tę lunetę. I po moją lutnię, najlepiej. Chyba, że ty pożyczysz mi swoją? Chciałabym sprawdzić, czy mój głos przywróci Shaoli wspomnienia. Mówiła mi, że pamięta jakiś śpiew, więc jeśli to jest mój... Zrobiłabym to zaraz, ale straszne tu jest zamieszanie. Nie chcę czekać zbyt długo. Shaoli mówiła, że ktoś kazał jej zapamiętać coś ważnego i wydaje mi się, że to może być coś ważnego dla nas. Może spróbowałbyś im wszystkim powiedzieć, że musi odpocząć, żeby wrócili za... nie wiem, za godzinę? Nie wiem, jak wyobrażasz sobie moją pomoc, obawiam się, że nie jestem w stanie zrobić dużo więcej, ale na tym bardzo mi zależy. Chcę spróbować.
Przebudzenie pogrążonej we śnie przez dziesięć dni Parii nie robiło już na nikim wrażenia, gdy obok siedziała, jadła i rozmawiała z nimi młoda elfka, na której powrót do świadomości nikt już nie liczył. Dla przyzwyczajonej do atencji bardki było to nieco rozczarowujące, ale potrafiła to zrozumieć, choć z bólem serca. Wciąż zresztą działy się z nią rzeczy, których nie rozumiała i na które nie miała wpływu, więc objęcia Kamelio były w tej chwili dobrze znajomym miejscem, w którym chciała znajdować się najbardziej. Zwłaszcza, że domyślała się, że gdy tylko uwaga znów zostanie przekierowana na nią, elf ją wypuści i tyle będzie z przytulania.
- Znasz tę kobietę? Tę, która ma zająć miejsce Kamelii? - spytała. - Naruzel Tjion?
Obrazek

Dom Śnienia Kamelii

345
POST BARDA
Przeczesując palcami włosy z tyłu głowy, podobnie jak i Paria, elf potrząsnął głową.
- Nie. Nie, nie sądzę. Jeśli miałbym celować w wyjątkowo dziwny sposób uprowadzenia, prędzej strzelałbym w nieboskłon niż ziemię. Jak jednak wytłumaczyć zupełny brak śladów oporu? Kamelia nie była byle bezbronną, niewidomą staruszką. Wiedziałaby, jak przypiec delikwenta, gdyby została do tego zmuszona. Tym bardziej do bezbronnych nie należała Mira. Nie lubimy tu o tym mówić, ale obie z Efemą zostały przekształcone w sposób, który zapewnia im świetne narzędzia do obrony. A mimo tego w obu wypadkach wygląda to tak, jakby zwyczajnie wyparowały. One i wiele innych z okolic Taj'cah, Chandi, Erola. Członkowie rozmaitych gildii tak samo, jak i zupełnie zwykli ludzi. Nawet bezdomnych i złodziei nie wydaje się oszczędzać-... Cokolwiek lub ktokolwiek do tego doprowadza.
Sprawa dotycząca zaginięcia Kamelii oraz Miry mogła być dla nich czymś zatrważającym i bolesnym, jednak na rosnącej, choć nie zatrważająco rosnącej liście znikających na całym Archipelagu, wydawały się pojedynczymi kroplami w szklance pełnej wody. Straż miejska wydawała się od dłuższego czasu skrupulatnie uciszać co głośniejsze krzyki, starając się zapewne uniknąć wybuchu niepotrzebnej nikomu paniki. I bez niej szeptano zresztą po kątach, przestrzegając przed samotnymi przechadzkami po zmroku oraz opuszczaniem miasta w pojedynkę. Wielu kupców, nawet tych mniej zamożnych i słabiej przędących, decydowało się na wynajmowanie ochrony, gdy przychodziło im przemieszczać się między miastami w celach biznesowych. Podobno zniknęło też w ostatnim czasie dość sporo łodzi rybackich oraz samych rybaków, choć tutaj wszystko starano się raczej zrzucać na piratów, syreny oraz niespokojne wody.
Postawiona naprzeciw przyprawiających o dreszcze wyobrażeń, oraz wieści, przynajmniej mogła dodać sobie trochę otuchy znajomą, ciepłą obecnością Kamelia. Ten zaś, bynajmniej nie w mającym zaczepny wydźwięk geście, lekkimi ruchami dłoni przejeżdżał w górę i dół jej boku. Wciąż wydawał się mieć mieszane uczucia co do przywrócenia Shaoli wspomnień, ale chociaż nie wyglądało na to, żeby zamierzał ją powstrzymywać przed próbowaniem.
- Biorąc pod uwagę to, jak bardzo lubisz zaskakiwać, wcale się nie zdziwię, jeśli w jakiś dziwaczny, mistyczny sposób, zdołasz jeszcze zmaterializować nam Kamelię, a zaraz po niej Mirę - rzucił z celowo mającą podnieść ich obydwoje na duchu wesołą nutą, po której cmoknął ją szybko w bok głowy. - Idź po lutnię - dodał. - Powinna leżeć na łóżku, w komórce na miotły nazywanej również przez niektórych moim pokojem. Poślę kogoś po twoje rzeczy i przy okazji wyciągnę stąd Shao. Spotkamy się w sadzie, co ty na to?
Powrót na słońce wydawał się dobrym pomysłem dla tkwiących zbyt długo w letargu ciał.
- Ah - wydał z siebie cicho elf, gdy Paria wyjawiła imię nowej, przyszłej Kamelii. - Nie jestem... Pewien? - odpowiedział z wahaniem, kilka razy powtarzając imię. Ważąc je na języku. - Naruzel Tjion. Sprawdzę to.
Foighidneach

Wróć do „Stolica”