Legenda o Żniwiarzach

1
Spoiler:
Gdzieś na północny wschód od Meriandos, nad brzegiem Jeziora Gwiazd stoi dom. Nie jest to jednak dom z legendy. Nie krążą o nim plotki, nie jest nawiedzony, przeklęty czy magiczny. Ot, zwykły dom, choć dostatni, należący do zamożnego człowieka. Człowiek ten, imieniem Joel, był kupcem tekstylnym z zawodu, zaś alchemikiem i filozofem z zamiłowania.
Nie odkrył on jednak żadnej niezwykłej substancji ani nie wprowadził nowego nurtu myślowego. Nie był znany światu, a majątku dorobił się jak zwykły śmiertelnik, handlem i odrobiną szczęścia. Joel nigdy się nie ożenił i nie spłodził potomków. Zestarzał się jako kawaler i teraz w sędziwym wieku, leżał na łożu śmierci, bez następcy, któremu mógłby zostawić swoją spuściznę. A mimo to, na jego twarzy gościła pogoda ducha i pewien radosny spokój.
Owszem, miał rodzinę. Brata zamieszkującego w Meriandos. Udało mu się wżenić korzystnie i prowadził teraz interes wynajmu mieszkań. Ale Joel uznawany był przez swoich krewnych (a właściwie, przez rodzinę bratowej) po trosze za dziwaka i rzadko szukano z nim kontaktu. Jedynie jego bratanek Basil, z właściwą dzieciom przekorą do sięgania po rzeczy zakazane, odwiedzał wuja regularnie i choć dorastając, nie znalazł nigdy jakichś nadzwyczajnych tajemnic w domu ani zachowaniu stryja, polubił energicznego człowieka pełnego dziwnych pomysłów i opowieści, który dopóki starość i choroby nie przykuły go do łóżka, zachował werwę i dobry nastrój. Nastrój, który nie opuszczał go nawet teraz, choć werwa już dawno ulotniła się z jego ciała.

Dlatego to właśnie Basil siedział teraz przy łożu Joela, dotrzymując mu towarzystwa w - nikt się nie oszukiwał, co do tego - ostatnich dniach.
Jednak dość dziwna to była scena. Ten, który miał przed sobą pełnię życia, wyglądał na bardziej przygnębionego niż starzec, który stał u kresu swej drogi. Joel leżał wpatrzony w sufit, z palcami splecionymi na piersiach i mruczał coś pod nosem. Basil mógłby przysiąc, że starzec nucił jakąś melodię, ale nim zdążył się upewnić, pomrukiwania przerwał nagły atak kaszlu.

- Stryju! - Basil nachylił się, chwytając wuja za ramiona, jak gdyby bał się, że starzec rozsypie się od wstrząsów. - Jak się czujesz? - Zapytał, gdy wreszcie ucichł napad kaszlu.

Joel zwrócił na młodzieńca swój wzrok. Twarz pokryta zadbaną, srebrnobiałą brodą i eleganckim wąsem nadawała mu dostojny, lecz dobroduszny wyraz. Wargi rozciągnęły mu się w małym uśmiechu, a w oczach błysnął żartobliwy ognik. - Poza faktem, że życie ucieka ze mnie jak woda z dziurawego worka, czuję się całkiem nieźle. - Odparł wesołym tonem, przeczącym jego słowom i sytuacji.

Basil pokręcił głową w niedowierzaniu. - Podziwiam cię, wuju. Nawet teraz masz jeszcze nastrój do żartów. - Stwierdził z łagodnym uśmiechem.

Joel ponownie opadł na poduszkę i skierował wzrok w sufit. Z rękami złożonymi na piersiach zdawał się namyślać nad czymś. Wreszcie, podjąwszy widać decyzję, zapytał nagle bratanka. - Słyszałeś kiedyś o Żniwiarzach?

Młodzieniec mrugnął zdziwiony pytaniem, które zabrzmiało dla niego jak non sequitur, niezwiązane zupełnie z tematem. O co chodziło wujowi? O rolników? Nie... Dlaczego miałby o to pytać. Widocznie zbliżało się jedno z dziwactw wuja, a zatem tylko on sam wiedział, dokąd zmierza to pytanie.
- Nie sądzę, żebym słyszał... - odparł Basil, kręcąc niepewnie głową.

Starzec mruknął tonem potwierdzającym, jakby właśnie tej odpowiedzi oczekiwał. - Nie dziwię ci się - rzekł. - Żniwiarze zstępują do naszego świata niezmiernie rzadko, a jeżeli już kroczą między nami, nie ukazują się nam. Może jeden na tysiąc ludzi wiedziałby, o czym mówię - Przy tych słowach Joel spojrzał na bratanka z czymś, co można by określić łagodną wyrozumiałością.
Po chwili jednak mówił dalej. - Bogowie stworzyli świat i zostawili go w rękach Patronów. Oni czuwają nad naszym życiem, ale i nad naszą śmiercią. Każda dusza musi gdzieś trafić i Usal decyduje, gdzie jest czyje miejsce. Ale czasem dusza nie może lub nie chce przejść dalej. Wówczas właśnie zjawiają się Żniwiarze. Nie wiadomo, kto nadał im to miano, ale przywarło do nich, ze względu na kosy lub sierpy, jakie wielu z nich nosi. Ich to właśnie rolą jest odprowadzić duszę na kolejny poziom. Pomocą, namową, a jeżeli trzeba - siłą. - Joel kaszlnął z wyschniętego gardła, na co Basil bez słowa podał mu kubek z wodą. Starzec napiwszy się, podziękował i zastanowiwszy się przez moment, podjął tam, gdzie przerwał. - Nikt nie wie, kto powołał Żniwiarzy do istnienia. Nawet oni sami. Czy stworzył ich Usal, Hyurin, czy może sam wszechświat wykreował ich, by strzegli pośmiertnego porządku. Podobno są i takie istoty, które urodziły się kim innym, a funkcja Żniwiarza została im nadana przez nieznane siły.


Basil usiadł wygodnie, zasłuchany w opowieść wuja. Od dziecka lubił słuchać jego historyjek, a tej jeszcze nie słyszał. Nie komentował dziwnych fantazji stryja, a skoro przynosiły mu one ulgę, to obustronna korzyść.

Joel, najwyraźniej zadowolony z uwagi, jaką okazywał mu bratanek, z entuzjazmem kontynuował swój wywód. - Ci przewodnicy zmarłych przyjmują różne kształty. Mogą wyglądać, a nawet czuć jak ludzie. Mogą też być nieziemsko piękni lub wręcz przerażający, o kształcie i mowie niepojętych dla śmiertelnika. Zróżnicowani jak sama śmierć. Nie są jednak wcieloną śmiercią, a jedynie jej posłańcami. Duchami o władzy dużej, lecz nie niepodważalnej i jak inne duchy, mogą zostać zranione lub zniszczone i same mogą umrzeć w jakiś sposób. Niekiedy muszą oni stawać w obronie dusz, które prowadzą lub swej własnej, odpędzając i karcąc żerujące na duszach upiory, demony czy nawet nekromantów chcących spętać zmarłych do swej woli. Ich kosy i sierpy posiadają symboliczną siłę związaną z ich pozycją i stanowią broń groźniejszą niż miecz w rękach śmiertelnego mistrza fechtunku.

Basil patrzył, jak jego wuj gładzi ręką brodę i kiwa głową, jakby z podziwem. Nie przerywał mu jednak. Ekscentryzm stryja swoją drogą, ale Basil czuł się, jakby słuchał nieznanej baśni. Starzec wyglądał na tak zagłębionego we własnej opowieści, że szkoda byłoby go teraz wytrącać.

- Taak... - mruknął Joel, jak gdyby wracając myślami z daleka. - Z tego, co pamiętam, Żniwiarze zostali powołani do służby, gdy pojawili się pierwsi nekromanci i zaczęli zakłócać naturalny porządek rzeczy. Wprawdzie, zwykle ograniczają się oni do odprowadzania zagubionych dusz, ale bywa, że ścigają i wleką za bramy śmierci magów, którzy przedłużają własne życie kosztem cudzego. Jak, na przykład, złodzieje ciał... Ale to osobna historia. - Joel machnął ręką, jak gdyby odganiając niechcianą myśl, zanim zakłóci mu ciągłość opowiadania. Nie zauważył przy tym nieco zawiedzionej miny na twarzy swego bratanka, który liczył na kolejną historyjkę.

Choć nie chciał wchodzić wujowi w słowo, Basil nie powstrzymał się jednak i nim Joel wznowił myśl, młodzieniec zwrócił się do niego - Brzmisz, jakbyś co najmniej spotkał jednego osobiście, stryju - wtrącił żartobliwie. Nie spodziewał się, że stryj spojrzy na niego z tym samym, co wcześniej figlarnym błyskiem w oczach i rozbawionym uśmiechem.

- Nie „jednego”, a „jedną” - poprawił, puszczając do bratanka oko, na co młodszy mężczyzna rozdziawił usta i wytrzeszczył gałki oczne.

- Żartujesz... - wystękał wreszcie Basil.

Joel jednak ponownie gładził się po brodzie i zdawał się zbierać myśli. Gdy znów się odezwał, tym razem w jego głosie brzmiała nostalgia.

- Gdy byłem mniej więcej w twoim wieku - mówił - opuściłem rodzinną farmę, by szukać szczęścia w mieście. Szybko jednak straciłem wszystkie pieniądze i nawet jedyną parę butów. Przegrałem wszystko w kości. Pełen wstydu, nie śmiałem wrócić do domu. Młody i głupi, chciałem oszczędzić sobie poniżenia i próbowałem skończyć ze sobą.

Basil spoglądał teraz na wuja ze przestrachem. Nigdy nie słyszał o tych wydarzeniach, ani od ojca, ani od samego Joela. Tymczasem, starzec mówił dalej.
- W lesie, z pętla na szyi, zeskoczyłem ze sporego kamienia. Okazał się zbyt niski, by skręcić kark szarpnięciem i nagle znalazłem się wobec bolesnej perspektywy powolnego uduszenia. Wtedy zamajaczyła przede mną postać. Usłyszałem świst nad głową i po chwili wylądowałem na dupie z kawałkiem odciętej liny wciąż wokół szyi. Gdy zebrałem rozum i zmysły do kupy, zobaczyłem przed sobą jasnowłosą dziewczynę. Była urzekająca i dość skąpo odziana. - Zachichotał, gdy Basil jęknął zażenowany, że jego niemal wiekowy wuj potrafi wciąż brzmieć jak napalony wyrostek.

- W każdym razie - podjął przerwany temat - uratowała mi życie. Potem rozmawialiśmy. Długo. Prawdopodobnie naruszyła kilka reguł, ujawniając się i ingerując w życie przypadkowego śmiertelnika, ale nie chciała, żebym przedwcześnie odrzucał ciało. Nie wolno im odwrócić śmierci... Ale mogą naginać zasady i uratować kogoś od zgonu, tak jak zrobiłby to śmiertelnik. Odcięcie liny nie było więc wielkim odchyleniem od zasad. Wedle jej słów, nie przewidują śmierci. Wiedzą jedynie, gdy ktoś umiera i tam się udają. Jej obecność w tym lesie była jednak przypadkowa i w żaden sposób nie byłem związany z jej pracą. Może dlatego rozmawialiśmy jak przyjaciele, bez presji służbowej. Przekonała mnie, żebym jednak wrócił do domu i pokajał się, jeżeli trzeba, za swoją lekkomyślność. Jak widzisz, wyszło mi to na dobre. Mądrzejszy i ostrożniejszy, zaszedłem tu, gdzie jestem. Dzięki temu, że spróbowałem jeszcze raz. - Na ustach Joela gościł uśmiech, a oczy błyszczały radośnie, gdy mówił te słowa. Basil, który widział jego twarz, choć wątpił w prawdziwość tej opowieści, nie mógł wątpić, że jego stryj naprawdę w nią wierzy.

Joel przymknął oczy i wziął głęboki wdech wonnego powietrza, które napływało przez uchylone okno sypialni. - Zanim zniknęła - odezwał się wyrywając Basila z zamyślenia - obiecała, że przyjdzie po mnie, jeżeli nie zrobię nic głupiego. Więc jak widzisz, nie mam się czego bać. Czeka mnie spotkanie ze śliczną dziewczyną. Jak wyglądam? Chcę zrobić dobre wrażenie - zwrócił się do bratanka z tym samym figlarnym uśmiechem, poprawiając palcami włosy.

Basil mrugnął raz i drugi, gdy sens wypowiedzi wuja powoli wsączał się do jego głowy, przyjmując coraz bardziej nieprawdopodobny kształt. Wreszcie, kryjąc twarz w dłoniach wobec absurdu, który nagle pojął, jęknął z niedowierzaniem. - Chcesz powiedzieć, że to dlatego nigdy się nie ożeniłeś? Całe życie czekałeś, by gdy umrzesz, podrywać wysłannika śmierci?

Joel zaśmiał się nagle głośno i beztrosko - Gdy ujmujesz to w taki sposób, faktycznie brzmi to jak idiotyzm, ale co poradzę. Serce nie sługa. Ale czy to źle? - Zapytał jakby w powietrze.

- Nie - pomyślał wreszcie Basil. Chyba nie. Starcza demencja czy inne szaleństwo... Jeżeli daje mu odwagę i radość pod koniec życia... To dlaczego miałby mu to odbierać, na siłę forsując logikę i realizm? Dlatego odparł tylko: - Wyglądasz dobrze stryju.


Milczeli przez chwilę, gdy Joel ponownie przerwał ciszę. - Nie mam spadkobierców. To jedyne, czego trochę w życiu żałuję. Ale mam ciebie. - Przy tych słowach skierował życzliwy wzrok na Basila.
- Dlatego w testamencie zapisałem mój majątek i filie tobie.

Basil otworzył szerzej oczy i chciał coś wyjąkać, ale stryj położył mu dłoń na ramieniu i przerwał jego próby. - Jesteś dobrym człowiekiem. Nawet, jeżeli nie dostrzegasz swojej przyszłości w tej samej branży, co ja, wierzę, że nie okradniesz i nie wyzyskasz moich pracowników i jeżeli ich odprawisz, to uczciwie.

Młodzieniec mógł tylko pokiwać głową, wciąż oszołomiony nagłym spadkiem, gdy Joel ponownie opadł na poduszkę. - Teraz już chyba załatwiłem wszystko - westchnął - Późno się robi i spać mi się chce.

Starzec zamknął oczy i oddychał równomiernie. Coraz ciszej i ciszej, aż wreszcie dźwięk ustał zupełnie.

Basil otrząsając się ze zdumienia, nagle złapał wuja za ramiona - Stryju! - krzyczał potrząsając ciałem starca. - Stryju!

Służba wbiegła do sypialni, jednak pan domu nie obudził się już. Na jego ustach jednak gościł pogodny uśmiech, którego nawet potrząsania i nawet rozpaczliwe plaśnięcia w twarz nie mogły zetrzeć. Może za progiem nieskończoności naprawdę doczekał się swojej przyjaciółki z innego świata.

Spoiler:
ODPOWIEDZ

Wróć do „Dział Archiwum”