Brzeg Wód Wschodnich

1
Długa, kamienista plaża ciągnie się szerokim uśmiechem od Bagien Serathi do Wyspy Kryształowego Powiewu. Między kamieniami mieszkają liczne kolonie chodzących bokiem krabów. Chodzenie bosą stopą jest nieprzyjemne, zwłaszcza, gdy mały sukinsyn ze szczypcami wybierze sobie twój paluch na cel heroicznego ataku. Fale uderzające w brzeg są niskie, a do linii drzew jest trochę daleko. Ale, jeżeli jesteś mieszkańcem Fenistey, to nie znajdziesz lepszego miejsca do obserwacji wschodów słońca.

Brzeg Wód Wschodnich

2
-Płońcie gnoje. - Dao obserwował jak płomienie oblizują nabite na patyk niewielkie skorupiaki. Siedział na niewygodnych kamieniach opierając się o odwróconą dnem łódeczkę i owijając się kocem. Słońce wzejdzie dopiero za godzinę jednak nie był w stanie zasnąć przez chłód i skubiące go zewsząd kraby. Spał pod odwróconym kajakiem chroniąc się po części przed zimnem, wiatrem, wilgocią. Ale nie przed jebanymi krabami. Nazbierał gałęzi do dogasającego ogniska tańcząc przy tym taniec Obolałych Bosych Stóp Na Kamieniach. Przygotował miejsce kaźni, nazbierał kilka najbardziej zaciekłych szczypaczy i nadział je wszystkie na ostry kijek. Uśmiechnął się do siebie patrząc jak istoty wiją się w ogniu.

-Zaraz zobaczymy jak smakuje zemsta. -Pomyślał i wpakował najbardziej przypieczonego do ust. Z początku Dao przeraził się, że żując twardy jak kamień dowód swego tryumfu straci wszystkie zęby. Gdy poleciał ciepły sok, że zaraz się zrzyga. A gdy połykał na wpół przerzuty pokarm, że stanie mu w gardle.
-Surowy jest pewnie dużo gorszy. - Otulił się szczelniej kocem. Zadrżał gdy powiało go pod opaskę.

Re: Brzeg Wód Wschodnich

3
Bite dwa dni drogi z krótkimi przystankami. Cały czas naprzód, bez przerwy. Nie wie dokąd, lecz nie ma wyboru. Jedyny pozytywny to fakt, że już nie ma tych koszmarów. Z drugiej jednak strony skończył się dopływ adrenaliny i wędrowca dopadła niemoc i ból nóg. Bezzwłocznie więc urządził sobie postój opierając się o jakiś pień.
Podczas gdy ciało będzie odpoczywać czas wytężyć mózgowie. Las jak był tak jest wszędzie - wielka puszcza. Jednak drzewa występują tu już zdecydowanie rzadziej, a powietrze jest jakieś inne, jakby bardziej... wilgotne. Czyżby to było możliwe? Dotarł do wybrzeża? Pewnie poświęciłby więcej czasu tym rozmyślaniom lecz zza zasłony krzaków przedzierają się jakieś promyki. Źródło światła - ogień. To może oznaczać tylko jedno - ludzie. Koniec tego odpoczynku. Trzeba jeszcze trochę podejść, zbadać sytuację.
Potrzebuje pomocy bez dwóch zdań, a przy ognisku mógłby się chociaż trochę ogrzać.
-Dobry panie! Idę już od dawna, jestem wyczerpany, potrzebuję pomocy. -Każdy człon tejże wypowiedzi jest przerywany łapaniem oddechu.- Pozwól no chociaż ogrzać się przy ognisku.
Teraz widać starego mężczyznę. Nie spodziewał się w sumie spotkać nikogo, a już na pewno nie seniora podgrzewającego kraby. Umm kraby. Soczyste kraby. Pewnie wyborne...
-Przepraszam za otwartość, lecz nie mogę nie spytać: czy mógłbym spróbować? -zapyta wskazując na kraba?- Wygląda apetycznie. Nigdy nie wiedziałem, że mogą posłużyć za pokarm i nie wiem kiedy następnym razem trafi mi się okazja.
Oby ślina nie ciekła mu po twarzy. Nie umie tego ocenić na chwilę obecną. Jest całkowicie zaabsorbowany krabami i reakcją mężczyzny.

Brzeg Wód Wschodnich

4
Z lasu wypadł Inny Człowiek, ubrany i uzbrojony. Ale Dao nie obawiał się, nie tak blisko morza. Im bardziej przyglądał się wędrowcowi, tym mniej groźny się wydawał. Szeroka klatka zapadnięta, oddychał z trudem. Powłóczył lekko nogami rozsypując malutkie kamyczki. Ale w oczach ten sam instynkt przetrwania, co u każdego żywego stworzenia. Może Inny, ale człowiek.
- Idealna pora na spacery chłopcze. Cud, że ci jaki tygrys dupy nie obszarpał. Odłóż broń i ogrzej się przy ogniu. - Inny Człowiek, ubrany i uzbrojony. Zasłaniał pierś, ramiona, łydki i stopy. Tego ostatniego trochę mu zazdrościł. Nie będzie odczuwał nieuprzejmości plaży i jego mieszkańców.
- Co?! Apetycznie? - Dao wybuchł śmiechem. Podał mu całego szaszłyka, gdy wędrowiec usiadł przy ognisku. Chłopak był prawdziwie głodny. Gdyby pomachał mu przed twarzą pieczonymi krabami, pewnie podążałby za nimi wzrokiem nie zważając na otoczenie. I jeszcze ta ślina. - Wpierdalaj resztę. Ale jak cię wypryszczy, ustanie ci w gardle, albo zrzygasz się na śmierć, to nie mów, że nie ostrzegałem. Ostrzegam w tym momencie.

Słońce powoli rysowało kształty wychodząc z morza. Promienie w pierwszej kolejności padły na plażę strasząc kraby i zmuszając je do ucieczki. Ale nie wszystkie dziś wrócą do domu. Padło na jego odwróconą dnem łódź. Może ją pomalować kiedy? Albo żagiel zamontować? Kiedyś podróżował w ten sposób, ale łapiąca wiatr tkanina zajmowała dużo miejsca. Wiosło było dobre. Jakoś specjalnie nie wiosłował, ale można nim było bardzo ładnie dać komuś w ryj i zachować pozory.
- Jestem Dao z Wysp Kattok. Wędrowiec i obierzywód. Utrzymuję się głównie z wędkarstwa i poławiania pereł, ale jak się okazało, im chłodniejsze wody tym mniej perłonośnych form życia. Od czasu do czasu dzielę się krabowym szaszłykiem z nieznajomymi.

Re: Brzeg Wód Wschodnich

5
-TAK! Kraby wszystkie moje. Czas zabierać się do uczty.- Pomyślał Wiktor. Niestety przestrogi mężczyzny nie okazały się być bezpodstawnymi, na co mocno liczył. Cóż za przykre doświadczenie dla podniebienia. Może to dlatego nie słyszał o jedzeniu krabów? Mniejsza o to. Dzięki tym skorupiakom oszuka głód i wzmocni się. To da mu możliwość kontynuowania swojej egzystencji i szansę by w przyszłości posmakować czegoś lepszego.
Hojny pan postanowił się przedstawić. Niefortunnie buzia smakosza jest wypchana pancerzykami i twardymi odnóżami tak więc na odpowiedź trzeba będzie chwilkę poczekać. Cholerne kraby.
-Ja jestem Wiktor. Pochodzę z Keronu. W życiu nie zajmowałem się niczym innym niż polowaniem na dzikie zwierzęta aż do niedawna. Wygląda na to, że zostałem podróżnikiem. Nigdy nie byłem tak daleko od domu. Nawet przyjemnie, gdyby nie liczyć bóg wie czego goniącego Cię po lesie. No i jadła oczywiście.
Zwykle uważał wschód Słońca nad morzem za niesłusznie osławiony, ponieważ nie miał okazji zobaczyć go na własne oczy. Teraz jednak obserwował go z podobnym skupieniem jak chwilę temu krabowe szaszłyki. Urzekający widok. Najwyraźniej warto czasem wystawić nos poza własną okolicę...

Brzeg Wód Wschodnich

6
Światło dnia, czyste niebo i jakieś trzysta kilometrów w stronę Archipelagu. Bez wiosłowania wieczorem powinien zobaczyć piaszczyste plaże pierwszych wysp. Na pełnej kurwie zdąży przed południem. Wstał i zaczął przewracać łódź.
- Tak to jest myśliwym będąc. Raz polujesz, raz polują na ciebie. Ale nie ma w tym nic złego. To naturalny porządek rzeczy. - Szarpnął za drewnianą łódkę sapiąc. - Ja jestem tak na oko sześćset kilometrów od wioski, w której się urodziłem. Zakładając oczywiście, że znajdujemy się w Fenistei. Ale im dalej od Archipelagu tym chłodniej. A ja lubię jak ciepły wiatr podwiewa mnie pod przepaskę. Jak już zjadłeś to pomóż zepchnąć okręt na fale. - Przewrócił łódź i sprawdził stan swojego malutkiego dobytku i założył wielki słomkowy kapelusz. Wystawianie łba na słońce przez dłuższy czas jest niewskazane. Pokręcił głową. Przez te kamienie cały kadłub został porysowany, kurwa pięknie.

- Z czasem jadło przestanie ci przeszkadzać, polujące stworzenia stanowić zagrożenie a samotność przeszkadzać. Idź z morskim błogosławieństwem. Niech słona woda ci towarzyszy, niech głębiny będą twoim domem a morska tafla zapewni ci bezpieczeństwo. - Już nie pamiętam treści tego jebanego błogosławieństwa. Kiedyś się rymowało. I było dłuższe. Niedługo pewnie zapomnę jak się mówi. - Do następnego spotkania Wiktorze.

Re: Brzeg Wód Wschodnich

7
O polowaniu Wiktor wie to i owo z praktycznej strony, raczej nie zdawało mu się wykorzystywać tej tematyki do rozważań o życiu. W sumie czemu nie skoro dobrze brzmi?
Półnagi facet zdaje się zbierać. Zaczął gadać coś o Archipelagu i miejscu jego pochodzenia - niedobrze. Jeśli Dao go teraz zostawi to młody będzie miał przejebane. Jego sytuacja stanie się taka jak sprzed tego przypadkowego spotkania. Musiałby znów błąkać się po opętanym lesie w towarzystwie strachu, głodu i wyczerpania. Do jakiegokolwiek miasta na pewno jest daleko. Licho wie czy idąc wybrzeżem znów natrafiłby na pomocną osobę. To spotkanie czyni z Wiktora niebywałego szczęściarza i musi potrwać dłużej, albo biada mu.
-Dao dobrodzieju nie zostawiaj mnie, błagam. Nie mam dokąd pójść.- W sumie może i ma dokąd ale na pewno nie ma jak.- Tutaj zostać również nie mogę. Nie mam pojęcia gdzie zmierzasz, lecz zaklinam cię - weź mnie ze sobą! Ulituj się nade mną, w przeciwieństwie do parszywego losu i pozwól mi zostać wioślarzem na twojej wspaniałej łodzi.
W trakcie całego swojego bytowania Wiktor tak się nie naprodukował by wkupić się w czyjeś łaski jak tego dnia. Nigdy nie miał takiej potrzeby. Teraz stoi przed szansą by wydostać się z nawiedzonego miejsca i przy okazji udać się tam, gdzie go jeszcze nigdy nie było.
Życie wydaję się być lepsze, gdy jest się w kłopotach. Podłe jedzenie przechodzi przez gardło a zwykłym rzeczom zaczyna się nadawać wyszukane epitety.

Re: Brzeg Wód Wschodnich

8
- Na kolana śmieciu. Turlaj się. A teraz jedz te kamienie. - Pomyślał Dao i uśmiechnął się życzliwie do chłopaka. Wyglądał na desperata. Raczej nie wbije mu tej dzidy w plecy. Chroniła go aura nieposiadania cennych rzeczy, więc rabunek odpadał. Inni Ludzie nie są też kanibalami, ale potrafią zabijać dla kaprysu.

- No dobra, jeśli musisz. Ale ty pierwszy wiosłujesz. - Rzucił w jego stronę wiosło a sam wskoczył do łodzi. Rozkołysała się i wyrzuciła w powietrze trochę wody.

Wiktor pewnie niedługo zorientuje się, że zwykłe łodzie nie poruszają się z taką prędkością. Mógł albo nie ingerować w jej szybkość pozwalając by ten dystans pokonali w około tydzień, bez prowiantu z postojami na wodzie albo go wtajemniczyć.

- Uważaj, to nie jest zwykła łódź. Tylko taka magiczna. Tyłem siadaj. Jak szarpnie to zaprzesz się nogami. - Wykręcił w powietrzu kilka magicznie wyglądających gestów i otworzył szeroko oczy, gdy jego pasażer już usiadł plecami do dziobu z wiosłem w rękach.
-Złap się czegoś. - Kontrolując prądy w niewielkim promieniu od niego nadał łodzi impet. Dziób się uniósł, wodne masy naparły na drewnianą łupinkę tworząc samotną falę sunącą zgodnie z wolą Dao. Zdjął kapelusz, skrzyżował ręce na piersi i usiadł na piętach. Wiatr rozwiał mu włosy, a przypominająca kajak łódź zostawiała za nimi długi język spienionej wody.
- Co taki młokos z Keronu robi tak daleko od domu?
Spoiler:
Ostatnio zmieniony 09 cze 2014, 23:26 przez Gniewomir Kebabeusz, łącznie zmieniany 2 razy.

Re: Brzeg Wód Wschodnich

9
Rodzice Wiktora byliby zawiedzeni widząc jak całe lata wpajania synowi by nie wsiadać do wozu z nieznajomymi poszły na marne. W sumie nie są już nieznajomymi a "wóz" jest jak to ujął właściciel "magiczny". Ten środek transportu zdecydowanie nie był zwyczajny, bez wysiłku ze strony pasażerów osiągał ogromną prędkość. Wiktor widział kiedyś jak dwóch ludzi wiosłowali w łódce. Nawet z pomocą prądu rzecznego byli o wiele, wiele wolniejsi.

-Dao te wiosło to chyba tylko ozdoba, nieprawdaż?- Mówił oglądając się przez ramię do rozmówcy.- Na pierwszy rzut oka łódź jak łódź, jednak w praktyce zasuwa jak żadna inna.- Odwracając się z powrotem widział jak wybrzeże robi się coraz mniejsze, jak jego dotychczasowe życie oddala się...

-Hmm, co ja tutaj robię?- Czy ktokolwiek mu uwierzy, że zaczął dzień wyjściem na łowy a skończył uciekając przed wynaturzeniami? W gruncie rzeczy to właśnie towarzyszy właścicielowi zaklętego kajaka więc może nie zostanie uznany za szalonego.- Dzień jak co dzień, idę na polowanie by mieć co do garnka włożyć, a tu nagle zza drzewa wyskakuje jakiś stwór, że można się zesrać ze strachu. Później biegłem i biegłem tak długo jak tylko mogłem i błąkałem się po lesie aż dotarłem tutaj, na plażę. Resztę opowieści już znasz.

Wiktor ma niewiele wpływu na to gdzie się teraz uda.

Re: Brzeg Wód Wschodnich

10
"Długa, kamienista plaża ciągnie się szerokim uśmiechem od Bagien Serathi do Wyspy Kryształowego Powiewu. Między kamieniami mieszkają liczne kolonie chodzących bokiem krabów. Chodzenie bosą stopą jest nieprzyjemne, zwłaszcza, gdy mały sukinsyn ze szczypcami wybierze sobie twój paluch na cel heroicznego ataku. Fale uderzające w brzeg są niskie, a do linii drzew jest trochę daleko. Ale, jeżeli jesteś mieszkańcem Fenistey, to nie znajdziesz lepszego miejsca do obserwacji wschodów słońca..."

Plaża rozlana była szerokim łukiem, miejscowo przeplatając się ze skalistymi klifami i skałami. Wiele z nich wyżłobiły morskie fale, nadając charakterystyczny łukowaty wygląd u podstawy kamiennego tworu. Wiele z nich miało też dziury, a raczej jaskinie otwarte na otulającą je dookoła wodę morską. Nieco głębiej skaliste wybrzeże ustępowało miejsca nadmorskiej roślinności o niewielkich liściach, lecz długich i silnych korzeniach. Granica między żółcią a zielenią przybrzeżnego lasu zacierała się nie wiadomo gdzie. Obszar ten pokryty był wysokimi, krętymi drzewami. O kolorowych fioletowych liściach, czerwonych płatkach lub bardzo jasnozielonych odmianach. Trawy i liany były zaś nadto ciemno-szmaragdowe. Długie konary wyrastały ponad rzekę, w której rosły. Liczne strumyki z morza Cieśniny Barwnych Wichrów dopływały do brzegu lasu, dając początek wilgotnej odmianie gaju o iście bagnistym podłożu. Wewnątrz morska woda mieszała się ze słodkimi źródłami, dalej rozlewając się poza jeziorkami w drobne rwące potoczki.
Obrazek
***

W cholewce buta zrobiło się jakby mokro. Postawiła kolejny krok, a wtedy poczuła jak chłodny strumyk obmywa jej drobniutką stopę, przeciskając się przez niedokładnie przyszytą podeszwę. Wyciągnęła nogę w wody, był to strumyk.

Rozejrzała się dookoła i ujrzała skąpany w słońcu gaj o kolorowych liściach. Pełen czerwieni, fioletu oraz zielenie z żółcią. Było tu bardzo cicho, spokojnie. Niebieskie ptaszki ćwierkały na gałązkach. Szum w oddali - bitych o skały fal - konkurował z świstem potoków dookoła. Odwróciła się tam, skąd przybyła. Ale skąd przybyła?

Pamiętała wielkie drzewo. Zieleń wokoło. Kiedy po raz pierwszy "spojrzała na pień drzewa, jak gdyby szukając jakiejś wskazówki i wtem w korze, jakby wypalone ogniem, pojawił się napis „A imię twe Elia, nadzieja dla elfów”. Skupiona na napisie, powtarzała go sobie cicho pod nosem, jak gdyby było to dla niej coś ważnego, i tak naprawdę było, poznała swoje imię, a także...przeznaczenie. Tego nie rozumiała. Usiadła pod drzewem zatroskana i wciąż wertowała te dwie rzeczy, swoje imię i to mówiące o nadziei elfów...jakich elfów? Co to takiego? Kim jest? Co robić? Te pytania kotłowały jej się w głowie. Nie wiedziała co począć..."

Wstała idąc przed siebie. Nie odwracała wzroku, patrzyła na drzewa i stopy. Mijała krzewy. Zielone oraz spopielałe. Zagajniki o wypalonym wnętrzu, jakby coś uderzyło w nie prosto z nieba. Jak długo kroczyła, ile przeszła? Nie wiedziała. Pojawiła się w lesie nad wybrzeżem nie pamiętając drogi powrotnej. Zmoczyła w strumyku but, bo szła jak zaczarowana. A wtedy usłyszała cieniutki pisk. Ciche beczenie niemogące wydostać się z gardzieli. Rozejrzała się w lewo i prawo. Między skałami w potoku stała biała owieczka. Nie, to nie była owieczka. Zbyt szczupła, zbyt kształtna. To było... Miało krótką śnieżno białą sierść z długimi kłaczkami na kończynach. Cieniutkie różki. Patrzyło z oddali pełnymi pięknymi ślepiami. Czarnymi kryształkami, które wewnątrz skrywały żywą zieleń. Na grzbiecie wyrastały mu liście, najprawdziwsze liście i trawy. Ciągnęły się od czubka głowy po krótki zajęczy ogon. Zwierzę szarpało zakotwiczoną między skałami nóżką, bojąc się wpaść do rwącego obok strumyka. Utknęło.

Re: Brzeg Wód Wschodnich

11
Usłyszała dźwięk. Co to było? Było przyjemne ale czuła w tym pisku przerażenie. Rozejrzała się i spostrzegła dziwne zwierzę. Tak, to było zwierze, tego była pewna, choć nie miała pojęcia jakie dokładnie.
Podeszła ostrożnie w jego stronę, będąc odrobinę ponad strumieniem i zorientowała się dokładniej w sytuacji. Teraz wiedziała co się dzieje, to zwierzę utknęło i wołało o pomoc. Elfka nawet nie rozważała tutaj w kategoriach, lecz zdjęła powoli kaptur ukazując swą elfią łagodność i delikatny uśmiech. Zbliżyła się powoli do zwierzęcia, nie obawiała się go, lecz miała na względzie to aby go nie zaniepokoić.

- Nie obawiaj się przyjacielu, pomogę ci. - rzekła w narzeczu starożytnych elfów.

Gdy tylko się zbliżyła, za cel wzięła wyzwolenie nogi zwierzęcia ze skał, ostrożnie i delikatnie.

Re: Brzeg Wód Wschodnich

12
Bezbronne zwierze trzęsło się z przerażenia, gdy spokojne wołanie elfki o delikatnej urodzie dodało mu otuchy. Parzystokopytny jelonek uniósł łeb i zamrugał oczyma. Potem uniżył uszka nasłuchując ostatnich słów dziewczyny.

Kiedy dotykała kamieni nie drgnął ani razu. Zwierze stało jak zamienione w słup soli. Prawie że martwe. Kamienie były zaś ciężkie i napierały na siebie nawzajem. Elia musiała włożyć sporo wysiłku, żeby ruszyć chociażby skałkę. Niestety - była śliska. Jej drobne dłonie ześlizgiwały się z obłego kamienia, a każda próba uniesienia kończyła się fiaskiem. Finalnie dobrała go od boku, resztkami sił pchając w dół. Kamulec drgnął, ruszył się, a potem osunął wzniecając wodę w strumyku. Wzniesiona fala rozbryzgu powędrowała na Elię oraz jelonka. Ten drugi co rychlej odskoczył z uwolnioną już nogą. Obrócił łbem dwa razy, dalej strząsł resztki wilgoci z sierści, jak to mają w zwyczaju zwierzęta. Na ponurym dotąd pysku zagościła radość. Ujrzała to w jego ogromnych czarnych ślepiach naznaczonych deseniem zieleni. Pomimo że od czasu do czasu kulał na nogę, poruszał się sprawnie. Kicał koło elfki, jakby pragnąc okazać jej swoją wdzięczność. Było w nim coś magicznego. Zachowywał się po prostu po elfiemu.

Zbliżył się w końcu do zmoczonej niewiasty. Na odległość dwóch, być może nieco mniej, stóp. Z podwiniętą kończyną, która jeszcze chwilę temu zalegała między skałami, pokłonił łeb. Jego rogi zabłyszczały w blasku słońca, którego resztki przenikały przez koronę drzew.

Re: Brzeg Wód Wschodnich

13
Otrzepała lekko mokre ręce i przetarła wilgotne czoło. Spojrzała na uwolnione zwierze i uśmiechnęła się mocno widząc jego radość. Czerpała radość z jego wolności, nawet zaśmiała się radośnie.

Zwierze zbliżyło się i ukłoniło. Elia zrobiła dokładnie to samo z pełnią szacunku dla tego magicznego zwierzęcia.

- Bądź wolny przyjacielu, bądź szczęśliwy. Pamiętać będę o tobie, a ty pamiętaj o mnie. - uśmiechnęła się i wyciągnęła powoli rękę, chcąc dotknąć jego głowy w geście przyjaźni. Słowa płynące z jej ust w języku starożytnych elfów były pełne szacunku, ale było w nich też coś czego sama elfka nie mogła jeszcze zrozumieć.

Re: Brzeg Wód Wschodnich

14
Jelonek wykrzywił usta, jakby przeżuwał coś bardzo smacznego. Po tym jak Elia pożegnała się ciepło, zbiegł leśną ścieżką prowadzącą wgłąb lasu. Na dole drzewa budowały ściany i prowadziły jelonka przez wilgotny korytarz pokryty lianami, które najwyraźniej budowały tenże leśny zaułek. Wszędzie wisiały pajęczyny. Zwisały długie i giętkie pnącza. Po jakimś czasie dostrzegała maleńką jasną plamkę w oddali. Był to uciekający przyjaciel. Skąpany w zieleni leśnej dróżki. Odwrócił się po raz ostatni łebkiem, lecz nie wyglądało to jak pożegnanie. Czekał na nią? Może wołał?

Hyc ruszył w dół po spiralnym zejściu gałązek i mchów leśnej ściółki. Był już głęboko, znikł z pola widzenia.

Re: Brzeg Wód Wschodnich

15
Elia zrozumiała, iż ma podążać za tym zwierzęciem, może jej elfia natura to podpowiadała? Ruszyła więc za nim. Widok pnączy i pajęczyn nie wywoływał u niej poczucia strachu, gdyż nie miała pojęcia z czym mogą się one wiązać. Miała nadzieję tylko, że zwierzęciu nic nie jest.
ODPOWIEDZ

Wróć do „Fenistea - puszcza”