POST POSTACI
Paria
Kamelio mówiący dla odmiany z sensem, przekazujący konkretne informacje, z których wynikały kolejne konkretne informacje, był dla Parii miłą odmianą. Po klaryfikacji, jaką zapewniła chwilę temu starsza Śniąca, Libeth nie obawiała się już tego, co usłyszy, ani zobowiązań, jakie mogło jej to przynieść. Co prawda nie zgodziła się jeszcze na zaproponowany przez nich układ, ale nie dlatego, że nie zamierzała tego zrobić - po prostu musiała najpierw dowiedzieć się, czego od niej potencjalnie oczekują i dopiero na tej podstawie podjąć decyzję. Paria
Wszystko, co opowiadał elf, było jak zupełnie nowy świat, otwierający się przed nią powoli i zachęcająco wciągający ją do środka. Starała się zachowywać minę pozbawioną emocji, ale wszystko to było tak fascynujące, że jej oczy mimo najszczerszych chęci zachowania obojętności musiały błyszczeć zainteresowaniem. Od zawsze uwielbiała poznawać to, czego nie znała dotąd, a funkcjonowanie Domu Śnienia było czymś niesamowitym. Jeśli faktycznie mogła wziąć w tym udział, jeśli faktycznie mogła się przydać, a w zamian otrzymać szkolenie, za które inaczej musiałaby słono zapłacić... była bardziej niż skłonna się na to zgodzić. I choć z każdym kolejnym zdaniem elfa przychodziły jej do głowy kolejne trzy nowe pytania, założyła, że jeśli to wszystko dojdzie do skutku, będzie jeszcze miała czas dowiedzieć się więcej. Póki co to i tak była ogromna ilość informacji i Libeth potrzebowała czasu, żeby je wszystkie przetrawić.
- To brzmi... całkiem sensownie. Jeśli bym się zgodziła... - zaczęła powoli, w zamyśleniu przyglądając się trefnisiowi. Choć czy w ogóle powinna go tak nazywać, nawet w myślach? To była tylko maska, którą dosłownie i w przenośni przybrał na czas bankietu u baronowej. Instrument, który straciła, znacząco by pomógł w całym tym przedsięwzięciu. Przynajmniej nie musiałaby się przyzwyczajać do nowego. Coś znów zakłuło ją w sercu, gdy przypomniała sobie ten makabryczny widok, jeden z ostatnich, jakie miała przed oczami zanim wciągnęła elfa po schodach i straciła przytomność.
- Twoja lutnia połamała się przy wybuchu - poinformowała go cicho, starając się zrobić to delikatnie i zupełnie zapominając już, że przed chwilą zaczęła mówić coś innego. Nie wiedziała, jak bardzo był do niej przywiązany. Może nie zrobiło to na nim żadnego wrażenia? - Nie dałam rady jej pozbierać, zresztą nic by się już nie dało z nią zrobić. Przykro mi.
Jej myśli galopowały tak szybko, że sama za nimi nie nadążała. Myślała jednocześnie o śniących, ryzykujących życiem przy każdym śnieniu, o lutni, o swoim rzadko spotykanym talencie, o dłoniach Kamelio, o winie, które zaraz miała dostać. Potrząsnęła głową i wybudziła się z zamyślenia dopiero wtedy, gdy padło prawdziwe imię elfa. Odchyliła się do tyłu, opierając się na rękach za plecami i uśmiechnęła się lekko, w reakcji na zaskakujące zawstydzenie swojego rozmówcy.
- Nie jest szczególnie... elfie - zauważyła, choć nie było to nic odkrywczego. - Nie muszę go używać, nie pytam po to, żeby cię upokorzyć. Odkąd się obudziłam, nazwano cię trzema różnymi imionami. Sama nie wiedziałam, co mam o tym myśleć.
Milczała przez chwilę, nie odrywając wzroku od mężczyzny.
- A Steczko? - spytała jeszcze. Cóż, była zbyt ciekawska, żeby się powstrzymać. - I Kamelio? Czemu aż trzy?