Tajemniczy i zapomniani Ororo

1

"O ludzie Ororo"
Z dziennika badacza Uniwersytetu Oros.
Wstęp Swego czasu wybrałem się na ekspedycję w okolice południowo-wschodnich krańców łańcucha górskiego Ghuz-Dun. Pech chciał, że podczas wspinaczki na jeden ze szczytów, krawędź skalana, po której się poruszałem, ukruszyła się, przez co runąłem w dół wysokiego zbocza, ginąc w gęstwinie zalesionej doliny.
Obrazek
Obecne terytorium Ororo Ocknąłem się jakiś czas później. Problem polegał na tym (jakby sam upadek nie był wystarczający), że zamiast ujrzeć oblicze Usala, nade mną sterczały ludzkie sylwetki, których odcień skóry był nieco jaśniejszy od ludzi zamieszkujących Archipelag, gładkich, ciemnych włosach, brązowych oczach (czasem i żółtych), cerze pozbawionej wszelakiej skazy i dziwacznym stroju ( jeśli strojem szło nazwać najzwyczajniej w świecie narzucone na siebie futra, ledwo zakrywające najintymniejsze okolice ciała lub w przypadku kobiet, których swoja drogą w całym plemieniu było zaledwie garstka, niedbale utkanych tunik) i posługujące się dotąd nieznanym mi językiem. Był to pierwszy moment, w którym spotkałem dotąd nieodkryty lud zwany Ororo, odcięty przez potężne szczyty górskie od reszty Kontynentu i jego mieszkańców.

Jak na dzikusów, medycyna była u nich nadzwyczaj dobrze rozwinięta. Bez większych trudów opatrzyli moje połamane z powodu upadku kości, oczywiście wykorzystując do tego prymitywne środki. Następnie zaś opiekowali się mną, dopóki nie wyzdrowiałem na tyle, abym mógł swobodnie się poruszać.

W czasie mojej rekonwalescencji, nawiązałem kontakt ze starszyzną i posługując się językiem migowym, a także prezentując im parę pospolitych (lecz nie dla nich) elementów mojego wyposażenia, udało mi się pozyskać kilka interesujących informacji na temat plemienia, jego historii, wierzeniach i paru innych ciekawostkach. A oto, kilka z nich.[/i]
Historia Według tego, co zostało mi powiedziane (a raczej tego, co udało mi się zrozumieć), Ororo przybyli do brzegów Kontynentu wiele stuleci temu (rak myślę, że stuleci, a nie tysiącleci, gdyż te poczciwe dzikusy liczą czas według pełni księżyca, a niestety, nie umiałem domyślić się ile pełni wyznaczał jeden rok). Przeprawiwszy się przez „Wielką Wodę” (najpewniej chodzi o Morze Keron.), początkowo osiedlili się na wybrzeżu przy Zatoce Grenefod, z czasem coraz bardziej się rozrastając.

Komentarz [1]: W porównaniu do mieszkańców Kontynentu, ich poziom technologiczny zdawał się zatrzymać na wczesnej Erze Bogów, może jej połowie. Przez to też naszła mnie pewna myśl. Jak to możliwe, że prymitywny lud był w stanie przebyć morze, a nie znał się na podstawowej obróbce metalurgicznej. Najwyraźniej mało jeszcze wiemy na temat dawnych cywilizacji. Ale wracając do historii.

Polegając zaledwie na siłach natury i zaniedbując rozwój technologiczny, kwestią czasu było tylko, aż co bardziej rozwinięte cywilizacje postanowią pokusić się na dobra zebrane przez ongiś liczny, lecz prymitywny lud. Dręczeni najazdami Ijon - czyli wszystkich tych, co noszą żelazne zbroje (trudno mi jednak określić ze względu na brak podania konkretnego czasu, które z ówczesnych ludów mogło tego dokonać), oraz Łicza – najpewniej chodziło tu o magów, Ororo musieli znacznie się wycofać, tracąc spore połacie terenu. Wykończeni przebiegiem długotrwałych walk, zwrócili się o pomoc do szczepu plemienia zwanego „Zaginionymi Braćmi”.

Komentarz [2]: Sądząc po opisie, Zaginieni Bracia, musieli być kimś na wzór dzisiejszych szamanów, tudzież nekromantów lub kogoś im podobnego, ale będących od nich znacznie potężniejszymi. Być może, że swoją wiedzą na temat świata duchowego dorównywali równie tajemniczym trollą.

Otóż, Zaginieni Bracia byli dość potężni w „duchu”, aby przyzwać „Wielkiego Ducha” , który ujrzawszy los tych, co błagali go o pomoc, ulitował się nad nimi, sprowadzając zagładę na najeźdźców.

Komentarz [3]:
Z usłyszanej historii wynikało, że „Wielki Duch” przeją się nie tyle losem plemienia Ororo, co destrukcyjnym wpływem Ijon i Łicza, na dawniej porastającą te tereny, bujne lasy. Śmiem więc twierdzić, że tzw. „Wielki Duch” mógł być w rzeczywistości uosobieniem Sulona lub syna jego Loliusza, robiąc jednak większy ukłon w stronę tego drugiego. Pytanie jednak pozostaje, jakimi czarami, o ile moje założenia są prawdziwe, posłużono się, aby przywołać same bóstwo lub przynajmniej jednego z jego sług?

Pozbywszy się zagrożenia ze strony Ijon i Łicza, lud Ororo dziękował Wielkiemu Duchowi za pomoc i zawarł z nim pakt, na mocy, którego Loliusz(?) obiecał im swoje błogosławieństwo i ochronę w zamian, za wybranie kilku osobników, których miał ustanowić powiernikami swojej władzy.

Komentarz[4]: ”Małe Duchy” – taką nazwą zostali ochrzczeni Ci, którzy mieli pełnić poselstwo między ludźmi, a bogiem. Z tego co zostało mi opowiedziane, doszedłem do wniosku, że Małe Duchy, to nikt inny jak współcześni druidzi lub szamani, a przynajmniej ich poprzednicy lub pierwowzór. Posiadali oni moce kontrolowania przyrody, mieli umiejętność mowy(?) zwierząt, a także nakładania błogosławieństw oczyszczających dusze. Byli też świetnymi wojownikami, jednakże niezbyt często otarcie wspierali swych braci w walce, a reagowali tylko w momencie, gdy wróg zbyt daleko zdołał się zapuścić w głąb terytorium lub zostali poproszeni o przybycie w pilnej sprawie, mającej najczęściej charakter doradczy. Natomiast znacznie większą część swojego życia, spędzali pośród gęstych drzew i niedostępnych borów, aż długi, długi czas później, z niewiadomego powodu przestali się pokazywać, zresztą tak jak i ich mistrz.
Obrazek
Wyobrażenie Wielkiego Rogacza Obecnie lud Ororo, to pokolenia niedobitków „Czasów nastania drugiego mroku”, w którym pozbawieni boskiej ochrony, stali się łatwym celem dla niemal każdej ówczesnej cywilizacji. Szaman (który swoją drogą wygląda jakby miał całkiem sporo lat na swoim karku, i który mi o tym wszystkim opowiedział) tej społeczności twierdzi, iż to kara za porzucenie i w końcu zapomnienie wiary wyznawanej w Wielkiego Ducha.

Komentarz [5]: Doprawdy dziwuje się strasznie na myśl, że ktoś mógłby zapomnieć o takich rzeczach. Przecież legendy podawane drogą ustną potrafią zachować się dziesiątkami lat. Więc ile tak naprawdę ten lud mógł liczyć sobie stuleci? Z drugiej jednak strony, brak własnego pisma i pewien czas, w którym tylko starcy i dzieci byli jedynymi, żyjącymi przedstawicielami ludu Ororo, mogło się ku temu przysłużyć. Wielka jest to strata dla świata naukowego, ale cóż począć.

Szczęście było jednak przy mnie. Tuż przed moim odejściem, w wiosce pojawiła się żywa legenda. Sam Mały Duch raczył się zjawić. Szaman nieomal uniósł się ze szczęścia.
Posługując się dziwacznym językiem, rozmawiał z Małym Duchem, którego, a właściwie którą, nazwał chyba Nesh'kala czy jakoś tak. Niestety, nie było mi dane poznać tematu rozmowy. Wiem tylko tyle, że Małe Duchy nadal istnieją, przemierzając cały Kontynent w poszukiwaniu zaginionego bóstwa.
Obrazek
Szaman ludu Ororo Niedługi czas po odejściu Małego Ducha, plemię podzieliło się na tych, w których odrodziła się wiara w Wielkiego Ducha oraz pozostałych, próbujących za wszelką cenę przetrwać, grabiąc kupców i podróżnych, mordując wszystkich co noszą jakiekolwiek żelazne uzbrojenie i zmuszając porwane kobiety do rodzenia im potomstwa.
Wygląd tubylców: Opisany na początku wygląd tubylców jest w moim mniemaniu okrojony i nieprecyzyjny, dlatego też postanowiłem poświęcić temu zagadnieniu cały dział, aby chociaż przybliżyć wygląd zewnętrzny ludzi należących do plemienia Ororo.

Mężczyźni
Mężczyźni ludu Ororo są stosunkowo rośli i dobrze odżywieni. Ich średni wzrost wynosi na ogół sześć stóp, ale nie rzadko się zdarza, że osiągają i ponadto. Z tego co zauważyłem, pomimo skrajnie trudnych warunków i braku wszelkich wygód, potrafią zachować swą siłę i gibkość, nawet po osiągnięciu wieku starczego, choć początkowo nie mogłem dać temu wiary i sądziłem, że na skutek położenia w jakim się znaleźli, po prostu ich twarze wyglądają na starsze, niż mogłoby to wynikać z faktycznego wieku. Prędko jednak zostałem wyprowadzony z błędu, gdy poznawszy kilka podstawowych słów, mogłem zrozumieć na podstawie pewnej rodziny, kto jest kim. Po kolei zostali mi przedstawieni, najmłodszy syn, jego ociec i dziadek. Jakie było moje zdziwienie, kiedy porównawszy wygląd każdego z nich, doszedłem do wniosku, że ojciec jak i jego ojciec nie różnią się prawie niczym, prócz kilkoma zmarszczkami i gdzieniegdzie występującymi siwymi włosami. I owszem, postura dziadka wydawała się znacznie mniej mocarna niż jego syna, ale gdybym, nie poznał ich genealogii, dałbym sobie rękę uciąć, że dziadek ma sporo lat mniej i to on był ojcem chłopca.
Inną zaś cechą wspólną dla wszystkich mężczyzn, były gęste lecz gładkie włosy koloru kruczoczarnego oraz ciemny lub co ciekawe, żółty kolor tęczówki oka. Z tych jak i innych cech wynika, że plemię od dawien dawna pozostawało hermetyczne i nie wprowadzało osób z zewnątrz, mogących sprawić, iż nastąpiłaby wśród nich różnorodność w wyglądzie.

Kobiety
Z kobietami sprawa ma się nieco inaczej. Niestety z racji tego, iż w całym plemieniu liczącym sobie jakąś setkę lub dwie osobników nie było ich zbyt wiele, moje spostrzeżenia mogą okazać się nie w pełni poprawne, jednakże spróbuję przedstawić najbardziej ogólne i rzetelne z nich.
Jak już wspomniałem, szybka statystyka uświadomiła mi, że wśród tubylczej społeczności występuje znaczny niedobór kobiet. Doliczyłem się ich zaledwie około trzydziestu,
z czego dziewiętnaście było w podeszłym wieku, tzn. nienadającym się już do prokreacji (lub przynajmniej tak mi się zdawało, ze względu na możliwe wystąpienie analogii w stosunku do wyglądu zewnętrznego mężczyzn w tym samym wieku). Pytając na migi i za pomocą rysunków, dlaczego jest tak, a nie inaczej, zyskałem dość smutną odpowiedź. Otóż za niski stan płci żeńskiej są odpowiedzialne dwa powody, które opisałem w przypisie eseju.
Powracając do kwestii wyglądu. Średni wzrost kobiet wynosi od pięciu do pięciu i pół stopy, chociaż znalazł się i przypadek odstający od tej reguły ( jedna z niewielu "młodszych" kobiet, mająca na oko jakieś trzydzieści lat, mierzyła, aż sześć stóp wysokości).
Podobnie jak to miało miejsce w przypadku panów, kobiety charakteryzowały się długimi lub falistymi włosami koloru nie innego niż czarny oraz żółtymi bądź brązowymi oczami. A jeśli chodzi o kwestię samego ciała, to każda pani była mniej lub bardziej idealnych proporcji z tym, że różnice w wyglądzie kobiet ze względu na swój wiek, były bardziej dostrzegalnie niż miało to miejsce w przypadku mężczyzn.
Stroje Skoro kwestię samego wyglądu tubylców mamy już za sobą, pora przejść do opisu lokalnych trendów mody.

Moda damska

Tym razem zacznijmy od odzienia damskiego. Każda z kobiet niezależnie od wieku nosiła się niemal identycznie. Główną część stroju stanowi najzwyklejsza w świecie tunika, przerzucana przez głowę i zszywana po bokach kilkoma rzemykami tak, byle nie przeszkadzała w pracy i zakrywała co ważniejsze części ciała (choć średnio skuteczny był ten pomysł). Większość tutejszych pań, zresztą jak i panów, nie nosiła butów. Jedynie w przypadku chłodniejszych dni lub dłuższych wypraw wkładali na nogi niedbale wykonane trzewiki ze skóry zwierząt, od wnętrza wyściełane futrem. Wartym uwagi jest również zwyczaj zakładania przez panie rzemieniowych przepasek. Nie wiem od czego zależała ich ilość, ale podejrzewam, że mogło mieć to związek ze statusem społecznym lub ilością urodzonych dzieci. Wszakże najstarsze przedstawicielki tegoż plemienia miały ich po kilka, z kolei odosobniony przypadek najmłodszej z nich (akurat tej samej, mierzącej sześć stóp) nie ma ani jednej, a na potwierdzenie tej tezy przytoczę fakt, iż była bezdzietna.
Oczywiście żadna szanująca się pani, niezależnie od tego czy mamy do czynienia z prymitywnym plemieniem czy też wysoko rozwiniętą społecznością, nie obejdzie się bez świecidełek. Szkopuł w tym taki, że należałoby przedefiniować słowo „świecidełka”. I o ile nam, zwykłym zjadaczom chleba kojarzą się one z bogatymi naszyjnikami, wysadzanymi drogimi kamieniami diademami i srebrnymi pierścieniami, to w tym przypadku mamy do czynienia nie, z naszyjnikami pereł, a morskich muszli. Nie z diademami, a rzemykowymi przepaskami, niekiedy wzbogaconymi o kawałek wypolerowanego pegmatytu lub porfiru.

Moda męska
Praktycznie nie istnieje. I na tym mógłbym skończyć ten rozdział. Warto jednak pochylić się nad kwestią zróżnicowania w wyglądzie, a właściwie w ubiorze wojowników. Otóż jeśli zwykły, męski współplemieniec (których większość stanowią tak właściwie tylko mali chłopcy oraz starcy) nosiła na sobie jedynie pewien rodzaj krótkiego kiltu, to w przypadku wojowników sprawa ma się zgoła inaczej. Organizując sobie krótkie przechadzki po wiosce, kilkukrotnie widziałem jak każdy z członków grupy wypadowej przywdziewa odmienny strój, różniący się od siebie ilością i barwą poszczególnych elementów. Z tego też wysnuwał śmiałą tezę, że bogactwo stroju wyznacza status wojownika. Najświeższe nabytki, które dopiero co przystąpiły do grona wojów, nosili tylko kilt i prostą włócznie, zaś najwięksi, tudzież najbardziej doświadczeni, przywdziewali dodatkowe okrycia ze skór dzikich zwierząt, topornie wykonane, skórzane nagolenniki oraz ochronę przedramion w postaci gęsto owijanego sznura. Natomiast za broń służyła długa na dwa łokcie pałka, naszpikowana w końcowym odcinku ostrymi kamieniami. Współczesnych mieczy natomiast nie widziałem zbyt wiele, a nawet jeśli, to były to najpewniej łupy wojenne, których i tak niezbyt często czy też chętnie korzystano.
Obrazek
Wysokiej rangi wojownik Kultura Jak na każda prymitywną społeczność przystało, plemię Ororo charakteryzuje się wręcz podręcznikową prostotą egzystencji. Wyróżniamy tu kilka klas społecznych ze względu na płeć i wiek współplemieńców I tak, klasa najniższa czyli starcy, dzieci i kobiety trudnią się zbieractwem, wyplataniem różnego typu linek i przedmiotów, uprawą podstawowych roślin oraz przyrządzaniem posiłków.
Klasa średnia (rzemieślnicza), w skład, której wchodzą tylko starsi chłopcy, ale będący jeszcze przed wiekiem poborowym. Ich zadaniem jest w głównej mierze polowanie na zwierzynę, nauka określonego rzemiosła oraz rozwijanie tężyzny fizycznej poprzez częste zapasy i ćwiczenia w posługiwaniu się włócznią oraz tarczą. Zdarzało się również, że co niektórzy młodzieńcy nadal pozostawali przy uprawie roślin lub zbieraniu pnączy, z których następnie wyrabiali liny i przedmioty przydatne w gospodarstwie domowym. Dotyczyło to głównie drobniejszych chłopców, chociaż nie śmiem twierdzić, że dawano im te roboty jako dodatkowe,
w zależności od zapotrzebowania plemienia na dany przedmiot.
No i ostatnia klasa - wojownicy – cieszyli się największą sławą wśród pozostałych tubylców. Doceniano ich rolę i darzono wielkim szacunkiem. Prócz oczywistego zadania, pełnili również rolę łowczych. To właśnie z nimi podróżowali młodzieńcy przyuczający się w zdobywaniu pożywienia. Do polowania na zwierzynę, nie używali oni łuków, ani nawet prostych proc. Każdy z nich posiadał długi, przewiercony na wylot kij – swego rodzaju dmuchawka - do którego wpychano podłużną i cienką strzałkę, zaopatrzoną na końcu w lotki z piór. Przed oddaniem strzału końcówkę strzałki maczano w dotąd nieznanym mi odczynniku, którego składu za nic w świecie nie dano mi poznać. Zresztą nie dziwię się. Bardzo uważano, aby się nią nie ukłuć, bowiem już niewielka dawka trucizny wystarczyła, żeby powalić dorosłego dzika w przeciągu kilku chwil i aż strach pomyśleć co by się stało, gdyby skład receptury wpadł w niepowołane ręce.
Ciesząc się tak wielkim uznaniem, mogłoby się wydawać, że wojownicy popadali z tego powodu w pychę, co dość często się zdarza wśród naszych trepów. Tutaj jednak nie zauważyłem takiego zachowania. Każdy z nich sumiennie wykonywał swoje zadanie bądź to w obronie społeczności, bądź w polowaniu czy nauczaniu młodszych pokoleń, nie żądając więcej niż im się należało.
Obrazek
Wioska ukryta pośród wysokich drzew Ostatnim co udało mi się wybadać, to postrzeganie każdego członka plemienia jako brata lub siostrę. Co prawda istniały pomniejsze grupki, będące najpewniej pełnoprawnymi rodzinami, jednakże wszyscy tubylcy zdawali tworzyć się bliską sobie społeczność. Gdy jednemu brakowało mąki do wypieku chlebowych placków, drugi zaraz się z nim dzielił. Kobiety nawzajem wychowywały swoje dzieci, a wszelkie spory rozwiązywano drogą pokojową. Tylko dwa razy widziałem jak kłótnia przerodziła się w próbę sił, kończącą się zaraz po tym, jak jeden z oponentów padał nieprzytomny na ziemię lub nastąpiło pierwsze przelanie krwi. Później zwada dobiegała końca, a zwaśnione strony piły na znak pokoju pewnego rodzaju trunek z jednej czary.

Ciekawostki:

#1 Mała ilość kobiet

Powód pierwszy: Raz na jakiś czas plemię musi migrować z jednej doliny do drugiej (ma to miejsce podczas przesilenia letniego i zimowego) . W okresie letnim zajmują miejsca położone głęboko w najdzikszych częściach gór, ze względu na niższe temperatury w zacienionych przez szczyty dolinach. Wtedy też zyskują naturalną ochronę przed ciekawskimi i nierzadko wrogimi przedstawicielami innych nacji. Problem pojawia się jednak podczas pory zimowej. Zmuszeni przez warunki pogodowe do wyjścia spoza bezpiecznej strefy, w miejsca położone na skraju pasma górskiego, wtedy nie rzadko byli napadani przez napotkane szajki bandytów lub co mniej zdyscyplinowanych, odważyłbym się nawet użyć słowa zdeprawowanych wojskowych, patrolujących szlaki handlowe między przerwą w paśmie górskim Ghuz-Dun. I właśnie podczas potyczek z wymienionymi grupami, najczęściej dochodziło do porwań bezbronnych kobiet.

Powód drugi: Zwabione przez podróżnych handlarzy miękkimi skórami, tanimi świecidełkami a nawet samym pożywieniem, młode dziewczęta dawały się z łatwością podpuścić. I nawet jeśli, któraś z nich rzeczywiście trafiła w objęcia troskliwego mężczyzny, to jednak większość kończyła na nielegalnym targu niewolnic, gdyż urodą dorównywały samym elfką, przez co ceny za nie potrafiły sięgać niebotycznych sum.

#2 Wspólne posiłki

Jak wspomniałem, całe plemię stanowi jedną, wielką rodzinę. Toteż i gotowanie odbywa się wspólnie. Służyła do tego sporawej wielkości chatka, pośrodku której znajdowało się okazałe palenisko, na którym to owe potrawy się przyrządzało. Podczas rozdzielania posiłku panował wzorowy porządek. Nikt się nie przepychał, nikt nie robił wyrzutów, że dostał za mało. Każdy dostawał odpowiedniej wielkości porcję, a jeśli komu byłoby mało, zawsze mógł połasić się o dokładkę, z tym, że pierw zaglądało się w miski dzieciom. Jeśli zostały resztki, najpierw z nich wyjadało, a dopiero później dopiero można było podejść do głównego gara.

#3 Kobieta wojownik

Zdroworozsądkowym podejściem by było, aby „młodą” niewiastę, zdolną do rodzenia potomstwa za wszelką cenę przekonać do spełnienia swojego obowiązku, zamiast pozwalać jej na bieganie po polu bitwy, zwłaszcza jeśli plemieniu grozi wymarcie. Pozwolenie na taką swawolę przeczyło przecież wszelkiej logice. Wciąż się zastanawiam nad powodem tego typu rzeczy. Czyżby owa kobieta była bezpłodna? Dopuszczam takie wyjaśnienie, jednakże nie jestem co do niego zupełnie przekonany. Niestety przez cały czas mojego pobytu nie miałem nawet okazji podejść do wojowniczki i choćby spróbować zadać jednego pytania. Bezustannie kręcili się przy niej inni kompani, skutecznie mnie od niej odpychając, jakby obawiali się, że i ja będę chciał ją do siebie przekonać, w konsekwencji zabierając ją razem ze sobą.
Obrazek
Jedyna kobieta wojownik wśród współplemieńców
ODPOWIEDZ

Wróć do „Dział Archiwum”