Tawerna nad Czerwonym Stawem

1
Już z oddali słychać gwar, który panuje tutaj każdego wieczora. Czerwony Staw to wylęgarnia poetów, grajków czy też samozwańczych bardów. To właśnie tutaj pierwsze wyrazy uznania usłyszeli najwięksi artyści - doszło nawet do tego, że rekomendacja z nad Czerwonego Stawu jest cennym i wcale nie tak częstym nabytkiem. W noc każdej pełni tusza zbiera się i decyduje głośnymi toastami, czy występ im się podobał czy nie - jest to swego rodzaju prawo dżungli, nie zawsze umiejętności wokalne decydują o wygranej, najczęściej jest to umiejętność zaskarbienia sobie serca tłumu.
Sam przybytek to wielka, kamienna hala z otwartym tarasem na dachu. U góry załatwia się interesy, cieszy się smakiem najdroższych win i obserwuje panoramę miasta, na dole zaś jest bardzo tłoczno, ale nie na tyle, żeby przeszkadzało to średnio zamożnym mieszczanom w urządzaniu słynnych popijaw i tańców. Każdy znajdzie tu przestrzeń do zagrzania miejsca, nie prowadzi się jednak usług noclegowych ani towarzyskich
Nazwa przybytku wzięła się od hodowli wodnego chmielu, który gdy dojrzewa przyjmuję czerwoną barwę. Dobrze wszystkim znany krasnolud Zoltan, będący właścicielem podobno sam zbierał pierwsze szyszki by uwarzyć świetne, niepowtarzalne w swoim smaku piwo.



Isha

Słoneczny dzień przywiódł Cię, aż tutaj. Nie był to świadomy wybór, podążałaś za głosami i tłumem, który właśnie szedł w kierunku Czerwonego Stawu. Podobno dzisiaj rozpoczyna się turniej 4 bardów, chociaż nie jesteś pewna czy prostaczkowie mieli racje.
Na wejściu drogę zagradzali strażnicy - chyba pierwszy raz widziani tutaj, bo karczmarz z reguły sam garbował skórę tym, którzy rozrabiali. Nie zdziwiło Cię to jednak, bo byłaś tylko jedną z setek osób, które chciały wejść. Część odpuszczała i rozsiadała się dookoła budynku - podczas występów obowiązuje absolutna cisza, jak poinformowali was drablowie, więc pewnie i tutaj da się coś usłyszeć. Widziałaś, że ludzie wsuwają drobne monety w ręce strażników by wejść do środka.
Obróciłaś się bo ktoś Cię szturchnął - zobaczyłaś swojego starego przyjaciela, Fenricha, który zaśmiał się skrzekliwym głosem, a gdy stałaś w osłupieniu... po prostu przecisnął się pomiędzy strażnikami, rzucając jednemu coś do ucha.

Re: Tawerna nad Czerwonym Stawem

2
Tak dużo ludzi... Prawdziwe morze ludzi, całe ich masy, niezwykle tłoczno. Isha liczyła po cichu na spotkanie kogoś, na krótką pogawędkę. Takich tłumów się jednak wcale nie spodziewała. Tłum bywa męczący. To przeciskanie się, tłok, stanie w kolejce. Z drugiej jednak strony dawał on dziewczynie uczucie ukojenia. Świadomość bycia szarą myszką wśród ludzi, jedną z wielu, taką samą i nie do odróżnienia od reszty, zawsze była dla dziewczyny dobrą myślą. Gdy tylu ludzi dookoła, to nic jej chyba nie grozi. Nic się jej nie stanie. Może dlatego tak lubiła się uspołeczniać z ludźmi? Nie wiadomo. W każdym razie wśród innych osób Isha czuła się bezpiecznie.
Szła tak, próbując znaleźć się jak najbliżej. Nie stosowała zadnego szturchania, popychania ani chamstwa. Ona była kulturalna, więc pozwalała sobie co najwyżej na przeciśnięcie się nieco bliżej, gdy gdzieś w tłumie była jakaś, choćby najmniejsza wolna przestrzeń.
Aż wtedy... niczym grom z jasnego nieba, Fenrich.
Naprawdę wpadła w osłupienie.
-To niemożliwe. Umysł płata mi figle. On przecież nie żyje.
...
-Ale on naprawdę nie żyje. Nie ma innej opcji. Widziałam jak umierał. A poza tym, gdyby to był on, to by przystanął do mnie gdyby mnie zauważył, a nie tak uciekał.
...
Czy mieliście kiedyś złudzenie tak realistyczne, że wydawało się prawdą? W przypadku Ishy była to niewątpliwie jedna z takich chwil. Przez chwilę nawet myślała, że to naprawdę Fenrich. Dopiero do chwili do niej dotarło, że to tylko się jej zdaje.
Ale nie dawało jej to jednak spokoju. Musiała być pewna. Musiała to sprawdzić. Mimo, że była niemal całkowcie pewna, że tu nie było jej starego opiekuna, to i tak wolała się upewnić.
No i od tego momentu przeciskała się przez tłum szybciej i sprawniej, chcąc jak najszybciej dotrzeć do tego "Fenricha". Nawet przez przypadek kogoś tam mocniej trąciła, kogoś szturchnęła.
-Przepraszam bardzo - odpowiedziała niezwłocznie. Bo przecież była kulturalna, nie mogła sobie pozwolić na chamskie zachowanie. Od razu przepraszała, gdy tylko ktoś został przez nią, niechcący, mocniej pchnięty.
Przebywanie w tłumie wiązało się z wynikającym z wiadomych przyczyn brakiem komfortu. Półelfka starała się przeszkadzać innym jak najmniej.

Gdy tylko znalazła się przy samym wejściu, gdzie stali strażnicy, podeszła do nich gdy nadarzyła się taka okazja.
-Przepraszam, mogę wejść do środka? - zapytała jednego strażnika z uśmiechem.

Półelfka zawsze była taka miła i grzeczna: proszę, przepraszam, dziękuję. Ludzie zawsze lepiej patrzyli na miłe osoby. Taka kultura niosła ze sobą jej zdaniem same zalety. A poza tym, była przyzwyczajona do takiego zachowania i po prostu nie umiała inaczej.
Woah! Jestem małym zboczkiem. Gram postacią kobiety, ale w realu jestem facetem.

Nienawidzę wolności - zmusza do dokonywania wyboru. - Salvador Dali

Re: Tawerna nad Czerwonym Stawem

3
Złudzenie, czy też nie - ciężko było powiedzieć. Twój umysł racjonalnie zakwalifikował to jako zwidy, ale serce jak I oczy mówiły Ci coś całkowicie innego. Do głowy zaczęły wracać natychmiast wszelkie wspomnienia, jakby wciąż żyły własnym życiem, czekając na powrót w odpowiedniej chwili. Podświadomie czułaś, że... to jest on.

Ludzie do okoła mieli gdzieś Twoje przepraszam. Korzystali za to z łokci, kolan, mało delikatnych popchnięć I jeszcze mniej subtelnych przekleństw rzucanych na lewo I prawo. Podeszłaś do barczystego strażnika, który rzucił tylko w Twoją stronę chciwy uśmiech I bez pardonu zaproponował Ci przekupstwo. Płacisz - wchodzisz.

Re: Tawerna nad Czerwonym Stawem

4
Ci wszyscy ludzie zachowywali się jak prawdziwe bydło. Przynajmniej ona jedna była miła i kulturalna, zachowująca się z gracją i z pokorą, a nie jak dzikie zwierze. W końcu dobrnęła do strażnika.

Płacisz - wchodzisz? Nie, ona nie lubiła takich chciwych cwaniaków. Nie dostają żołdu ci strażnicy? Przecież powinni dostawać. Nie mogą być tacy chciwi. Isha nie lubiła chciwych ludzi. Zwłaszcza, że ona i tak nie miała przy sobie zbyt dużo pieniędzy. A już na pewno nie na tyle dużo, by przekupywać jakiegoś niedouczonego żołdaka. I tak pewnie jedzenie w środku będzie ją trochę kosztowało, a jeszcze później miała w planach zrobienie kilku zakupów.

Półelfka już się wycwani tak, że wejdzie i nie zapłaci. Nie będzie się zniżała do wręczania komuś łapówki. Użyje magii, żeby przejść dalej. Tak, to dobry pomysł. Po to jej były te wszystkie lata nauki i treningów. Znajomość czarów otwierała przed nią nowe możliwości, niedostępne dla innych. Isha bardzo nie lubiła się wyróżniać. Nie uważała siebie za lepszą od innych tylko dlatego, że miała świetnie wytrenowanych kilka magicznych sztuczek. Ale to, że owe sztuczki otwierały przed nią nowe możliwości, to fakt.

-Ale ja jestem biedna i jak wam zapłacę, to nie będę miała na jedzenie w środku... - powiedziała do strażnika.
W sumie nie wiadomo, po co to powiedziała. Czar by zadziałał i bez tego zdania. Ale może jednak to jakoś pomoże, że strażnik będzie mógł się do czegoś odnieść i na coś odpowiedzieć?

I teraz nadeszła ta najważniejsza chwila: rzucenie zaklęcia. Był to czar nieodpartej sugestii. Sprawował się on świetnie w takich sytuacjach. Miał bardzo dobre zastosowanie.
Isha jedynie pomyślała formułkę i wyzwoliła trochę many: dokładnie tyle ile było trzeba by osiągnąć zamierzony przez nią efekt, nie więcej ani nie mniej. Zaklęcia, które się rzucało tylko za pomocą myśli, bez żadnych słów ani gestów, miały tę zaletę, że nikt wokół zapewne nie był świadomy czaru, który tu się wyprawiał.
-Biedna dziewczyna. Chyba powinienem ją przepuścić. Choć raz zrobię coś z dobroci serca. - półelfka rzuciła czar, magicznie sugerując taką myśl strażnikowi. Zwykły żołdak, zapewne nie mający bladego pojęcia o magii i raczej nie potrafiący ani jej rozpoznać, ani się przed nią obronić, ulegnie zaklęciu czarodziejki bez żadnego problemu. Isha była tego pewna.
Woah! Jestem małym zboczkiem. Gram postacią kobiety, ale w realu jestem facetem.

Nienawidzę wolności - zmusza do dokonywania wyboru. - Salvador Dali

Re: Tawerna nad Czerwonym Stawem

5
Postąpiłaś zgodnie z planem i przeszłaś za linię strażników będąc już tylko kilka kroków od drewnianych drzwi prowadzących do środka tawerny. Odwróciłaś się z lekkim wyrzutem sumienia.. trochę to było jak powrót do starych czasów, gdzie byłaś gotowa kraść, a może nawet... zabić by tylko oszczędzić trochę grosza. Poddawana w wątpliwość moralność Twojej osoby zaczęła się zastanawiać, czy nie uczciwiej byłoby po prostu sypnąć monetą i wejść jak człowiek? Strażnik za Tobą podrapał się po głowie, co prawie wykorzystało kilka osób, ale za raz odzyskał trzezwość umysłu zdzielając jakiegoś chama solidnym sierpowym. Idąc dziarskim krokiem w stronę izby zobaczyłaś na dachu, na tarasie stojącego Fenricha. Popalał fajkę i rozmawiał z jakąś pstrokatą damą w masce, a gdy spotkaliście się oczyma kiwnął głową z wyrazem dezaprobaty, by zaraz cofnąć się w głąb balkonu, tak, że już go nie widziałaś.

Sala w środku była już w większości pełna, więc dosiadłaś się do ławy stojącej z ukosa, pod ścianą. Było trochę daleko, ale przynajmniej nic nie zakłócało Twojego pola widzenia. Schodów na taras pilnowało 2 strażników i jeden siedzący obok nich jegomość, oficer - zdawałoby się. Fenrich nie dawał Ci spokoju w myślach, naprawdę byłaś pewna gdzieś w głębi duszy, że to on. Ale po co miałby znikać i pokazywać się w środku miasta na jednym z turniejów bardowych... Podszedł do Ciebie Zoltan z dziewkami i rzucił kilkoma kurwami w ich stronę, żeby zaczęły się ruszać. - Co podać? Mamy dziś świetny wędzony ser i pchlone piwo!

Re: Tawerna nad Czerwonym Stawem

6
Isha była dobrą dziewczyną. Jednak te wyrzuty sumienia... Ale dlaczego się one pojawiły? Strażnicy i tak dostają swój żołd. Ona nie zrobiła niczego złego. Po prostu nie dała się wykorzystać, a oni nie powinni nadużywać swojej funkcji dla dodatkowych monet. A poza tym, i tak byli niemili.

Czy ja jestem zbyt bardzo wrażliwa? Może nie powinnam się aż tak przejmować? Różne sytuacje się przecież zdarzają i nie ma człowieka bez skazy, a im się ta moja mała sztuczka faktycznie należała. A może tylko siebie samą okłamuję? Próbuję zracjonalizować swój czyn, żeby tylko do mojego ego nie dotarło, że postąpiłam źle? Ale ja sama nie wiem, czy postąpiłam źle... Fenrich by mi powiedział, gdyby był ze mną. Ale on przecież nie żyje. W takich chwilach brakuje mi go najbardziej. - zamyśliła się.

Siedziała tak, aż przyszedł Zoltan, wyrywając ją z krainy myśli.
-Dzień dobry Zoltanie. Postanowiłeś dziś wprowadzić opłaty za wejście? - zagadała.
Głupia, nie pomyślała wcześniej, że dzisiaj wyjątkowo mogły zostać wprowadzone opłaty wejściowe. Wcześniej myślała, że ci strażnicy po prostu wyciągają pieniądze od ludzi. Że to najzwyklejsza w świecie łapówka. Dopiero teraz dotarło do niej, co zrobiła. Miał się odbyć ważny występ jakichś muzyków, a te opłaty za wejście to pewnie dla grajków, żeby i oni zarobili. Ale dotarło to do niej zbyt późno. Jak mogła popełnić taką pomyłkę?

Głupia Isha. Ale cóż, na szczęście świat się na tym jeszcze nie kończy. Najwyżej jakoś to zadośćuczynię. W ogóle bardzo dziwny dzisiaj dzień. - pomyślała sama o sobie.

Ale trzeba było coś zamówić. Po to tutaj przecież przyszła, żeby zjeść. I z tego powodu też krasnolud podszedł do niej - żeby przyjąć zamówienie.
-A więc poproszę dużą porcję tego wędzonego sera. Chciałabym spróbować tego specjału, ale też się najeść, bo głodna jestem. Ale piwa odmówię. Poproszę za to wino. I chciałabym zapalić fajkę. Mógłbyś, proszę, jakąś przynieść i nabić tytoniem o wiśniowym smaku?

Złożyła zamówienie. Siedziała dalej, patrząc w kierunku sceny i czekała, aż się zacznie występ. Była głodna. Zoltan jednak zaraz przyniesie jedzenie, więc półelfka się naje.

Popatrzyła, kto tam jeszcze siedzi obok niej przy tej ławie. Z pewnością będzie chciała wziąć udział w jakiejś pogawędce, zanim zaczną grać i póki jeszcze można rozmawiać. Kto tam w ogóle siedział? Jakie osoby?

Ale jeszcze się do żadnej rozmowy nie wtrącała. Nie odzywała się na razie do nikogo innego, niż do Zoltana. To by było bardzo niekulturalne, gdyby krasnoluda tak po prostu olała.

Ciągle myślała o Fenrichu. Wciąż jednak totalnie nie dowierzała temu, że go zobaczyła. Serce podpowiadało swoje, racjonalny umysł swoje. Bardziej jednak ufała umysłowi. Bo jak to tak? Nie dość, że jej opiekun od kilku lat nie żyje, to jeszcze tak nagle pojawia się w takiej gospodzie, zamiast przyjść od razu do domu? To wszystko wydawało się jej bardzo dziwne. Naprawdę nie dowierzała.

Czy jakaś dziwna siła zawładneła mym umysłem, że widzę to, czego nie ma? Czy może ja po prostu śnię? Dzieje się tutaj coś dziwnego. Trzeba będzie tego Fenricha odszukać, ale... najpierw zjem, mimo że nie daje mi to spokoju.

Odłożyła spotkanie z jej opiekunem na później. Bardziej chciała zaspokoić głód. Ale też się w głębi serca bała tego, co spotka. Jeśli Fenrich nie żyje, to w najlepszym wypadku zobaczy ducha. A z duchem to tak... Mimo, że Fenrich był dobry i nigdy by Ishy nie skrzywdził, to niezbyt komfortowo czuła się na myśl o spotkaniu z kimś, kto umarł.

Albo nieumarły albo moje zwidy. Nie ma innej opcji. - pomyślała.

Kochała Fenricha jak własnego ojca. Była dozgonnie wdzięczna mu za to wszystko, co dla niej zrobił. Ale mimo wszystko wciąż się obawiała ponownego spotkania z nim.

A jak jego tam nie ma i się tylko gorzko przekonam, że mam rację i to tylko moje złudzenie?

-Zoltanie, powiedz mi jeszcze jedno. Czy był tutaj taki człowiek? Bardzo stary, siwy, ale dobrze zbudowany, w czarodziejskiej szacie? Na pierwszy rzut oka widać, że mag i to nie byle jaki. Palił chyba fajkę, jeśli dobrze mi się wydaje. Widziałeś może kogoś takiego? Kto to jest?
Isha stwierdziła, że rozsądnym i wcale niegłupim wyjściem było spytanie Zoltana o tego kogoś, kto do złudzenia wydawał się jej Fenrichem.
Woah! Jestem małym zboczkiem. Gram postacią kobiety, ale w realu jestem facetem.

Nienawidzę wolności - zmusza do dokonywania wyboru. - Salvador Dali

Re: Tawerna nad Czerwonym Stawem

7
- A gdzieżby, toż to te paniątka opłacili tych oprychów.. Niby chamstwa nie będzie takiego, ale za to ile piwa się zmarnuje.. Co z tego, że płacą mi za to, ale toż mnie krew stu kurew zaleje gdy będę musiał to wylać.. - zaryczał w swoim stylu Zoltan klepiąc jedną z dziewek w biodro. -Spokojnie, spokojnie...[b/] - wtracił się ktoś z za Twoich pleców - ..będziesz mógł wylewać to ludziom do gardła. Ja nie pogardzę.. Masz dzisiaj piwo z tych pękających szyszek? Nigdzie od Mroźnych wód po orkowe fortece nie robią takiego piwa jak to.. Nawet ten czerwony chmiel to nie to samo. Przysiadł się do Ciebie rozbawiony sytuacją mężczyzna o blond włosach, zdawałoby się złotych. Nawet jego spojrzenie w jego oczach miało coś co kojarzyło się z.. -Moneta, jeszcze Ciebie mi brakowało tutaj. Startujesz dzisiaj? - postawił przed Tobą wędzony ser, jeszcze ciepły, delikatnie roztapiający się na drewnianym talerzu. Ty, patrz złoto-kurwa-usty, wina jej się zachciało. A Ci to checa. No dobra, nasz klient jak własny syn.. czy tam córka - zaśmiał się i poszedł w swoją stronę, przynosząc po chwili to o co prosiłaś i odbierając od Ciebie zapłatę. Nie mam czasu kochaniutka, później pogadamy, bo stary nie stary każdy chujek coś chce!

Cały czas jednak przyglądał Ci się Moneta. Chyba mu się spodobałaś.. tak Ci podpowiadała intuicja.

Re: Tawerna nad Czerwonym Stawem

8
Ishy zrobiło się nieco lżej, gdy usłyszała, że to nie ten krasnolud opłacił tych strażników miejskich. A fakt, że ich obecność niezbyt podobała się Zoltanowi, dodatkowo podniósł ją na duchu. Mimo wszystko zdawała sobie sprawę, że popełniła błąd.

No cóż, trudno. Należałoby dać tym strażnikom te pieniądze i ich przeprosić, bo szkodę wypada przecież naprawić. Ale tak po prostu podejść i walnąć im to prosto z mostu? Nie mam na tyle odwagi. Cóż, przepadło. I tak zarobią dzisiaj dużo. Nie potrzebują tej garstki monet, której im nie zapłaciłam. Następnym razem nie popełnię takiego błędu, a teraz cóż... trzeba żyć dalej.

Isha zamyślona zajadała się, popijając od czasu do czasu. Wędzony ser był przepyszną rzeczą na śniadanie. Do tego jeszcze dobre winko, by dopełnić smak sera i poprawić humor. Mimo, że Zoltan gdzieśtam przeklnął, to jednak dobry z niego był krasnolud. Ale teraz poszedł, a półelfka została sama ze swym obiadem, dobrym winem oraz przyglądającym się jej złotowłosym bardem. Chyba mu się podobała. Miała już wielu adoratorów, ale jak do tej pory, nie zaznała żadnej prawdziwej miłości. Postanowiła zagadać pierwsza. Nawet jak nie wyjdzie z tego żaden piękny romans, to przynajmniej oboje miło spędzą czas.

-Witaj. Jestem Isha. A tobie jak na imię? - zwróciła się do barda.

Fenrich zaś odszedł gdzieś na dalszy plan. Półelfka całkowicie już uwierzyła, że to wszystko tylko jej się wydaje. Słowa Zoltana dodatkowo ją w tym utwierdziły.

Więc wydawało by się, że mojego starego, dobrego opiekuna wcale tutaj nie ma. To mi się tylko wydaje. Ale jeszcze go potem poszukam, żeby się upewnić. Ale tymczasem, muszę chwytać chwilę, zjeść obiad, wypić wino i porozmawiać z tym złotowłosym młodzieńcem. - pomyślała.
Woah! Jestem małym zboczkiem. Gram postacią kobiety, ale w realu jestem facetem.

Nienawidzę wolności - zmusza do dokonywania wyboru. - Salvador Dali

Re: Tawerna nad Czerwonym Stawem

9
- Zwą mnie Moneta - powiedział odsłaniając chyba najpiękniejszy uśmiech jaki kiedykolwiek widziałaś. Zarzucił czupryną po czym wszedł na stół przed Tobą, wprawiając półmisek z serem w niezbyt bezpieczne dla niego chybotanie. - Zoltan, nalej czerwonego dla każdej z panien! - krzyknął tak, że głos w izbie umilkł i nawet przysypiający strażnik stanął na baczność. Krasnolud odwrócił się i wykonał piękny gest kryjąc wzrok pełen zażenowania w swoich dłoniach. Potem machnął dłonią burcząc, że wszystko mu jedno i poszedł po beczułkę. - A dla tej tutaj.. - wskazał na Ciebie -Dodaj trochę miodu z Grenefod.

Sprawa była zaskakująca, ale ten koleś najwyraźniej robił to wszystko dla Ciebie. Widać, że czul się pewnie skupiając na sobie uwagę, nie przeszkadzały mu nawet spojrzenia innych bardów przesiadujących w innych częściach sali. Chwycił lutnię i melodyjnym głosem zalał całą salę... nie potrafiłaś wyłapać słów z szoku, ale wiedziałaś że były piękne, a on sam... jeszcze piękniejszy. Przeskoczył z nogi na nogę, klęknął na jedno kolano przed Tobą, pociągnął za dłoń, tak abyś dotknęła strun jego lutni. Wibrująca struna sprawiła, że każdy włos na Twojej skórze stanął dęba a źrenice lekko rozszerzyły się poprawiając efekt wypitego alkoholu. Delikatnym ruchem dłoni w górę i w dół zahaczał palcami śpiewając do rytmu. Wyciągnął z rękawa różę o złotym kwiecie, przyjęłaś mimowolnie ją w dłoń, a kwiat położył się rozłożyście i nawet kolce Ci nie przeszkadzały. Pieśń niosła się teraz żywiej, a Moneta tańczył wśród zebranych śpiewając. Ci zaczęli wesoło tupać i uderzać w stoły do rytmu rzucając słowa refrenu. Ze snu wyrwał Cię Zoltan, który zaczął kurwić na swój sposób Czas na tany i koncerty przyjdzie później, teraz lać mi trunki do dzioba Moneta! - uścisnęli się na środku szczerze uśmiechając. Izba przyjęła ciepło popisy barda, bo większość śmiała się w głos i pohukiwała brzdąknięcia lutni - każdy na swój sposób. Złapałaś się, że wąchałaś różę, a jej zapach był dla Ciebie dziwny.. jakby migdałowy.
Jeszcze nie spróbowałaś wina z miodem z Grenefod? Musisz spróbować, miód z tamtejszej pasieki daje mnóstwo energii i sił witalnych, dla mnie to najlepszy afrodyzjak. - miał coś cwaniackiego w swoim głosie i był pewien siebie, nie byłaś pewna czy reklamuje siebie czy wino.. ale i tak chciałaś go słuchać. Spojrzałaś na dzban, zanim miałabyś rozważyć jego wypicie.. i nagle zobaczyłaś na nim symbol, którego często używał Fenrich zamiast podpisu... Czyżby to był jakiś sen..? przeszło Ci przez myśl, a wpatrujący się w Ciebie bard wcale nie ułatwiał pozbierania się do kupy.

Re: Tawerna nad Czerwonym Stawem

10
Moneta tańczył i śpiewał. I to wszysko dla Ishy. Czuła się bardzo nieswojo. Była trochę zawstydzona. Zrobiła się trochę czerwona na twarzy, po czym od razu się uśmiechnęło. Nie potrafiła powiedzieć czy to bardziej dlatego, że Moneta jej się podobał czy też dlatego, że chciała ukryć swoje zapeszenie. A chciała je ukryć, bo trochę głupio jej przecież było tak okazywać, że jest zawstydzona. I on tak grał, a ona się czuła wspaniale. Najlepiej od jakiegoś czasu. Bard był cwaniakiem, ale Isha nie miała nic przeciwko temu - zwłaszcza, że miał on w sobie tą charyzmę. Czuła się w centrum jego uwagi, niczym jego osobista gwiazda. Dawno się tak nie czuła. No, odkąd Fenrich odszedł, w ogóle już nie miała takich chwil.
I ten młodzieniec wręczył jej kwiat. Wtedy Isha zarumieniła się i otworzyła szeroko usta. Dziewczyna znalazła się w pełni szczęścia. Dawniej miała wielu adoratorów i czasem nawet miała dobre relacje z niektórymi młodzieńcami, ale odkąd jej opiekun umarł, przestała się z nimi spotykać i poświęciła się głównie nauce magii. Miło było teraz do tego wrócić. Isha była bardzo radosna i rozmarzona. Wpatrywała się swymi pięknymi oczami raz to na kwiat, a raz na pięknego młodzieńca. Nie była tego jeszcze do końca pewna, ale... czyżby się zakochała? Cóż, Moneta z pewnością ją zauroczył. Podobał się jej. Tak samo zresztą, jak i ona jemu. Słuchała jego gry z zapartym tchem. Był świetnym bardem. Miał to coś. A gdy tylko skończył, zaczęła z entuzjazmem bić brawo. Kawał dobrej muzyki, zagrany przez czarującego młodzieńca.

-Pięknie. - pochwaliła Monetę. Był to komplement prosto z serca. Moneta grał po prostu wspaniale.
-Chciałabym jeszcze usłyszeć twoją grę. Kiedy będziesz grał na scenie? - zapytała.

*No i ta róża... piękna... wspaniały gest. Ach, i jeszcze ten zapach... Mmmm...* - pomyślała, wąchając kwiatka.

-Jeszcze nie próbowałam. Ale chętnie skosztuję. - powiedziała. Ale jeszcze nie spróbowala. Ledwo przechyliła dzban do ust, a ujrzała pieczęć Fenricha. No przecież staruszek nie mówił nigdy, że ma swój własny biznes pszczelarski. Najpierw wydawało jej się, że widzi swojego martwego już opiekuna, a teraz ta pieczęć...

Nie, to niemożliwe. Ja muszę śnić. Ale poza tym, to wszystko takie realne. Czy to sen tak realny, że wydaje się prawdą? Czy może prawda tak nierealna, że wydaje się snem? Sama już nie wiem. Nie wiem, czy śnię czy nie. To wszystko jest takie dziwne. Niepokoi mnie to. Niepokoję się, gdyż nie wiem, o co tutaj tak naprawdę chodzi. Równie dobrze może to mieć jakiś związek z magią. No ale nie wiem w ogóle jak to rozpoznać i zbadać. Jestem dopiero początkującą czarodziejką. Mogłabym się uszczypnąć albo coś, to bym się obudziła, jeśli to jest sen. No ale fajnie jest tutaj. Piękna muzyka, towarzystwo, jedzenie. Podoba mi się. No, jeśli to jest sen, to niech trwa. A jeśli to nie jest sen, to może się wkrótce przekonam, o co tutaj chodzi. W każdym razie, jeśli jest fajnie, to niech to trwa, mimo że dzieją się tu dziwne rzeczy. Ale chyba to wszystko musi mi się wydawać. Nie mam bardziej prawdopodobnego wytłumaczenia, niż moje urojenia. Ale skąd one się wzięły? Nigdy wcześniej ich przecież nie miałam. A teraz coraz bardziej mi się zaczyna wydawać, że to wszystko jest nierealne.

Isha zamyśliła się. Odkąd tylko zobaczyła ten symbol na dzbanie, tą pieczęć jej opiekuna, już tylko bujała w obłokach.
Woah! Jestem małym zboczkiem. Gram postacią kobiety, ale w realu jestem facetem.

Nienawidzę wolności - zmusza do dokonywania wyboru. - Salvador Dali

Re: Tawerna nad Czerwonym Stawem

11
Sugestia, żebyś wypiła dzban zadziałała bardzo mocno. W chwili gdy zaczęłaś przechylać napitek wiedziałaś, że to wszystko to starannie uknuta iluzja, która rozpraszała się z każdym kolejnym łykiem... Róża zamieniła się w rulonik pergaminu, który nabazgrałaś kilka lat temu dla staruszka. To ten sam pergamin... który ściskał zawsze w dłoniach gdy się źle czuł.. Traktował mnie jak córkę... Odchodził z tym pergaminem na tamten świat.. - myśli goniły napędzane siłą czyjejś woli, która sprawiała, że już tylko ostatnie krople pozostały do wysączenia. Moneta zamienił się w Jarzębia - postać w którą często zamieniał się Fenrich chcąc uniknąć postronnych spojrzeń. Jak mogłaś być tak głupia i nie dostrzec podobieństw... jak mogłaś wypić ten napitek i nie rozpoznać iluzji. Moneta a raczej Jarząb ukłuł Cię czymś w palec i... krążyłaś w strugach miodu, w wielkiej drewnianej kadzi, która przelewała się na lewo, to na prawo, a staruszek machał do okoła wielką drewnianą łychą, wrzucając Twoje nagie kopie, jedną, po drugiej. Widziałaś każdą i.. z każdej siebie odpływając...


- Wybacz mi... musiałem upozorować to wszystko... - usłyszałaś dobrze znany Ci głos, nie widząc za wiele po za końcem bólu, gdzieś tam, gdzie Fenrich przytrzymywał jeden ze swoich zielnych okładów. Znalazłaś się w niebezpieczeństwie, musiałem Cię chronić. Tak jak moje życie legło w gruzach z dnia na dzień.. tak samo zmieniło się Twoje.. Nigdy nie wrócisz już do swojego mieszkania.. pewnie już tam są. Jeden z moich braci w niedoli narażał życię, żeby podświadomie skierować Cię do Czerwonego Stawu... Niewiele zostało mu z jego dawnego talentu, ale udało się. Jesteśmy w murach pod Czerwonym Stawem, te pijackie zielsko ma jedną cudowną właściwość, uniemożliwia magiczne skanowanie, więc nikt nas tutaj nie znajdzie. - Serce zaczęło Ci mocniej bić, a świadomość biła się z tym co wiedziałaś, planowałaś...

Re: Tawerna nad Czerwonym Stawem

12
W głowie Ishy plątała się masa myśli. Gdy garniec miodu zamienił się w pergamin, dziewczyna poczuła się zdziwiona. Tak, jakby do jej drzwi tak po prostu zapukał starożytny smok i wręczył jej prezent. Było to rzeczywiście niesłychane. Nie spodziewała się tego. Cała sytuacja na początku niemal wyrwała ją z butów. Nie do wiary. Ale z drugiej strony półelfka czuła ogromną radość. Kochała Fenricha. Ten ją traktował jak córkę, a ona jego jak własnego ojca. Był dla Ishy jedyną kochającą osobą. Nie miała nikogo bliższego. Prawdę mówiąc, tylko on był dla dziewczyny prawdziwie bliski. Gdy początkowe zdziwienie minęło, Isha była niezmiernie szczęśliwa. Stracić najdroższą osobę, a potem po latach cudownie odzyskać? Nie sposób opisać jej radość. Z oczu czarodziejki poplynęło kilka łez szczęścia. Miała ochotę gorąco go uściskać. Ale cóż... nie zrobiła tego. Słuchała uważnie, co mówił.

W głębi serca już od samego początku czuła, że to naprawdę był jej przybrany ojciec. Ale jej ścisły, racjonalny umysł odrzucał tą myśl. Cóż, Isha zawsze taka była. Fenrich zawsze ją uczył, by słuchać serca. Była to jednak jedna z niewielu rzeczy, w których się ze staruszkiem nie zgadzała. Czytała swego czasu dużo filozoficznych książek i większość z jej ulubionych myślicieli gloryfikowała umysł, stawiając go ponad serce. Isha zgadzała się z tymi poglądami. Zawsze musiała wszystko poznać, zbadać, zakwestionować, zapytać "co by było, gdyby..." oraz "dlaczego jest tak, a nie inaczej...". Zawsze wydawało jej się to najlepszym podejściem. Idealnie pasowało do jej dociekliwości i ambicji. Ale cóż, tym razem jednak serce miało rację.

-Ale nic mi nie powiedziałeś... - zaczęła.
-Czy to po to, bym się nie martwiła? Bym mogła spać spokojnie? - Isha miała głębokie poczucie autorytetu względem jej przybranego ojca. Cokolwiek on mówił lub robił, było jej zdaniem dobre. Mimo, że była totalnie zaskoczona jego nagłym pojawieniem się, stwierdziła, iż musiał mieć bardzo poważny powód by tak postąpić.
-Tylko wytłumacz mi wszystko. - powiedziała. Fenrich rzadko miał tajemnice przed swoją wychowanką. Dziewczyna pragnęła i w tym przypadku być o wszystkim poinformowana.

Zastygła na chwilę, gapiąc sie na pergamin, który pojawił się w jej dłoni. Napawił on ją nostalgią.
-Ale kto mógłby chcieć mnie zabić? Kogo ja mogłam zdenerwować? Co się dzieje? - zapytała z nutką niedowierzania.

Przypomniała sobie, że zostawiła w domu swój pas w którym miała mikstury oraz rapier. Była czarodziejką. Jej bronią była magia, więc miecz nie był dużą stratą. Mimo wszystko czuła się jednak pewniej mając jakieś ostrze przy boku. Ot, na wypadek gdyby skończyła się jej mana. A poza tym, mikstury zawsze były niezwykle przydatne. Nie chciała jednak mówić o tym Fenrichowi teraz. Niech przybrany ojciec najpierw wypowie się w pozostałych kwestiach. Po kolei... Nie ma sensu zasypywać go od razu wszystkimi pytaniami.

Uczucie strachu przed tym co nastąpi, przed opuszczeniem domu, przed tym że ktoś chce ją skrzywdzić i ogólnie przed nieznanym, mieszało się z radością spowodowaną faktem, że Fenrich nagle cudownie się pojawił i wrócił do niej. Cudownie było znowu go spotkać. A wszyscy myśleli, że on nie żyje. Doskonale upozorował własną śmierć.
-Ale jedno, to ci, tato, trzeba przyznać. Cokolwiek ty zrobisz, to zawsze wyjdzie idealnie. - wyprawiła mu szczery komplement.

*Jarząb... I pomyśleć, że ja sama nigdy nie opanowałam sztuki przemiany w żadne zwierzę.* - pomyślała mimochodem sama do siebie.
Woah! Jestem małym zboczkiem. Gram postacią kobiety, ale w realu jestem facetem.

Nienawidzę wolności - zmusza do dokonywania wyboru. - Salvador Dali

Tawerna nad Czerwonym Stawem

13
POST BARDA
Przeskok Stąd

Tymczasem wreszcie stanęły w progu Czerwonego Stawu, który, mimo iż nie tak głośny, jak zazwyczaj, wciąż oblegany był wewnątrz w prawidłowej ilości. Jeden z bywalców, który akurat opuszczał przybytek, przystanął w wejściu i po krótkim obrzuceniu zaintrygowanym spojrzeniem kompletnie niepasującej do siebie parze kobiet, uśmiechnął się doń półpełnym w uzębienie uśmiechem, a następnie odsunął na bok, uprzejmie przytrzymując im drzwi. Nieco chwiał się przy tym na boki we własnych butach.
Cendan nie wyglądała, jakby była pod nadmiernym wrażeniem. Prawdę powiedziawszy, sprawiała raczej wrażenie kogoś, kto właśnie głęboko zastanawiał się nad opcją odwrotu.

Znajomy karczmarz stojący za szynkwasem, nie rozpoznał kobiet od wejścia. Nieobecnym wzrokiem błądził po własnych dłoniach, wycierających wciąć i wciąż ten sam kufel.
Foighidneach

Tawerna nad Czerwonym Stawem

14
POST POSTACI
Paria
Celestio wulgarny? Libeth uniosła na Lorę zaskoczone spojrzenie, ale nic nie powiedziała. Nie potrafiła sobie wyobrazić barda w innej wersji, niż w tej, w której znała go najlepiej - wystrojonego bawidamka, który nawet gdy Paria doprowadzała go do granic cierpliwości, nie rezygnował z pewnych zasad uprzejmości. Z drugiej strony, ona też przy nim tego nie robiła. Z pewnością każde z nich miało jakąś część siebie, której to drugie nie znało. I gdyby teraz sytuacja była mniej napięta, Libeth byłaby całkiem rozbawiona myślą o miotającym się i rzucającym mięsem muzyku.
- Ostatnie wydarzenia na nas wszystkich odcisnęły piętno - odezwała się jednak, dochodząc do wniosku, że ta wersja Parii, jaką prezentowała kobiecie, usprawiedliwiłaby swojego ukochanego. - Z pewnością jak to wszystko się rozwiąże, do Celestio dotrze jak się zachował i przeprosi panią za swoje niestosowne zachowania. Pod wpływem emocji robi się i mówi bardzo wiele rzeczy, których później się żałuje. Proszę nie mieć do niego żalu.
Pierdolenie. Nie sądziła, by bard zamierzał przepraszać Lady Cendan za cokolwiek. Gdzieś z tyłu jej głowy błysnęła mała iskierka satysfakcji, gdy dotarło do niej, że Celestio na pewno wiedział, jakie oczekiwania ma względem Parii starsza szlachcianka i że był on tylko tymczasowym zakładnikiem, by to ją - nie jego - zatrudnić na stałe na dworze. Och, ależ go to musiało zżerać od środka.

Nieważne, co o Czerwonym Stawie sądziła jej przymusowa towarzyszka. Libeth było pod tym względem zupełnie wszystko jedno.
- Mh, towarzystwo nie wygląda przyjemnie - skomentowała jednak cicho, gdy już zostały uprzejmie wpuszczone do środka i przeszły nieco głębiej. - Więcej ciszy będziemy miały na górze, w moim pokoju. Tam nikt nie będzie nam przeszkadzał; będę mogła na spokojnie przeczytać kontrakt, a pani szczegółowo przedstawić mi swoje oczekiwania. Wezmę klucz.
Ruszyła zdecydowanym krokiem w stronę baru. Nie zdziwiło jej to, że nie została rozpoznana - nie bez powodu śniące poowijały ją w te wszystkie chusty i przemalowały jej oczy w dziwny kształt. Oparła się o kontuar, pochylając do przodu i zwracając na siebie uwagę karczmarza.
- Gerard, to ja - odezwała się do niego, a jeśli nie zrozumiał, dodała ciszej: - Paria.
Nieznacznym spojrzeniem z ukosa wskazała na niepotrafiącą się odnaleźć w tym tym miejscu Lady Cendan. Mężczyzna za barem powinien wszystko wiedzieć - w końcu według tego, co mówił Kamelio, Ursa się z nim dogadał. Wyciągnęła rękę w jego stronę.
- Daj mi proszę klucz do pokoju.
Gdy już go miała, gestem zaprosiła szlachciankę do podążania za nią po schodach na górę.
Obrazek

Tawerna nad Czerwonym Stawem

15
POST BARDA
- Kochana - zwróciła się do niej Cendan na wydechu. - Chcesz mi powiedzieć, że dotąd marnowałaś swój talent na TEGO TYPU miejsca?!
Rozglądając się po karczmie szeroko otwartymi ze zdumienia oczyma, Lora wyglądała, jakby właśnie przeżywała wewnętrzny szok kulturowy. Nie było mowy, żeby kobieta jej statusu oraz przekonań, kiedykolwiek w swoim doczesnym życiu przekroczyła prób podobnego przybytku. Jej dyskomfort oraz zdegustowanie były bardziej niż ewidentne, choć wzrok zdawał się jednocześnie pożądliwie chłonąć każdy, najdrobniejszy szczegół - zapewne po to, by mieć później co opowiadać i na co utyskiwać.
-Tak, tak... Oczywiście. Bardzo dobrze, byle szybko, jeśli byś mogła - zgodziła się zaskakująco prędko i sprawnie na propozycję, zapewne samej chcąc jak najszybciej opuścić pełną spoconych mężczyzn oraz pachnącą mieszaniną alkoholi, tytoniu i morskiej soli sień. Sama jednak nie paliła się tym razem, aby jej towarzyszyć i wbrew ewidentnej niechęci, wypuściła ramię Parii ze swoich harpich objęć. Najwyraźniej czuła się bezpieczniej, mogąc stać blisko drzwi, którymi w razie wypadku była w stanie się ewakuować. Czego jednak się obawiała? Tego, że najbliżsi bywalcy nagle rzucą się na nią, jak na kawał soczystego mięsa? To mięso od dawna było zbyt żylaste jak na gusta większości! Być może tego, że zostanie obrabowana? Archipelagu nie nawiedzały jakieś szczególne fale złodziejstwa od wielu, wielu lat, ale wyobraźnia przeciętnego przedstawiciela burżuazji z pewnością przedstawiała zupełnie inny obraz świata poza ich własnym, małym światkiem.

Oberżysta nerwowo uniósł głowę, gotów przyjąć zamówienie od kolejnego klienta, czy raczej klientki, ukrytej tym razem za bogatą woalką na twarzy. Dopiero gdy ta ujawniła mu swoją tożsamość, o mało nie wypuścił z dłoni kufla, który to tak namiętnie dotąd pucował.
- W coś ty się, na jaja Ula, wpakowała, ehh? - syknął, odstawiając szkło i sięgając pod szynkwas, skąd zaraz wygrzebał przygotowany wcześniej klucz. Z mieszaniną irytacji i strapienia na twarzy, położył go na ladzie i przesunął w jej kierunku. - Wszyscy będziecie mi cholernie dużo winni, kiedy już jakimś cudem się z tego wykręcisz. Wszędzie w mieście wiszą podobizny z twoją twarzą! Twoją i tego cholernego Celestio - przestrzegł pospiesznie. - Masz diabelne szczęście, że nie zrobili z tego listów gończych! Choć nagroda i tak została przewidziana za informacje o waszym pobycie.
Była to względnie nowa informacja i oznaczała tyle, że Cendan musiała pociągnąć za sporo sznurków, skoro tak szybko zaczęto ich oficjalnie poszukiwać. A pamiętać należy, że królestwo wciąż miało na głowie walkę z licznymi efektami Zaćmienia, które skończyło się raptem parę dni wstecz.
Wzdychając ciężko, Gerard odprawił Libeth machnięciem szmaty, którą wciąż ściskał w garści. Gdy ta jednak zbliżyła się z powrotem do miejsca, w którym zostawiła Cendan, stara szlachcianka znajdowała się już o dziwo pod czyimś ostrzałem.
Muskularny, starszy marynarz z imponującą brodą zakończoną warkoczykiem i jeszcze bardziej imponującymi, szerokimi ramionami, opierał się właśnie o poręcz balustrady przy schodach i uśmiechał zuchwale do szlachcianki. Ta z kolei otwarcie łypała na niego zza przysłaniającego dolną część jej twarzy wachlarza. Palce kobiety ściskały delikatną rączkę przedmiotu na tyle mocno, by jej i tak blade knykcie przybrały wręcz trupi kolor, uwydatniając żyły.
- Ko-...! - zacięła się na moment Cendan, zanim złapała dostatecznie głęboki wdech, by kontynuować. Nadęła się przy tym, niczym wielka ropucha. - Kogo niby nazywasz "swoją przepióreczką", prostaku?! - nastroszyła się.
Foighidneach
ODPOWIEDZ

Wróć do „Stolica”