Re: Trakt do portu

16
Kiedy dotarło do mnie, co mówiła ciocia, było już za późno - pokonałem z połowę drogi. Po drodze postanowiłem stanowczo: Muszę przestac z bieganiem z podciągniętą do góry szatą. Właściwie sam nie wiedziałem, jak to robiłem - po prostu ją podciągałem... Chyba miała jakieś zaczepienie czy coś.

Chata Watongi była otoczona przez wszystkie dostępne rośliny z gatunku kłujących - osty, dzikie róże... Pokaleczyłem się. A ja nie lubię się kaleczyc. To bolało. Ale cel był o wiele ważniejszy.

Kiedy dotarłem do przedsionku, zauważyłem przepiękną figurkę młodzieńca z wielką rybą. Dopiero po chwili zorientowałem się, że to przedstawia boga - Ula. Było tu bardzo dużo ładnych przedmiotów, w tym sporo związanych z rybami.

W końcu znalazłem przejście dalej - zamiast drzwi była wełniana kotara, więc wziąłem to za dekorację ściany. Kiedy ją odsunąłem, znalazłem się w raju.

Całe pomieszczenie zasłane było książkami! Niesamowite! I nagle usłyszałem jakiś głos... z samego środka największej sterty książek. A więc to tu jest ten Watonga!

Podałem rękę Watondze, a następnie zacząłem mu pomagać, jednocześnie kontynuując historię, którą mi przerwał. To było dla mnie ważne... nie chciałem by jaskółka cierpiała choćby minutę dłużej, niż było to potrzebne do jej wyleczenia.
(przepraszam wszystkich, ale cierpię na zaburzenia psychiczne, zmuszające mnie do naśladowania prymitywnych, samolubnych zwierząt)?
Leevakk pisze:*(przepraszam wszystkich, ale cierpię na zaburzenia psychiczne, zmuszające mnie do naśladowania prymitywnych, samolubnych zwierząt)* - czar sprawiający, że wszystkie istoty poniżej trzydziestego poziomu uciekają w popłochu. Koszt many: 10. Czas odnawiania 120 sec .

Re: Trakt do portu

17
Człowiek, który wynurzył się spod góry zakurzonych tomów, okazał się zgarbionym, łysym, siwobrodym starcem. Brak mu było bowiem prawej dłoni, prawej nogi, która zastąpiona była drewnianą protezą oraz prawego oka, na którym zawiązana była brudnoszara przepaska - przypominałby rasowego pirata, gdyby tylko nie wyglądał tak smutno i żałośnie.

Kiedy Ardran podał mu rękę, Watonga podniósł się z trudem i zasiadł na zydlu, z którego najwyraźniej uprzednio spadł.

- Czeekaj, czekaj - jęknął staruszek, znowu przerywając chłopakowi i uciszając go ruchem ręki. Gospodarz tego dziwnego domu nie wyglądał na specjalnie czułego i wrażliwego na los biednych zwierzątek, a rozmowa z nim nie zapowiadała się łatwo. - Odłóż gdzieś to, co tam trzymasz. Najpierw poukładamy te książki na półkach w kolejności alfabetycznej. Znasz ty alfabet, chłopcze? No!

A książek było całe mnóstwo i od natłoku samych ich tytułów można było dostać oczopląsu. O niektórych z nich chłopak nawet już kiedyś słyszał, ale wiele z nich stanowiło dla niego zupełną zagadkę i interesującą nowość. Tylko najbliżej Ardrana leżały takie pozycje, jak: "Traktat o magii nietraktujący", "Złote dachy - baśnie z ziem Karlgardu", "Szklana łza - pieśni Aishele Vaccaro", "Zioła lecznicze i trujące", "Przekleństwo Demonicznej Wieży - fakty, hipotezy i mity", "Wizje Marii Eleny", "O zamorskich zwierzętach", "Hymny Boskie", "Przygody orka Ghruka", "Starożytna i wspaniała rasa Trolli"... Istny zawrót głowy!

- Bierz się do roboty, smarkaczu! I zdejmij, do diabła, ten kaptur! - burknął Watonga, zniecierpliwiony i rozzłoszczony. - Trochę szacunku do starego człowieka!
Obrazek
Specjalny medal od Aod. I od Kota.

Re: Trakt do portu

18
- Cudo, poczekaj tu chwilę, dobrze? - odezwałem się cicho do ptaka i położyłem go w takim miejscu, by móc miec na niego oko, a jednocześnie nie musiec go przestawiac podczas układania książek.

- Dobrze, panie Watonga, pomogę panu... - powiedziałem, a następnie zacząłem układac te nieszczęsne książki. Choc trzeba było przyznac, że niektóre były bardzo ciekawe, przynajmniej po okładce - zwłaszcza ta o Demonicznej Wieży.

Po chwili Watonga dodał jeszcze coś, co mnie przestraszyło. Odruchowo lekko się skuliłem, jednocześnie nadal ustawiając książki - jeśli będę pracował, nie będzie miał powodu by wymagac ode mnie natychmiastowej reakcji. Powiedziałem wtedy:
- Panie Watonga, noszę ten kaptur przez całe dnie, i praktycznie nigdy go nie zdejmuję. Przepraszam, ale to, jak zostałem wychowany nakazuje mi go nie zdjąc w żadnej sytuacji poza kąpielą.
(przepraszam wszystkich, ale cierpię na zaburzenia psychiczne, zmuszające mnie do naśladowania prymitywnych, samolubnych zwierząt)?
Leevakk pisze:*(przepraszam wszystkich, ale cierpię na zaburzenia psychiczne, zmuszające mnie do naśladowania prymitywnych, samolubnych zwierząt)* - czar sprawiający, że wszystkie istoty poniżej trzydziestego poziomu uciekają w popłochu. Koszt many: 10. Czas odnawiania 120 sec .

Re: Trakt do portu

19
- A, bzdury, fanaberie jakieś! - huknął starzec z mieszaniną szczerego zdumienia i kiełkującego gniewu. Swoją jedyną ocalałą dłonią Watonga trzasnął w stół tak mocno, że aż gliniany kubek spadł na podłogę i stłukł się z hukiem. Jaskółka zakwiliła żałośnie, wyraźnie wystraszona i zmęczona tym wszystkim. - W moim własnym domu smarkacz będzie mi się sprzeciwiał? Noo, tego jeszcze brakowało Watondze na starość! A kto to cię tak wychował, dzikusie jeden, jeśli wolno wiedzieć? Bo pierwsze słyszę, żeby uczciwy człowiek chodził cięgiem z kapturem na głowie. Może ty złodziej albo inny rzezimieszek, co? Uważaj - pogroził palcem - niech no tylko zobaczę, że czegoś tu brakuje...!

Cały ten czas gospodarz siedział na drewnianym zydelku przy niedużym stole, takim w sam raz dla jednej osoby. Jedynym swoim zdrowym okiem, dużym, wodnistym i bladoniebieskim, Watonga łypał na Ardrana z wyrazem raczej... nienachalnie życzliwym.

Całe pomieszczenie wypełniał unoszący się w powietrzu kurz. Przez jedyne małe okienko, wychodzące zresztą na morze, do środka wpadały promienie nisko już wiszącego słońca. Dzięki temu izbę wypełniał złotawy poblask, a na grzbietach niektórych książek wytłaczane i posrebrzane litery tytułów lśniły zachęcająco. Tomiszcza aż kusiły, by "przypadkiem" otworzyć choć na chwilkę jedno z nich, dotknąć starego pergaminu, przeczytać o jakichś niezwykłościach, obejrzeć ryciny...

Poza tym, jak zauważył chłopak, a czego przedsmak dawał już ów ołtarzyk Ula w sieni, ta z pozoru uboga chatka wyposażona była w mnóstwo pięknych, zupełnie nietutejszych przedmiotów. Łóżko starca na przykład, samo w sobie proste i zwyczajne, zdobiła karminowa poducha z aksamitu, wyszywana w wijące się, bardzo skomplikowane, roślinne motywy, jakie w tych stronach w ogóle nie były wykonywane. Nad łóżkiem wisiał na łańcuszku oprawiony w wianuszek pereł medalik, na którym zręczna ręka jakiegoś artysty wymalowała na kobiece, zalotnie spoglądające oko. Na stole znowu stał szereg malutkich, ceramicznych wazoników w różnych kolorach, a na podłodze z zeschniętych desek leżał kawałek dywanu - jakby urwany, wyszarpnięty z większej całości, lecz nadal miękki i zachwycający. Jedną ze ścian z kolei zdobiło malowidło, swoją drogą naprawdę udane, przedstawiające strojnie odzianego mężczyznę z kadzielnicą, stojącego na szczycie góry, gdzie hulał wiatr. Czyżby sam Sulon?
Obrazek
Specjalny medal od Aod. I od Kota.

Re: Trakt do portu

20
Napad ze strony Watongi spowodował, że raczej nie starałem się przyglądac rzeczom - jednak to, co mi wpadło w oko, było cudowne... Medaliki, poduszki, obrazy... Wszystko to było wspaniałe, nie mówiąc już nawet o tych starych księgach...
- P... przepraszam panie Watonga! - powiedziałem i dalej pracowałem. Chciałem to skończyc jak najszybciej. Po chwili dodałem jeszcze:
- Gdybym chciał pana okraśc, nie pomagałbym panu wstac, prawda? No i po co byłby mi ptak, z którym przyszedłem, by pomógł mu pan...
Jednocześnie starałem się poprawic swój wizerunek, i zwrócic uwagę Watongi na to latające cudo. Ale nie przestałem pracowac przy układaniu książek... im szybciej to zrobię, tym mniej przeszkód między moim celem, czyli ratunkiem dla ptaka, a mną.
(przepraszam wszystkich, ale cierpię na zaburzenia psychiczne, zmuszające mnie do naśladowania prymitywnych, samolubnych zwierząt)?
Leevakk pisze:*(przepraszam wszystkich, ale cierpię na zaburzenia psychiczne, zmuszające mnie do naśladowania prymitywnych, samolubnych zwierząt)* - czar sprawiający, że wszystkie istoty poniżej trzydziestego poziomu uciekają w popłochu. Koszt many: 10. Czas odnawiania 120 sec .

Re: Trakt do portu

21
- No właśnie, ptaka jakiegoś mi tu przyniosłeś, co już prawie że zdechł... Daj ty mi go tutaj, niech go obejrzę... - burknął mężczyzna. - Coś ty mu zrobił, że on taki wykończony...? No! Odpowiadajże na pytania, jak stary człowiek pyta, bo stracę cierpliwość! Gdzieś ty się wychowywał, dzieciaku? - A więc to nie było jednak tylko pytanie retoryczne i czysta złośliwość, ale stary faktycznie czekał na odpowiedź... - Nie widziałem cię jakoś aż do dzisiaj, a zwykle wszystkie bachory z okolicy do mnie przyłażą... Gdyby taki jak ty trafił się na naszym statku, na naszej Zielonej Syrence, kiedym jeszcze pływał, to nie pożyłby długo... Albo by zaraz zmądrzał, szorując pokład od dziobu aż po rufę, dzień w dzień, przez cały rejs do Salu i z powrotem! Ty wiesz, gdzie jest Port Salu, synku? Nawet ci się nie śni!

Watonga może i zrzędził, może i marudził i był nieuprzejmy, ale przynajmniej zaczynał się rozgadywać. A to mógł być już pierwszy krok do sukcesu. Oby tylko zaczął gadać na odpowiedni temat.
Obrazek
Specjalny medal od Aod. I od Kota.

Re: Trakt do portu

22
- Co mu zrobiłem? Uratowałem go po tym, jak inne dzieciaki chciały go upolowac. - powiedziałem. Podałem Jaskółkę Watondze, a następnie kontynuowałem pracę - Zazwyczaj sypiam w kilku domach, tego akurat nie znałem, więc nie miałem gdzie przyjśc. Co do Portu Salu, pewnie znajduje się on na kontynencie? Nie wiem, nie miałem okazji czytac książek na ten temat.
Zorientowałem się, że to mogło zbic Watongę z poprawnego tematu, więc dodałem:
- Nie czytałem też o żadnych srebrnych jaskółkach, a czytałem zarówno księgi biologiczne, jak i baśnie. Czy widział pan może kiedyś taką, panie Watonga?
(przepraszam wszystkich, ale cierpię na zaburzenia psychiczne, zmuszające mnie do naśladowania prymitywnych, samolubnych zwierząt)?
Leevakk pisze:*(przepraszam wszystkich, ale cierpię na zaburzenia psychiczne, zmuszające mnie do naśladowania prymitywnych, samolubnych zwierząt)* - czar sprawiający, że wszystkie istoty poniżej trzydziestego poziomu uciekają w popłochu. Koszt many: 10. Czas odnawiania 120 sec .

Re: Trakt do portu

23
- A ja to widziałem wiele rzeczy, oj wiele. Port Salu, miasto nad zatoką na dalekiej Północy, gdzie mroźne wichry nigdy nie przestają wiać... Tam widziałem srebrne drzewa, skute lodem, lecz srebrnych jaskółek... - Watonga podniósł główkę stworzenia i popatrzył w ciemnoperłowe oczko - ...srebrnych jaskółek nie. Tam nie. Jednego razu, jak wieźliśmy tam ładunek przypraw... o, paanie, czego tam nie było! Szafran, kardamon, groch Sulona, kurkuma, złoty pieprz... Jak nas te cholery wtedy... khe khe! A takie ryby tam złowiliśmy... Większe to tylko u wybrzeży Keronu, a wszystkie dziwki z Qerel płakały rzewnym głosem, jakeśmy odpływali... To były czasy, to była załoga! Ale zapomnieli o Watondze. Watonga się zestarzał, Watongę pokonały te bestie, pfu, na psa urok, Watonga został kaleką, a oni, elfy pieruńskie... szkoda gadać.

Nagle staruch zaciął się, zagubił się sam w swoim wywodzie, a popatrzywszy na Ardrana przypomniał sobie znów o jego istnieniu. Zaraz ponownie zmienił ton z rozmarzonego i melancholijnego na ostry i złośliwie dociekliwy.

- A co ty, matki i ojca nie masz, że sypiasz po obcych domach? Powiedz no prawdę, tylko bez kręcenia.

Brodacz zabębnił niecierpliwie palcami w stół. Książek do ułożenia wciąż była masa. Za oknem morze poczynało się coraz bardziej burzyć.

- I jeszcze jedno. Kto to chciał upolować tego twojego ptaszka? Mów mi zaraz dokładnie, jak to wszystko wyglądało!
Obrazek
Specjalny medal od Aod. I od Kota.

Re: Trakt do portu

24
A więc to tak... Kiedyś był marynarzem, i miał wspaniałe przygody... Biedny Watonga, pewnie był załamany kiedy wypadek uniemożliwił mu akcję. Kiedy o tym mówił, był szczęśliwy...

Ale w końcu przypomniał sobie o mnie. Ojciec? Chyba była o czymś takim mowa u innych dzieci...
- Ojca nie mam, panie Watonga... mama chyba go nie znała. A sama była kapłanką Krinn, czy jakoś tak... Wie pan chyba, jak to tam wygląda... - ostatnie słowa były powiedziane smutnym tonem.

Po chwili dodałem:
- Co do ptaka, już panu mówiłem... jeden z nich nazywał się Kelel. Jeden był rudy, a drugi to blondyn... Więcej o nich nie wiem, ja się trzymam z dala od takich ludzi...
(przepraszam wszystkich, ale cierpię na zaburzenia psychiczne, zmuszające mnie do naśladowania prymitywnych, samolubnych zwierząt)?
Leevakk pisze:*(przepraszam wszystkich, ale cierpię na zaburzenia psychiczne, zmuszające mnie do naśladowania prymitywnych, samolubnych zwierząt)* - czar sprawiający, że wszystkie istoty poniżej trzydziestego poziomu uciekają w popłochu. Koszt many: 10. Czas odnawiania 120 sec .

Re: Trakt do portu

25
- Dobra, dobra, już.

Stary machnął ręką, co miało znaczyć, że w zasadzie to przeżycia rodzinne Ardrana mało go zajmują. Przez dłuższą chwilę milczał i zdawało się nawet, że nie powie już ani słowa, lecz okazało się inaczej.

- Kiedy pływaliśmy po Mroźnym Morzu na dalekiej północy, a zimno było tak, że każdy z nas miał na sobie dziesięć futer, zęby wciąż nam szczękały, aż niektórym powypadały z tego zimna. Niedługo potem przybiliśmy do brzegu i ruszyliśmy ku Morlis, nie wiedząc jeszcze o sytuacji. Nasz drogocenny ładunek drewna czarnego jak noc, tak cenionego na północy, ktoś zatopił, kiedyśmy spali, razem z całą Zieloną Syrenką. Zostaliśmy w mieście, które opanowało szaleństwo, i tylko łuny pożarów i jej potworny blask, że nie odróżniłbyś dnia od nocki. Gdybyśmy tylko wiedzieli... na pewno to potoczyłoby się inaczej. Watondze żadna cuchnąca siarką szmata nie odgryzłaby nogi. Ale sam widzisz. Długie miesiące na morzu, brak informacji... Informacja, taka mała, ulotna, a taka cenna rzecz! Krótko mówiąc... Jaskółki nisko latają, kiedy zanosi się na deszcz - podjął Watonga. - Z twoją jest inaczej. Kiedy srebrne jaskółki fruwają tak nisko, jak ta, to zanosi się na zdradę, spisek albo szantaż. Co, jeśli powiem ci, że takie ptaki jak ten przenoszą wiadomości? Myśl, dzieciaku! Myśl, do wszystkich diabłów!

Ostatnie swoje słowa łysy dziadek ryknął tak potwornie głośno, że Ardran odruchowo się skulił. Chłopak nie spodziewał się, że stary ma w sobie aż tyle siły. Za okienkiem niebo pociemniało ledwo zauważalnie. Pomału zmieniała się pogoda.
Obrazek
Specjalny medal od Aod. I od Kota.

Re: Trakt do portu

26
Najpierw historia Watongi wydała się byc niezwiązana z tematem, ale potem... Informacje?
- Czyli że może miec gdzieś ukryty liścik? Ale chyba bym go zauważył... Nie było czegoś takiego tam, gdzie upadła... - powiedziałem cicho. Po chwili na coś wpadłem.

- Panie Watonga, może jeśli ją wyleczymy, będziemy mogli sprawdzic, gdzie chciała leciec? - powiedziałem. W sumie sam nie wiem czemu, ale chciałem to wiedziec... nie mówiąc o tym, że pragnąłem wyleczyc tą małą...
(przepraszam wszystkich, ale cierpię na zaburzenia psychiczne, zmuszające mnie do naśladowania prymitywnych, samolubnych zwierząt)?
Leevakk pisze:*(przepraszam wszystkich, ale cierpię na zaburzenia psychiczne, zmuszające mnie do naśladowania prymitywnych, samolubnych zwierząt)* - czar sprawiający, że wszystkie istoty poniżej trzydziestego poziomu uciekają w popłochu. Koszt many: 10. Czas odnawiania 120 sec .

Re: Trakt do portu

27
- Ha! Myśl, mówiłem! Ukryty liścik to może mieć każdy, proszę ciebie, pierwszy z brzegu gołąb. Nie nie, tutaj mamy coś subtelniejszego, ciekawszego i trudniejszego do przechwycenia... No ale przede wszystkim wyleczyć ją trzeba. Obowiązkowo. I nakarmić. Dałeś jej coś do jedzenia?

Tu Watonga potrząsnął trzymanym wciąż na kolanach stworzeniem, i to raczej mało delikatnie. Jaskółka zakwiliła smutno, lecz pokaleczony dziób nie pozwalał jej na wiele więcej. Stary przypatrywał jej się bardzo dokładnie, obracał ją w dłoniach i oglądał ze wszystkich stron, jakby czegoś szukał. Chyba jednak nie znalazł.

- A jak się już nakarmi i wyleczy, to oddać temu, do kogo powinna była dolecieć. Tak tak, chłopcze, nie ma co się przywiązywać do tego stworzenia! Ktoś na pewno bardzo czeka na wieści, które jaskółeczka miała mu dostarczyć. I tak jakoś przeczuwam, że nie tylko ty chcesz wiedzieć, dokąd chciała dolecieć... Rozumiesz już?
Obrazek
Specjalny medal od Aod. I od Kota.

Re: Trakt do portu

28
- Aha... Mam nadzieję, że to jest zrobione przy użyciu magii, a nie, że ją zabiją dla wiadomości... - powiedziałem, głaszcząc ptaka - szkoda by było, żeby umarła, prawda?
Po chwili patrzenia na jaskółkę dodałem:
- Oczywiście że próbowałem ją karmic... ale ona nie chciała przyjmowac jedzenia... No i pomogłem przy opatrunku... Ma pan tu jakieś leki? Choc podczas leczenia będę mógł byc obok niej...
(przepraszam wszystkich, ale cierpię na zaburzenia psychiczne, zmuszające mnie do naśladowania prymitywnych, samolubnych zwierząt)?
Leevakk pisze:*(przepraszam wszystkich, ale cierpię na zaburzenia psychiczne, zmuszające mnie do naśladowania prymitywnych, samolubnych zwierząt)* - czar sprawiający, że wszystkie istoty poniżej trzydziestego poziomu uciekają w popłochu. Koszt many: 10. Czas odnawiania 120 sec .

Re: Trakt do portu

29
- Szkoda czy nie szkoda, cóż, cel istnienia tego zwierzęcia jest tylko jeden i jasno określony. Ale nie, jeśli naprawdę Cię to obchodzi, nie trzeba go zabijać, żeby wydobyć wiadomość. Zbyt cenne i rzadkie są to stworzenia, żeby używać ich tylko raz! Pytasz o leki... Nie, nie mam żadnego cudownego leku, który uzdrowi jaskółkę. Tu potrzebny jest czas i nic tu na siłę nie przyspieszymy. Może minąć wiele dni, a może też wszystko pójść na marne, bo to delikatne stworzenie... Tak tak, chłopcze, nikt ci nie obieca, że twoja jaskółeczka przeżyje tę noc...

Sama natura postanowiła dodać dramatyzmu słowom Watongi i zaakcentować je niskim pomrukiem burzy, jaki przetoczył się po niebie zasnutym już od jakiegoś czasu grafitowymi chmurami. Potem błysk i przeraźliwie głośny, suchy trzask gromu. Minęło parę uderzeń serca, a o dach chałupy poczęły uderzać krople deszczu. W jednej chwili rozpętała się dzika ulewa. Na szczęście dom Watongi był przytulny, bezpieczny i suchy.

- No tak, nic dziwnego, że to takie marne, skoro nic nie jadło... Zaraz do tego wrócimy, powiedz mi tylko jeszcze... ten cały Kelel... hm, kojarzę chyba tego smarkacza... - mruknął starzec, raczej do siebie samego - zdaje mi się, że jakiś taki tu przyłaził, miał się czytania uczyć, ale ukradł mi tylko to i owo, trochę pieniędzy, i tyleśmy się widzieli... no nieważne, nieważne. Ten cały Kelel, czy jego wspólnik, strącił jaskółkę, rzucając w nią kamieniem, tak? Tak mówiłeś, chłopcze? Szli sobie drogą i wypatrzyli ptaszka, więc pomyśleli, że go zrzucą dla hecy, zrobili sobie zawody, który pierwszy trafi? Tak to było?
Obrazek
Specjalny medal od Aod. I od Kota.

Re: Trakt do portu

30
Zastanowiłem się chwilę. Nie, to wyglądało inaczej...
- Nie, panie Watonga... Tylko jeden z nich miał kamienie. I koniecznie chcieli, bym ją oddał...
Usiadłem na podłodze, zastanawiając się.
- Jak pan myśli, czy chodziło im o tą wiadomośc? W opowieściach często dorośli wysługują się dziecmi w takich sprawach...
Chodziło mi o takie opowieści jak kroniki historyczne, ale wolałem tego nie dodawac... Takie elementy nie pasują do mojej aparycji, prawda?
Byłem zmęczony, ale zostało jeszcze trochę książek do ułożenia...
- Skoro jaskółka musi odpocząc, to przynajmniej dokończę to, co zacząłem - powiedziałem, i użyłem kolejnego ładunku Gorącej Krwi...

Chyba wtedy zasnąłem. Albo zemdlałem. Sam nie wiem. Teraz już wiem, by nie używac tego, kiedy jestem tak zmęczony... Chyba że to była wina częstotliwości użycia. Sam nie wiem.
(przepraszam wszystkich, ale cierpię na zaburzenia psychiczne, zmuszające mnie do naśladowania prymitywnych, samolubnych zwierząt)?
Leevakk pisze:*(przepraszam wszystkich, ale cierpię na zaburzenia psychiczne, zmuszające mnie do naśladowania prymitywnych, samolubnych zwierząt)* - czar sprawiający, że wszystkie istoty poniżej trzydziestego poziomu uciekają w popłochu. Koszt many: 10. Czas odnawiania 120 sec .
ODPOWIEDZ

Wróć do „Port Erola”