POST POSTACI
Agnes Reimann
—
Mhm — mruknęła w odpowiedzi, przymykając powoli oczy ciężkie jak metal. Gdzieś w międzyczasie zauważyła naderwane skrzydełko, ale była na tyle zmęczona, że nie przejęła się tym ani trochę. To samo zmęczenie zmogło ją momentalnie, przywracając do upragnionych mrzonek, przerywanych hałasami dochodzącymi z domu. Agnes w pewnym momencie trwała w swoistym półśnie, jednocześnie błąkając się po sennych przestworzach i rejestrując każdy ruch wokół niej, każdy dźwięk i każdy widok. Nie przeszkadzało jej to. Nadal odpoczywała, zbyt wycieńczona, by jakkolwiek oponować przeciwko takiej formie wypoczynku.
Ze stagnacji wybudził ją kolejny dotyk poprzedzony czyimiś ciężkimi krokami. Przebudzając się, serce zabiło jej mocniej, gdyż będąc wciąż w krainie snu była święcie przekonana, że to Shanis po nią przyszła i teraz sobie z nią igra. Z cichym krzykiem zerwała się, gwałtownie otwierając oczy, mając na twarzy przestrach, będąc gotową do ucieczki, ale rzeczywistość była znacznie milsza, niż mogła sobie życzyć.
Słysząc ten jeden, jedyny głos, który pragnęła usłyszeć, momentalnie się złamała. Z lśniącymi oczami wpatrywała się w twarz wybawcy, odczuwając jeszcze większą ulgę niż ta, która towarzyszyła jej podczas akcji ratunkowej prowadzonej przez nią. Momentalnie uniosła się z jego pomocą i rzuciła się na szyję Victora, przyciskając go mocno do siebie, jakby za chwilę miał odejść i nigdy nie wrócić. Zacisnęła dłonie na koszuli i w tym momencie wydarł się z jej gardła cichy szloch. Kamień spadł jej z serca, prawie dosłownie i ta chwila wystarczyła, by puściła swoje emocje, pozwalając dać im ujście w postaci łez.
Po jakimś czasie ze sporym oporem została odsunięta od najemnika, przysiadając na boku i wpatrując się ze szczęściem w jego twarz. Otarła mokre policzki, po czym sięgnęła palcami do jego lica, dotykając go i sprawdzając, czy to nie jest sen, albo kolejna sztuczka, którą mogła mieć w zanadrzu Shanis. Przez ostatnie dni stała się mocną paranoiczką i zwyczajnie chciała być pewna chociaż tej jednej rzeczy. —
Nie mogę się doczekać — szepnęła, przeciągając kciukiem po jego kości policzkowej, uśmiechając się delikatnie.
Ponad ramieniem Victora spojrzała w stronę drzwi, gdzie stało trzech... dwóch elfów i Jacob wykonujący właśnie polecenie Victora. Skinęła im głową, zaraz wracając spojrzeniem do tej jednej, jedynej osoby, która teraz się liczyła. Nie pamiętała teraz o niczym – o wróżce, elfce i rolnikach. W jej głowie tkwiła tylko myśl o tym, że jest uratowana, bezpieczna, że wszystko będzie dobrze. Po raz pierwszy od kilkunastu godzin czuła się tak dobrze.
Gdzieś w międzyczasie wpadła do sypialni Libby, przynosząc kolejny wywar. Agnes przyjęła kubek od Victora, siorbiąc powoli zioła i przysłuchując się toczącej konwersacji. Dopiero teraz zerknęła na poduszkę, gdzie spała wcześniej Primula, ale nie było po niej śladu. Kobieta była gotowa zignorować ten fakt i wrócić do bardziej przyziemnych spraw, kompletnie też mając gdzieś fakt, że obiecała jej bransoletkę – w tym momencie naprawdę nie mogła mniej mieć to gdzieś. Rozmowa jednak nadal toczyła się wokół istotki, więc niejako została zmuszona do wyjaśnienia chociaż tej kwestii Victorowi. —
Wróżka, jakkolwiek głupio to brzmi. Przypadkiem spotkałam ją w ruinach, posłużyła mi za przewodniczkę do farmy. Nie wiem gdzie jest, pewnie przestraszyła się nowego towarzystwa.
Zerknęła na Arnę, potem na jej córkę i zwróciła się do gospodyni: —
Chciałabym chwilę prywatności... z mężem, zanim odjedziemy. — Jeśli zaś obie wyszły, możliwe, że zamykając za sobą drzwi, Agnes westchnęła i opierając się o ramę łóżka, popijając jeszcze ziół, rzuciła zmęczone spojrzenie kochankowi. —
Co się stało z papą? Ostatnie, co pamiętam przed tymi przeklętymi ruinami, to on narzekający, że jest śpiący. Podobno nie wiedzieli, kim jest, więc go zostawili, ale mam nadzieję, że dał sobie radę...
Teraz, gdy czuła się bezpieczniej, mogła martwić się o inne rzeczy i osoby, w tym jej ojca, który wszakże został porzucony... gdzieś, oby w mieście, wedle słów Shanis. —
Musicie też wysłać jakiś pościg za Shanis, elfką która mnie porwała. Ostatnio podobno była w karczmie niedaleko, ale nie wiadomo, ile w niej zostanie i co zrobi, jeśli się dowie, że wróciłam do miasta. Jestem pewna, że jeśli nie zostanie złapana, to jakimś cudem znajdzie się na Kattok i będzie dalej mnie dręczyć. A nie chcę żyć w ciągłej paranoi, że dostanę nagle strzałą w plecy. Ta dwójka elfów jest rozumiem od Sehleana? Może oni wybraliby się za nią? Ty i Jacob powinniście wystarczyć do eskorty, szczególnie że ona jest jedna.
Nie zamierzała ryzykować, że jej albo komuś z jej otoczenia stałoby się coś, bo nie dopilnowała schwytania Shanis. Nie chciała ciągle bać się o swoje życie, szczególnie w tak polowych warunkach, jakie będą na wyspie. A nie dajcie bogowie stwierdzi, że weźmie tym razem na celownik jej ojca, a wszystko przez zaniechanie pościgu. Nie, musiała zostać złapana, choćby miała zaangażować do tego całą armię Sehleana, który nawiasem mówiąc był jej to winny zważywszy na okoliczności porwania.
Odstawiła kubek na podłogę i z jękiem postawiła tam także stopy. Wszystko ją bolało i paliło – plecy i krzyże od upadku, ręce od wspinaczki, nogi od biegu, a jeszcze była podrapana, podrażniona i pogryziona. Przetarła dłońmi po twarzy i zerknęła raz jeszcze na drzwi, patrząc, czy aby nie ma tam nikogo z rodziny farmerów, po czym znacznie cichszym głosem, zbliżając się do Victora, powiedziała coś jeszcze. —
Gospodarz nie wyglądał na zbyt przekonanego o wizji zapłaty, więc powiedziałam im, że jestem w ciąży. I nie pytaj, skąd ten pomysł. Ta sama wróżka, która mnie wyprowadziła z ruin, była święcie przekonana, że mam w sobie małego człowieczka i moja aura jest inna, więc wykorzystałam te brednie do przekonania tutejszych do pomocy. Ciężarnej nikt nie odmawia — wolała mieć to uzgodnione teraz, aby mężczyzna nie zrobił zaskoczonej miny, gdyby Arna bądź Asket palnęli coś o tym temacie. W końcu jako... jej mąż, jak to pięknie sam określił dla uproszczenia dziecięcego umysłu, chyba powinien wiedzieć o takich sprawach, czy coś w ten deseń. W każdym razie lepiej było to teraz wytłumaczyć, niż później.