Re: Inne zakończenie

16
Elernai powoli zaczął się zastanawiać, czy faktycznie nie zgłupiał. Małpy na górze mówiły, co zdawało się dla niego absurdalne. Okazało się, że tylko on to słyszy, albo inaczej, tylko on to rozumie, a jednak nie czytały mu w myślach. Chociaż była też możliwość, że przez bandaże i ból Televan po prostu nie zwrócił na to uwagi. Zastanawiało go również skąd kojarzył twarz ratownika Anny. Miał nadzieję, że wie co robi i nie ma zamiaru wyrządzić jej większej krzywdy.

Płomienie w górze go nie zdziwiły, po ostatnich wydarzeniach mało co potrafi go zaskoczyć. Był szczęśliwy, że dzięki nim te małe złośliwce pozdychały. Niemniej jednak to co zapowiedziałby małpy sprawdziło się. Diabelstwo widziało już goryla u siebie w cyrku, ale jak dotąd nigdy na żywo ich brutalności i skuteczności. To właśnie one pozostały jedynym zagrożeniem. Na szczęście Tygrysy szybko zareagowały. Elernai nie chciał je tylko pogonić, chciał się ich pozbyć i mieć je z głowy raz na zawsze. Podniósł się z ziemi na tyle ile był w stanie, by mieć w miarę stabilną pozycję. Następnie wyciągnął dwa noże i rzucił po jednym w oba goryle. - Nie odpuszczajcie! Zabijcie te kurewstwa! - Krzyczał jednocześnie, by ludzie nie pozwolili im uciec.
Imperare sibi maximum est imperium.

Re: Inne zakończenie

17
Ratownik na chwilę pochłonął uwagę Elernaia. Jego wszystkie narzędzia były srebrne, ale chyba znał się na swoim fachu, bo zręcznie wyciągał jakieś odłamki szczypcami i sypał do rany jakiś srebrny proszek. Anna jęczała z bólu, ale chyba było to wymagane przy wcześniejszej ranie, prawda? Tak czy inaczej, wiedziony morderczym instynktem, Elernai postanowił wydawać rozkazy i bojowe okrzyki, które spotkały się z radosną odpowiedzią Tygrysów - ostrza uderzały o masywne ciała goryli, tnąc je tak, jak zarzyna się świnie. Zwierzęta ryczały w gniewie, próbując się wycofywać w kierunku dżungli, ale po kilku krokach w tył padły martwe z nożami w głowie, wzbudzając wesołe wiwaty Tygrysów. Z tego, co dało się wywnioskować, byli to Ci zwiadowcy, o których gdzieś w pobliżu była mowa, co Elernai słyszał w swojej głowie.

Wtedy też narastający huk stał się bardzo dobrze słyszalny, wszyscy wokół też to usłyszeli - uderzenia o ziemię, takie same, jakie słyszał Elernai wcześniej, lub inaczej - ani na chwilę nie przestawał tego słyszeć, nawet, jak wypadły z dżungli cztery goryle. Brzmiało to raczej jak kilkadziesiąt goryli, zdecydowanie. W jego głowie jakby z dziesiątek wojennych gardeł na polu bitwy dało się słyszeć zwielokrotnione - Do ataku.

Pomimo tego, że dziwne zdarzenia i niepokojące dźwięki towarzyszyły mu na tej ścieżce, postanowił nie powiadamiać swoich towarzyszy o niewiadomym, nadchodzącym niebezpieczeństwie, które zagrażało im wszystkim. W mniemaniu diabelstwa Tygrysy były elitarną organizacją, która poradzi sobie z wieloma trudnościami - to była prawda. Jednak nie wszystko da się zabić i pokonać. Wysoka pozycja w tej społeczności, stanowczy wzrost siły witalnej i magicznej w organizmie i ostatnie wydarzenia i czyny, jakich Elernai dokonał, sprawiły, że zapomniał, jak to jest być ściganym i żyć w ulicznym świecie. Postanawiając opierać się na swojej sile i sile swojej organizacji postanowił walczyć i czekać.

- Coś nadchodzi! - krzyknął Log, zbierając wokół Televana większość ludzi, którzy ze strachem zgromadzili się, poranieni, zmęczeni podróżą i niedawną walką. Tygrysy przedstawiały się jak najgorsza ze zgraj. Kilka osób, które postanowił się asymilować za kamieniami, skupiły na sobie uwagę jako pierwsze. Pierwsze kilka goryli wypadło w pełnym, czteronożnym galopie, by spomiędzy liści wyjść na dwóch łapach, przebiec przez ścieżkę i zniknąć po drugiej stronie dżungli. Kilka osób, staranowanych i pociągniętych, zniknęło wśród liści z krzykiem.

- To koniec - wyszeptał Televan tak, że tylko Anna, ratownik medyczny i Elernai to słyszeli. Kilka włóczni, wysuniętych do przodu, zatrzymała trzy rosłe goryle, które nabiły się na groty włóczni. Miecze siekały na lewo i prawo - goryli wypadło na drogę kilkanaście, a krzaki, z których wybiegały, były tak już zmaltretowane, że połamane łodygi odsłoniły całe stado nadchodzących małp. Goryli było jeszcze kilkanaście, a wśród nich cztery białe goryle niesamowitej wielkości - dużo wyższe od ludzi. Na plecach jednego z nich siedział siwy, łysy niemalże szympans, wymalowany w barwy wojenne na biało, a w swojej prawej łapie trzymał długi, zaostrzony kij jak prowizoryczną włócznię.

Goryle gnały prosto na grupkę przez dżunglę, a z drugiej strony tuż za plecami rozlegały się ryki tych, które wracały po wcześniejszej szarży. Z przodu, z traktu, nadbiegło kilkunastu, kilkudziesięciu może, bo nie było widać końca kolumny tubylców - ciemnoskórych, koloru beżu, jak typowi mieszkańcy Archipelagu, w trawiastych spódnicach i skórach zwierząt założonych na plecy i głowy - niektórzy mieli na sobie futra czarnych panter, inni zwykłe, wygarbowane skóry. Niemniej, ich obecność nie powstrzymywała goryli, które lada chwila wpadną na Televana i grupę wokół niego, zanim, za jakieś kilka/naście sekund przybędą nadbiegający w ciszy tubylcy, prowadzeni przez wysokiego mężczyznę, którego spotkali na plaży. Długimi susami wyszedł na prowadzenie, krzycząc prosto do Elernaia - Pomóż mi! Sam nie dam rady! - mówiąc to rozpostarł ręce i otworzył usta, a z jego gardła poleciały gniewne słowa, których Elernai nie rozumiał. Oczy Tut'Amana zajarzyły się niebezpiecznym pomarańczem.
Zwykł być Rodowitym Sępem, Chciwym ścierwem zachodu, Niehonorową plagą zdrady, Zdrajcą narodów, Szacunek monetą wyrabiającym, Niemiłym wszelkim cnotom, Zniesławionym imieniem, Parszywym Kłamcą, Jadowitym Mówcą i Obrazą dla domeny króla
Obrazek

Re: Inne zakończenie

18
Walka i adrenalina zaćmiła umysł Elernaia. To była jedna z wad jego przekleństwa, emocje innych odczuwał jako swoje i często trudno było określić które należą do kogo. Wzywanie do walki tylko dodało mu otuchy. Nie zauważył, że to nie były nawoływania jego towarzyszy, a armii goryli, które dopiero nadciągały. Cztery zrobiły niemałe zamieszanie, a cała armia przechodziła przez ich szyki jakby wcale nie stawiały oporu. Cały zestresowany patrzył jak olbrzymy są coraz bliżej. To był pierwszy raz, kiedy nie miał siły zaprzeczyć Televanowi. Jako kaleka nic nie zrobi, a nawet sprawny nie miałby szansy uciec. Musi coś wymyślić zanim będzie za późno.

Niczym grom z jasnego nieba przybył Tut'Aman z pomocą. Diabelstwo ponownie poczuło dziwny niepokój i ogrom mocy gdy tylko na niego spojrzało. Nie ważne ile by tych posiłków nie było, nie zdążą do nich dojść na czas. Dopiero krzyk mężczyzny uświadomił Elernaia, że jego oko jest jedynym rozwiązaniem. Nie zwracając uwagi na ból, diabelstwo zmusiło się do otwarcia oka i zaczęła przelatywać wzrokiem po wielkich małpach, szukając odpowiedniego celu.

Nie wiedział, czy jest w stanie zapanować nad całą grupą, więc wolał skupić się na pojedynczej małpie, najlepiej dowódcy. Dosyć szybko zatrzymał się na szympansie dosiadającego jednego z białych goryli. Obawiał się jednak, że małpa może mieć silniejszą wolę od gołębia czy zidiociałego strażnika miejskiego, szczególnie, że to nie jest zwykłe zwierze. Ale pretensje do siebie będzie mógł mieć tylko wtedy, gdy nie spróbuje. Spojrzał uważnie w jego kierunku, skupiając się na oczach. ~ Odwołaj ich, nie macie szans, posiłki was zmiażdżą. Odwołaj ich! ~ Starał się wydawać szympansowi rozkazy krótkimi zdaniami. Miał nadzieję, że tak jak nawoływanie goryli do ataku zagrzało go do walki, tak jego rozkazy zdołają je powstrzymać.
Imperare sibi maximum est imperium.

Re: Inne zakończenie

19
Obrazek
Tut'Aman rozpostarł swoje ręce na boki, rozpościerając również swoje ubranie - czarny płaszcz, pokryty czarnymi piórami, które teraz wyglądały jak skrzydła, upodabniając go do ptaka i powiększając go jakby w oczach. Otworzył usta i zaczął początkowo pohukiwać kilkukrotnie, ale potem dało się słyszeć gniewne słowa, jakby zwielokrotnione - Wracajcie do lasu! Mało Wam krwi?! Wracajcie, gdzie Wasze miejsce! - po czym ruszył do przodu, stając przed grupą Televana i mówiąc coś w niezrozumiałym języku.

- To jakiś wariat... Pohukuje jak małpa. On nas zgubi - wyszeptał Log, trzymając przed sobą miecz w prawej ręce - ta była cała zakrwawiona jakąś świeżą raną, którą teraz musiał odnieść podczas tej pierwszej szarży. W tym samym czasie, Elernai spróbował dostać się do głowy szympansa, który jadąc na swoim pobratymcu wpatrywał się właśnie w niego. Zapewne słysząc pierwsze słowa Tut'Amana, albo słowa samego diabelstwa, krzyknął bezrozumnie i uniósł wolną od włóczni rękę, a wszystkie goryle zatrzymały się, ryjąc w ziemi swoimi łapami, by wyhamować, dysząc gniewnie i stąpając z ramienia na ramię.

Szympans siedział tak dłuższą chwilę, co dało tubylcom chwilę, by wbiec na drogę. Ustawili się po jej obu stronach z długimi włóczniami i łukami, robiąc dwie linie, między którymi był teraz Televan i Tut'Aman, który po chwili postawił krok w kierunku dżungli. Małpi jeździec spoglądał to na Tut'Amana, to na Elernaia, a jego pysk wykrzywiał gniew. Zajazgotał po małpiemu kilka razy, po czym dało się słyszeć doskonale rozumiane, co trudno było wyjaśnić, słowa - Dość krwi! Dlatego wszyscy musicie zginąć! Myśleliście, że zapanujecie nad nami! Wy, przeklęci ludzie i Wasi bogowie! Wiem, co za jedni. Niedługo tu pobędą i podzielą los brata. Wojna nadeszła. Chcieliście nas użyć, to teraz my użyjemy Was! Małpy razem. Ptaki razem. Wszyscy razem silni. Nadchodzimy! U-u-aaa! - krzyknął szympans i odwrócił swojego goryla, unosząc włócznię w górę i wszystkie małpy po chwili ruszyły z powrotem w dżunglę, znikając pomiędzy drzewami. Te, które były po drugiej stronie również gdzieś uciekły.

- Czemu nie zaatakowały? - zapytał Televan ze zdziwieniem, kompletnie nie rozumiejąc sytuacji. Spomiędzy krzaków wyszedł cały umazany krwią Rolfi z głową jednego z goryli, uśmiechając się triumfalnie, co pochwaliło kilka osób z Tygrysów.

Tut'Aman stał tak chwilę, wpatrując się w szympansa, a potem spojrzał na Elernaia, mrużąc oczy i brwi - Chyba żałuję, że to Ciebie tutaj mam, a nie Hut'huta. On chociaż rozumiał powagę sytuacji i był wierny ideałom. Gdyby nie to, że go zabiliście i jesteście jedynymi, którzy są w stanie jakkolwiek pomóc, już dawno byście byli znów na łodziach - powiedział mężczyzna i szybkim krokiem ruszył w kierunku, do którego zmierzali.

- To nie my chcieliśmy go zabić. To Rogaty tak nakazał - powiedział po dłuższej przerwie Televan, po czym wstając rozejrzał się po poległych - nie było żadnych. Wszystkie ciała były zabrane przez goryle w dżunglę - Niech Pan przyjmie ich ofiarę w imię walki o to, co zostało nam zapisane - powiedział, co podniosło na duchu niektórych, po czym kolumna znów ruszyła, jakby nigdy nic. Teraz jednak Televan zrównał się z Elernaiem - Powiedz mi. Czy Ty rozumiesz, co tutaj się dzieje? Będziemy musieli porozmawiać o tym, zanim podadzą Ci jakieś lekarstwa. Pośpisz dzień lub dwa, ale będziesz w stanie normalnie egzystować - rzucił okiem pół-elf na Elernaia, podpieranego przez tylko Annę, bo Rolfi teraz rozmawiał gromko z Tygrysami, przechwalając się walką z małpami. Humory były okropne - każdy był przygnębiony, przestraszony i zmęczony. Nadchodziły ciemne dni.
Zwykł być Rodowitym Sępem, Chciwym ścierwem zachodu, Niehonorową plagą zdrady, Zdrajcą narodów, Szacunek monetą wyrabiającym, Niemiłym wszelkim cnotom, Zniesławionym imieniem, Parszywym Kłamcą, Jadowitym Mówcą i Obrazą dla domeny króla
Obrazek

Re: Inne zakończenie

20
Diabelstwo ze zdumieniem patrzyło, jak małpy faktycznie odpuszczają. Nie był pewien co szympans miał na myśli mówiąc o losie brata, ale ostatnimi czasy zdążył przywyknąć do tego, że jest zupełnie nie w temacie z wieloma sprawami, które go otaczają. Jednak jego spokojne zostały zakłócone nagłym bólem oka, który przyszedł jak emocje już trochę opadły. Elernai wiedział, że tak to się skończy, ale lepiej cierpieć przez jakiś czas i żyć, niż umrzeć będąc brutalnie stratowanym przez goryle. Zgiął się w pół i zaczął boleśnie jęczeć przez zaciśnięte zęby, jednocześnie zasłaniając oko ręką.

Wygląda na to, że twój przyjaciel potrafi rozmawiać ze zwierzętami i jest całkiem przekonujący. Okazuje się, że ja również. - Starał wyjaśnić zaistniałą sytuację Televanowi najlepiej jak potrafił, a przynajmniej tak jak on ją rozumiał. Coraz bardziej zaczynał pojmować co właściwie wszelkie nowe przekleństwa mu dawały. Nie był jednak do końca pewien czy to na pewno pochodzi tylko od Rogatego. Miał przeczucie, że Hut'hut w swoich ostatnich chwilach w jakiś sposób przekazał mu swoją moc. To by w logiczny sposób wyjaśniało czemu tylko on i Tut'Aman potrafią porozumiewać się ze zwierzętami. Zastanawiał się tylko czemu troll nie zdecydował się zabrać mocy do grobu, albo przekazać ją komuś innemu, a nie swojej śmierci.

Trudno żebym rozumiał powagę sytuacji, kiedy nawet nie wiem co się tu dzieje. Mi też jest przykro, że nie jego tutaj masz, bo gdyby nie on i jego wojsko, to nie musiałbym przyjmować na siebie kolejnej klątwy, przez którą osiwiałem. Ale czasu nie cofniemy, Hut'hut nie żyje, a ja jeszcze bardziej upodobniłem się do demonów. Czy tego chcemy czy nie, jesteśmy na siebie chwilowo skazani. Ja i moi towarzysze potrzebujemy schronienia, a Ty potrzebujesz mojej mocy, którą ni cholerę wiem jak otrzymałem. Postarajmy się więc wzajemnie szanować, przynajmniej do zakończenia naszej współpracy. - Mówił gniewnym, ale zmęczonym głosem w stronę Tut'Amana. Nawet nie wiedział, czy ten zechce się zatrzymać by posłuchać, ale nie zwracał na to uwagi. Elernai chciał po prostu dać upust swojej złości. Nadmiar morderczych intencji wokół niego podczas używania oka wywołał u niego napad złości. To jedna z wad jego mocy, uczucia innych czuje niczym swoje.

Nie mam pojęcia, ale mam pewne podejrzenia. Rozumiałem co mówiły te małpy i potrafiłem do nich przemówić, tak samo jak Tut'Aman. Wspominały coś o losie brata, ale nie wiem kogo mogły mieć na myśli. Prawdopodobnie w jakiś sposób przejąłem moc Hut'huta kiedy go zabiłem. - Starał się odpowiedzieć jak najlepiej Televanowi, ale również samemu poukładać wszystko w głowie Elernai. - Chodźmy, im szybciej będę mógł odpocząć tym lepiej. Wiesz może dlaczego te goryle zabrały ciała?
Imperare sibi maximum est imperium.

Re: Inne zakończenie

21
Zasłaniając oko Elernai czuł napływający do głowy ból - niesamowity ból. Pomimo tego, że był już z dala od walki, to nie czuł się tak od dawna. Ostatnie dni i wydarzenia były okupione prawie, że tylko bólem i nie znikającym strachem. Wszędzie były przeciwności, z których wychodził ledwo co cało często tylko dzięki umiejętnościom swojego oka, a to zaczynało coraz bardziej boleć, jakby może narastając w tym ciągłym cierpieniu. Nie zwiastowało to dobrze - chociaż często jego życie było zagrożone, teraz jego zdrowie wisiało na włosku. Musiał patrzeć, by przeżyć, ale to także go zabijało. Być może odwlekało tylko śmierć. Tut'Aman co prawda wysłuchał monologu do końca, ale tylko zmrużył bardziej oczy i z gniewem odwrócił się na pięcie, chociaż w jego oczach kryła się jakby iskierka czegoś innego. Może coś z ust diabelstwa do niego przemówiło.

- Zacznijmy od tego, że to nie mój przyjaciel. Ale jest to jedna z niewielu osób, które mogły nam pomóc i udzielić azylu. Sądzę jednak, że błędem było tu przybywać, zaraz wyjaśnię Ci, dlaczego. To wszystko... - Televan przestał mówić, dając przyzwolenie diabelstwu, by kontynuowało po jego wtrąceniu. Jeden z rosłych mężczyzn, który go niósł, spojrzał na Loga ze smutkiem w oczach, lecz twarzy samego Loga Elernai nie widział. Z przodu tylko dochodziły jakieś głośne rozmowy - tubylcze akcenty wymieszane z Erolską mową powszechną.

Domysły Elernaia mogły być prawdziwe, mogły też być zupełnie fałszywe. Zawsze mogło się okazać, że jego oko było darem od kultystów i nikt inny nie miał w tym swojego wkładu. Tak czy inaczej, rozumiał zwierzęta i potrafił do nich przemawiać. Nie wiedział, na jakiej zasadzie, bo przecież umiał tylko czytać w myślach, oraz plątać w czyjejś głowie. Sprawa ta była równie zagmatwana co to, co miał zaraz usłyszeć.

- To wszystko jest bardzo dziwne. Ale żeby chociaż spróbować to zrozumieć, opowiem Ci historię moją, oraz mojego brata, który zapoczątkował Krąg - powiedział cicho Televan, a jego oczy, z tego, co zauważył Elernai, były całkowicie szare. Czy nie były przypadkiem błękitne? Tak czy inaczej, dżungla skończyła się nagle i promienie słoneczne poraziły diabelstwo w oczy. Zabolało go to niesamowicie - skóra bolała, jakby przypiekana ogniem, przez co musiał od razu pochylić głowę do przodu, by zasłonić rondem kapelusza swoją twarz. Log zakrył się kapturem, Televan został owinięty jakimś materiałem. Słońce stanowiło zagrożenie.

W lesie była tutaj spora przestrzeń - wydeptana droga wiła się pomiędzy rowami z wodą, uprawami, nielicznymi krzakami i pustymi teraz zagrodami i małymi budkami, których ścieżki prowadziły albo do głównej drogi, albo w kierunku bardzo szerokiej rzeki pełnej mostów i łódek, na których pływał cały tłum, podróżując w różne strony. Była więc przestrzeń, na środku której stał wysoki, drewniany mur z całych pni, z solidną, otwieraną poprzez podciągnięcie jej do góry bramą. Pod murami były wały z naostrzonymi palami, tu i tam były zbudowane mizernej jakości, wyglądające jakby miały się rozlecieć, wieżyczki z wartownikami. Budek tych było wiele, a cała ta fortyfikacja wyglądała jakby stawała się dżunglą - wszędzie były pnącza, rośliny, kwiaty i inne. W środku było trochę lepiej - większość obozu była zacieniona. Kolumna wchodziła w towarzystwie wielu tutejszych wojowników.

- To Bohia. Największy ośrodek mieszkalny na wschodniej stronie Kattok. Zebrały się tutaj dzikie plemiona, a odkąd zwierzęta postanowiły walczyć z ludźmi, to jest to jeden z ostatnich bastionów na wschód od Da'Kattok - przemówił głośno Log, przemawiając do Tygrysów, gdy wkroczyli w zacienioną alejkę między podłużnymi, drewnianymi chatami. Wszystko tutaj było z drewna, wszystko było duże i miało masę pustej przestrzeni. Ludzi też było dużo, trochę trolli i mniejsze ilości elfów czy orków. Nie było to na pewno miasto na miarę Keronu, ale było tu sporo osób, ciekawie przyglądających się Tygrysom, kulejącym i rannym, poruszającym się bocznymi uliczkami do dużego, piętrowego domu. Trudno było to wszystko opisać - mieszanina dżungli i miasta, pełna roślin, małych ogrodów, skąpo ubranych ludzi i prostoty.

Gdy tylko Televan przekroczył drzwi i grupa wkroczyła do sporego pomieszczenia o drewnianych ścianach, nielicznych oknach, podłodze z udeptanej gliny, stwardniałej słońcem, poprosił Elernaia o to, by udał się z nim na bok, w kierunku położonego w rogu, rozpalonego ogniska. Gdy Log pomógł się tam przemieścić Elernaiowi i zostali tam w trójkę - Televan, Log i Elernai, dowódca Kręgu przemówił - Elernaiu. To, co teraz powiem, będzie bardzo dziwne, bo dla mnie jest niezrozumiałe. Zanim cokolwiek jednak zrobimy, jesteś pewien, że chcesz ryzykować życie, cierpieć w kolejnych walkach i potyczkach, by pomóc sobie i nam? Ja i Log jesteśmy już trochę tym wszystkim zmęczeni, odkąd od jakiegoś czasu Rogaty jakby o nas zapomniał i wszystko, co nas spotyka, jest na przeciw nam. Myślimy o tym, żeby po prostu się poddać. Po co nam walka z małpami, tubylcami i to całe cierpienie, którego Ty doświadczysz najwięcej? Nie będę się upominać u Rogatego kolejną modlitwą o pomoc. Może po prostu z tym skończymy... Tygrysy się rozpadły, Krąg umiera na naszych oczach. Jesteśmy na tej wyspie uwięzieni, kiedy jeden z nas chciał odpłynąć, fale po prostu wciągnęły go od razu pod wodę, niedaleko od plaży. To jest... To jest coś większego... Zanim więc zacznę opowiadać zapytam. Czy na pewno chcesz cierpieć? Możemy zawsze umrzeć. Rogaty nie będzie mógł się nas wyprzeć w zaświatach, nosimy jego znamię - to, co mówił Televan, mówił z widocznym bólem, smutkiem, ale i szczerością. Log zaś nie mówił nic, wpatrując się w ogień ze zmęczeniem. Elernai był w bardzo opłakanym stanie, a i tak większość tego, co spotykało jego grupę przez kilka ostatnich dni albo przespał, albo pogrążony był w cierpieniu ran. Log jednak musiał walczyć, nosić rannych, widzieć śmierć. Warto było żyć takim życiem? Mógł zawsze odpłynąć, zapomnieć o misji i ruszyć do Da'Kattok.
Zwykł być Rodowitym Sępem, Chciwym ścierwem zachodu, Niehonorową plagą zdrady, Zdrajcą narodów, Szacunek monetą wyrabiającym, Niemiłym wszelkim cnotom, Zniesławionym imieniem, Parszywym Kłamcą, Jadowitym Mówcą i Obrazą dla domeny króla
Obrazek

Re: Inne zakończenie

22
Idąc ścieżką Elernai podziwiał widoki i zupełnie obcą mu kulturę. Było to jedyne pocieszenie w jakże bolesnych i przygnębiających czasach jakie nastały dla niego i Tygrysów. Każdy krok był dla niego bolesny. Jego demoniczna regeneracja po prostu nie nadążała za leczeniem ran. Jego organizm był zwyczajnie wyczerpany, czuł to. Przez całą drogę nie otwierał oka. Ból wynikający z nadużycia był już nieznośny, więc nie chciał dodatkowo narażać je na po części szkodliwe dla niego światło słoneczne. Gdy weszli do domu, Elernai bez zbędnych ceregieli skorzystał z pomocy Loga, niemal uwieszając się na nim. Normalnie próbowałby chodzić lub stać sam, ale na to również nie miał siły.

~ Tak jakby ostatnie wydarzenia nie były wystarczająco demotywujące... ~ Pomyślało sfrustrowane diabelstwo po usłyszeniu wypowiedzi Televana. Zawsze widział w nim ostatnią nadzieję Tygrysów, że jako jedyny nigdy nie zwątpi. Teraz zrozumiał, że nie ma nikogo, kto po dłuższym czasie nie zacznie wątpić, chcieć odpuścić. Elernai chciał z tym skończyć i to nie raz. Myślał, że zginie już przynajmniej z trzy razy w ciągu ostatnich zdarzeń. Prawdopodobnie tak by się stało, gdyby nie pomoc ze strony Tygrysów, szczególnie Televana i jego drużyny. Tak jak oni go wspierali na duchu, tak teraz on chciał wesprzeć ich. - Zmęczeni? Wszyscy którzy tu z nami przybyli są już tym wszystkim zmęczeni. Ja już byłem zmęczony odkąd ledwo uszedłem z życiem podczas zamachu na Hut'huta. Przybyłem do Eroli w poszukiwaniu informacji o moim dawnym opiekunie, Arvanie. Całe życie marzyłem, żeby oderwać się od klątwy i wszystkiego co związane z demonami i miałem nadzieję, że on mi w tym pomoże. Jak dotąd nie dowiedziałem się o nim nic, ale za to wy uświadomiliście mi cholernie ważną rzecz. Dla mnie nie ma nadziei, nie oderwę się od demonów, bo sam w połowie nim jestem. Zamiast zwalczać swoje przekleństwo to nabyłem nowe. Co do Rogatego... Gardzę nim, tak samo jak każdym innym demonem. Sam przekonałem się, że nie można tym stworzeniom ufać, to prowadzi tylko do złego. Ale jak już jesteśmy przeklęci to skorzystajmy z tego, w naszym interesie, nie jego. Oczywiście, nie zrozum mnie źle. Nie mam zamiaru uciekać. Zaszliśmy za daleko. W tym momencie nawet nie mamy dokąd uciec, wszędzie nas szukają. Tygrysy umierają, to prawda, ale nie możemy pozwolić na to, żebyśmy wszyscy pozdychali jak szczury kryjąc się po kanałach i slumsach w całym świecie, bez żadnego celu. W ten sposób tylko przedłużymy naszą agonię. Tutaj prawdopodobnie zginiemy, ale jeśli jest dla nas jakakolwiek szansa, że nam się uda, to musimy spróbować. Jeśli zwyciężymy to będziemy mieli szanse na odbudowanie Kręgu i Tygrysów, a jeśli zginiemy to cóż... Przynajmniej to będzie dobra śmierć.
Imperare sibi maximum est imperium.

Re: Inne zakończenie

23
Kiwali obaj głowami i Log poklepał tylko Televana po ramieniu - Jeśli nie on, to nikt. Ja zobaczę, co u reszty - mówiąc to Log wstał ciężko stękając i poprawił swój kaptur. Chociaż słońce tutaj nie dochodziło i było tu całkiem ciepło, to Log nosił tutaj brązowe rękawiczki - Połóżcie go tam - powiedział do kogoś gdzieś za plecami Elernaia. W pomieszczeniu zapanowało trochę więcej życia - rozmowy, ruchy, szelesty, notowane czujnym, ostrym uchem diabelstwa. Kilku tubylców chodzących tu i tam, pomagających Tygrysom, próbujących się czasem skomunikować mową, jaką Erola i Ujście uznawały za wspólną mowę Herbiańską. Tutaj obowiązywała mowa tutejsza - ich mowa.

- Jesteś dla nas ostatnią nadzieją. Ja sam nie wiem, co mamy robić, ale to, jeśli wypełnisz misję, może zaważyć nad tym, czy przeżyjemy. Nie wiem, czy to przeznaczenie, zbieg przypadkowych okoliczności czy to któryś z bogów, może nawet Rogaty, nas tutaj sprowadziło. Po prostu nie wiem. Wiem jednak, że teraz nie mamy odwrotu. Musimy brnąć dalej. Jak zapewne widzisz, jesteśmy w bardzo kiepskim stanie. Może i w Eroli uchowało się nas trochę. Ale to nieważne. Jakkolwiek wielu by nas nie było, coś sprawiło, że zostaliśmy prawie zniszczeni, a także coś nas tu sprowadziło. Może jeżeli pokonamy małpy i wszystkie te bestie, to nam się uda. Podobno oni tutaj znają sposób. Potrzebują tylko trolla znającego się na szamaństwie. A Ty jesteś tym trollem. Z tego, co rozumiem, moc Hut'huta została Ci podarowana, byś mógł tutaj wrócić. Czemu jednak Rogaty kazał zabić Hut'huta, skoro kazał nam tutaj przybyć i zniszczyć jego własne dzieło? Czyżby on na prawdę się pomylił? I czemu Hut'hut dał Ci wzrok? Może właśnie to dlatego... Może właśnie wiedział, że to nastąpi, a nie chciał, by Kattok pozostała bez ratunku. Jakiż ja byłem głupi i zarozumiały - złapał się kończąc monolog za głowę i zasyczał z bólu, czując, jak poparzona skóra razi od bandaży. Po jego szarym oku spłynęła łza - dziwna, biała łza, jakby spowita z mleka. Televan wpatrywał się teraz prosto w oczy Elernaia - szare i czerwone - Liczymy na Ciebie. Może dzięki Tobie Rogaty nam wybaczy... To od niego pochodzi nasza siła, nie zapominaj o tym - nie wiedząc kiedy, Elernai zasnął, po prostu. Nie mógł sam się zbytnio ruszać, więc ktoś musiał go przenieść na materac. Był wieczór. A przecież popołudniu dotarli do Bohii. Spał więc tak krótko, czy tak długo? A co go obudziło?

Dźwięki unoszące się w powietrzu.

Dźwięk dzwonków i drewnianych stukotów przyniósł się pod ściany chaty. Dziwne pociągnięcia strun, a potem przewodzący, męski śpiew, do którego dołączył cały chór. Leżący na boku Elernai zobaczył kilkoro czarnoskórych wręcz dzieci, które ze śmiechem uciekły, gdy się obudził. Log podszedł do Twoich pleców, klepiąc Cię w nie - Bohaterze, nasi gospodarze do Ciebie. Głowa do góry. Nogi też - dodał po chwili, dźwigając Elernaia na nogi i podając mu długą, drewnianą laskę. Z jej pomocą dało się kulejąc iść o własnych siłach, ale mimo to, Log asekurował diabelstwo.

- Ten, który skradł oczy, a którego spojrzenie pokaże nam prawdę, której nie potrafimy ujrzeć! Tygrys z Eroli! Bracia! Siostry! Śpiewajcie ze mną! - krzyczał Tut'Aman, wzniecając w powietrze tak głośny śpiew, że wydawało się, że całe miasto go słyszało. Roztańczony, skaczący, klaszczący tłum mężczyzn i kobiet w drewnianych sukienkach i lnianych koszulach hulał pod ich tymczasowym domem - Chodź, Elernaiu. Czas na nas, chociaż czas jest tu względnością. Gdy skończymy, znajdziesz siłę - powiedział wysoki, smukły mężczyzny, pełny wszędzie kolorowych piór, cały pokryty czerwonymi, jakby krwawymi malunkami na gołej klatce piersiowej i twarzy, z pióropuszem na głowie. Wyciągał rękę do kulejącego Elernaia, za którym pojawili się Log, Televan niesiony na rękach tego samego, sporego mężczyzny, oraz Anna, ciężko opierająca się o framugę drzwi, blada i zmęczona, którą asekurował Rolfi, z zatroskaną miną.

- Jesteś gotów wypełnić swoje przeznaczenie? Jeśli tak, to nie będzie odwrotu. Będziesz spacerował między domenami, jak starożytni - przemówił Tut'Aman ciszej, gdy wszystko już zamilkło, a tłum czekał na werdykt. Z sykiem pozapalano więcej pochodni i dało się widzieć, że może dziesiątki, jeżeli nie setka twarzy wpatrzonych jest w diabelstwo. Głównie ciemnoskórzy mężczyźni i kobiety - jedni czarni, inni niewiele ciemniejsi od niego, zanim jeszcze nawiedził go swoją mocą Rogaty - Czy jesteś gotów, by upomnieć się o swoją spuściznę plemienia Huta?
Zwykł być Rodowitym Sępem, Chciwym ścierwem zachodu, Niehonorową plagą zdrady, Zdrajcą narodów, Szacunek monetą wyrabiającym, Niemiłym wszelkim cnotom, Zniesławionym imieniem, Parszywym Kłamcą, Jadowitym Mówcą i Obrazą dla domeny króla
Obrazek

Re: Inne zakończenie

24
Elernai uważnie słuchał słów Televana. To wszystko wydawało mu się dziwne. Wierzył w istoty nadprzyrodzone, jedne nazywane bóstwami, inne demonami. Trudno, żeby było inaczej, w końcu sam jest synem demona. Jednak nigdy nie brał poważnie kwestii przeznaczenia. Zawsze myślał, że on sam decyduje o swoim losie, bóstwa mogą jedynie w nim trochę namieszać, ale nigdy kontrolować. Teraz zaczynał w to powątpiewać. Nigdy nie myślał, że przypłynie na Kattok, tak samo był zdumiony, że zdołał dożyć do tego momentu. Nie wiedział ile dni upłynęło odkąd spotkał Televana tam w karczmie, zupełnie stracił rachubę. Ale w ciągu nich jego życie wisiało na włosku już niezliczoną ilość razy. Diabelstwo było przekonane co do swojego szczęścia, ale tutaj to było coś więcej. Być może faktycznie bóstwa zgotowały mu ten los?

Wstał wypoczęty, ale cały obolały. Być może jego regeneracja już zdążyła zdziałać chociaż trochę, ale za to po śnie wyszło z niego najzwyklejsze zmęczenie. Chwycił się ręką za głowę. Musiał poświęcić krótką chwilę na uświadomienie sobie, że jego pobyt w Bohii nie jest snem. Z uśmiechem przyjął laskę. Podziękował Logowi serdecznym uściskiem dłoni. - To jeszcze nie czas na wyciągnięcie nóg. Najpierw muszę wypełnić misję. - Odpowiedział uszczypliwie mężczyźnie. Muzyka całkiem mu się podobała. Otoczenie go intrygowało. Bardzo różniło się od Ujścia, czy nawet Eroli. Czuł smutek, że nie będzie raczej miał okazji bardziej się rozejrzeć, chociaż z drugiej strony była to kolejna motywacja, by wyjść z tego cało. Jedyne co go męczyło to upał, ale teraz w nocy było naprawdę przyjemnie. Elernai nigdy nie czuł się tak wyróżniony. Jako nastolatek marzyło mu się, że będzie znany, ale jako herszt jakiejś bandy, lub szlachcic z majątkiem zbudowanym na szemranych interesach. Teraz mu to przeszło, ale nigdy nie spodziewał się, że ktoś będzie go spostrzegał jako wybrańca, ostatnią nadzieję. To dodawało mu siły i odwagi, ponieważ za wszelką cenę nie chciał zawieść oczekiwań ludzi tu zebranych. Rozejrzał się jeszcze po Tygrysach, które się zebrały za nim. Z uśmiechem kłaniał się każdemu po kolei. Do Rolfiego powiedział zatroskanym głosem. - Dbaj o nią, dobra? - Następnie odwrócił się do Tut'Amana i odpowiedzał - Bardziej gotów nigdy nie będę, teraz albo nigdy.
Imperare sibi maximum est imperium.

Re: Inne zakończenie

25
Prawa noga powłóczyła za resztą ciała, gdy Elernai opierał się na lasce. Lewa co prawda już tak nie bolała, ale mógł na niej stawać, kontrolując częściowo ten ból. Lewa ręka była cała sztywna i obolała - widać było na niej jakieś zielone mazidło, chyba maść. Było tutaj ciemno, chłodniej, niż za dnia i jakoś dziwnie przyjemnie - może to była kwestia wypoczęcia, a może świeżego powietrza. Trudno było stwierdzić, ale czuł się teraz tak, jakby został stworzony właśnie do obradowania o takich porach. Log spoglądał zaciekawiony to tu, to tam, rozglądając się równie dużo, co sam Elernai - Niezła sprawa, co? Jeśli Ci się uda, może da się namówić Televana, żebyśmy tu dłużej zabawili - wyszeptał Log, gotowy do wspierania swojego towarzysza, ale nienachalnie idący obok.

- Będę, Elernaiu. Będę też dbał o Ciebie, do kiedy będę mógł - stwierdził dziarsko Rolfi, uśmiechając się szeroko, chociaż jego brwi wykrzywione były w grymasie smutku i żalu. Televan kiwał głową z ledwo co widocznym spod bandaży uśmiechem - było ich teraz trochę mniej. Było widać siwe pasma włosów i zaczerwienione, zabliźnione miejsca na skórze. Nie widać było całej jego twarzy, ale poparzenia pokrywały go chyba całego - O mnie się nie martw. Mam jeszcze kilka asów w rękawie, jak wtedy, w karczmie, gdy wygraliśmy sakiewkę złota. Najwyżej umrę i trafię tam, gdzie mój brat. Idź, nie bój się. Zachowaj trzeźwy umysł, gdy nastąpi Twoja misja. Tygrysy, za mną - przemówił twardym, trochę ochrypłym głosem głośniej, a z budynku zaczęli wylewać się ubrani teraz w lżejsze ubrania, nie pancerze jak Log i Rolfi dawni towarzysze Elernaia, oraz Ci, których w ogóle nie kojarzył. Może to Ci z Ujścia, może jacyś nieznajomi z Eroli.

- Zdecydował. Pij - przemówił cicho Tut'Aman, a potem podał, a wręcz wlał tak szybko, że Elernai nie zdążył zareagować, jakiś płyn do ust diabelstwa swoimi długimi łapami. Wtedy w głowie zaczęło mu aż szumieć jakby wiatrem wymieszanym z odległymi szeptami i nieznanymi dźwiękami nieznanych instrumentów. Wszystko wokół się zamgliło, tworząc jedną wielką zbitkę czerni nocy, brązu drewna, granatu nieba i złota pochodni oraz ognisk. Wszechobecny głos, którego nie mógł zlokalizować prowadził go. On sam zaś płynął, albo leciał - nie czuł, jakby szedł. Chyba ktoś go niósł, albo lewitował, bo stopy miał nad ziemią, przemieszczając się w bezruchu wśród drewnianych, rozmazanych alejek. Wszędzie byli roztańczeni, rozśpiewani ludzie. Wokół większego ogniska gdzieś z boku orkowie tańczyli swój wojenny taniec, w akompaniamencie do elfich fletów.

Bębny. Bębny wszędzie. Wszędzie głosy. Znikąd jakby pojawił się przed ogromnym ogniskiem - za nim stała kamienna, żółta piramida. Ognisko otoczone było przez samych rosłych olbrzymów - orków, bardzo muskularnych mężczyzn, krasnoluda, trolla i kogoś, kto przypominał ptaka. Tut'Aman śpiewając wznosił głos w powietrze, trzepiąc skrzydłami, tak jak reszta tłumu, tanecznie kołysząca się na boki i skacząca. Kobiety kołysały zmysłowo biodrami i pupami, a mężczyźni bojowo uderzali się o klatki piersiowe - Zniszcz to, co dał ten, który dał Ci spojrzenie! Zniszcz to, co trzeba zniszczyć, mając wsparcie wszystkich możliwych sił! Zatańczmy Taniec Śmierci! Niech da nam zbawienie ogień. Niech to ogień nas oczyści! - krzyknął z ogromnym przejęciem Tut'Aman i chwycił Elernaia za ramiona. On sam nic zrobić nie mógł. Był całkowicie podatny na czynniki zewnętrzne. Nie było przy nim już Tygrysów, stali oni gdzieś za szeregiem obrońców ogniska, machając rękami, krzycząc coś z przejęciem i przerażeniem. Jedynie Rolfi stał bliżej, przechodząc jakby w ogóle nie widoczny między dwójką orków. Nie, to nie był Rolfi. To był jakiś starzec o karmelowej skórze i białych pasmach materiału poobwieszanych na nim. Pokrywany malunkami Elernai nadal nie rozumiał. Znowu wlano mu coś do ust - czerwony płyn rozlewał się po jego twarzy i torsie. Smak był słodki, trochę metaliczny. Tak, czuł ten smak już kiedyś - to z pewnością była krew. Musiała być z czymś wymieszana, może z alkoholem, albo czymś, co aż rozgrzewało go od środka, szarpnął się w spazmie tego uczucia, lecz starzec, który był Rolfim i kilku innych wyglądających na miejscowych szamanów przytrzymało go z trudem.

Tut'Aman chwycił Elernaia pod ramię i wkroczył z nim krok w stronę ogniska, po czym najzwyczajniej w nie wszedł. Diabelstwo poczuło, jak płomienie liżą jego stopy, a potem podpalają ubranie. Do Tut'Amana i Elernaia dołączył ten starzec w bieli i ogień wtedy odstąpił od nich. Niemniej, w środku ogniska płomienie zaczęły robić się fioletowe, a ich ciepło było w zasadzie zimne. Zanim w ogóle dało się pojąć, o co chodzi, uderzenie niezidentyfikowanych barw i huk, trzask pioruna, zmieszały się z krzykiem Anny - Elernai! Nie! - dało się tylko słyszeć.

Wokół bowiem dźwięki te zastąpiło pohukiwanie sów i odległych gdzieś małp. Stojąc wśród białych, rozsypanych kamieni, byli gdzieś w jakiejś bardzo obszernej budowli. W ogromnej teraz bowiem sali, na samym jej końcu, gdzie teraz stali, stał wysoki, biały, kamienny tron z wieloma kamieniami szlachetnymi do ozdoby. Była to ruina - ściany miały dziury, dach był niekompletny, kolumny nagryzione zębem czasu, a wejście z drugiej strony sali, dalekie i równie ogromne, było roztrzaskane. Dziesiątki ławek ciągnęły się po bokach, a środkiem szedł ciemny, bordowy dywan, miękki dla butów - Jesteśmy na miejscu. To tutaj. Tron Króla Zwierząt. Tutaj zasiadał mój brat, zanim zwierzęta i bestie nie wypowiedziały nam wojny. Biała Ścieżka pokryta krwią. Co za splugawienie naszych tradycji. Idź do tronu, nie siadaj na nim jednak. Za nim będzie komnata. Tam będzie Kamień Życia i Śmierci. To on jest tutaj najwyższym artefaktem. Musisz poradzić sobie sam. Ja bowiem będę Cię strzegł, żeby nikt Ci nie przeszkodził. Nasi wojownicy są na granicach Małpiego Królestwa, odwrócą uwagę goryli i szympansów. Tutaj jednak inne małpy mają też swój dom - stwierdził ponurymi, urywanymi słowami Tut'Aman, stając trochę pokracznie i kołysząc się ze zmęczenia na nogach. Rozpostarł ręce na boki i odwrócił się w kierunku wejścia do sali. Gdzieś z oddali zaryczała małpa. Elernai stał teraz tak, opierając się o laskę. Wejście do komnaty było doskonale widoczne. Wrzucono go tutaj, chociaż on zupełnie nic nie rozumiał. A może miał zrozumieć? No i gdzie był ten starzec, który przecież wszedł w ogień razem z nimi? Tak czy inaczej, wielka próba wiary, wiedzy i siły nadchodziła wielkimi krokami. A czuł się teraz na prawdę silny, wiedział niezbyt dużo, ale coś tam wiedział. A kwestia wiary? W co?
Zwykł być Rodowitym Sępem, Chciwym ścierwem zachodu, Niehonorową plagą zdrady, Zdrajcą narodów, Szacunek monetą wyrabiającym, Niemiłym wszelkim cnotom, Zniesławionym imieniem, Parszywym Kłamcą, Jadowitym Mówcą i Obrazą dla domeny króla
Obrazek

Re: Inne zakończenie

26
Zdezorientowanie, niepewność, strach. Elernai bardzo dobrze znał mieszankę tych uczuć. Już kiedyś przeżywał coś podobnego. Trans do zmylenia przypominał mu czasy, gdy jako dziecko był poddawany środkom halucynogennym. To co prawda nie było to samo, ale zasady postępowania w tej sytuacji są podobne. Diabelstwo bardzo uważnie skupiało się na otoczeniu i punktach charakterystycznych. Tylko to pozwalało mu zachować zimną krew. Zaniepokoiło go przeobrażenie się Rolfiego. Chłopak już wcześniej przybierał wyjątkowo nienaturalne postacie w wizjach półelfa. Krzyki i zachowanie Tygrysów nie polepszały sprawy. Coś było zdecydowanie nie tak. Nie mógł jednak teraz o tym myśleć. W tym momencie nie było odwrotu, jego ciało i tak poruszało się w większości samo. Czuł, że zbliża się coś wielkiego i będzie musiał podjąć ważną decyzję. Zniszcz to, co dał ten, który dał Ci spojrzenie! To była kwestia, która najbardziej utkwiła mu w pamięci. Mając to na uwadze udał się w stronę komnaty, jedną ręką podpierając się o laskę, a drugą trzymając sztylet wyciągnięty z pochwy. Szedł powoli, dokładnie się rozglądając i starając się poukładać to wszystko w swojej głowie.
Imperare sibi maximum est imperium.

Re: Inne zakończenie

27
Pomieszczenie dalej było dziwne - średniej wielkości, może jak karczemna izba, puste prawie, że całkowicie. Żółte, kamienne ściany, żółty sufit i żółta podłoga - kilka małych dziur po kamieniach, przez które przebijało się światło księżyce i zielone pnącza i liany. Najważniejszym elementem jednak była dziwna figura, stojąca w pomieszczeniu, może trzy bądź czterometrowa. Z pozoru wyglądała na kamienną i żółtą, ale kiedy Elernai wszedł do pomieszczenia, okazała się gładka, jak skóra. Widział teraz bowiem dobrze - pochodnie po rogach zapaliły się białym światłem, a takiego też koloru mgła pojawiła się przed nim. Nie zdążywszy cofnąć nogi przestąpił przez mgłę i w sumie nic więcej się nie stało.

Nic z nim. Pomieszczenie bowiem zmieniło się diametralnie - posąg został, ale reszta zniknęła - za nim stał kamienny łuk wejścia, ale za samym łukiem i wszędzie wokół stały wysokie, ciemne drzewa. Krzaki i głazy mieszały się tutaj w ciemnościach, a dziwne, odległe wycia mieszały się z nerwowymi szeptami wokół niego - jakby jego przybycie było zaskoczeniem dla tych, którzy mówią. Przez kamienny łuk nadal widział wejście do tamtej kamiennej sali, za którym gdzieś tam był Tut'Aman. Tutaj jednak był zupełnie gdzie indziej - cztery gwiazdy. Nie, cztery księżyce, oświetlały czerwonym, srebrnym, złotym i niebieskim światłem ciemność mgły, która była wszechobecna. Gdzieś tam przemknęło kilka kształtów. Biała linia z mgły otaczała teraz zarówno sam posąg, jak i Elernaia. Coś wypadło z krzaków, mknąc w kierunku diabelstwa, odbiło się od czegoś i z psim jakby piskiem wpadło z powrotem w krzaki. Widoczne były jedynie czarne kołtuny futra i białe zęby. Nie miał pojęcia, gdzie mógł być. Było to zaklęcie, sen, czy inny wymiar? Trudno byłoby stwierdzić. Zauważył jednak, że biała mgła delikatnie przesunęła się w jego kierunku, zmniejszając spory okrąg i stanęła w miejscu.

Posąg zaś stał i czekał. Kamienny mężczyzna z głową jelenia, z nagim torsem, o włóczni w ręku i wilku przy jego nodze. Przed nim zaś stała jakby złoto-rubinowa kostka, wielkości sporej skrzyni, w której były doskonale widoczne otwory na całe dłonie. Wyglądało to jak na prawdę mistrzowska robota gnomów, albo innych wspaniałych artystów-inżynierów. Powarkiwania pojawiały się to tu, to tam, a Elernai stał sam. Puste otwory jakby zachęcały go do włożenia dłoni, a martwe, kamienne oczy posągu zdawały się w niego wpatrywać.
Zwykł być Rodowitym Sępem, Chciwym ścierwem zachodu, Niehonorową plagą zdrady, Zdrajcą narodów, Szacunek monetą wyrabiającym, Niemiłym wszelkim cnotom, Zniesławionym imieniem, Parszywym Kłamcą, Jadowitym Mówcą i Obrazą dla domeny króla
Obrazek

Re: Inne zakończenie

28
Diabelstwo starało się nie zwracać uwagi na otoczenie. W tym momencie spodziewał się, że może zmienić się każdej chwili, a to tylko pogłębi jego zdezorientowanie. Idąc cały czas w stronę posągu z nawyku odwracał się gwałtownie co jakiś czas w kierunku wydawanych dźwięków. Nie był tu sam, ale jednocześnie nie czuł zagrożony. Największą zagadką był dla niego posąg. ~ Czy to właśnie tak wygląda Rogaty...? ~ Rogi były adekwatne do nazwy. Jeszcze nigdy w życiu Elernai nie widział posągu demona. To wywoływało w nim negatywne emocje. Nie ufając wszystkiemu wokół, półelf nie chciał tak po prostu wkładać rąk do kostki. Ze swojej wyuczonej ostrożności włożył najpierw koniec swojej laski do jednej z dziur by zobaczyć co się stanie. Dopiero gdy upewni się, że to nie jest pułapka, Elernai sięgnie po to co może być w środku swoimi rękoma.
Imperare sibi maximum est imperium.

Re: Inne zakończenie

29
Obrazek
Posąg nie odpowiedział mu na pytanie, a laska, spróbowana włożyć do kostki, po prostu się dziwnie nie mieściła, chociaż według rachuby Elernaia, powinna, bo przecież dziury w kostce były wystarczająco duże. Być może to jakaś kolejna bariera, bądź pole siłowe. Na dłoniach miał rękawice, które miał na sobie w sumie od początków przygód w Eroli, a potem także podczas bitew i potyczek z armią koronną. Teraz jednak, gdy przysunął swoje ręce do tego dziwnego przedmiotu, nie mógł się już powstrzymać, żeby je tam włożyć. Rękawice z delikatnym pieczeniem i prawie niezauważalnym ukąszeniem bólu strawiły się w ogniu, a nagie dłonie ze wszystkich stron zostały otoczone zimnym jakby metalem. Włożone prawie po łokcie. Metal był chłodny, ale nie aż tak zimnym, jak się wcześniej wydawało. Kostka w kilku miejscach dziwnie pulsowała, jak bijące serce - między innymi wokół każdego z palców. Wtedy dziwna moc wstrząsnęła nim całym, a ciało przeszył dreszcz, gdy w głowie zamajaczyły mu kolejne obrazy.

Zobaczył bowiem jakby bardzo odległy, zarówno w czasie, jak i miejscu identyczny posąg. Przed posągiem skradał się niski, brodaty jegomość - może krasnolud, może gnom, może karzeł. Trudno było stwierdzić. W identyczny sposób wsunął dłonie w kostkę i po kilku chwilach walczył z myślami. Widział obrazy takie same, jak widział teraz Elernai - wybierał. Stawiał odpowiedzi na pytania. W pewnym momencie rozległ się jego krzyk, lecz krasnolud wcale nie wyglądał na kogoś, kto chce uciec od posągu. Stał dalej. Krzyknął jeszcze dwa razy. Elernai widział umysł brodacza - musiał uporządkować obrazy - dopasować je. Dopasowywał wieżę i górę. Krzyk. Wieżę i śnieg. Krzyk. Wieżę i koronę. Kostka zapulsowała. Widział to dobrze i wyraźnie, ale tuż po tej wizji przemknęło mu przez głowę kilka innych. Krzyczący mężczyzna w szacie i zbroi, może Zakonnik, tarzający się w śniegu z odciętymi wszystkimi palcami, a wokół niego dziwni, całkowicie biali ludzie, których zwierzęta, których nie dało się dojrzeć, rozrywały mężczyznę. Gdzieś w oddali kilka postaci, w tym magiczny rozbłysk, ognista plama i krasnolud. Potem widać było odległą jakby wyspę, gdzie ktoś spróbował użyć posągu, a ten uciął mu od razu całe dłonie - ten ostatni schemat powtórzył się kilkukrotnie.

- Witaj, Salabin. Witaj Elernai. Jestem niczym. Ty jesteś wielem. Dzisiaj masz szansę zniszczyć to, co ja stworzyłem, tak jak ja stworzyłem wcześniej Ciebie. Masz szansę zmiany, czynów wielkich i mocy. Ten, kto ryzykuje, wygrywa. Ten, kto myśli, przeżywa. Wokół nas las koło morza. Za nami zaś las dzikszy. Wybieraj. Twoje życie, Twój wybór - dało się słyszeć głosem męskim, dochodzącym zewsząd dookoła posągu. Na granicy świetlnej dało się widzieć zatrzymane w bezruchu kształty czarnych, włochatych bestii o ognistych oczach. Elernai poczuł się bezpiecznie, że jest jakby w domu, bezpiecznym azylu. Tak, jakby był tu pożądany i potrzebny. Oczy same mu się zamknęły. Zobaczył plątaninę obrazów. Zobaczył też płomienie, które pożerają cały świat, a także budowlę. Wznoszące się ku niebu dziesiątki kamiennych wież, wyrastających w mgnieniu oka spod ziemi. W swoich myślach zobaczył także cztery otwory - dwie pary oczu. Mężczyzny z głową jelenia, które wydawały się spokojne, oraz oczy wilka u jego stóp, który tym ogniem, który palił świat, spoglądał w gniewie. I to tam miał umieścić kamienne jakby żetony, siłą swojego umysłu, bo zarówno nie mógł otworzyć oczu - chociaż widział, tak i nie mógł wyjąć dłoni, chociaż wszystko mógł dotknąć. Rozsiane w powietrzu żetony miały na sobie wizerunki. Wiedział, co ma z nimi zrobić dzięki wizjom. Przyporządkować po dwa. Dwa dla jelenia. Dwa dla wilka.

Wąż, zielony i długi.
Byk, o rogach zadartych do góry.
Małpa dziko łapy wznosząca.
Ryba w głębinach nie znająca słońca.
Ptak co lata po niebie.
Dzik co rządnie ryje ziemię.
Jeleń co dumne ma poroże.
Niedźwiedź co długo śpi w swojej norze.

Musiał wybrać dwa dla Jelenia. Dwa dla wilka, czyli Dwa dla Wieży. Dwa dla Ognia. Wiedział, czym to grozi - akurat tego był pewien. Utratą palców, a potem całych dłoni, jeżeli okaże się, że wybrany do destrukcji okaże się zbyt mało podobny Rogatemu i jego sposobowi myślenia.
Zwykł być Rodowitym Sępem, Chciwym ścierwem zachodu, Niehonorową plagą zdrady, Zdrajcą narodów, Szacunek monetą wyrabiającym, Niemiłym wszelkim cnotom, Zniesławionym imieniem, Parszywym Kłamcą, Jadowitym Mówcą i Obrazą dla domeny króla
Obrazek

Re: Inne zakończenie

30
Sytuacja stała się bardzo poważna. Elernai był jednocześnie zdumiony krajobrazem wokół niego i śmiertelnie przestraszony na myśl o tym co może go spotkać. Już samo stracenie palca byłoby okropne, bo co to za nożownik bez sprawnych obu rąk? Wizja zakonnika wywołała w nim przypływ adrenaliny. Nie chciał teraz umierać, a z pewnością nie w taki sposób.

Cała zagadka wydała mu się trudna. Sam był w połowie demonem, ale myślenie jak Rogaty nie jest proste. W głowie przypomniał sobie próbę krasnoluda i starał się posłużyć jego przykładem jako wskazówką. ~ Jeleń to wieża, a wilk to ogień... Kostka zapulsowała tylko przy zestawieniu wieży i korony, przy górze i śniegu poleciały palce. Widocznie tyle musi mi wystarczyć. ~ To niewiele mu pomogło, więc musiał zdać się na swoją intuicję i szczęście. Korona mogła być symbolem dumnych poroży, tak więc żeton jelenia przyporządkował do Wieży. Skoro śnieg i góra nie pasowały do Jelenia, to chciał spróbować przyporządkować je do Wilka. Tak więc żetony niedźwiedzia i byka przydzielił do Ognia. Ostatni żeton był czystym strzałem. Żeton Małpy przydzielił Wieży. Teraz wyczekiwał cały zlany potem na konsekwencje jego wyborów.
Imperare sibi maximum est imperium.
ODPOWIEDZ

Wróć do „Archiwum”