Madburg, radny i protokolant Rady Miasta.Niepokojąco długa zima zbierała swoje nad wyraz obfite żniwa. Śmierć czaiła się za każdym rogiem niegdyś sielskiego miasta Meriandos, którego mieszkańcy najciężej odczuli skutki tej anomalii pogodowej. Przez całe swoje życie jedzenia mieli pod dostatkiem. Wschodnia Prowincja ze swoim umiarkowanym klimatem potrafiła wyżywić nawet beznogich żebraków, którzy w innych miastach potrafili zdychać z głodu. Wiadomym jest, że żyjąc w dostatku trudno jest zaakceptować zmianę swego położenia materialnego, a to rodzi niepokoje społeczne. Z nich za to wyłania się Rewolucja.
W roku 84, dniu niegdyś hucznie obchodzonych Postrzyżyn ludność wyszła na ulice miasta. Głodni i zdesperowani dość mieli patrzenia się na pozorny dostatek patrycjuszy miejskich, kapłanów, urzędników królewskich i feudałów. Lud w swoim subiektywnym poczuciu sprawiedliwości zażądał wydania większości pożywienia z prywatnych spichlerzy "bogaczy". Ci, jak wie każdy, nie zgodzili się na tą jawną próbę grabieży. Doszło do bójek, demonstracji i prawdopodobnej herezji rozprzestrzeniającej się wśród protestujących. W trakcie zamieszek nieznana grupa bandytów, ukrywających się pod enigmatyczną nazwą Frontu Ludowego zaatakowała publiczny spichlerz, w którym żywność była przechowywana na czas przewidywanej przez władze wojny z Południem. Niestety, został on splądrowany i spalony, a jedzenie niemalże w połowie się zmarnowało w płomieniach. Większość została jednak wyniesiona i rozdana wśród ludzi, na jakiś czas uspokajając nastroje. Śmiałkowie nie zostali złapani przez Straż Miejską i chorągwie prywatne.
Miesiąc później, 25 listopada nastąpił kolejny atak. Wymierzony w zakłady płatnerskie i kowalskie umiejscowione w północnej dzielnicy miasta. Większość mistrzów kowalskich i ich czeladników utraciło życie próbując bronić swego dobytku. Ich żony zostały uprzednio zgwałcone. Straż w sporządzonym przez siebie streszczeniu wydarzenia oznajmiła, iż większość broni i narzędzi została zagrabiona, a na ścianach budynków namalowane zostały dziwne, heretyckie symbole przedstawiające czerwone źdźbło pszenicy na tle skrzyżowanych ze sobą cepów.
Według moich kolegów, również radnych, był to zwykły napad rabunkowy, gdyż zabrano również kosztowności i pożywienie. Co więcej tajemnicze znaki oznaczały prawdopodobnie wmieszanie się w nasze sprawy jakiegoś nowego, heretyckiego i bezbożnego kultu demonów. Niezwłocznie wysłaliśmy list do Wielkiego Mistrza Zakonu Sakira prosząc go o wsparcie i wysłanie doświadczonego w takich sprawach inkwizytora.
Sądzę jednak, że chodziło w tym o coś więcej niż o rabunek i herezję. Ludzie chcieli zmian. Chcieli Rewolucji.
- TOWARZYSZE, JEST TO KOLEJNE, NASZE, MIAŻDŻĄCE ZWYCIĘSTWO NAD WYZYSKUJĄCYMI NAS BOGACZAMI. DZISIAJ ZDOBYLIŚMY POTRZEBNE NAM ŚRODKI DO PROWADZENIA NASZEJ REWOLUCJI. CO WIĘCEJ POZBYLIŚMY SIĘ JEJ WROGÓW, KTÓRZY NIE CHCIELI PRZYŁĄCZYĆ SIĘ DO NASZEJ ŚWIĘTEJ, CHWALEBNEJ I NIEZWYCIĘŻONEJ INICJATYWY. ŚMIERĆ ZDRAJCOM LUDU! CHWAŁA LUDOWI ROBOTNICZEMU!
Głośne i spektakularne wystąpienie przywódczy Frontu Ludowego - Władimira godnie zwieńczyło zwycięstwo rewolucjonistów. Na małej, geopolitycznej mapie Meriandosu stali się prawdopodobnie najbardziej znaczącą siłą wśród proletariatu miejskiego i wiejskiego okolic, co zauważyły wszystkie mające coś do powiedzenia organizacje i osoby prywatne rezydujące w Wschodniej Prowincji.
Fabian von Rothaariger, zwany przez przyjaciół Stasiem, a wśród swoich nowych towarzyszy - Fabianowiczem pił z rozkoszą podane mu piwo. Od dawna nie miał w ustach nic poza wodą, która przed przeistoczeniem się w ciecz była żółtym śniegiem. Przez wiele miesięcy klepał biedę na ulicach Meriandos, chwytając się jakiejkolwiek, dorywczej pracy. Jego łagodna natura i brak bezwzględności nie pozwoliły mu zostać najemnikiem czy rzezimieszkiem. Był nikim, do póki dwa miesiące wcześniej nie spotkał towarzysza Władimira, który zaproponował mu pomoc w tworzeniu Nowego Ładu. Opowiadał mu jak to w przyszłości tacy biedni ludzie jak on i Fabian będą władać tymi włościami, obalą odrealnionych kapłanów i skorumpowane władze, a na świecie zapanuje równość.
Z początku Fabian nieufnie spoglądał na przybysza i poprosił by ten dał mu spokój. Przez kilka dni myślał o wizji swojego nowego znajomego i ta przemówiła do jego idealistycznej natury. Po jakimś czasie odnalazł członków Frontu Ludowego i przyłączył się do nich. Został osobą znaną i szanowaną dzięki swoim niezwykłym umiejętnościom i dobremu sercu. Wielu lubiło go i ceniło sobie jego zdanie.
Jednakże wydarzenia tamtego dnia, to jest zdobycia zakładów rzemieślniczych zachwiała jego wiarą w nieomylność Przewodniczącego Frontu Ludowego. Wiedział dobrze, że wielu spośród zamordowanych kowali skrycie ich popierało. W głowie Fabiana powstał mętlik, który szybko pokonał. Jednakże jedna myśl nie wychodziła mu z głowy...
Ogromna sala była pełna ludzi. Pełna możliwości. Popatrzył na swoje piwo i rzekł do siebie w myślach:
"Trzeba chyba coś z tym zrobić".