Dom Śnienia Kamelii

361
POST BARDA
Idą przykładem Parii, Shaoli zaśmiała się w głos, bo czy repertuar o jej bracie rzeczywiście istniał, czy też nie, sama perspektywa brzmiała zbyt zabawnie, żeby moc pozostać wobec niej obojętnym. Tego samego zdania musiał być i Kamelio, sądząc po wymownym spojrzeniu, jakie rzucił w jej kierunku.
- Dlaczego dotąd nie wiedziałem, że wreszcie powstały o mnie jakieś kawałki? - oburzył się nieszczerze. - Mam przynajmniej nadzieję, że nie zapomniałaś wspomnieć, w co szanowna dama była wtedy ubrana - dodał już chytrzej, nie pozostając jej tym razem dłużny.
Nadal lubił od czasu do czasu wspominać strój, w jakim paradowała wtedy po nocy nie tylko przez rezydencję, ale również paskudne kanały, w których zresztą praktycznie utopiła swoje buty. Czasami wyciągał to w standardowych przekomarzankach, innym razem całkiem autentycznie i wiarygodnie wzdychał, dając na głos do zrozumienia, że nie miałby nic przeciwko powtórce, o ile ta nie wymagałaby stawiania im na drodze żadnego z oryginalnych zagrożeń.
Zaintrygowana, Shaoli wpatrywała się w Parię głodnym wiedzy wzrokiem, dopóki za sprawą następnego komentarza nie spojrzała znowu zdziwiona na swojego brata.
- Więc obydwoje jesteście jakby... Magami i muzykami? Łał! - zachwyciła się.
Oczy dziewczyny lśniły tak intensywnie, że zdołały nawet nieco zawstydzić Kamelio. Co prawda nie dało się tego jednoznacznie stwierdzić po wyrazie jego twarzy, ale jeśli było się dostatecznie spostrzegawczym, dało się dostrzec nieco więcej koloru w okolicach uszu.
- Nie odważyłbym się stawiać na tym samym piedestale, co najsławniejsza pani bard po tej stronie Herbii - uśmiechnął się, bądź co bądź miło połechtany i zdecydowanie dumny z bycia docenionym przez swoją siostrę. - Ale tak, wydaje mi się, że w większej lub mniejszej mierze właśnie tym jesteśmy. Tak właściwie, z tego, co mi wiadomo - celowo ściszył konspiracyjnie głos, zmuszając Shaoli do nachylenia się w jego kierunku. - Libet jest nie tylko magiem i bardem, ale jeszcze na dodatek świetną tancerką.
Shaoli wydała z siebie zabawny, zapewne mający reprezentować nadmiar ekscytacji pisk i kto wie, czy nie zaczęłaby zaraz namawiać Parię do pokazania także i tej strony swojego talentu, gdyby wcześniej nie padła decyzja o jeszcze jednym utworze. A że tym razem miał grać jej własny, świeżo odkryty brat? Dziwnie byłoby nie być tego jeszcze ciekawszym.
Kamelio wydał z siebie przeciągłe ahh na dźwięk propozycji i przez chwilę wpatrywał się niemal perfekcyjnie nieruchomo w instrument na swoich kolanach.
- Najlepsze co kiedykolwiek zagrałem - przyznał z nutą nostalgii. - Choć nie jestem w stanie obiecać, że będzie brzmiało choć w połowie tak dobrze, jak wtedy - przestrzegł, uśmiechając się mimo wszystko dość ciepło, zanim przybrał bardzo skoncentrowany wyraz twarzy. Niemal surowy.
Zupełne uniknięcie fałszowania wciąż było dla niego za trudne, ale używając magii do stworzenia wrażenia, jakby kilka instrumentów grało na raz, nakładając się i tworząc tą wyjątkową, niecodzienną całość, niemal dało mu się to wybaczyć. Przy co szybszych i bardziej wymagających częściach marszczył brwi lub zaciskał mocno usta. Ewidentnie nie zamierzał przerywać, dopóki nie dojdzie do końca, niezależnie od tego, jak protestować mogły sztywne w stawach palce. Wielka szkoda, że nie mógł zobaczyć miny Shaoli, która długo rozglądała się w celu zidentyfikowania źródła "pozostałych instrumentów".
Kiedy skończył, kropelki potu trzymały się jego skroni.
Foighidneach

Dom Śnienia Kamelii

362
POST POSTACI
Paria
Początkowo nie odpowiedziała elfowi niczym, poza zmrużeniem oczu i psotnym uśmiechem. Owszem, miała kilka komentarzy na podorędziu, ale żaden z nich nie nadawał się do wypowiedzenia przy jego siostrze, bo najprawdopodobniej prowadziłyby one do czegoś zgoła innego, niż przesiadywanie na trawie przy muzyce.
- Błazeński kołnierz - odpowiedziała z rozbawieniem, gdy dostrzegła pytające spojrzenie Shaoli. Nie kłamała! Kamelio w końcu bardzo skutecznie ją pozasłaniał, najpierw tym, potem płaszczem, żeby przypadkiem żaden skrawek jej ciała nie rozpraszał go przy zadaniu, które miał do wykonania. Od tamtych wydarzeń minęło już sporo czasu i nie stanowiły już one tak traumatycznych wspomnień, jak jeszcze kilka miesięcy temu, pod warunkiem, że Paria nie myślała o szczurach, wielkich robalach i nieprzytomnym Kamelio, którego musiała w mroku ciągnąć po schodach w górę. Gdy wycinała z pamięci te wydarzenia, cała reszta mogła być już źródłem żartów. Sama podomka też przestała już kojarzyć się bardce źle, więc może przyszedł czas na spełnienie tego małego życzenia elfa i wygrzebanie takiej na którąś noc...?
Przekrzywiła lekko głowę. Z tego, co mu wiadomo? Czy naprawdę nie tańczyła nigdy w Domu Śnienia? Zdarzyło się jej zagrać tu kilka małych koncertów dla pracowników, mieszkańców i akurat obecnych wtedy klientów, ale czy faktycznie nikt tu nie widział, jak tańczy? Trzeba było to naprawić! Poruszyła ramionami, rozprostowując zastane mięśnie.
- Nie nazywałabym się magiem. Dopiero się uczę - doprecyzowała. - Może i nas oboje można by było w ostateczności nazwać magami i muzykami, ale każde z nas zdecydowanie specjalizuje się w czymś innym.

Gdy Kamelio grał, przed oczami wyobraźni Parii stanęły złocone kandelabry sali balowej w rezydencji Bourbon. Ukryte za maskami twarze biesiadników i czerwono-pomarańczowy strój elfa, razem z ozdobioną dzwoneczkami czapką. Przysłuchiwała się znajomym dźwiękom, które, choć ze zrozumiałych względów nie były wykonane najlepiej, to budziły w Libeth dawno nieodczuwaną nostalgię. Tajemniczy Kamelio skutecznie przyciągnął wtedy jej uwagę, trafnymi komentarzami i zabawnymi żarcikami. Teraz bardka była prawie pewna, że wszystko to robił celowo, bo przecież taki był od początku plan - że będzie jej pilnować. No, może nie do końca, może nie zabierałby jej z rezydencji, gdyby nie powalił go jej urok osobisty (tak było, prawda?).
Nie zwracała uwagi na pomyłki i fałsze, bo zdawała sobie sprawę ze stanu jego dłoni. Prawdę mówiąc, nie sądziła, że się zgodzi, ale sam fakt, że był w stanie zagrać ten utwór, świadczył o tym, jak ładnie się już zaleczyły. Patrzyła na elfa, wraz z każdym kolejnym taktem wspominając każdą chwilę, jaka doprowadziła do wydarzeń w kanałach, o których już pamiętać nie chciała. Ale wszystko przedtem - niezobowiązujące pogawędki na tyłach sceny, złoty dzwoneczek w liście, jego konsternację, gdy Libeth w przypływie ulgi postanowiła się do niego przytulić, długą rozmowę podczas spaceru podziemiami i tę dziwną noc w czymś, co przypomniało mroźny grobowiec - to wszystko sprawiało, że teraz kąciki jej ust unosiły się w lekkim uśmiechu, tym konkretnym, który miała tylko dla tego mężczyzny. Czy ona jeszcze dzisiaj rozważała zakończenie tego związku, z wielu powodów, które wydawały się jak najbardziej sensowne? Nie przypominała sobie niczego takiego.
Kiedy skończył, ten uśmiech nie opuszczał jej twarzy, a w jej oczach błyszczało coś, co mogło sugerować, że w innych okolicznościach nie zostałaby grzecznie na swoim miejscu na trawie, a Kamelio musiałby szybko odkładać lutnię, żeby zrobić miejsce dla Parii w swoich ramionach. Teraz jednak obok siedziała Shaoli, a w jej głowie tkwiła istota, obserwująca wszystko, co robiła, na tym uśmiechu i płomiennym spojrzeniu się więc skończyło.
- Nie masz krzesła, z którego mógłbyś się teraz ukłonić - zauważyła cicho. - Szkoda.
Patrzyła na elfa jeszcze przez chwilę, by w końcu westchnąć bezgłośnie i po oderwaniu od niego jakimś cudem spojrzenia, rozejrzeć się po okolicy.
- Zjadłabym coś. Wrócimy do środka?
Obrazek

Dom Śnienia Kamelii

363
POST BARDA
Mimo że Shaoli nie wyglądała, jakby wiedziała, o czym dokładnie mówili, wspominając błazeński kołnierz, nie dopytywała tym razem. Dużo wnikliwiej za to przyglądała się wymianie spojrzeń oraz porozumiewawczych uśmiechów, do których nie zwykło nie dochodzić, kiedy obydwoje z Kamelio wspominali co bardziej groteskowe chwile z ich pierwszych, wspólnych dni. Czasami chyba sami nie do końca zdawali sobie zresztą sprawę, jak bardzo niesubtelni potrafili być wbrew najlepszym starań. Ich przekomarzanki, gry słów oraz gestów krzyczały niejednokrotnie głośniej, niż najbardziej perfidne migdalenie się po kątach. Tego ostatniego przynajmniej w pełni odpowiedzialnie starali się z reguły oszczędzić szerszej publice.
A skoro już przy tańcu byli, być może w końcu również i Parii udałoby się sprawdzić, czy Kamelio potrafi, czy też nie potrafił tańczyć? Nie tak dawno sama przecież o tym rozmyślała.

Biorąc głęboki wdech, Kamelio powoli opuścił instrument. Początkowa niepewność, którą Libeth jako jedyna potrafiła dostrzec w jego oczach, zniknęła niemal tak samo szybko, jak się w nich pojawiła, nie pozwalając mu długo martwić się efektami swojego popisu.
- Szkoda - przyznał, parskając jeszcze krótkim śmiechem, zanim jego młodsza siostra kompletnie nie zatraciła się w szale pytań.
- J-Jak to zrobiłeś?! Czy to była magia? To zdecydowanie musiała być magia!! ...To była magia, racja? - ledwie powstrzymując się od pisków zachwytu, Shaoli poderwała się na równe nowi i zaczęła podskakiwać w miejscu, niczym nafaszerowane nadmiernie pobudzającą miksturą zwierzątko.
Odrobina fałszywych nut najwyraźniej i dla niej stanowiła zbyt mały problem, żeby nie móc docenić prawdziwego uroku kryjącego się w całokształcie wykonania.
Elfka przez chwilę jeszcze męczyła swojego brata, starając się wymusić na nim obietnicę zagrania dla niej któregoś dnia w duecie z Parią. Słysząc jednak o propozycji powrotu, zamilkła niemal od razu, tym razem samej wymieniając z Kamelio spojrzenia, których znaczenie znała tylko ich dwójka.
- Zdaje się, że Mija wspominała coś o wywróceniu kuchni do góry nogami? Razem z pokojem wspólnym? - zasugerował lekkim tonem Kamelio.
- Coś sobie przypominam. Kazała uprzedzić, kiedy będziemy chcieli wrócić! Pójdę ją uprzedzić! Nie przychodźcie, dopóki was nie zawołam! - powiadomiła, odwróciła się na pięcie i skocznym truchtem ruszyła w stronę Domu. - Zdecydowanie nie przychodźcie, dopóki was nie zawołam! - krzyknęła do nich jeszcze przez ramię, zostawiając samych.
Podejrzane? Wcale.
- Jestem pewien, że to nie potrwa długo~ - poinformował ją melodyjnie, gdy już zostali sami. Jego promienny uśmiech zdecydowanie krył w sobie coś niecnego!
Foighidneach

Dom Śnienia Kamelii

364
POST POSTACI
Paria
Chwilowo nie wtrącała się szczególnie w zamieszanie, jakie stworzyła Shaoli swoim dopytywaniem się o tajniki muzycznych sztuczek brata i naleganiem na granie w duecie. Owszem, istniały jakieś utwory, które grywali razem, ale robili to bardziej dla siebie, niż dla publiczności. Wszystko jednak było przed nimi, zarówno granie dla młodej elfki, jak i odpowiadanie na miliony jej pytań. Pozwalając im na zajęcie się chwilowo sobą nawzajem, obróciła głowę w kierunku lasu, tego, w którym zniknęła Kamelia, a przedtem najprawdopodobniej Mira. Chciała pomóc, tak bardzo chciała pomóc, ale jej umiejętności do niczego się nie przydawały.
Dopiero dziwne zachowanie rodzeństwa sprawiło, że w jej jasnych oczach błysnęło rozbawienie, a brwi zmarszczyły się podejrzliwie. Odprowadziła Shaoli spojrzeniem, przez chwilę nie ruszając się z miejsca, tylko patrząc, jak odbiega radośnie na swoich chudych, bosych nogach. Było w tym widoku coś zarówno uroczego, jak i wyjątkowo smutnego. Libeth nie mogła pogodzić się z faktem, że jej próby przywrócenia dziewczynie pamięci zawiodły. Chciała obudzić siostrę elfa, tymczasem obudziła kogoś zupełnie obcego.
Zerwała źdźbło trawy i zaczęła się nim bawić, odwracając się do Kamelio. W przeciwieństwie do jego promiennego uśmiechu, po jej własnym nie pozostało ani śladu.
- Przepraszam. Naprawdę sądziłam, że to się uda. Mówiła, że pamięta głos i melodię, więc byłam przekonana, że to pomoże.
Westchnęła, opuszczając wzrok na zieloną słomkę. Jej dłonie były takie gładkie, nienawykłe do pracy, do miecza. Jedyne odciski, jakie miała, to te od strun, na opuszkach lewej ręki. Może faktycznie nadawała się tylko do bycia ładną ozdobą, czy na scenie, czy u boku jakiegoś szlachcica. Może gdyby pogodziła się z takim założeniem, nie wymagałaby od siebie tak dużo.
- Jestem bezużyteczna - przyznała i zaśmiała się cicho, żeby złagodzić nieco to stwierdzenie. Chyba nie zadziałało. - To był głupi, naiwny pomysł. Nie wiem, dlaczego uznałam to za świetny plan.
Uniosła spojrzenie na widoczną z oddali ścianę Domu Śnienia, w którym zniknęła Shaoli. Mija miała wywrócić kuchnię i pokój wspólny do góry nogami...? Po co? I co to miało wspólnego z Libeth? Co oni zdążyli wymyślić, kiedy ona rozmawiała z ojcem?
- Co tam się dzieje, hm? - spytała, chcąc zmienić temat.
Obrazek

Dom Śnienia Kamelii

365
POST BARDA
Dostrzegając nową, drastyczną zmianę w zachowaniu Parii, Kamelio porzucił wszelkie pomysły na zgrywanie cwaniaczka. Odkładając lutnie na bok, przekręcił się i na czworaka, absolutnie nieelegancko, zmniejszył dystans między ich dwójką. Nie usiadł obok, jak to miał w zwyczaju. Usiadł naprzeciwko. Tak, by móc patrzeć jej prosto w twarz. Przez dłuższą chwilę jedynie się jej przyglądał, zanim zdecydował sięgnąć i chwycić ją za dłoń, w której nie trzymała akurat pojedynczego źdźbła trawy. Trzymając ją pewnie, kciukiem wyrysowywał sobie tylko znane wzory.
- Obydwoje dobrze wiemy, że to, co teraz mówisz, to kompletna bzdura - odezwał się, nie pozwalając jej uciec od problematycznego tematu, nieważne jak bardzo tego chciała. - W innym wypadku, jak miałbym nazwać siebie oraz całe grono innych osób, którym przez lata nie udało się dokonać tego, czego ty dokonałaś zaledwie w ciągu kilku dni? Przez całe życie mógłbym próbować ci wynagrodzić ten jeden gest i nadal nie byłbym pewien, czy zrobiłem dość, żeby pokazać, jak bardzo jestem za to wdzięczny - unosząc jej dłoń wyżej, przytknął do jej wierzchu usta. - Mówię z perspektywy osoby, której niezliczona ilość planów i pomysłów poszła w cholerę. Czy nazwałbym je naiwnymi? W wielu przypadkach tak. Czy określiłbym je marnotrawstwem czasu, wysiłku i środków? W gorsze dni pewnie i tak. Sęk jednak w tym, że gdybym zdecydował się je porzucić gdzieś w trakcie, nigdy nie doczekałbym tego momentu. Nigdy nie zobaczyłbym swojej siostry skaczącej jak łania, cieszącej się z najprostszych przyjemności. Nigdy też nie poznałbym najbardziej niesamowitej artystki po tej stronie Herbii.
Prostując się ponownie, ale wciąż nie puszczając jej dłoni, Kamelio uśmiechnął się dużo naturalniej i łagodniej.
- Nie wszystko można osiągnąć przy pierwszym podejściu. Choć potrafię zrozumieć, dlaczego szanowna pani-chodzący-talent uważa inaczej - dodał zaczepnie, ale nie uszczypliwie.
Odwracając jej dłoń wnętrzem do góry, ni z tego ni z owego umieścił na niej niewielkie, błękitne pudełeczko, które jedno licho raczy wiedzieć skąd i kiedy wyciągnął, po czym ostrożnie zamknął na nim jej palce i popchnął wolno z powrotem w jej stronę.
Spoiler:
Foighidneach

Dom Śnienia Kamelii

366
POST POSTACI
Paria
Nie podnosząc wzroku znad źdźbła trawy, pokręciła przecząco głową. Przez chwilę wahała się, czy powinna odzywać się na ten temat, więc pozwalała elfowi mówić. Jego słowa trochę poprawiły jej samopoczucie, nawet jeśli nie do końca. Nie potrafiły odebrać jej tego poczucia, że zawiodła w tej jednej rzeczy, dla której Kamelio ją tu początkowo przyprowadził. Owszem, później została w Domu Śnienia z wielu innych powodów, ale przyciągnął ją tu z egoistycznej jego zdaniem potrzeby wypróbowania kolejnego sposobu na przebudzenie Shaoli. I czy przebudziła? W gruncie rzeczy nie.
- Nie ja tego dokonałam - przyznała w końcu cicho. - Miałam... pomoc. Kogoś, kto pomógł mi ją znaleźć i sprowadzić z powrotem. Gdyby nie on, nic bym nie osiągnęła. Nie wiedziałabym nawet, w którą stronę iść, bo nie było tam stron. Nie wiedziałabym, jak szukać Shaoli, jak szukać wyjścia. To nie tak, że zobaczyłam ją w oddali i za rękę wyciągnęłam ze snu, chociaż bardzo bym chciała, żeby tak było. Mogłabym ci wtedy powiedzieć, że faktycznie zrobiłam to, po co mnie tu przyprowadziłeś te kilka miesięcy temu.
Podążyła spojrzeniem za własną dłonią, tą drugą, ujętą przez elfa. Wciąż nie umiała wykrzesać z siebie choćby cienia szczerego uśmiechu. Do tej pory była pozytywnie nastawiona, przekonana, że gdy zaśpiewa dla elfki, wróci jej pamięć i Kamelio w pełni odzyska utraconą siostrę, ale ten plan, którego była tak pewna, kompletnie się nie powiódł. Doprowadziła ją tylko do płaczu. Brawo, Libeth.
- Nie chodzi o to, które to podejście. Co, jeśli nie powiedzie się przy trzecim? Przy trzydziestym trzecim? Przy trzysta trzydziestym trzecim? - wyjątkowo postanowiła zignorować zaczepkę. - Wokół dzieje się tyle rzeczy, na które nie mam wpływu. Mira, Kamelia, twoje sińce, zmiany w Domu Śnienia, braki funduszy, pamięć Shaoli, ślub mojej siostry... a co przy tym wszystkim mogę zrobić ja? Powiedziałam ojcu, że jestem tu potrzebna, że jestem tu przydatna, ale w gruncie rzeczy go okłamałam, bo przecież nawet nie potrafię pomóc twojej siostrze. Myślałam, że będę umiała. Że w tym wszystkim, co sypie się dokoła, ja będę miała realny wpływ przynajmniej na tę jedną rzecz. Bo co więcej mogę zrobić? Nie złapię miecza, nie wytropię zaginionych, nie wyleczę ran, nie załatwię spraw związanych z polityką Domu, nie mogę was wesprzeć finansowo... - westchnęła i zastanowiła się moment, by dodać: - Może jakbym wyszła za mąż za kogoś bogatego, mogłabym zrobić to ostatnie.
Uśmiechnęła się pod nosem, bardzo krótko, ale zawsze.
- Co komu po moim graniu? Co komu po moim śpiewie? Co komu po mojej magii, której i tak nie mogę teraz używać, chociaż nie to, że gdybym mogła, to cokolwiek by się zmieniło? Równie dobrze moglibyście w sali kominkowej postawić pozytywkę z porcelanową lalką, wyszłoby na to samo - naburmuszyła się.
Może nieco dramatyzowała, ale kto miał to robić, jak nie ona? Kiedy wybierała życie artystki nie zastanawiała się nad tym, jakie inne umiejętności powinna nabyć, żeby być przydatną w sytuacji chociażby takiej, jak ta. Jeszcze rano była przekonana, że jej plan przywrócenia dziewczynie pamięci się powiedzie i będzie mogła wtedy kąpać się w słusznej chwale. Teraz straciła całą motywację do działania. Miało się udać. Skoro się nie udało, a ona nie miała innych pomysłów, do czego tu była w ogóle potrzebna?
Z ponurych rozważań wyrwało ją pudełeczko, które Kamelio postawił na jej dłoni. W jej głowie zakiełkowała przerażająca myśl, że wpadł na absurdalny pomysł oświadczenia się jej, więc bez wahania podniosła wieczko, by sprawdzić, co znajduje się wewnątrz, i szybko wykluczyć to prawdopodobieństwo. Na całe szczęście w środku nie znalazła pierścionka, a komplet kolczyków - niewielkich, złotych kółek, podobnych do tych, jakie nosił Kamelio. Te powleczone były misternym wzorem z cienkiego, miedzianego drucika. Nie należały do najpiękniejszej biżuterii, z jaką Libeth w życiu miała do czynienia, ale liczył się gest, prawda? Uniosła wzrok na elfa, uśmiechając się lekko, wciąż bez przekonania.
- Dziękuję. Są bardzo ładne. Nie musiałeś wydawać teraz koron na mnie. Nie powinieneś.
Obrazek

Dom Śnienia Kamelii

367
POST BARDA
- Wciąż chciałbym dowiedzieć się nieco więcej o... Istocie która ci pomogła, kiedy poczujesz się dostatecznie komfortowo, żeby o tym opowiadać. Zbyt rzadko słyszy się o pomocy nieidącej później w parze z dziwnymi konsekwencjami. Miałaś w każdym razie możliwość skorzystania z pomocy i zrobiłaś to. Co w tym złego? W żadnym stopniu nie zmienia to faktu, że w absolutnie przerażającej sytuacji, sytuacji, gdzie sama nie wiedziałaś, jak wrócić i czy zdołasz to zrobić, byłaś w stanie wciąż myśleć o kimś innym. Naprawdę nie zdajesz sobie sprawy z tego, jak niesamowite to było?
Kamelio zdecydowanie nie brzmiał, jakby rozumiał jej punkt widzenia. Bo i zapewne nie rozumiał. Wedle jego własnego, Paria osiągnęła zwycięstwo, do którego on nie potrafił się nawet zbliżyć mimo niezliczonej ilości prób. Jak bardzo dobijające i bolesne mogło to być dla typowego, męskiego ego?
- Nikt nie będzie cię winić - zawyrokował niemalże ostro. - Nawet jeśli nie odzyska ich wcale, nikt nie będzie miał ci tego za złe. I ty też nie powinnaś. Nie wszystko zawsze może wyjść idealnie, Libeth. Życie to nie koncert, które możesz rozegrać bezbłędnie, jeśli tylko się postarasz. Los bywa na to zbyt przewrotny. - westchnął. - Nie jestem pewien, skąd wziął się u ciebie ten nagły pesymizm, bo niezależnie od tego, jak sama na to patrzysz, tylko dzięki tobie odzyskałem siostrę. Tylko dzięki tobie moja siostra odzyskała możliwość ponownego cieszenia się życiem, ze wspomnieniami czy też bez. Również tylko dzięki tobie, jako jedyny Dom Śnienia byliśmy w stanie zminimalizować szkody, jakie nasi Śniący odnosili przy atakach. Nie zapominaj, proszę, że umniejszając sobie, umniejszasz także im.
Dziwnie było być strofowanym przez kogoś innego, niż własną rodzinę lub Zairę. Niezupełnie niekomfortowo, ale na pewno nieco niezręcznie. Całe szczęście, w tonie elfa nie było tyle pretensji ani krytyki, ile być mogło.
- Jeśli mam być zupełnie szczery, ostatnie czego chciałem, to mieszanie cię w więcej tutejszych spraw. Mieszanie ci w życiu, w którym i tak zdążyłem nieodwracalnie do pewnego stopnia namieszać. Dużo bardziej wolałbym, żebyś po prostu mogła cieszyć się z rzeczy, z których cieszyłaś się wcześniej. Bez poczucia bycia do czegokolwiek zobowiązaną - przyznał wprost. - Jeśli jednak nadal chcesz nam pomagać, nie musisz... ZDECYDOWANIE nie musisz tylko z tego powodu wżeniać się w żadną bogatą rodzinę - starał się brzmieć maksymalnie nonszalancko, ale zmarszczone brwi i zdegustowanie w kącikach ust i tak podpowiadały, jak bardzo wadził mu ten pomysł. - Nie, więcej. Zabraniam ci tego - podkreślił poważnie. - Zabraniam ci wżeniać się tylko z tego powodu, tak jak zabroniłbym tego każdemu innemu w Domu. Nie poświęcamy tutaj niczyjego szczęścia w imię ogólnego dobra, nieważne co by się nie działo i wierz mi, że do rozniesienia jednego, zaaranżowanego w ten sposób wesela, wystarczyłbym jedynie ja i Mija. Być może nawet wyłącznie Mija. Nie próbuj brać na siebie odpowiedzialności za wszystko i wszystkich. Nawet ja nie jestem na tyle arogancki. Po to tworzy się gildie, aby wiele osób mogło wspólnie wziąć na siebie odrobinę z całości. Twój głos i obecność wystarczą w zupełności, a jeśli naprawdę poczujesz, że to za mało, z przyjemnością jeszcze raz pokażę ci, że możesz więcej.
Jeśli Paria zamierzała być dramatyczna, Kamelio nie zamierzał zostawać za daleko w tyle. Własną pewnością siebie i przekonaniem zamierzał stawiać czoła jej własnym niepewnościom i wątpliwościom tak długo, jak trzeba było.
Obserwując jej reakcję na podarunek, tym razem twarz elfa widocznie pojaśniała. Zupełnie, jakby dobrze wiedział, co o nich sądziła. Może i tak właśnie było.
- Pozwolę sobie się nie zgodzić. Zwłaszcza biorąc pod uwagę twój wybitny talent do pakowania się w kłopoty. Mogą nie być zbyt piękne, przyznaję. Osoba, której zleciłem przygotowanie ich, z żalem przyznaję, nie ma zbytniego talentu jubilerskiego. To para, która swoje prawdziwe zastosowanie pokazuje w momencie rozdzielenia jej pomiędzy dwie osoby. Służą do telepatycznego wysyłania wiadomości. Wystarczy, że stukniesz w kolczyk i przekażesz mu drobną iskrę swojej magii, żeby go aktywować. W ten sposób sprawisz, że do właściciela drugiego kolczyka zostanie przesłana jedna wiadomość, o której pomyślisz. Nie musisz niczego wypowiadać na głos. - wyjaśnił. - Jedynym minusem jest niestety spore ograniczenie. Mogą przesłać wyłącznie jedną wiadomość a dzień.
Foighidneach

Dom Śnienia Kamelii

368
POST POSTACI
Paria
Uniosła na Kamelio krótkie spojrzenie spod rzęs. Może miał trochę racji? Może sam fakt, że pomyślała o poszukaniu Shaoli tam, dokąd trafiła, świadczył o czymś wyjątkowym i doprowadził do sukcesu, jakiego nie był w stanie osiągnąć dotąd nikt inny? Bo ta sytuacja była przerażająca. Wszystko to, co doprowadziło ją do spotkania z ptasią istotą, co sprawiało, że była bliska postradania rozumu, było absolutnie zatrważające. A potem? Gdy stała przed nią, w formie dziecka, wśród wszechobecnej i żyjącej własnym życiem czerwieni, mogła błagać o przywrócenie jej do świata żywych, świata, który znała i w którym potrafiła się odnaleźć, zamiast zastanawiać się, czy ktoś trafił tam przed nią wcześniej.
- Masz rację - przyznała w końcu. - Może było trochę... niesamowite.
Powracające nieśmiało zadowolenie szybko zostało zastąpione przez zawstydzenie i poczucie winy, kiedy Kamelio ją upominał. Znów miał rację. Zacisnęła usta w wąską kreskę i tym razem nie odpowiedziała, wbijając spojrzenie w zmaltretowane już źdźbło trawy. Nawet jeśli lubiła sobie z tego żartować, czasem zapominała, że elf był od niej prawie dwa razy starszy. Rzadko czuła się przy nim jak głupia młódka - tak, jak teraz. Nie zamierzała przecież umniejszać ani śniącym, ani całemu Domowi Śnienia i decyzjom podejmowanym przez zarząd. Uważała tylko, że powinna być bardziej przydatna. Może wynikało to z faktu, że jej działania zapobiegały problemom, zamiast je rozwiązywać. Może gdyby wybudzała śniących tak, jak wybudziła Shaoli, zamiast nie pozwalać im na zabłądzenie w świecie snów i zgubienie drogi powrotnej, bardziej czułaby, że jest tam potrzebna. A przecież była. Wiedziała, że była. Sama mówiła to ojcu. Opuściła głowę, żałując, że Kamelio siedział przed nią i nie mogła schować przed nim twarzy za zasłoną włosów. Nie pierwszy raz w życiu dała się ponieść emocjom i mówiła, co jej ślina na język przyniosła, ale nie spodziewała się, że elf ją za to zbeszta.
Paria nie należała jednak do osób, które pozwalały na to, by negatywne emocje długo miały nad nią kontrolę. Kiedy mężczyzna zaczął mówić o wychodzeniu bogato za mąż, usta bardki rozciągnęły się w psotnym uśmiechu. Nie sugerowała tego wtedy przecież poważnie, czemu się tym tak przejął? Uniosła na niego wzrok.
- Zabraniasz mi? - powtórzyła słodko. - Wesele rozniesione przez Miję mogłoby być całkiem ciekawe. Ta cała oburzona szlachta... ile dramatów by to stworzyło, ile plotek by poszło! Chciałabym to zobaczyć. A jeśli byłbyś z Miją, chciałabym zobaczyć to jeszcze bardziej. Porwałbyś mnie sprzed ołtarza, żeby mnie powstrzymać? Może jednak naprawdę zacznę odpowiadać na te listy.
Jeśli o kolczyki chodzi, zupełnie nie spodziewała się takiego obrotu spraw. Słuchając wyjaśnienia, jej oczy otwierały się coraz szerzej, w szczerym niedowierzaniu. Nigdy nie miała czegoś takiego i nigdy nie sądziła, że coś takiego trafi w jej ręce! Dostała wcześniej lunetę, ale nie korzystała z niej zbyt często, nie miała zbyt wielu okazji do potrzeby zaglądania przez ścianę i sprawdzania przeszłości - może poza zniknięciem Kamelii, ale obawiała się, że przez zbyt długi sen Libeth ta możliwość przepadła.
- Żartujesz? To jest spore ograniczenie? Kamelio! - poderwała się, zmieniając pozycję na klęczącą. Złapała się za lewe ucho, sprawdzając, czy nie ma tam żadnej innej biżuterii, a gdy upewniła się, że jest puste, odrzuciła włosy na plecy, żeby założyć jedno ze złotych kółek. - Dajesz mi możliwość skomunikowania się z kimś na odległość! To niesamowite! To jest... nigdy nie widziałam czegoś takiego, nie wiedziałam, że tak się da! Cofam to, co powiedziałam, to, że nie musiałeś. To fantastyczny prezent. Nie wiem, czy kiedykolwiek dostałam lepszy.
Rzuciła się elfowi na szyję w wyrazie wdzięczności i absolutnego zachwytu tym, co jej sprezentował. Przytuliła się do niego mocno, a potem odsunęła, tylko po to, żeby znaleźć drogę do jego ust i pocałować go w tym jedynym geście podziękowania, jaki był w stanie przekazać choćby część jej emocji.
- Dziękuję - powiedziała, gdy odsunęła się później. Opuściła roziskrzony wzrok na pudełko, w którym wciąż leżał drugi kolczyk z zestawu. Uniosła pytające spojrzenie na Kamelio. - Czy w takim razie... zechciałbyś nosić drugi? Jestem w stanie w zamian za to poświęcenie zaoferować ci absolutnie niepotrzebne i bezużyteczne wiadomości, przesyłane w możliwie najbardziej nieodpowiednich momentach twojego dnia.
Spoiler:
Obrazek

Dom Śnienia Kamelii

369
POST BARDA
Ściągając usta w cienką linię, Kamelio zaczął bardzo intensywnie świdrować ją spojrzeniem przymrużonych oczu.
- Bardzo ci zależy, żeby przy naszym następnym spotkaniu twój ojciec wyszedł na mnie z kuszą, huh? - odpowiedział pytaniem na pytanie, nie potwierdzając co prawda jej przypuszczeń, ale i im nie zaprzeczając, co w tym przypadku było dość wyraźnym sygnałem tego, ku czemu zdolny był się skłaniać. - Mam tylko nadzieję, że bierzesz pod uwagę, że w przeciwieństwie do Miji i jej naturalnego, orkowego pancerza ze skóry, jestem jeno kruchym, wątłym elfikiem?
Kruchym elfem, który własnoręcznie potrafił położyć kilku najemników, uśpić cały dwór i wysadzić hordę szczurów. Żeby nie wspomnieć już o tym, jak bardzo daleko było mu z którejkolwiek strony do wątłego. Cóż, może przez ostatnie dziesięć dni rzeczywiście schudł tę parę kilo...
Usatysfakcjonowany w każdym razie brakiem dalszych prób sprzeczania się, co do przedstawionego jej w sprawie niedoceniania się stanowiska, Kamelio mógł ponownie rozluźnić ramiona. Tym bardziej, gdy faktyczne zastosowanie kolczyków dotarło do niej w pełni, przyprawiając o wybuch nowej, dużo lepiej mu znanej radości. W porę wyciągnął ramiona, żeby złapać ją w połowie i pewnie wybuchnąłby śmiechem, gdyby wcześniej nie uciszył go pocałunek, którego nie omieszkał odwzajemnić.
- Nie dziękuj. Po prostu przyznaj wreszcie, i chcę to usłyszeć głośno i wyraźnie, że mimo nieopływania w bogactwa braku majestatycznej brody, wciąż wygrywam w rankingu najbardziej pożądanych mężczyzn~ Póki co, wystarczy mi słowa deklaracja - zażyczył sobie, naśladując jej wcześniejszy, słodki ton. - Jeśli mam być zupełnie szczery, nie miałem pojęcia, że wyjdą aż tak dobrze - dodał, wyciągając rękę i lekko muskając palcami ucho, na którym Paria zawiesiła kolczyk. - I nie powiem, że nie liczyłem odrobinę na możliwość wysłuchiwania tych, absolutnie niepotrzebnych i bezużytecznych wiadomości. Cóż mogę rzecz? Lepiej, żebym to ja budził się gdzieś w środku nocy, gdy najdzie cię coś szalonego, niż ktoś o dużo mniejszej cierpliwości. Czyż nie wspaniały ze mnie altruista?
Szczerząc jeszcze przez chwilę zęby, sięgnął wreszcie do swojego ucha, w którym wisiał podobny, imitujący złoto kolczyk.
- Będziesz tak miła? - poprosił, nadstawiając się. - Zdaje się, że dostaliśmy wreszcie pozwolenie na powrót, sądząc po szalonym machaniu rekami, jakie odstawia moja droga siostra...
Shaoli zaiste machała do nich zamaszyście całymi ramionami od strony domu.
Foighidneach

Dom Śnienia Kamelii

370
POST POSTACI
Paria
- Tata nie strzela najlepiej - odpowiedziała niewinnie, jakby nie widziała niczego złego w tym, że Tobias von Darher miałby ostatecznie wściec się na Kamelio. Zerknęła na niego tylko z politowaniem, gdy nazwał się wątłym elfikiem, ale nie dała się sprowokować i wkręcić w pochwały.
Jeszcze, przynajmniej. Do momentu, w którym elf nie zażyczył sobie takiej pochwały otwarcie i bezpośrednio. Libeth uśmiechnęła się, tym samym psotnym uśmiechem, co zwykle, a potem uniosła na niego niezmiennie niewinne spojrzenie swoich dużych oczu.
- Dobrze więc. Głośno i wyraźnie oświadczam, że mimo braku majestatycznej brody i goblina, który dla ciebie pracuje, a także pomimo twojego podeszłego wieku, jesteś mężczyzną, którego pożądam najbardziej.
Przez chwilę wpatrywała się w te jego złote oczy, nawet nie do końca rejestrując fakt, że musnął palcami jej ucho, ale to nie był czas ani miejsce na cokolwiek więcej, niż ich standardowe, dwuznaczne przekomarzanki. Inna sprawa, że Paria nie była pewna, kiedy czas na to nadejdzie. Może i lubiła być w centrum uwagi i lubiła, gdy na nią patrzyli, ale w pewnych sytuacjach jednak preferowała prywatność. Absolutną prywatność, dzieloną z tylko jedną osobą i nikim więcej.
Wyjęła drugi kolczyk z pudełka i pomogła elfowi założyć go, tworząc nić telepatycznej komunikacji między ich dwójką, a słysząc kolejne jego słowa, zaśmiała się.
- Wspaniały - zgodziła się. - Wszyscy ci mniej cierpliwi na pewno byliby ci niezmiernie wdzięczni, gdyby tylko mieli pojęcie o twoim poświęceniu.
Zamknęła puste pudełko i wyprostowała się, podążając spojrzeniem za wzrokiem Kamelio, w kierunku rozentuzjazmowanej Shaoli.
- Możemy iść. Co tam się dzieje? - spytała, podnosząc się z trawy i gotowa ruszyć z powrotem do Domu.
Obrazek

Dom Śnienia Kamelii

371
POST BARDA
- Huh - wydał z siebie Kamelio, kiwając powoli i z niemal poważnym namysłem głową - A więc MA kuszę, którą mógłby do mnie strzelać. Odnotowane.
Co prawda tylko sobie z tego żartowali, ale niewykluczone, że Tobias naprawdę sięgnąłby i po tego rodzaju środki, gdyby dojść miało do "porwania" jego własnego dziecka sprzed ołtarza. Cóż by to dopiero był za widok! Z drugiej strony kto wie, czy za kuszę prędzej nie sięgnęłaby w takim wypadku Lydia. Próba zniszczenia jakiejkolwiek uroczystości, w której przygotowaniu brałaby udział, jak nic zadziałałaby na nią niczym płachta na byka.
Dobór słów Libeth, gdy ta składała swoją deklarację, rozbawił elfa na tyle, by tym razem nie móc odgrywać zbyt obruszonego.
- Jak zawsze okrutna. Nawet w komplementach - wytknął jej, lecz uśmiech, który wypłynął na jego twarz, był prawdopodobnie jednym z najcieplejszych, jakie można było u niego zobaczyć. Poza nią, a teraz pewnie i Shaoli, jedynie Efema i Mira miały przywilej spotykania się z tą wersją.
Wydając z siebie melodyjny pomruk, Kamelio odczekał, aż kolczyk wyląduje w jego uchu, a następnie, zamiast udzielić odpowiedzi na zadane pytanie na głos, stuknął lekko palcem w metalowe kółeczko. Libeth momentalnie przeszły lekkie ciarki, gdy usłyszała jego głos w swojej głowie jasno i wyraźnie:
Któż to wie naszą drogą Miję~?
Przyglądając się jej z głodną reakcji ciekawością, zapewne samemu zastanawiając się, jak dobrze działa jego podarek, chwycił za lutnię i idąc jej śladem, także podniósł się ze swojego miejsca na ziemi. Ponieważ dość świeżo mieli za sobą okres pór deszczowych, obecne popołudnia były wyjątkowo skwarne. Podnoszącą się raptownie temperaturę, mogli więc wyczuć nawet ukryci w cieniu drzew.
- Pani pozwoli? - tylko z sobie znanego powodu, Kamelio zaoferował jej swoje ramię, a następnie poprowadził ich w stronę domu.
Shaoli wyczekiwała ich przy wejściu, cała w skowronkach. Nic nie powiedziała, kiedy wreszcie do niej dołączyła. Jedynie otworzyła im drzwi do środka, gdzie zalegała dziwna, kompletna cisza. Zupełnie, jakby wszyscy Śniący rozpłynęli się w powietrzu. Tego samego wrażenia nie pomagała rozwiać okropna ciemność, która całunek okrywała wnętrze. Wszystkie okna musiały zostać szczelnie pozasłaniane. Jeśli Paria odczuła jakąkolwiek niepewność lub niepokój, nie trwał on jednak długo, ponieważ chwilę po tym, jak wkroczyli w mrok, z kilku stron sali kominkowej świsnęło, a wraz ze świstami, wszystko rozświetliły złote iskry. Sala raz jeszcze okazała się wypełniona przez Śniących oraz pozostałych, obecnych aktualnie pracowników Domu. Kilku z nich trzymało flakoniki, z których to pięknie sypały się iskry. Pozostali zaczęli gwizdać, klaskać i skandować imię Libeth, niczym typowy tłumek pod koniec koncertu. Z tą różnicą, że na ich ustach było jej faktyczne IMIĘ, nie artystyczny pseudonim.
- Dopiero po twoim spotkaniu z ojcem dowiedzieli się, komu zawdzięczają powrót Shao - mruknął jej na ucho Kamelio. - Jest to też nieco późne podziękowanie za wszystko, co dla nas do tej pory zrobiłaś - dodał już głośniej, uciszając nieco rozradowane grono.
Dwójka najmłodszych Śniących szybko ruszyła, żeby ponownie zacząć odsłaniać kurtyny, kiedy skry zaczęły słabnąć. Wtedy też Paria mogła dostrzec, że stoliki pozastawiano tacami z jedzeniem raz jeszcze. Tym razem nieco bardziej bogato - zapewne zasługą orczycy, która teraz podeszła do niej rozpromieniona, niosąc między swoimi wielkimi łapskami kolejne, drobne pudełeczko.
- Trochę to wykracza poza czyjekolwiek kompetencje oraz pozycje, ale jednomyślnie zgodziliśmy się to zignorować - kontynuował Kamelio, gdy Mija'Zga podawała jej pudełeczko. W środku była niewielka brosza z symbolem kamelii. Znak rozpoznawczy ich Domu i znak przynależności do Gildii Śnienia.
Foighidneach

Dom Śnienia Kamelii

372
POST POSTACI
Paria
Libeth podskoczyła w miejscu, unosząc zaskoczone spojrzenie na elfa, którego głos usłyszała w głowie. Zaśmiała się, a potem sięgnęła do własnego kolczyka i spróbowała przesłać swoją wiadomość, w odpowiedzi na słowa Kamelio. Nie wiedziała, czy to zadziała, skoro była mocno wyzuta z magii, ale tej miało być tylko odrobinę, prawda? Iskra, żeby przrkazac to, co miała do przekazania.
Mam nadzieję, że to będą słodkie ziemniaki.
Była dość jednostajna w swoich preferencjach, przynajmniej pod tym względem. Słodkie ziemniaczki Miji to był jeden z głównych powodów, dla których spędzała tyle czasu w Domu Śnienia - zawsze liczyła na to, że na jakieś się załapie.
Wsunęła rękę pod ramię Kamelio, a potem ruszyła razem z nim w stronę domu. Jej nastrój uległ znaczącej poprawie, nawet jeśli nie udało się jej to, co zakładała, że uda się teraz. Elf miał rację, mieli jeszcze mnóstwo czasu. Będzie próbować dalej, szukać odpowiedniego utworu albo pomocy w swojej magii, może Rdza będzie w stanie coś jej podpowiedzieć...? To nie był koniec świata. Wcześniej czy później elfka odzyska wspomnienia i Libeth mogła co najwyżej spróbować nie poddawać się rezygnacji.
Nie dało się ukryć, że po wejściu do ciemnego Domu poczuła lekki niepokój. Oślepione słońcem oczy nie były w stanie wystarczająco szybko przyzwyczaić się do mroku i wypatrzeć sylwetek zebranych, więc Paria zacisnęła mocniej dłoń na przedramieniu prowadzącego ją mężczyzny.
- Kamelio? - powiedziała cicho. - Coś się stało...
Na całe szczęście jej obawy zostały rozwiane równie szybko, jak się pojawiły. Gdy wybuchły złote rozbłyski, a śniący zaczęli skandować jej imię, bardka przez długą chwilę stała w miejscu, zbyt zszokowana, żeby choćby drgnąć. Patrzyła na iskry, na tak dobrze poznane przez ostatnie miesiące twarze starszych i młodszych, na tace z jedzeniem i próbowała ogarnąć umysłem całe to zamieszanie, jakie zostało zorganizowane ewidentnie na jej cześć. Oczywiście, że chciała zostać doceniona. Oczywiście, że chciała, żeby wszyscy się dowiedzieli, że to ona obudziła Shaoli, nawet jeśli prawda była bardziej skomplikowana. Ale w najśmielszych wyobrażeniach nie sądziła, że zrobią coś takiego! Libeth zaśmiała się i wolną rękę przycisnęła do klatki piersiowej, unosząc w końcu wzrok na Kamelio.
- Jesteście niepoważni! - powiedziała, ale nie była pewna, czy w ogóle ją usłyszał przez cały ten harmider.
Nie zdążyła powiedzieć dużo więcej, bo zaczęła zbliżać się Mija z kolejnym podarunkiem. I choć okazało się to nie być niczym poza symbolem przynależności do gildii, Parii na moment odebrało oddech. Ze wzrokiem wbitym w broszę, zacisnęła dłoń na materiale swojej jasnej bluzki, usiłując powstrzymać łzy wzruszenia cisnące się jej do oczu. Bezskutecznie, oczywiście. Od początku stanowiła przecież tylko pomoc. Tak to odbierała. Dawała coś od siebie, a oni w zamian uczyli ją posługiwania się magią. Teraz dotarło do niej, że przecież było zupełnie inaczej. Że przez cały ten czas stała się już integralną częścią Domu Śnienia. Że to dlatego czuła, iż przyszedł już czas na znalezienie domu w Taj'cah, a nie gdzieś indziej. Że to dlatego czuła się tu już tak swobodnie, tak dobrze. Może i nikt tego oficjalnie nie zatwierdził, ale czy istniała jakakolwiek oficjalna droga, gdy zarządczyni zniknęła i nie było jeszcze kolejnej?
Rzuciła się Miji na szyję i uścisnęła ją mocno, a potem wyciągnęła broszę z trzymanego przez nią pudełka i natychmiast przypięła ją do swojej bluzki.
- Dziękuję! Jesteście niemożliwi, kocham was! - powiedziała, nie ukrywając wzruszenia. - Nie spodziewałam się... Naprawdę się nie spodziewałam. Dziękuję.
Obróciła się do Kamelio i przytuliła się do niego, tym razem nie bawiąc się w żadne dwuznaczne przekomarzanki, a chcąc tylko w ten sposób wyrazić swoją nieopisaną radość i wdzięczność. Była członkinią gildii! Ale czy naprawdę powinno ją to tak dziwić? Zapracowała sobie na to z nawiązką!
- Dziękuję - powtórzyła ciszej, tak, że usłyszeli ją tylko ci stojący najbliżej. Rzadko brakowało jej słów tak bardzo, jak teraz. I trochę tylko żałowała, że ojca przy tym nie ma. Wydawało się jej, że byłby zadowolony, że znalazła dla siebie takie miejsce i takich ludzi, jak ci tutaj. Może nawet Kameliem by tak przez chwilę nie gardził.
Obrazek

Dom Śnienia Kamelii

373
POST BARDA
Pomimo braku dekoracji, których często oczekiwało się w przypadku tego typu niespodzianek, zdecydowanie trudno było narzekać na brak fanfar. Choć nie mieli zbyt wiele czasu na przygotowania, zwłaszcza jeśli chcieli zaskoczyć ją jeszcze tego samego dnia, zdołali nie tylko przygotować małą ucztę oraz instrumenty (najwyraźniej kilka innych osób, umiejących jakkolwiek grać, zobligowało się do zapewnienia im odpowiedniego klimatu), ale nawet poprzebierać się w bardziej wyszukane kreacje. Wyszukane na tyle, na ile wyszukane mogły być stroje osób niższego stanu. Wyjątek stanowili z oczywistych względów: Kamelio, Shaoli oraz musząca najpewniej aż dotąd uwijać się w kuchni Mija, sądząc po wciąż obecnych fartuchu obejmującym jej masywną postać.
Przytulona, orczyca o mało nie wybuchnęła po raz drugi tego dnia głośnym szlochem.
- Te dzisiejsze księżniczki! Tak szybko dorastają! - zaśmiała się mimo zdradziecko przeszklonych oczu, bardzo ostrożnie odwzajemniając uścisk i dla pewności robiąc to tylko jednym ramieniem, którym byłaby w stanie objąć jeszcze dwie Parie. Kto by pomyślał, że ktoś równie potężny, chętny do tłuczenia szkarad wychodzących podczas krwawych zaćmień z lasu, a ponadto mający za sobą przeszłość najemnika, będzie równie mięciutki w środeczku.
Kolejna fala gwizdów, oklasków, gratulacji i wszechstronnej wesołości poniosła się po sali. Ktoś głośno zarządził też strojenie instrumentów i otwieranie beczek, które specjalnie zostały przetoczone bliżej stolików. Zapewne po to, by również Miji jak raz pozwolić na nieco odpoczynku i prawdziwej zabawy.
- Widzisz? - odparł równie cicho, obejmując ją wokół pasa i przez chwilę przyciskając do siebie mocniej. - Właśnie dlatego nigdy nie powinnaś mieć żadnych wątpliwości.
Widząc to wszystko, słysząc to wszystko i doświadczając tego wszystkiego, Libeth nie mogła się dłużej dziwić mantrze, którą elf wytoczył jej w sadzie. Oto miała przed sobą jasny przykład tego, kim była i ile znaczyła dla osób, którym nie tylko pomagała, ale z którymi jadła, piła i współpracowała na różnych płaszczyznach dobrze od ponad trzech miesięcy.
- Rezerwuję pierwszy taniec z gwiazdą dnia! - wtem oświadczył głośno Ramirill, by dosłownie sekundę później wydać okrzyk zaskoczenia, gdy wyrastająca za nim dosłownie znikąd Zaira zdzieliła go laską w tył głowy. Wyglądało to przezabawnie, a to głównie dlatego, że stara zielarka była prawie o połowę niższa od swojego wnuka.
- Ja ci zaraz dam tańce! - fuknęła, grożąc laską. - Pozwoliłam na ten cały bajzel tylko dlatego, że obiecaliście nie zamęczać moich, WCIĄŻ DOCHODZĄCYCH DO SIEBIE pacjentek! Ostrzegam was! - tu potoczyła gromiącym wzrokiem po dosłownie każdym z osobna. - Niech tylko zobaczę, że ktoś namawia je do brykania dookoła!
- Nie powinnaś raczej martwić się o własne zdrowie, babciu? Kości już nie te. Oczy już nie ta. - zagadnął przesłodzonym tonem ciemnoskóry skryba, a następnie klasnął żywo w dłonie. - Co powiesz na to, żeby się położyć? Odprowadzę cię do-...
SMAK
Tym razem Ramirill wydał z siebie wysoki wizg, gdy kolejny cios laską uderzył tam, gdzie plecy kończą swą szlachetną nazwę, w pozostałych wzbudzając jedynie rozbawienie. Bardzo rzadko dało się zobaczyć jakiekolwiek interakcje między tą dwójką w murach Domu, więc było to coś odświeżającego.
- Przynajmniej nie padło na mnie -mruknął Kamelio, rzucając nieufne spojrzenie w stronę skryby, któremu Zaira właśnie suszyła głowę o to, aby przestał wmawiać jej starość. Cóż... Teoretycznie była już dość stara...
- SIOOOSTRZYCZKAAAAAA! - przebił się ponad rozgardiaszem ni to krzyk, ni to wycie, a wraz z nim potężny stukot łap.
Głos był aż nadto dobrze znany i lubiany, a mimo to wywołał niemożebnie dużo poruszenia, któremu towarzyszyły raczej zszokowane okrzyki oraz piski. Nic zresztą dziwnego, o czym Libeth mogła przekonać się, gdy tylko monstrualne psisko znalazło się w jej polu widzenia. Ten sam psi kształt, ten sam wzrost i to samo, białe spojrzenie oczy... Wszystko się zgadzało. Wszystko, poza faktem, że nagle stała się bardzo włochatym psem!
Spoiler:
- OBUDZIŁAŚ SIĘ! OBUDZIŁAŚ! OBUDZIŁAŚ!
Wywijała przez chwilę młynki i podskakiwała dziko, zmuszając kilka osób do szybkiego odsunięcia się, jeśli nie chcieli dostać jej ogonem niczym z bicza.
Foighidneach

Dom Śnienia Kamelii

374
POST POSTACI
Paria
Trzeba przyznać, że sporo czasu zajęło Parii przyzwyczajanie się do sposobu bycia Miji. Orczyca była od niej dwukrotnie większa, Libeth sięgała jej może pod pachę, a jednak zdolność do wzruszania się przy byle okazji to Mija przejawiała dużo większą. Skoro Libeth teraz miała łzy w oczach, czy kogokolwiek dziwiło, że miała je także ich zielonoskóra kucharka? Pochwycona przez nią bardka chyba na chwilę straciła kontakt z ziemią, ale nie przeszkadzało jej to. Zaśmiała się w reakcji na jej słowa i tylko opuściła wzrok na broszę gildii, która zdobiła teraz jej błękitną bluzkę.
Jej kreacji też nie można było nazwać wyszukaną. Rano przebrała się w swoje ubrania, ale ani nie sięgnęła po biżuterię, ani nic specjalnie strojnego. Nie przeszkadzało jej to jeszcze, choć można było zakładać, że gdy opadną emocje, zacznie zauważać, że jej strój niewystarczająco wyróżnia się spośród wszystkich pozostałych. Przynajmniej chusta z dzwoneczkami, zawiązana wokół bioder, stanowiłaby pewne urozmaicenie dość zwyczajnego ubioru, składającego się z wyjątkowo przeciętnych białych spodni i niebieskiej bluzki, ale w natłoku wrażeń jeszcze nie wpadła na to, żeby po nią pobiec. Zresztą, nie mogła ich teraz opuścić, skoro to wszystko zostało zorganizowane na jej cześć! Kogo obchodziły jakieś stroje!
Uśmiechnęła się do Ramirilla, gotowa ruszyć z nim w tan, kiedy tylko sobie tego zażyczy, ale mężczyzna szybko został sprowadzony do pionu przez swoją babkę. Zamiast tego więc Libeth wtuliła się bokiem w elfa i objęła go w pasie, skoro on też pozwolił sobie ją do siebie przyciągnąć. Oparła głowę o jego ramię, z rozbawieniem przyglądając się łajanemu skrybie. To, co powiedział, nie było zbyt mądre, więc nikt nawet nie pomyślał, żeby stanąć w jego obronie. Obserwowanie tej dwójki było zbyt dobrą rozrywką.
- Ja tam bym chętnie pobrykała - zaprotestowała tylko nieśmiało. To magii miała nie używać, a nie swoich nóg, prawda?
Zanim jednak zdążyła z kimkolwiek zatańczyć, do sali z rwetesem wpadło czworonożne uosobienie chaosu. Libeth początkowo też drgnęła, przestraszona nagłym hałasem, ale gdy dotarło do niej, kto jest jego źródłem, puściła Kamelia i obróciła się w kierunku nadbiegającej Efemy. Psina strasznie zarosła przez ostatnie dziesięć dni. Jak to było możliwe? Bardka wątpiła, by zaginiona starsza śniąca strzygła ją codziennie rano. Czy na dziewczynkę też miała wpływ jakaś dziwna magia? Zrezygnowała z zastanawiania się nad tym, zostawiając to dla przyszłej Parii, a sama kucnęła, wyciągając do dziewczynki ręce.
- Efema! Czekałam na ciebie!
Nie wiedziała nawet, za co powinna łapać, czy za głowę, czy za grzbiet, zresztą psina kręciła się wokół własnej osi i skakała z radości zbyt szybko, by Libeth była w stanie za nią nadążyć, ale tyle, ile była w stanie, tyle poklepała ją i pogłaskała po nowym, długim futrze.
- Zmieniłaś się, jak spałam - zauważyła tylko, drapiąc ją za uszami, gdy już się trochę opanowała. - No i pewnie, że się obudziłam. Kto by ci tak piłkę dobrze rzucał, jak ja, gdybym dłużej spała, hm? Obudziłam się ja i Shaoli, zobacz.
Wyciągnęła rękę w kierunku młodej elfki, wskazując ją Efemie, i zorientowała się, że dziewczyna może nie mieć pojęcia, czym jest to przerażające zwierzę, które właśnie wpadło jak huragan do sali.
- Nie przestrasz jej - poleciła cicho, a potem uśmiechnęła się do Shaoli. - To Efema. Może wyglądać groźnie, ale jest bardzo grzeczna. To ona przyprowadziła mnie do ciebie, to był jej pomysł, żeby po mnie pobiec - wyprostowała się i przesunęła spojrzeniem po zebranych. - Myślę, że jej też należą się podziękowania, hm? Nic nie wydarzyłoby się bez niej.
Obrazek

Dom Śnienia Kamelii

375
POST BARDA
Kamelio prychnął ostentacyjnie, z ciekawą satysfakcją na twarz przyglądając się sztorcowanemu przez Zairę mężczyźnie.
- Dopóki nie będziecie przesadzać i nie zaczniecie stawać na głowach, jestem pewien, że nie będzie się was aż tak czepiać - poinformował ją pocieszająco na ucho.
Kto wie, może w końcu będzie im dane zatańczyć wspólnie? O ile rzecz jasna elf w ogóle potrafił tańczyć. Z jednej strony wydawałoby się to dość logiczne, sądząc po tym, ile czasu spędzał na salonach, że o wcześniejszej karierze ulicznego zabawiaki nie wspominając. Z drugiej? Żaden z tych powodów nie musiał być wystarczający.
Pojawienie się Efemy w jej nowej, włochatej wersji, samo w sobie było niczym dodatkowa niespodzianka. Dziewczynka robiła dwa razy więcej zamieszania i potrafiła zwrócić na siebie dwa razy więcej uwagi, niż cała reszta Domu razem wzięta. Widząc wyciągane do niej ręce, momentalnie zaprzestała najdzikszych wariacji, by móc doskoczyć bliżej Parii i wcisnąć swój monstrualny łeb w jej brzuch. Jej sierść przypominała w dotyku końską grzywę.
- Efema też czekała! Czekała długo i była smutna! Kiedy nie czekała, kopała, żeby być mniej smutna! Bardzo dużo kopała! Pomagała! Czy siostrzyczka czuje się już lepiej? Nie będzie dłużej spać? Będzie się bawić??? Ursa mówił, że można mnie teraz czesać, jak prawdziwą dziewczynkę! - przymilając się i od czasu do czasu obwąchując dłonie Libeth zimnym nosem, zupełnie jakby upewniała się, że to aby na pewno ona, ani przez chwilę nie zaprzestała wywijania młynków ogonem, przy czym na boki chodził jej w euforii właściwie cały zad. Gdy jednak zwrócono jej uwagę na nowy nabytek w Domu, czy może przywrócenie mu tegoż, jej łeb ciekawsko przekręcił się we wskazanym kierunku.
Uszy, które kiedyś sterczały, zaś obecnie leżały oklapłe przy głowie, wykonały zabawny ruch, niczym w próbie uniesienia ich ponownie na sztorc. Ogon spowolnił do stopnia, który wydawał się niemalże nieśmiały. Może i był, sądząc po tym, jak ostrożnie wykręciła w miejscu, aby móc powoli zbliżyć się do wlepiającej w nią szeroko otwarte oczy Shaoli. Elfka wzdrygnęła się raz i przestąpiła niepewnie w miejscu, ale nie wykonała żadnego ruchu wstecz.
- Umm... - mruknęła niepewnie Shaoli, rozluźniając się na nowo dopiero wtedy, gdy zgodnie z sugestią rozbrzmiały nowe wiwaty oraz burze oklasków, a Mija zaczęła nakłaniać ją do pokazania Efemie swojej dłoni jako pierwszy krok do poznania się.
-Efema jest najlepsza! - wrzasnęło kilku młodych Śniących, którzy chętnie zaoferowali się do pomocy z wygłaskaniem na nowo rozanielonej atencją psiny. Kiedy i dłonie Shao powędrowały wreszcie odważnie do ciężkiej sierści i ciepłego cielska, niemal można było dostrzec gwiazdy w spojrzeniu, które posłała Libeth. Niczym dziecko, które po raz pierwszy miało w rękach szczeniaczka.
- No dalej, dalej! Muzyki! Piwa! Teraz mamy trzy gwiazdy wieczoru! Więc i za trzech należy wypić i zjeść! - krzyknął ktoś z tłumku, czemu od razu zawtórowała reszta sali.
- Czy wspomniałem już, jak dobrze wpływasz na morale w tym miejscu? - zagadnął Kamelio.
Niespodziankom jednak wciąż daleko było do końca.
- Na mą brodę! - rozbrzmiał tubalny głos Ursy, który wraz z niemal tuzinem innych mężczyzn wkroczył do sali. Jego zszokowane spojrzenie biegło od Parii do wciąż niemogącej się nacieszyć Efemą Shaoli.
Foighidneach

Wróć do „Stolica”