POST BARDA
Vinekle uniosła na nią zaciekawione spojrzenie znad swoich okularów. Nie wydawała się groźna, w szczególności teraz, gdy już nie trzymała wycelowanej w nikogo kuszy. Jej wzrost był czymś, do czego trzeba było się przyzwyczaić, ale w tej chwili nie stanowił problemu, bo siedziała na tym samym kawałku skały, na jakim Jaquet rozłożył mapę. - Ha! Wysoka elfka, babrająca się w tak niewyszukanych zajęciach, jak nasze, kto by pomyślał - skomentowała dość bezpośrednio, zanim zechciała w ogóle wspomnieć cokolwiek na swój własny temat. - Spytałabym, czy nie jest ci przykro, że musisz się tak upadlać, ale kiedy przypominam sobie, co zrobiłaś naszemu drogiemu Nagukowi, to dociera do mnie, że może i nie jesteś tak oderwana od naszego świata, jak mogłoby się wydawać. Widziałam u niego już wiele ran, ale tak głębokich poparzeń jeszcze nie. Zwykle trzyma się w rozsądnej odległości od ognia. Szkoda, że ogień nie chciał się wczoraj trzymać w rozsądnej odległości od niego.
Ewidentnie lubiła mówić. Jej lekko skrzekliwy głos był dużym kontrastem do wszystkich pozostałych. Nawet Umbra, która gadała dużo, miała przyjemny, choć raczej wysoki tembr głosu. U Vinekle na dłuższą metę mogło to być męczące. Ściągnęła okulary z twarzy i zmierzyła Loyrę oceniającym spojrzeniem od stóp do głów.
- Panna Vinekle zaiste jest jakimś sortem uczonej - potwierdziła, a w tych słowach wybrzmiało rozbawienie, wynikające z tego sformułowania. - Umiem czytać, na przykład. Dla niektórych, takich jak Naguk, to sztuka nie do pojęcia. Rozumiem, że dla ciebie nie, więc tym ci nie zaimponuję.
Poprawiła się w miejscu i z powrotem założyła okulary, pochylając się nad mapą.
- Nie czuję zresztą potrzeby, żeby akurat w tym momencie imponować ci czymkolwiek, więc jak chcesz się przydać, to bierz drugą książkę i pomóż Jaquetowi w tłumaczeniu, Layla. Może jak dobrze pójdzie, to szybciej dotrzemy do finałowej zagadki. Przez wszystkie lata pracy dla Dauda nie trafiłam na coś takiego, więc dobrze się składa, że chłopaka znaleźliśmy akurat w Ujściu. Kto by pomyślał, że ktoś tutaj będzie interesował się zapomnianymi językami, hm?
- Język jest ten sam - poprawił ją cicho tłumacz, przewracając kilka stron w swojej księdze. - Tylko runy są obce. Wszystko byłoby prostsze, gdyby gramatyka zapisu była normalna, a nie że się użycie run zmienia w zależności od tego, jakie w słowach są samogłoski. Przez to muszę szukać konkretnych słów tutaj i wnioskować z kontekstu. A to nawet nie są słowniki - jęknął.
Faktycznie, książka, którą dostała Aenna, po pierwszym przeglądzie wyglądała jak bardzo stara baśń dla dzieci. Co ileś stron znajdowały się obrazki, przedstawiające obce jej miejsca, parki, zamki i ogrody. Czasem pojawiało się jakieś zwierzę, raz trafiła na elfią dziewczynkę w prostej sukience, wypuszczającą ptaszka z klatki. Nad słowami, drżącą ręką, skreślone było niewyraźne tłumaczenie. Szukanie zależności między tym, a mapą, było mozolnym zadaniem, ale ktoś musiał je wykonać. Po kilku minutach znalazła jeden wyraz, spadek, który też Jaquet od razu zapisał na odpowiednim miejscu mapy.