Błyszcząca Góra

61
Wycieczka w stronę obozowiska elfów nie była niczym niezwykłym, chociaż wraz z czasem Tamas zaczynał sądzić, iż krasnolud zagubił się. Skręcił w prawo, chociaż ogromne skupisko tak zwanych 'nieludzi' było bardziej na północnym wschodzie. Nie skomentował, jednak posłał zdziwione spojrzenie na czuprynę krasnoluda. Barbarzyńca uznał, iż szanowny Magarick wie co robi...
Chwilę później zrozumiał, że domniemana grupa zwiadowców trzymała się na uboczu nawet od innych grup w armii. Na uboczu było najzimniej, bo wiatr targał najmocniej w namioty, a każdy raczej starał się ukrywać swoje schronienia od wiatrów. Ciekawe co skłoniło tą grupę do pozostania tutaj?

Tamas lekko przytaknął i nieco mocniej schował łeb w futrze wilka, starając się osłonić nieco przed mroźnym wiatrem. Wnętrzności jeszcze parowały, więc musieli dopiero co je wyrzucić z namiotu inaczej zamarzłyby w mgnieniu oczu.

Wszedł przed krasnoludem i przez chwilę przyzwyczajał oczy do ciemniejszego miejsca. Nie wykonywał przy tym żadnych podejrzanych gestów. Czy aby za dużo tu nie było tych elfów jak na jedno schronienie? W sumie nie jemu to oceniać, jednak obróbka mięsa w tym samym miejscu co się śpi... czy to przypadkiem nie jest proszenie się o smród? Tamas nie był znawcą tematu, ale nie uważał, aby elfy musiały w ogóle polować skoro należały do armii, ale nie jemu komentować ich działania. Może racje były za małe, albo kobiety z dziećmi nie dostawały owych racji...? Z armiami podróżowały często całe rodziny, jednak nie każdy miał na tyle mało dumy, aby wyciągać z armii ochłapy żołnierzy.

Zrobiło się dziwnie, kiedy elfy patrzyły na niego spode łba, ale sytuację wyraźnie naprawiło wejście krasnoluda.
Tak, lepiej było przemilczeć wstęp, dając szanowanemu Magarickowi szansę załagodzenia początkowej niechęci do wielkoluda. Częściowo się udało, ale mężczyzna nie przybył tutaj oczywiście w roli ochoniarza. Musiał się pokazać jako osoba zdecydowana i 'godna' czasu elfów.
- Jestem Tamas de Langre, zostałem wyznaczony na dowódcę w misji, która będzie polegała na zbadaniu wschodnich terenów od Błyszczącej Góry, gdyż istnieją podejrzenia, że demony zbierają się za tamtejszymi wzgórzami. Dodatkowo będziemy musieli pozbyć się wszystkich napotkanych zwiadów demonów w tamtych rejonach.
Powiedział zdecydowanie patrząc kolejno na zebranych przy niedźwiedziu. Musiał przyznać, że jeden strzał w otwarty pysk robił wrażenie... Oby łucznicy byli równie dobrzy co te elfy... no albo żeby dopisywało im szczęście takie jak tym tutaj.
- Pan Magarick polecał was jako zwiadowców, dlatego właśnie przybyliśmy. Widzę, iż potraficie nie tylko tropić, ale również nieźle strzelacie.
Skupiony jeszcze chwilę przyglądał się upolowanemu drapieżnikowi, a następnie beznamiętnie przeniósł wzrok na elfki. Nie chciał ich ponaglać, ani też proponować pomoc z armii, bo chyba właśnie jej unikali.
- Wieczorem wyruszamy, więc potrzebuje abyście szybko się określili czy dołączycie do nas.
Kartoteka
Będę żył i umrę na posterunku.
Jestem mieczem w ciemności.
Jestem strażnikiem na murach.
Jestem ogniem, który odpędza zimno, światłem, które przynosi świt, rogiem, który budzi śpiących, tarczą, która osłania krainę człowieka.

Błyszcząca Góra

62
POST BARDA
— Nie wystarcza, że patrolujemy trasy zaopatrzeniowe i polujemy dla armii? Macie rozkaz? — Zapytał jeden z tropicieli. Wszyscy wyglądali, jakby niekoniecznie byli chętni do poświęceń — Czemu mamy niby narażać swoje życie? — Zapytał drugi, szczędząc emocji w głosie, a tylko łypiąc oczyma jawnie z wyrzutem.
— Też mogę zdechnąć w tej wyprawie. A jak tak się stanie, to kto wam będzie dostarczał lekarstw na lewo? Myślicie, że nie wiem, że macie ciężko?! Skoro sami wiecie jak was traktują, jakoś jesteście zawsze ostatni w kolejce, to może zróbcie coś i dla mnie, co?! — Elfy znów zamarły. Nikt nic nie mówił i atmosfera znów zrobiła się ciężka.
— Chodźmy Tamasie de Langre — Zarządził krasnolud, który już obrócił się do tamtych plecami
— Czekajcie! — Zawołała jedna z elfek siedzących przy dalekim końcu wigwamu. — Magaricku wybacz naszą bojaźń i niewdzięczność. Okazałeś nam tyle dobroci. Ja pójdę z tobą. Za twoją pomoc. — Wstała, uwalniając się spod warstwy futr. Wciąż jednak była opatulona szczelnie, że ledwie było widać jej twarz.
— Milasa! — Delimas odezwał się do kobiety, ale wymienili między sobą tylko przedłużone spojrzenia, po czym łowczy westchnął zrezygnowany. — Niech będzie. Pomożemy wam we dwoje. — Odezwał się na co krasnolud zaśmiał się rubasznie i znów zwrócił ku nim.
— Dobrze! Uratujesz mi dupsko i na tej wyprawie tak z trzy razy i będziemy kwita Delimas. Wstawcie się, to omówimy co i jak. Bywajcie! — Rzekł po czym kiwnął Tamasowi głową, że pora elfy zostawić. Sprawa załatwiona.
*** Pozostał im magik. Vlean, Seatoro, Armanno Dhar'riorh. Aeromanta. Bardzo łatwo było go znaleźć. Jego bogato zdobiony namiot w kolorach złota i burgundu unosił się bez podparcia, ani uziemienia, jakiś palec nad ziemią. Wiatr nie robił mu różnicy, jakby w ogóle nie podlegał prawom prądów powietrznych, czy ciążenia. Był to nieruchomy obiekt, który wyróżniał się na tle innych. Wejście było zasłonięte kotarą, pokonując je przywitała ich bezkresna cisza, przyjemne letnie powietrze i ciepło. Oświetlenie padało licznie z zawieszonych świeczników i palących się nań świecach, czyniąc to miejsce jasnym jak w świetle dnia. Na równo odśnieżonej ziemi wyłożony był duży dywan, co obejmował całe pomieszczenie. Przed gośćmi prezentował się stolik o kunsztownej snycerce, krzesła obite futrem z tygrysa, łoże na nie bynajmniej dwie osoby pościelone jedwabnymi tkaninami oraz zasłane poduszkami. Obok tego stała duża skrzynia zabezpieczona jakimś mechanizmem, bo kłódki nie było widać, a tylko jakiś dziwny zamek.
Sam elf siedział na jednym z krzeseł, nonszalancko przechylony do tyłu, z księgą w rękach. Zdawał się nie zwracać uwagi na przybyszów. Odziany w cienką niebiesko-białą tkaninę prezentował się jak arystokrata tuż przed balem. Długie białe proste włosy opadały mu na plecy. Niebieskimi oczyma wodził po tekście. Na nieskażonej wysiłkiem elfiej twarzy malował mu się spokój. Był zrelaksowany i kompletnie nieprzejęty gośćmi, jakby ich nie zauważył, ani usłyszał.
Ostatnio zmieniony 01 gru 2021, 10:35 przez Tag, łącznie zmieniany 1 raz.

Błyszcząca Góra

63
Coś czuł, że cokolwiek powie będzie odebrane jako nieodpowiednie dla elfów. Po samym wejściu było widać, iż gdyby nie krasnolud to nie zgodziliby się, aby dołączyć do tej wyprawy. Tamas nie patrzył na nich jak na rasę, która stanowiła znaczną mniejszość, w jego oczach każdy był równy, tak samo jak kobiety, chociaż rasy, albo płcie miały swoje mocniejsze i słabsze strony... tyle.
Przysluchiwał się niewielkiej kłótni ze ściągniętymi do siebie brwiami, ale powstrzymał się od komentarzy do czasu, aż elfka potwierdziła udział elfów. Wtedy tez kiwnął jej głową i chwilę później wyszedł za krasnoludem.

- Dobrze sobie pan poradził.
Oznajmił chwilę po tym jak odeszli na kilka metrów od namiotu ich przyszych zwiadowców. Dobrze było mieć kogoś takiego po swojej stronie, to na pewno. Teraz czekało ich jednak cięższe zadanie... Wysoki elf z jezcze wyższym ego.


Dotarli do jego namiotu jakiś czas później. Nie było mowy o pomyłce, w takich namiotach na próżno szukać typowych wojskowych, a nawet dowódców, którzy mimo wszystko nie wydawali zbędnie na przesadnie zdobione materiały schronień. Żólnierski styl był schludny i minimalistyczny, a własności wysokich elfów musiały na każdym kroku przypominać z kim się ma do czynienia. Tamas nie był przyzwyczajony do takiego przepychu, a nawet mógłby w duchu sobie przyznać, że zniechęca go to pozerstwo ze strony wysokiego elfa. Namiot wypełniała taka magia, że czuł na plecach nieprzyjemne mrowienie. Uch, i jeszcze ten cały przepych. Wysokie elfy...Nie obchodzą ich cudze zobowiązania.
Według konwenansów raczej nie powinien przerywać elfowi, ale ten ewidetnie ich obecność ignorował, więc nie zamierzał stać i przyglądać się zajętemu mężczyźnie w fotelu. Dał mu wystarczająco czasu kiedy wytrzepywał buty przed wejściem do namiotu, a także stojąc już w środku od minuty. Nie, nie pamiętał jego pełnego imienia, nie byłby w stanie go zapamiętać w tak krótkim czasie.
- Witam, Tamas de Langre, a to mistrz Magarick Virwgor. Prosimy o wybaczenie, jednak przybywamy z prośbą o dołączenie Pana do wyprawy mającej na celu odcięcie ewentualnych posiłków demonów ze wschodu.
To tak na początek, aby zarazem wyjaśnić wtargnięcie i zaciekawić elfa. Od jego zachowania raczej zależy to jak potoczy się dalsza część rozmowy. Jeśli będzie grał bogatego dupka z wyższych sfer to może być ciężko z dogadaniem się.
Kartoteka
Będę żył i umrę na posterunku.
Jestem mieczem w ciemności.
Jestem strażnikiem na murach.
Jestem ogniem, który odpędza zimno, światłem, które przynosi świt, rogiem, który budzi śpiących, tarczą, która osłania krainę człowieka.

Błyszcząca Góra

64
POST BARDA
Żal mi biedaków. Kiedyś byli bardziej liczni. Z Orlej Straży żyli tutaj długo, zasłużyli się. Potem przyszła katastrofa i elfy straciły Fenisteę, następnie plaga łowców niewolników i kilka incydentów przyczyniły się do ich upadku i popsucia relacji z innymi. Wywiedziałem się o tym. Dlaczego sam Sulon do tego dopuścił, a może to nie on? Boję się rozmyślać. Jednak jak się wykażą na misji miast wciąż się wycofywać z działań, to uda mi się załatwić im lepsze warunki. Może nawet udałoby się zorganizować jakąś enklawę dla nich. W forcie mają swoje miejsce, ale przydałoby się dać im więcej przywilejów. Może by udało się im jakoś pomóc, słyszałem że leśne elfy cierpią na południu tułaczkę, bezdomność i śmierć z głodu. Idzie zima, część z nich znowu umrze i to tylko dlatego, że nikt nie chce udzielić im azylu i schronienia. My w Turonie przyjęliśmy gnomy, kiedy pojawiła się Wieża. Krasnoludzka architektura jednak nie służy elfom, ani krasnoludzka polityka, czy krasnoludzka religia... — Na uznanie Tamasa alchemik rozgadał się, kiedy to szli w kierunku namiotu elfa.

***
Gdy Tamas raczył się przedstawić, elf zwyczajnie przewrócił stronę w księdze. Magarick popatrzył na wojownika, a on na niego. Krasnolud wzruszył ramionami i cicho westchnął, jakby chciał samego de Langre przeprosić za niesfornego elfa.
— Panowie nie sterczcie tak, proszę, proszę. Usiądźcie wygodnie, miejsc nie brakuje — Rzekł gładko. Wskazał dłonią wolne fotele, ale nie oderwał wzroku od lektury — Mój asystent zaraz wrócii~, zaparzy herbaty — Stwierdził przeciągle, po czym przewrócił stronę wstecz, jakby chciał doczytać raz jeszcze jedną rzecz. Na twarzy wymalowany miał niezachwiany spokój w odcień radości odkrywania czegoś, czy może nawet psoty. Treść, którą przerabiał musiała być niezmiernie interesująca... albo po prostu zgrywał się jak ostatni palant. Rudobrody uniósł brew w porozumiewawczej wymianie spojrzeń z wojownikiem i pierwszy usiadł naprzeciwko elfa wedle jego sugestii.
— Czy wiecie, że wedle teorii rytuałów i spójności duszy, można, podkreślam teoretycznie, odanimować golemy, a poświęcone dusze ponownie pochwycić? Bardziej mnie jednak interesuje relacja tworu skała plus dusza. Implikacje związane z rodzajem osnowy, pojemnika dla duszy. Panowie niech sobie wyobrażą, eksperymenty na taką skalę nie są osiągalne ani w Oros, ani w Nowym Hollar. A tutaj daleko na północy taka rozmaitość przeniesionych istnień i rozmaitość pól magicznych... każda indywidualna, jako że każda dusza jest wyjątkowa, niepowtarzalna... A jednak istnieje część wspólna, dzięki której to właśnie zdołano zastosować każdą duszę do tego samego celu, jakim jest animacja golema. Niewiarygodne. Co o tym sądzicie? — Narzucił temat odnośnie magii, zbywając nagłą potrzebę wyprawy, zwrócił też swoje spojrzenie na gości, a na jego ustach zagościł skromny uśmiech i... rozczarowanie, czy może politowanie? Tamas nie mógł określić.
— Manipulacja duszą jest tabu w klasycznym ujęciu magii, a jakkolwiek brzmi zbieranie ich, to już czarna magia — Odparł Magarick, poprawiając się na fotelu i chowając dłonie pod swoją brodę. Zadarł też brodę, nadając powagi swej wypowiedzi. Elf zachęcony odpowiedzią przesunął ciężar ciała i pochylił się nieco do przodu, opierając się łokciem o oparcie fotelu. Odłożył drugą ręką księgę na stolik. Tamas zdołał rozczytać tytuł księgi, była we wspólnym:
Spoiler:
— A czy właśnie tutaj tego nie dokonał Sol Mhyr? Zmagazynował dusze śmiertelników w skale. Czy krasnoludy zwróciły się ku zakazanym sztukom? — Zapytał z nutką drwiny w głosie. Krasnolud zacisnął szczęki, jakby tracił cierpliwość, ale tylko pomlaskał nieco, jakby nie zasmakowały mu słowa, które miałby rzec.
— To trudne czasy. Poczyniono zbrodnię, to prawda. Na wojnie czasem to konieczność. — Szorstko odpowiedział w końcu. Rudobrody szybko tracił pokłady wyrozumiałości dla gawędzącego maga.
— Czego to się nie robi, kiedy można coś usprawiedliwić — Elf uśmiechnął się szyderczo i prychnął nieznacznie, po czym zwrócił swoje spojrzenie ku człowiekowi, przekrzywił nieznacznie głowę, jakby nie spodziewał się niczego szczególnego również i od niego — Powiedz mi proszę, Tamasie de Langre, co pan sądzi o zaklętych duszach w skale i zastosowaniu, jak to niemalże rasistowsko ujął Mistrz Magarick, czarnej magii.

Błyszcząca Góra

65
Zdecydowanie sytuacja elfów nie była zbyt wesoła, jednak Tamas nie miał w zwyczaju przejmować się rzeczami na które zwyczajnie nie miał najmniejszego wpływu. Mógł jedynie dbać o to, aby w jego otoczeniu owe elfy nie zginęły. Rosły wojownik przemilczał wypowiedź krasnoluda, kiwając jedynie głową na potwierdzenie, iż zgadza się z nim. Mieli teraz ważniejsze sprawy na głowach, a takie rozmowy mogą odbyć po powrocie.

...

Tamas zdecydowanie nie był zbyt zadowolony z tego jak elf obchodzi się z ich obecnością. Rozumiał oczywiście konwenanse, a także przewagi jakie miał mag we wpływach i bogactwie... jednak nie powinien traktować ich jak psy, które zaszczekały, a on miał ważniejsze sprawy na głowie, takie jak czytanie książki. A mimo wszystko na nieogolonym licu nie pojawiła się niechęć. Weteran mimo wszystko znosił dzielnie tą zniewagę. Skoro krasnolud tak chętnie poszedł usiąść to i Tamas zmusił się do tego.
Słuchał wywodu o rytuałach i duszach, ale szczerze mówiąc miał ochotę przerwać elfowi wywód słowami "z całym szacunkiem", chociaż te słowa zarezerwowane na ogół dla sytuacji mających ze wspomnianym szacunkiem niewiele wspólnego. Cierpliwie więc wysłuchał przemyśleń elfa, potem wypowiedzi krasnoluda... W końcu padło pytanie bezpośrednio do niego, więc nie mógł po prostu zbyć tej sprawy.
- Uważam, że wojna nie zwalnia od przyzwoitości. A nawet wymaga jej bardziej niż pokój... Nie mnie jednak decydować o takich sprawach, dlatego też na wojnie dozwolone jest to, czego zabrania wiara, tradycja, prastare wartości i jednostkowa moralność... Dozwolone są czyny, za które odpokutować można jedynie śmiercią.
Potem odchylił się na siedzisku i badawczo spojrzał na wysokiego elfa.
- Sam widziałem raptem wczoraj pochwycenie demona za pomocą magii krwi.
Dodał spokojnie, chociaż wewnątrz czuł się przygnębiony losem Korneliusza. Dowódca jednak nijak się miał do straty jednego człowieka, w końcu miał armię i bardzo cenne informacje... o ile okażą się prawdziwe.
- Czy moglibyśmy przejść do sprawy z którą przybyliśmy? Czas nas nagli...- zasugerował spokojnym i formalnym tonem żołnierza.
Kartoteka
Będę żył i umrę na posterunku.
Jestem mieczem w ciemności.
Jestem strażnikiem na murach.
Jestem ogniem, który odpędza zimno, światłem, które przynosi świt, rogiem, który budzi śpiących, tarczą, która osłania krainę człowieka.

Błyszcząca Góra

66
POST BARDA
Elf siedział, wciąż niewzruszony niecierpiącą zwłoki postawą gości. Tamas mógł odnieść wrażenie, że zapowiada się dyskusja, czy też strata czasu. Vlean na nic w świecie miał sobie kotłowanie się w środku Magaricka, który to co chwilę zaciskał szczękę i poprawiał się na siedzeniu, czy stanowcze i profesjonalne przejście do konkretów przez Tamasa. Aczkolwiek wojownik z łatwością uchwycił jego błysk w oku, moment zainteresowania, kiedy wspomniał o incydencie sprawionym za pomocą magii krwi.
— Odpokutować jedynie śmiercią... — Powtórzył słowa rozmówcy, kompletnie ignorując próbę podejścia tematu po który się wybrali tutaj Tamas i Magarick. Jakby tamte słowa niosły ze sobą istotne teraz przesłanie, a do tego drugiego mu się nie śpieszyło. Nawet uchwycił je gestem złączając palce jednej dłoni, jakby chciał uszczypnąć powietrze i zważyć w ręce. — Hitlerbrand? Dobrze pamiętam? Rozsądek nigdy nie był mocną stroną tej rodzinki. Miałem nieprzyjemność poznać. Głupiec. Stracą go za to. Demonologia jest równie nieznana co zakazana na naszym kontynencie. Nie przyszło zwiadowcom do głowy, że dureń wprowadził na teren obozu wroga, którego kompletnie nie rozumiemy i nie znamy? — Machnął ręką, jakby od niechcenia, wykrzywił usta jakby połknął starą zepsutą rybę. Był ewidentnie zniesmaczony wspomnieniem tego faktu. — Ludzie uwielbiają nadużywać, nie tylko magii, ale i własnych obyczajów. Nawet zwykłe ptaki wiedzą, że nie robi się pod siebie we własnym gniazdku. Uczeń mi doniósł, że demona ubito, a magik jest pod obserwacją. Ponoć zaczął stawiać opór i zakłuli go w kajdany. Do samego końca nieświadomy do czego się posunął — Elf ułożył się wygodnie na oparciu fotelu i wzrokiem ocenił tym razem postawy swoich gości. Tamas uchwycił mignięcie grymasu rozbawienia na spokojnej twarzy Vleana — Słyszałem też że Martelo naciska na natychmiastowy atak, aby zdobyć Błyszczącą Górę. Dziś odbędzie się mobilizacja. Mistrzu Magaricku. Tamasie de Langre. Jak myślicie co się wydarzy? Jak bitwa będzie wyglądać? Kto zwycięży? — Tamas czuł na sobie jego badawcze i ciekawskie spojrzenie. Inni zwykli nie przedłużać spojrzenia z jego żółtymi, budzącymi grozę, ślepiami. Magarick jednak zasięgnął swojego głosu, aby pierwszy się wypowiedzieć i złamać chwilę:
— Mistrzu Dhar'riorh, Sol Mhyr wraz ze swymi golemami zdobędzie górę. Jest to siła, która odeprze demony z pozycji. My wtedy zajmiemy strategiczne miejsce i umocnimy swoją siłę w rejonie. Góra posiada cenne złoża, dzięki którym napędzimy machinę wojenną. Turon z pewnością zainteresuje się wznowieniem wydobycia, jak i inni odważniejsi inwestorzy. Kampania Sol Mhyra potrzebuje wsparcia i wiary. Zdobycie tego miejsca jest krytyczne i pozwoli na uzyskanie większego zaangażowania od stronników, gdy zdobędziemy coś wartościowego. Umocni też morale. Kontynent wciąż ignoruje znaczenie północy, a królestwa usprawiedliwiają swój brak zaangażowania problemami wewnętrznymi, których się uczepili po tym jak sojusz upadł. — Wyraził się Magarick, tonem zrównoważonym i wyniosłym, chcąc zasugerować, że wszystko jest jasne i należy działać, a nie gdybać.
W międzyczasie do miniaturki pałacu weszła młoda kobieta otulona futrem niedźwiedzia brunatnego. Chuda wysoka elfka ściągnęła płaszcz, prezentując się w niebiesko białej tunice o prostym kroju, zapinanej na złote guziki, bez dekoltu z długimi rękawami i kołnierzem sięgającym połowy szyi. Talię chwytał prosty czarny pas co zamykany był na złotą klamrę. Do niego przymocowana była zaczepka, na której zaś wisiała księga zabezpieczona paskiem przed otwarciem. Prosta bez udziwnień granatowa spódnica, wychodziła z pasa a kończyła się przy kostkach, których to nie było widać z powodu wysokich skórzanych czarnych kozaków. Czarne włosy spięte miała w kok, łagodnym zielonym spojrzeniem powiodła po osobach zgromadzonych przy stoliku. Jej twarz zaś wyrażała chłodne zobojętnienie, acz nie udawało się jej zupełnie schować bijącej z niej młodości i energii. Dygnęła na przywitanie w gust arystokracji i odstawiła futro na niewidzialny wieszak tuż przy wejściu.

— Junai, bądź tak dobra i zaparz nam herbaty. Goście zdają się spięci
— Jak sobie życzysz mistrzu. — Odpowiedziała, gładkim i przyjemnym dla ucha tonem, sugerując uśmiech, który ledwo zaiskrzył jej na twarzy a od razu zgasł. Po czym ruszyła, aby otworzyć kufer przy łożu czarodzieja. Wysuszone liście herbaty umieściła w metalowej kulce, prześwitującej od malutkich dziurek. Tą wrzuciła do szklanego dzbanka. Wody zaczerpnęła gestem spod szczeliny wiszącego nad ziemią namiotu, przemieniając to w powietrzu śnieg w ciecz. Wyszeptała jakieś zaklęcie, a woda momentalnie się zagotowała i zaczęła przybierać stopniowo ciemno brunatnego koloru herbaty.
— Dziewczyno to herbata, a nie gar zupy. Woda ma być gorąca, a nie wrzątek. To profanacja tych liści, które przywędrowały tutaj aż z Taj'cah. Ulituj się raz nad swoim mistrzem — Vlean uchwycił palcami swoje skronie i pochylił głowę w zażenowaniu, chowając za dłonią swój wzrok, jakby nie mógł na to patrzeć. Uczennica tylko ściągnęła usta, ale momentalnie znów przybrała chłodny wyraz twarzy.
— Na czym my to, ach tak. Magaricku. A jakbyś był w skórze demonów, to co byś uczynił z takim miejscem? Widząc potężne golemy, które potrafią pokonać nawet najsilniejsze z ich rodzaju? A tobie Tamasie, jak to wygląda? — Zapytał rzeczywiście zainteresowany jego opinią. W międzyczasie uczennica postawiła na stoliku dzbanek z herbatą, trzy filiżanki z podstawkami, łyżeczki i słoiczek z miodem. Wysoki elf od razu nalał wywaru każdemu, a potem sobie posłodził stukając łyżeczką dźwięcznie o brzegi naczynia.

Błyszcząca Góra

67
Tamas wiedział, że nerwami nie zdziała zupełnie nic. Mógł jedynie grać w tą... farsę. Elf był tutaj panem i to oni przychodzili do niego prosić o pomoc. Nie była to sprzyjająca sytuacja, więc barbarzyńca musiał sztywno trzymać się tej gry oraz w miarę przyzwoicie odpowiadać na pytania.
Jak się szybko okazało, wysoki elf był doskonale poinformowany o tym co działo się w obozie. To był zarazem dobry punkt zaczepienia dla ich sprawy, więc wojownik odpowiedział skoro padło pytanie...
- Mimo wszystko pozyskał informacje, które dowódca Martelo chciałby zweryfikować.
Oznajmił jeszcze kiedy elf usadawiał się dokładniej w swoim siedzisku. Ten jednak przeszedł znów do innego tematu co wywołało mars na twarzy Tamasa, szczególnie iż nawiązywało zarazem do tego samego dowódcy, o którym wspominał. Z lekką irytacją przemilczał dłuższą chwilę obserwując elfa. W tym samym czasie ten nadal zadawał pytania, na które krasnolud szukał odpowiedzi. Tak na prawdę w trójkę tylko mogli sobie gdybać, ale ich zdanie nie miało większego znaczenia dla całej armii, to prędzej był jakiś sprawdzian dla wojownika, w końcu elf zdecydowanie zbywał uwagi Magaricka, a oczekiwał rozwinięcia myśli od prostego żołnierza, weterana, który został zwyczajnie wyznaczony do prowadzenia misji zwiadowczej.
Zdarzenie z... asystentką dało mu czas do rozmyślań, nawet jeśli przez to przeczesał swoją brodę i nieco długo wpatrywał się w ową elfkę. Warto wspomnieć, że sam miał żółte oczy, więc kiedy przeniósł wzrok na aeromantę to co najwyżej nieco się zdziwił. Pytanie skierowane bardziej do niego nieco go... zbiło z tropu.
= Cóż... Dwa najcięższe błędy strategiczne, to działać przedwcześnie i przepuścić sprzyjającą okazję. To góry, więc mogliby spróbować pogrzebać golemy, które zostałyby zaciągnięte w dogodne miejsca przez pomniejsze grupy, których wartość bojowa jest znikoma. Mogą również wpuścić armię w dolne partie i zaatakować od boku, przez co jakakolwiek formacja znikłaby tak samo jak wszelkie plany i strategie... Ciężko być przygotowanym na każdą ewentualność.
Odpowiedział lakonicznie bez cienia wątpliwości w głosie.
- Mamy małe szanse na przygotowanie się do wszystkich ewentualności, ale z pewnością COŚ musimy zrobić. Jeśli demon mówił prawdę pod przymusem zaklęcia to musimy upewnić się, że na wschodnich krańcach gór nie czeka ich wsparcie.
To zabawne, że jeszcze niedawno wielu żołnierzy postrzegało demony jako bezmyślne stwory, kierowane raczej jakimś rodzajem instynktu... BA! Wielu nadal tak uważało. Tamas jednak ostatnimi czasy obserwował, że te działały zdecydowanie bardziej rozmyślnie, a to było niepokojące.
Jeszcze chwilę patrzył na elfa i przeniósł wzrok na krasnoluda. Ciekawe czy zdawał sobie sprawę z tego co myślał człowiek... Wszakże marnowali czas potrzebny na przygotowania i szukanie innych kompanów do wyprawy...
Kartoteka
Będę żył i umrę na posterunku.
Jestem mieczem w ciemności.
Jestem strażnikiem na murach.
Jestem ogniem, który odpędza zimno, światłem, które przynosi świt, rogiem, który budzi śpiących, tarczą, która osłania krainę człowieka.

Błyszcząca Góra

68
POST BARDA
Vlean zaczął jeszcze uważniej słuchać wypowiedzi człowieka, kiedy wspomniał słowo 'strategia'. Tamas był niemalże pewien, że tamten spija swymi długimi uszami każde jego słowo i że w tym momencie poświęca mu uwagę jaką powinien od samego początku. Był skoncentrowany, a trywialna kwestia napicia się przezeń herbaty była niby odruch. Coś do czego przywykł. Elfka tymczasem usiadła na łożu i sięgnęła po jedną z książek w kufrze, aby się skupić na spontanicznie podjętej lekturze i nie przeszkadzać mistrzowi w powagędzie.
— Tak, taktyka wygrywa bitwy, kiedy ta gorzeje i chaos zmienia oblicze szans — Elf zacisnął usta, spojrzał po krasnoludzie i znów skupił się na Tamasie — W świetle historii wojen kontynentu zwykle obie strony konfliktu znały już się na tyle długo, że spodziewali się swoich ruchów. Znali swoje silne i słabe strony. Wojna przypominała wtedy partię ludzkich szachów. Każdy krok stanowił o ryzyku i jednocześnie szansie, którą taktycy potrafili wymiernie zakreślić w jakiś zbiór prawdopodobieństw. W świetle historii wojen z demonami zaś... mamy rekord tylko jednej bitwy. Wówczas najpotężniejsza armia kontynentu została obrócona w proch w jednym starciu. Zabawne, wówczas zakon z elfami w ramię w ramię maszerował, aby uderzyć skoordynowanie, jak nigdy wcześniej w dziejach. Odnoszę wrażenie, że Oni, czyli demony wiedzą o nas wszystko. Tymczasem my o nich nic — Rzekł z nutką ponurego tonu i znów upił sobie napoju, dając szansę Tamasowi skomentować sytuację i raz jeszcze poprowadzić temat rozmowy ku gorejącej sprawie. W końcu dziś mieli wyruszyć.
Spoglądając na krasnoluda, dostrzegł jego cierpliwą postawę i nieruchomy spokój, który nie był w smak takiemu osobnikowi. Nawet popił herbatki, choć to był pojedynczy łyk, opróżniające naczynie z całej zawartości, pomimo temperatury napoju. Widać starał się też nie zgnieść delikatnej filiżanki w swojej łapie, chwytając ja niby jajko oburącz. Jedynie jego oczy barwiły się zniecierpliwieniem i chęcią roztrzaskania komuś łba. Tamas uchwycił również ponowne krótką wymianę spojrzeń między elfem i krasnoludem i mógł być pewien, że mają między sobą szczególnie dziwną relację. Chyba się lubili? Niby koledzy, którzy już się znają jakiś czas, a jednak czuć było między nimi jakąś wrogość, choć nie było to intensywne na tyle, aby spodziewać się jakichkolwiek rękoczynów. W końcu to jego Magarick polecił. Pewnie zwyczajne animozje, choć Tamas nie musiał szukać ich powodów zbyt długo, wystarczyło spoglądać na elfa nieco dłużej i miało się wrażenie, że za tą maską spokoju śmieje się z niego jawnie.

— Tak, oczywiście. Nie odmówiłbym pomocy mistrzowi Magarickowi. Chcę się tylko upewnić czy potrzeba mojej osobistej obecności w tym przedsięwzięciu. Jeden z moich uczniów może się również sprawdzić. Po za tym mistrzu Magaricku, nie chwaliłeś się przyjaźnią z Tamasem de Langre. Na prawdę miło poznać. Jak na orlego strażnika ma w sobie więcej rozsądku niż się spodziewałem.
— Łatwo idzie rozpoznać kto ze straży do czego się nadaje czarodzieju — Krasnolud pękł w końcu, ale nie wybuchł, tylko założył ręce przed siebie i wykrzywił gniewnie gębę. Elfka słysząc te słowa wypowiedziane tym tonem, jakby wiedziała co się szykuje i zasłoniła usta dłonią. Oczy jej się wykrzywiły sugerując uśmiech. — Wystarczy raz spojrzeć im w twarz i wiem, czy można im zaufać. Tchórz, zbir, albo wojownik. Innych nie uświadczysz w Twierdzy. Na ciebie to się musiałem trochę napatrzeć. A teraz bądź tak uprzejmy i zgódź się w końcu. Mamy nóż na gardle, bez ciebie nie damy rady. Martelo każe nam oprócz pilnowania zrobić wybieg na tereny gdzie miałaby być armia demonów. Mamy dokonać dalekiego zwiadu, jeśli demon skłamał. Choć jestem bardziej niż pewien, że demon nie skłamał. Po prostu nie powiedział całej prawdy, albo jej nawet nie znał. Od kiedy zwiadowcy znają wszystkie rozkazy taktyków? — Rzekł krasnolud, a Aeromanta momentalnie się zapowietrzył. Wypuścił jednak powietrze i przewrócił oczyma. Czerwień z policzków mu jednak nie zeszła
— Magaricku nadużywasz mojej gościnności. Przy tobie moja uczennica gnuśnieje i śmieje się za moimi plecami — Stwierdził wciąż spokojnym niezachwianym głosem. Na te słowa elfka wyprostowała się nagle i wróciła do czytania książki — Następnym razem poczynisz taki afront w moim domu, a wylecisz z jednym podmuchem — Ostrzegł go ostro, ale zaraz machnął ręką od niechcenia. Zrezygnowany spojrzał na chwilę ku płachcie nieruchomego namiotu nad nim, aby to znów wzrokiem uchwycić dwójkę gości
— Dobrze. To w czym konkretnie mam wam pomóc? Jak sobie to wyobrażacie? — Rzucił pytanie, znów celując spojrzeniem ku Tamasowi. Orli Strażnik mógł być bardziej niż pewien, że od jego kolejnych słów zależy czy Aeromanta zaszczyci ich swoją obecnością, czy pośle kogoś w zastępstwie.

Błyszcząca Góra

69
Wypowiadanie się na temat strategii było nie w jego gestii, ale skoro ktoś chciał słuchać to i Tamas mógł się na jej temat wypowiedzieć, tym bardziej kiedy wplątał w wypowiedź faktyczny powód ich przybycia tutaj.
Ponownie czarodziej nie podjął tematu, a przynajmniej nie z początku. Barbarzyńca się pochylił i oparł łokcie o kolana, czekając, aż rozmowa pójdzie wreszcie jakimś konkretniejszym torem. W końcu elf przestał mówić i najprawdopodobniej liczył na odpowiedź, Tamas zrobił nieco skonsternowaną minę i zwrócił głowę na stolik, gdzie czekała zastawa z herbatą.

- Każdy ma swoje słabe i mocne strony, tak my jak i nasz wróg. Nie sposób więc z każdej bitwy wychodzić zwycięsko... Wygrana zależy też w dużej mierze od próby sił, a jest sposób na to by słaby pokonał silnego nawet jeśli nie znamy ich dokładnych taktyk. Uznajmy, że mamy podstawowe wieści o sile i ilości wroga. Jeśli na przykład wystawiamy zbrojnych na równiny , należy wypuścić najsłabszych żółtodziobów z dobrym potencjałem obronnym przeciw najlepszym i największym grupom demonów, najlepsza grupa z golemami niech się zmierzy ze średnimi grupą demonów, a lekkie i wyszkolone jednostki z najgorszym i najsłabszymi demonami. Oto podstęp dobrze znany, którego nie da się racjonalnie wyjaśnić... Nawet jeśli nie zadziałałby idealnie to stracimy mniej istotne jednostki dla tej wojny.

Nieco ponuro przeniósł wzrok na elfa, gdyż znał wartość życia, ale stratedzy nie patrzyli na pojedyncze osoby, a co najwyżej całe grupy wojskowe. To tylko numerki, albo grupy odpowiadające pojedynczym pionkom w szachach.

- Jeśli wróg zaatakuje nas od boku to całe plany szlag trafi, a walka zamieni się w rzeźnię. Jeśli stracimy całe skrzydło na samo przywitanie wrogów na górze to nigdy nie będziemy mieli szansy przejąć gór.-Oczywiście nawiązał do swojego zadania. Tamas przeniósł wzrok na mistrza Magaricka. Coś pomiędzy nimi było, ale mimo wszystko krasnolud polecał elfa, więc doceniał jego kunszt. Mężczyźnie więcej nie było potrzeba.
Wymiana zdań pomiędzy nimi była irytująca. Komplementowali go jakby go tu wcale nie było. Chciałby ich przywołać do porządku, ale nie powinien tego robić, nie jako gość w namiocie elfa. Podobało mu się stanowisko krasnoluda i był gotowy stanąć w jego obronie, jednak chwilę później okazało się to zbędne.
Chwilę później wpadli w sytuację w której były dwa rozdroża. Elf spoglądał na Tamasa, więc najwyraźniej on musiał argumentować wybór czarodzieja, a nie jakiegoś podrzędnego mu ucznia.
- Mamy niewielki oddział łuczników na wzgórzach, który ma osłaniać nas w dole. Górskie wiatry są kapryśne i zniosą każdą strzałę. Ponadto jeśli będziemy musieli wykonać głębszy zwiad, to przyda się ktoś zdolny zatrzymać demony, które będą z pewnością obserwowały okolicę. Co jednak najważniejsze, jeśli faktycznie natkniemy się na duże skupisko demonów, będziemy mogli spowolnić ich pochód dzięki magii, zrzucając ze wzgórz i szczytów śnieg na trakt. Nie wątpię w umiejętności twoich uczniów, mistrzu Dhar'riorh, jednak wątpię, aby minęli faktyczne doświadczenie bojowe oraz będą w stanie efektywnie utrzymywać zaklęcia kiedy będą czuli oddech demonów na karku.

Taktyka... właśnie nawet w tym namiocie musiał się nią kierować, aby przekonać czarodzieja do tego, iż jego wielkie umiejętności będą niezbędne, aby misja Tamasa nie kosztowała jego ludzi życia. Jeśli przeceniali zagrożenie z dowódcą... to tym lepiej dla nich, wrócą pełni sił do armii i będą mogli dołączyć natychmiast do jednostek atakujących górę.
Kartoteka
Będę żył i umrę na posterunku.
Jestem mieczem w ciemności.
Jestem strażnikiem na murach.
Jestem ogniem, który odpędza zimno, światłem, które przynosi świt, rogiem, który budzi śpiących, tarczą, która osłania krainę człowieka.

Błyszcząca Góra

70
POST BARDA
— Wygląda na to, że rzeczywiście potrzebna będzie wam moja pomoc — Stwierdził w odpowiedzi na tyradę orlego strażnika, jakby sam on to właśnie przed nimi odkrył i uśmiechnął się zadowolony — Jak za starych dobrych czasów mistrzu Magaricku, nieprawdaż?
— Tak, jak za starych czasów — Magarick odparł beznamiętnie, raz spoglądając już w stronę wyjścia. Zastukał palcami o oparcie fotelu.
— W takim razie kiedy wyruszamy?
— Dzisiaj, przed zmierzchem
— O! Tak szybko no proszę, proszę. Dobrze przybędę i zrobię co w mojej mocy w takim razie, aby misja się powiodła. A kto przewodzi?
— Tamas de Langre — Krasnolud odpowiedział znów lakonicznie, trzymając się kurczowo swojej cierpliwości, którą gdzieś w głębi siebie znów odnalazł.
— Doskonale. Liczę na ciebie Tamasie de Langre. — Rzekł chyba zupełnie szczerze po czym zadarł nos nieco do góry — Tymczasem wybaczcie panowie, ale wygląda na to, że muszę się zacząć zbierać do naszej wyprawy. — Odłożył filiżankę wstał i jednym ruchem ręki wskazał palcem stolik i zastawę — Junai ogarnij ten bałagan. Już, już.
Elfka ruszyła się. Podobnie i Magarick, który porozumiewawczo spojrzał na kompana, że to pora się zbierać.

Krasnolud zaczął kląć w swoim języku jak tylko opuścił namiot aeromanty. Zatrzymał się kilka kroków i spojrzał barbarzyńcy w oczy — Cóż Vlean nam pomoże. Ostatecznie w polu aż tak nie pajacuje i jest doświadczony, to się nie martw.
— Masz łeb na karku. Niektórzy nie potrafią z nim wytrzymać dwóch minut. Dobrze żeś mu wyjaśnił, bo choć na prawdę jest pomocny, to bywa upierdliwy i z jakichś błahostek potrafi robić problemy. O mało co się na niego nie wydarłem. Ech, szkoda gadać... Dobra! Ja w takim razie ogarnę zaopatrzenie i uzbrojenie. Na myśli mam kusze i bełty. Widzimy się później. Jakby co to poślij posłańca, acz nigdzie daleko się nie wybieram.

Posiadówka u elfa ostatecznie nie była długa, dzień był wciąż młody. Ledwo sięgało południe, a obóz ożył już zupełnie. Żołnierze zaczęli składać namioty, posłańcy biegali z rozkazami. Zrobiło się gwarno i ruchliwie. Acz słonecznie i nawet wiatr zelżał, a śnieg przestał padać.

Błyszcząca Góra

71
To nie tak, że Tamasa nie ruszało pobłażliwe traktowanie, albo ignorowanie ze strony elfa. Po prostu nie był już wyparzonym dzieciakiem, który chciał natychmiast działać, a ponadto konwenanse wymagały, aby nie oddawać się złości kiedy się u kogoś gości i jeszcze ma się do takowego dość istotną sprawę. Mężczyzna z ulgą przyjął słowa maga, ale starał się z całych sił nie okazać tego po sobie.
Mistrz Magarick dopiął ostatnie sprawy z elfem, a Tamas kiwnął mu głową w geście podzięki i potwierdzenia jego słów. Liczył na niego tak samo zresztą jak wojownik na maga.
- Spotkamy się na północnym krańcu obozu, do zobaczenia.
Po czym rzucił jeszcze przelotne spojrzenie elfce, która już zaczęła wykonywać polecenia elfa i chwilę później również wyszedł znów na mroźny wiatr i chłód dnia.
- Jak to mówią... Szczytem mądrości ludzkiej jest dostosować swe usposobienie do okoliczności i zachować spokój ducha na przekór szalejącym na świecie burzom, panie Magaricku.- Rzekł poważnie do krasnoluda jakby był kompletnie niewzruszony tym jak wyglądał przebieg ich rozmowy u elfa. Chwilę później jednak rzucił krótkie spojrzenie na jegomościa i lekko się uśmiechnął.
- Dyć widzisz, mistrzu Magaricku, czasami człek woli jednak wyjść se na dwór, uspokoić się i z kimś mniej denerwującym pogadać.
Tym razem mężczyzna użył zwrotów, których używali najczęściej jego szanowni koledzy kranosludy z Twierdzy, być może to nieco poprawi humor tego tutaj, co by to za dużo nie przeklinał, bo gardło sobie przeziębi na tym ziąbie jak będzie tak przeklinał.
- Dobrze więc. Do zobaczenia, mistrzu.
Pożegnał też krasnoluda i odprowadzał go wzrokiem jeszcze przez chwilę.
Następnie stwierdził, iż uda się pod kuchnię polową gdzie zapewne spotka kilku swoich towarzyszy, być może też uda mu się wyciągnąć popołudniową porcję, a także spotka tych, których akurat zamierzał zabrać ze sobą. Jeśli nie... uda się do strefy w której rezydowali jego ziomkowie i tam zrekrutuje tą trójkę, której potrzebował.
Kartoteka
Będę żył i umrę na posterunku.
Jestem mieczem w ciemności.
Jestem strażnikiem na murach.
Jestem ogniem, który odpędza zimno, światłem, które przynosi świt, rogiem, który budzi śpiących, tarczą, która osłania krainę człowieka.

Błyszcząca Góra

72
POST BARDA
Obóz Kampanii Sola Mhyr, stronników z Orlej Straży i sprzymierzonych sił czarodziejów oraz sił najemnych najętych przez nielicznych sponsorów z południa kontynentu, jak i z Turonu i Salu, zainteresowanych losami północy. Całość nabrała ruchu jak w jakimś mrowisku. Tamas był świadkiem mobilizacji, nie żeby pierwszy raz, skądże. Acz mógł spostrzec po drobnych detalach chaotyczność i nagłość w tym. Prawie jakby zostali zaatakowani, ale nikt nie dudnił w róg.
Mogąc znów odwiedzić pracującą w pocie czoła 'Kociołek', kucharkę Hegrę i posmakować sycącej potrawki z warzyw na zwierzęcym sadle, spostrzegł jednego ze swoich starych znajomych, których chciał zabrać ze sobą na wyprawę. Jeremiaha nie mógłby pomylić z kimkolwiek innym. O ile wszyscy okoliczni wojacy trzymali się choćby w dwójkach, śmiali się lub złorzeczyli, tak ten posępny osobnik stał opierając się w rogu części magazynowej o kolumnę ze skrzyń. Samotny w cieniu, skryty zarówno przed towarzystwem, słońcem, jak i zgiełkiem. Choć tego ostatnie było akurat niemożliwe do osiągnięcie. Pachołkowie Hegry zasuwali obok niego, mijając go w pośpiechu i imitując mu wiatr przed nosem.
Zakapturzony, błyskiem oka wyłowił Tamasa z tłumu żołnierzy, posyłając mu nieme przywitanie. Spiętą rzemieniami skórzaną kurtkę miał tym razem zaopatrzoną w rękawy. Dłonie opatrzone w rękawiczki bez palców miał zajęte pałaszowaniem potrawki z drewnianej miski. Jego skromna broda nie sugerowała mu wysokiej pozycji w krasnoludzkim społeczeństwie, albo zwyczajnie bywała niepraktyczna w jego pojmowaniu. Aczkolwiek i tak na standardy ludzkie była duża. I choć przypominał zbira, tak nikt mu nie zawracał głowy. U Hegry mógł przysłowiowo czuć się jak u siebie w domu, choć i nawet gościnność pani Kociołek nie rozchmurzyła jego miny.

Tamas wiedziony potrzebą zebrania zaufanych znanych sobie ludzi, przyłączył się do wspólnego posiłku z Pendixem. Jeremiah nie uiścił mu zbyt wielu słów na przywitanie. Nie narzekał, tylko pałaszował jedzenie bez pośpiechu, obserwując innych. Pośród tych Tamas dostrzegł też i Miltona Mormmonta i Kane Wild, którzy wdali się w argument z Hegrą. Wild widocznie się awanturował z jakiegoś powodu, Mormmont chciał go uspokoić, a pani kucharka zdzielić chochlą po rudym łbie. Tamas był bardziej niż pewien, że pani Kociołek zaraz mu przywali i to nieraz, widząc czerwoną buźkę kobiety. No chyba, że jakoś by to chciał rozładować, ale czy musiał psuć okazję do pośmiania się?

Błyszcząca Góra

73
Spojrzenia Tamasa i zakapturzonego krasnoluda się spotkały, a rosły weteran pokazał mu uniesiony palec wskazujący i okręcił nim trzy razy koło w powietrzu, co oznaczało zwiadowcze 'zbierzmy się', które zapewne Jeremiah rozpozna i odpowiednio zidentyfikuje jako zaproszenie do rozmowy. Oczywiście teraz mu nie przerwie posiłku bo i potrzeby takiej nie było, a i sam zamierzał zdobyć posiłek.
Poszedł głębiej w kuchnię polową i chwilę później wrócił, siadając na przeciwko krasnoluda.
Rozpoznał kolejnych chłopaków z fortu i przez pewien czas obserwował ich.
- Powiem o co chodzi jak już będziemy w komplecie.
Rzekł po powitaniach i niezbyt konkretnych tematach przy talerzu z gulaszem. Potem skupił się na tym co działo się przy głównym stole wydawki, gdzie Kane najwyraźniej próbował przekonać panią Kociołek do większej racji żywnościowej, niż jedna standardowa porcja. Mógł również wychwalać lubieżnie samą kobietę, ale za to raczej nie powinien oberwać chochlą w łeb.
Nie do końca więc zdawał sobie sprawę czemu rudzielec dyskutował z zajętą Hegry, ale zdecydowanie nie zamierzał się wtrącać, zdecydowanie bardziej wolał jeść dopóki gulasz nie zrobi się zimny i przy okazji tego nie zamieni się w mało apetyczną breję, a tak to przynajmniej mógł sobie jeszcze wmawiać, że jest głodny i musi jeść bo następny posiłek albo przed samym wymarszem, albo już na pozycji. Warto też wspomnieć o tym, że nikt o zdrowych zmysłach nie zbliża się do Kociołka i jej pomocnic na odległość mniejszą, niż długość z jaką może zamachnąć się chochlą.

Tamas poczuł się trochę zawstydzony swoim wstrzemięźliwym zachowaniem, ale nie miał wątpliwości, że gdyby posiadał pustą michę, a na drodze nie chodziłoby tyle innych żołnierzy, rzuciłby ową michą w Rudego. Ponieważ jednak posiadał jeszcze resztki spokoju i głodu to pozostawił michę na miejscu.

W końcu i wyhaczy spojrzenie jednego z dwójki, nawet jeśli oboje będą poobijani po 'szarży' pod chochlę. Uniesie do nich rękę i zaprosi gestem, aż w końcu cała trójka jego kompanów będzie przy stole.
- Od kiedy jem tą potrawkę, słyszę z kuchni przekleństwa o jakimś rudym skurwielu...
Skomentował poważnie Tamas, patrząc to na Miltona, to na rosłego rudzielca. Postanowił sobie zażartować, aby i samego siebie nieco rozluźnić od czekającego go zadania.
- Krzyczeli: „skurwiel”. Kogo innego mogli mieć na myśli, Kane? Co żeś zrobił biednemu kociołkowi?
Kartoteka
Będę żył i umrę na posterunku.
Jestem mieczem w ciemności.
Jestem strażnikiem na murach.
Jestem ogniem, który odpędza zimno, światłem, które przynosi świt, rogiem, który budzi śpiących, tarczą, która osłania krainę człowieka.

Błyszcząca Góra

74
POST BARDA
Na zapewnienie o wyjaśnieniach sugerujących robotę do wykonania, krasnolud raczył unieść brwi porozumiewawczo i wtem odbić na chwilę z tematu — Słyszałeś o zaginięciach? To oto się rozchodzi? — Zapytał, ale zaraz zrozumiał po dwóch mrugnięciach oczu Tamasa, że nie trafił — No tak, byłeś wtedy na zwiadzie. Idzie o to, że w twierdzy doszło do zaginięcia trzech młodzików i dwóch braci. Dziś dopiero potwierdziłem tę sprawę. Zapadli się pod ziemię, wyparowali, wszczęto śledztwo. — Wyjaśnił krótko i nie rozwijał bardziej tematu, jakby tylko chciał przekazać ponure wieści na ten moment.

Rudzielec zwyczajnie kłócił się o jakąś pierdołę, po minie Miltona Tamas mógł przysiąc, że tamten napręża swoją cierpliwość i wyrozumiałość. Wild zaś bawił się w najlepsze, dopóki z wybałuszonymi oczyma w ostatniej chwili uniknął o włos od zebrania chochlą. Wojownik mógł uznać siłę i zdecydowanie ciosu z jakim mała, acz krępa kobieta zamierzyła się na rosłego mężczyznę, jakby dzierżyła jakiś krasnoludzki obuch wojenny. Szczęście Kane'a była za niska, bo by mu rozbiła łeb, albo wybiła te zęby, które mu pozostały w paszczy.
W całym odskoku i ledwie złapaniu równowagi, Wild przypadkiem spostrzegł Tamasa i Jeremiaha, uśmiechnął się szeroko i machnął ręką. Łokciem szturchnął Miltona, kiedy ten przepraszał Hegrę w ich imieniu. Mormmont musiał powiedzieć coś miłego i trafnego, bo udobruchał kobitkę i ta wróciła do pracy, mierząc już chochlę do gara, a nie w głowy braci z Orlej Straży.

Ledwie moment później stali, czy też siedzieli już przy magazynowej części kuchni polowej we czwórkę. Milton uniósł prawy kącik ust w ramach uśmiechu na jego tekst wobec najbardziej energicznego jegomościa z całej czwórki.
— Skurwiel? I to jaki. Wyraziłem swoją opinię, że za niedługo będą nas karmić wywarem z butów i gwoździ, patrząc na zawartość michy. — Wyjaśnił energicznie, wciąż rozbawiony sytuacją, naturalnie przyjmując bezpośredniość Tamasa, jakby inwektywy mogłyby równie dobrze zastąpić imiona w ich relacji. Mając słowa w gębie równie szybko przeszedł do meritum — Co tym razem nas spotka? Słyszeliście, mobilizacja ruszyła. Macie jakieś przydziały? Bo całkiem chaos jest i nie wiem, czy nie winniśmy zwyczajnie zameldować się do mistrza twierdzy. — Trzy pary wiernych oczu zawisły na wojowniku, który miał ich poprowadzić na rozpoznanie, czy też potyczki z siłami zła.

Błyszcząca Góra

75
Tamas wydawał się szczerze zdziwiony tematem, który poruszył jego jedyny kompan w danej chwili.
- Zaginieni?- uniósł brew skonsternowany i czekał na rozwinięcie.
- Śledztwo... Widocznie mają dość dobre powody, aby sądzić, że zwyczajnie nie zdezerterowali.
Barbarzyńca przeczesał brodę i chwilę później już zapomniał o tamtym temacie. Zajął się mimo wszystko bardziej naglącą go sprawą. Jego kompani nadal dyskutowali z Kociołkiem i mieli zdecydowanie zbyt wiele szczęścia skoro nikt finalnie nie skończył z chochlą na łbie.

Żarty żartami, jednak Tamas w końcu spoważniał.
-Gdyby służba kwatermistrzowska pilnowała naszych zapasów, zamiast kręcić się po nocach koło cudzych magazynów, może nie musielibyśmy oglądać pleśni na każdym posiłku. Poza tym kompania z zachodu, Rudy, potrafi spieprzyć najprostszy manewr podczas musztry. Okazuje się, że zrzucanie całej roboty na głowy sierżantów nie wystarcza do rozwiązania wszystkich ich problemów oficerów. I jeszcze jedno: jeśli się będziesz dalej narażał na żarcie naszemu Kociołkowi to nie zdziw się, że dostaniesz krwawej sraczki. Nie mogę uwierzyć, że muszę coś takiego mówić dwóm doświadczonym smakoszom dla których nawet gówno to delicje. No, teraz słuchajcie...
Utrzymywał powagę z nieco skwaszoną miną, szczególnie kiedy pomyślał sobie o obozie, który przeszedł dwukrotnie tego dnia. To cale poruszenie udzielało się każdemu. No ale do rzeczy.
- Owszem, mamy przydział. Dostałem dowództwo nad zwiadem w stronę północnego wschodu, a wy idziecie ze mną. Według informacji demony mogą szykować oflankowanie naszych sił i będziemy musieli to sprawdzić. Ruszamy wieczorem na pozycję.- Zwięźle wytłumaczył kompanom i zapewne zobaczył nietęgie miny chłopaków, czego nie skomentuje, ale wyprostuje plecy, przez co nieco oddali się od powoli jedzących towarzyszy. Mimo wszystko mówił dalej, nie dając im czasu na wypowiedzenie się.
- Dla pocieszenia wspomnę, że mamy oddział łuczników i kilka doborowych, za którymi łaziłem od rana. Jeśli wam tego jeszcze mało to na dokładkę mam dla was kusze z Turonu.
Dopiero teraz mogli na spokojnie przeżuć żarcie i powiedzieć co myślą o tym całym zadaniu.
Kartoteka
Będę żył i umrę na posterunku.
Jestem mieczem w ciemności.
Jestem strażnikiem na murach.
Jestem ogniem, który odpędza zimno, światłem, które przynosi świt, rogiem, który budzi śpiących, tarczą, która osłania krainę człowieka.
ODPOWIEDZ

Wróć do „Splugawione Ziemie”