Raczej mały, kamienny budynek, wyglądający na solidny, odróżniający się lekko od drewnianych szop, magazynów i kamiennych kamienic, które właściwie były całością krajobrazu, poza drewnianymi pomostami, prowadzącymi ku łódkom i statkom. Odróżniał się chyba jedynie sporymi, wysokimi oknami, zakratowanymi co prawda, oraz podwójnymi drzwiami, nad którymi wisiał ciemny, trochę stary szyld "Karczma u Borina i Finrotfela". Oprócz napisu nie było nic. Było tu trochę ciemniej i szarzej niż w innych karczmach. Więcej było kamienia, niż drewna, a kominek i lampy dawały mniej światła w zamglonej części portowej, gdzie słońce musiało przebijać się często przez mgłę. Okna, pozasłaniane kratami, oświetlały co prawda wnętrze, ale i tak nie było to jasne, komfortowe światło, przy którym można by było czytać. Po pomieszczeniu unosił się biały, kłębiasty dym, który wydobywał się z drewnianych fajek marynarzy, robotników, poszukiwaczy przygód i młodzianów, szukających rozrywki.
Ewenement tego miejsca przejawiał się głównie tym, że ta Karczma nie była bardzo znana poza Portem i uważało się, że przychodzą tutaj jedynie Ci, którzy nieoficjalnie walczą z królem i jego rządami. Rzadkie naloty Straży, a nawet wojska i najemnych zbirów z czasem ustały zupełnie, gdy nie dawało się niczego znaleźć, a pozbawieni swojego piwa goście wpadali zazwyczaj w bojowe nastroje. Dlatego też każdy, kto tu przychodził, mógł się potem pochwalić wśród znajomków tym, że był w tym miejscu. Było ono skromnym symbolem ruchu wyzwoleńczego Eroli. Poza tym, tanie piwo i całkiem dobra kuchnia również miały swój udział w popularności miejsca. Główna sala, w której niemalże zawsze ktoś siedział, niezależnie od pory, zapełniona była długimi ławami i wysokimi stołami. Było ich parę, a pomiędzy nimi wiódł do lady szeroki przesmyk pomiędzy pijącymi. Dużo pustych kufli, pustych talerzy i kilku uzbrojonych typów dawało wygląd całkiem popularnej Karczmy. Na przeciwko od wejścia, za podłużnymi, upchniętymi stołami oraz ławami były kolejne drzwi, tuż obok lady, za którą stał jakiś niski karczmarz, prowadzące zapewne na zaplecze.
Tytułowy Borin mieszkał w wysokim budynku piętrowym, połączonym korytarzem z karczmą i kilkoma pokojami, które były raczej skromne. Niemniej, było tutaj trochę surowo i każdy był poddawany podejrzliwej ocenie.
Pomimo tego, że był znacząco zajęty piciem i dyskutowaniem z siedzącymi najbliżej, Gorg dostrzegł gest i również kiwnął w jego kierunku, po czym jego twarz zniknęła, zakryta obszernym, mosiężnym kielichem. Spojrzenie Elia zbyła jedynie zalotnym spojrzeniem i dziwnym, jakby lekceważącym prychnięciem. Odwróciwszy się do stołu skupiła się na słuchaniu rozmów. Elernai wyłapał uszami, że właściwie nie mógł podpisać tego towarzystwa pod jedną kategorię. Niektórzy rozmawiali poważnie o sztuce, o planach walki, przyszłym zagospodarowaniu gospodarki Eroli, gdy ta zdobędzie niepodległość, a inni żartowali i śmiali się, opowiadając dowcipy o królu, marynarzach i krasnoludach. Zapewne nie raz dochodziło tutaj do kłótni przez sprzeczność ideałów, lecz ich sprawa na pewno trzymała ich w ryzach, przypominając, że to nie oni są najważniejsi, a to, czym się zajmują.
- A siadaj, siadaj. Nie mówiłeś, że taki z Ciebie harcownik. Ale cóż, ja o sobie też wielu rzeczy nie mówiłem. Jestem Kapitanem naszej organizacji. Mam mały oddział, który mi podlega. Jako elf znam także kilka magicznych sztuczek, a w rzucaniu jestem niepokonany. Umiem trafić małą muszlą w rybę pływającą dwie stopy pod wodą - zaczął przechwalać się Televan, mówiąc bardzo szybko i czasem nawet trochę niezrozumiale. Przeżuwał z lubością coś w ustach, delektując się każdym kęsem i unosząc brwi do góry przy każdym słowie coraz bardziej jakby pochłaniany był przez swoje samouwielbienie.
- Tak? A co było tydzień temu? Jak nie mogłeś przez całą noc w tarcze trafić? - zaśmiał się siedzący na przeciwko elf, zwracając uwagę może około pięciu najbliżej siedzących osób, które zachichotały cicho, jakby doskonale wiedząc, o jaką sytuację chodzi - Oj tam, oj tam. To było po miodzie pitnym. A po miodzie pitnym się nie liczy - obruszył się Televan, chwytając za jakiś wolny talerz ze środka, który przysunął pod nos Elernaiowi. Na krótki monolog półelfa piątka słuchaczy machnęła rękami, podśmiewając się z uprzejmości chłopaka - Pij, jutro możesz być martwy - obok talerza pojawił się także pusty, srebrny kielich. Ostatnie słowa, które padły z nie wiadomo których ust wszyscy przyjęli skinieniami głowy, wznosząc toast, co przyjęła większość, unosząc kielichy - Bo jutro możemy być martwi! - przed Elernaiem stały dwa półmiski - z dziwnymi, brązowymi, jasnymi kulkami, które być może wyglądały jak ziemniaki, oraz ze smażonymi, panierowanymi rybami. Trzy pootwierane, upite w różnych stadiach butelki kusiły wonią czerwonego wina.
- Jak się podoba? - rzucił pod nosem Televan, gdy rozmowy pochłonęły innych, więc nikt nic nie słyszał.
„U Borina i Finrotfela” - Tajemnice
1Zwykł być Rodowitym Sępem, Chciwym ścierwem zachodu, Niehonorową plagą zdrady, Zdrajcą narodów, Szacunek monetą wyrabiającym, Niemiłym wszelkim cnotom, Zniesławionym imieniem, Parszywym Kłamcą, Jadowitym Mówcą i Obrazą dla domeny króla