Spoiler:
Oczy karła były ogromne jak księżyce, dzisiaj wyjątkowo nisko wiszące nad Saran Dun. Nie ma czemu się dziwić - powiedzieć, że ta sytuacja była stresująca i wręcz przerażająca to tak, jakby powiedzieć, że szczególnie zużyty wychodek nie pachnie zbyt dobrze w upalne dni. Jego ukryty w mieście krzyk lekko tylko zagłuszany przez wiatr i zewnętrzną ulewę dopadł przytłumiony i do Śrut-śruta. Gnom podniósł się, próbując popchnąć wiszącą w powietrzu runę w stronę zabójcy, lecz to absolutnie nic nie dało - nie był przecież magiem. Podniósł głowę krzycząc, zauważając coś niezwykle dziwnego. A może właśnie brak czegokolwiek dziwnego? Może to było akurat to, co sprawiło jego przeoczenie nowego gościa? Bo w sumie nic dziwnego się nie stało, jeśli go spytać kilka minut wcześniej, wczoraj, bądź przedwczoraj. Dzień jak co dzień. Nikogo nic nie niepokoiło. Bowiem zabójcy już nie było. Być może uszedł. Iden nie wiedział, co mogło się stać, lecz tak jak i kobietę przeoczył również zakrwawione, czerwone szczątki mięsa porozrzucane po deskach podłogi, jakby ktoś niósł pełną tacę mięsiwa i gubił je po drodze, nasypując zbyt wysoki kopiec.
Gnom nawet nie obejrzał się za siebie, czmychając szybko do pokoju na piętrze, by widzieć, co działo się dalej. Wyśmienicie wymierzony bełt pomimo deszczu i wszechobecnej wilgotności nie został zawiedziony przez cięciwę. Pocisk zebrał kilka kropli drobnego deszczu po drodze i z głuchym trzaskiem, jak gdyby ktoś drwa rąbał, wbił się w tył czaszki drugiego z niezapowiedzianych gości. Bełt nie przebił jednak głowy na wylot. Niemniej impet pocisku uderzył w kobietę i wepchnął ją do środka. Uderzając głową o podłogę upadła niezaprzeczalnie martwa, bez słowa i bez tchu. Jedna krótka chwila i kolejne życie zgasło.
Śrut-śrut stał tak przed zakładem krawieckim, z kolejnym trupem tej nocy wylewającym z czaszki krew ciurkiem jak ze świeżo otworzonej beczki z winem. Nie czuł za wiele, śmierć jak śmierć. Prosta, szybka i skuteczna. Pozostałe cienie zdawały się być za daleko, by usłyszeć krzyki. Skórzane płaszcze nadal dobijały się ku innym drzwiom. Iden za to czuł się zupełnie inaczej. Jego serce kołatało tak szybko, że czuł przepływającą w żyłach krew. Było mu słabo. Chciało się rzygać. Nogi dygotały pod nim ledwo utrzymując jego własny ciężar. Oddychał ciężko, nieświadomy obecności Śrut-śruta, śmierci kolejnej z osób i nieobecności zabójcy Bogarta. Co najmniej dwie śmierci nawiedziły ich tej nocy. Noc ta jednak dopiero się zaczynała.