Re: Wschodnia Ściana

106
- Nie spiesz się - odpowiedziała elfowi zanim ruszyła ku wejściu do wioski.
Na zastaną scenkę nie zareagowała jakoś szczególnie. Zwolniła kroku, a gdy pierwszy z mężczyzn zaczął grozić, zatrzymała się. Ze spokojem spoglądała na tę próbę zastraszenia. Nie pozwoliła pokazać po sobie napięcia i igiełki strachu, że spóźniła się. Nieruchoma sylwetka Iry, leżącej na brzuchu, wwiercała się w jej myśli. Zadała sobie to dręczące pytanie, czy nadal oddycha, czy jest ciężko ranna, czy Warford w obronie własnej po prostu puścił ją, a ona padła bezwładnie. Uważnie zlustrowała jej stan, próbując określić, jak bardzo jest źle. To samo zrobiła z ciężko oddychającym Kerończykiem, aby przetoczyć wzrokiem po rannych wrogach, przerażonych kobietach, aby ostatecznie wzrok spoczął na Devie. Zawsze istniał cień szansy, że jeszcze ciągnął, dogorywając.
- Posłuchajcie mnie uważnie, bo nie będę tego powtarzać. Nie wy tu jesteście w pozycji, by cokolwiek narzucać. Jesteście w dupie. Pół kroku od własnej śmierci. Chcecie zabić te kurwy? Jak chcecie. Już jesteście martwi. Chcecie dalej żyć? Jeszcze lepiej. Tylko nie wykpicie się tymi dwoma kurwami. Chyba bardziej pragnę was zabić. - Przechyliła głowę, łypając na nich brązowo-zielonymi oczami i powoli rozciągając usta w krwiożerczym uśmiechu. Tessa była gotowa w każdej chwili zareagować, gdyby przyszło do obrony bądź ataku, gdyby jednak ta dwójka postanowiła poderżnąć im gardła. Reyes nie pokazywała tego po sobie, ale chciała uratować te kobiety. Raz, że młodszej była coś winna (przecież pomogła jej w walce, zabijając znienacka jej wroga), dwa, że nie potrafiła obojętnie patrzeć na krzywdę ludzką. Jej bezwzględna, obojętna postawa miała zmylić przeciwników, tak, by zwątpili w swoje działania. Musiała zaryzykować, wiedząc, że nie może zaufać im na tyle, by rzucić broń na ziemię. Była postacią z szalonym uśmiechem zimnej suki wymalowanej krwią ich towarzyszy. - Chcę informacji. Wszystko na temat tego, kto was wynajął. Czy chciał nas wszystkich martwych. Na waszym miejscu poszłabym na współpracę. Powiecie mi co chcecie i możecie wypierdalać. Jak będziecie czuć się zagrożeni, to wytarmosicie dziwki za sobą, pokrzyczą, poprzeklinają, obrażą mnie po parokroć, a potem je zostawicie, gdy wyjdziecie z wioski. I niech wam ostrze nie omskie się. Każdy inny ruch z waszej strony potraktuję jak znak, że chcecie być martwi. A wierzcie mi, że starczy mi od chuja sił, by was zapierdolić. Decydujcie, majcie tylko chwilę.
Zgodnie z obietnicą Tessa da im moment na podjęcie decyzji. Miała nadzieję, że będzie to rozsądna decyzja, idąc jej na rękę. W międzyczasie zada pytanie Warfordowi:
- Jesteś ranny? Co z nią?
Wskaże ruchem głowy na Irę.
Czy otrzyma odpowiedzieć, czy też nie, Reyes pozostaje czujna, nie spuszczając spojrzenia z wrogów. Zagradzała jedyne wyjście. Czekała na ich odpowiedź, doskonale zdając sobie sprawę, że igra z oprawcami. Musiała jednak poznać odpowiedzi na parę pytań. Może ta dwójka sukinsynów wiedziała co nieco. Coś, co by im pomogło w starciu z nekromantą, przecież wciąż brakowało im wiele, by przygotować się na ta starcie.
Jeżeli wrogowie zamiast współpracy wybiorą zabicie kobiet i walkę, Tessa nie zwleka. Staje pomiędzy nimi a Warfordem i Irą, wybierając strategię potyczki opartej na samej włóczni, oszczędzając magię.

Re: Wschodnia Ściana

107
Dzięki swej spostrzegawczości i zdolności obserwacji, Tessa mogła z ulgą wywnioskować, iż Ira żyje. Highflame oddychała bardzo słabo i była nieprzytomna, lecz póki co żyła. Nie wyglądało również na to, by tylna część jej ciała została w jakiś fizyczny sposób uszkodzona, jednakże nie wiadomym było, czy Czarodziejka posiada jakieś rany brzucha bądź klatki piersiowej. Warford z pewnością posiadał kilka zadrapań, jednakże żadne nie wyglądało na śmiertelne; niemniej wojownik stracił trochę krwi, był obolały i niewyobrażalnie zmęczony, miał widoczne problemy z koncentracją lub nawet utrzymaniem przytomności. Zaciskając zęby, wpatrywał się we wrogów przed sobą, próbując nie upaść, lecz na tym etapie Tessa mogła być pewna, iż w tej walce pozostała sama. Dev, niestety, nie żył - ostrze topora wbiło się głęboko w jego klatkę piersiową. Wśród resztek ciał żadne inne nie wykazywało oznak życia, przynajmniej z pozoru. Jeśli ktoś dogorywał, jego jęki, sapania lub prośby o pomoc były zagłuszane przez syk płomieni trawiących pobliskie budynki. Duszący dym roznosił się po polu bitwy, popiół wraz z jaskrawymi iskrami tańczyły w powietrzu. Ograniczone pole bitwy przypominało miskę, do której wlało się wrzątek. Odczuwalny żar stawał się coraz bardziej uciążliwy i Tessa mogła poczuć, jak po jej twarzy spływając coraz większe krople potu.
Kiedy Reyes oznajmiła brak zainteresowania życiami dwóch kobiet, te krzyknęły. Trzymający je zbrodniarze uśmiechnęli się parszywie. Ten z poparzoną twarzą brutalnie szarpnął młodszą kobietę za włosy.
- Constanzia, nie! - krzyknęła matka, bezskutecznie próbując się wyrwać.
Brudne ostrze miecza gwałtownie przejechało po szyi młodej kobiety. Ta upadła, twarzą zwróconą w stronę matki. Próbowała coś powiedzieć, lecz dusiła się własną krwią i z jej ust wydobywały się jedynie niezrozumiałe charczenia. Zaledwie kilka mrugnięć oka po tym, starsza kobieta również upadła z rozciętym gardłem. Matka i córka załzawionymi oczami patrzyły na siebie, próbując wykrztusić pożegnalne słowa. Kilka uderzeń serca później obie nie ruszały się.
Bandyci chwycili leżące najbliżej, nieuszkodzone tarcze, po czym zaczęli iść w stronę Tessy, ostrożnie próbując ją otoczyć. Reyes, stając przed Warfordem i Ira, mogła zauważyć, iż wzrok przeciwników nie jest wbity jedynie w nią, a w Keronczyka i Czarodziejkę. Warford sapał ciężko. Próbował wstać, lecz zduszony jęk sugerował problemy z nogą. Zaledwie parę metrów ziemi pokrytej trupami dzieliło przeciwników.

Re: Wschodnia Ściana

108
Nawet nie mrugnęła, gdy mężczyźni poderżnęli kobietom gardła. Zacisnęła jedynie usta, godząc się z tym faktem. Stojąc pomiędzy nimi a swoimi wycieńczonymi towarzyszami, przybrała postawę obronną.
- A więc wybraliście śmierć - stwierdziła sucho.
Nie roztkliwiała się nad losem nieznajomych. Dla Reyes było to oczywiste, że skoro przeciwnicy nawet nie zastanawiali się nad jej propozycją, tak łatwo odrzucając swoje żywe tarcze i chwytając za prawdziwe, to od początku nie zamierzali poddawać się. Przystając na ich warunki, skończyłoby się tak samo. Może nawet gorzej, bo musiałaby odrzucić swoją broń, polegając tylko na magii, która prawie wyczerpała się.
- Warford, zostań tam, gdzie jesteś - wydała polecenie, nawet nie spoglądając na kompana.
Plan Tessy był prosty. Korzystając z tego, że jeszcze posiadała jakieś zasoby many oraz dzieliła ją od przeciwników odległość kilku metrów, zdecydowała się na użycie Grzmotu. Splatając elementy ognia i czystej energii, próbuje stworzyć pocisk, który zabije jednego z nich. Nie dopuszczając do tego, by okrążyli ją, Reyes nie zwleka, używając czaru na tyle szybko, by powalił tego, kto byłby najbliżej do zaatakowania jej i towarzyszy. Ma nadzieję, że ten jeden pocisk wystarczy, aby zabić. Tak samo jak to było z poprzednim przeciwnikiem.
Jeżeli po tym zaklęciu Tessa nie poczuje, że jest zupełnie na skraju, ponownie użyje tego samego czaru, aby rzucić go w drugiego przeciwnika.
W obu przypadkach celuje na wprost, prosto w pierś i brzuch, nawet jeżeli osłaniają się tarczami. Jeżeli żadne z zaklęć nie poskutkuje, to Wiedźma liczy na efekt ogłuszenia, przystępując do ataku włócznią. Zamierza w takim przypadku wykorzystać sytuację, próbując zabić ich bez wdawania się w dłuższy pojedynek (samej uważając, by przez pośpiech i chęć zakończenia tego, nie oberwać).
Jeżeli Tessa zdoła wykrzesać z siebie tylko jedno zaklęcie, pozostaje na swojej pozycji, obserwując sytuację i ruchy wrogów, będąc gotową do reakcji w każdej chwili. Jej priorytetem było przede wszystkim osłonięcie niezdolnych do samoobrony towarzyszy. Reyes nie pozwoli sobie, aby choć przez chwilę towarzysze znaleźli się blisko ostrzy przeciwników (nie tak, jak to wydarzyło się z Lorhinem), w razie potrzeby osłaniając ich własnym ciałem, i rzucając naprędce spleciony Grzmot, aby przynajmniej odrzucić wrogów na bezpieczniejszą odległość.

Re: Wschodnia Ściana

109
Sytuacja Tessy zdawała się być dramatyczna. Ciężko oddychając z wysiłku i czując ostatnie resztki sił magicznych, zmuszona została do stawienia czoła dwóm silnym mężczyznom. Największy problem polegał na tym, iż rządni krwi przeciwnicy, choć z pewnością mało inteligentni barbarzyńcy, dostrzegli słaby punkt Czerwonowłosej, zmuszając ją do bronienia nie tylko siebie, ale i rannych towarzyszy.
Wiedźma utworzyła zaklęcie Grzmotu, które natychmiast cisnęła we wroga po lewej. Pocisk z energii uderzył w cel, lecz nie zabił go. Tarcza rozprysła się na kawałki, a trzymające ją przedramię buchnęło krwią. Mężczyzna upadł do tyłu, krzycząc i miotając się na ziemi. Zbyt ogłuszony, by wstać od razu, trzymał się za zranione ramię. To dało Reyes czas, aby skupić się na kolejnym wrogu.
Tym razem miało nie pójść tak gładko. Po użyciu Gromu, Tessie zakręciło się w głowie. Obraz na chwilę stał się czarny, syk płomieni ustał, smród spalenizny zniknął. Trwało to może kilka kilka sekund, jednakże przekaz był jasny - Tessa walczyła na rezerwach energii magicznej, która osiągnęła poziom krytyczny. Doświadczenie magiczne i bojowe pozwoliło ustalić, iż Kamienna Skóra utrzyma się jeszcze tylko przez kilka chwil. Wiedźmie w najlepszym wypadku groziła utrata przytomności, a w najgorszym śmierć. Przeciwnik po prawej, ten poparzony, był zbyt oszołomiony widokiem magii, by od razu wykorzystać sytuację. Niemniej widząc stojącą, zamroczoną Tessę, dodatkowo pobudzony krzykami cierpiącego towarzysza i świadomością, że to on mógł być na jego miejscu, postanowił przystąpić do działania. Zaczął okrążać Reyes tak, by znaleźć się za plecami wciąż klęczącego Warforda, po czym szybko zaczął iść do przodu, zasłaniając się tarczą i trzymając w pogotowiu miecz.

Re: Wschodnia Ściana

110
Tessie nie pozostało nic innego, jak próbować jak najdłużej utrzymać Kamienną skórę.
- Warford, krzyknij, jeśli ten drugi wstanie - zakomenderowała zdecydowanie, obracając się w stronę tego, który obszedł ich z zamiarem zaatakowania jej towarzysza od tyłu. Jako, że nie pozostało jej wiele sił, musiała całkowicie skupić się na walce włócznią. Była skrajnie wycieńczona, mroczki przed oczami zwiastowały szybką utratę przytomności, lecz Reyes odmawiała takiego zakończenia. Zacisnęła szczęki, próbując spożytkować resztę sił na utrzymaniu przeciwnika w bezpiecznej odległości od bezbronnych towarzyszy. Bez wahania ponownie zasłoniła ich swoim ciałem, poruszając się w pozycji obronnej. Próbując w swym skupieniu wyczuć, tak samo jak podczas walki z magiem piratów, gdzie wróg będzie atakować, Tessa atakuje gdy tylko może włócznią, wpierw próbując strącić w bok ostrze miecza, a potem wykorzystać lukę w obronie, by zadać pojedynczy, prosty cios drzewcem. Reyes zdawała sobie sprawę, że nie zakończy tak szybko tej walki, więc zamierza wykorzystać właściwości włóczni. Jeżeli uda jej się parokrotnie, chociażby powierzchownie zranić wroga, ten z pewnością odczuje denerwujące szczypanie, które powinno go na tyle dekoncentrować, by spadła jego efektywność obrony. Za którymś razem włócznia dosięgnie go i zatopi się na tyle głęboko, by zakończyć tę walkę.
Jeżeli przeciwnik szybciej zaatakuje niż Tessa zdąży wejść pomiędzy niego a towarzyszy, ta z impetem (a przynajmniej tak chciałaby to nazwać) naprze na niego, atakując włócznią tak, aby zmusić go do natychmiastowego wycofania. Jeżeli nie odniosłoby to skutku, atakuje nogi, próbując go podciąć na wysokości kolan, aby zaraz, w miarę swych ograniczonych możliwości, zaatakować ponownie, celując w krocze, czy to brzuch, czy bok, czy wyżej, na wysokości barków czy piersi. Absolutnie Tessa nie zamierza pozwolić mu zabić ani Warforda, ani Irę, będąc gotową ryzykować jeszcze bardziej podczas walki, wystawiając siebie na linii ataków.
Jeżeli Tessa będzie na skraju świadomości, a walka nie będzie miała się ku końcowi, będzie zmuszona zrezygnować z ochrony, jaką daje jej ostatni czar, by jeszcze walczyć o utrzymanie przytomności i bycie tą, która wyjdzie z tego zwycięsko.
Reyes walczy bez względu na sytuację - będzie uparta i stanowcza. Zdecydowanie odmawiała przegranej, jakim było dla niej utraty przytomności. Polegając całkowicie na swej wytrzymałości, silnej woli, zmysłowi obserwacji, broniła się, ale też atakowała, gdy mogła, cały czas próbując chronić towarzyszy. Była gotowa także na ostrzegawczy krzyk Warforda, by dalej walczyć z jeszcze drugim przeciwnikiem. Sama też starała się mieć w miarę dobry pogląd na sytuację z krzyczącym z bólu przeciwnikiem, aczkolwiek nie skupiała się na nim, zdając sobie sprawę ze swych ograniczeń.

Re: Wschodnia Ściana

111
Przeciwnik Tessy wykazywał słuszną ostrożność. Dobrze zasłaniał się tarczą, nie zostawiając zbyt wielu luk. A przynajmniej starał się. Reyes, która miała już do czynienia z przeciwnikami używającymi wszelkich rodzajów broni, mogła w końcu zauważyć, iż wróg nie przywykł do walki przy użyciu tarczy. Znaczna większość poległych bandytów nie skupiała się na obronie; dla nich liczyła się tylko bezmyślna rąbanina przy pomocy miecza i topora, dlatego wyszkoleni i doświadczeni w boju obrońcy przetrwali tak długo. Mimo wszystko, będąc w takim stanie Tessa wciąż męczyła się niebywale, próbując trafić wroga w słabiej chronione miejsca. Tarcza blokowała wiele pchnięć, a przeciwnik wykonywał szybkie wypady do przodu. Trzymany na odległości, mógł jedynie robić proste i ostrożne, lecz wciąż niebezpieczne podejścia. Nie zdawał sobie sprawy, iż popadł w pewien schemat. Jednakże nim Reyes zdążyła go zauważyć, zmuszona została do zdjęcia Kamiennej Skóry, by zachować przytomność. Kilka krótkich chwil później, czarna włócznia znalazła lukę i zatopiła się w ciele wroga, który upadł i zaczął wykrwawiać się w mękach.
W międzyczasie drugi z oponentów zdążył wstać. Przestał się wydzierać i zebrał się w sobie, przez chwilę obserwując pojedynek towarzysza. Podniósł miecz z ziemi i gwałtownie ruszył na Tessę w momencie, gdy ostrze jej włóczni trwało utkwione w ciele drugiego mężczyzny. Przeciwnik, kierowany gniewem i napędzany bólem, biegł z uniesioną bronią na Tessę. Odległość była na tyle mała, iż potrafił przebyć ją w kilka uderzeń serca. Być może nawet dosięgnąłby celu, gdyby nie Warford, który nagle wstał i przebił przeciwnika własnym mieczem.
Trzask palonego drewna, huk opadających dachów i syk płomieni zagłuszał głębokie oddechy Tessy i Warforda. Wojownik nic nie powiedział. Jego twarz przypominała maskę stworzoną z krwi, błota i tańczącego w powietrzu popiołu. Z tym nieodgadniętym wyrazem twarzy porzucił miecz i podszedł do Iry, podniósł ją pod ramię i razem zaczęli opuszczać piekielną pułapkę.
Reyes znajdowała się w tragicznym stanie. Ciało odmawiało jej posłuszeństwa, obraz robił się czarny. Płuca i gardło paliły, a oczy piekły okropnie. Rany po strzałach dokuczały. Pojawiały się szybko nasilające objawy niedotlenienia
Przynajmniej wszystko wskazywało, że póki co są bezpieczni.

Re: Wschodnia Ściana

112
Nie miała już siły, by odezwać się chociażby słowem, gdy Warford uchronił ją jednym, pewnym pchnięciem w drugiego przeciwnika, którego nie miała szansy ani spostrzec, ani obronić przed nim. Zdołała jedynie spojrzeć w zakrwawioną, brudną twarz towarzysza, na chwilę zgłębiając się w jego spojrzeniu, jakby tym jednym ruchem zdołałaby odgadnąć skrywane myśli.
Walcząc o utrzymanie równowagi i przytomności, obserwowała przez chwilę, jak Warford podnosi się, rzuca miecz na bok i chwyta dalej nieprzytomną czarodziejkę pod ramię. Mając przed oczami czarne plamy, powtarzała sobie w duchu: "No dalej, rusz się zanim udusisz się od dymu! Krok za kroczkiem. Bliżej do wyjścia. Byle poza pożar."
Nie zastanawiała się już w jakim stanie znajduje się reszta kompanów. Musieli już sami sobie poradzić; ona zrobiła już wszystko, co tylko mogła. Teraz należało zająć się sobą. Tessa, zaciskając dłoń na włóczni, zaczęła iść w stronę wyjścia, podpierając się o broń. Nawet gdy ledwo poruszała się, była bliska łez od szczypiącego dymu, wola przetrwania przeważała. Musiała iść dalej, tam, gdzie będzie mogła bezpiecznie paść na kolana i odpocząć. Nawet zemdleć.
Jeżeli zdoła dotrzeć na otwarte pole, tam, gdzie znajdowała się reszta towarzyszy, Tessa ostrożnie (a przynajmniej spróbuje, o ile także przy okazji nie zemdleje) usiądzie, położy broń obok i zacznie sprawdzać stan swoich ran, w razie gdyby były bardzo poważne, próbując je opatrzyć kawałkiem ze swojego, czy jakiegoś martwego wroga, ubrania, który by jakkolwiek spróbowała rozedrzeć.

Re: Wschodnia Ściana

113
Ostatni członkowie drużyny zdołali opuścić ognistą pułapkę. Warford, chwiejąc się na boki i resztkami sił niezgrabnie podtrzymując Irę, odszedł na kilkanaście metrów i upadł. Podniósł się niemal natychmiast, lecz tylko po to, by przewrócić Czarodziejkę na plecy i upaść tuż obok niej, łapczywie chwytając powietrze. Po chwili podszedł do nich Lorhin. Zbadał Irze tętno, a gdy potwierdził, iż ta żyje, również położył się obok.
Słup czarnego dymu wznosił się wysoko w niebo. Gdyby nie płomienie i pękające drewno, wokół panowałaby martwa cisza. Czwórka ocalałych znajdowała się wśród martwych wrogów, choć na zewnątrz było ich zdecydowanie mniej. Wciąż jednak dosięgał ich dym, niosąc ze sobą swąd przypalonych ciał. Nikt nic nie mówił. Trójka leżących wpatrywała się w niebo, a gdy ich oddechy uspokoiły się nieco, ciężko było wywnioskować, czy w ogóle żyją. Siedząca obok Warforda Tessa badała swoje rany, które w gruncie rzeczy okazały się niegroźne i już zaczęły się zasklepiać, choć nadszarpnięte wciąż sprawiały ból i gwałtowniejsze ruchy otworzą je na nowo. Najwięcej problemu sprawiało jej skrajne wyczerpanie, zarówno magiczne jak i fizyczne. Przytomność utrzymywała zapewne jedynie dzięki bólowi głowy i paleniu w oczach, płucach i gardle.

Re: Wschodnia Ściana

114
Gdy tylko zbadała swoje rany, którymi na szczęście nie musiała się zanadto przejmować, położyła się obok Warforda. Ze zgiętymi kolanami, dłońmi splecionymi na podbrzuszu, oddychała głęboko. Zamknęłaby jeszcze oczy, jednak dym, który dał jej się mocno we znaki, sprawił, że zamiast zapaść w spokojny niby-sen, mrugała, powstrzymując się od łez.
Ból głowy sprawiał, że po chwili dłonie zacisnęła wokół skroni, jakby miało to odpędzić uporczywe pulsowanie.
Tessa oddychała głęboko, także nie odzywając się. Żaden, nawet najgłupszy komentarz, co do ich sytuacji lub czego właściwie dokonali, nie składał się w całość z plątaniny myśli. Dlatego dopiero po długim czasie (o ile wcześniej nie straciła przytomności) zapyta słabym głosem, wyraźnie oddzielając słowo od słowa w wysiłku, którego heroicznie podjęła się:
- Ej, Warford. Chyba nikt nie pytał cię o zdanie, ale... pójdziesz z nami na tę górę? Tak naprawdę nikt nie zmusi cię do tego. Możesz w każdej chwili odejść, jeśli tego chcesz. Nie znam twoich motywów ani tego ile tak właściwie wiesz, ale chcę, żebyś z nami poszedł z własnej woli jako nasz towarzysz na tych samych zasadach.
Gdyby byli sami, zapewne dodałaby także, że bardzo go lubi.
Przerwała, czując zawroty głowy. Milczała, próbując zebrać się w sobie, by znowu się odezwać, choć mylnie mogło to zostać odebrane, jakoby Reyes czekała na reakcję byłego więźnia.
- Jak w ogóle z wami? Lorhin, nic się nie dzieje z tymi ranami? Warford, jak u ciebie? Widziałam, że miałeś wcześniej problem z nogą. Ja przyjęłam na siebie dwie strzały.

Re: Wschodnia Ściana

115
Wszyscy oddychali ciężko, próbując utrzymać przytomność. Z wyjątkiem Iry, która od jakiegoś była pozbawiona świadomości. Ogień wciąż trawił budynki niedaleko, nienasycony drewnem, a to prędzej czy później musiało się skończyć. Wiatr targał unoszącym się dymem, z pewnością widocznym z dalszej odległości, informującym o bitwie, jaka miała miejsce. Być może przyciągnie to ciekawskich szabrowników, a być może odstraszy nieproszonych gościu. Na ten moment drużyna Tessy miała chwilę spokoju. Kiedy kobieta zadała pytanie, Warford wydał z siebie przeciągłe "hmmm", zastanawiając się nad odpowiedzią.
- Prawie dzisiaj umarłem. Ale pójdę z wami, bo inaczej nie wiedziałbym co ze sobą zrobić. Skoro daliśmy radę tutaj, nie wyobrażam sobie, abyśmy mieli mieć problem z jakimś tam nekromantą - odpowiedział, brzmiąc tak, jakby miał to już przygotowane.
Zapadła ponownie cisza. Oddechy wojowników uspokajały się, choć skutki tej bitwy będą odczuwalne w ich ciałach jeszcze przez długi czas. Ból głowy Tessy nieco zmalał, wyglądało również na to, iż uda jej się zachować przytomność. Jednakże, kiedy adrenalina opadła, walczący mogli odczuć każdy istniejący mięsień ich ciała i pewnie takie, o których nie mieli pojęcia. Zapewne nie była to sytuacja, której by wcześniej nie doświadczyli, choć tak silne uczucie dyskomfortu nie było przyjemne.
- Ze mną w porządku. Mam kilka mniejszych ran, nic poważnego, potem przyjrzę im się bardziej. Naprawdę oberwałaś dwiema strzałami? Magia jest straszna - rzekł Warford.
- Też mam parę płytkich ran i obitą nogę, ale to nic strasznego. Stan Iry wydaje się stabilny, dajmy jej jeszcze pospać. - powiedział Lorhin. - Powinniśmy teraz przeczekać, aż ogień strawi co tylko może, a potem odzyskać nasz ekwipunek. Nie wiemy, czy nie pojawią się inni lub kolejni, nie widziałem nigdzie ich herszta. Proponuję odpocząć jeszcze chwilę, a potem przenieść się za wioskę, by nie być tak na widoku. Kiedy dym osłabnie, powinniśmy też przeszukać ciała, może znajdziemy coś wartego uwagi. Wykopanie naszych rzeczy ze szczątków spalonego domu może trochę zająć, więc pewnie i tak spędzimy tutaj jeszcze dużo czasu. - Kapitan, jak można było się spodziewać, bardzo szybko przeszedł do rzeczy.

Re: Wschodnia Ściana

116
- Aha - wymamrotała tylko w odpowiedzi, przenosząc wzrok na zasnute dymem niebo. Nie czuła na policzkach silnego wiatru, który rozpędzał na wszystkie strony ciemny obłok pożogi. Tessa przyglądała się przez chwilę płonącej wiosce, a przynajmniej tej górnej części, którą dostrzegała, leżąc z głową na ziemi. W dalszym ciągu ze splecionymi dłońmi na brzuchu, oddychała spokojnie, odnosząc silne wrażenie, że znajduje się właśnie tam, gdzie zawsze powinna. Nie wśród egzotycznej zwierzyny w dżungli, nie na złotych piaskach Archipelagu otoczona zewsząd błękitną, ciepłą wodą, lecz na polu walki, gdzie każdy zbolały skrawek ciała potwierdzał jej wyższość nad pokonanymi.
Reyes napełnił dziwny spokój. Ta mała bitwa sprawiła, że nabrała większej pewności siebie, spojrzała także inaczej na swych towarzyszy, których uważała wcześniej za o wiele silniejszych. Znając teraz ich próg wytrzymałości, lepsze i gorsze strony w walce, widziała ich teraz jako równych jej. Poznała, na ile może na nich polegać i jeżeli w trakcie postanowią ją zdradzić, Tessa zdążyła nabyć o nich wystarczającą wiedzę, którą jak dotąd ukrywali przed nią, wystawiając na pierwszej linii w poprzednich starciach na statku; aby nie pozwolić się przechytrzyć.
Wiedźma z niczym się nie ujawniała. Ze spokojem przyglądała się niebu, nabierając tyle sił, by przynajmniej być w stanie przejść za wioskę, by następnie skryć się przed innymi, ewentualnymi wrogami.
Jeżeli mężczyźni nie będą mieli nic więcej do powiedzenia i ograniczą się do przymusu zmienienia lokacji, Tessa powoli podniesie się do przysiadu, chwilę zamarudzi, rozglądając po polu bitwy, a następnie potrząśnie delikatnie Irą, by ją obudzić. Kilkoma słowami wyjaśni jej, że muszą zmienić miejsce i potem znowu będzie mogła położyć się.
Po drodze Tessa zainteresuje się ciałem łucznika, którego zabiła nożem oraz miejscem, gdzie rzuciła drugim, odwracając uwagę wrogów. Zamierzała od razu je zabrać ze sobą, zatknąwszy za pasek spodni.
Na wybranym miejscu do postoju przez towarzyszy, Reyes nie zaczyna rozmowy jako pierwsza, lecz także nie będzie od niej stroniła, zwłaszcza, gdy któreś z kompanów zechciałoby z nią zamienić parę słów, nawet na osobności.

Re: Wschodnia Ściana

117
Drużyna przeniosła się za wioskę, na wschodnią stronę, dzięki czemu nie zostaną od razu zauważeni, a sami będą mogli w miarę bezpiecznie obserwować otoczenie. Choć wszyscy byli skrajnie wyczerpani, nikt nie ryzykował zapadnięcia w sen. Może z wyjątkiem Iry, która po obudzeniu wymamrotała coś, po czym z pomocą Lorhina zmieniła miejsce i ponownie położyła się na gołej ziemi, nie przejmując się niczym.
- Martwię się jej stanem - rzekł Lorhin, przyglądając się śpiącej Irze. - Oddycha zbyt nieregularnie i ledwo kontaktuje. Nadużycie magii niesie ze sobą fatalne skutki, a ona znalazła się na granicy śmierci. Nie znam się tak dobrze na magach, ale zbyt wielka ilość mocy magicznej przepływająca przez ciało może z pewnością wyrządzić takie obrażenia, jak normalna broń. Minie wiele godzin, zanim będziemy w stanie odzyskać nasze rzeczy. Tessa, Warford, zostanę przy Irze, a wy powinniście przeszukać ciała i znaleźć jakąś żywność i wodę.
Keronczyk skinął głową i wstał. Nie wydawał się chętny do buntu, a wręcz przeciwnie - wyglądał na mocno przejętego losem Czarodziejki.
- W razie problemów, krzycz. Przyjrzymy się ciałom na zewnątrz i we wiosce, upewnimy się, że wszyscy są martwi. Może nawet znajdziemy coś ciekawego, choć tamci raczej nie mieli przy sobie wielu rzeczy - powiedział.
Spojrzał pytająco na Tessę, w każdej chwili gotowy obrabowywać martwych.

Re: Wschodnia Ściana

118
- Nie ma tak silnego ciała jak my, więc nie powinniśmy oczekiwać, że równie szybko pozbiera się. Grunt, że dała radę przejść z twoją pomocą, Lorhin. Będziemy martwić się, gdy jej stan się pogorszy. Na razie niech odpoczywa - odpowiedziała, przyglądając się Irze. Przyłożyła dłoń do jej czoła, sprawdzając temperaturę.
- Może znajdziemy wśród tej trupiarni herszta - wymruczała Tessa, wstając i biorąc z sobą włócznię. Spoglądając na Warforda, skinęła głową, zgadzając się na plan. Poszła razem z nim, idąc tuż obok. - Dobrze by było znaleźć błąkające się po okolicy konie. Na pewno gdzieś są w okolicy, nadal wystraszone, ale może udałoby się je wypatrzyć. Dwa by wystarczyły.
Reyes przystępuje do inspekcji trupów, szukając wody i jedzenia, a ewentualnie tych, którzy nosili ubrania świadczące o wyższej randze w bandzie zbrodniarzy, przeszukiwała w nadziei, że może znajdzie przy tym jakąś informację, choć skrawek zapisanego papieru, który by podpowiedział więcej o ich przeciwniku nekromancie. Tym, co jeszcze żyli, a nie byli w stanie obronić się, umierając w męczarniach, zadawała proste pytanie: "Co wiesz na temat zlecenia na nas?". Jeżeli nie udzielano jej żadnej odpowiedzi albo próbowano wcisnąć kłamstwa, zabijała ciosem włóczni w gardło. Jeżeli natknie się na kogoś, kto będzie coś wiedział, podejmie z nim dialog. W międzyczasie Tessa będzie szukać ewentualnych niebezpieczeństw oraz błąkających się luzem koni, rozglądając dokoła. W pewnej chwili, o ile Warford pierwszy nie rozpocznie rozmowy, Wiedźma zada pytanie nie ukrywając swego zaciekawienia:
- Wydajesz się bardzo przywiązany do naszej czarodziejki. Broniłeś ją zażarcie aż do końca starcia. Jaki jest wasz układ?

Re: Wschodnia Ściana

119
Poszukiwacze nie natknęli się na żadnego żywego osobnika. Nikt nie drgnął nawet palcem, ciała leżały nieruchomo w kałuży krwi, fekaliów i wnętrzności. Martwe oczy wpatrywały się w kobietę - najeźdźcę z obcego świata. Skoro w tym wymiarze pełnym śmierci nawet te istoty mogły stracić życie, sama obecność Czerwonej Włóczni zdawała się być herezją. Przeklęta cisza nie opuszczała dwójki zbieraczy. Nawet kruki nie zleciał się na ucztę - blade, bezchmurne niebo było wolne od ptactwa. Ogień w końcu zgasł, strawiwszy co tylko mógł; jedynie od czasu do czasu trzasnął jakiś żarzący się kawałek drewna, lecz ów trzask nie był głośniejszy od kroków stawianych przez Tessę i Warforda.
Dym osłabł na tyle, iż nie utrudniał zbytnio widoczności, choć wciąż kłuł w oczy i gardło. Ocaleli nie znaleźli zbyt wielu rzeczy. Większość martwych nie zdawała się posiadać kompletnie nic poza własnymi broniami. Niemniej część z nich trzymała przy pasach niskiej jakości niewielkie sakiewki lub skrawki materiału zawierające kawałki suszonego mięsa oraz bukłaki z winem, piwem lub różnymi alkoholami; w dwóch nawet zdawała się znajdować krew, a w jednym mocz, więc Warford, który niemal nie zwymiotował powąchawszy zawartości, wyrzucił przedmioty. Ostatecznie poszukiwania zdawały się przebiegać nawet nieźle, jako że Tessa z towarzyszem znaleźli zapasy jedzenia i picia pozwalające im na spokojne przeżycie całego dnia. Niestety, w pobliżu ani nie było widać, ani słychać żadnych koni. Nie natknięto się też na zwłoki mogące świadczyć o pozycji herszta.
Warford był zbyt zajęty przeszukiwaniem zmarłych. W pewnym momencie zdawał się być tym pochłonięty całkowicie, zupełnie odcięty od świata, wręcz zafascynowany poszukiwaniem jedzenia. Mogło to wydawać się oczywiste, jego twarz wciąż była pokryta krwią i brudem, lecz oczy zdradzały wyczerpanie i głód, a ten po opadnięciu adrenaliny zaczął dokuczać wszystkim. Dlatego pytanie Tessy wyrwało go z zamyślenia tak nagle, iż niemal podskoczył i odruchowo położył dłoń na mieczu, jakby mając wrażenie, iż przemówił do niego ktoś ze zmarłych.
- Dlaczego mielibyśmy mieć jakiś układ? - zapytał, wciąż rozglądając się celem upewnienia, że to na pewno Tessa powiedziała te słowa. - Bronienie jej było częścią planu, Ira była kluczowym członkiem tej formacji. Bez niej byśmy zginęli, więc to naturalne, że broniłem jej nawet, jeśli miałbym przypłacić to życiem. - Rozluźnił się i podszedł nieco bliżej Tessy, trzymając w rękach dość duże zawiniątko ze znalezionym jedzeniem i paroma bukłakami. - Gdyby nie sytuacja, w której się znajdujemy pomyślałbym, że jesteś zazdrosna. Nie jestem fanem ani magii, ani czarodziejek, ale wolałem to od śmierci z rąk tych dzikusów. Przy okazji, sama nieźle się spisałaś. Kilka razy przestraszyła mnie ziemia atakująca wrogów, ale kiedy już przyzwyczaiłem się, potrafiłem dopasować swój styl do twojej magii. Nie raz uratowałaś mi życie, dziękuję. Wygląda na to, że w czasie walki dobrana z nas para. W nagrodę pozwolę Ci przeszukać tamte ciała, jak znajdziesz jakieś błyskotki, to są twoje. Nie powiem nikomu. - Uśmiechnął się delikatnie, jakby oderwanie się od przeszukiwania martwych, zakrwawionych morderców i gwałcicieli zdjęło z jego myśli część trosk.

Re: Wschodnia Ściana

120
Rozczarował Tessę brak koni, które, rozszalałe w bitewnym ferworze, musiały oddalić się bardzo daleko. Istniała jeszcze znikoma szansa, że spotkają je po drodze, jeżeli oczywiście obrały ten sam kierunek, lecz szczególnie nie przywiązała się do tego pomysłu.
Reyes rozglądając się po okolicy, nie widziała żadnego ocalałego. Okazali się morderczo skuteczni. Nawet nie musieli dobijać reszty. Razem z Warfordem przemierzała pole bitwy, przeszukując ciała.
Reakcja towarzysza zaskoczyła ją. Zbyt ekspresyjne okazanie zdziwienia jej podejrzeniami, jedynie wzmogły dociekliwość. Wiedźma czuła, że coś jest na rzeczy, nawet jeżeli Warford miał w zwyczaju odgrywanie błazna. Spoglądając na niego spod rzęs, kątem oka, zaczęła przeszukiwać ostatnie ciała.
- Nie za bardzo interesują mnie błyskotki, ale o tym zapewne wiesz - odparła. - Dobrze, że jej broniłeś, zwłaszcza na samym końcu. Zaskoczyłeś mnie, że wytargałeś ją ze sobą, gdy było już po wszystkim. Myślałam, że to mi przyjdzie szarpać się. Zresztą też pomogłeś mi w kluczowej sytuacji. Doceniam to. Zdobyłeś moje zaufanie.
Tessa w dalszym ciągu poruszała się między trupami, przeszukując je, nie za bardzo oczekując jakiejkolwiek odpowiedzi ze strony kompana. Szukając zdatnej wody i jedzenia na dalszą drogę, dalej miała nadzieję, że znajdzie jakąś cenną informację. Gdy skończy zabierając co może, podejdzie do Warforda. Dłuższą chwilę nie będzie się odzywać, przyglądając mu się, jakby oceniając. Potem zdobędzie się na rozbrajającą szczerość:
- Myślę, że jest coś ważnego, o czym nie powiedziałeś ani mi, ani reszcie towarzyszy. Czy chcesz mi to powiedzieć? Lepszej okazji nie będziesz miał. Jeżeli tylko wydaje mi się, zapomnij o pytaniu.
Jeżeli Warford zaprzeczy, wyśmieje ją lub po prostu zakończy rozmowę, Tessa nie będzie naciskać. Jego reakcja i tak jej wiele powie. Po sprawdzeniu pola wróci do ich prowizorycznego obozowiska pokazać ich zdobycze. Zapyta Lorhina, czy coś się zmieniło u Iry, a potem po prostu usiądzie obok swoich rzeczy i wykorzysta czas do dalszego wypoczynku po wyczerpującej walce.
Jeżeli Warford zaskoczy ją i rozpocznie rozmowę, zwierzając się, wszystkiego spokojnie wysłucha. Jeżeli oburzy się jej podejrzeniem, utnie tę rozmowę kilkoma słowami, nie dając się sprowokować do kłótni i wróci do czekających na nich towarzyszy.

Wróć do „Wschodnia prowincja”