Drogie Herbiaki,
Po długiej przerwie na forum powracają wasze ukochane konkursy razem z jeszcze bardziej ukochanymi nagrodami i medalami! A jak lepiej zacząć na nowo konkursowy szał niż sięgając do pierwszego eventu w dziejach forum?
W ramach konkursu wcielicie się we współczesnych kronikarzy, bardów i dziadów Herbii opowiadających o starych dziejach Północy. Wasze twory mają opiewać wydarzenia jakie miały miejsce w okolicach Morlis w 53 roku III ery. Roku przekleństw Wieży. Roku w którym demony podbiły Morlis i zdziesiątkowały całą gnomią rasę. Macie dość duże pole manewru jeśli chodzi o formę pracy. Poematy, wiersze, opowiadania, pieśni, kroniki czy nawet pamiętniki jak najbardziej wchodzą w grę. Liczymy na błyskotliwe i oryginalne pomysły, wierność waszych dzieł względem świata Herbii... ale przede wszystkim na to, że będziecie się dobrze bawić opisując nieszczęście jakie spadło na kontynent nie tak dawno temu. Odrobina rozrywki zawsze jest na Herbii w cenie. W końcu nie wiadomo kiedy demoniczne hordy znów ruszą w marszu zniszczenia... i czy tym razem ktoś je zatrzyma.
Wziąć udział może każdy aktywny gracz z zaakceptowaną KP. Na wasze prace czekamy do 31 października, do godziny 23:59. Przesyłajcie je na konto HERBIA. Na zwycięzców czekają jak zwykle fabularne nagrody oraz pamiątkowe medale!
Jak już wcześniej bywało nagrody będą częściowo dostosowywane przez administracje do postaci zwycięzców konkursu. Tym razem jednak przy wysyłaniu pracy prosimy abyście sprecyzowali czy w ramach nagrody preferujecie coś o niecnej demonicznej tematyce czy też trofeum w klimacie gnomich wynalazków.
Wydarzenia mające przez was być opisane miały miejsce na poprzedniej edycji forum i na obecnej odsłonie nie ma o nich zbyt wielu informacji. Możecie jednak szukać inspiracji w tematach poświęconych Morlis, Spaczonym Ziemiom czy Gnomom. Poszaleć z frazami wpisywanymi w wyszukiwarce, poczytać coś w bibliotece lub akademii... kto wie może coś ciekawego znajdziecie? No i oczywiście liczymy też na waszą kreatywność.
Zapraszamy do zabawy i życzymy powodzenia!
[Konkurs] Wspomnienia Morlis
2 autor: RenCzas pisania pamiętników minął a co za tym idzie przyszedł czas na ocenę prac konkursowych. Jak zwykle dziękujemy każdemu kto wziął udział za uraczenie nas swoimi tworami. Czy to piosenką czy to dziennikiem. No ale dość gadania. Pora przejść do konkretów... czyli podium!
Miejsce I zajęła Lead tym samym wygrywając niepowtarzalne demoniczne rękawice dla Tangi:
Miejsce II okupuje Naf i tym samym wpada w posiadanie gnomiego urządzenia do podsłuchu:
Miejsce III tymczasem przypadło Truskawie razem z gnomią aparaturą do wykrywania trucizn i nie tylko:
Poniżej zaś przeczytacie wszystkie nadesłane prace:
Lead
Naf
Truskawa
Septo
Jeszcze raz gorące brawa i zachęcamy do udziału w kolejnych konkursach!
PS na dniach spodziewajcie się zwycięskich medali!
Miejsce I zajęła Lead tym samym wygrywając niepowtarzalne demoniczne rękawice dla Tangi:
Spoiler:
W twe i na twe dłonie trafiają tajemnicze rękawice. Sięgające ponad nadgarstki ochraniacze wykonane są z kilku rodzajów skór pozszywanych ze sobą w zręczny sposób. Rękawice te bowiem są miszmaszem wielu materiałów, wśród których można wyróżnić skrawki przypominające do złudzenia ludzką skórę, jaszczurze łuski, pióra czy futro i inne dziwne elementy. Zamontowane w materiał są także metalowe elementy, dzięki którym uderzenie będzie bolało mocniej.
Najbardziej interesującym faktem jest jednak to, że przy ciosie rękawice wyzwalają różne efekty. Wśród nich można zaliczyć przypadkowe podpalenie celu, zmrożenie, sparaliżowanie na kilka sekund, czy oślepienie.*
*Efekt, który wywołają rękawice jest w pełni zależny od kreatywności barda i zaistniałej sytuacji.
Najbardziej interesującym faktem jest jednak to, że przy ciosie rękawice wyzwalają różne efekty. Wśród nich można zaliczyć przypadkowe podpalenie celu, zmrożenie, sparaliżowanie na kilka sekund, czy oślepienie.*
*Efekt, który wywołają rękawice jest w pełni zależny od kreatywności barda i zaistniałej sytuacji.
Spoiler:
Niepozorny, metalowy lejek ląduje w twoje ręce. Z początku wygląda jak zwyczajne kuchenne utensylium, jednak po zajrzeniu do szerszego otworu okazuje się, że jest od środka przytkany niezwykle delikatnym materiałem. Wkładając przyrząd do ucha ujawnia on swoje nietypowe właściwości. Otóż okazuje się, że cieniutka membrana wewnątrz przedmiotu filtruje dźwięki otoczenia, pozostawiając i wzmacniając jedynie odgłosy mowy osób postronnych. Działa również przyłożone do ściany. Warto przy użytkowaniu zatkać drugie ucho ze względu na możliwy dysonans poznawczy i rozkojarzenie. Nie należy stosować w silnie zatłoczonych miejscach — grozi utratą słuchu!
Spoiler:
Podręczna aparatura alchemiczna ląduje w twoim ekwipunku. Ustrojstwo wygląda bardzo prosto — wewnątrz nawoskowanego puzderka znajduje się zabezpieczona słomą zlewka, zestaw dwóch mikstur w kolorach zielonym i czerwonym oraz szklana pipeta. Do urządzenia przyłączona jest spisana niedbałym pismem instrukcja obsługi mówiąca, aby próbkę dowolnej części rośliny lub grzyba, najlepiej w stanie sproszkowanym bądź płynnym, włożyć do zlewki i dodać najpierw kroplę czerwonego, a później zielonego specyfiku i zamieszać. Jeżeli czerwona barwa zostanie pochłonięta, a pozostanie zielona — spożycie próbki nie przyniesie negatywnych efektów ubocznych. Jeżeli czerwona barwa zostanie, a zielona zostanie pochłonięta — spożycie ujawni nieprzyjemne efekty uboczne. Mikstur wystarczy na około piętnaście użyć.
Poniżej zaś przeczytacie wszystkie nadesłane prace:
Lead
Spoiler:
13 Dzień 53 roku III ery
W końcu przybyłem do Morlis. Choć wiele słyszałem od mojego kuzyna Gihelma, zawsze uważałem jego opowieści z listów za wyolbrzymione i przesadzone. NIE BYŁY WYOLBRZYMIONE.
Czy każde miasto wyglądałoby w TEN sposób, gdyby powstawało dzięki wspólnej pracy gnomów i krasnoludów? Nigdy nie uważałem się za znawcę architektury, ale nawet na mnie, skromnym alchemiku, robi ona tutaj wrażenie.
Bardzo możliwe, że mój pobyt w Morlis się przedłuży, o ile słabe poczucie Gihelma nie wypłoszy mnie stąd wcześniej.
16 Dzień 53 roku III ery
Biblioteki Morlis nie zawiodły mnie. Nigdy nie sądziłem, że jakiekolwiek inne niż te, jakie miałem wcześniej okazje wertować na Uniwersytecie w Oros, zdołają zaprzeć mi dech w piersi. Dzięki tutejszym zbiorom oraz przewodnictwu Mistrza Ignatza i Mistrza Matea, jestem pewien, że moje badania wreszcie ruszą do przodu!
21-33 Dzień 53 roku III ery
[zawierają liczne, skomplikowane notatki oraz wzmianki o możliwościach, jakie daje łączenie nowoczesnej inżynierii z alchemią. Ekscytacja autora widoczna w sposobie, w jakim jego pismo staje się mniej staranne i znacznie drobniejsze w pierwszych akapitach]
34 Dzień 53 roku III ery
Nie uważam się za plotkarza. Nigdy nie interesowały mnie bajania starych bab. Mimo to coraz trudniej jest ignorować ilość dziwnych pogłosek, jakie dochodzą do uszu nawet nas - magów i alchemików. Nawet Mistrz Mateo stwierdził dzisiaj, ot tak, zupełnie bez ostrzeżenia, że coś dziwnego wisi w powietrzu.
Osobiście wyczuwam tylko zapach zgniłych jaj. Przysięgam, że tym razem osobiście potraktuję czymś żrącym uszy tego przygłupiego młokosa, którego Mistrz Mateo nazywa swoim uczniem, jeśli ZNOWU źle odważył składniki!
36 Dzień 53 roku III ery
Nie mogę się skupić na pracy. Powietrze faktycznie wydaje się jakieś obrzydliwie gęste. Nieprzyjazne. Ciężkie. Nie umiem tego dobrze opisać. Całe szczęście nie jestem jedynym, który czuje się w ten sposób.
37 Dzień 53 roku III ery
Dzisiaj dzielnica została zalana gradem martwego ptactwa. Mam na myśli… CO DO STU DEMONÓW?! Jestem pewien, że to wina jakiegoś skretyniałego maga z sąsiedztwa!
38 Dzień 53 roku III ery
To nie była wina żadnego skretyniałego maga. Nie tym razem.
Musimy się wynosić.
Uczeń Matea wrócił dzisiaj do nas biały jak ściana, z dziurą wypaloną w plecach do kręgosłupa.
Jakim sposobem w ogóle doszedł do pracowni o własnych siłach?! Żaden z nas nie widział nigdy wcześniej niczego podobnego. Zdążył tylko powiedzieć coś o Wieży, portalach i potworach, zanim padł jak długi, by nigdy więcej nie powstać.
39 Dzień 53 roku III ery
Morlis zmobilizowało zbrojnych i wysłało je pod mury. Ponoć miasto zostało faktycznie zaatakowane przez „nieczyste siły”. Co u licha? Jakie nieczyste siły?
Mistrza Ignatz i Mistrza Mateo, z uwagi na swoje magiczne zdolności i predyspozycje, postanowili dołączyć do wojska i przekonać się na własne oczy, o co w tym wszystkim chodzi.
40 Dzień 53 roku III ery
W mieście zapanował kompletny chaos, a ja nie mam możliwości, aby skontaktować się z którymś z Mistrzów. Dlatego właśnie postanowiłem, że ucieknę w górę miasta i zaszyję się u Gihelma i jego rodziny.
41 Dzień 53 roku III ery
Gihelm przyznał się, że zbiegł spod murów. Razem z nim, mocarny krasnolud imieniem Farah oraz grupa gnomów-inżynierów, której przewodzi niejaki Drzazga. Wszyscy umazani byli juchą oraz organicznymi resztkami, których nie chcę próbować rozpoznawać.
Żaden z tu obecnych, nie licząc Faraha, nie jest w gruncie rzeczy wojownikiem. Mamy pełne prawo do ukrywania się, dopóki sprawy się nie ułożą, racja?
43 Dzień 53 roku III ery
Coś przebiło się przez dach domu Gihelma. Coś żywego. Coś nienaturalnego. Coś, o czym jeszcze przez lata będę miał koszmary.
Widziałem to tylko przez chwilę. Widziałem, jak chwyta dzieciaka Gihelma i jednym kłapnięciem szczęk odgryza mu głowę.
45 Dzień 53 roku III ery
Marii była wspaniałą kobietą. Nie zasłużyła na los, jaki ją spotkał. Żaden z nas nie zasłużył, ale któż mógł wiedzieć, że przedostanie się przez raptem kilka ulic, okaże się dla nas równie niebezpieczne? Cudem zdołaliśmy odciągnąć Gihelma, aby nie podzielił jej losu.
Wygląda na to, że demony naprawdę zaatakowały miasto.
Niech bogowie mają nas w swojej opiece.
47 Dzień 53 roku II ery
Dotarliśmy do warsztatu Gihelma.
Jedna z tych parszywych kreatur, podobnych zupełnie do niczego, co widziały kiedykolwiek moje oczy, opluła Farah. Razem z Drzazgą musieliśmy odrywać topiące się na naszych oczach ubranie od reszty ciała. Poza sporym płatem skóry na lewej nodze i przy samej dupie, całe szczęście nie stracił wiele więcej!
Jak na kowala, Gihelma trzyma tu całkiem sporo smarowideł i medykamentów. Dobrze się składa. Będziemy jeszcze potrzebowali siły Faraha, jeśli chcemy popracować nad obroną tego miejsca, zanim przyjdą nam z pomocą.
Drzazga i reszta jego gnomich ziomków nadal usiłują rozplanować, jak najlepiej zabezpieczyć stosy, którymi zabarykadowaliśmy wyjścia.
48 Dzień 53 roku II ery
Ktoś usiłował dzisiaj dostać się do warsztatu. Uzgodniliśmy jednak, że nikogo nie wpuszczamy, więc nikogo nie wpuszczamy.
Drzazga prawie się złamał, gdy usłyszał płacz młódki z drugiej strony, ale później coś okrutnie jebło i aż pod stopami nam zadudniło. Ludzi przed warsztatem albo zabiło, albo rozpierzchli się w popłochu. Nie wiem, co gorsze. Odgłosy walki całe szczęście wciąż dochodzą z większych odległości.
50 Dzień 53 roku II ery
Stan Faraha pogarsza się. Skóra stopiła się do kości, a proces w dalszym ciągu postępuje. Czy to tylko moja wyobraźnia, czy rana naprawdę pachnie pieczonym mięsem? Drobne racje mogą być powodem, jak mniemam. Tak czy inaczej, nie mamy dość wódki ani medykamentów, żeby utrzymywać go bez przerwy w stanie półświadomości. Wspólnie doszliśmy do wniosku, że gdy znowu zacznie drzeć mordę, po prostu któryś z nas zdzieli go pałką przez łeb.
Gihelma, jak gdyby nigdy nic zajął się znowu pracą. Wydaje mi się, że go to uspokaja. Pomaga nie myśleć o rodzinie. Nikt nie będzie zresztą narzekał, jeśli zaleje nas dodatkową ilością toporów, którymi podeprzemy barykady.
51 Dzień 53 roku II ery
Farah nie żyje.
Nie mam pojęcia, jak pozbędziemy się zwłok, ale kategorycznie nie zgodziłem się umieścić ich w piwnicy. Po odgłosach dochodzących z zewnątrz wnioskuję, że niedługo będziemy zmuszeni dla własnego dobra się do niej przenieść.
Drzazga zaczyna popadać w paranoję. Tylko dzisiaj ze dwa razy musieliśmy mu wtłuc, gdy nagle strzeliło mu do głowy, że potrzebuje „powietrza” i że musi się wydostać z warsztatu.
Na nikogo zamknięcie w jednym miejscu nie działa dobrze.
55 Dzień 53 roku II ery
Wrzaski i odgłosy walki nie ustają. Nie, one się potęgują.
Jeden z gnomich ziomków Drzazgi, chyba Jona(?), miał koszmary. Ponoć miewał je dobrze od miesiąca. Obecnie wszyscy je miewamy. Jona postanowił jednak pomóc sobie w najgłupszy z możliwości sposobów, żeby im zażegnać i powiesił się nam pod sufitem.
Mamy teraz drugie ciało, które jak nic zacznie śmierdzieć tak samo, jak ciało Faraha!
57 Dzień 53 roku II ery
Zeszliśmy dzisiaj do piwnic. Skromniejsi o trzech chłopa. Drzazga został z trupami, mimo że cała zachodnia ściana warsztatu aż trzęsła się od uderzeń czegoś, co postanowiło dobrać się do nas dokumentalnie.
Słyszeliśmy wrzaski Drzazgi, gdy go dopadło. Lub dopadli.
Czy jest dla nas jeszcze jakaś nadzieja?
65 Dzień 53 roku III ery
Wrzaski. Wrzaski. Wrzaski. Wrzaski.
Nie mogę spać. Nie mogę jeść.
66 Dzień 53 roku III ery
Kończy się woda.
Zaczynam cierpieć na omamy słuchowe? Wydawało mi się, że słyszałem dzisiaj Mistrza Matea.
67 Dzień 53 roku III ery
Krasnoludzkie mięso wcale nie smakuje gorzej od kurczaka.
73 Dzień 53 roku III ery
Na górze zrobiło się w końcu ciszej. Tak samo, jak i u nas. Rzadko ktoś jeszcze się odzywa. Czasami odnoszę wrażenie, że jestem tu sam.
Mistrz Mateo postanowił dotrzymać mi towarzystwa i zagrać ze mną w karty. Nigdy wcześniej nie miałem w rękach podobnych kart. Sztywne, ale jednocześnie miękkie pod palcami. Zupełnie, niczym gładka skóra noworodka, jeśli ma to jakiś sens? Oczywiście, że nie mogę ich zobaczyć. Od dwóch dni nie mamy czym wykrzesać ognia.
77 Dzień 53 roku III ery
Mistrz Mateo?
Mistrz Mateo.
Mistrz Mateo
Mistrz Mateo
Karty przemówiły.
Pora wrócić do domu.
W końcu przybyłem do Morlis. Choć wiele słyszałem od mojego kuzyna Gihelma, zawsze uważałem jego opowieści z listów za wyolbrzymione i przesadzone. NIE BYŁY WYOLBRZYMIONE.
Czy każde miasto wyglądałoby w TEN sposób, gdyby powstawało dzięki wspólnej pracy gnomów i krasnoludów? Nigdy nie uważałem się za znawcę architektury, ale nawet na mnie, skromnym alchemiku, robi ona tutaj wrażenie.
Bardzo możliwe, że mój pobyt w Morlis się przedłuży, o ile słabe poczucie Gihelma nie wypłoszy mnie stąd wcześniej.
16 Dzień 53 roku III ery
Biblioteki Morlis nie zawiodły mnie. Nigdy nie sądziłem, że jakiekolwiek inne niż te, jakie miałem wcześniej okazje wertować na Uniwersytecie w Oros, zdołają zaprzeć mi dech w piersi. Dzięki tutejszym zbiorom oraz przewodnictwu Mistrza Ignatza i Mistrza Matea, jestem pewien, że moje badania wreszcie ruszą do przodu!
21-33 Dzień 53 roku III ery
[zawierają liczne, skomplikowane notatki oraz wzmianki o możliwościach, jakie daje łączenie nowoczesnej inżynierii z alchemią. Ekscytacja autora widoczna w sposobie, w jakim jego pismo staje się mniej staranne i znacznie drobniejsze w pierwszych akapitach]
34 Dzień 53 roku III ery
Nie uważam się za plotkarza. Nigdy nie interesowały mnie bajania starych bab. Mimo to coraz trudniej jest ignorować ilość dziwnych pogłosek, jakie dochodzą do uszu nawet nas - magów i alchemików. Nawet Mistrz Mateo stwierdził dzisiaj, ot tak, zupełnie bez ostrzeżenia, że coś dziwnego wisi w powietrzu.
Osobiście wyczuwam tylko zapach zgniłych jaj. Przysięgam, że tym razem osobiście potraktuję czymś żrącym uszy tego przygłupiego młokosa, którego Mistrz Mateo nazywa swoim uczniem, jeśli ZNOWU źle odważył składniki!
36 Dzień 53 roku III ery
Nie mogę się skupić na pracy. Powietrze faktycznie wydaje się jakieś obrzydliwie gęste. Nieprzyjazne. Ciężkie. Nie umiem tego dobrze opisać. Całe szczęście nie jestem jedynym, który czuje się w ten sposób.
37 Dzień 53 roku III ery
Dzisiaj dzielnica została zalana gradem martwego ptactwa. Mam na myśli… CO DO STU DEMONÓW?! Jestem pewien, że to wina jakiegoś skretyniałego maga z sąsiedztwa!
38 Dzień 53 roku III ery
To nie była wina żadnego skretyniałego maga. Nie tym razem.
Musimy się wynosić.
Uczeń Matea wrócił dzisiaj do nas biały jak ściana, z dziurą wypaloną w plecach do kręgosłupa.
Jakim sposobem w ogóle doszedł do pracowni o własnych siłach?! Żaden z nas nie widział nigdy wcześniej niczego podobnego. Zdążył tylko powiedzieć coś o Wieży, portalach i potworach, zanim padł jak długi, by nigdy więcej nie powstać.
39 Dzień 53 roku III ery
Morlis zmobilizowało zbrojnych i wysłało je pod mury. Ponoć miasto zostało faktycznie zaatakowane przez „nieczyste siły”. Co u licha? Jakie nieczyste siły?
Mistrza Ignatz i Mistrza Mateo, z uwagi na swoje magiczne zdolności i predyspozycje, postanowili dołączyć do wojska i przekonać się na własne oczy, o co w tym wszystkim chodzi.
40 Dzień 53 roku III ery
W mieście zapanował kompletny chaos, a ja nie mam możliwości, aby skontaktować się z którymś z Mistrzów. Dlatego właśnie postanowiłem, że ucieknę w górę miasta i zaszyję się u Gihelma i jego rodziny.
41 Dzień 53 roku III ery
Gihelm przyznał się, że zbiegł spod murów. Razem z nim, mocarny krasnolud imieniem Farah oraz grupa gnomów-inżynierów, której przewodzi niejaki Drzazga. Wszyscy umazani byli juchą oraz organicznymi resztkami, których nie chcę próbować rozpoznawać.
Żaden z tu obecnych, nie licząc Faraha, nie jest w gruncie rzeczy wojownikiem. Mamy pełne prawo do ukrywania się, dopóki sprawy się nie ułożą, racja?
43 Dzień 53 roku III ery
Coś przebiło się przez dach domu Gihelma. Coś żywego. Coś nienaturalnego. Coś, o czym jeszcze przez lata będę miał koszmary.
Widziałem to tylko przez chwilę. Widziałem, jak chwyta dzieciaka Gihelma i jednym kłapnięciem szczęk odgryza mu głowę.
45 Dzień 53 roku III ery
Marii była wspaniałą kobietą. Nie zasłużyła na los, jaki ją spotkał. Żaden z nas nie zasłużył, ale któż mógł wiedzieć, że przedostanie się przez raptem kilka ulic, okaże się dla nas równie niebezpieczne? Cudem zdołaliśmy odciągnąć Gihelma, aby nie podzielił jej losu.
Wygląda na to, że demony naprawdę zaatakowały miasto.
Niech bogowie mają nas w swojej opiece.
47 Dzień 53 roku II ery
Dotarliśmy do warsztatu Gihelma.
Jedna z tych parszywych kreatur, podobnych zupełnie do niczego, co widziały kiedykolwiek moje oczy, opluła Farah. Razem z Drzazgą musieliśmy odrywać topiące się na naszych oczach ubranie od reszty ciała. Poza sporym płatem skóry na lewej nodze i przy samej dupie, całe szczęście nie stracił wiele więcej!
Jak na kowala, Gihelma trzyma tu całkiem sporo smarowideł i medykamentów. Dobrze się składa. Będziemy jeszcze potrzebowali siły Faraha, jeśli chcemy popracować nad obroną tego miejsca, zanim przyjdą nam z pomocą.
Drzazga i reszta jego gnomich ziomków nadal usiłują rozplanować, jak najlepiej zabezpieczyć stosy, którymi zabarykadowaliśmy wyjścia.
48 Dzień 53 roku II ery
Ktoś usiłował dzisiaj dostać się do warsztatu. Uzgodniliśmy jednak, że nikogo nie wpuszczamy, więc nikogo nie wpuszczamy.
Drzazga prawie się złamał, gdy usłyszał płacz młódki z drugiej strony, ale później coś okrutnie jebło i aż pod stopami nam zadudniło. Ludzi przed warsztatem albo zabiło, albo rozpierzchli się w popłochu. Nie wiem, co gorsze. Odgłosy walki całe szczęście wciąż dochodzą z większych odległości.
50 Dzień 53 roku II ery
Stan Faraha pogarsza się. Skóra stopiła się do kości, a proces w dalszym ciągu postępuje. Czy to tylko moja wyobraźnia, czy rana naprawdę pachnie pieczonym mięsem? Drobne racje mogą być powodem, jak mniemam. Tak czy inaczej, nie mamy dość wódki ani medykamentów, żeby utrzymywać go bez przerwy w stanie półświadomości. Wspólnie doszliśmy do wniosku, że gdy znowu zacznie drzeć mordę, po prostu któryś z nas zdzieli go pałką przez łeb.
Gihelma, jak gdyby nigdy nic zajął się znowu pracą. Wydaje mi się, że go to uspokaja. Pomaga nie myśleć o rodzinie. Nikt nie będzie zresztą narzekał, jeśli zaleje nas dodatkową ilością toporów, którymi podeprzemy barykady.
51 Dzień 53 roku II ery
Farah nie żyje.
Nie mam pojęcia, jak pozbędziemy się zwłok, ale kategorycznie nie zgodziłem się umieścić ich w piwnicy. Po odgłosach dochodzących z zewnątrz wnioskuję, że niedługo będziemy zmuszeni dla własnego dobra się do niej przenieść.
Drzazga zaczyna popadać w paranoję. Tylko dzisiaj ze dwa razy musieliśmy mu wtłuc, gdy nagle strzeliło mu do głowy, że potrzebuje „powietrza” i że musi się wydostać z warsztatu.
Na nikogo zamknięcie w jednym miejscu nie działa dobrze.
55 Dzień 53 roku II ery
Wrzaski i odgłosy walki nie ustają. Nie, one się potęgują.
Jeden z gnomich ziomków Drzazgi, chyba Jona(?), miał koszmary. Ponoć miewał je dobrze od miesiąca. Obecnie wszyscy je miewamy. Jona postanowił jednak pomóc sobie w najgłupszy z możliwości sposobów, żeby im zażegnać i powiesił się nam pod sufitem.
Mamy teraz drugie ciało, które jak nic zacznie śmierdzieć tak samo, jak ciało Faraha!
57 Dzień 53 roku II ery
Zeszliśmy dzisiaj do piwnic. Skromniejsi o trzech chłopa. Drzazga został z trupami, mimo że cała zachodnia ściana warsztatu aż trzęsła się od uderzeń czegoś, co postanowiło dobrać się do nas dokumentalnie.
Słyszeliśmy wrzaski Drzazgi, gdy go dopadło. Lub dopadli.
Czy jest dla nas jeszcze jakaś nadzieja?
65 Dzień 53 roku III ery
Wrzaski. Wrzaski. Wrzaski. Wrzaski.
Nie mogę spać. Nie mogę jeść.
66 Dzień 53 roku III ery
Kończy się woda.
Zaczynam cierpieć na omamy słuchowe? Wydawało mi się, że słyszałem dzisiaj Mistrza Matea.
67 Dzień 53 roku III ery
Krasnoludzkie mięso wcale nie smakuje gorzej od kurczaka.
73 Dzień 53 roku III ery
Na górze zrobiło się w końcu ciszej. Tak samo, jak i u nas. Rzadko ktoś jeszcze się odzywa. Czasami odnoszę wrażenie, że jestem tu sam.
Mistrz Mateo postanowił dotrzymać mi towarzystwa i zagrać ze mną w karty. Nigdy wcześniej nie miałem w rękach podobnych kart. Sztywne, ale jednocześnie miękkie pod palcami. Zupełnie, niczym gładka skóra noworodka, jeśli ma to jakiś sens? Oczywiście, że nie mogę ich zobaczyć. Od dwóch dni nie mamy czym wykrzesać ognia.
77 Dzień 53 roku III ery
Mistrz Mateo?
Mistrz Mateo.
Mistrz Mateo
Mistrz Mateo
Karty przemówiły.
Pora wrócić do domu.
Naf
Spoiler:
Wszyscy wiemy, jak ważne przedstawienie jest przeszłości, gdzie nie ukrywa się rzeczywistych wydarzeń o niej. Tu nie znajdziecie półprawd, wybielania niewygodnych faktów, czy także kłamstw, powielanych przez lata. To mogę obiecać wam ja, kronikarz Guntlerz, poszukiwacz prawdy.
Dziś chce wam przedstawić historie, zwaną obecnie Przekleństwem Wieży. Nieskromnie powiem, że udało mi się dotrzeć do rodzin osób, które przetrwały ten koszmar. W swoje dłonie dorwałem również dokumenty, które zachowały się z tamtejszych dni. Przybliżę wam to, co inni próbowali przed wami ukryć.
Zacznę od przekazania wam opisanego w dzienniku pewnego gnoma, który przebywał w mieście kilka dni przed inwazją demonów.
“Dziwy się dzieją, których na me stare lata nie daje wiary. Dwie noce temu, jasność taka nastała, że wyrabiać bez pomocy lamp można. A samiuteńki środeczek ciemnostki jest przeca. Dzieciaki się zbudziły. Wylazłem z pracowni, by zobaczyć, co tu na bogów się wyrabia. A łuna tak jasna, jakby gniew Sakira się objawił. Strach mnie ogarnął, jak pomyśle, jakaż niegodziwość mogła się stać, że samo bóstwo zainterweniowało?”
“Turonionie, miej mnie w opiece. W południe, kiedy słońce świeci najjaśniej, ciemność nastała! Przysłoniło je coś I teraz widzimy jedynie jakiś ognisty okrąg na niebie. Czy to Drwimir teraz ukazał nam swoją moc? Może to Garon? Modle się panie o ciebie o bezpieczeństwo!”
“Kiri, proszę, opanuj swój gniew! Czymże ci zawiniliśmy? Ziemia tak bardzo się porusza, że ustać nie idzie. Dzieci schowałem, budynki trochę się niszczą, ale jakoś się trzymamy. Pisząc to, serce mi wali jak młotem kowalskim.”
“Jakżem stary, tak pierwszy raz widze, by wielkie stada ptaków leciały na południe. Jest ich tak dużo, że przysłaniają niebo. Uciekają, czuje to w kościach. I ja też powinienem. Jeśli coś jest zdolne sprawić, by zwierzęta zachowywały się w taki sposób, to na pewno nic dobrego się nie dzieje. Zabieram dzieciaki I wyruszam z dala od miasta. Serce mi pęka, ale tyle dziwów co tu się działo przez ostatnie dni, jakżem pamięcią sięgam, nie kojarzę. W bajaniach dziadów także nie przypominam niczego.”
Ciężko było przeoczyć te omeny, które widział gnom. Nie wzbudziły one jednak zainteresowania nikogo z władz Morlis. Nie byli kompletnie przygotowani na to, co się stało. Inaczej straty byłyby o wiele niższe. Nie mówię, że byliby w stanie powstrzymać marsz demonów, ale przygotowanie ewakuacji miasta, a nawet już rozpoczęcie jej wcześniej, pozwoliłoby wielu rodzinom przeżyć koszmar. Dlatego chce każdego z was zapytać o jedno. Czy uważacie, że zrobili wszystko, co mogli, by uratować więcej istnień?
Dobrze, moi drodzy poszukiwacze prawdy. Teraz zobaczcie to, co chciał ukryć Zakon Sakira. Rzeczywiste informacje o ich nieudolności podczas walki z Demonami, a także, dlaczego zawsze pisze, iż to przez nich wielu niewinnych zginęło.
Zacznijmy od listu pewnego rycerza do swoich bliskich.
“Droga Siostro
Pamiętasz, jak wspominałem, że szykujemy się na wyprawę, by zgładzić demony? Sam Wielki Mistrz dowodzi naszymi siłami. To największe wojsko Zakonu, jakie widziałem w historii. I jestem dumny z tego, iż mogę być jego częścią. Martwi mnie to, że niewiele wiemy o naszym przeciwniku. W naszym dowódcy widać płomień zemsty za to, co potwory uczyniły. Chce im się odpłacić i wypędzić je za wszelką cenę. Zastanawiam się, czy jego pragnienie nie jest czasem zbyt duże. Martwiłaś się o nasze zapasy. Jedzenie bierzemy od mieszkańców wsi i miasteczek. Dziwie się, że tak chętnie oddają tyle tego. Jestem pewny, że sami przez to będą głodować. Zmęczenie bierze górę czasami, bo narzucono długi i szybki marsz. Mam nadzieje, że przed walką wypoczniemy należycie. Obiecuje ci, że przywiozę jakieś pamiątki do domu.
Ukochany brat”
Mam nadzieje, że rozumiecie już, dlaczego tak wielu rycerzy zginęło i nie należy im się chluba za czyny. Jak umykają wam uczynki, przedstawię wam to, co chciał przekazać autor listu swojej rodzinie. Na początku zaznaczył, że niewiele wiedzą o siłach demonów. Pisząc prościej, nie uzyskali dostatecznych informacji od zwiadowców, a mimo tego zebrali siły, udając się na pole bitwy. Dlaczego popełnili taki błąd? Nikt z zakonu nie odpowie wam na to. Jeszcze ogłoszą was heretykami lub przyjaciółmi demonicznych istot za pytanie o prawdę. Poruszę tutaj drugą kwestię, która jest zaznaczona w liście. Nie mieli oni wystarczających zapasów, więc brali od ludzi. Użyłbym tu słowa, że rabowali ich zapasy, by wyżywić własną armię. Niewiele jest rodzin, które oddałyby dobrowolnie lwią część swoich zapasów, ryzykując głód przez wiele miesięcy, by tylko ci ludzie mieli co jeść. To jest niechlubna część historii Zakonu, której nigdy nie mieliście poznać.
Na końcu listu nasz bohater przekazuje informację, że wojsko jest przemęczone. Wielki Mistrz narzucił olbrzymie tempo, nie pozwalając należycie odpocząć. Jak widzicie, czytelnicy, to Wielki Mistrz doprowadził swoimi decyzjami do klęski oraz tak potężnego ciosu.
Kolejna z mrocznych kart historii Zakonu dotyczy ich śledztw i przesłuchań, które dotyczyły tak wielu osób. Czemu było robione to na szeroką skalę? Myślicie, że wszyscy byli heretykami I demonologami? Nie! Tak naprawdę chciano zastraszyć wszystkich ludzi, by sami wydawali kolaborantów Garona. Nie liczyło się życie pojedynczej osoby, czy ich tragedie życiowe. Wartością nadrzedną było pokazanie wszystkim, że Zakon traktuje to wszystko poważnie. Tylko ilu niewinnych ucierpiało z ich rąk? To największa tajemnica zakonu i liczę, że kiedyś ktoś to oszacuje. O to jeden z raportów, do których dotarłem po tych wszystkich latach.
“Imię i nazwisko: Vllek Hukan
Rasa: Człowiek
Zamieszkały w Irios, Keron
Przyczyna zatrzymania: Podejrzenie współpracy z demonologami.
Osadzony wypiera się wszelakiej współpracy z przestępcami. Powiada, że jest niewinny I tylko dostarczał jedzenie do staruszki, mieszkającej w lesie. Używaliśmy na nim wodospadu palcołamacza, krzesła zakonnego, widełek potępieńców oraz łożu sprawiedliwości. Bracia zakonni wysłani, by sprawdzić jego dom i okolice, nie znaleźli nic. W wozie, oprócz jedzenia nie było nic podejrzanego.
Uważamy jednak, że skutecznie zmylił tropy, przez co jest winny zarzucanych mu przestępstw, choć nie jest ich do końca świadomy. Istnieje wysokie prawdopodobieństwo, że jest utajonym kurierem, który ujawnia swoje oblicze, kiedy rzuci się na niego odpowiednie zaklęcie. Zaleca się stracenie go, by upewnić się, że do naszych wrogów nie dojdzie kolejna dostawa.”
O tym właśnie piszę, drodzy państwo. Ilu takich ludzi zabili ci barbarzyńcy w swojej świętej wojnie? Nie znaleźli dowodów jego winy, choć go torturowano. Większość ludzi dawno by już przyznała się do winy po takich aktach brutalności, jakich przeciwko niemu użyto. Ten mężczyzna przetrzymał to wszystko i nie postradał zmysłów, a i tak go zamordowali. Dlatego nie należy ich uważać za bohaterów, którym należy okazać wdzięczność. Należy ich osądzić, a także zmusić do zapłaty za krzywdy wyrządzone ludzkości. Nie bójmy się używać mocnych słów. To był pogrom całych rodzin, wsi i miasteczek z ich strony.
A teraz ostatni fakt, dotyczący Przekleństwa wieży. Na pewno słyszeliście w bajaniach o tym, że istniało dziesięć czarownic, strzegących północne tereny. Były to niewątpliwe potężne kobiety, które przekazywały swą wiedzę I doświadczenie z pokolenia na pokolenia. Tak o tym wspomina niejaki Thodol.
“Panie, te baby to złoto nasze było. Czasem tam pomogły, innym razem poradziły, jak problem był wielki. Niektóre to złośliwe bestie były. Złego jednak słowa o nich nie powiem. Poznałem jeno dwie, ale szacunek do nich mam i to wielki. Lepsze od królów, czy władców, choć zapewniały jeno bezpieczeństwo.”
Ludzie uważali je za potężne i mądre. I nic dziwnego, że zebrały się wszystkie razem, by sprawdzić, co się dzieje. Wiedza oraz pewność siebie zdecydowanie je zgubiły. Poszły do samego leża tych tworów Garona, a choć były razem, co pewnie bardzo rzadko się wydarzało, z całym szacunkiem dla nich, ale dziesięć osób kontra cała armia? Jak dla mnie to mocno przeliczyły swoje siły i umiejętności. Na bogów, one nie znały tych dwóch przysłów? Ilość to jakość sama w sobie oraz pośród bagna kwiatek się znajdzie? Dlatego moi czytelnicy, nigdy nie bądźcie takie, jak te kobiety.
Chcecie wiedzieć, czy coś pozostało po nich? Owszem. Pięć czarownic przeżyło to spotkanie, zapewne mocno zdruzgotane widząc śmierć swoich sióstr. Ich wiara we własne możliwości została zachwiana. Nie obroniły Północy, cześć już odeszła na zawsze. Zadajcie sobie pytanie, czy nie popełniły błędu?
I to już wszystko z podsumowania wiedzy, której na pewno nie usłyszycie od innych.
Wasz oddany kronikarz Guntlerz.
Dziś chce wam przedstawić historie, zwaną obecnie Przekleństwem Wieży. Nieskromnie powiem, że udało mi się dotrzeć do rodzin osób, które przetrwały ten koszmar. W swoje dłonie dorwałem również dokumenty, które zachowały się z tamtejszych dni. Przybliżę wam to, co inni próbowali przed wami ukryć.
Zacznę od przekazania wam opisanego w dzienniku pewnego gnoma, który przebywał w mieście kilka dni przed inwazją demonów.
“Dziwy się dzieją, których na me stare lata nie daje wiary. Dwie noce temu, jasność taka nastała, że wyrabiać bez pomocy lamp można. A samiuteńki środeczek ciemnostki jest przeca. Dzieciaki się zbudziły. Wylazłem z pracowni, by zobaczyć, co tu na bogów się wyrabia. A łuna tak jasna, jakby gniew Sakira się objawił. Strach mnie ogarnął, jak pomyśle, jakaż niegodziwość mogła się stać, że samo bóstwo zainterweniowało?”
“Turonionie, miej mnie w opiece. W południe, kiedy słońce świeci najjaśniej, ciemność nastała! Przysłoniło je coś I teraz widzimy jedynie jakiś ognisty okrąg na niebie. Czy to Drwimir teraz ukazał nam swoją moc? Może to Garon? Modle się panie o ciebie o bezpieczeństwo!”
“Kiri, proszę, opanuj swój gniew! Czymże ci zawiniliśmy? Ziemia tak bardzo się porusza, że ustać nie idzie. Dzieci schowałem, budynki trochę się niszczą, ale jakoś się trzymamy. Pisząc to, serce mi wali jak młotem kowalskim.”
“Jakżem stary, tak pierwszy raz widze, by wielkie stada ptaków leciały na południe. Jest ich tak dużo, że przysłaniają niebo. Uciekają, czuje to w kościach. I ja też powinienem. Jeśli coś jest zdolne sprawić, by zwierzęta zachowywały się w taki sposób, to na pewno nic dobrego się nie dzieje. Zabieram dzieciaki I wyruszam z dala od miasta. Serce mi pęka, ale tyle dziwów co tu się działo przez ostatnie dni, jakżem pamięcią sięgam, nie kojarzę. W bajaniach dziadów także nie przypominam niczego.”
Ciężko było przeoczyć te omeny, które widział gnom. Nie wzbudziły one jednak zainteresowania nikogo z władz Morlis. Nie byli kompletnie przygotowani na to, co się stało. Inaczej straty byłyby o wiele niższe. Nie mówię, że byliby w stanie powstrzymać marsz demonów, ale przygotowanie ewakuacji miasta, a nawet już rozpoczęcie jej wcześniej, pozwoliłoby wielu rodzinom przeżyć koszmar. Dlatego chce każdego z was zapytać o jedno. Czy uważacie, że zrobili wszystko, co mogli, by uratować więcej istnień?
Dobrze, moi drodzy poszukiwacze prawdy. Teraz zobaczcie to, co chciał ukryć Zakon Sakira. Rzeczywiste informacje o ich nieudolności podczas walki z Demonami, a także, dlaczego zawsze pisze, iż to przez nich wielu niewinnych zginęło.
Zacznijmy od listu pewnego rycerza do swoich bliskich.
“Droga Siostro
Pamiętasz, jak wspominałem, że szykujemy się na wyprawę, by zgładzić demony? Sam Wielki Mistrz dowodzi naszymi siłami. To największe wojsko Zakonu, jakie widziałem w historii. I jestem dumny z tego, iż mogę być jego częścią. Martwi mnie to, że niewiele wiemy o naszym przeciwniku. W naszym dowódcy widać płomień zemsty za to, co potwory uczyniły. Chce im się odpłacić i wypędzić je za wszelką cenę. Zastanawiam się, czy jego pragnienie nie jest czasem zbyt duże. Martwiłaś się o nasze zapasy. Jedzenie bierzemy od mieszkańców wsi i miasteczek. Dziwie się, że tak chętnie oddają tyle tego. Jestem pewny, że sami przez to będą głodować. Zmęczenie bierze górę czasami, bo narzucono długi i szybki marsz. Mam nadzieje, że przed walką wypoczniemy należycie. Obiecuje ci, że przywiozę jakieś pamiątki do domu.
Ukochany brat”
Mam nadzieje, że rozumiecie już, dlaczego tak wielu rycerzy zginęło i nie należy im się chluba za czyny. Jak umykają wam uczynki, przedstawię wam to, co chciał przekazać autor listu swojej rodzinie. Na początku zaznaczył, że niewiele wiedzą o siłach demonów. Pisząc prościej, nie uzyskali dostatecznych informacji od zwiadowców, a mimo tego zebrali siły, udając się na pole bitwy. Dlaczego popełnili taki błąd? Nikt z zakonu nie odpowie wam na to. Jeszcze ogłoszą was heretykami lub przyjaciółmi demonicznych istot za pytanie o prawdę. Poruszę tutaj drugą kwestię, która jest zaznaczona w liście. Nie mieli oni wystarczających zapasów, więc brali od ludzi. Użyłbym tu słowa, że rabowali ich zapasy, by wyżywić własną armię. Niewiele jest rodzin, które oddałyby dobrowolnie lwią część swoich zapasów, ryzykując głód przez wiele miesięcy, by tylko ci ludzie mieli co jeść. To jest niechlubna część historii Zakonu, której nigdy nie mieliście poznać.
Na końcu listu nasz bohater przekazuje informację, że wojsko jest przemęczone. Wielki Mistrz narzucił olbrzymie tempo, nie pozwalając należycie odpocząć. Jak widzicie, czytelnicy, to Wielki Mistrz doprowadził swoimi decyzjami do klęski oraz tak potężnego ciosu.
Kolejna z mrocznych kart historii Zakonu dotyczy ich śledztw i przesłuchań, które dotyczyły tak wielu osób. Czemu było robione to na szeroką skalę? Myślicie, że wszyscy byli heretykami I demonologami? Nie! Tak naprawdę chciano zastraszyć wszystkich ludzi, by sami wydawali kolaborantów Garona. Nie liczyło się życie pojedynczej osoby, czy ich tragedie życiowe. Wartością nadrzedną było pokazanie wszystkim, że Zakon traktuje to wszystko poważnie. Tylko ilu niewinnych ucierpiało z ich rąk? To największa tajemnica zakonu i liczę, że kiedyś ktoś to oszacuje. O to jeden z raportów, do których dotarłem po tych wszystkich latach.
“Imię i nazwisko: Vllek Hukan
Rasa: Człowiek
Zamieszkały w Irios, Keron
Przyczyna zatrzymania: Podejrzenie współpracy z demonologami.
Osadzony wypiera się wszelakiej współpracy z przestępcami. Powiada, że jest niewinny I tylko dostarczał jedzenie do staruszki, mieszkającej w lesie. Używaliśmy na nim wodospadu palcołamacza, krzesła zakonnego, widełek potępieńców oraz łożu sprawiedliwości. Bracia zakonni wysłani, by sprawdzić jego dom i okolice, nie znaleźli nic. W wozie, oprócz jedzenia nie było nic podejrzanego.
Uważamy jednak, że skutecznie zmylił tropy, przez co jest winny zarzucanych mu przestępstw, choć nie jest ich do końca świadomy. Istnieje wysokie prawdopodobieństwo, że jest utajonym kurierem, który ujawnia swoje oblicze, kiedy rzuci się na niego odpowiednie zaklęcie. Zaleca się stracenie go, by upewnić się, że do naszych wrogów nie dojdzie kolejna dostawa.”
O tym właśnie piszę, drodzy państwo. Ilu takich ludzi zabili ci barbarzyńcy w swojej świętej wojnie? Nie znaleźli dowodów jego winy, choć go torturowano. Większość ludzi dawno by już przyznała się do winy po takich aktach brutalności, jakich przeciwko niemu użyto. Ten mężczyzna przetrzymał to wszystko i nie postradał zmysłów, a i tak go zamordowali. Dlatego nie należy ich uważać za bohaterów, którym należy okazać wdzięczność. Należy ich osądzić, a także zmusić do zapłaty za krzywdy wyrządzone ludzkości. Nie bójmy się używać mocnych słów. To był pogrom całych rodzin, wsi i miasteczek z ich strony.
A teraz ostatni fakt, dotyczący Przekleństwa wieży. Na pewno słyszeliście w bajaniach o tym, że istniało dziesięć czarownic, strzegących północne tereny. Były to niewątpliwe potężne kobiety, które przekazywały swą wiedzę I doświadczenie z pokolenia na pokolenia. Tak o tym wspomina niejaki Thodol.
“Panie, te baby to złoto nasze było. Czasem tam pomogły, innym razem poradziły, jak problem był wielki. Niektóre to złośliwe bestie były. Złego jednak słowa o nich nie powiem. Poznałem jeno dwie, ale szacunek do nich mam i to wielki. Lepsze od królów, czy władców, choć zapewniały jeno bezpieczeństwo.”
Ludzie uważali je za potężne i mądre. I nic dziwnego, że zebrały się wszystkie razem, by sprawdzić, co się dzieje. Wiedza oraz pewność siebie zdecydowanie je zgubiły. Poszły do samego leża tych tworów Garona, a choć były razem, co pewnie bardzo rzadko się wydarzało, z całym szacunkiem dla nich, ale dziesięć osób kontra cała armia? Jak dla mnie to mocno przeliczyły swoje siły i umiejętności. Na bogów, one nie znały tych dwóch przysłów? Ilość to jakość sama w sobie oraz pośród bagna kwiatek się znajdzie? Dlatego moi czytelnicy, nigdy nie bądźcie takie, jak te kobiety.
Chcecie wiedzieć, czy coś pozostało po nich? Owszem. Pięć czarownic przeżyło to spotkanie, zapewne mocno zdruzgotane widząc śmierć swoich sióstr. Ich wiara we własne możliwości została zachwiana. Nie obroniły Północy, cześć już odeszła na zawsze. Zadajcie sobie pytanie, czy nie popełniły błędu?
I to już wszystko z podsumowania wiedzy, której na pewno nie usłyszycie od innych.
Wasz oddany kronikarz Guntlerz.
Truskawa
Spoiler:
Podróżujący Tunelem to Turonu mogli przyuważyć, że na uboczu traktu ktoś pozostawił skórzany plecak, a jego właściciela raczej ciężko było dostrzec gdziekolwiek. Choć taki pakunek wydawałby się nie małą gratką dla nawet początkującego złodziejaszka to z jakiegoś powodu nikt nie okazywał nim większego zainteresowania. Po bliższej inspekcji można było się domyślić, z jakiego powodu - osamotniony bagaż śmierdział pleśniowym serem. Bardziej spostrzegawczy mogli przyuważyć, że z otwartego plecaka wychylało się multum różnych zapisanych kartek papieru, a jedna z nich zdołała nawet spaść obok na ziemię, prezentując swoją zawartość. Jeśli ktoś życzyłby sobie przeczytać, dostrzegłby następującą treść:
Muzyka
Północny wiatr
W żyłach mrozi krew
Wystawi na próbę najtwardszy lód
Serce jak głaz
Żądzę tylko zna
I skarbów tych ziem czuje ciągły głód
Pycha i gniew
Od pokoleń trwa
Wciąż zmusza sąsiadów by toczyć bój
Goblini ród
Krasnoludzki Dom
I ludzie Północy walk znają znój
Ślepi z zawiści
Nie dostrzegli, że
Plany swe snuje diabelski wróg
W Morlis wybuchło
Starożytne zło
Za późno zabrzmiał do walki róg
***
Hordy demonów ruszyły
Na zgubę śmiertelnych dusz
Północ rozdziera piekielny ryk
Śniegu kraina zalana
Czernią niebiosów i krwią
Echem się niesie goblinów krzyk
Lecz Herbia szuka nadziei
Światła w ten Północny mrok
Wyłania się Sir Quentina twarz
By powstrzymywać diabelstwa
Śmiałkowie podnoszą broń
Od dziś nas strzec będzie Orla Straż
Wrogowie od dawien dawna
Trwożą się razem przed złem
Bo Północ zalewa wieczysta noc
Stają więc razem do walki
Rodziny chronić chcą swe
I zbawi ich tylko Turiona moc
***
Północny wiatr
W żyłach mrozi krew
By hardy nasz duch był - w tym jego cel
Oto za grzech
Pychy cena jest
I czernią zalana Północy biel
Na końcu zaś widniał podpis.
~Silketjener
Muzyka
Północny wiatr
W żyłach mrozi krew
Wystawi na próbę najtwardszy lód
Serce jak głaz
Żądzę tylko zna
I skarbów tych ziem czuje ciągły głód
Pycha i gniew
Od pokoleń trwa
Wciąż zmusza sąsiadów by toczyć bój
Goblini ród
Krasnoludzki Dom
I ludzie Północy walk znają znój
Ślepi z zawiści
Nie dostrzegli, że
Plany swe snuje diabelski wróg
W Morlis wybuchło
Starożytne zło
Za późno zabrzmiał do walki róg
***
Hordy demonów ruszyły
Na zgubę śmiertelnych dusz
Północ rozdziera piekielny ryk
Śniegu kraina zalana
Czernią niebiosów i krwią
Echem się niesie goblinów krzyk
Lecz Herbia szuka nadziei
Światła w ten Północny mrok
Wyłania się Sir Quentina twarz
By powstrzymywać diabelstwa
Śmiałkowie podnoszą broń
Od dziś nas strzec będzie Orla Straż
Wrogowie od dawien dawna
Trwożą się razem przed złem
Bo Północ zalewa wieczysta noc
Stają więc razem do walki
Rodziny chronić chcą swe
I zbawi ich tylko Turiona moc
***
Północny wiatr
W żyłach mrozi krew
By hardy nasz duch był - w tym jego cel
Oto za grzech
Pychy cena jest
I czernią zalana Północy biel
Na końcu zaś widniał podpis.
~Silketjener
Septo
Spoiler:
Minął już niemal rok od kiedy niemal znikąd na północy pojawiła wieża, Widziana praktycznie z każdego zakątka świata. Nie ulegało wątpliwości że stała za tym potężna magia a może nawet i bogowie. Powstaniu jej towarzyszyły jednak liczne inne „bramy” Pojawiły się one równie niespodziewanie. Z wszystkich wytoczyły się armie demonów. Wyglądało to co najmniej na inwazję. Bramy te podobno bywały różne. Nie widziałem ich na własne oczy. Jedno było pewne świat zamarł na chwilę. Nie wiem co dokładnie stało się na północy jednak z jakiegoś powodu nie widać już wierzy. Jakby jej obecność zniknęła. Problem jednak pozostał cokolwiek sprawiło że demony pojawiły się w naszym świecie, wcale nie oznacza to że to koniec. Wiele z nich zostało i bogowie tylko wiedzą czy spróbują się tu pojawić ponownie w podobnej skali.
PS na dniach spodziewajcie się zwycięskich medali!
[Konkurs] Wspomnienia Morlis
3 autor: LeadYay! Podziękował! \o/ Tanga zrobi dobry użytek!
Foighidneach