Dookoła Callisto roztoczył się impuls magii, który połączył się z mrokiem. Ten splótł się z jej czarem, uzupełniając go i podtrzymując jego działanie. Razem z zieloną poświatą, która rozświetliła mrok, pojawił się portal. Przypominał on wyrwę w podartym aksamitnie czarnym materiale, który otaczał nieboskłon nad herbiową ziemią. Nie była to piękna majestatyczna brama, przez którą przechodzi się z pełnym majestatem. Postrzępione granice pulsowały niespokojnie, jakby zaraz miały zasklepić się. Macki mroku oblekały go jednak utrzymując przejście. Po drugiej stronie widać było świat, który kobieta znała bardzo dobrze. Było to miejsce, które opuściła niedawno. Choć nie wiedziała ile czasu mogło minąć między pojawieniem się w tej krainie, a powrotem. Teraz jednak nie była tutaj uwięziona. To ona posiadała klucz do tych drzwi. Nie Mrok, lecz ona. Ten zaś jedynie usługując jej, wspierał jej czar, aby trwał dłużej. By mógł przedostać jak najwięcej złej energii.
Mężczyzna był zapatrzony niczym w obrazem. Zielona poświata, która pojawiła się wraz z ostatnimi słowami, nie przeraziła go, a zahipnotyzowała. Dopiero ujrzenie świata zewnętrznego, gdy pojawiły się wrota, otrzeźwiły go. Nie czekał na ostrzeżenia, nie czekał na rady, ani polecenia. Po prostu wbiegł przez nie do Herbii. Przewrócił się na kolana na kamienną posadzkę świątyni. Przewrócił się zupełnie na ziemię. Położył się na niej, jakby chciał czuć jej przyjemną fakturę. Zupełnie inną niż ściany labiryntu cieni. Mrugał i przymykał na moment oczy, gdyż nie mógł przyzwyczaić się do jasności, która panowała wewnątrz ruin. Światło pochodni, były tutaj zupełnie inne. Jasne i intensywne. Nawet Callisto czuła różnicę i nie mogła wpatrywać się w stronę blasku. On zaś zaczął się głośno śmiać. Nie był to zwykły śmiech radości. Była w nim histeria. Jakby wszystkie skrywane emocje wraz z przeważającym lękiem, teraz mógł wypuścić z siebie. Jego głos rozbijał się po grubych ścianach. Wydawał się szalony. Dotykał ziemi, przytulał do nich twarz, oglądał wszystko dookoła z otwartymi oczami, głęboko wdychał powietrze. Klęcząc oglądał każdy fragment tego miejsca, jakby zakochał się w nim. Nawet jeżeli to było opuszczone miejsce kultu, gdzieś w centrum pustyni.
Po drugiej stronie przywitały jej znajome trzy bramy, których otwarcie nadal pozostało zagadką. Nic się tutaj nie zmieniło. Tylko powietrze było jakby słodsze i delikatniejsze. Światło jakby intensywniejsze. Posadzka stabilniejsza i gładsza. I z pewnością było tutaj bezpieczniej, niż w krainie mroku. Brama między oboma światami nadal istniała. Czekała, aż uderzenie kostura zadecyduje o jej zamknięciu. Nadal miała władzę nad nią. W jej berle była magia, która wieńczyła zaklęcie. Z oddali mroku docierały dźwięki. Coś nadchodziło. To zaklęcie zwabiło ich i szepty Mroku, które podpowiadał, gdzie znajduje się droga wyjścia. Czy Callisto powinna im pozwolić wyjść właśnie tutaj? Czy dzikie stworzeni a nie rzucą się na nią. Nie zaatakują?
Spoiler: