48
autor: Pergamin
Isabella nie znosiła słońca, a już szczególnie tego południowego - zwyczajnie jej doskwierało, choć nie to było jej największym zmartwieniem. Słońce bowiem paskudnie wpływało na jej cerę, gdy swymi długimi promieniami starało się osmagać jej twarz i doprowadzić do jej zaciemnienia. Skórę ogorzałą od słońca mieli chłopi, pracownicy fizyczni, którzy robili na świeżym (lub też jak w przypadku południa - zapylonym) powietrzu, ale nie ktoś taki jak ona - osoba z pozycją, intelektualistka. A jednak słońce w Karlgaardzie zdawało się wciskać wszędzie, podobnie jak i piach, kolejna rzecz, która ją irytowała.
Kobieta dokonawszy wyboru produktów dokonała zapłaty, zapakowała swoje suweniry w specjalnie na tą okazję przyszykowaną, niedużą, skórzaną torbę przyczepioną do pasa i niemalże natychmiast poczęła się poprawiać - obciągnęła kaftanik, który jej zdaniem nieco się pomiął, potem pociągnęła jego rękawy, a na sam koniec kilkoma sprawnymi ruchami poprawiła swoje blond loki, ot by jak zwykle prezentowały się nienagannie, choć z pewnością osoba postronna nie byłaby wstanie zobaczyć różnicy zarówno przed poprawką, kiedy to włosy i tak były ułożone idealnie, jak i po poprawce. Ot, kto by jednak zrozumiał kobiety i ich fanaberię odnośnie dbania o swój wygląd, nieraz aż do przesady.
Isabella odwróciła się od kupca i już miała ruszyć w drogę powrotną, by jak najszybciej zejść z palącego słońca, gdy coś ją zatrzymało. Niby nic wielkiego, ale jednak zwróciła uwagę na mężczyznę, który ewidentnie się na nią gapił. Z pewnością w zwykłych okolicznościach, takich właśnie jak ta, zwyczajnie by ją to nie obeszło, ale człowiek ten zdawał się być z jakiegoś powodu znajomy. Spoglądała na mężczyznę, a on na nią, gdy nagle ruszył zdecydowanym krokiem w jej stronę i ku jej zaskoczeniu ucałował ją w dłoń, jednocześnie coś w nią wpychając.
- Isabella.... - Odpowiedziała mu chłodno. Jakże mógł ją pomylić z kimś innym? Lub przekręcić imię!? Jakkolwiek tym oburzona, coś innego zaprzątało jej myśli. Kim był, czemu do niej podszedł i czymże był pakunek, który usilnie jej starał się wcisnąć? Jeśli czegoś się przez lata zdołała dowiedzieć, to jak zaklinać przedmioty by sprowadzić nieszczęście, a jej właśnie, jakaś obca osoba (no dobrze, kojarzyła go z Akademii) podchodzi i daje coś w rękę. Wszystko to było dość podejrzane, od poczynania mężczyzny poczynając po normalność otoczenia włącznie.
- Ależ nie musimy się wcale rozstawać... Z chęcią nadrobię luki w naszej znajomości. - Powiedziawszy to jej błękitne oczy niemalże błysnęły własnym, wewnętrznym światłem, po czym sama złapała go za ręką, którą wciąż usilnie starał się jej wepchać jakiś przedmiot i uśmiechnęła się, choć trudno byłoby to nazwać miłym uśmiechem z uwagi na dziwaczne okoliczności.