Dom Śnienia Kamelii

301
POST BARDA
Gdy tylko Paria zdecydowała się przekazać ukrytemu w swoim wnętrzu współlokatorowi pozwolenie, nowy powiew senności szybko zaczął obciążać jej powieki. Zupełnie, jak po "ulubionych" ziółkach Zairy swego czasu, także i teraz nie musiała czekać długo, nim jej świadomość zupełnie osunęła się w mrok.

Ciemność nie otaczała jej i nie tłumiła jej zmysłów długo, choć to, co dojrzała, kiedy tylko się rozproszyła, także nie było czymś, za czym nadmiernie by tęskniła. Jasna komnata aż nadto przypominała tę, w której przymusowo zamknięto ją na czas śledztwa przeprowadzanego na bankiecie w posiadłość Bourbon. Wszystko wyglądało dokładnie tak samo. Na niewielkim stoliku, obok parującej raźnie balii pełnej wody, stała nawet taca, nakryta srebrną pokrywą.
Mimo całego podobieństwa, atmosfera pomieszczenia wydawała się dużo spokojniejsza niż oryginalnie. Próżno było nasłuchiwać krzątania się służby, tudzież strażników w korytarzu lub sąsiednich pomieszczeniach. Przez wysokie okna wdzierał się blask wciąż wysoko stojącego na niebie słońca, a gdzieś z daleka dochodziło echo ptasiego trelu. Uczucie melancholii przepełniało całość ściełającego się przed nią obrazka.
Wtem dwa, zupełnie nowe dźwięki zaburzyły spokój jej dawnego więzienia. Cichy brzdęk oraz odgłos przypominający mlaskanie dobiegły spod srebrnego nakrycia, podczas gdy spod łóżka dochodziło coś nadto przypominającego skrobanie i chrobotanie.
Foighidneach

Dom Śnienia Kamelii

302
POST POSTACI
Paria
Dlaczego akurat to miejsce...? Było tyle innych komnat, pokoi i pomieszczeń, z którymi Parię łączyły dobre wspomnienia. Pokoje w jej domu rodzinnym, ten w Czerwonym Stawie, dosłownie każdy w Domu Śnienia, sale koncertowe i małe salki Taj'cah, w których stroiła się i rozgrywała. Ale pierwszy raz miała sen, w którym była... świadoma. Nie licząc, naturalnie, ostatniego wyrwania świadomości z ciała na ponad tydzień. Sen, w którym wiedziała, że to nie jest rzeczywistość. Było to naprawdę coś ciekawego.
Tutaj panował zbyt duży spokój, by zamartwiała się, że wróciła do wydarzeń sprzed spacerów kanałami w towarzystwie pewnego elfa. Był dzień, nie noc, a ona nie miała na sobie koncertowej sukni, ani pożyczonej od baronowej podomki. Podeszła do przykrytej tacy i podniosła pokrywę, ciekawa, co jest pod spodem, choć nie spodziewała się znaleźć tam tym razem listu z dzwoneczkiem. Z jakiegoś powodu sądziła, że nie będzie tam niczego.
Hałas szybko przypomniał jej o tym, po co się tu znalazła. Słysząc brzęk i chrobot pod łóżkiem, odłożyła naczynie i przeszła te kilka kroków, by przyklęknąć i zajrzeć pod mebel. Była prawie pewna, że zobaczy tam sześcionogiego lisa, wcinającego coś, czego zdecydowanie nie powinien jeść. Tajemniczy byt w tej formie był dużo mniej niepokojący, niż w wielkiej, humanoidalnej postaci z ptasią głową. Całkiem możliwe, że zrobił to specjalnie, żeby Libeth lepiej zniosła ich chwilową... współpracę.
- Rdza? - zagadnęła. - Jesteś tu? Słyszałeś, co mówiłam przed chwilą? Przed... przed zaśnięciem?
Obrazek

Dom Śnienia Kamelii

303
POST BARDA
Mimo pewnej dezorientacji, w jaką mógł wprawić wybór tła dla snu, o ile rzeczywiście zostało ono wybrane, a nie narzucone przez jej własną podświadomość, z całą pewnością była to lepsza alternatywa od nieskończonego morza skromnej palety kolorów, układającego się w obce, niespójne kształty i masy.
Po podniesieniu srebrnej pokrywki, Libeth nie bez zaskoczenia i odrobiny obrzydzenia odkryła nie tylko rozrzucone resztki po poważnie nadjedzonym posiłku, ale także walające się tam fragmenty szarej oraz czarnej sierści, rozprowadzone po zastawie w towarzystwie rozmazów wciąż świeżej czerwieni. Widok przyprawiał o ciarki i był bez dwóch zdań niepokojący, a jednak nie budził u niej lęku jako takiego. Być może wina leżała po stronie nietypowej dla tego pomieszczenia, kojącej nastrojowości.
Przeszukanie łóżka okazało się dużo bardziej owocne. Paria praktycznie od razu rozpoznała parę znajomych, świecących dziwnym blaskiem oczu oraz drobną, puchatą sylwetkę z trzema parami cieniutkich łap. Sęk w tym, że lis nie był jedynym, co obecnie zalegało pod meblem, choć na pewno był ostatnim, co wciąż się tam poruszało. Cała powierzchnia podłogi pod łóżkiem, poza miejscem zajmowanym przez Rdzę, wyściełana była przez liczne ciała niemałych wcale gryzoni. Tych samych gryzoni, które od czasu do czasu nawiedzały ją w koszmarach.
Futrzak wydał z siebie ciche fuknięcie, po czym zręcznie wygrzebał się spod mebla. W pyszczku nadal trzymał pojedynczy, szczurzy zwłok. Strzygąc uszami i zamiatając podłogę kitą, poczłapał na środek pomieszczenia, gdzie wreszcie wypluł mniejszego od siebie sierściucha. Gdy zaś ten uderzył o podłogę, praktycznie od razu rozpadł się na tysiące, jak nie miliony drobnych, czerwonych kryształków. Te z kolei nie pozostały w swej stałej formie zbyt długo, rozpuszczając się, ekspandując i tworząc wreszcie coś w rodzaju gęstego, lepiącego się... smaru?
Rdza spojrzała w stronę Parii, by w następnym momencie, manierą lisa polującego w gęstej trawie lub śniegu na myszy, zaczęła skakać po usmarowanej czerwienią powierzchni. Skacząc, nie odbijała na niej łap. Odbijała słowa.
- Słowa. Trudne. Mowa. Za wcześnie.
Foighidneach

Dom Śnienia Kamelii

304
POST POSTACI
Paria
Skrzywiła się z odrobiną obrzydzenia. Ale choć zapewne normalnie ogarnąłby ją strach, tak teraz na tym obrzydzeniu się skończyło. Atmosfera pomieszczenia z jakiegoś powodu nie pozwalała jej czuć... zbyt negatywnych emocji? Nie zamierzała na to narzekać. Mimo, że rozmowa z Rdzą ją odrobinę stresowała, to zapadając w sen spodziewała się gorszych okoliczności towarzyszących. Odłożyła pokrywę i skupiła się na tym, co zastała pod łóżkiem.
A tam czekało coś, co samo w sobie było jednocześnie urocze i bardzo niepokojące. Nie zamierzała jednak ukrywać przed samą sobą, że na widok rozszarpanych przez lisa szczurów poczuła drobne ukłucie sympatii do tej istoty. Skoro rezydowała w snach, zapewne wiedziała, co jeszcze w snach Parii miało zwyczaj się pojawiać. Czy to był gest dobrej woli i Rdza pozbył się tego, co tworzyło jej koszmary? Czy szczury nie będą już wracać? Cóż, będzie musiała przekonać się sama. Odsunęła się i wycofała, nie chcąc mimo wszystko spędzać ani chwili dłużej tak blisko małych, rozszarpanych, zakrwawionych ciał. Usiadła na podłodze, chcąc znaleźć się mniej-więcej na tym samym poziomie, co jej nietypowy rozmówca.
- Och. Rozumiem - odpowiedziała, przesuwając spojrzeniem po pojawiających się na czerwonej podłodze słowach. To powinno być niepokojące, prawda? Libeth powinna się bać przynajmniej odrobinę. Tymczasem zamiast tego, zastanawiała się jak porozumieć się z lisem i otrzymać odpowiedzi na dręczące ją pytania, skoro ten nie potrafił jeszcze mówić. Pisać. Cokolwiek to było.
- Ale rozumiesz, co ja mówię? Możesz odpowiadać "tak", lub "nie" - zaproponowała. - Słyszałeś, co mówiłam przed zaśnięciem? Jestem ci bardzo wdzięczna za pomoc.
To był fragment. Rozmawiała z zaledwie fragmentem tego, co pomogło jej wydostać się z zaświatów. Jak można było wysłać fragment swojej świadomości...? Nie była w stanie tego pojąć.
- I za te szczury też - dodała po chwili.
Co miała mówić dalej, skoro na mowę było za wcześnie?! Rdza niczego jej nie wytłumaczy.
- Moje życie zazwyczaj tak nie wygląda - mruknęła cicho, nie wiedząc właściwie po co. - Czy będę mieć z tobą kontakt wyłącznie w snach? Czy będziesz odtąd... we wszystkich? - zamilkła na dłuższą chwilę, by w końcu dodać: - ...Podoba ci się tu?
Absurdalne pytanie, bo jak miała sprawić, żeby jej podświadomość była bardziej przyjazna dla odwiedzających? Zresztą była prawie pewna, że miały z Rdzą kompletnie inne pojęcie tego, co mogło się podobać, lub też nie.
Obrazek

Dom Śnienia Kamelii

305
POST BARDA
Rdza przyglądała się Parii, lekko zamiatając ogonem, sprawiające wrażenie lepkiego podłoże. Strzygąc długimi, spiczastymi uszami, lekko kręciła łebkiem to w jedną, to w drugą stronę, zupełnie jakby nie mogła się zdecydować, w jaki sposób będzie słyszała lepiej lub może wyraźniej. Jej ciało musiało być dla niej równie wielką nowością, co odłączenie się od reszty istoty, od jakiej oryginalnie pochodziła.
Stworzenie słuchało jej przez chwilę, pozostając w niemal całkowitym bezruchu, by wreszcie samymi uderzeniami łap o grunt sformułować kolejne, krótkie wyrazy:
- Nie wszystkie. Intencje. Emocje. Zrozumiałe. Uczyć się. Uczyć się. Imię. Rdza. Ja? - zrobiła krótką pauzę. - Tak. Tak. Słucham. Widzę. Uczę się. Pomoc? Dobra? Zła? Intencja?
Lisek ewidentnie starał się, jak tylko mógł w swoim obecnym ograniczeniu, żeby zostać zrozumiałym, zaznaczając jednocześnie własną chęć poznawania i nauki. Własną, czy może raczej odgórnie narzuconą w jego przypadku? Cóż, z bardziej skomplikowanymi pytaniami należało zapewne wstrzymać się do momentu, w którym Rdza będzie w stanie odpowiadać pełnymi, konstruktywnymi zdaniami.
- Szczury. Kłopot? - dopytywała się, harcując po czerwieni, podczas gdy ściany komnaty, meble i wszystko co zagracało dotychczas pomieszczenie, zaczęło się sypać, przeistaczając w złocisty piasek.
Nie minęła nawet minuta, gdy otoczenie zmieniło się z chłodnego pomieszczenia w słoneczną, złocistą w plażę, którą kojarzyła z jednej z wizyt w Erola. W oddali majaczył port. Śpiew ptaków przemienił się w krzyki mew. Smaropodobna substancja pod łapami liska również wróciła do swojej poprzedniej formy, choć zbliżonej rozdrobnieniem do otaczającego ich piasku.
- Teraz sny. Tak. Później. Łatwiej. Musi poznać. Poznać więcej. Teraz. Moc niewielka. Niepełna. Później. Silniejsza. Odpoczynek. Sen łatwy. Umysł spokojny. Tutaj spokojniej. Nie męczy - próbowała dalej swojej intensywnej formy przekazu, szalejąc po piasku. - Podoba? - ostatnie słowo dodała niepewnie, spoglądając na Parię inteligentnie, ale ze swoistym zagubieniem.
Foighidneach

Dom Śnienia Kamelii

306
POST POSTACI
Paria
- Pomoc dobra - odpowiedziała liskowi, krzyżując przed sobą nogi. - Tak. Szczury były okropne. Były kłopotem.
To było trochę fascynujące. Jak wychowywanie, choć czegoś zupełnie innego, niż zwierzę, czy nawet ludzkie dziecko. Paria mogła obserwować, jak fragment istoty przekraczającej jej rozumienie we wszelkich możliwych aspektach, zaczyna swoje pojmowanie zupełnie od zera. Teoretycznie zdawała sobie sprawę z tego, że być może takie wrażenie sprawiały jedynie trudności z wystarczająco jasnym wysławianiem się, ale dla Libeth nie robiło to szczególnie dużej różnicy. Fascynacja była taka sama. Chyba nie było się czego bać, prawda? Jeśli na takim kontakcie miała polegać ich współpraca, to nie było w tym nic niepokojącego. Być może nawet Kamelio nie byłby na nią zły, gdyby to zrozumiał.
Uniosła wzrok na rozpadające się ściany swojego byłego więzienia i z ulgą przyjęła zmianę scenerii. Plaża w Porcie Erola. Wciąż miała nadzieję popłynąć tam kiedyś z Kamelio, choć z dnia na dzień okazywało się, że liczba problemów i zobowiązań nie maleje, a wręcz przeciwnie. Wątpiła, by przez najbliższe miesiące zdołała namówić elfa na opuszczenie Domu Śnienia. Choć teraz... kto wie? Może gdyby popłynęli we trójkę, razem z Shaoli, Kamelio otrzymałby zasłużony odpoczynek, a jego siostra szansę na bliższe poznanie brata, jakiego nie pamiętała? Ktoś tylko musiałby zająć się Domem pod jego nieobecność... skoro Kamelia zniknęła.
Świadomość beznadziei sytuacji panującej tam, na jawie, uderzyła w nią ze zdwojoną siłą. Skoro nie była w stanie przeprowadzić z Rdzą takiej rozmowy, na jaką miała nadzieję, powinna wracać. I tak musiała poczekać, aż jej lisi lokator nauczy się porozumiewać lepiej. Złapała w dłoń garść piasku i przesypała go między palcami.
- Rozumiem. Faktycznie... jest wcześnie - pokręciła głową. - Nieważne. Spytam później. Odpowiesz mi później.
Choć spotkanie było w pewien sposób rozczarowujące, to przynajmniej uspokoiło Parię. Lisia forma była przyjemna i całkiem urocza, nawet pomimo rozszarpanych, szczurzych ciał, jakie zostawiła za sobą i poniekąd krwawej masy, po której skakała, by się z nią porozumiewać. Już nawet nienaturalna liczba kończyn przestała tak mocno zwracać uwagę bardki.
- Jeśli wszystko jest w porządku... będę już wracać. Budzić się. Czy... potrzebujesz czegoś? - spytała, choć nie miała pojęcia, czego potrzebować może nawiedzający ją duch. Kąciki jej ust powędrowały w górę w lekkim rozbawieniu. Bo co mogła zrobić dla Rdzy? Wyśnić sobie obszyte futrem posłanie? Księgi do nauki wspólnej mowy? Tak jakby miała nad swoimi snami jakąkolwiek kontrolę.
- Ale cieszę się, że możemy porozmawiać. I że z czasem to będzie łatwiejsze.
Obrazek

Dom Śnienia Kamelii

307
POST BARDA
Lisek przysiadł na piasku i zamiatając go dookoła siebie puszystą kitą, przyglądał się Parii bez pojedynczego mrugnięcia okiem. Wszystko przyjmował spokojnie i bez zniecierpliwienia, podobnie jak twór, od jakiego się wywodził. Na pewno warto było jednak pamiętać, że stanowił wciąż nieukształtowany byt sam w sobie. Nie sposób powiedzieć, czy charakter i zachowanie nie będą zmieniać się w miarę poznania oraz przyswajania wiedzy śmiertelnego świata. Ba! Trudno było oczekiwać, że taki pozostanie, gdy więcej ludzkich uczuć oraz doznań najróżniejszej maści zacznie do niego przenikać. Jak je odbierze i jak je zrozumie, będzie miało z pewnością ogromny wpływ na jego osobowość. Na razie pozostawał przyjemnie zarysowanym, uroczo niewinnym i całkiem pożytecznym w pozbywaniu gnieżdżących się w czeluściach jej umysłu lęków lokatorem. Byłoby pewnie miło, gdyby ta akurat część pozostała niezmienna.
Strzygąc lewym uchem, Rdza niespodziewanie otworzyła pysk i wydała z siebie... Serię dźwięków, które brzmiały diabelnie rozbrajająco.
- Tutaj dobrze. Patrzeć. Słuchać. Dobrze - dodała uderzeniami łap, po czym wyciągnęła przed siebie przednie i środkowe łapki, aby z wolna opaść na brzuch, wciąż rozciągnięta. - Później. Więcej rozmów. Później. Więcej słów.
Wreszcie Rdza mrugnęła po raz pierwszy od rozpoczęcia tego dziwacznego spotkania i jak na znak, świat dookoła zaczął się rozpływać. W jednej chwili kolory pobladły i rozmazały się, w drugiej - Paria otworzyła oczy. Dwie z trzech świec w świeczniku, z jakiegoś powodu zdążyły w tym czasie zgasnąć, choć wciąż daleko im było do wypalenia się. W pokoju panował teraz dużo większy mrok niż wcześniej.
Foighidneach

Dom Śnienia Kamelii

308
POST POSTACI
Paria
Nie dało się zaprzeczyć, że Rdza była wyjątkowo uroczym stworzonkiem. Oczywiście, Libeth domyślała się, że to nie będzie trwało wiecznie, ale zamierzała cieszyć się tym, póki mogła. Pozwalało jej to żyć ze świadomością oddania części siebie jakoś... łatwiej. Z mniejszym bólem. Skinęła głową, uznając to za tymczasowe pożegnanie i w milczeniu obserwowała rozpadającą się wokół siebie nierzeczywistość. Choć taki obraz mógł sam w sobie wydawać się nieco niepokojący, to nie przeszkadzało jej to, gdy miała świadomość powrotu do jawy. Ostatnim, czego chciała w tym momencie, był zbyt długi sen.
Wybudzona ze snu, powoli otworzyła oczy i rozejrzała się po pomieszczeniu. Dwie świece z jakiegoś powodu zgasły, ale dobrze widziała, że wciąż znajduje się w Domu Śnienia i nikt jej stąd nie wyniósł, nie mogło więc minąć dużo czasu. Przeciągnęła się, nieco uspokojona i sięgnęła do talerza z zimnymi już ziemniaczkami i wmusiła w siebie kilka sztuk - głównie po to, by Kamelio nie wytykał jej, że nic nie zjadła. Dopiero wtedy otrzepała dłonie i zsunęła nogi z fotela, stawiając je, bose, na podłodze. Kwestia Rdzy była już wstępnie załatwiona, pozostawało stawić czoła temu, co miała przynieść jej rzeczywistość.
Zostawiając za sobą zarówno kubek, jak i talerz (w roztargnieniu, czy przyzwyczajeniu do tego, że ktoś sprzątał za nią? Ciężko stwierdzić), Paria cicho opuściła Rubinowy Pokój i wyszła na zewnątrz. Chwilę rozważała natychmiastowy powrót do elfiego rodzeństwa, ale drzwi do łaźni przyciągnęły jej wzrok. Chciała... musiała sprawdzić, jak wygląda. Czy zawarty pakt nie odcisnął się na niej jakimś widocznym piętnem. Z pewnością też przyda się choćby jedna, rozpaczliwa próba rozczesania włosów i zebrania ich w niski kucyk jakąś wstążką, czy czymś - ostatnio, gdy tam była, na toaletce leżało trochę takich rzeczy, może znajdzie je i teraz...?
Dopiero gdy ogarnęła włosy, przemyła twarz i doprowadziła się do względnego porządku, skierowała się przez całą długość korytarza z powrotem do komnaty, w której się obudziła. Zanim weszła, zapukała do drzwi, a potem wsunęła się do środka prawie bezgłośnie, nie chcąc ich ani zaskoczyć, ani im przeszkodzić w nadrabianiu zaległości.
Obrazek

Dom Śnienia Kamelii

309
POST BARDA
Przemieszczanie się po absolutnie cichym Domu Śnienia było, krótko mówiąc - dziwne. Nieważne o jakiej porze dnia i nocy, z przyzwyczajenia szło wyczekiwać dochodzących skądś rozmów czy chichotów, czasami słabiej, czasami mocniej przytłumionych. I choć od początku tego całego bałaganu z atakami niezrozumiałych wizji oraz porwaniami, stawało się tu z całą pewnością coraz ciszej, nigdy nie cichło też kompletnie. Do teraz.
Docierając do łaźni, Paria z ulgą dostrzegła znajome i wciąż licznie piętrzące się licznie przybory do kąpieli, takie jak świeże ręczniki oraz olejki. Nadal pachniało tu obecnością osób przed nią, czy też faktem, że ktoś dość niedawno użył tutaj specyfiku o mocno orzeźwiającej, pomarańczowej woni. Być może jednego z olejków? Jeden na pewno przyda się i jej, jeśli chciała sukcesem zakończyć rozpoczęte wcześniej przez Shaoli rozczesywanie włosów. Elfka, mimo że przy pomocy palców robiła, co tylko w jej siłach, jedynie częściowo zdolna była zapobiec kompletnemu chaosowi, jaki musiał się odbywać na jej głowie nieco wcześniej. Wciąż oczywiście daleko było tu od osiągnięcia stanu idealnego. Wiele kosmyków sterczało w najbardziej przeczące prawom fizyki strony, niektóre bardziej napuszone, niektóre mniej. Z reguły pewnie nie dawała się oglądać w takim stanie więcej niż jednej osobie na raz, o ile w ogóle. Na swoje szczęście, poza olejkami miała tu także kilka porządnych grzebieni najróżniejszych rozmiarów oraz wstążek.
Poza piętnem odciśniętym na włosach, w lustrze mogła dostrzec także lekkie cienie pod oczami. Cienie, które nie pokazywały się tam od czasu śmierci Celestio, aczkolwiek dużo mniej od tamtych wyraźne. Cera z jakiegoś powodu także wydawała się odrobinę bledsza. Policzki nie do końca zapadnięte, ale jakby nie tak pełne, jak być powinny. Czyżby tak właśnie miało rzutować na nią wielodniowe wypalanie magii w ciele? Przynajmniej nie wydawała się stracić zbyt dużo na wadze. Nie tyle, co Shaoli w każdym razie.
Dokładne obejrzenie swojego ciała, również okazało się dobrym pomysłem. Zwłaszcza, że nowy dodatek pojawił się istotnie na jej ciele. Ciemnawy, niezbyt wyraźny ślad zaraz nad kostką lewej nogi. Niezmywalny, jak się okazało, jeśli spróbowała go potrzeć lub zwilżyć mokrym ręcznikiem.
Spoiler:
Po powrocie do komnaty, w której wcześniej zostawili świeżo przebudzoną z wieloletniego snu dziewczynę, wszelki ślad po medykach zniknął. No, może poza jednym, podejrzanie bursztynowym, wysokim flakonikiem, stojącym na szafce nocnej pomiędzy łóżkami. Kamelio był jedynym, wciąż przytomnym i sztywno siedzącym na skraju łóżka siostry bywalcem. Zerkając na nią przez ramię, posłał jej zmęczony, ale niewymuszony uśmiech.
- Uparli się, żeby normalnie przespała noc aż do rana - wyjaśnił przyciszonym głosem, ruchem głowy wskazując wciąż pełny flakonik. - Tobie też zalecili, choć nie obiecałem, że wcisnę w ciebie jakiekolwiek kropelki, jeśli sama nie będziesz tego ode mnie oczekiwała.
Foighidneach

Dom Śnienia Kamelii

310
POST POSTACI
Paria
Doprowadzając swoje włosy do względnie satysfakcjonującego stanu, czuła się dużo lepiej. Nawet jeśli odbicie w lustrze, które ją przywitało, nie wyglądało tak dobrze, jak zwykle. Przemyła twarz zimną wodą, licząc na to, że otrzeźwi ją to nieco i przywróci jej skórze dawny odcień, który sam w sobie przecież był wystarczająco blady, jak na wyspiarskie standardy. Nie chciała, żeby Kamelio martwił się, że Libeth w międzyczasie trochę umarła, czy coś.
Ślad, jaki znalazła nad kostką, początkowo wydawał się jej pozbawionym głębszego sensu zabrudzeniem. Dopiero próby zmycia go i zerknięcie na niego w lustrze pozwoliło jej dostrzec w nim konkretny kształt. Przez chwilę siedziała więc tak, nieruchomo, z nogą zarzuconą na blat przed lustrem, wpatrując się we własną łydkę. Więc została oznaczona, hm? To i tak nie było tak złe. Mogła sama obudzić się z lisimi uszami, ogonem, albo w ogóle ruda. Właściwie to spodziewała się wszystkiego. Przeszło jej tylko przez myśl, że tego to już na pewno przed pewnym wścibskim elfem nie ukryje.
Zabrała nogę, usiadła prosto i uśmiechnęła się do siebie w lustrze. Bez problemu potrafiła zrobić to tak samo przekonująco, jak zwykle, nawet gdy nie miała powodów, żeby się uśmiechać. To dobrze; Kamelio potrzebował teraz jej wsparcia i zamierzała mu je zapewnić tak skutecznie, jak tylko będzie w stanie. Potrzebował tej optymistycznej i zdeterminowanej Libeth, którą była zawsze... i ona też jej potrzebowała. Podejrzewała, że jutrzejszy dzień będzie ciężki dla nich obojga.

Nie spodziewała się, że gdy wróci do pokoju gościnnego, Shaoli znów będzie spać. Przez krótką chwilę zastanawiała się, czy aby na pewno dziewczyna w ogóle się podniosła i z nimi rozmawiała, czy był to wytwór jej zmęczonej wyobraźni, ale słowa Kamelio utwierdziły ją w przekonaniu, że jednak nie jest szalona. Odpowiedziała na jego uśmiech swoim własnym, starając się nie zwracać uwagi na jego poobijaną twarz i świadomość powodów, które do tego doprowadziły.
- Nie chcę - zaprotestowała, podchodząc do elfa. - Nie chcę spać. Może później. Ile zostało do wschodu?
Stanęła tuż obok i przeczesała palcami jego ciemne włosy, przyglądając się jednocześnie pogrążonej we śnie dziewczynie.
- Szkoda. Chciałam jej zaśpiewać, sprawdzić, czy coś sobie przypomni. Ale to może poczekać do jutra - zamilkła na moment. Shaoli spała, tak, jak zwykle, ale jednak... wyglądała trochę inaczej. Była... obecna. - Nie sądziłam, że będzie tak bardzo przypominać ciebie. Nawet mówi podobnie. Robicie to samo hmm.
Jej dłoń niemal bezwiednie przesuwała się po głowie i karku Kamelio w czułym, kojącym geście. Choć najchętniej zabrałaby go stąd, w miejsce, w którym mogliby porozmawiać swobodnie, a ona mogłaby przebrać się w swoje rzeczy - czyli do jego pokoju w podziemiach - to nie potrafiła sobie wyobrazić choćby zaproponowania mu, żeby zostawił teraz siostrę samą.
- Ale ty powinieneś się położyć. Wyglądasz na wykończonego, zresztą nie dziwię się. Spanie na siedząco przy łóżku nie przynosi odpoczynku, tylko bolący kręgosłup. Chodź - gestem głowy wskazała łóżko obok. - Stamtąd też ją będziesz widział.
Obrazek

Dom Śnienia Kamelii

311
POST BARDA
- Tak też podejrzewałem - odpowiedział z rozbawieniem kryjącym się gdzieś na końcu języka Kamelio. - Do świtu pewnie też nie zostało zbyt wiele czasu. Zresztą, nawet gdybyś zasnęła, obawiam się, że nie zdołałbym zatrzymać twoje ojca przed przemarszem aż tutaj, gdy tylko dowie się, że w końcu się ocknęłaś. Zwykle pojawia się w porze śniadania.
Pierwsze posiłki można tu było z reguły zjeść już w porze świtania. Mija była porannym ptaszkiem, któremu zależało, żeby wszyscy bywalcy zdołali wrzucić coś na ząb, zanim ruszą do swoich innych obowiązków lub prac w polach, na mieście tudzież w poracie.
- Gdyby jednak w najbliższych dniach męczyły cię jakieś... Nieprzyjemne sny związane z tym, co zaszło - urwał na moment, lgnąć do dłoni Libeth z przymkniętymi oczyma, niczym wielki kocur. - Masz się nie męczyć i mimo wszystko sięgnąć po specyfiki Zairy, tak? Będę interweniować, jeśli zajdzie taka potrzeba. I pamiętaj, że potrafię być baaardzo przekonujący, jeśli muszę - otwierając jedno oko, elf rzucił jej pewne siebie spojrzenie z ukosa.
Niesamowite, że jeszcze niedawno ich relacja stała dosłownie na włosku ostrza. Jak niewiele było im tak naprawdę potrzeba, żeby wrócić do względnej normalności, nieważne jak nienormalne były w rzeczywistości okoliczności.
Shaoli spała spokojnie i w pełni zrelaksowana na boku, z twarzą skierowaną w ich stronę. Podobnie jak Kamelio, miała nawyk mocnego wciskania policzka w poduszkę do stopnia, w którym wydawało się, jakby lekko wydymała usta. Jak kaczuszka! Jej brat lubił przez sen oczywiście wciskać swoją twarz w ten sposób nie tylko w poduszkę. Gdy w pobliżu miał Parię, przyciskał czasem któryś ze swoich policzków do różnych części jej własnego ciała. Po kilku zbyt pracowitych i słabo przy tym przespanych nocach zdarzało mu się na dodatek wyjątkowo uparcie oplatać ją nogami i ramionami, niczym ośmiornica.
Zaskoczony jej ostatnią uwagą, Kamelio otworzył szeroko oczy, by spojrzeć z uwagą na swoją, smacznie śpiącą siostrę. W przeciwieństwie po Rubinowego Pokoju, tutaj wciąż paliły się wszystkie świece, pomagając dostrzec czerwieniejące czubki uszu mężczyzny.
- Czyżby? - mruknął, sięgając do swojego karku, który zaczął powoli rozcierać. Typowa dla niego reakcja przy przejawie krępacji, jak pewnie do tej pory zdążyła zauważyć. - Nigdy nie potrafiłem powiedzieć... Nie sądzę, żebyśmy mieli tych samych ojców.
Ramiona mężczyzny uniosły się lekko i ponownie opadły, gdy bezdźwięcznie zdarzyło mu się westchnąć, przechylając głowę w stronę dłoni Parii.
- Cóż. Nie wiem, czy to powód do dumy, ale mam całkiem niezłe, kilkunastoletnie doświadczenie w zasypianiu na i przy dużo twardszych obiektach, jeśli to coś zmieni? - zażartował, chwilę kręcąc się w miejscu, zanim wreszcie wstał odrobinę opornie i przeniósł się na drugie łóżko - ponownie przysiadając na nim, zamiast się położyć.
Spojrzenie, jakim obrzucił ją Kamelio, było bardziej niż intencjonalne.
- Położysz się ze mną? Czy może bardzo romantycznie zaproponujesz mi możliwość położenia głowy na swoich nogach? - zapytał, zalotnie trzepoczą w jej stronę rzęsami.
Mimo zabawnych zaczepek, trudno było mu ukryć ciągłe, nerwowe zerkanie w stronę siostry.
Foighidneach

Dom Śnienia Kamelii

312
POST POSTACI
Paria
Ostatnim, czym teraz chciała się martwić, był jej ojciec. Był problemem jutrzejszej Parii, bo dzisiejsza miała wystarczająco wiele na głowie. Przeczesując palcami włosy Kamelio i wsłuchując się w jego głos, zastanawiała się, co by było, gdyby nie złapała wtedy jego ręki. Czy tak po prostu wyszedłby i zostawił ją samą, decydując się unikać jej już zawsze? Drugi raz już, gdy zadawała niewygodne pytanie, będące może trochę nie na miejscu, bo źle się zrozumieli, elf gotowy był uciec i nie wracać, zamiast spróbować rozładować atmosferę. Libeth wciąż zbyt dokładnie widziała oczami wyobraźni płonącą driadę i pewnie nie omieszka poruszyć tego tematu w przyszłości, ale niczego to przecież nie przekreślało... nawet jeśli nie potrafiła określić, dlaczego. Bo przecież powinno.
Nie odpowiedziała na jego troskę dotyczącą złych snów, bo nie miał pojęcia, co na nią w tych snach czekało; może jeśli spotkania z Rdzą okażą się zbyt wyczerpujące, kiedyś skorzysta ze specyfiku, skoro miał on dawać pozbawiony sennych mar odpoczynek. Uśmiechnęła się za to, gdy padło na nią jego jednookie spojrzenie.
- Tylko z reguły przekonujesz do tego, żeby nie spać, nie odwrotnie - upomniała go.
Przeniosła wzrok na Shaoli, gdy temat zszedł na nią i ich podobieństwo. Sposób, w jaki wciskała twarz w poduszkę, był bardziej, niż znajomy, ale już tego mężczyźnie nie mówiła. Podejrzewała, że przez najbliższe dni znajdzie tych podobieństw jeszcze więcej.
- To nie ma znaczenia. Wychowaliście się razem, to widać i słychać. A niektóre rysy twarzy odziedziczyliście przecież po matce.
Przez chwilę kusiło ją, żeby spytać go, czy widzi podobieństwa między nią, a Sarą, albo Wilfridem, a potem poinformować go, że ma ze swoim rodzeństwem wyłącznie tego samego ojca, ale zrezygnowała. Wiedziała, że ze swoją siostrą wyglądają podobnie, a młodszy z jej dwóch braci ma bardzo zbliżony charakter do jej własnego, niezależnie od tego, kim była jej biologiczna matka. To nie był temat do poruszania na teraz i całkiem możliwe, że nie będzie do poruszenia nigdy. Nikt tego nie wiedział i nikt nie musiał.
- Kamelio... - westchnęła. - Byłeś wtedy młodszy i miałeś zdrowsze plecy. Teraz jesteś starym dziadem, który musi się wysypiać na wygodnych materacach. Nie zapominaj o tym.
Mówił w końcu, że ma koło czterdziestu lat. Ludzie w tym wieku zaczynali się już rozpadać, więc Paria nie omieszkała żartować sobie z niego w tym kontekście raz po raz. Przekrzywiła lekko głowę w bok i zaśmiała się cicho, popychając go za ramiona, żeby się położył. Wyjątkowo nie było w tym geście niczego dwuznacznego, żadnej kokieterii, niczego poza troską. Gdy oparł głowę o poduszkę, usiadła na brzegu łóżka, by po chwili wahania położyć się obok. Wcisnęła się w niego plecami, bo lubiła czuć ciepło jego klatki piersiowej. I choć leżała przodem do Shaoli, więc nie widziała twarzy mężczyzny, doskonale zdawała sobie sprawę z faktu, że Kamelio nie odrywa wzroku od siostry.
- Wszystko jest dobrze - rzuciła cicho, miękko, uspokajająco, zerkając na niego przez ramię. - Rano znów się obudzi. A potem każdego kolejnego dnia. Śpij. Ja będę jej pilnować. Was obojga. Obronię was przed wszystkim, jeśli będzie trzeba, jak nie patelnią, to krzesłem, tak? Tego mi Rash'putin nie zabronił. Śpij, Kamelio.
Objęła się jego ramieniem i nie odzywała się już więcej, czekając, aż jego oddech wyrówna się i wydłuży. Sama pogrążyła się w rozmyślaniach, wiedząc, że po nią sen tej nocy już nie przyjdzie. Myśli zbyt szybko galopowały w jej głowie, było ich zbyt wiele, zresztą co by nie mówić, spała kilka dni. Musiała mentalnie przygotować się na jutro. To miał być trudny dzień.
Obrazek

Dom Śnienia Kamelii

313
POST BARDA
Być może kiedyś powinni na poważnie porozmawiać o niezdrowych tendencjach elfa. Raz, a porządnie pójść w otwarte kwarty. Być może również świetnym pomysłem byłoby, gdyby zrobili to w towarzystwie butelki wina lub dwóch. Raz już podziałało. Czemu nie miałoby podziałać ponownie? Zanim jednak ta chwila nadejdzie, o ile w ogóle, inne sprawy wymagały dopięcia, wyjaśnienia, uspokojenia.
Tymczasem przytykając jedną dłoń do klatki piersiowej w dramatycznym geście, Kamelio spojrzał na nią z udawanym niedowierzaniem.
- Kto? Ja? Jesteś pewna, że mówimy o tym samym elfie?
To, że Shaoli wciąż wykazywała naleciałości, jakich siłą rzeczy musiała nabyć poprzez doświadczenia z zapomnianej przeszłości, mogło świadczyć o tym, że jej wspomnienia nie przepadły bezpowrotnie. Że być może zostały jedynie zablokowane. Nie musiało, lecz nadal mogło.
Kamelio tak czy inaczej nie skomentował w żaden więcej sposób ich podobieństwa, choć przez chwilę wyglądał na poważnie zamyślonego. Ich rodzice nie byli tematem tabu, ale o czym też miało się mówić, kiedy nigdy nie było ich w ich życiu? Zrobił za to znaną jej, odrobinę nafuczaną minę i przymrużył oczy, kiedy zaczęła mu prawić o byciu starym. Tak, ta reakcja zdecydowanie warta była świeczki za każdym razem. Nigdy się nie nudziła.
Poddając się jej naporowi, mężczyzna wreszcie grzecznie legnął na posłaniu, a gdy i ona sama się na nim znalazła, nawykiem zgarnął jej włosy i ucałował w odsłonięty w ten sposób kark.
- Gdy już do tego dojdzie, postaraj się tylko nie puścić po drodze wszystkiego z dymem, hm? - mruknął, zanim odnalazł sobie miejsce, układając podbródek o jej głowę. Dłoń ramienia, którym objęła się Libeth, wsunęła się między jej kibić a materac, niby zabezpieczający, mający trzymać ją mimo wszystko w miejscu pas.
Elf usnął dużo szybciej, niż by tego oczekiwać po kimś równie upartym, co tylko i wyłącznie poświadczało o jego zmęczeniu przeszłym dziesięciodniem. Paria natomiast? Ją czekały niespełna dwie godziny czuwania, zanim pierwsze promienie słońca zaczęły przeciekać przez nieliczne szpary między zasłonami.
*** Kamelio nie spał długo. Ze snu wybił się w towarzystwie lekkiego, acz w ich obecnej pozycji świetnie dającego się wyczuć wzdrygnięcia niedługo po nastaniu świtu. W towarzystwie przeciągłego westchnięcia poprawił nieco swój chwyt, układając tym razem dłoń powyżej brzucha Parii. Sądząc po milczeniu, wciąż nie był gotów ruszyć się z miejsca, choć musiał czekać na nich długi, bardzo prawdopodobne, iż dużo bardziej męczący niżby sobie tego obydwoje życzyli dzień.
- Śniadanie? - odezwał się wreszcie półszeptem, przeciągając nogi.
Foighidneach

Dom Śnienia Kamelii

314
POST POSTACI
Paria
Gdy leżała z zamkniętymi oczami, objęta przez elfa tak mocno, jakby próbował ją udusić - czyli tak, jak zwykle - byłaby w stanie uwierzyć, że nic się nie zmieniło. Że wydarzenia tamtej nocy w ogóle nie miały miejsca, zaświaty nie pochłonęły jej na tydzień, driada wciąż żyła, a twarz Kamelio nie była pokryta sińcami. Że znajdowali się w jego podziemnym pokoju, wśród stert książek i innych papierów, przytuleni na łóżku tak samo, jak za każdym razem, gdy decydowała się zostać na noc, choć tym razem dla odmiany w pełni ubrani. Czy Libeth żałowała, że tak nie jest? ...Ciężko powiedzieć. Raczej nie, wolała wychodzić z założenia, że przywrócenie Shaoli do świata żywych było warte tego wszystkiego, a problemy Domu Śnienia nie są do rozwiązania i Kamelio wcześniej czy później znajdzie na nie jakiś sposób, czy z jej pomocą, czy też nie.
Jej myśli plątały się wokół jutrzejszego dnia. Wokół spotkania z ojcem, może także bratem, jeśli Wilfrid nie wrócił jeszcze do domu. Już teraz doskonale wiedziała, że będzie miała dużo do tłumaczenia, a poza wyrazem troski będzie niestety musiała wysłuchać też odpowiednio długiej tyrady na temat swojej nieodpowiedzialności. Teraz trochę żałowała, że powiedziała Willowi o Domu Śnienia i biedny Kamelio musiał znosić obecność jej rodziny tutaj, gdzie nie miał w zwyczaju skrywać się za maską jak te kilka miesięcy temu, na bankiecie u baronowej. Z całą pewnością będzie musiała doprowadzić się do porządku, żeby nie wyglądać jak nawiedzający instytucję duch, tylko zaprezentować się rodzinie jako dobrze zorganizowana, zdrowa i zdecydowanie żywa osoba. W myślach tworzyła już scenariusze, wyobrażała sobie zarzuty, jakie może usłyszeć i szukała na nie argumentów, dzięki którym nie będą jej dręczyć zbyt długo. Znając życie, żaden z tych scenariuszy się nie spełni. Tak było zawsze. Przynajmniej pozwoliło jej to zabić czas oczekiwania na wschód słońca.

Kamelio nie mógł się wyspać w tak krótkim czasie. Gdy poruszył się i przesunął rękę, Libeth obróciła się do niego, żeby wtulając się w znajomą klatkę piersiową znaleźć siłę na ten dzień dla siebie i dać ją też jemu. Shaoli jeszcze się nie obudziła - krople nasenne Zairy musiały być skuteczne, albo po prostu to im było bardziej niewygodnie, we dwójkę na jednoosobowym materacu.
- Mhm... Zaraz - mruknęła cicho, ale mimo najszczerszych chęci wylegiwania się tu z nim w nieskończoność, nie zatrzymywała elfa długo.
Kiedy się podnieśli, poinformowała go, że musi doprowadzić się do porządku, więc pójdzie do łaźni i do jego pracowni po jakieś swoje ubrania, a jak skończy, to wróci tutaj na śniadanie. Pożegnała się z nim tymczasowo krótkim całusem i cicho opuściła pokój gościnny, zamierzając zrobić dokładnie to, co zapowiadała.
Nie miała swojego miejsca w Domu Śnienia, swojego pokoju ani swojej garderoby, ale widząc, jak często zdarza się jej niechcący tu zanocować, wynegocjowała od Kamelio niewielką półkę na kilka swoich podstawowych rzeczy. Dzięki temu teraz mogła wyciągnąć z niej własne buty, luźne, błękitne spodnie z cienkiego materiału i prostą, sięgającą pępka, białą bluzkę. Biżuterii tu nie miała, ale trudno - wciąż w tym dopasowanym do siebie stroju wyglądała lepiej, niż gdy obudziła się w cudzej koszulinie. Zajście po drodze do łaźni pozwoliło jej ponownie zachęcić włosy do względnej współpracy (zaplotła je w warkocz, z którego niemal od razu powyłaziły kosmyki mające inne plany na ten dzień) i odrobiną pudru przykryć cienie pod oczami. Dopiero tak prezentując się, mogła iść na śniadanie, spodziewając się za moment wparowującego do pokoju ojca i całej reszty kar, jakie mieli dla niej bogowie.
Obrazek

Dom Śnienia Kamelii

315
POST BARDA
Ziewając przeciągle raz i drugi, elf pozwolił sobie na kilkanaście dodatkowych uderzeń serca rozleniwienia i dochodzenia do siebie potrzebnym im obydwoje. Wplatając palce we włosy z tyłu jej głowy, pewnymi ruchami samych opuszków rozmasowywał skórę w bardzo relaksujący sposób. Tym większa była szkoda, gdy wreszcie zdecydował, że należy na poważnie zacząć nowy dzień.
Kamelio wciąż wyglądał na zmęczonego, ale jego cera nie wydawała się dłużej szara w miejscach, które nie pokrywały siniaki. Oczom również zwrócona została część dawnego blasku, choć wcześniej Shaoli musiała przez sen wymamrotać coś absolutnie bezsensownego, żeby go całkowicie uspokoić.
Podobnie jak Paria, Kamelio także postanowił szybko odświeżyć swoją garderobę przed ewentualną próbą wybudzenia siostry na śniadanie. I kto by pomyślał, rzeczywiście udało jej się zastać obydwoje już w sali kominkowej. Niemal całkiem pustej sali kominkowej, jeśli nie liczyć wylewającej strumienie łez Mija'zgi, usiłującej nie wyściskać życia z dużo drobniejszej od niej elfki. Jej brat przyglądał się całej scenie z mieszaniną niepokoju oraz rozbawienia, nie interweniując jednak. Pomimo pewnej dezorientacji, Shaoli musiała sama wyczuć niebotyczną ilość żalu w szlochu olbrzymki, poklepując ją po plecach w towarzystwie cichych chichotów oraz zapewnień, że nie, nie zamierza przesypiać kolejnych lat. Libeth także nie ustrzegła się przed podobnym potraktowaniem. Była następna w kolejce.
- Tak się cieszęęęęęę...! - kwiliła jeszcze jakiś czas, grożąc zalaniem pomieszczenia przez ilość wyciskanych z siebie łez.

Co rusz pociągając nosem, Mija zaserwowała im na śniadanie prawdopodobnie wszystko, co tylko mogła zrobić z dostępnych w kuchni składników. Paria wciąż pamiętała urywki dyskusji, z której wynikało, że z uwagi na sytuację Gildii Śnienia, ich racje mogą się zmniejszyć, a menu zubożeć. I faktycznie, widać to było po znacznie ograniczonej ilości różnorodności. Z mięsa pozostały tylko łatwo dostępne ryby, choć wciąż świeże i sycące. Było mniej warzyw i owoców, ale słodkie ziemniaczki, jakkolwiek muszące kosztować więcej z uwagi na dostarczanie ich z kontynentu, nadal dawały się odnaleźć w osobnym półmisku. Mieli także smażone jajka i ciepłą, gęstą zupę.
W trakcie jedzenia, Shaoli zdarzało się wskazywać na któryś ze składników, którego nazwy nie potrafiła odnaleźć we własnej głowie w celu dopytania o jego nazwę lub pochodzenie. Mija wydawała się momentami mocno skonsternowana, ale i tak robiła co w jej mocy, aby ukryć niepokój w energicznych odpowiedziach. Orczyca rzadko zasiadała do wspólnych posiłków, lecz tym razem nie odeszła od ich stolika, dopóki nie upewniła się, że dostateczna jej zdaniem część jedzenia nie zniknęła z talerzy. Sama też dokładała co rusz na talerz każdego, robiąc miny i marszcząc swój duży nos przy ewentualnych oporach.
Gdy kolejne osoby zaczynały się schodzić, każdy, kto znał Libeth lub wcześniej Shaoli, z miejsca dobiegał z ich kierunku w towarzystwie mniejszego lub większego rabanu. Było w tym coś niezwykle podnoszącego na duchu, jeśli pominąć fakt, że procent Śniących pojawiających się w sali kominkowej był zauważalnie niewielki. Pomiędzy lepiej jej samej znanymi, znalazła się para śniących, które jak nikt inny potrafiły poradzić sobie z jej włosami od pierwszego dnia jej pobytu w tym przybytku. Obie właściwie rzuciły się przy niej na kolana, wyjąc, jak najprawdziwsze Banshee. Elfie rodzeństwo obserwowało tę konkretnie scenę z podobnym podziwem dla ilości hałasu, jaki tylko dwie osoby potrafiły zrobić przy wypłakiwaniu oczu. Nawet Mija nie była w tym aż tak imponująca. Tulio dla odmiany zamarł w progu, chwilę wybałuszał oczy, a następnie wystrzelił z sali, jak z procy tylko po to, żeby wrócić po jakimś czasie ze swoim mistrzem u boku. Fuczenie i burczenie przejętego alchemika oraz jego niemożebnie czerwonego na twarzy pomocnika przerwało pojawienie się dwójki zielarzy-medyków, którzy raz jeszcze musieli dokładnie wypytać świeżo wybudzone gwiazdy dnia o samopoczucie.
Wszystko odbywało się w kompletnym chaosie. Całkiem przyjemnym wbrew pozorom chaosie, w którym Shaoli odnajdywała się dużo lepiej, niżby można przypuszczać. Prawdopodobnie wszystkim im tutaj brakowało ostatnio odrobiny dobrych wieści i pozytywnego poruszenia.
I tak to trwało aż do pojawienia się Tobiasa, który od progu wykrzyczał imię córki, a następnie wbiegł do sali, niczym burza. Przez tempo, z jakim się poruszał, nikt by nie pomyślał, że ma do czynienia z podstarzałym człowiekiem.
Foighidneach

Wróć do „Stolica”