POST POSTACI
Wierzba
Zagrożenie zostało zażegnane, jeśli chodziło o wykrwawiającego się elfa. Pozostał jedynie smród palonego ciała i wspomnienie jęków mężczyzny, jednak wydawało się, że nie umrze zbyt szybko. Wierzba nie chciał myśleć o tym, że nie uratował jego istnienia, a być może jedynie przedłużył męki.
Teraz jednak musiał skupić się na sobie. Drżące członki i zgrabiałe palce nie pomagały w pracy, gdy układał drewienka na kształt ogniska, a następnie podpalił je za pomocą nadziaka. Kiedy blask ogniska rozświetlił stodołę, wydawało się, że było to za mało, by pomóc przemarzniętemu pół-elfowi. Zaczął się nawet zastanawiać, czy tym razem nie przecenił swoich możliwości i nie przejmie losu, który miał należeć do siwowłosego elfa. Ze zgryzotą pomyślał, że rok w twierdzy Zakonu sprawił, iż zrobił się miękki - ileż to razy sypiał w dziczy, na śniegu?! A tu, z dachem nad głową i ogniskiem, myślał o własnym końcu...
Z pomocą przyszła Auriel. Z początku nie rozumiał, jaki miała plan, nawet przeszło mu przez myśl, iż widząc jego stan, chce pozbawić go ostatnich warstw odzieży, by nie musieć ich ściągać z jego trupa. Po chwili stało się jednak jasne, co planowała.
Dzielenie się ciepłem własnego ciała było najskuteczniejszym sposobem na ogrzanie zmarźlucha.
-
Dziękuję. - Wyjąkał, gdy głos drżał mu niemal tak bardzo, jak i ciało. Wkrótce jednak rozlało się po nim przyjemne ciepło pochodzące od Auriel, a świadomość bliskości jej półnagiego ciała dodatkowo sprawiała, że krew żywiej krążyła w żyłach.
Nie wiedział nawet, kiedy zasnął. Obezwładniające ciepło jej ciała i posłanie ze słomy pozwoliło mu odprężyć się na tyle, by porzucić myśli o zamarznięciu na śmierć. Oddając się bogom snu, musiał do końca zawierzyć Auriel. Ani myślał podglądać.
Pobudka należała do przyjemnych. Było dość ciepło, dość wygodnie, a do tego miał przy sobie kobietę, która chętnie przytulała się do jego pleców. Nim jednak zdążył całkowicie oddać się błogości poranka, zrozumiał, że głos, który słyszy, należał do rannego elfa. W jednej chwili poderwał się z posłania, otoczył Auriel płaszczem, by nie uciekało ciepło, a do tego również by została zakryta przed wzrokiem obu mężczyzn. Cicho prosząc, by została, naciągnął na siebie koszulę i przemieścił się ku rannemu.
Elf mógł zdziwić się tym, co zobaczył. Wciąż zaspana twarz, ni to męska, ni nie, ciemne ślepia wciąż podpuchnięte snem, lekko spiczaste uszy wystające z burzy czarnych włosów, które przez noc wyrwały się z upięcia... nie był to widok, który napawał optymizmem.
Wierzba nie był dobry w rozmowy. Nim odpowiedział rannemu, przyłożył znów dłoń do jego czoła, by sprawdzić temperaturę. Miał nadzieję, że płaszcz pomógł w utrzymaniu odpowiedniego ciepła.
-
Nie ruszaj się. - Powiedział w końcu Wierzba, bardziej mamrocząc pod nosem, aniżeli wydając polecenia. -
Ranny. My... przyjaciele. - Powiedział, uchylając płaszcza, by sprawdzić, czy rana się aby nie otworzyła. -
Auriel? - Odwrócił się do dziewczyny. I choć patrzył w jej stronę, bardzo uważał, by jego spojrzenie nie spoczęło na jakimkolwiek skrawku nagiej skóry panienki. -
Ognień? Woda? - Rzucał hasłami, które w jego głowie miały sens i zastępowały całe zdania.