Szadzka Przełęcz [Trakt pomiędzy G. Mroźnymi, a Aedcan]

1
Wszelaka roślinność bezdennych terenów nieśpiesznie ustępowała rzadkim, borealnym lasom iglastym. Nie wiedzieć kiedy spadł biały puch, całkowicie okrywający wszystko wokół. Potem już biała warstwa gęstniała, wzrastała, aczkolwiek ciągle umożliwiała stosunkowo niekłopotliwe poruszanie się po szlaku. Zrobiło się diabelnie zimno i jakoś tak pusto. Zwierzyna, choć podobno tak rozmaita w tych stronach, póki co nie dawała oznak swojej egzystencji tutaj. Zamiast jej pojawiał się i drażnił odsłoniętą skórę nikły podmuch wiatru, błąkający się między wzniesieniami.
Na horyzoncie wyrosły monumentalne szczyty, a gdzieś między nimi jawiła się pusta przestrzeń. Przełęcz, najczęściej zwana Szadzką. Miejsce równie niebezpieczne, co tajemnicze. Dodatkowo puste, bezludne, jałowe. Wrota do krainy zapomnianej przez bogów. Wrota nieczęsto przekraczane.

Geneza nazwy nie do końca znana jest historykom czy toponomastykom. Miano w równym stopniu mogło mieć nieco wspólnego z szaradzią, jak i być bezpośrednią emanacją fantazji nieznanego osobnika. Zważywszy na ilość legend, opowiastek, plotek, które krążył o tym miejscu, nikogo nie powinna dziwić wymyślna nazwa. Wręcz przeciwnie. Co niektórzy zastanawiają się, dlaczego właśnie Szaradzka to przełęcz, a nie chociażby Przełęcz Śmierci, Przełęcz Tajemnicza czy nawet Przełęcz Przełęczy.

Bez wątpienia, tenże obszar jest jedyny jedyny w swoim rodzaju. Szczelina ciągnie się przez dziesiątki mil. W pewnym miejscach jest niewyobrażalnie wąska, jednocześnie w innych bezlitośnie szeroka, pokryta lasami i wszelakim krzewiem. Oczywiście, malowniczym widokom towarzyszą różne rodzaje niebezpieczeństw - znanych, poczynając od lawin, poprzez dzikie potwory, na bandytach kończąc - oraz nieznanych, ciężkich do przewidzenia nawet utalentowanym bajarzom.



- Trapi mnie jedno - zaczął tonem ani nie strapionego, ani zaciekawionego, lecz poniekąd obojętnym. Cóż, nie mówił za wiele, a gdy już mu to się zdarzało musiał mieć najwidoczniej nie lada powód. Ot dziwny z niego był najmita. Nietypowy. Całkowicie pochłonięty rąbaniem, czyli własnym fachem. Nieomal profesjonalista. - Jak my cholera tam się dostaniem?

- Niech cie to nie trapi Kwast. Ja tu jestem od myślenia - tknął palcem wskazującym gęstą, ciemną czuprynę, tam gdzie powinno znajdować się czoło - i zaraz wam to wszystko wyłożę. - Kupiec przeniósł wzrok z łysego pracobiorcy na Arkaila. Bądź co bądź pokrótce przedstawił orkowi cały plan podróży jeszcze w Białym Forcie. Ten zaś zrozumiał go na tyle aby przystać na niego.

Ciężko orzec jak doszło do spotkania między Couslandem, a wędrownym handlarzem Kerońskich towarów, zaś jak później się okazało również projektów wojennych machin. Pewnym natomiast było, iż kupiec już wcześniej słyszał o byłym kapitanie. To oczywiście poskutkowało propozycją wspólnej podróży na niedostępną północ.

- Szczwane krasnoludy zamknęły się tam na dobre - kontynuował opatulając się szczelniej futrami, w przeciwności do Kwasta, który nie zważając na mróz raczył się ledwie jednym, niechlujnie leżącym na tęgim pancerzu. - Jednakowoż mój brodaty znajomek opowiedział mi jak dostać się tam innym wejściem. W swoim czasie sami się przekonacie, o ile tenże wóz tam dojedzie.

Najemnik nie odpowiedział. Ledwie zauważalnie kiwnął głową, po czym powrócił do niemego lustrowania okolicy. Handlarzyna rad ze swojego geniuszu rozsiadł się wygodniej, prawie zawadzając o orka. Konie szły stępa. Dwaj parobkowie, Billo i Koper, szli obok wozu. Dyskretnie szeptali do siebie. A przełęcz była tuż tuż.
.

Re: Szadzka Przełęcz [Trakt pomiędzy G. Mroźnymi, a Aedcan]

2
Stukot kół wozu przerodził się z wolna w szuranie po śniegu co oznaczało, że coraz bliżej do celu. Dla orka ten cały śnieg i pustka była czymś nowym, ale podobał mu się urok okolicy. Wprawdzie nie odczuwał zmiany temperatury z ciepła na diabelne zimno jak jego towarzysze, ale podobał mu się ten miły chłodek i lekkie powietrze. Nie mógł doczekać się dotarcia do Turon. Miał wiele pomysłów, które chciałby tam zrealizować i wcale się nie przejmował wrogością mieszkańców do kuzynów Arkaila, mianowicie czarnych orków. Jak będzie trzeba to ubije kilku drani na znak pokoju, ale miał nadzieje, że jednak krasnoludowie pokażą, iż kierują się rozsądkiem anie emocjami jak elfy. Kupiec wydawał się być bardzo pewny siebie, ale Arkail w odróżnieniu od człowieka miał pewne wątpliwości co do przełęczy i tajemniczego wejścia. Ze strategicznego punktu widzenia przełęcz to idealne miejsce na zasadzkę, a ponad to zagrożeniem jest także sama natura... Lawiny to raczej coś powszechnego w tak wysokich górach. Bursztynooki widząc telepiących się , jak osiki towarzyszy zaśmiał się cicho, a spod hełmu wydobył się paskudnie niski i zachrypiały głos. - Mróz wam nie służy heh. - Sam ork jak zawsze odziany był w swój wspaniały rynsztunek i to całkowicie mu wystarczało. Uwagę blondyna przykuła nienaturalna cisza, która mogła zwiastować tylko kłopoty. Nie był pewien czy było to coś normalnego dla tego miejsca, ale zwykle, jeśli taka cisza zaistniała to oznaczało, że coś lub ktoś spłoszył zwierzynę. Gigant rozglądając się warknął dając w ten sposób sygnał towarzyszą aby mieli oczy szeroko otwarte. Tak czy owak jego czujność była wzmożona.

Re: Szadzka Przełęcz [Trakt pomiędzy G. Mroźnymi, a Aedcan]

3
Sygnał, niekoniecznie wymowny, został odebrany jedynie przez Kwasta. Najemnik dobry kawałek czasu przyglądał się orkowi. Któż mógł wiedzieć o czym myślał. O opartej na przypuszczeniach przeszłości znanego kapitana? O domniemanych umiejętnościach tegoż osobnika? O wizji pojedynku między nimi? O sposobie chędożenia orczyc przez orków? Swoją drogą nie jeden nad tym się zastanawiał. Tak czy owak mruk nie powiedział nic. Zerknął tu i tam, po czym całkowicie znudzony westchnął i wlepił wzrok w tylko sobie znany punkt.

- Ha! Zaiste - kupiec prychnął w rozbawieniu. - Nie służy nam, bo i komu służy? Nawet nie demonom. Pewno tylko tym drągalom, Uratai jak zwykło się mówić.

Słowo "demonom" podziałało na pomagierów niczym stuknięcie w rzyć płazem wielkiego, dwuręcznego miecza. Natychmiast przerwali szeptanie. Ich twarze wykrzywiły się w przestrachu. Nieco płochliwie, lecz ukradkiem jednocześnie, rozejrzeli się jak gdyby właśnie z lasu miał nadbiec nie kto inny jak demon.

- Tylko nie naróbcie w portki - zaśmiał się, spoważniał i znów zaśmiał. - Ta. Demony. Jak mniemam cholernie dużo ich tu, w okolicy, a więcej im dalej na północ. Nie oni jednak są najgorsi. Co nie panowie? - Zapytał, aczkolwiek nie czekał na odpowiedź. - Pewien krasnolud dogłębnie zrelacjonował mi cóż takiego czatuje przy traktach. Demony to nic. O zbójcach goblinach słyszeliście? Napadają nawet na demony psiekrwie. Przy lasach potwory czyhają o jakich w Keronie nie słyszano. Dajmy na to Ursus. Przerośnięte bydle niedźwiedzia przypominające, niedźwiedzia wysokości gdzieś czternastu stóp! Są jeszcze te, no, watahy wilków, acz dwa razy większych od nam znanych.

Parobkowie wybałuszyli oczy, a usta otworzyli na taką szerokość, iż nie trudno było by tam wlecieć dojrzałemu krukowi. Najemnik zaś nawet się nie obejrzał na monologującego pracodawce, nawet nie poruszył się choćby o pół cala. Gdyby ork nie wiedział, że najmita ma doskonały słuch, mógłby go podejrzewać o głuchotę.
.

Re: Szadzka Przełęcz [Trakt pomiędzy G. Mroźnymi, a Aedcan]

4
Arkail pokręcił głową z dezaprobatą na podejście kupca do Uratai. - Gdyby mróz, im służył, to by nie gnali do futra i ognia jak muchy do łajna. - Rzekł pełen pewności w głosie i nieco śmiejąc się przy tym. Mieszanka ciętego języka i dowcipu to charakterystyczna cecha orka. Jak Arkail uwielbia zmiażdżyć słownie jakieś nadęte towarzystwo szczególne elfie, które w swej arogancji jest wyczulone na takie rzeczy. Można, by rzec, że to życiowa pasja a już na pewno sposób na poprawienie sobie humoru. - To zwykli ludzie nieco wyżsi i silniejsi od przeciętnego Kerończyka nic nadzwyczajnego. - Dla samego orka wszyscy mlecznogębi są słabi i mali. Rzecz jasna zdarzają się wyjątki, ale w każdej rasie zdarzają się wyjątki. Swoją drogą, dla blondyna wszyscy jak jeden mąż są mali i chyba nie trzeba tłumaczyć dlaczego. Siania ciemnoty przez kupca nawet nie skomentował i nie miał ochoty wdrażać się w dyskusje na ten temat... To poniżej godności intelektualnej szanującego się Drurilla dlatego go zignorował i zdaje się, że najemnik podziela jego zdanie czyniąc to samo, bo głuchy nie był. Pewne jest jedno, jeśli zostaną zaatakowani dla bursztynookiego priorytetem będzie ochronna kupca, a to i nie bez powodu, bo tylko on zna drogę do celu. Pewnie dlatego nie zdradził do tej pory drogi do tego wejścia z obawy o własne życie. Cóż dedukcji orkowi także nie sposób odmówić.

Re: Szadzka Przełęcz [Trakt pomiędzy G. Mroźnymi, a Aedcan]

5
- Błąd - kupiec pokiwał palcem. Nie odstawał od żartobliwego tonu, aczkolwiek mówił jak najbardziej poważnie. - Gdyby im mróz służył... gdyby im mróz nie służył to by nie siedzieli na rzyciach tylko wynieśli się w cholerę. Miast tego siedzą i czekają, aż im demony do chat wlazą i się rozgoszczą. Dziwny to lud, co nie Kwast? - przyjaźnie stuknął go zewnętrzną stroną dłoni w ramię.

Najemnik nie odezwał się, lecz zareagował. Oczywiście nie na pytanie czy klepnięcie. Gwałtownie odwrócił się do tyłu, po czym sięgnął pod płachtę skrywającą cały obecny tu dobytek handlarza. Dobył długie, zakrzywione ostrze, ani chybi kordelas. Zeskoczył z wozu. Stanął w bezruchu gapiąc się przed siebie, ku południu. Gdyby nie jego nadzwyczaj dobry słuch możliwe, iż nikt, a nikt nie zauważyłby przybysza choćby ten wskoczył na wóz.

Kupiec wstrzymał wierzchowce. Zamarł, jednocześnie zbladł. Zapewne zbyt dosłownie wziął podania znajomego krasnoluda. Parobkowie tym bardziej. Skryli się za wozem.

Na grzbiecie galopującego siwka siedział odziany w zieleń oraz czerń człek. Na dodatek człek nie będący człekiem, a elfem. Prawdopodobnie nawet wysokim elfem. Wysoki elf na północy (niemal na północy), widok niecodzienny. Dziecię lasu zeskoczyło z konia. Następnie ściągnęło z siebie futra odkładając je na siodło. Opodal siodła, a dokładnie przy jukach, przytroczony był kompozytowy łuk oraz krótka klinga.


- Bogów chwalę! - nieznajomy zgiął się w powitalnym ukłonie niczym typowy elf. Ostatecznie nim właśnie był. Ciemne, długie, a przede wszystkim typowe włosy z lekka chlasnęły powietrze.

- I my ich chwalimy - odrzekł handlarz. Odwzajemnił kiwnięciem głowy. - Z kim przyjemność mamy?

- Jam Ioanel Se'Aldgran, elfi posłaniec i wojownik zarazem.

- Ja jestem Kargun Neterullas, ten tutaj mój towarzysz to Arkail, zaś ten Kwast. Do diaska, Kwast, odłóż tą broń, przecież to nie potwór ni demon.

Najemnik ociągał się niemożliwie. Nie wyglądał na zadowolonego, aczkolwiek nigdy na takiego nie wyglądał. Mógł być uprzedzony co do elfów, bądź po prostu nie darzyć ich sympatią. Kto w tych czasach darzył sympatią właśnie elfów? Tych samych elfów, którzy toczyli wojnę podjazdową, koczując w lasach Keronu i okazjonalnie napadając na konwoje, rzadziej na wioski. Z drugiej strony względnie wykonywali jedynie rozkazy, natomiast sam konflikt ciągnęli możnowładni, tak jak od zarania dziejów.

- Kroczę za wami już jakiś czas, nie mogąc was dogonić. Usłyszawszy o waszej... wyprawie... na północ nie omieszkałem dołączyć się jako, iż również tam zmierzam. Z założenia wychodzę, że gdy kompania liczniejsza to i na szlaku bezpieczniej.

- Cóż, chyba nie mamy nic przeciwko - odrzekł wolno, chyłkiem zerkając na orka.
.

Re: Szadzka Przełęcz [Trakt pomiędzy G. Mroźnymi, a Aedcan]

6
Arkail wywrócił oczami niewidocznie dla kupca rzecz jasna z racji hełmu. - Nie zastanowiłeś się, że to ich ojczyzna? Choć mroźna, sroga i beznadziejna to wciąż dom. Tak samo orkowie z południa mają do rzyci ojczyznę gorącą suchą i jałową, ale to wciąż dom. Życie w tak skrajnych warunkach dla każdej rasy będzie beznadziejną walką o przetrwanie i, za to należy szanować obie rasy, bo, pomimo iż ich ojczyzna jest jak niewdzięczna i zimna suka to i tak nie chcą jej porzucić... To prawdziwy patriotyzm, ale tak swoją drogą pewnie nie mają, gdzie się wynieść. - Ork mówił powoli i złowrogo, aby nadać charakter tejże wspaniałej wypowiedzi może poza ostatnimi słowami, bo tam znów wrócił do żartobliwego tonu. Blondyn lubi prowadzić takie dyskusje raz to ciekawe, a dwa można się czegoś dowiedzieć i rzecz jasna to niezły zabójca nudy i czasu. Wszystko nagle potoczyło się bardzo szybko najemnik wyciągnął broń i chwilę później zjawił się elf. Arkail kiwnął głową z uznaniem w stronę Kwasa, a sam bezstresowo wysiadł z wozu i się rozprostował. Nie obawiał się go, bo wiedział z czym ma do czynienia, a ponad to ile , to Arkail zabił elfów na wojnie... Ciężko zliczyć. Kupiec wydawał się być albo zbyt ufny albo głupota to jego cecha wrodzona. - Potwór ma różne twarze... - Powiedział cicho i zaczął przeszywać wzrokiem elfa. Kiedy kupiec wymownym wzrokiem spytał go o zdanie Arkail z wolna zaczął. - Odradzam, bo to pierwsze spiczastouchy po drugie przybłęda, a po trzecie, gdyby rzeczywiście był posłańcem to nie musiałby się przemykać jakimiś szemranymi wejściami do Turon, a po czwarte szpieguje nas od dłuższego czasu. - Po tych słowach wsiadł z powrotem na wóz i czekał na odpowiedź kupca. W wolnej chwili przyglądał się, aby dostrzec coś charakterystycznego w elfie, a przy okazji próbował zdać się na swoją empatię.

Re: Szadzka Przełęcz [Trakt pomiędzy G. Mroźnymi, a Aedcan]

7
- I kto to mówi - rzucił elf cicho w odpowiedzi na uwagę o potworach.

Ork mógł przyglądać się przybyszowi i cały dzień, a i tak nie dostrzegłby w nim nic charakterystycznego. Pociągła, nieco blada twarz, zimne, niebieskie oczy, długie ciemne włosy, szczupła sylwetka i ten wzrost. Wzrostem niemal dorównywał Arkailowi, brakowało mu ledwie około czterech cali. Stał dumnie, prawie majestatycznie. Nie uciekał wzrokiem. Wręcz przeciwnie, odwzajemniał spojrzenia Couslanda. Reasumując, nic go nie odróżniało od stereotypowego elfa, również stój. Przy bliższych oględzinach okazał się swego rodzaju skórzanym pancerzem, z liściem na piersi, na warstwach czarnych materiałów, bodajże skórzanych.

Umiejętności empatyczne, swoją drogą najzwyczajniej w świecie zwyczajne, przeciętne, nie pozwalały na dokładne określenie emocji długouchego. Ork był ślepy, rzecz jasna w tym przypadku. Podróżnik zdawał się być pewny siebie i nic po za tym. Nie, nie zakładał, że zostanie przyjęty do kompani. On to po prostu wiedział.


- Tak, elf. Elf, nie trędowaty, jak i również nie świr. Czymże taki elf zasłużył na takie traktowanie? Wyście nie lepsi. Chowacie swoje swoje lico bowiem także się różnicie. Ork, jak wnoszę z budowy. Z kłami na wierzchu niczym odyniec. Zatem i wy jesteście paskudny odmieniec. Rzekłbym odszczepieniec i przybłęda. Osobnik rasy, której priorytetem jest pełny żołądek i raz na dzień zarżnięty człowiek. Albo i elf. - Na twarzy jego zagościł wymuszony uśmiech. - Potomek tych, którzy nie tylko od wieków toczą ze sobą wojny, ale i tych bezlitośnie najeżdżających na inne rasy. Wyście lepsi ode mnie? Nie, gorsi. Co więcej myślenie nie jest waszą specjalnością. - Ulotnie spojrzał na kupca, obecnie bladego bardziej niźli śnieg. - Którą to drogą posłaniec ma się udać do Turonu? Morską? Może przez góry? I ostatecznie, po cóż miałby szpiegować szanowanego kupca z dwoma najemnikami, z czego jeden wyjątkowo imający się z powołaniem.
.
ODPOWIEDZ

Wróć do „Turon”