Re: Trakt do portu

76
Ardran upewnił się, że na pewno kaptur wszystko przykrywał, po czym pobiegł do cioci. Po pożegnaniu podziękował i poszedł z marynarzem, próbując ignorować Kamaha...

W końcu wyruszyli. Amayda, tak? Gdzieś słyszał to imię... po chwili przyszedł mu na myśl gobliński handlarz... ale nie myślał o tym więcej, bo zobaczył coś, co spowodowało że zbladł.

Chata cioci R'tayi... płonęła...
- O nie... - jęknął, po czym lekko szarpnął marynarza, wołając:
- Proszę pana... ja znam ludzi, którzy mieszkają w tym domu... proszę, pomóżmy im...

- Co robić, co robić... - szeptał, patrząc na to co się działo. Jeżeli marynarz nie stawiał oporu, podbiegł tam, wypatrując Dorsza i cioci... oby nic się nie stało!
(przepraszam wszystkich, ale cierpię na zaburzenia psychiczne, zmuszające mnie do naśladowania prymitywnych, samolubnych zwierząt)?
Leevakk pisze:*(przepraszam wszystkich, ale cierpię na zaburzenia psychiczne, zmuszające mnie do naśladowania prymitywnych, samolubnych zwierząt)* - czar sprawiający, że wszystkie istoty poniżej trzydziestego poziomu uciekają w popłochu. Koszt many: 10. Czas odnawiania 120 sec .

Re: Trakt do portu

77
- Słuchaj no, bajtlu jeden, smuci mnie to niezmiernie, ale "Rozbujana Amayda" nie będzie czekać specjalnie na ciebie... - burknął niezadowolony marynarz, lecz siłą chłopaka nie zatrzymał. Zwolnił tylko trochę kroku i popatrzył na niego groźnie. - Twoja wola, idziesz tu albo tam! Ja, jeśli chcesz wiedzieć, lecę na pewno na statek. Tam mi płacą, a za gaszenie palących się chałup nikt mi groszem nie sypnie. Jak chcesz płynąć sam wiesz gdzie, to się nie zatrzymuj i przebieraj nogami... Słuchaj. I tak nie wygląda, żebyś w najbliższych latach miał tu wrócić... Tak tak, bajtlu, powiem ci w sekrecie, że jak idziesz do przytułku pana Ereiona, to możesz zapomnieć o kolegach, rodzicach i sąsiadach i się pożegnać z życiem, co to je miałeś do tej pory, bo prędko do niego nie wrócisz, oj nie. Mówię ci. Nie jesteś pierwszym, jakiego tam wiozę.
Obrazek
Specjalny medal od Aod. I od Kota.

Re: Trakt do portu

78
Chłopak wyglądał na załamanego...
- Ale... Ale... Nic się nie da zrobić?
Popatrzał jeszcze raz w kierunku pożaru. Nie wypatrzył ani cioci, ani kota... choć tyle dobrego. Pewnie już uciekli... Oby.
- Dobrze... idźmy... - powiedział smutno.

Po chwili nadganiania marynarza ze spuszczoną głową zapytał się go o coś, co chyba mogło mu poprawić humor.
- Jakie one były? Te inne dzieci? Mówią ci, z kim masz do czynienia? A może wszystkie się jakoś ukrywają?
Nie dodał "jak ja", bo w końcu byli na ulicy...
(przepraszam wszystkich, ale cierpię na zaburzenia psychiczne, zmuszające mnie do naśladowania prymitywnych, samolubnych zwierząt)?
Leevakk pisze:*(przepraszam wszystkich, ale cierpię na zaburzenia psychiczne, zmuszające mnie do naśladowania prymitywnych, samolubnych zwierząt)* - czar sprawiający, że wszystkie istoty poniżej trzydziestego poziomu uciekają w popłochu. Koszt many: 10. Czas odnawiania 120 sec .

Re: Trakt do portu

79
- Inne bajtle? Są cicho, nie gadają, nie zadają pytań i nie zawracają człowiekowi głowy - odparł wilk morski, znowu dość burkliwie. - Nie ma co się podniecać. Jesteś chory, to się tym nie chwal. Wyleczysz się? Twoje szczęście, ale nadal nie ma tu o czym rozprawiać. Naprawdę, pan Ereion to święty człowiek... ee, znaczy elf, święty elf, powiadam, że ma cierpliwość do was wszystkich. Ja to potopiłbym was w morzu, szurnięte bajtle, co do jednego, i po kłopocie! - oznajmił pogodnie na koniec.

Ktoś przebiegł koło Ardrana, dysząc ciężko i raz po raz oglądając się nerwowo za siebie. Chłopiec dopiero po chwili skojarzył rudą czuprynę i nieprzyjemną, pryszczatą paszczę Kelela... Co on tu znowu wyrabiał? Co znowu knuł? Zanim diabelstwo zdążyło zadać sobie w głowie te pytania, ryżego wyrostka już nie było - zniknął między portowymi zabudowaniami.

Kiedy Ardran postanowił zostawić za sobą płonącą chatę kochanej R'tayi, droga do portu jak gdyby się skróciła. Wcześnie zdawało się, że będą iść i iść... a teraz? Teraz byli już na nabrzeżu.

"Rozbujana Amayda" była dostojnym, trzymasztowym galeonem pod purpurowymi żaglami. Jej dziób zdobiła polichromowana rzeźba ("galion", czy też "aflaston", jak pouczył Ardrana marynarz, już nie burkliwy, a wyraźnie szczęśliwy, iż może pochwalić się wiedzą z bliskiej sobie dziedziny), która wyobrażała parę kochanków, splecionych w miłosnym uścisku. Jej autor - cóż - może nie do końca radził sobie z proporcjami i anatomią, ale najwyraźniej włożył w to dzieło dużo emocji, bo choć postaci były - przyznajmy to szczerze - nieco pokraczne, to jednak było w nich coś przyciągającego. Coś, co kazało ciągle spoglądać na ów galion od nowa i od nowa - nawet, jeśli pierwszą myślą po każdym spojrzeniu było "ojej, ale brzydkie".

Dookoła statku krzątało się trochę ludzi. Większość nosiła jakieś skrzynie, beczki i wielkie bele wzorzystych tkanin - najwyraźniej "Rozbujana Amayda" przewoziła nie tylko opętane dzieci, ale i była po prostu statkiem handlowym. Z absolutnego braku jakiejkolwiek opętanej dzieciarni w zasięgu wzroku można było wręcz wnosić, iż przywożenie pacjentów do przytułku Ereiona było wyłącznie działalnością poboczną.

- No, bajtlu, wio, bo zara wciągną trap i nie wejdziemy. - Marynarz klepnął Ardrana w ramię i wskazał mu schodki, zwieszone na ukos przez burtę statku.

Nawet stąd wciąż widać było ogień, trawiący domostwo R'tayi.
Obrazek
Specjalny medal od Aod. I od Kota.

Re: Trakt do portu

80
Więc inni byli o wiele cichsi... no cóż. Może jednak będzie jakiś wyjątek? - myślał chłopak.

Słowa o Ereionie były dziwne. Z jednej strony - szaleniec, z drugiej - niemalże święty. Ardran pomyślał, że chętnie go spotka.

Kelel? Znowu on... ech, zwykle jego pojawienie było zwiastunem złych rzeczy w Eroli. Na szczęście kociouchy już ją opuszczał...

W końcu byli na miejscu... Amayda była pięknym statkiem, przynajmniej zdaniem chłopaka.

Ardren posłusznie wszedł na pokład i dał się kierować, gdziekolwiek mu kazali. To był ich statek.
(przepraszam wszystkich, ale cierpię na zaburzenia psychiczne, zmuszające mnie do naśladowania prymitywnych, samolubnych zwierząt)?
Leevakk pisze:*(przepraszam wszystkich, ale cierpię na zaburzenia psychiczne, zmuszające mnie do naśladowania prymitywnych, samolubnych zwierząt)* - czar sprawiający, że wszystkie istoty poniżej trzydziestego poziomu uciekają w popłochu. Koszt many: 10. Czas odnawiania 120 sec .

Re: Trakt do portu

81
Po pokładzie biegało mnóstwo ludzi - i nie tylko ludzi. W zapracowanym tłumie chłopak rozróżnił parę sylwetek wschodnich elfów o długich włosach, paru zielonoskórych goblinów i nawet jednego krasnoluda, który dźwigał wielką beczkę.

Gdy diabli syn imieniem Ardran wdrapał się po schodkach, usłyszał koło siebie ożywioną rozmowę dwojga ludzi. Kobieta w białej, rozchełstanej koszuli, skórzanych spodniach i wysokich butach, z jakimś tobołkiem u stóp, opierała się o burtę i z zaciętą twarzą patrzyła na mężczyznę. Wydęła przy tym lekceważąco usta. Jej rozmówca natomiast, rudobrody facet w fantazyjnym kapeluszu z piórami i granatowym kaftanie, co chwilę wygrażał jej pięścią.

- Słuchaj, babo, won mi stąd, twoje miejsce nie na statku! W ogóle morze nie jest dla bab! Wracaj do domu, ale już! Baba na morzu to pech i utrapienie dla załogi, ile razy mam ci powtarzać?
- Ale tę smarkulę przecie wziąłeś!
- To co innego! Zresztą, to nie baba jeszcze, a dziecior!
- Słuchaj, do diabła, ja naprawdę... - Kobieta nie dokończyła. Marynarz, który prowadził chłopaka, wtrącił się właśnie, bezceremonialnie przerywając jej w pół słowa.
- Kapitanie! - zasalutował, po czym wskazał na Adrana. - To ten bajtel od Ugafy.
- Dobra - machnął ręką kapitan - prowadź go szybko na dół i wracaj tu. Zaraz wypływamy. Więcej ich już tu chyba i tak nie będzie. Może jeszcze z Taj`cah kogoś zabierzemy... A ty, głupia babo, mówię ci, precz mi stąd, póki...

Dalszy ciąg tej wymiany zdań umknął Ardranowi, którego znajomy marynarz niedelikatnie szturchnął w bok i kazał iść za sobą. Zeszli pod pokład i stanęli przed rzędem kajut. Mężczyzna wskazał chłopakowi najdalsze drzwi.

- Tam śpicie. I tam siedzicie, nie pałętacie się po pokładzie, jasne? Możesz se wybrać, czy wolisz kimać na koi pod ścianą, czy na hamaku. Czegoś jeszcze chcesz ode mnie? Jak nie, to wio, a ja wracam na górę, robotę mam.
Obrazek
Specjalny medal od Aod. I od Kota.

Re: Trakt do portu

82
Choć było tu dużo ludzi, to zdziwił go brak kobiet. Po chwili zauważył jedną...

A to, co mówił kapitan wytłumaczyło to zjawisko. Choć mógłby być milszy...

Jednak chłopak musiał jednocześnie przyznać, że kobieta nie zdawała się być sympatyczna. I określenie "smarkula"...

Chciał się zatrzymać, ale nie za bardzo miał czas. Po chwili już byli na miejscu... no, prawie.

- Tylko jedno... tamta kobieta wyglądała na zdesperowaną... możesz się postarać, by nic jej się nie stało? - powiedział, po czym nie czekając na odpowiedź poszedł w kierunku tamtych drzwi. Cicho je uchylił, wcześniej upewniwszy się że wszystkie "demoniczne" elementy były ukryte. Równie cicho wszedł do środka...
(przepraszam wszystkich, ale cierpię na zaburzenia psychiczne, zmuszające mnie do naśladowania prymitywnych, samolubnych zwierząt)?
Leevakk pisze:*(przepraszam wszystkich, ale cierpię na zaburzenia psychiczne, zmuszające mnie do naśladowania prymitywnych, samolubnych zwierząt)* - czar sprawiający, że wszystkie istoty poniżej trzydziestego poziomu uciekają w popłochu. Koszt many: 10. Czas odnawiania 120 sec .

Re: Trakt do portu

83
- Kobieta? Aa, Matis? Hehhe, spokojna głowa, nic jej nie będzie - zawołał marynarz, z jakiegoś powodu rechocząc głośno i serdecznie. Wyglądał na ubawionego, jakby mu właśnie pokazali tresowanego kota z erolskiego cyrku, co tańczy na dwóch łapach między gołymi panienkami. Nie przestając się śmiać, mężczyzna wdrapał się z powrotem na pokład i zapewne ruszył do swojej pracy, wołając jeszcze coś o tym, by chłopak martwił się lepiej o samego siebie, niż o głupie, uparte dziewki.

W kajucie przeznaczonej dla "bajtli" było bardzo cicho, ale nie pusto. Siedziało tu łącznie czworo dzieci, każde zajęte sobą. Jedna dziewczynka w pasiastej, ciemnożółtej sukience do kolan, śniada i ciemnowłosa, która mogła mieć z dziesięć lat, leżała na jednym z trzech hamaków i wpatrywała się w sufit. Natomiast trzej chłopcy, pewnie ośmioletni, podobni do siebie jak... jak trzy krople wody, siedzieli na podłodze i grali w jakąś skomplikowaną grę przy użyciu kulek i patyczków. Oni z kolei ubrani byli na czarno, włosy mieli jasne i dość dawno niestrzyżone, a cerę dość opaloną, jakby spędzili na morzu już nieco więcej czasu. Było w nich coś dziwnego i niepokojącego, ale Ardran nie umiał jeszcze powiedzieć co.

Żadne nie zaszczyciło nowego w ich gronie chłopaka nawet jednym spojrzeniem.
Obrazek
Specjalny medal od Aod. I od Kota.

Re: Trakt do portu

84
Czyli kapitan nic jej nie zrobi... dobrze - pomyślał chłopak. Tylko trochę go zaniepokoił taki rechot marynarza. Dziwny był.

W końcu wszedł... dzieci było o wiele mniej, niż się spodziewał.

Zaniepokoili go ci bliźniacy... nie mógł powiedzieć, dlaczego. Może to, że nie mieli praktycznie żadnych różnic?

Postanowił położyć się na jednym z pozostałych hamaków tak, by móc patrzeć na resztę. Był ciekaw, jak się wyróżniali...
(przepraszam wszystkich, ale cierpię na zaburzenia psychiczne, zmuszające mnie do naśladowania prymitywnych, samolubnych zwierząt)?
Leevakk pisze:*(przepraszam wszystkich, ale cierpię na zaburzenia psychiczne, zmuszające mnie do naśladowania prymitywnych, samolubnych zwierząt)* - czar sprawiający, że wszystkie istoty poniżej trzydziestego poziomu uciekają w popłochu. Koszt many: 10. Czas odnawiania 120 sec .

Re: Trakt do portu

85
Spleciony z czerwonych linek hamak okazał się całkiem wygodny. Niebawem zaś zahuśtało nim zdrowo - to nieomylny znak, iż "Rozbujana Amayda" odbiła od brzegu. Łagodne kołysanie prędko uśpiło Ardrana - zresztą, cóż lepszego miał tu do roboty? Pozostałe dzieciaki nadal nie zwracały na niego uwagi, po pokładzie miał się nie pałętać... a więc póki co pozostał tylko sen.

Statek o purpurowych żaglach podniósł kotwicę i ruszył ku najbardziej wysuniętej na wschód wyspie Archipelagu, a zarazem w ogóle najdalej w tamtym kierunku położonemu miejscu całej Herbii. Tam było miasto Da'kattok. Tam była przedziwna, dzika dżungla, podobno pełna pradawnych ruin trollowych zabudowań. Tam był także Dom Oczyszczonych - cel wyprawy kociouchego diabelstwa. A dalej - już tylko bezkresny, nieskończony ocean.
Obrazek
Specjalny medal od Aod. I od Kota.
ODPOWIEDZ

Wróć do „Port Erola”