Rezydencja hrabiego Napier

61
POST BARDA
Nikt o tym głośno nie mówił, lecz wszyscy dobrze wiedzieli - gorliwi wyznawcy Krinn żyli dłużej i zdrowiej, niezależnie od ilości partnerów branych do łóżka. W porównaniu, jednorazowo skuszony przez portową ladacznicę, trzymający się wcześniej wyłącznie swojej żony marynarz, miał dużo większą szansę na skończenie z poniżającą wysypką, która później zabierze jego życie, niż kapłanka bogini rozpusty, rozkładająca nogi przed jemu podobnymi na lewo i prawo. Nie można było zatem zarzucić boskiej kusicielce, że na własny sposób nie chroniła swoich delikatnych, śmiertelnych podopiecznych. Co innego jednak zesłać nieco odporności przeciwko nabywanym w konkretny sposób chorobom, a co innego osłonić w wyjątkowo nietrafnym momencie przed ostrzem miecza tudzież pazurami dzikiego zwierza. O tym też Krinndar przekonał się, gdy tylko poczuł na swoich plecach ciężar pojedynczej łapy, mocniej dociskającej go do ziemi. Ah, nawet jeśli nie miał okazji przyjrzeć się dobrze zębiskom zwierzęcia, ze swoją zbytnio podkolorowującą rzeczywistość wyobraźnią mógł łatwo stworzyć obraz, na którym z łatwością miażdżyły kości, rozrywały na strzępy-...
- Krinndar...? - odezwał się znajomy, pełen zaskoczenia głos. - Ramidi. Ramidi, zostaw!
Zwierzę wiszące nad powalonym elfem wydało z siebie niezadowolone, nosowe prychnięcie.
- Czemu ty-...
Towarzyszące krokom zgrzyty metalu poinformowały o decyzji szybkiego zmniejszenia dystansu między właścicielem głosu a pozostałą dwójką.
- Złaź - odezwał się ponownie, czemu towarzyszył jeszcze bardziej niezadowolony, miaukopodobny, bardzo kocio-niekoci w swojej dziwacznej piskliwości dźwięk. Chwilę później ciężar na plecach Kiriego wreszcue zniknął, a on sam został chwycony pod ramię.
- Ah, umm... - spróbował niezręcznie Leopold, starając się ostrożnie podciągnąć go na próbę ku górze. - Wszystko w porządku...?
Może jednak łaska Krinn sięgała nieco dalej, niż do chorób wenerycznych?
Foighidneach

Rezydencja hrabiego Napier

62
POST POSTACI
Krinndar
Kiri wdzięczny był Krinn za wiele rzeczy - ochrona przed przykrymi przypadłościami natury intymnej była jedną z nich. Nigdy dotąd nie złapał niczego poważniejszego i miał nadzieję, że nigdy tak się nie stanie. Wszystkie jego części ciała musiały być w nienagannym stanie, jeśli dalej miał służyć bogini.

Wydawało się jednak, że kot ma inne zamiary i zamierza rozszaprać go, kosteczka po kosteczce! Już czuł szczęki na swoim karku! Już czuł, jak miażdżone są jego wnętrzności... ale przybył rycerz w zbroi, zabrakło mu tylko białego konia.

To, co wyrwało się z ust elfa, miało być imieniem Leopolda, jednak było tak zniekształcone przez ziemię i płacz, że wyszła z tego niezrozumiała papka. Ciężar zwierzęcia zniknął, a ofiara tego zdarzenia ani na chwilę nie zamierzała zaprzestać na łapaniu pod łokieć! Pozwolił podnieść się z ziemi, a następnie objął Leosia za szyję, tak mocno, jak tylko był w stanie! Gdyby mógł, szukałby bliskości włażąc mu do zbroi, ale to było chwilowo niemożliwe, nie tylko ze względu na jego własne podnarozmiarowe rozmiary.

- Ty draniu! - Łkał Krinndar, wciskając brudną, zasmarkaną twarz gdzieś w okolice policzka rycerza. - Ty cholerny zasrańcu! - Wyzywał go, ksztusząc się własnymi łzami. - Gdzie byłeś!? Sebellian mnie tu zostawił, a ty miałeś mnie pilnować! - Zarzucił mu. Jakie miało znaczenie to, że Leo mógł w ogóle nie otrzymać rozkazów? Żadnego! - Gdzie byłeś, gdy ten potwór chciał mnie zabić?! Czemu nie mogliście wybrać do labiryntu czegoś milszego, na przykład byczka?! - Histeria powoli ustępowała, gdy Kiri poczuł się bezpieczniej u boku Leopolda. Nie znaczyło to jednak, że go puścił; wręcz przeciwnie, zachowywał się, jakby chciał się scalić z zimną stalą jego zbroi. - Krinn mi cię zesłała! Będziesz musiał jej podziękować!! A teraz szybko, Leosiu! Szybko, użyj swojej magii, pozwól mi usnąć i dalej nie cierpieć!
Obrazek

Rezydencja hrabiego Napier

63
POST BARDA
Pochwycony w nieoczekiwany uścisk, rycerz zdołał wydać z siebie jedynie oszołomione "ah". Z początku też próbował delikatnie odkleić od siebie elfa, ale szybko dał za wygraną, gry zrozumiał, że bez użycia faktycznej siły na niewiele się to zda. Krinndar był w tym momencie niczym wielka, uparta ośmiornica. Równie obrzydliwie mokra i śliska, co czepliwa.
Leopold cierpliwie pozwolił Kiriemu na głośne wyrzucanie z siebie wszelkich żalów, przyjmując je na klatę tak samo wytrwale, jak i resztę zrzucanego na niego, fizycznego już ciężaru. Dopiero po ostatnich słowach westchnął słyszalnie, a następnie poklepał go sztywno po plecach.
- Nie było żadnej magii. Jedynie trochę mocnych kropli nasennych i... Nie noszę ze sobą tego typu rzeczy na co dzień - wyjaśnił wreszcie spokojnym, ale prawie przepraszającym tonem, po czym raz jeszcze spróbował delikatnie odkleić od siebie elfa.
Foighidneach

Rezydencja hrabiego Napier

64
POST POSTACI
Krinndar
Odklejenie od siebie Krinndara nie było łatwym zadaniem, o czym przekonało się wielu wyznawców Krinn wcześniej i zapewne wielu przekona się później, gdy elf już wyjdzie z tego przeklętego labiryntu i całej posiadłości! Póki co, musiał jednak rozprawić się z Leosem...

- Ty draniu! Ty szujo! - Wyzywał go, ale dzięki temu Leoś mógł poczuć, jak uścisk jednej z rąk Krinndara znika z jego szyi. Miało to jednak swoje konsekwencje: zaciśnięta piąstka zaczęła okładać go po klatce piersiowej, szczęśliwie chronionej stalą! - Jak mogłeś mnie tu zostawić?!?! Jak mogłeś wtedy mnie... uśpić? Kroplami? Po prostu kroplami?! Zaprawiłeś moje ostrygi?! - Krinndar zdenerwował się do tego stopnia, że nie tylko całkowicie odsunął się od Leosia, ale jeszcze odepchnął go od siebie całkiem szorstko, choć niezbyt mocno. Oburzenie spłynęło na niego i podkolorowało jego wizję czerwienią. Dotąd sądził, że użytko na nim tajemniczej, magicznej magii! Tymczasem były to tylko jakieś zioła! - Jak mogłeś?! - Powtarzał, a łzy przetarły nieco czystsze smugi przez błoto na jego twarzy. Rozhisteryzowany, zapomniał na chwilę o kocie... ale w porę sobie przypomniał.

Złapał Leosa pod rękę i pociągnął w przypadkowym kierunku.

- Wyprowadzisz mnie stąd! - Zarządał. - Nie próbuj mnie znowu oszukać, bo pożałujesz!!!
Obrazek

Rezydencja hrabiego Napier

65
POST BARDA
Lekkie dudnienie towarzyszyło każdemu, sprzedanemu zbroi ciosowi. Nie miało to rzecz jasna żadnej szansy wyrządzić przybranemu w nią młodzikowi krzywdy, za to dłonie tego, który ją obijał, mogły się same nieco przy tym posiniaczyć. Będzie to z pewnością pasować do kolekcji, którą zdążył zebrać w przeciągu ostatnich kilkunastu minut.
Przyglądający mu się w zakłopotaniu ze ściągniętymi ustami Leo i tutaj nie próbował go nijako powstrzymywać, dzielnie znosząc wyładowywany na nim napad dziecinnej złości.
- Zaprawiłem - przyznał wreszcie, cofając się po odepchnięciu bardziej z przyzwoitości niż za sprawą faktycznie użytej w tym celu siły. Mógł nie wyglądać, ale już wcześniej pokazał, że gdy tylko chciał, ciężko było go ruszyć z miejsca, choćby i się nieźle przy tym zaprzeć. - Przykro mi, że musiało do tego dojść. Nie oczekuję, że zrozumiesz ani że wybaczysz mi moje metody postępowania. Jestem jednak rycerzem, a dla rycerza nie istnieje słowo świętsze, niż wypowiedziane przez jego zwierzchnika - raczej poinformował go, niźli próbował się tłumaczyć. Był przynajmniej na tyle przyzwoity, by wciąż wyglądać na zawstydzonego, czy to omyłkowym wpakowaniem Krinndara w kłopoty, czy to posłużeniem się środkami nasennymi do jego uprowadzenia.
Ogromne kocisko siedziało nieopodal, długim ogonem zamiatając podłoże płynnymi ruchami. Wlepiając swoje blade, miodowe ślepia w elfa, wydawało się ocenić, czy godzien jest próby zapolowania na niego raz wtóry. Leopold jednakowoż tym razem nie pozwolił się ruszyć z miejsca choćby o centymetr, gdy spróbowano go odciągnąć, byle jak najdalej od zwierzęcia.
- Jeśli pójdziemy w tę stronę, wejdziemy jeszcze głębiej w labirynt. Masz pojęcie, jak daleko udało ci się zabłądzić, wybierając przypadkowe ścieżki?
Problem w tym, że obecnie istniały tylko dwie drogi, a obranie tej drugiej wiązało się z wyminięciem puchatego drapieżnika.
Foighidneach

Rezydencja hrabiego Napier

66
POST POSTACI
Krinndar


Czy stan dłoni Krinndara miał jakiekolwiek znaczenie? Tak, oczywiście, że miał! Jego dłonie były ważne, używane do pracy, do przyjemności, do wszystkiego! Teraz służyły do wyładowywania złości i żalu! A kiedy te już przejdą, to winą za siniaki będzie obarczony ten, który naprawdę był temu winny - Leo. Nie pojawił się na czas, przez co świat zmusił Krindarra do takiego zachowania.

- Jak mam wybaczyć? Ty jesteś rycerzem? Rycerze stosują takie brudne sztuczki!? - Zarzucił mu, odrobinę kpiąc z jego słów, choć efekt zepsuł pojedynczych szloch, który wyrwał się z jego gardła. - Rycerze powinni być szlachetni i prawi, a ty.. Ty zaprawiłeś moje ostrygi!! - Kiri nie mógł pogodzić się z faktem, że tamten poszedł go w taki dziecinnie wręcz łatwy sposób. Otarł oczy, jednocześnie na nowo rozcierając błoto po twarzy. - Mogłeś być moim rycerzem, ale... Ale mnie porwałeś! W taki sposób! Do tego niepotrzebnie, tak mówił Sebellian! Tak wykonujesz jego rozkazy? Porywając niewinne elfy z ulicy? Miałeś być moim księciem, Leo... A teraz jestem tu, z bestią i z tobą! Ty też jesteś bestią!!! - Wykrzyczał mu w twarz, wylewając na niego cały swój żal, choć obiecał hrabiemu, że nie będzie tego robił. Wątpił jednak, by Leoś się poskarżył, a tak w ogóle, to mu się należało!

Kot był problemem, choć mniejszym, gdy Leopold stał pomiędzy nim, a Krinndarem. Samozwańczy, parszywy rycerz wydawał się mieć jakąś formę kontroli nad panterą i niemądrym byłoby się oddalać.

- Czy wyglądam, jakbym wiedział, gdzie jestem?! - Zarzucił Leopoldowi, nie porzucając pretensjonalnego tonu. On nie wiedział, za to inni mogli doskonale określić jego położenie przez krzyki, które uskuteczniał od paru minut. - Wygoń stąd tego kota! Jeśli pozwolisz, żeby ten kot mnie zjadł, to Krinn mi świadkiem, będziesz miał problemy z Sebellianem!

Elf w końcu zatoczył się, jakby stracił podparcie na nogach, i oparł plecami o kłującą roślinną ściankę. Uniósł obie dłonie do twarzy i potarł ją parę razy.

- Głowa mnie boli. - Powiedział już spokojniej, ochrypłym od krzyku głosem. - Potrzebuję kąpieli i drzemki, Leo. Wieczorem mam spotkać się z hrabim. Wyprowadź mnie stąd, proszę...
Obrazek

Rezydencja hrabiego Napier

67
POST BARDA
Dotychczas przyjmujący wszystko dzielnie, bez uskarżania się, ale też przejawu negatywnych emocji Leo, tym razem skrzywił się, gdy Krinndar wytknął mu zbrukanie znanych wszem i wobec cnót rycerskich. Nawet jeśli między teorią a praktyką istniała ogromna różnica, zwłaszcza gdy w grę wchodziły obowiązki wynikające z lojalności i wierności suwerenowi, żaden nie mógłby pewnie przyjąć podobnie wytykanego uchybienia z kamienną twarzą. Przez chwilę wydać się nawet mogło, że coś niebezpiecznego i ciemnego przemknęło mu przez twarz. Zanim jednak elf był w stanie się upewnić, czy to tylko oczy nie płatają mu figli, młody wojownik złapał głębszy wdech i ponownie wrócił do siebie - choć już z niechcącą zniknąć zmarszczką między brwiami. Im dalej posuwał się Kiri ze swoimi oskarżeniami, tym głębsza była. Najwyraźniej tym razem trafił w czuły punkt więcej niż tylko raz.
- Nie powinieneś nazywać jej bestią - mruknął, bardo się wysilając, aby nie mówić przez zaciśnięte zęby. Jego postura była nie na żarty napięta. - Ramidi to dobrze ułożona panna... Razem z Ramoną stanowią dumę pana hrabiego. Postaraj się nigdy nie mówić o nich w negatywny sposób, gdy będzie w pobliżu - przestrzegł, zamiast komentować zarzuty, nieważne jak dla niego osobiście krzywdzące lub bolesne.
Wyłapawszy swoje imię, Ramidi niespodziewanie wydała z siebie dźwięk, który-... Zdecydowanie nie przypominał odgłosu, który miał prawo wydawać zwierz jej postury! Brzmiała zbyt zabawnie, zbyt miękko i zbyt KOCIO. Nie, to również nie to. Brzmiała, niczym KOCIĘ. Nieco zachrypnięte kocię,
- Nie zje cię. Nie jest głodna - dodał uparcie cierpliwym, uspokajającym tonem, ostrożnie łapiąc Krinndara pod jeden łokieć. Zapewne na wypadek, gdyby trzeba było go przytrzymać w pionie. - Uciekałeś, więc jej instynkt po prostu... Kazał jej cię gonić.
Palce dłoni na jego łokciu rozluźniły się i na chwilę zniknęły, zanim trochę niepewnie chwyciły go wyżej, nieco powyżej nadgarstka.
- Tak... Wiem - westchnął Leo, pociągając go za sobą lekko. Na próbę. - Zabiorę cię gdzieś, gdzie będziesz mógł odpocząć.
Foighidneach

Rezydencja hrabiego Napier

68
POST POSTACI
Krinndar
Być może Krinndar będzie później czuł się źle z tym, co mówił Leopoldowi, jednak teraz, gdy emocje sięgały zenitu, szczerze sądził, że każde przykre słowo powinno zostać wypowiedziane i należało się rycerzykowi jak nic innego! Cały żal, który wylewał się przez usta elfa, sprawiał jednak, że było mu odrobinę lżej na serduszku. Przynajmniej osoba, która tak go skrzywdziła, wiedziała, że to jej wina i nikogo innego.

A to, że Leosiowi nie podobała się krytyka? Tym lepiej! Tym pewniejsze było to, że weźmie ją do serca!

- Gdyby Sebellian, ALBO TY, gdybyście przedstawili mi je wcześniej, może nie musiałbym się tak bać?! - Zarzucił Leosowi, jednak już z o wiele mniejszym jadem w głosie. Był zmęczony, chciał wyjść z labiryntu. Chciał się umyć i odpocząć. Dziwny miauk z paszczy kota sprawił, że kolejny dreszcz wstrząsnął ciałem Krinndara. Na szczęście Leo był blisko i elf mógł oprzeć na nim ciężar swojego ciała. Nie zamierzał uciekać od dotyku strażnika.

- Tak, proszę! Zabierz mnie stąd, Leo. Tak bardzo, bardzo nie chcę tu już być!
Obrazek

Rezydencja hrabiego Napier

69
POST BARDA
- Z całym szacunkiem...? Przedstawić? - powtórzył Leopold, robiąc na niego wielkie oczy, zanim grzecznie odchrząknął i odwrócił głowę w celu ukrycia ewidentnego niedowierzania. Najwyraźniej zdążył już zapomnieć, jak niewiele trzeba było elfowi, żeby obudzić w nim niepohamowane wręcz pokłady pewności siebie oraz poczucie własnej wartości. - Tak... Um, mój błąd? - dodał, wciąż lekko oszołomiony, ale jednocześnie odrobinę bardziej rozluźniony.
Sugestia Krinndara była tak samo sensowna, jak i tego sensu pozbawiona. Dlaczego ktokolwiek miał mu tak naprawdę cokolwiek lub kogokolwiek przedstawiać, kiedy teoretycznie był tutaj wciąż tylko i wyłącznie więźniem? Sebellian może i wyciągnął go zza krat, ale wciąż dość jednoznacznie podkreślił, że mimo otrzymania pewnej swobody, nie będzie mu wolno nigdzie szlajać się samemu ani opuszczać terenu posiadłości jako takiego. Leopold najwyraźniej świetnie zdawał sobie z tego sprawę. Lepiej, niż sam Krinndar.
Widząc, że elf się jako tako uspokoił i nie usiłuję się dłużej ani miotać ani upierać przy którymkolwiek kierunku, Leo chwycił go pewniej pod ramię, a następnie zaczął prowadzić przez labirynt. Zanim zdążyli się zbliżyć do Ramidi, ta wstała na równe łapy, obróciła się i sama zaczęła iść przodem. Zwierzę wydało kolejny, komiczny odzew dopiero wtedy, gdy na którymś etapie skręcili w inną alejkę niż ona. Szybko ich po tym rzecz jasna dogoniła, a następnie wyprzedziła, nie dbając nadmiernie o to, czy akurat trąciła nogę obawiającego się jej w dalszym ciągu Kiriego.
- Czy... Czy pan hrabia dobrze cię traktuje? - zapytał ni z tego ni z owego, zatrzymując na moment kroku, aby móc lepiej przyjrzeć się kolejnemu rozstajowi dróg. Za każdym razem, gdy dochodzili do któregoś, młody rycerz zwalniał nieco kroku, brał nosem głębszy wdech i dopiero wówczas wybierał kierunek.
Foighidneach

Rezydencja hrabiego Napier

70
POST POSTACI
Krinndar
- Szacunkiem? Jakim szacunkiem? Nic mnie nie szanujesz. Nic a nic. - Biadolił dalej Krinndar, ale bez wahania, bez ociągania i nawet najmniejszego protestu postanowił iść razem z rycerzem-niedojdą, gdziekolwiek ten chciał go zaprowadzić. - Oh, Leo... - Westchnął płaczliwie. - Nigdy, nigdy dotąd nie byłem tak nieszcześliwy! - Poskarżył się. Jednocześnie zacisnął powieki. Gdy on nie widział kota, kot z pewnością nie widział jego, a przynajmniej nie zwracał na niego większej uwagi. - Nawet wtedy, gdy musiałem opróżniać nocniki na statku! - Dodał, jednak zaraz wziął głębszy oddech i spokojniej się zreflektował: - Oh, nie, nie. Skłamałem. Tamto jednak było gorsze.

Spacer w labiryncie może mógłby być weselszy, gdyby nie stan elfa i wciąż zagrażający im kot. Stworzenie wydobywało z paszczy przedziwne dźwięki, jakby chcąc w potworny sposób naśladować miłe kiciusie, ale zniekształcało to naturalnym dla siebie rykiem! Kiri był przekonany, że potworna pantera może ryczeć jak stworzenia z legend. Wyglądała na taką, gdy pominie się te okrągłe uszka, różowy nosek, jasne ślepka...

- Nie! - Krinndar pokręcił gwałtownie głową, walcząc z własnymi myślami. Ramidi ani trochę nie przypominała miłego kotka! Nie była tak urocza, jak Pan Psot! Udowodniła to, gdy trąciła go przebiegając obok! - Ah, Leo, daleko jeszcze? - Marudził, znów starając się wtopić w ciało rycerza, gdy tylko zwierzę się zbliżało. - A pan hrabia? Sebellian? Oh, Leo, bardzo dobrze. Nakarmił mnie i zabrał na spacer do ogrodu. Również jest wyznawcą Krinn, wiedziałeś o tym? A ty, Leo? Czcisz Krinn? - Zapytał, choć tylko po to, by wypełnić pustkę. Słuchając głosu towarzysza nie miał czasu na wsłuchiwanie się w paniczce krzyki, które bardzo chciały wyrwać się z jego wnętrza! - Dlaczego tak pociągasz nosem? Masz katar?
Obrazek

Rezydencja hrabiego Napier

71
POST BARDA
- Pracowałeś na statku? - spytał ze szczerym zdziwieniem Leo, poklepując go po wierzchu dłoni w pocieszającym geście. - Nie wyglądasz na kogo, kto-... - urwał, najwyraźniej siląc się na dobranie odpowiednich słów. - Kogoś, kogo cieszyłoby życie na morzu - zakończył ostrożnie. Najwyraźniej nie tylko Sebellian był w stanie to powiedzieć ze stuprocentową pewnością. Nieważne, z której strony na niego nie spojrzeć, Kiri po prostu nie był materiałem na wilka morskiego.

Leopold drgnął minimalnie pod wpływem nieoczekiwanego okrzyku, szybko przekierowując na niego zaniepokojone spojrzenie.
- Niedaleko - odparł, wprowadzając ich w kolejny zakręt uprzedzony podwójnym niuchnięciem.
Próby przytulania się do rycerza były w większej mierze niewygodne niż odwrotnie. Sporą część jego przyodzienia stanowiły metalowe dodatki, które tworzyły doprawdy świetną barierę nie tylko przed ciosami, ale i ogólnymi próbami zbliżenia.

Odpowiadając na pytanie dotyczące hrabiego, im pozytywniej do tematu podchodził Kiri, tym więcej ciśnienia i niepewności wydawało się uchodzić ze spiętej dotąd postawy jego zdradzieckiego, szujowatego towarzysza.
- Innymi słowy, polubił cię - zauważył z większą ulgą, niż prawdopodobnie wypadało mu przyznać na głos. - Dopóki będziesz miał jego względy, nie musisz się tutaj niczym martwić. Sądzę, że koniec końców wrócisz do domu - kontynuował z cieniem łagodnego uśmiechu na twarzy, zanim nie spąsowiał pod ostrzałem pytań, któremu sam został poddany w następnej kolejności. Praktycznie od razu uciekł spojrzeniem, nerwowo przełykając przy tym ślinkę i przyspieszając nieco kroku. Szkoda, że przez cały czas ciągnął za sobą elfa, co odbierało możliwość na ucieczkę. - N-Nie jestem oficjalnie wyznawcą żadnego z bogów - odparł zabawnie wręcz słabym głosem z zażenowania głosem. - I nie pociągam, ja-... - urwał i przetarł winny wszystkiemu nos z konsternacją. - Mam bardzo dobry węch... Potrafiłem cię znaleźć po zapachu i w taki sam sposób jestem w stanie znaleźć stąd wyjście - wyznał wreszcie, czerwony już nie tylko na twarzy, ale również w uszach oraz na szyi znikającej za metalowymi i skórzany płytami kołnierza.
Była to zdecydowanie najdziwniejsza metoda na odnajdywanie osób oraz drogi, ale dwa zakręty dalej, rycerz rzeczywiście wyprowadził ich ze, zdawać by się mogło, niekończącego się labiryntu zieleni.
Foighidneach

Rezydencja hrabiego Napier

72
POST POSTACI
Krinndar
- Prawda?! - Krinndar zgodził się z Leosiem. Chwilowo wyglądał nieco żywiej, niż jeszcze chwilę wcześniej, jakby towarzystwo rycerza dobrze działało na jego nastrój. Nawet kot wydawał się mniej przerażający, gdy mimo wszystko nie atakował! Nie ośmielił się, gdy Leo był obok!! - Nie wyglądam, bo nie jestem do tego stworzony! - Zgodził się bez wahania. - Nie cieszyło mnie ani trochę! Wiesz, bo zaciągnąłem się przypadkiem... nie opowiadałem ci już o tym? - Pół roku na morzu było jednym z najważniejszych wydarzeń w życiu młodego elfa. Tylko dzięki temu wiedział, że jego miejsce jest w Taj'cah! Z drugiej strony, wcale nie opuszczał stolicy, wypad statkiem był jedynym, który pozwolił mu zobaczyć bezkres wód i port obcego miasta. Takie doświadczenie wywarło na nim wrażenie i nie wydawało się, by mógł je szybko powtórzyć. - Myślę, że mówiłem, gdy próbowałeś mnie uśpić. Ale może mi się wydawało? Leo, wspomnienia tamtego wieczoru zlewają się ze sobą! Musisz mi to wynagrodzić. A pamiętasz, jak obserwowałeś mnie, gdy byłem na scenie? Leos, ty podglądaczu..! Mogę pokazać ci więcej, niż występy na scenie? Prywatny pokaz? - Kusił, choć tylko dlatego, by zawstydzić i tak już łatwo czerwieniejącego mężczyznę.

Próby przytulenia się do zbroi spełzły na niczym. Wyglądała dobrze, ale nie nadawała się do niczego innego poza cieszeniem oka! Kiri próbował nawet trochę ją ugnieść, jak niewygodną poduszkę, ale jego starania były na nic. Metal nie ugiął się pod dłonią Krinndara.

- Jesteś twardyyy... - Zamarudził. Zimna blacha pod policzkiem nie była tym, czego pragnął. Ostatecznie spróbował ująć Leosa za dłoń, by chociaż w taki sposób złączyć ich ciała. - Myślisz, że Sebellian mnie lubi? Och... ja jego lubię. - Ucieszył się i uśmiechnął w nieco nieprzyjemny, cwany sposób. Posiadanie względów pana domu zawsze było w cenie. - Jest wspaniałą osobą i jest blisko króla! Ale na pewno wiedziałeś o tym. - Dodał, bo dla jego rycerza nie mogła być to żadna nowość. - Zgodził się wysłać mojej mamie Livii wiadomość odnośnie miejsca mojego pobytu. Znaczy... nie dokładnie, ale powie jej, że nic mi nie grozi. - Wyjaśnił pokrótce.

Sprawy powrotu do domu i bogów nie miały jednak żadnego znaczenia, gdy Leopold zdradził jedną ze swoich niesamowitych cech. Krinndar aż poskoczył w szybkim kroku, do jakiego zmuszał go towarzysz.

- Wywąchałeś mnie?! - Podkescytował się. - Ojej, Leo!? Jak pachnę? Powiedz mi, jak pachnę? - Dopytywał. Zdawał się zapomnieć o kotce i o nieprzyjemnościach, które spotkały go w labiryncie. Z radością przyjął jego koniec! Wyszedł nawet przed Leosa, by cieszyć się przestrzenią... ale nie puścił jego ramienia. - Jak pachnę? Potrafisz powiedzieć? Jak kwiaty? Albo owoce? Może przesiąkłem zapachami ze świątyni? Albo może jak wino? Piłem wino z Sebellianem... tylko nie mów, że jak małże! Nie chcę pachnieć jak małże, a dopiero co je jadłem!!
Obrazek

Rezydencja hrabiego Napier

73
POST BARDA
Nawet jeśli Krinndar rzeczywiście wspominał mu już o swoich, niezbyt szczęśliwych przygodach na morzu, rycerzem zbytnio wstrząsnęło kolejne oskarżenie, na które chyba nie za bardzo nawet wiedział, jak powinien odpowiedzieć. Bądź co bądź, rzeczywiście obserwował go z ukrycia przez, bogowie jedni raczą wiedzieć, ile czasu, zanim nawiązali pierwszy kontakt.
- To nie tak...! - zaprotestował z pewną desperacją. - To nie-... Ja nigdy -...! N-Nie jestem...! - zaciął się raz, drugi, ba, nawet i trzeci(!), nie potrafiąc najwyraźniej odpowiednio ubrać w słowa swoich wyjaśnień. Czerwieniejąc znacząco, ostatecznie zacisnął usta w cienką linię, spoglądając wszędzie, byle nie na swojego towarzysza. A i to miał niemożebnie utrudnione, jako iż elf wkrótce potem postanowił wypożyczyć sobie jego dłoń. Dłoń, która była zimna w dotyku i odrobinę przy tym spocona. Nie próbował jej wyrywać, ale i nie starał się odwzajemnić uścisku, zbytnio tym wszystkim zażenowany.
- Hrabia często odwiedza królewskie posiadłości oraz zamek - poinformował go szybko Leopold, nie dostrzegając zdradzającego uśmieszku Kiriego. Był wciąż zbyt skupiony na unikaniu kontaktu wzrokowego. - Podobno razem z władcą podzielają zamiłowanie do polowań. Pamiętam... Pamiętam, jak wspominałeś, że chciałbyś kiedyś stanąć przed królem? - ukosem rzucił mu pojedyncze spojrzenie, zanim znowu wrócił do drogi przed nimi oraz wielkiego kota, który akurat podbiegł do jednego z pobliskich drzew, o które następnie zaczął ostrzyć pazury. Leopold przez chwilę starał się odwrócić jego uwagę, uderzając dłonią o metal własnej zbroi, ale zwierzę tylko spojrzało w ich stronę niewinnie, jednocześnie niewzruszenie i z otwartą wręcz perfidią kontynuując zdzieranie kory. Rycerz mógł na to tylko westchnąć z rezygnacją.
- Dopóki znajdujesz się pod patronatem hrabiego, niewykluczone, że los jeszcze się do ciebie w tej sprawie uśmiechnie - kontynuował. -Może się wydawać nieco ekscentryczny, ale zawsze dotrzymuje danego słowa. To dobry i honorowy człowiek - zapewnił z zaskakującą, niewzruszoną wręcz pewnością w głosie.
Wiara młodego mężczyzny mogła wydać się nieco dziwna, zważywszy na to, że sam doskonale wiedział, do czego szlachcic nakłaniał swoich rycerzy oraz co wyczyniał w podziemnych ogrodach swojej rezydencji.
Wyprzedzony i raz jeszcze zaatakowany z nieoczekiwanej strony, Leo stanął niczym wryty. Robiąc wielkie oczy, otworzył również i usta - najpewniej w próbie szybkiego wyratowania się z okrutnie niekomfortowej sytuacji, w jaką sam się wpędził. Zaprzeczyć jednak i tu nie mógł, ponieważ, tak, dopiero co sam przyznał, że istotnie go wywęszył, kiedy ruszył jego śladem do wnętrza labiryntu.
- Ugh - wydał z siebie, tym razem doprawdy czerwieniejąc niczym ibis, którego nie tak dawno pokazywał mu Sebellian. Jego momentalnie spanikowany wyraz twarzy był z pewnością czymś wartym zapamiętania!
Rycerz o dziwo nie dał się w tym przypadku złamać. Nadmiernie zawstydzony, wymamrotawszy pod nosem coś zbyt cichego i niezrozumiałego dla uszu Krinndara, a następnie zdecydować się go wyprzedzić i wyminąć, ciągnąć oczywiście znowu za sobą.
- Kąpiel! - wypalił. - Mówiłeś, że chcesz wziąć kąpiel! Trzeba powiadomić służące!
Foighidneach

Rezydencja hrabiego Napier

74
POST POSTACI
Krinndar
Pazury kota, które nagle zaczęły orać korę na jednym z pechowych drzew sprawiły, że Krinndar, który wyszedł nieco przed Leosa, grzecznie wrócił na swoje miejsce u jego boku, tym bardziej, gdy próby upomnienia kociszcza spełzły na niczym.

- Jesteś! Jesteś podglądaczem, Leo! Tagli mówiła, że nie spuszczałeś ze mnie wzroku! - Zaśmiał się lekko, nie wahając się wypomnieć rycerzowi czasu sprzed ich pierwszego spotkania. - Od pierwszego aktu, nawet wtedy, gdy nie było mnie już na scenie! Wszystko wiem! - Wytykał mu, czerpiąc radość z czerwonych policzków i urywanych zdań! Leopold był niezwykle uroczy, gdy mieszał się w zeznaniach! I tylko odrobinę Kiriemu przeszkadzało to, że dłoń Leosa była wilgotna. Nawykł do reakcji ludzkiego ciała i musiał pogodzić się z tym, że pewne wydzieliny były atrakcyjniejsze od innych, ale wszystkie dużo mówiły o ich właścicielu. Leos denerwował się, nie czuł się dobrze, dlatego Krinndar postanowił nieco spuścić z tonu i żartów, jakie rzeucał w stronę towarzysza.

Postanowił pociągnąć temat króla.

- O, tak! Chciałbym stanąć przed królem. Ale teraz, gdy poznałem Sebelliana... nie wiem, czy już teraz, czy jestem na to gotowy. - Podzielił się swoimi wątpliwościami. Kciukiem gładził dłoń rycerza, chcąc uspokoić tak jego, jak i siebie. - Sebellian powiedział, że ceni mnie za szczerość i niewymuszanie... mmm, jak to powiedzieć... - Zawahał się na moment. - Nie zawsze umiem zachowywać się tak, jak wymaga tego dwroska etykieta. - Wyjaśnił. - Nie wiem, czy król doceniłby to samo. Może uznałby mnie za gbura i prostaka, i kazał wtrącić do celi? Zresztą, chciałem królowi pokazać występ mojej grupy. Bez nich... och, Leosie, co mógłbym mu pokazać bez nich? Bez nich jestem tylko zagubionym elfem, który stara się przeżyć kolejne dni w służbie pani Krinn! Może powinienem wrócić do akolitu? - Zastanowił się na głos, nieco schodząc z wesołego tonu. Tego typu myśli chodziły po jego głowie od jakiegoś czasu. - Nie mogę do końca życia występować na ulicy. Och, Leosie, moje najlepsze lata też przeminą. Kim będę, gdy moje ciało nie będzie już klejnotem w oczach Krinn?

Pytanie o zapach miało być niezobowiązującym żartem, kolejnym tematem, który miał na celu zawstydzić Leosa, ale rówież pogłębić ich z każdym słowem bliższą relację. To, czego Kiri nie spodziewał się usłyszeć, to zawoalowanego stwierdzenia, że jego zapach... nie jest najmilszy dla nosa.

Gdy Leos wyskoczył przed niego, ciągnąc go za sobą przez splecione dłonie, uśmiech Krinndara najpierw zbladł, a następnie całkowicie zniknął. Wyplątał palce spomiędzy palców Leosa, zatrzymując się w miejscu.

- Ach tak? - Mruknął cicho, gdy nagle opuściła go pewność siebie. Przycisnął do siebie ramiona, złączył nogi, jakby to miało pomóc w jakikolwiek sposób. - Kąpiel? To masz mi do powiedzenia? - Powtórzył ciszej, tracąc ogień, który dotąd płonął w jego wnętrzu. - Skoro masz taki dobry węch, a ja według ciebie śmierdzę, naprawdę nie musisz nigdzie ze mną iść. Nie chcę drażnić twojego wyjątkowego noska. - Prychnął. - Zmieniłem zdanie, nie musisz się mną zajmować. Znajdę drogę sam.

To powiedziawszy, Krinndar ruszył w bok, w prawo od miejsca, gdzie wyszli z labiryntu. Czy był to dobry kierunek? Nie miał pojęcia. Liczył na to, że rozpozna znajome miejsca, które pokazał mu Sebellian, a stamtąd wróci do pałacu. Kot, ibis, cokolwiek innego: jeśli postanowi go zeżreć, to będzie mieć potem bardzo cuchnący oddech! Na złość Leosowi!
Obrazek

Rezydencja hrabiego Napier

75
POST BARDA
Dla osób pokroju Krinndara, Leopold był śmiesznie łatwym celem do zawstydzenia. Elf nie musiał się nawet specjalnie wysilać, żeby doprowadzić go do stanu, gdzie kompletnie zatracał zdolność płynnego wypowiadania się, rumieniąc przy tym po same czubki dużo krótszych w porównaniu uszu. Jego rozpaczliwe próby tłumaczenia, brzmiące w większości, jak: "Nie jestem...! Prz-Przysięgam, że nie jestem!", spełzały na niczym, gdy bardzo zabawnie usiłował chować swoje zażenowanie za dłonią przyciskaną do twarzy.
Temat króla był dla biedaka znacznie bezpieczniejszy i dużo chętniej podejmowany, choć zanim dobrze do niego przeszedł, potrzebował kilku dodatkowych wdechów i wydechów, aby dojść do siebie po uprzednim, zmasowanym, ataku.
- Oh - wydał z siebie nieco mało elokwentnie, za to z całkiem wiarygodnym zatroskaniem. Milcząc przez parę sekund w zastanowieniu, palcem wskazującym starał się dyskretnie poprawić lub też może odchylić nieco sztywny kołnierz pod metalową obręczą osłaniającą szyję. Na marne, jak się można domyślić. - Myślę... Myślę, że rozumiem w pewnym sensie twoje wątpliwości. Sam nie wiem zbyt wiele o sztuce, muzyce, czy literaturze, co nie jest zbyt dobrze odbierane w kręgach dworskich - przyznał z zakłopotaniem. - Jako rycerz i reprezentant mojego pana, powinienem w każdej chwili być gotów pochwalić się odpowiednim wykształceniem i wiedzą. Pochodzę jednak z niższej szlachty, zmuszonej w ostateczności do zajęcia się handlem. Z upadłego rodu, jak mawiają. Kiedy Jego Ekscelencja mnie do siebie przyjął, wielokrotnie popełniałem różnorakie gafy. Nie byłem jednak zbyt ostro karany. Prawdopodobnie dlatego, że hrabia uważał je za zabawne. Nadal uważa - parsknął pod nosem cichym śmiechem, który szybko spróbował zamaskować kilkoma, udawanymi kaszlnięciami . - Nie jestem pewien, jak rozwiążesz swój problem i nie chciałbym udzielać ci niepewnych rad. W przeciwieństwie do mnie masz wiele talentów i możliwości, z których mógłbyś skorzystać. Jeśli jednak chciałbyś porzucić czynną pracę dla świątyni swojej bogini... Wydaje mi się, że utrzymanie dobrych stosunków z hrabią dobrze ci się przysłuży. Może umożliwi ci kształcenie w odpowiednim kierunku? Albo przedstawi cię innym osobom, które ci w tym pomogą?
Pomysł wbrew pozorom, jakkolwiek naiwnie mógłby niektórym brzmieć, nie był sam w sobie głupi ani też nieprawdopodobny w wykonaniu. Sebellian był ekscentrykiem. Bogatym ekscentrykiem. Bogatym ekscentrykiem i najprawdopodobniej bawidamkiem. Jeśli postępował, jak na typowego ekscentryka przystało, pomiędzy obowiązkami, od których nie sposób było mu uciec, mógł najpewniej robić cokolwiek, na co było go stać lub akurat miał ochotę.
Wielka szkoda, że chwilę później nabierająca dobrego rozmachu rozmowa przybrała niespodziewanie przykrego dla obu stron obrotu. Czy Leopold, ten sam, grzeczny i uważający na słowa Leopold, naprawdę mógł zasugerować w równie okropny sposób, że jego towarzysz zwyczajnie cuchnął?
Zauważywszy dość szybko, że elf dłużej za nim nie idzie, rycerz z nagłą niezręcznością w ruchach obrócił się, by spojrzeć ukradkiem w jego stronę. Sądząc po sposobie, w jaki jego oczy spoczęły na stopach, aniżeli twarzy Krinndara, spodziewał się prawdopodobnie kolejnych, mających podkręcić temperaturę zaczepek. Nic więc dziwnego, że z niemalże bolesną gwałtownością poderwał głowę i wybałuszył oczy już chwilę później, oszołomiony zmianą w nastawieniu towarzysza.
- Co masz na myśli? Nie powiedziałem-...? - zaczął niewinnie oszołomiony, zanim zrozumienie uderzyło go, niczym grom z jasnego nieba. - Nie to chciałem powiedzieć! Źle mnie zrozumiałeś! - zaprotestował, zmieniając kierunek, żeby podążyć za elfem i spróbować go udobruchać. - Poczekaj, proszę! Nie chodziło mi o twój zapach! Twoje pytanie mnie zaskoczyło i... Znowu idziesz w złym kierunku...
Foighidneach

Wróć do „Stolica”