Więzienie

1
Więzienie w Eroli straszy przechodniów swoją gburowatością. Usytuowane jest ono nieco dalej od głównych ulic, całkiem niedaleko nabrzeża - co poniektórzy więźniowie mogą więc mieć widoki na morze. Z zewnątrz jest to piętrowy, nieduży budynek na planie prostokąta, w środku którego jest dziedziniec, na którym czasami stoją niektórzy więźniowie, zakuci w dyby i czekający na koniec kary. W środku zaś znajdziesz cele na parterze i w lochach. Chwała tym, których zamkną na poziomie zero. Pijaczki i drobni recydywiści, którzy prócz zgarnięcia czegoś ze straganu czy podwędzenia czyjejś sakiewki, ewentualnie wszczęcia pijackiej burdy nie zrobili niczego poważnego, zostają zamknięci na dwadzieścia cztery, ewentualnie czterdzieści osiem godzin. Czasem do tego dostają na dziedzińcu baty albo postoją sobie w dybach w ramach resocjalizacji. Cele zaś mają szerokie, zakratowane okna, wątpliwej jakości łóżka z zawszonymi siennikami i jako takie porządne posiłki. Posiedzą, posiedzą, i pójdą. Nawet mają wychodek. Co innego z tymi, którzy się znajdą w lochach. Lądują tam najgorsi z najgorszych - mordercy, gwałciciele, bandyci, zamachowcy, zdrajcy i inne ścierwo, które nie zasługuje na jako takie warunki. Cele w nich są klaustrofobiczne, nie mają często łóżek, tylko twarde ławy, śmierdzi w nich gorzej niż w niemytym kiblu, a i okna zdarzają się rzadko. Podobno pod pierwszym poziomem lochów jest kolejny - mówią, że znajdują się tam pokoje tortur i przesłuchań. Pierwsze piętro zaś należy do straży. Tam jest stołówka, pokoje dla strażników i ich biura.
Po odsiedzeniu w więzieniu większość po prostu wypuszczają. Niektórych zaś publicznie wieszają lub ścinają głowy. Niektórzy nie wychodzą nigdy i nie wiadomo, czy wciąż tam gniją, czy ich truchła rzucono psom na pożarcie...

Re: Więzienie

2
Ottorio odetchnął z ulgą, gdy niziołek połknął kartkę papieru. Najwidoczniej nie była to żadna błahostka, bo w innym wypadku malec raczej nie chciałby haratać sobie żołądka. Do głowy uzdrowiciela przyszła myśl, że może gnom ma jednak jakieś znajomości i nie jest wcale tak niewinny, jak twierdzi. Co by to nie było, na pewno wkrótce się okaże. O ile dożyją do tego momentu.
Oczy młodzieńca zdążyły przyzwyczaić się do półmroku, tak że gwałtowne spotkanie z tak jasnym światłem było dla niego tak samo przyjemne, jak spotkanie jego nosa z gasparową pięścią. Jakby tego było mało, dało się słyszeć tę szuję, która kazała ich wtedy pojmać. A żeby mu czyraki dupę zeżarły...

Targany przez strażników nastolatek nie stawiał zbytniego oporu. Tylko niepotrzebnie by go obili, bo i tak za wiele nie mógł zdziałać. Spojrzał jedynie błagalnie na Teshę, która miała teraz sama zostać z Victorem. Lepiej dla niego, że woli chłopców, bo elfka rozerwałaby go na strzępy, gdyby spróbował się do niej dobrać. Swoją drogą zabawne, jaki strażnicy mieli wpływ na gwałciciela. Cwaniaczek prawie się posrał.
Wracając do błagalnego spojrzenia wystrzelonego w stronę Teshy, to mówiło ono "nie pozwól im mnie zabrać, zabiją mnie, zgwałcą, zjedzą, niekoniecznie w tej kolejności". Pewnie gadałoby dalej, gdyby nie zamknięto za nimi drzwi.
Wycieczka po więziennych włościach była nie lada przeżyciem. Otto jeszcze niedawno znajdował się w celi, a teraz miał przyjemność gościć tam, gdzie nie zaglądały nawet kanale pokroju Victora.
Przewiercające czaszkę krzyki obdzieranych ze skóry i wiadra pełne posoki były zapewne pierwszymi z szeregu atrakcji, które to miejsce miało im do zaprezentowania. Gdyby nie to, że na samą myśl Ott dostawał mdłości, byłoby całkiem fajnie. Jednak szkoda było pozbywać się tej niewielkiej ilości pokarmu i wody, którymi uraczono chłopaka, więc stłamsił on starającego się rozwinąć skrzydła pawia i zagryzł zęby. Posmak tak nieprzyjemny, że aż cierpki.

W normalnej sytuacji medyk zacząłby się martwić, co stanie się z małym Garvenem. Jednak teraz, gdy siedział przywiązany skórzanymi pasami do krzesła, myślał jedynie o tym, by nie bolało go za bardzo. Wtedy do jego blond główki zawitała pewna myśl. Było to może szalone, ale co innego mu pozostawało? Wolał dmuchać na zimne, niż sprawdzać na własnej skórze, jakie zabawy dla niego zaplanowali.
Korzystając z okazji, że został sam, młodzieniec skupił się ze wszystkich sił na wodzie, którą zgromadził w organizmie. Chciał ją zmaterializować w jednym konkretnym miejscu: Na swoim języku.
Widział oczami wyobraźni, jak spływa ona dziąsłami, wydobywa się z gardła, wypływa spod języka, a nawet zwyczajnie tworzy się z czystej energii.
Potem napchał do niej tyle magii, ile zdołał, używając swojej kontroli nad żywiołem i wyuczonych umiejętności, by z pomocą nieskażonej mocy, istoty wszystkich zaklęć, zamienić kulkę wody w kulę lodu, umacniając jej działanie.
Powstałe lekarstwo połknął, by przygotować się na ewentualną dawkę bólu. Nigdy nie był przesłuchiwany ani torturowany, ale nasłuchał się zbyt wielu opowieści od zbójów, których leczyła babka, by móc to teraz zignorować.

Mężczyzna nie spodobał się chłopakowi od pierwszej chwili, gdy ten tylko wszedł do środka. Jego wygląd, ruchy, gracja. To wszystko było zbyt delikatne i bajkowe jak na te surowe mury. Takimi przymiotami mogli się chwalić jedynie narkomani na fazie albo istni szaleńcy. A coś mówiło uzdrowicielowi, że ten jegomość należy do drugiej kategorii.
Niewypowiedziane zdanie ostrzy było bardziej przekonujące niż pozorna dobroć sadysty. Ott postanowił uwierzyć im na słowo, przyglądając się narzędziom dłużej niż było to przewidziane.

- Roland? - Więzień bardziej zapytał niż odpowiedział. Jakoś nie miał ochoty zdradzać swojego prawdziwego imienia. Albo co gorsza chwalić się, że hula z bandytami Verthusa aż miło. Może jeszcze się przyzna, że sam też miał udział w zabijaniu strażników? Pewnie, ale dopiero wtedy, gdy tabletka zacznie działać. Choć może lepiej w ogóle nic nie mówić...

Re: Więzienie

3
Magia chwili. Czymże jest życie bez tych krótkich momentów, krótkich niczym mrugnięcie oka. Jednak przełknięcie papieru nie było taką chwilą. Gnom zrobił to pod wpływem stresu i presji jednak była to chyba najlepsza decyzja jaką mógł podjąć w tej sytuacji. Zgromadził tak wiele śliny jak tylko mógł i przełknął te szokujące wieści.
Ale dalej, jak zwykle, mogło być tylko gorzej. Do celi wkroczyła zgraja strażników na co Victor, ku cichej radości Garvena, zareagował skuleniem ogona pod siebie. Jednak to co go zszokowało to głos wydający im rozkazy oraz jego ton. Kapitan, ten sam który obiecał mu pomoc i chęć współpracy, teraz głosem lodowatym i groźnym niczym grzmot wydał ten jeden rozkaz, przez który o mało co nie zwymiotował, ponownie.
Oczywiście nie miał czasu nawet zaprotestować, chwycono go za ubrania jak psotliwego kota i wynieśli z celi. Z jednej strony odetchnął z ulgą, w końcu nie grozi mu gwałt ze strony psychopaty ale z drugiej może go czekać coś o wiele straszniejszego i bolesnego.
W tej wierze utwierdziły go krzyki, które słyszał gdy przechodzili przez zimne korytarze więzienia. Nie szarpał się ani też nie próbował uciec, musiał na tą chwilę wykonywać polecenia i nie wzbudzać żadnych podejrzeń, bo mogłoby to przesądzić o jego losie. Parę razy chciał zwrócić się do kapitana jednak nie mógł wydukać żadnego słowa. Może to przez strach, albo przez kartkę, która podrażniło jego gardło i usilnie chciała wrócić do świata zewnętrznego.
Ze smutkiem spojrzał na Ottorio, którego zabrali do innego pokoju. Współczuł mu tak samo jak współczuł sobie.
Gdy zabrano go do osobliwego gabinetu, lub sali przesłuchań co kto woli, usiadł posłusznie na miejscu i wkuł swoje spojrzenie w podłogę niczym dziecko siedzące na dywaniku u nauczyciela.
Słowa wypowiedziane przez Navana zmroziły mu krew w żyłach. Sytuacja właśnie się skomplikowała.
-Kapitanie, pokłóciliśmy się, jak każdy. Oczywiście, że na niego kląłem, byłem zdenerwowany i czułem, że potraktowano mnie niesprawiedliwie. - powiedział patrząc kapitanowi prosto w oczy -Z baru nie wyszedłem na dłużej niż minutę, to oczywiste, że musiałem parę razy pójść za potrzebą. A nawet gdybym to ja miał się zamachnąć tym młotem, nie miałbym na tyle siły by wyskoczyć na wysokość dorosłego mężczyzny i wymierzyć taki cios. Nie jest to fizycznie możliwe. A ubrania nosiłem te same przez cały dzień i noc.
Mówił, tym razem spokojniej i rzeczowo. Coś tu było nie tak, ludzie z karczmy na pewno nie powiedzieliby takich rzeczy więc były tylko dwie możliwości. Kapitan kłamał albo to część większego spisku.
-Mogę teraz ja zadać pytanie? - skierował się do kapitana, nieważne czy wyraził zgodę czy nie kontynuował - Dlaczego wtrącił mnie, kapitan, do tej celi? Wraz z psychopatycznym mordercą? Sądził pan, że zabije mnie i dzięki temu cała wina spadnie na mnie bez żadnych sprzeczek i sądów? Ponieważ to co pan teraz mówi, zaczyna mnie utwierdzać w przekonaniu, że coś tu jest nie tak.
Może i przed nami jest jedynie ciemna droga. Jednak musisz wciąż wierzyć i iść dalej. Wierzyć, że gwiazdy oświetlą Ci drogę, nawet odrobinę. Więc chodź! Wybierzmy się w podróż!
Obrazek

Re: Więzienie

4
Woda z organizmu Otta gromadziła się na jego języku, powoli i bezustannie zamieniając w kulkę. Po wykonaniu wszelkich czynności związanych z zaklęciem, chłopak mógł poczuć ubytek wody z ciała, co na dłuższą metę było niespecjalnie dobrym rozwiązaniem. Mógł mimo wszystko poczuć się teraz lepiej, wiedząc, że nie będzie tak bolało. Chyba.

Mężczyzna, usłyszawszy odpowiedź Otta, mruknął tylko i pokiwał głową ze zrozumieniem. Westchnął cicho i z żalem, po czym na jego twarzy wystąpiło skupienie. W jednej chwili iluzja ustąpiła, a uzdrowiciel zobaczył, że w małym pokoju tak pusto nie jest. Krzesło było tylko początkiem. Za nim z sufitu zwisały łańcuchy. Jeszcze dalej stało regulowane leże, wykonane z ciemnego drewna, które w niektórych miejscach było lekko czerwonawe. Była tam jeszcze szafa, wyglądająca tak normalnie, ze az trudno było uwierzyć, że i w nich może kryć się coś okropnego. Mały pokój z krzesłem stał się nagle o wiele większym pomieszczeniem. Zadowolony z siebie mezczyzna uśmiechnął się przepraszająco do Otta i zaczął go rozpinać. Natychmiast pospieszył z wyjaśnieniami.

- Widzisz, Rolandzie, staram się nie przerażać podejrzanych za bardzo. Dlatego zawsze na początku sadzam ich na krzesłach, tworzę iluzję, ze nic więcej tutaj nie ma... dopiero, gdy ci przestają współpracować - nacisk padł na dwa ostatnie słowa. - przestaję bawić się w gierki. Rozumiesz, prawda?

Ottorio nie mógł się ruszyć i nie było to tylko z przerażenia. Tajemniczy jegomość sprawił, że chłopak został chwilowo sparaliżowany. Gdy więc pasy zostały odpięte, torturujący chwycił chłopaka za gęste,blond włosy i zaczął go ciągnąć do tyłu, za krzesło. Gdy tylko je minęli, wszystko się rozmyło, siedzisko i drzwi zniknęły, zaś na ich miejsce powstała ściana. Nigdzie więc nie było już wyjścia.

Chłopak nawet poprzez tabletkę przeciwbólową czuł ból, gdy ten ciągnął go za włosy. W końcu mężczyzna operując bezwładnym ciałem przykuł dłonie i stopy Otta do łańcuchów. W tym momencie znów odzyskał władzę w kończynach, ale było już za późno. Facet zniknął za ścianą i wrócił ze swoim podręcznym zestawem ostrzy. Były tam obcęgi, noże proste i zakrzywione, igły... a wszystko to do torturowania, ostre i sprawiające niewyobrażalny ból. Sam medyk był trochę za wysoki na łańcuchy, ale dystyngowanemu panowi to nie przeszkadzało. Położył gdzieś za Ottem zestaw i podszedł do szafy, uchylając ją troszeczkę, jakby nie chcąc straszyć nastolatkajej zawartością. Wyciągnął z niej metalową pałkę. Spoglądała ona złowrogo na więźnia, ciesząc sie, że w końcu może sie przydać. I owszem, powolnym, spokojnym, wręcz ostentacyjnym krokiem starszy jegomość podszedł do Otta, i uśmiechając się serdecznie, dotknął go w prawą nerkę. Jakby chcąc wyczuć, gdzie dokładnie się znajduje. Chwycił mocniej pałkę i znowu sie uśmiechnął. Gdyby nie sceneria, Otto mógłby uznać, ze ten facet idealnie nadaje się na ojca. On chciał sprawiać wrażenie, że jest kimś takim. Chciał, żeby Otto uznal go za człowieka godnego zaufania.

- Nie lubię kłamców. Dam ci jeszcze jedną szansę, ale tylko dlatego, że wyglądasz na miłego chłopaka. - przymierzył się pałką i westchnawszy z żalem wziął zamach. Sekundę później Ottorio poczuł, silny, przeszywający ból rozchodzący się od prawej nerki. Poczuł to i krzyknął, bo nawet tabletka przeciwbólowa nie pomogła tak bardzo, jak by tego chciał. Łzy poleciały mu do oczu same z siebie. To było naprawdę okropne uczucie. Nawet gdy pałka już nie pieściła chłopaka, nerka bolała i bolała, wrzeszcząc do niego i domagając się uwagi. W tym czasie mężczyzna spojrzał w oczy nastolatka i cicho wyrzekł: - Ja mam na imię Asgarius. A tobie jak na imię?
~~~ Navan uważnie wysłuchał słów Garvena. Skupienie malowało się na jego twarzy, co i rusz kiwał głową na znak, że rozumie, wydawał się być także zmartwiony czymś. Gdy gnom skończył, oparł się o krzesło i zaczął twarz kowala, szukając może poszlak, może jakiegoś tiku świadczącego o tym, że podejrzany kłamie. Gdy już skończył oględziny, powiedział:

- Pytania zostaw mnie. Jakbys siedział tam, gdzie ja, a ja tam gdzie ty, wtedy mógłbyś pytać. A tak nie możesz. Takie prawo. Zresztą... niech cię nie obchodzi, czemu wyladowałeś akurat w tej celi. Tak samo jak mnie nie obchodzi, dlaczego i jak uderzyłeś go tym młotem. Twoje zeznania są już spisane. Przyznałeś się do tego czynu i wyraziłeś skruchę. Tego się trzymajmy. A teraz przejdźmy do konkretów - pochylił sie przy biurku, zaglądając w oczy Garvenowi. - Pomagałeś Thorusowi, tak? Więc pewnie znasz jego sekrety? - pytanie było dziwne i utwierdziło gnoma w przekonaniu, że sprawa jest głębsza. - Odpowiadaj szczerze, a nie skończysz jak twój nowy kolega... pewnie teraz błaga o litość. Ty też chcesz tak skończyć? Pamiętaj, ze nie wyladowałeś w podobnym pokoju tylko dlatego, ze cię lubię.

Przepraszam Garvenie, że krótki twój wątek, ale prócz rozmowy mało jest tam do pisania - u Otta dzieje się więcej, tak samo jak i u ciebie niedługo ;3

Re: Więzienie

5
Te słowa wystarczyły. Zupełnie a nawet powiedziały mu więcej niż chciał. Teraz wiedział już na pewno, że cała sprawa jest głębsza niż mu się wydawało. Starał się połączyć fakty i poszlaki jednak ciężko mu było skupić się w takiej sytuacji, nie wspominając, że brak mu czasu.
Gdy Navan lustrował młodego kowala, w jego oczach mógł zobaczyć jedną emocję. Gniew. Wypełniał go niczym płomień w kuźni. Przed nim stał człowiek, który miał informacje o tych, którzy zabili bliskiego mu człowieka. A co lepsze był w to wszystko zamieszany. Z trudem powstrzymywał się od rzucenia się na niego. Jego palce zacisnęły się na oparciach krzesła lub jego nogach tak mocno, że opuszki pobielały a paznokcie zaczęły czerwienieć.
Ten maluch nie miał w sobie ani krztyny strachu, miał gdzieś co się z nim stanie. Widział teraz przed oczami jego ukochaną stojącą w drzwiach, całą we krwi. Widział swojego przyjaciela, mentora leżącego w kałuży krwi i jego żonę szlochającą jakby skończył się świat. Tak, teraz myślał jedynie o tym co zrobi jeśli dorwie jednego z nich, choćby i Navana.
Jednak, niczym tęcza po burzy, uśmiech pojawił się na twarzy gnoma równie szybko co gniew w jego oczach parę chwil temu. Złożył ręce na kolanach, wciąż nie odrywał wzroku od oczu kapitana. To nie było naturalne, tak jakby podczas burzy, grom rozciął niebo by promienie słońca oświetliły ziemię.
-A myślałem, że tak dobrze się dogadujemy kapitanie. - przemówił, jego głos był spokojny i wyrównany, bez oznak zawahania - Zresztą, niech pana nie obchodzą sekrety mojego przyjaciela. Tak samo jak mnie nie obchodzi to co stanie się po tym spotkaniu.
Znów uśmiechnął się jakby usłyszał dobry żart.
-Niech pan pominie swoje groźby. Wiem co będzie dalej. Nie dam wam podpisu! To cie zmusimy! Duża ilość tortur, efektów żadnych. To sfałszujemy twój podpis! Zakładamy, że wam się udało więc idziemy dalej. Zabieracie mnie do lochów, ponownie. Teraz powiesz nam wszystko co chcemy wiedzieć! Gnom mało przestraszony. Bla bla bla, i tak dalej bawimy się w ciuciubabkę dopóki nie kopnę w kalendarz a wy odejdziecie z niczym.
Podrapał się po brodzie jak gdyby był na jednym ze swoich spotkań handlowych. Znał się na tym a teraz handlował się o swoje życie.
-Skoro pragniesz sekretów mojego szefa, nie zabijesz mnie Navan. Zabiliście go ponieważ musiał być niewygodny lub nieskory do wydania wam swoich sekretów. W impulsie zabiliście go i postanowiliście zaatakować słabsze ogniwo. Mnie. Wiedzieliście o wszystkim i uznaliście to za okazję, perfekcyjną nawet powiem. - zaklaskał teatralnie pochwalając bystrość kapitana - Tylko powiem Ci jedno.
Nachylił się nad biurkiem i szepnął do niego.
-Po moim trupie. - potem wyprostował się i powiedział donośnym głosem - On był moim przyjacielem kapitanie, był dla mnie rodziną i nigdy nie podniósłbym na niego ręki. Możesz mnie torturować, nawet zabić, nie powiem Ci nic. Wymarz mnie z historii, oczerń przed wszystkimi a ja nie pisnę nawet słowem. To Ci mogę obiecać i jeszcze jedno, dopadnę wszystkich, którzy byli w to zamieszani. A temu kto podniósł rękę na tego niewinnego człowieka, ojca i męża, zgotuję taki los, że będzie błagał o śmierć.
Skończył swój monolog i zamilkł czekając na odpowiedź. Jego myśli krążyły teraz wokół zemsty i mógł nie myśleć racjonalnie jednak wiedział, że może teraz tylko grać w zaparte i nie godzić się na nic.
Może i przed nami jest jedynie ciemna droga. Jednak musisz wciąż wierzyć i iść dalej. Wierzyć, że gwiazdy oświetlą Ci drogę, nawet odrobinę. Więc chodź! Wybierzmy się w podróż!
Obrazek

Re: Więzienie

6
Chłopak podświadomie wiedział, że się uda, ale i tak odetchnął z ulgą, połykając zbawienną tabletkę. Pozostało tylko czekać, aż ta zacznie działać. Przecież co złego może się wydarzyć przez ten czas? Najwidoczniej wiele...

To było nie w porządku. To było bardzo, ale to bardzo nie w porządku. Nawet bardziej nie w porządku, niż zamknięcie w celi z pedałem gwałcicielem. Tak bardzo to było nie w porządku. Nie godzi się tak oszukiwać więźniów. To jest wbrew wszelkim zasadom etykiety i dobrego wychowania. Widząc więc umeblowanie przytulnego kącika, Ottorio, tudzież Roland, przełknął głośno ślinę.
- Taki utalentowany iluzjonista marnuje się w tym miejscu - odparł nerwowo, co jakiś czas chrząkając. Miał złe przeczucia. Możliwe, że dlatego, że był przywiązany do krzesła w sali z psychopatą i jego kolekcją zabawek, ale pewności nie było.

O ile chłopak na początku chciał być uwolniony, tak teraz wolał zostać na miejscu. Wcale nie pasował mu fakt, że mężczyzna zaczyna go oswobadzać. Paraliż był o wiele mniej przyjemny, bo z pasów można się chociaż jakoś uwolnić.
Cebulki blond włosów miały to samo zdanie, co ich właściciel. Wcale im się to nie podobało. Tym bardziej gdy brutalna łapa ciągnęła je tak samo brutalnie w głąb makabrycznej nory.
Chłopak wykrzywił twarz z bólu, poganiając w myślach tabletkę. Żałował, że nie potrafił pozbawić się przytomności. Na śpiocha wszystko jakoś łatwiej znieść.
Z jęknięciem spojrzał na pojawiającą się ścianę. Co prawda nie miał wątpliwości, że to tylko iluzja, którą bez problemu można przejść, ale tak czy inaczej brak przejrzystego widoku drzwi negatywnie wpływał na jego morale. Pieprzeni magowie...

Medyk wolałby jednak pozostać sparaliżowanym, niż być przykutym do tego... tego czegoś. Nigdy nie był fanem sadyzmu i tego typu zabaw, a to idealnie wpisywało się w te klimaty. Tak samo rozgadane ostrza, które po chwili do niego dołączyły. Zaczynało się robić tutaj tłoczno.
Nastolatek nie chciał nawet myśleć, co znajduje się za drzwiami szafy. Widok pałki nieco go przeraził, ale też uspokoił. W końcu mogły znajdować się tam o wiele gorsze rzeczy, a takie coś widywał prawie na co dzień. Co innego, że jest to śmiercionośna broń, niosąca niewyobrażalny ból, ale chociaż wygląd miała w miarę znośny.

- Łapy precz od mojej nerki! - syknął, wzdrygając się pod dotykiem starca. Za żadne skarby nie chciałby mieć takiego dziadka. Tym bardziej ojca. Fałszywe gnoje, już lepiej gdyby był zamaskowanym katem, a nie takie igranie z jego odbiorem rzeczywistości. Co to, to nie. Bez takich gierek, panie miły staruszku sadysto.

Początki w obozie bandytów były niemiłe? W takim razie spotkanie z pałką było kurewsko niefajne. Otto zawył jak obdzierane ze skóry cielę, a z oczu poleciało mu tyle łez, że mógłby z nich wyczarować bałwana.
To nie było przyjacielskie uderzenie, śmieszkowe szturchnięcie, to była próba dewastacji na jego niewinnym ciele. Ott już teraz czuł, jak pojawia się tam obrzęk, o ile biedna nerka to w ogóle przeżyła. Niewyobrażalny ból przywitał go otwarcie jak starego przyjaciela, nie szczędząc na uczuciach.
Po pierwszym szoku uzdrowiciel zacisnął zęby i powieki, wciąż poganiając tę przeklętą tabletkę. Ból nie odchodził, jakby sadysta uderzał go raz po raz. Jeśli nerka chciała uwagi nastolatka, niewątpliwie ją dostała.

Ottorio w końcu uspokoił oddech i otworzył oczy. Zobaczył przed sobą facjatę kogoś, kto był aktualnie na szczycie jego osobistej listy osób do nienawidzenia. Wiedział, że każde słowo Asgariusa jest nasączone jadem, kłamstwem. Tacy ludzie nie mogli być naprawdę w porządku. Gra pozorów.
Młodzieniec miał świadomość, że choćby podał wszystkie informacje na talerzu, jakie by one nie były, to i tak skończy marnie. Jedynie w opowieściach było chyba inaczej. Nie zamierzał dać bydlakowi tej satysfakcji.

- Roland - odparł, dysząc ciężko i patrząc z nienawiścią w oczy swojego oprawcy. - Nazywam się Roland!

Re: Więzienie

7
Navan zdawał się być zadowolony z gniewu Garvena, jakby właśnie o to mu chodziło. Rozwścieczony gnom rozweselał go, bo czy to nie wygląda uroczo? I niegroźnie. Z równowagi delikatnie wybiło go nagłe uspokojenie się młodego kowala. Najwyraźniej nie lubił, gdy coś idzie nie po jego myśli. Szybko jednak się zreflektował – nie chciał przecież okazać jakiejkolwiek słabości. Kilka razy podczas przemówienia gnoma otwierał usta, a potem zamykał. Nie wtrącał się. Słuchał tylko, a po chwili po jego obliczu zaczął błąkać się kpiący uśmiech. Garven był gnomem. Garven był małą, uroczą istotką, którą przecież nikt nie traktuje poważnie, nawet jeśli sypie groźbami, jak teraz. Garven nie przestraszył Navana.
Sam kapitan zaklaskał teatralnie, w identyczny sposób, jak kowal przed chwilą. Zaśmiał się drwiąco i przyszedł czas na jego mowę.


- Brawo! Gratuluję ci twoich domysłów. We wszystkim trafiłeś w sedno. No może prócz jednego. Ty naprawdę uważasz, że jestem debilem? Nie, nie odpowiadaj, i tak znam odpowiedź. Ty myślisz, że jesteś taki mocny. Że silny, że się nie dasz. Myślisz, że cię pobijemy, troszkę przypalimy, a potem damy odpocząć... bo przecież potrzebujemy cię. Ciebie i tych twoich odpowiedzi. Ale wiesz co? My potrafimy sobie bez ciebie poradzić. My potrafimy poradzić sobie z tobą.

Słowa, jakkolwiek przeraziły gnoma lub nie, zawisły w powietrzu i nie chciały stamtąd uciec. Navan skinął na strażników. Jeden z nich zabrzęczał za plecami chłopaka łańcuchami. Brutalnie podniesiono go i skuto, w razie gdyby coś chciał zrobić. Kapitan uśmiechnął się złowieszczo i nim wytargano go z pokoju, powiedział na odchodne:
- Powodzenia. - zabrzmiało to oczywiście jak groźba. I w ten sposób gnom znowu mógł sobie polatać. Strażnicy zaprowadzili go do jakichś drzwi, które otworzyli i go tam wprowadzili. Posadzili na jedynym krześle w pomieszczeniu, związali ręce i nogi skórzanymi pasami, uprzednio odkuwszy go z kajdan i poszli, zamykając go w całkowitej ciemności. Wkrótce oczy poczęły przyzwyczajać się do mroku, co wciąż niewiele dało. Nikt nie przychodził, nikt nie oznajmiał, że pora go torturować. Po prostu, siedział tam. Gdzieś z boku słychać było miarowe plumkanie, jakby to woda skapywała na podłogę, a także odległe, niemalże jak ze snu krzyki innych torturowanych. Garven został sam ze swoimi myślami.
~~~ Tabletka działała. Ból odrobinę zelżał, ale czego Ottorio mógł spodziewać się po tworze z wód wyciągniętych z organizmu? Jej działanie nie było tak mocne, jak chłopak mógł sobie życzyć. Dlatego też nerka i jej okolice wciąż pulsowały nieznośnym bólem. Dlatego też Otto teraz płakał i krzyczał. Jego podświadomość zapewne przeczuwała, że to nie koniec... że to dopiero początek.

Przez twarz Asgariusa przemknął cień, wyraz niezadowolenia oraz rozżalenia – wszystko to było grą aktorską. On udawał, tylko nie wiadomo było po co. Odchrząknął zaraz i wolnym krokiem przeszedł na drugą stronę uzdrowiciela. Także i tutaj dotykał go, próbując zorientować się, gdzie dokładnie uderzyć. Ciało nastolatka już teraz przygotowywało się na to, doświadczone bólem z prawej strony. Chwycił wtedy mocniej pałkę i zerknął w oczy swojego więźnia.

- Nieprawda – szepnął spokojnie i ponownie uderzył Ottoria w nerkę, tym razem drugą. Powietrze z niego uszło, a zamiast niego pojawił się ból, pulsujący, rwący i jaki tam mógł jeszcze być. Kolejny krzyk i kolejne łzy doszły do tego. Teraz chłopaka bolały obydwie nerki, chociaż to słowo jest może za słabe. Nie ma jednak innego zwrotu na wyrażenie tego, co teraz Otto przeżywał. Uderzenie w tę część ciała jest bardzo bolesne, a przecież blondyn nie odczuwał pełni tego wszystkiego, bo połknął magiczną tabletkę przeciwbólową. Nie mógł też za głęboko oddychać – gdy tylko próbował zaczerpnąć więcej powietrza, ból się nasilał. Asgarius wydawał się być natomiast zasmucony tym, co robił. Jego szept rozniósł się razem z echem krzyku Otta, dobrze słyszalny przez bandytę. - Masz na imię...?

Re: Więzienie

8
Wrzucony w odmęty przeznaczenia Ottorio doszedł do jednego wniosku: Los chce mu dać do zrozumienia, że jego celem życiowym jest zostanie chłopcem do bicia. Póki co szło mu to nawet całkiem dobrze.
Tabletka nieco pomogła, choć teraz chłopak żałował, że ją wziął, bo gdyby nie to, to może straciłby już przytomność, zamiast znosić te cierpienia. Chciałeś, chłopie, to masz.

Nastolatek nawet nie poczuł, jak starzec zaczął obmacywać drugą nerkę. Wszystko było przyćmione promieniującym wciąż bólem. Medykowi przyszło do głowy, czy gnom też ma teraz podobne rozterki. Poszedł z tamtym ważniakiem, to może go chociaż nie zatłuką? Nie wiadomo.
Wiadomo było natomiast, że rozważania młodzieńca przerwał kolejny grom z jasnego nieba. A mianowicie pałka Asgariusa, która przytuliła jego drugą nerkę z ojcowską wręcz miłością. Tyle że taką bardziej patologiczną.
Raz jeszcze tego dnia Otto wrzasnął, nie próbując nawet zdusić krzyku. Łzy piekły w oczy, ale to był chyba najmniejszy problem. Po co w ogóle to robił? Dlaczego? Sam nie wiedział. Czuł, że nie może niczego powiedzieć temu czubkowi, bo będzie jeszcze gorzej.

- Czego ode mnie chcesz? - wychrypiał nastolatek, między jedną próbą wzięcia oddechu a drugą. Starał się oddychać płytko, żeby się bardziej nie katować, ale przychodziło mu to z trudem. Nie dość, że został obity przez strażnika i Teshę, to teraz jeszcze to.
A dzień się dopiero zaczynał.

Re: Więzienie

9
Czy sprawy potoczyły się po jego myśli czy nie, Garven był zadowolony. Teraz wiedział na czym stoi i kogo pytać... W razie gdyby udało mu się uciec.
Gdy został sam ze swoimi myślami, w tym ciemnym pokoju, zaczął się zastanawiać. O co im może chodzić? Jego dobrodziej był prostym kowalem, nie miał tajemnic a jeśli jakieś miał to chyba nie byli dość blisko by się nimi podzielić z taką małą istotką jak gnom. Chyba, że mu je wyjawił tylko nie zdawał sobie sprawy z wagi tych informacji.
Cała ta sytuacja była ciężka do rozgryzienia ale wiedział, że teraz musi się przygotować. I mentalnie i fizycznie bo to co może nadejść, w najlepszym wypadku, może go nie tylko złamać ale i zniszczyć doszczętnie.
Zostawała jeszcze tajemnicza wiadomość, była skierowana do paru osób a to znaczy, że najpewniej nie była do niego ani do Victora tak więc zostawała tylko dwójka nowych więźniów. Było to mało prawdopodobne ale myśl o możliwym ratunku podniosła go lekko na duchu.
Tak napędzany gniewem, nadzieją i żądzą zemsty, czekał aż ktoś się pojawi. Sprawdzał czy dałby radę uwolnić się z więzów i czy dookoła niego jest coś co mogłoby się przydać. Pod nosem cały czas nucił starą melodię, którą usłyszał kiedyś od ojca pracującego w kuźni. Pomagał mu się to skupić.
Może i przed nami jest jedynie ciemna droga. Jednak musisz wciąż wierzyć i iść dalej. Wierzyć, że gwiazdy oświetlą Ci drogę, nawet odrobinę. Więc chodź! Wybierzmy się w podróż!
Obrazek

Re: Więzienie

10
Krzyki napawały miłego, starszego pana swego rodzaju satysfakcją. Podczas, gdy Ottorio dawał upust swojemu bólowi, ten przymknął oczy i uśmiechnął się. Bardzo rzadko zdarzają się tacy sadyści. Tacy ludzie, czy może czasami nieludzie, idealnie nadają się do tej roboty. Góra nie mając zamiaru brudzić sobie swoich delikatnych rączek, wynajmuje właśnie takich entuzjastów, którym przyjemność sprawia wyżywanie się na bogom ducha winnych więźniach. O wiele ciekawiej jest, gdy ci właśnie pracownicy są czarodziejami. Z tymi to przecież nigdy nic nie wiadomo, a ich możliwości są o wiele większe, aniżeli tych zwykłych sadystów. Na szczęście w nieszczęściu Otta, Asgarius nie używał na razie czarów. Na razie. A zresztą... czy ich potrzebował, aby gnębić nastolatka? Wystarczyło jedno narzędzie, żeby sprawić okropny ból...

- Chcę znać twoje imię – stwierdził kat tonem głosu jasno sugerującym zdziwienie, że to jest oczywiste. Stanął naprzeciw chłopaka i dodał: - Prawdziwe. - po czym bezceremonialnie rąbnął blondyna pałką w lewe kolano. Ottorio najpierw usłyszał mocne chrupnięcie, a potem noga się pod nim załamała, i gdyby nie łańcuchy, zmuszony byłby do upadku na podłogę. W ten sposób tylko zawisł, utrzymując się tylko na jednej kończynie. Druga została wygięta w przeciwną stronę, do tyłu. Ból stał się nie do wytrzymania. Nawet zaklęcia chłopaka nie zadziałało, gdy kości chrupnęły i kolano po prostu się złamało. Nie dość, że wyglądało to okropnie, to paliło w środku, rozchodziło się, pulsowało, raz mocniej, raz słabiej, aby za chwilę znów uderzyć falą bólu i sprawiało, że Ottorio nie potrafił wytrzymać. Do tego wciąż były te nerki, które też zostały całkiem poważnie uszkodzone.. Przez zamazane dzięki łzom oczy widział, jak Asgsarius przyjmuje surową postawę. Westchnął. - Naprawdę chcesz, żebym złamał ci drugie?
~~~ Garven siedział w małym, niemalże klaustrofobicznym i ciemnym pokoju, pozostawiony sam na sam z myślami. Wszystko wskazywało na to, że kroi się tutaj grubsza afera, a on, malutki ze wzrostu i znaczenia, właśnie w nią wdepnął po samą szyję i jak na razie nie wiedział nawet, w jakim rodzaju tego bagna tkwi. Nie wiedział, w czym tkwił Thorus, a przecież musiał w czymś maczać palce.
Tylko w czym?
Nigdy nic mu nie mówił, nawet słowem nie pisnął o podejrzanym działaniu. Po prostu był kowalem, tłukł młotem o kowadło, przetapiał metale, wyrabiał miecze, podkuwał konie... Żył jak normalny człowiek. Jednak w coś musiał być zamieszany, skoro to Navan lub ktoś z jego polecenia go zabił. Coś, co musiało być dla nich niewygodne.
List wiele nie mówił. Ktoś, wedle dedukcji gnoma, miał przyjść po dwójkę jego niedawnych współwięźniów. To, że być może i jego przy okazji zgarną, zdawała się podnosić na duchu młodzieńca. Ktoś jutro o północy przybędzie. Tylko wystarczy przeczekać możliwe tortury.


One jednak nie nadchodziły. Garven siedział i siedział, ale nikt nawet nie raczył zaszczycić go swoją obecnością. Wokół niczego nie było, tylko gładkie pomieszczenie i jedno przymocowane do podłogi krzesło, a ręce i nogi gnoma do niego przywiązane mocno i starannie. Ktoś postarał się, żeby nadgarstki i kostki chłopaka nawet nie drgnęły. Aby więc zająć czymś czas przeznaczony na oczekiwanie, począł nucić starą melodię, swego rodzaju pamiątkę po ojcu. Lecz gdy już tego zaprzestał, muzyczka wbiła mu się w głowę i nie wyszła stamtąd. Każdy zna czasem coś takiego, co raz zasłyszane, nie chce opuścić uszu. W tym wypadku było identycznie. Melodia sama grała w umyśle gnoma, zapętlała się, powtarzała, urywała w połowie, szła od końca, znów od początku. I tak w kółko. Wkrótce stała się irytująca, i pomimo usilnych prób chłopaka nie chciała przestać grać. Ciągle to samo, zniekształcona i powoli przestająca przypominać melodię ojca, a wszakże wciąż chodziło blondasowi po głowie, że to rodziciel ją zanucił. Tą zdeformowaną melodyjkę, szarżę zniekształconych dźwięków przeplatających się z biciem jego serca i nienaturalnie głośnym szumieniem w uszach. Ktoś gdzieś krzyknął, jednak było to tak ciche i tak odległe, że Garven nawet nie zwrócił na to uwagi. Tylko ta melodia, ta uciążliwa melodia stała mu w głowie niczym ość w gardle i zajmowała całą jego uwagę...

Re: Więzienie

11
Czy właśnie takiego życia zawsze chciał młody poszukiwacz przygód? W opowieściach wszystko wygląda jakoś... barwniej. I mniej boleśnie. Myślami uciekał do domu, gdzie stara Gertruda pewnie przyjmowała teraz jednego z pacjentów, a jego nieznośna siostra znowu pakowała się gdzieś w kłopoty. Ottorio uśmiechnął się pod nosem. Oboje mieli talent do problemów.

Może jak podam mu imię, to się ode mnie odpieprzy?, pomyślał nastolatek, jednak ciąg słów w głowie został przerwany w brutalny sposób. Uderzenie, chrupnięcie, kolejny krzyk.
Medyk niechybnie upadłby na ziemię, ale łańcuchy skutecznie mu to uniemożliwiały. Ból, który wydawał się nie do opisania, promieniował teraz z rozwalonego, biednego kolana. Druga noga miała ciężki orzech do zgryzienia.
Młodzieniec nie wiedział, co go dokładnie boli. Cierpienia zdawało się już wydostawać z całego ciała, bez konkretnego źródła. Wisiał przez chwilę w milczeniu, przeklinając swój los, gdy w końcu spojrzał na niewzruszonego oprawcę.

- Ottorio - wychrypiał tonem przegranego. Nie chciał dać się zabić z powodu głupiego imienia. Osłabiona magia lecznicza były niczym w porównaniu do czystej siły bezlitosnej pałki. Chłopak mógł mieć jedynie nadzieję, że ta odpowiedź zadowoli Asgariusa.

Re: Więzienie

12
To co miało być remedium na wszechogarniającą ciszę, stało się przekleństwem gnoma. W końcu melodia zaczęła go denerwować ale było to lepsze niż nic.
Zastanawianie się nad obecną sytuacją też nic nie dawało bo z tego pokoju nie było ucieczki. Więzy były zbyt dobrze zaciśnięte a na zewnątrz penie czekali strażnicy z którymi, mały Garven, nie miał szans.
W końcu zaczął się godzić z myślą, że zostanie tu już do końca swojego życia. Ale nie miał zamiaru czegokolwiek im mówić. W tym względzie był zdeterminowany. Nie wiadomo ile musiałby wycierpieć, ile lat musiałby wysiedzieć w tej celi, wolał zginąć niż dać im to czego chcą.
Martwiło go jedynie to co stanie się z żoną kowala, ona pewnie też nic nie wie jednak Ci ludzie są bezwzględni i bał się co mogą zrobić z samotną kobietą.
A więc siedział tak, w sytuacji bez wyjścia, torturowany przez własną melodię i myśli o tym co niedługo może się stać. Jednak wciąż nie tracił nadziei, jej płomyk wciąż jasno świecił w jego duszy.
Spoiler:
Może i przed nami jest jedynie ciemna droga. Jednak musisz wciąż wierzyć i iść dalej. Wierzyć, że gwiazdy oświetlą Ci drogę, nawet odrobinę. Więc chodź! Wybierzmy się w podróż!
Obrazek

Re: Więzienie

13
Ból stał się częścią Otta. Nerki pulsowały, zaś noga była wygięta do tyłu tak nienaturalnie, że kogoś patrzącego na to z boku zapewne bolało od samego widoku. Chłopak mógł być pewien, że będzie cholernie trudno wyleczyć kolano, jeśli w ogóle będzie taka możliwość. Nawet jego umiejętności mogą nie wystarczyć.

Asgarius otarł czoło wierzchem dłoni. Prawą ręką oparł się o pałkę, jakby służyła mu za laskę i spojrzał na Ottoria zwycięsko. Przyjazny, fałszywy wyraz twarzy nie znikał z jego oblicza ani na sekundę. Tylko w bladych oczach przebłyskiwało od czasu do czasu zimno i obojętność. Przypatrywał się młodzieńcowi w ten sposób około minutę, po czym uśmiechnął się dobrodusznie i podszedł do Otta, aby poklepać go po policzku.

- Widzę, że mówisz prawdę. Czy było tak trudno? - odsunął się od chłopaka i znowu chwycił pałkę, jakby gotując się do ciosu. Zlustrował uważnie ciało uzdrowiciela, przywołując na swoją twarz wyraz zastanowienia. Kawałek po kawałku jeździł wzrokiem, szukając miejsca, w które powinien uderzyć, aby zabolało to jego więźnia. Gdy skończył, zadał kolejne pytanie. - A więc... Otto. Mogę ci tak mówić, prawda? No dobrze, Otto, powiedz mi proszę, gdzie skryli się twoi towarzysze?

~~~
Garven nie wiedział, ile czasu minęło. On po prostu płynął. Dłużył się w nieskończoność. Młodego mężczyznę w końcu zaczęło doskwierać siedzenie w tej samej pozycji od kilku, być może kilkunastu godzin. Chciał wstać, przejść się, rozruszać kości, ale nie mógł. Za każdym razem, gdy tylko podnosił się, przytrzymywały go pasy nie puszczające nawet na milimetr. Do tego wciąż ta muzyka, brzmiąca coraz gorzej i wywołująca niepokój w jego umyśle. Garven szczerze miał jej dość. Przyprawiała go o dreszcze i powoli kiełkujący, irracjonalny strach.

Gnom zaczynał powoli czuć, jak jego powieki mu ciążą. Morfeusz powoli zabierał go w swe objęcia i tak też chłopak zaraz zasnął. Nie pamiętał, o czym śnił, ale było to coś okropnego, coś, co kazało mu się wybudzić gwałtownie. I tym razem zatrzymały go pasy, gdy chciał wstać, zlany potem. Niestety, wciąż siedział i wszystko go od tego bolało. Garven więc, miał wciąż w głowie niewyraźne wspomnienie mary sennej, która go nawiedziła. Pojawił się jednak kolejny problem. Choć koszmar się skończył, w ciemnym, ciasnym pokoju stało... coś. Bezkształtne, emanujące bladą poświatą. Zjawa. Przyglądała się gnomowi swoją pustą twarzą bez oczu, ust, nosa i rys. Po chwili zaczęła się zmieniać. Ciało i twarz poczęło się formować w coś, co powoli przypominało normalnego człowieka. Ciągle się zmieniało, jakby nie mogło się zdecydować, kim zostać. Raz więc zjawa skurczyła się, a jej oblicze do złudzenia przypominało to ojcowskie. Tuż po tym wystrzeliło do góry, formując się w Thorusa. Zaraz znów się zmniejszyło, aż w końcu przybrało finalną formę.

To, co Garven zobaczył, było... co najmniej zaskakujące. Stała przed nim kobieta z jego rasy. Była piękna, niesamowicie piękna. Na jej anielskiej twarzy występowały delikatne zmarszczki w kącikach ust i oczu. Spoglądała nimi z miłością na młodego kowala, uśmiechając się delikatnie. W gnomie coś pękło. Zapomniał, gdzie był i co tam robił, skąd się wzięła osoba stojąca przed nim. Nie musiała się przedstawiać. Garven wiedział, kim była. A była taka, jak ją sobie wyobrażał, jak ojciec mu o niej opowiadał. Identyczna.

- Garvenie, moje dziecię... - szepnęła wzruszona.

Re: Więzienie

14
Co mi z leczenia, skoro nie mogę pomóc sam sobie?, zadawał pytanie w myślach Otto, zamykając oczy. Nie chciał patrzeć na to wszystko. Pragnął jedynie obudzić się z tego koszmaru. Nie był już pewien czy w ogóle coś czuje. Nerwy, przeciążone do granic możliwości, mogły dać sobie spokój. Gdyby nie wziął tabletki, może już by smacznie spał.

- Nie dotykaj mnie, śmieciu - wycharczał nastolatek, plując na swojego oprawcę. - Jestem nikim, a traktujecie mnie jak wroga publicznego numer jeden. - Po tych słowach zamilkł, bowiem mówienie sprawiało mu zbyt dużą trudność. Nie wspominając o oddychaniu.

- Gdybym wiedział, to na pewno by mnie tutaj nie było - odparł całkiem szczerze. Nie było sensu udawać, że nie wie, o kim tamten mówi. Spuściłby mu tylko większy łomot. - Najpewniej są już w połowie drogi do Taj'cah - dodał, mając nadzieję, że trochę odciągnie to uwagę Asgariusa od tego miejsca. W głębi ducha wierzył, że towarzysze go nie zostawią, ale jakim cudem mieliby go znaleźć w tych podziemiach? Nieciekawa sytuacja.

- Daj mi spokój - jęknął ostatkami sił.
Ottorio nic więcej nie myślał. W głowie miał tylko kłębowisko mrówek, które wgryzało się w każdą jego cząstkę, nie dając możliwości skupienia się na czymkolwiek. Nie tak wyobrażał sobie wakacje w Eroli.

Re: Więzienie

15
Czy minęły godziny? Minuty? Dni? Garven nie wiedział, czas płynął bez uwagi gnoma, w tej ciemności nie miał szans oszacować czasu nawet gdyby liczył sekundy od wejścia do tej...Klitki.
Szarpał się i wierzgał ale to tylko pogarszało sytuację, ból z bezczynności był równie dotkliwy co ten z przepracowania. Może nawet gorszy, ponieważ bolące miejsce wystarczyło rozmasować, nałożyć lud. Ból zdrętwiałych kości nie ustawał dopóki nie ruszyło się nimi, a mały gnom nie miał teraz takiej możliwości. Zaprawdę, pozostawanie w jednym miejscu było największą torturą dla istoty żyjącej.
W końcu zasnął, jednak nie przyniosło mu to ukojenia, wręcz przeciwnie. Nocne mary tylko zdołowały więźnia, który po chwili obudził się zlany potem. Chociaż wiedział, że to sen. Chociaż nie pamiętał o czym on był, i tak wciąż pozostało po nim przerażenie. Jednak nic nie równało się z tym co zaczął widzieć potem.
Widząc sylwetki osób mu bliskich, chciał odwrócić wzrok jednak nie potrafił. Zobaczenie ich twarzy po raz kolejny uszczęśliwiło go, nawet jeśli to była krótka halucynacja. To co stało się potem, przeszło jego najśmielsze oczekiwania. Widząc przed sobą tą... Kobietę. Zamarł a jego oczy rozwarły się z niedowierzania.
-Ma...ma? - wydukał a z jego oczu pociekły łzy - To naprawdę ty?
Na drugie pytanie znał jednak odpowiedź.
-Hahahaha... - zaśmiał się pod nosem, drwiąc sam z siebie - Już chyba naprawdę wariuję, przecież nie żyjesz, nigdy Cię nie spotkałem...
Może i przed nami jest jedynie ciemna droga. Jednak musisz wciąż wierzyć i iść dalej. Wierzyć, że gwiazdy oświetlą Ci drogę, nawet odrobinę. Więc chodź! Wybierzmy się w podróż!
Obrazek
ODPOWIEDZ

Wróć do „Port Erola”