[Średnie miasto] Ujście

1
Część aglomeracji zasiedlona głównie przez pospólstwo, mniej zamożnych handlarzy, ciężko pracujących na swe utrzymanie rzemieślników,
a co najważniejsze, stanowiące miejsce spotkań wszystkich klas społecznych.
Położone jest tuż u podnóża wzgórza, zamieszkałego przez szlachtę. Od północy, wschodu i zachodu dzielnicę otaczają mury obronne miasta, zaś od południa wąska odnoga rzeki, robiąca za naturalną granicę (i przy okazji ściek) między średnim, a dolnym miastem.
Prowadzi tu wiele bram, z jednej strony zamykanych na żelazne kraty, z drugiej, zaledwie na potężne wrota z dębowych desek.
W większości przypadków, domy są pobudowane z gorszych jakościowo cegieł i łupków kamienia, okrytych spadzistymi, drewnianymi daszkami. Jak w każdej innej aglomeracji, średnie miasto przecinają dziesiątki krętych ulic i uliczek, z czego wiele z nich, cieszy się złą sławą dzięki czyhających w nich wszelkiego rodzaju drabów, lichwiarzy i najczęściej występujących, zdzir.

Re: [Średnie miasto] Ujście

2
Przychodnia doktora Molvier'a [img]https://imgur.com/mQznrmn.jpg[/img] Przychodnia doktora Molviera cieszyła się dużym uznaniem wśród lokalnej społeczności, zresztą jak sam Molvier, który przykładnie wykonywał swoją pracę, niezależnie od stanu i pochodzenia pacjenta i to z niemal stuprocentową skutecznością wykonywanych zabiegów. Niestety, wojna jaka wybuchła między Księstwem Ujścia a Varulae nie oszczędziła i jego. Podczas jednej z potyczek, Molvier robiąc wszystko co w jego mocy przy udzielaniu pierwszej pomoc rannym wojakom, został śmiertelnie przeszyty orkową strzałą. Wielki to był cios dla mieszkańców jak i kolegów po fachu, zwłaszcza, że Molvier nie miał potomka, któremu można by było przekazać rodzinny biznes. Oficjalnie, nie miał...

Mestra właśnie oddelegowywała ostatniego pacjenta, kiedy kątem oka zahaczyła o portret szwagra, któremu była jak rodzona córka, uczennica a niekiedy i kochanka. Biedny, całe życie poświęcił na ratowaniu ludzkich istnień, a gdy to jemu potrzebna była pomoc, nikt nie ważył się mu ruszyć na ratunek. Poległ wśród dzielnych wojowników a pamięć o nim, szybko zaginęła wśród wojennej zawieruchy. Teraz jedynym dowodem, że kiedykolwiek istniał, była podupadła klinika oraz ciche westchnienia wymierających już przyjaciół, którzy na dnie szklanki, wciąż widzieli odbicie jednego z najodważniejszych medyków, migoczące pośród ostatnich kropel brandy.

Ciemności powoli ogarniały ulice Ujścia. Latarnicy już od jakiegoś czasu snuli się pomiędzy latarniami, a co porządniejsi mieszkańcy czmychali do domów, dokładnie ryglując za sobą drzwi.

Gdy jedni kładli się spać, inni dopiero wstawali. Dzieci nocy wychodziły ze swoich pieczar, aby pod osłoną cienia dokonywać swoich szemranych interesów. Również i dla zielonookiej zachodzące słońce było jasnym sygnałem, że pora kończyć pracę i czas przyszykować się na nocną eskapadę.

Właśnie miała zamykać jeden interes i rozpocząć drugi, kiedy z siłą huraganu do środka wparował postawny mężczyzna, taszczący za sobą jakby bezwładnego manekina treningowego łuczników, dla hecy, ubranego w czyjeś ubrania. Przybysz nie wyglądał na mocno zaniedbanego, ale pomimo tego, jak tylko postawił pierwsze kroki na przetartych deskach, do nozdrzy Mestry doleciał odór palonego mięsa.

- Lekarza! - krzyczał facet. - Mój ojciec potrzebuje pomocy! - darł się dalej.

Rzeczywiście, to co na pierwszy rzut oka wydawało się być nie czym innym, jak słomianą kukłą, w rzeczywistości okazało się być prawdziwym człowiekiem, tyle tylko, że zupełnie pozbawionym zdolności poruszania się o własnych siłach.

Re: [Średnie miasto] Ujście

3
Do pracy medyka trzeba mieć powołanie, serce i duże pokłady cierpliwości na wpół z empatią dla samych pacjentów. Mestra na dobrą sprawę... nie posiadała niczego z powyższych. Jedyne co ją cechowało to sprawne ręce, wiedza i doświadczenie. Swoją prace wykonywała rutynowo, jak dobrze zaprogramowana maszyna. Diagnozowała swych kuracjuszy według schematów, byli dla niej sumą wszystkich objawów. Najgorsza z grup, którą obsługiwała z musu - to ciężarne. Utyskujące na wszystko, jęczące przy każdym kroku, gramolące się na fotel. Psie krwie, czy te baby nie wiedziały czym może się skończyć nastawianie dupy? Pierwej jęczą z rozkoszy a potem klną na czym świat stoi, nie wspominając już o tym, że zarzekają się już więcej nie oddać mężczyźnie a potem lądują na stole ponownie. Może zbytnio przyzwyczaiły się do rozkładania nóg?

Mestra wierzchnią stroną dłoni otarła lekko zroszone czoło, do skroni przyległo już kilka cienkich pasem włosów. Zakasawszy rękawy po sam łokieć, doszorowywała ręce z krwi niknącej w mydlinach na dnie zlewu. Uładziła gabinet, odkaziwszy narzędzia, jęła wypełniać poufne informacje o pacjentach w księdze, trzymanej pod kluczem. Obok praktycznych obowiązków dochodziła dokumentacja każdych czynności. Largares prowadziła skrupulatne notatki na temat przypadków, dat, a przede wszystkim nazwisk pacjentów - przezorny zawsze ubezpieczony. Bywa, że panny z dobrych domów, wciąż uchodziły za dziewice... nawet po skrobance bastarda poczętego z koniuszym czy innym służebnym. Niestety porządek całego dnia został przerwany nieproszonymi gośćmi.
Kiedy mężczyźni próbowali się "rozgościć", felczerka zachowała przytomność umysłu, zamykając foliał w szufladzie biurka. Zrugała ich spojrzeniem, najchętniej wyrzucając na zbity pysk, a pomyśleć że wystarczyłoby parę minut i pocałowali by klamkę.

Ugryzła się w język, wiedząc, że sytuacja jest zbyt... zaawansowana by teraz ich wypraszać. Ruchem głowy wskazała pomieszczenie zabiegowe, zamykając drzwi tym razem na klucz. Ostatnim spojrzeniem ogarnęła skąpaną już w półmroku ulicę i zasunęła zasłony. Podchodząc do jegomości, chwyciła za nożyce.
- Mów, co się stało. Ze szczegółami proszę. - Rzekła oschle, wpatrując się w kolejny przypadek.

Re: [Średnie miasto] Ujście

4
Cierpkie słowa kobiety wprawiły mężczyznę w ewidentne zakłopotanie. Domyślił się bowiem, że istnym rzutem na matę udało mu się dostać do gabinetu, tuż przed jego zamknięciem, co oczywistą konsekwencją było, że naraził się właścicielce.

- Dziękuję – rzekł pokornie, lekko się przy tym kłąniając i biorąc ledwo przytomnego ojca pod ramię, podeptał w stronę wskazaną przez felczerkę.
** [img]https://imgur.com/MczQtqw.jpg[/img] Sala zabiegowa wglądała… no cóż, jak typowa sala zabiegowa. Po jednej stronie znajdowało się niewielkie biurko, a wokół niego regały biblioteczek, wypełnione wszelkimi tytułami nawiązującymi do kwestii medycznych. Ponadto znalazło się kilka szafek z odczynnikami medycznymi. Zestaw medycznych przyrządów i parę okazów narządów wewnętrznych, zatopionych w formalinie.
Z kolei po przeciwnej stronie podłużnego pokoiku, stała typowa kozetka, pozbawiona wszelkich obić, na brzegach, której kropelki starej krwi wskazywał, że robiła również za stół operacyjny.
Obok niej, był przystawiony niewielki stolik na najpotrzebniejsze i zarazem najczęściej używane narzędzia. Natomiast nie dalej niż na wciągnięcie ręki, rysowały się ciężkie, stalowe drzwi, od których biła nieprzyjemna aura i mające za zadanie oddzielenie jeszcze żywych pacjentów, od tych, którym już nawet najznamienitsi lekarze nie mogli dopomóc.


Zmachany dźwiganiem solidnego ciężaru syn, wparował do pokoiku, zaraz kładąc trzęsącego się w drgawkach ojca. Nim zdążył cokolwiek powiedzieć, zdjął z niego płaszcz, odsłaniając nagi tors starszego mężczyzny, a jednocześnie
i powód całego dramatu.

Począwszy od lewego barku, cała strona żeber, brzucha, a także miednicy, była praktycznie pozbawiona zdrowej tkanki skórnej. Wyglądało to tak, jakby ktoś odgryzł płat skóry, a powstałą ranę opatrzył poprzez nieumiejętne przypalenie gorącym żelastwem, dodatkowo pogarszając sprawę.

Smród palonego mięsa wypełnił pomieszczenie w całości. Na widok zwęglonego boku, syn ofiary doznał odruchu wymiotnego, niemal zapaskudzając podłogę treścią żołądka.

- Szybko, pomóż mu! - gorączkował się, gdy w końcu udało mu się powstrzymać torsje. - Byliśmy u kowala, tata niedowidzi, nie zauważył klamotów, potknął się i wpadł do paleniska – Brunet o jasnych oczach starał się wyjaśnić wszystko jak najkrócej, hipnotyzował rozgorączkowanym wzrokiem kobietę, aby w końcu zmusić ją do zajęcia się pacjentem.

Re: [Średnie miasto] Ujście

5
Podążała za nieproszonymi gośćmi, asekurując ich wzrokiem, gdy zbutwiałe deski podłogi protestowały pod każdym krokiem pleczystego jegomościa. Obciążony bezwładnym ciałem mężczyzna poruszał się niezbyt zgrabnie, a kobieta nie chciała by przy okazji przemeblował jej gabinet. Nie ona jedna patrzyła nieprzychylnie na nich. W poczekalnie jedna ściana była poświęcona poprzednikom Molviera, pozujących w pewnych siebie, nieco zadufanych pozach - zdawali się wnikliwie analizować co też za nowy przypadek przytrafił się felczerce.

Kobieta zamilkła, dając pole do popisu mężczyźnie, nawet nie odpowiadając na jego dziękczynny ukłon. Przy okazji założyła kitel, związując go na lędźwiach. Wolną ręką chwyciła lichy kaganek, zapalając knoty na kandelabrze przy stole zabiegowym. Płomienie rozświetliły nagą postać kobiety, stanowiącą trzonek świecznika, hołdującą swymi kształtami empirycznemu poznawaniu świata. Mestra omiatało spojrzeniem stan swojego pacjenta, równocześnie słuchając tłumaczeń syna. Coś jej tutaj śmierdziało i to bynajmniej nie był swad palonego ciała. Widząc, że młodego dopadły mdłości, kopnięciem przysunęła mu ocynkowane, wysłużone wiadro.
- Tylko mi nie pobrudź podłogi. - Wycedziła, sprawdzając temperaturę i tętno mężczyźnie. Pierw trzeba było ustabilizować jego stan i zaaplikować mu środki przeciwbólowe. Dalej musiała zapobiec wdaniu się zakażenia. Szczęście w nieszczęściu przypalenie tkanki zatamowało krwawienie.
Nachyliła się nad starszym, uruchamiając zmysł powonienia. Chciała sprawdzić, czy w jego oddechu nie wyczuwa się alkoholu.
- Palenisko. - Rzekła enigmatycznie, zatrzymawszy spojrzenie na brunecie a potem na wisiorku z grawerem u szyi. Na biednego nie trafiła. Prychnęła, powstrzymując się od komentarza i obróciła się na pięcie do gabloty z farmaceutykami. Naprędce szykowała analgetyk, aby po jego podaniu ze spokojem zając się oczyszczaniem rany.
- Usiądź. - Nie musiała dźwigać głosu, aby mężczyzna wiedział, że to nie jest prośba a rozkaz.

Re: [Średnie miasto] Ujście

6
Po raz kolejny dając się zmieszać oschłością kobiety, mężczyzna wpatrywał się w jej oczy z rozdziawionymi lekko ustami, zupełnie tak, jakby właśnie został bezprecedensowo zrugany.

Z początku niechętnie, ale w końcu posłuchał nakazu felczerki, która właśnie zabierała się za oględziny rannego. Przysiadłszy na pierwszym lepszym krzesełku, śledził każdy najmniejszy jej ruch, obgryzając przy tym nerwowo knykcie lewej dłoni.

- Przeżyje?
- z wyczuwalną goryczą w głosie, co chwilę dopytywał się o rokowania dla ojca, nie pozwalając skupić się Mestrze na wykonywanej robocie.

Dopiero po dłuższym czasie przywrócił się do porządku. Błądząc teraz nerwowym wzrokiem po salce, w milczeniu czekał, aż łapiduch zrobi to co do niego należy, raz po raz spoglądając nad postępem prac.

Podczas gdy syn był zajęty męczeniem własnych palców, stan starca ni się poprawił, ni pogorszył. Podanie środka przeciwbólowego przyniosło mu odczuwalną ulgę, co jednak nie rozwiązywało problemu braku pokaźnej ilości skóry. Miejscami zwęglone płaty zaczęły już odchodzić, odsłaniając gdzieniegdzie głębiej położone tkanki, z których sączył się płyn surowiczy, częściowo wymieszany z krwią. Jeśli nawet starcowi uda się jakoś przeżyć operację, pytaniem pozostanie czy będzie miał na tyle sił w sobie, aby borykać się z wielomiesięcznymi skutkami oparzeń, a to może okazać się jeszcze trudniejsze niż samo przetrwanie kilku najbliższych chwil.

Czas uciekał jak woda przez palce. Mestra uwijała się z wyśmienitą gracją i obeznaniem, i wszystko skazywało na to, że cała sprawa się jakoś ułoży, no oczywiście jeśli nie dopuści, aby wdało się zakażenie, bo wtedy nielitościwy los wyda swój wyrok.

Trwając tak przy pacjencie, panna o dwóch obliczach robiła się coraz to bardziej nerwowa.
Już od jakiegoś czasu powinna była zacząć grasować po ulicach, wciskając interesantom upragniony towar. Na domiar tego, akurat dzisiaj, gdy miejski dzwon miał wybić najbliższą, pełną godzinę, była umówiona ze swoim pośrednikiem, człowiekiem, który organizował spotkania z potencjalnymi klientami i dbał o to, żeby transakcje przebiegały należycie i bez zbędnych świadków.

[Średnie miasto] Ujście

7
POST POSTACI
Lindirion
Z tematu

Pozostawiając trupy przy wyjściu z karczmy, Lindirion ruszył w dalszą drogę, oglądając się na swoich kompanów i czekając, aż ci do niego dołączą. Nie zastanawiał się nad tym, jak się prezentują - wysoki elf i dwóch bandziorów, mogli ujść za kogoś ważnego i jego ochroniarzy. Problemem było jednak to, że rzeczeni ochroniarze wcale nie byli na tyle zakapiorscy, jak być może być chcieli.

Dłoń Lindriona wystrzeliła w kierunku ciekawskich paluszków Tangi, które złapały go za ucho, by sieknąć je niczym owada.

- Chłopcze, ręce przy sobie, bardzo cię proszę. - Odezwał się, nieco wytrącony z równowagi. - Cóż z poszanowaniem mojej nietykalności cielesnej, hm? Bądź tak miły i nie dotykaj, nie chciałbym musieć karać cię za tak niedorzeczne przewinienia.

Elf z pewnością miał mniemanie o sobie na tyle wysokie, iż sądził, że jeden Tanga nie stanowi dla niego wyzwania.

Ten, którego zamieszkiwało wiele dusz, wydawał się bardziej użyteczny, jednak nie dało się ukryć, że był równie niecodziennego wyglądu. Lindirion wierzył, że idzie w dobrym kierunku, a mapa przedstawona przez Hiriona odzwierciedlała ulice, które, jak mu się wydawało, przemierzali.

Pojawienie się strażników było kłopotliwe.

- Jesteśmy niedaleko, przyjeciele. - Mruknął. - Pospieszmy się.
Obrazek

[Średnie miasto] Ujście

8
POST POSTACI
Tanga
Z tematu

Zaskoczony błyskawiczną reakcją, o którą nie podejrzewałby wysokiego spiczastoucha, Tanga grzecznie wycofał rękę. Przez chwilę kręcił nią przed własną twarzą, oglądając ze wszystkich stron. Po uderzeniu nie zostało jednakowoż nawet wyraźniejsze zaczerwienienie. Nie było również bolesne. Przypominało za to sposób, w jaki często traktowała jego łapska pewna stara sprzedawczyni ryb na Karlgardzkim targu za każdym razem, gdy po cokolwiek sięgał bez uiszczenia wcześniej kilku zębów lub świecących kamieni. Jej uderzenia również podobne były do ledwie zauważalnego ugryzienia komara. Um, normalnego komara z północy, nie takiego z południa. Po ugryzieniach południowych swędziałą skóra.
Gdyby orkowy wychowanek miał nieco bardziej rozbudowane słownictwo, zapewne uznałby, że sieknięcie sprzedane mu przez Lindriona było niemalże nostalgiczne.
- Są długie - skomentował, jednym palcem wskazując jego uszy. Że niby coś w rodzaju usprawiedliwienia? - Dlaczego są takie długie? Ciągnęli cię za nie, gdy byłeś mały? Nie widziałem wcześniej podobnych.
Nawet jeśli widział, nigdy nie zwrócił uwagi, co, doprawdy, nie było u niego niczym nadzwyczajnym. Prawdopodobnie dlatego, że nigdy nie zdarzyło mu się mierzyć z elfami, a jeśli już, to nie byli to przeciwnicy godni przyjrzenia się im dwa razy. Dokładnie tak, jak w przypadku elfki, której dosłownie chwilę wcześniej poderżnął gardło Hysterics.
- I czemu mówisz, jak stara osoba? - nazwał go chłopcem, a wszakże sam nie wyglądał na nie wiadomo ile starszego. Dziwak.
Dla pewności spojrzał jeszcze przez ramię w stronę trzeciego z kompanii. Bynajmniej nie w oczekiwaniu, że odnajdzie u niego pomoc czy też wsparcie, ale raczej potwierdzenie, że niczego po drodze nie przeoczył lub nie pomylił. Czegoś bardzo oczywistego na ten przykład. Byłoby to w jego przypadku bardzo na porządku dziennym.

Tanga mógł być głupi, ale jego zmysły rzadko zawodziły. Szybko zorientował się, że byli śledzeni. Zdarzało mu się to już w przeszłości z różnych, często absolutnie niezrozumiałych dla niego powodów.
- A ci idący za nami? - zapytał ciekawsko, absolutnie niedyskretnie przekręcając głowę, by spojrzeć w stronę idących za nimi strażników. - Powinni iść za nami?
Foighidneach

[Średnie miasto] Ujście

9
POST POSTACI
Hysterics
Z tematu

Cóż chłopakom się całkiem spieszyło, a Hysiu chciał tutaj jeszcze zabrać swoją zdobycze. Jednak nie wiedział, na co się zdecydować, czy na małą elfkę, czy na tego grubego. Słysząc słowa elfa, jedynie głośno westchnął.
-Idźcie pierwsi, ja zaraz dołączę. - Powiedział Hysterics, patrząc się na ciało dziewczyny, następnie kucnął i szybkim ruchem odciął mały palec u jednej ręki, wsadził go do buzi i po chwili drugi palec i jego wsadził za to do małego płóciennego woreczka. Następnie wstał i podbiegł do chłopaków, trzymając palca niczym lizaka.

Hysterics skocznym krokiem, szedł razem z chłopakami, słuchając ich rozmowy.
-Hahahahaha.. O matko, mamuśko, ooo mam, uf - Biedny tak mocno się zaśmiał, że o mało nie stracił swojego lizaka, ale złapał go! W ostatniej chwili. - Och, chciałbym zobaczyć to, to ciągnięcie - Powiedział, zadowolony. No powiedzmy sobie szczerze, że rozbawiła go taka wizja "produkowania" elfów. Następnie włożył palca z powrotem do buzi.
-O tak, kto nas śledzi?- Powiedział zdziwiony, następnie się odwrócił, zamrugał kilka razy i powoli za pomocą języka wsadził sobie całego palca do buzi. -Może go rozgryzę...-Pomyślał i w sumie tak stanął na środku ulicy na kilka sekund. Po tych kilku sekundach ogarnął, że nie ma swoich kompanów obok siebie. Od razu odkręcił się w ich stronę i niczym podpalony podbiegł do nich.

[Średnie miasto] Ujście

10
POST BARDA
Żwawa dyskusja może i nie wyglądała na zbyt podejrzaną, ale takim mógł być Hysterics trzymający w ustach... ludzkiego palca, którego resztki krwi nieco umazały jego podbródek. Niektórzy mogliby zastanawiać się nad moralnością takich czynów, nawet co poniektórzy szemrani mieszkańcy Ujścia, lecz najwyraźniej nie jego towarzysze.

Strażnicy, w przeciwieństwie do drużyny, starali zachować dyskrecję i nawet chamskie spojrzenia Tangi oraz Hystericsa nie zdradzały w ich zachowaniu, jakby mieli zaraz na nich ruszyć z nakazem aresztu. Zresztą cała trójka po pogapieniu się na nich poszła dalej, nie nadrabiając zbytnio drogi. Zbliżając się do miejsca docelowego, straż gdzieś zniknęła.

Dotarłszy zaś do domu kupca, którego mieli nauczyć pokory, ujrzeli nietknięty przez zamieszki piętrowy budynek wykonany z kamiennych fundamentów oraz drewna. Z komina ulatywał blady dym, zaś w okiennicach na górze widniało migające światło kaganków. Przed wejściem stał rosły najemnik o szerokich barach, ubrany w przeszywanicę, przy boku mając buzdygan. Opierał się o futrynę, leniwym wzrokiem omiatając okolicę, zaś na parapecie obok stał drewniany kufel.

Gdyby troje bandytów myślało nad innym sposobem wejścia do budynku, widzieli, że prowadzi na tyły wąska ścieżka, za którą najpewniej rodzina uprawia drobne ogrodnictwo. Problemem mogły być tutaj ponownie okiennice, które szeroko otwarte ukazywały jakieś sylwetki kręcące się po domu.

Nietrudno było także zauważyć najemnikowi podejrzanie wyglądające istoty, co nie znaczyło, że podjął jakieś działania. Na razie obserwował wszystkich kątem oka.
Spoiler:

[Średnie miasto] Ujście

11
POST POSTACI
Lindirion
Nie mając pojęcia o tym, że jego próby odwiedzenia Tangi od ciągnięcia go za uszy wywołują nostalgię, Lindirion zmarszczył się brzydko i zmrużył ślepia, jakby podstawiono mu pod nos coś bardzo śmierdzącego. Nie spodobały mu się wywody chłopca na temat jego uszu i domniemanych kar, których miał doświadczać w przeszłości.

Oczywiście siła jego klepnięcia nie mogła zrobić Tandze większej krzywdy, jednak nie zawahałby się, by uderzyć ponownie!

- Jestem elfem. - Syknął Lindirion, tak zimno, jakby zamiast mocy ognistej, posiadł moc lodową. - Dlatego są, jak to ująłeś, długie. Jestem z penwością wielokrotnie starszy od ciebie, dlatego powinieneś mnie słuchać.

Cóż za niemądre stworzenie! Z każdą chwilą Tanga wydawał się jeszcze mniej inteligentny, a, co gorsza, trzeci kompan podłapał żart i teraz również śmiał się w najlepsze, przez co zyskał ostrzegawcze, lodowate spojrzenie jasnych oczu Mistrza.

Oglądanie się mogło przykuć do nich większą uwagę, dlatego Lindirion wolał wpatrywać się przed siebie, nie zdradzając, że rzeczywiście wolałby, by strażnicy zniknęli z pola widzenia, tak samo jak zakapior przy drzwiach. Kątem oka dostrzegł jednak, że Hysterics mamle w zębach niecodzienny przysmak.

- Na wszystkich bogów! - Westchnął. - Trochę rozwagi, otrzyj brodę! - Poprosił Hysia, jakby w ogóle nie ruszyło go to, że ten mamle w zębach ludzki, elfi, czy tam niziołkowaty palec, a raczej upominał niesforne dziecko. - To tu, ale nie zatrzymujmy się, chłopcy. - Dodał ciszej. - Obejrzyjmy budynek z każdej strony.

Lin nie zamierzał atakować od frontu, gdyż mogło to przyciągnąć niepotrzebną uwagę. Nie chciał też przekradać się pod oknami... pozostało mu sprawdzenie, czy od tyłu prowadziła jakaś lepsza, bardziej dostępna droga.

A tak naprawdę, to wolałby wszystko podpalić i cieszyć się ciepłem płomieni.
Obrazek

[Średnie miasto] Ujście

12
POST POSTACI
Tanga
Zerkając to na długouchego, to oglądając się znowuż na dużo bardziej rozbawionego jego pytaniami koleżkę, Tanga przybrał jedyny słuszny na tę okazję wyraz twarzy, to jest - wyraz absolutnego braku zrozumienia.
W zamieszkiwanej przez niego wiosce, na pewno nie mieszkał nikt o podobnych uszach. Tanga pamiętałby, wbrew całej ignorancji charakteryzującej jego osobę. Jakby nie było, wychowywał się w tej, małej bądź co bądź społeczności przez większość swojego dotychczasowego życia. Słowo "elf" niby gdzieś dzwoniło, ale w jakim sanktuarium, tego już niestety nie był pewien. Przyglądał się zatem nieco dłużej uszom rzekomego elfema, jakby miało to w jakiś sposób pomóc odświeżyć jego pamięć.
- Więc - zaczął powoli, wyjątkowo jak na siebie skupiony na tej jednej myśli na raz. - Elfemy... To ludzie z długimi uszami? Często są tacy wysocy? I chudzi?
Nieświadom swojego, absurdalnego błędu językowego, jeszcze raz spróbował lepiej przyjrzeć się niezadowolonemu mężczyźnie. Dawniej, rodzice również często powtarzali mu, że należy słuchać starszych. Było tak do momentu, gdy zorientowali się, że podczas dzikich zabaw na otaczających ich tereny, leśnych traktach, został przynajmniej trzykrotnie oszukany i okradziony. O ile kradzieżą można było w ogóle nazwać dobrowolne oddanie wszystkiego, co akurat przy sobie miał, gdy tylko padła podobna sugestia. Skończyło się to oczywiście podwójnym laniem (za utracone dobra oraz własną głupotę), a następnie próbą przestawienia jego sposobu rozumowania, aby nie wykonywał zupełnie bezmyślnie próśb oraz rozkazów zupełnie obcych osób. Po jakim jednak czasie mógł uznać kogoś za dostatecznie znajomego? Tanga nie miał pojęcia.
- Nie wyglądasz staro... - mruknął z lekkim nadąsaniem.
Nie ma wątpliwości, że na pewno łatwiej było mu wykonywać polecenia, niż je wydawać. Przynajmniej do pewnego stopnia, ponieważ gdy te nie odpowiadały jego własnym upodobaniom oraz manierze postępowania, zazwyczaj po prostu je ignorował. Nie była to najgorsza taktyka, jaką zdarzało mu się obierać. W każdym razie tak długo, jak długo w pobliżu nie było nikogo, kto mógł go sprowadzić do parteru, by siłą wymusić autorytet oraz posłuszeństwo. Póki co, szedł w ślad za elfem całkiem grzecznie, nie zauważając nawet, że dotarli do obranego wcześniej celu. Dostrzegł natomiast, że tak, jak niedawno jeszcze szło za nimi dwóch zbrojnych, tak teraz obydwaj postanowili się ulotnić. Zapewne nie na długo. I nie, bynajmniej nie było to założenie wymagające od niego jakiegokolwiek sprytu. Raczej kwestia doświadczenia w tych rejonach.
Tanga pozostał czujny, wytężając słuch oraz niuchając powietrze niczym pies łowcy, usiłujący zwietrzyć zwierzynę. Być może, zanim dostaną się tam, gdzie dostać się mieli, zdąży jeszcze rzucić mu wyzwanie któryś ze strażników?
Foighidneach

[Średnie miasto] Ujście

13
POST POSTACI
Hysterics
Słysząc jak elf na niego krzyczy, niczym ojciec do nieogarnietego pięciolatka, otworzył szerze oczy w lekkim zdziwieniu i od razu wytarł bród.
-Jak ja się cieszę, że mam kogoś do pomocy, by ogarnąć tego debila - powiedział miękko aż dziwnie jak na Acadie. -dziekuje. - dodał na sam koniec, patrząc się na Lina z lekkim uśmiechem.
-Oj, jakby nikt nigdy nie widział brudnej brody. - powiedział, wzruszając ramionami Hys.
-Prawda?- powiedział Hys do Tangi. -ani trochę staro nie wygląda. Ale to urok elfów, jak my będziemy już ledwo żywi — zatrzymał się na chwilę — jesteś człowiekiem prawda? No ale jak my będzie już starcami, ledwo zipiącymi to on będzie jeszcze biegał niczym młody szczeniaczek po polu. - powiedział, zerkając na Mistrza czy zaraz nie dostanie po łbie za to porównanie. No ale nic innego lepszego nie mógł wymyślić na poczekaniu! A szczeniaczki to takie kochane małe słodziaki! Więc można powiedzieć, że w Hysiu wykonaniu to był komplement. Acadia tylko zastanawiał się, jak Tanga zrozumie to pokraczne tłumaczenie.
W końcu jak dotarli do miejsca, gdzie miało się wszystko zacząć albo i zakończyć, chłopaki od razu dostrzegli strażnika. Hyst aż pozbył się palca z buzi, szybkim ruchem, by wszystkim wokół nie pokazywać, a następne już chciał ruszyć, by pogadać. Jednak poszedł za elfem, który zasugerował aby obejrzeć budynek.

[Średnie miasto] Ujście

14
POST BARDA
Najemnik stał przed domem, pozornie nie patrząc na trójkę rozrabiaków, w praktyce kątem oka wodząc za nimi. Chwycił nawet nieporadnie kufel, udając że z niego pije, byle tylko mieć na oku dziwnie wyglądających mężczyzn. Żeby groteski nie było dosyć, jego dłoń powędrowała prosto do pasa, który ostentacyjnie poprawił – wyglądał przy tym więc, jakby stroszył przed samicami piórkami. Tutaj jednak, zamiast samic, miał trójkę pięknych mężczyzn skręcających właśnie za róg.

Oprócz ciasnego przejścia po lewej stronie budynku, które zresztą zasłonięte było niewielką furtką (a obok którego stała inna kamieniczka), nie było żadnej drogi, którą bez problemu mogliby okrążyć dom. Zamiast tego Lindirion i reszta musieli skręcić w boczną alejkę dwa domy dalej, która prowadziła kawałek poza obszar domostwa. Tam dopiero skręcając w lewo, natrafili na ciasne przejście, za którym ogrodzony niskim płotkiem położony był ogródek.

W malutkim pasie zieleni znalazło się miejsce na jedno, niskie drzewo z przywiązaną doń huśtawką, a także kilka grządek i bujany fotel z werandą. Na owym fotelu siedział właśnie kolejny najemnik, kiwając się i mając zamknięte oczy oraz otwarte usta. Przy sobie miał zwykły miecz. W okolicy zaś nie było nikogo, oprócz starszej pani, która grabiami coś grzebała w ziemi, okazjonalnie ścierając pot z czoła. Widząc zabłąkanych wędrowców, podniosła się ze stękiem, chwytając za własne plecy i zapytała grzecznie:

Pomóc w czymś? — głos miała delikatny, w miarę cichy i drżący. Pieliła w ogródku ich celu i chociaż światła w okiennicach były zapalone, okolica zdawała się być cichsza – co mogło być plusem i minusem, zważywszy na chrapiącego najemnika i uchylone tylne drzwi.

Spoiler:

[Średnie miasto] Ujście

15
POST POSTACI
Tanga
Tanga spojrzał na Hystericsa, jakby wyrosła mu druga głowa.
- Jestem orkiem - odparł od razu.
Kwestie przynależności rasowej były dla niego od zawsze dość mgliste. Wychowano go na orka, a zatem był orkiem. Nawet jeśli nie miał wystających kłów, a jego skóra nie nosiła w sobie odpowiedniego odcienia zieleni czy szarości.
Omyłka mężczyzny nie zrobiła na nim w każdym razie większego wrażeni, za to sugestia, jakoby spiczastouch miał mieć więcej energii niż on na starość, wydawała się absurdalna. Bo niby z jakiej przyczyny?
- Nie rozumiem - przyznał wprost, marszcząc grube brwi. - Będzie młody... Kiedy my będziemy starzy? Dlaczego? Jak?
Czyżby próbowano go okłamać? Albo znowu żartowano z niego w sposób, którego zwyczajnie nie pojmował? Nie był dobry w te klocki. Nigdy nie umiał stwierdzić na pewno. Czytanie ludzkich intencji, innych, niż te mordercze, nie było jego najmocniejszą stroną.

Przeciskanie się przez ciasne alejki nie było ulubioną rozrywką Tangi. Jego ciało było duże i potrzebowało dużo miejsca, którego te nie potrafiły mu zagwarantować. Nie czuł się więc w nich zbyt komfortowo. Wolał już zdecydowanie wąskie, górskie przesmyki, czy nawet jaskinie, przez które trzeba było się czołgać. Czuł się w nich z nieznanego powodu znacznie mniej klaustrofobiczne niż tutaj.
Wychodząc na ogródek, odetchnął pełną piersią i praktycznie od razu utkwił spojrzenie w śniętym najemniku. To jest, zanim jego uwagi nie odciągnęła najpierw starowinka (od razu pokręcił w zaprzeczaniu głową na jej pytanie), a następnie huśtawka(!). Czy któregoś z towarzyszy w ogóle zdziwiło na ten już moment, że zdecydował się skierować w jej stronę, uprzednio bez problemu pokonując stojący mu na drodze płotek? Jego oczy praktycznie skrzyły się z zachwytu! Tym większe było jego dziecięce rozczarowanie, gdy zrozumiał, że huśtawka była zbyt niska i drobna, aby pomieścić jego zadek, nie mówiąc o sposobności rozbujania się na niej.
Foighidneach
ODPOWIEDZ

Wróć do „Ujście”