[Wschodnie Wybrzeże] Podnóże Góry Erial
1Kraina ta, niemalże dziewicza, odosobniona od wielkiego świata i cicha, od wielu lat była celem samotnych podróżników, pustelników, jak i uciekinierów, apostatów i nieakceptowalnych w społeczeństwie dziwolągów. Odgrodzona od południa gęstym lasem góra widoczna była z brzegu Szklanego Morza, a nawet z Heliar i Meriandos.
O tutejszym lesie krążyły najróżniejsze plotki. Ponoć w podziemiach czarnoksiężnicy prowadzili przerażające eksperymenty. Opowieści mówiły o potworach grasujących w zielonym buszu, a wokół góry ponoć można było odnaleźć przedziwne artefakty, grobowce i niezrozumiałe ryciny na kamieniu. Mało kto zapuszczał się w te rejony. Nietrudno było się tu zgubić. Wschodnie przedgórze było jednak najszybszą lądową drogą łączącą nadmorskie wioski i miasta Keronu.
***
Septo przybył z południa, po niecałych trzech dniach pieszej, męczącej drogi. Przeszedł las, szczęśliwie trafiając na jego przerzedzoną część i wkroczył na łyse przedpole góry Erial. Widział stąd dolinę rzeki o tej samej nazwie, jej wartki i płytki strumień. Płynęła niemal prostą wstęgą i znikała między drzewami. Po prawej zaś widniał bezkres morza Szklanego poniżej wysokiego klifu, na którego szczycie biegła nieoznaczona droga ku Heliar.
Było samo południe. Mimo iż jesień nadchodziła wielkimi krokami, dając się poznać po żółknących liściach dębów, klonów i grabów, słońce lekko skwarzyło, a pot wstępował na czoło zmęczonego podróżnika. Wschodnie przedpole góry Erial usiane było licznymi głazami oberwanymi od zbocza oraz karłowatymi krzewami, pod którymi można było uświadczyć odrobiny cienia, toteż by ulżyć sobie trudów podróży, przysiadł pod jedną ze skał choćby na chwilę, by odciążyć zmęczonym nogom i plecom, które niosły pokaźnych rozmiarów tobół.
Towarzyszka Septo oddzieliła się gdzieś w połowie drogi przez las. Jej myśli wtenczas były nie do końca zrozumiałe, choć wnioskując po fizycznych odczuciach, łucznik domyślił się, że była zwyczajnie głodna i udała się na polowanie w nieokreślone miejsce. Od tamtej pory, a dokładniej od około półtora dnia, nie miał z nią żadnego kontaktu. Nie była to jednak żadna nadzwyczajność. Bestia była dzikim stworzeniem, a wieź pomiędzy nią i Neherisem była dla niej wciąż nienaturalna i przecząca jej instynktowi, więc często oddawała się swoim wrodzonym, wiwernim praktykom.
Krótki w zamierzeniu odpoczynek przedłużał się. Droga była trudna, a ciało Septo, czy tego chciał czy nie, potrzebowało regeneracji. W pewnym momencie odpłynął, zacięcie walcząc ze snem, lecz w końcu mu ulegając. Górska cisza zbytnio koiła jego zmysły.
Obudził się, kiedy słońce chowało się już za szczytem, a powietrze robiło się chłodne i wilgotne. Czuł się za to wypoczęty i gotowy do dalszej drogi. Tą jednak utrudniać mógł nocny mrok, który postępował szybko i nieubłaganie. Zdawało się że miał jedynie dwie opcje. Iść lub rozbić obóz i przeczekać noc.