Dzielnica Portowa

301
POST BARDA
Ojciec skinął głową, zgadzając się na jej plan, a potem został sam w towarzystwie Victora. Być może wykorzystają ten czas, by bez stresu lepiej się poznać, a może Franz zada mężczyźnie więcej niewygodnych pytań i biedny najemnik będzie musiał radzić sobie z sytuacją trudniejszą, niż połowa jego zleceń. Agnes jednak nie miała głowy do przejmowania się ich kształtującą się znajomością, bo musiała zająć się czymś zupełnie innym.

Ludzie odwracali się za nią, gdy przechodziła w kierunku pochylni, na których ustawione były statki. Niektóre twarze były lekko uśmiechnięte, inne sfrustrowane i nawet lekko niezadowolone, choć nie wiadomo z czego te emocje wynikały - z opóźnienia ceremonii, czy tego, kim była Reimann i czym się zajmowała. Wśród tłumu widziała robotników, których kojarzyła już z dni, w które odwiedzała i nadzorowała konstrukcję; było tu też kilkunastu marynarzy, jacy wśród wielu innych mieli stać się załogą tych okrętów, a także lepiej ubrani ludzie i nieludzie, ewidentnie z ramienia Syndykatu, tak samo jak Travan Tollet, czy krasnolud, o którym wspominał Sehlean. Elf z kolei stał niemal przy samym mechanizmie, u boku Tolleta, z ustami rozciągniętymi w dumnym uśmiechu, jakby to on był odpowiedzialny za projekty, budowę, albo i samą Agnes. To mogło być równie miłe, co irytujące - zależało to w pełni od nastawienia rudowłosej kobiety.

Gdy znalazła się bliżej, Travan powstrzymał się od komentarza dotyczącego jej spóźnienia, choć widziała, że dużo go to kosztowało. Zamiast tego gestem wskazał jej miejsce obok siebie na podwyższeniu i zwrócił się do wszystkich tu zebranych.
- Utopia i Arkadia za chwilę znajdą się w morzu, a przyczyni się do tego własnoręcznie nie kto inny, jak Agnes Reimann, inżynier odpowiedzialna za projekt obu tych statków - przez zebrane tu towarzystwo przebiegła fala zniecierpliwionych oklasków. Jakkolwiek by jej nie lubili, wodowanie zawsze było efektownym wydarzeniem i przyciągało nie tylko ludzi bezpośrednio w to zaangażowanych. Mieszkańcy dzielnicy też zbierali się przy wyjściu z zaułków i w oknach okolicznych kamienic, zaciekawieni. Każdy chciał zobaczyć, jak świeży, nietknięty jeszcze przez słone fale okręt chybotliwie ląduje w morzu.
Nietrudno było jednak wyłapać fakt, że kilkanaście osób nie klaskało. Większa grupka, zebrana po lewej stronie głównego zbiorowiska, obserwowało całe zajście z niesmakiem.
- Za dwa dni statki wypłyną na Kattok, razem z dużą grupą pracowników wyznaczonych do tego, by przywrócić wyspie dawną świetność. Dzisiejsze wydarzenie jest zaledwie początkiem wielkich zmian.
Kolejne oklaski, kilka radosnych okrzyków, kilka mniej radosnych. Viti'ghrin zmarszczył brwi i prawie nieznacznie skinął głową, by momentalnie jego ludzie zaczęli przepychać się w kierunku tych, którzy jeszcze dobrze nie zaczęli robić burdy.
- Proszę, panno Reimann - Travan cofnął się o krok, dając jej możliwość przejścia do dźwigni zwalniającej bramy pochylni.
Obrazek

Dzielnica Portowa

302
POST POSTACI
Agnes Reimann
Ludzie, nieludzie stali w małym tłumie i rozstępowali się przed nią, gdy szła w stronę mechanizmu. Widziała uśmiechy i niezadowolone spojrzenia mogące być jednocześnie poirytowaniem spowodowanym jej spóźnieniem, bądź czymś więcej – niechęcią do jej osoby. Bez względu na nastroje kobieta parła naprzód z wyjątkową gracją, ustawiając się obok Tolleta. Skinęła głową Sehleanowi, który chyba uważał, że cały dzisiejszy dzień jest jego zasługą, łącznie z projektami i może nawet Agnes. Być może był po prostu dumny z siebie, że udało mu się zawiązać współpracę z kimś tak genialnym – jednak i tutaj nie zaprzątała sobie zbytnio myśli, powoli wracając do dawnej siebie i całkiem się z tego ciesząc.

Stojąc na podwyższeniu, słuchała przemowy kolegi jednym uchem, bardziej skupiając się na reakcji tłumu. Zbierali się też przypadkowi przechodnie, chcąc zobaczyć wodowanie statków – chleba i igrzysk, pomyślała. Oprócz publicznych egzekucji każde mniejsze wydarzenie było jakąś odskocznią od codziennych obowiązków, zaś dla niej było to o tyle dobre, że wieści o jej nazwisku rozniosą się szybciej, nawet jeśli trafią do malkontentów, którzy gromadzili się na boku. Co zaś ich się tyczyło, w kościach kobieta czuła, że będą się awanturowali. Niezadowoleni robotnicy, ironią losu byłoby, gdyby byli to byli współpracownicy Reamula.

Po oddaniu jej pałeczki Agnes poczuła niejaki obowiązek wygłoszenia paru słów od siebie. Stanęła tuż obok dźwigni, kładąc na niej prawą dłoń, lewą poprawiając kapelusz i wodząc wzrokiem po zgromadzonych. Wyprostowała się i uśmiechnęła, patrząc z zaskakującą nawet jak dla niej pewnością siebie i dozą drapieżności. Następnie zaczęła mówić donośnym głosem, pragnąc dotrzeć do każdego, nawet obserwatorów z dalekich okien.

Utopia i Arkadia nie bez powodu tak zostały nazwane. Za dwa dni wypłyną z wami na pokładzie – osobami, których zadaniem będzie nie tylko odbicie Kattok, ale stworzenie nowego, lepszego świata, do którego kreacji WY sami się przyczynicie. I nieważne, czy będziecie przedzierać się przez dżunglę, rąbać drewno czy przenosić skrzynie. Każdy z was bezpośrednio przyczyni się do kolejnego kroku społeczności Archipelagu, tworząc utopię, miejsce idealne do rozpoczęcia nowego, lepszego życia. Te statki zaś pokazują, do czego jesteśmy zdolni i jak wiele jeszcze osiągniemy razem ciężką pracą — z każdym słowem mówiła mocniej, dobitniej, kierując swoją wypowiedź głównie do siły roboczej, która wykazywała największą dezaprobatę. Poza tym podkreślała, że nie chodzi tutaj o ludzi, nieludzi ogółem, a o mieszkańców Archipelagu. Chciała, żeby byli dumni z pochodzenia i swojej pracy, żeby uwierzyli, że faktycznie mają znaczenie. Wszakże tym też był Syndykat pomimo jego niektórych bogatszych członków – zrzeszeniem Wyspiarzy, którzy mieli dość magnaterii i wyzysku. I to ich poparcie Agnes chciała mieć, bo śmietanka towarzyska zawsze będzie patrzeć przychylnie na wszystko, co wiąże się z zyskiem. — Dzisiaj stworzyliśmy Arkadię i Utopię, jutro nowe Kattok, a pojutrze sprawimy, że Archipelag rozkwitnie nawet bardziej, niż teraz!

Kończąc swoje pełne pasji słowa, Agnes chwyciła dźwignię i pociągnęła ją, chcąc zwolnić mechanizm i wydać na świat swoje dzieci, symbolizujące początek nowego, wspaniałego świata, jaki przygotowała dla mieszkańców Herbii.

Dzielnica Portowa

303
POST BARDA
Pociągnięcie za dźwignię kosztowało Agnes sporo wysiłku, bo wprawienie w ruch wszystkich mechanizmów otwierających bramę było nie lada wyzwaniem. Gdy jednak się o nią zaparła, poczuła, jak ustępuje pod jej naciskiem, a w powietrzu rozległ się zgrzyt przesuwających się elementów pochylni. Z hałasem wielotonowej, drewnianej konstrukcji zsuwającej się po pochyłej, również drewnianej powierzchni, statki zaczęły powoli przemieszczać się w kierunku wody. Z chwili na chwilę znajdowały się coraz dalej od rudowłosej kobiety i wszystkich zebranych na nabrzeżu, metr za metrem zbliżając się do fal rozbijających się żwawo o brzeg. Skrzypienie naciągniętych lin i łopot prowizorycznego, materiałowego dachu, który dla osłonięcia przed słońcem zamontowany był nad centralną częścią górnego pokładu na obu statkach, zagłuszyły dźwięk rozrywanej czerwonej wstęgi - Agnes tylko zauważyła moment, w którym ta opadła na ziemię, tracąc swoje dotychczasowe napięcie.
Widok zapierał dech w piersiach. Ogromne statki, na których zmieścić się miało po kilkaset osób, zsunęły się do wody z impetem, jeden po drugim w odstępie kilku sekund - najpierw Utopia, potem Arkadia, rozchlapując wokół siebie słoną wodę. Zachybotały się, powoli łapiąc pion, a gdy stanęły już w wodzie pewnie, burza oklasków i radosnych okrzyków zagłuszyła dotychczasowe, pełne wyczekiwania milczenie. Nie każde wodowanie kończyło się sukcesem.
Jeśli Agnes udało się w końcu oderwać spojrzenie od lśniących w świetle południowego słońca czystych, nowiutkich statków, kołyszących się teraz dumnie na falach, spostrzegła niedaleko szeroki uśmiech ojca i podobną dumę w spojrzeniach jego i Victora - choć u tego drugiego mieszała się ona z ekscytacją. W końcu nigdy dotąd nie płynął okrętem, który miałby mniej niż kilka lat, a niebawem czekała go podróż jednym z tych dwóch nowiutkich cudów techniki. I nawet jeśli poranne zachowanie Reimann wyjątkowo go zirytowało, tak teraz nie został już po tej irytacji ani ślad.
- Gratuluję - usłyszała zza ramienia głos Sehleana. Gdy się odwróciła, stał tuż obok, z kącikami ust uniesionymi w znacznie bardziej naturalnym uśmiechu niż zazwyczaj. - Piękne przemówienie i piękne wodowanie. Nie sądziłem, że tak trywialne wydarzenie, jak opuszczanie statków do morza, może przynieść tyle pierwotnej przyjemności.
Raczej nie chciał jej urazić; znając życie porównywał to do sztuki wyższej, jaką otaczał się na co dzień i która była jego rozrywką pierwszego wyboru. Ta tutaj kojarzyła się z wydarzeniami dla mas, co potwierdzali niezwiązani z Kattok ani Syndykatem gapie, zebrani tu dla zabicia czasu.
- Mamy jeszcze wino, tradycji musi stać się zadość - odezwał się Travan, który chyba nie usłyszał nietrafionego komentarza elfa. - Myślisz, że dorzucisz do któregoś z nich, Agnes?
Od kadłuba stojącej bliżej Arkadii dzieliło ją teraz niespełna trzydzieści metrów. Gdyby zamachnęła się porządnie, była szansa, że butelka doleci, choć nie miała doświadczenia w miotaniu przedmiotami. Mogła też zlecić to zadanie komuś innemu, komu na pewno poszłoby to skutecznie.
Obrazek

Dzielnica Portowa

304
POST POSTACI
Agnes Reimann
Agnes musiała się lekko zaprzeć i naprężyć swoje ramiona, aby pociągnąć dźwignię i zwolnić platformę. W końcu jej się to udało, z małym sapnięciem, dzięki czemu Arkadia i Utopia mogły powoli wypłynąć z warsztatu prosto do zatoki, gdzie przez chwilę się chybocząc, stanęły, gotowe do podróży.

Przez chwilę inżynier spoglądała na swoje dzieła – handlowe galeony z niemożebną ilością modyfikacji – której zdecydowana większość nie wymagała nawet ingerencji ludzkiej. Zmniejszona wyporność, elementy pokroju dźwigni, które zmniejszają ilość siły roboczej... Można byłoby wymieniać bez końca, a i tak kobieta nie byłaby usatysfakcjonowana zmianami. Trzeba było jednak przyznać, że robiły wrażenie i nastrój jej kolegów w interesach udzielał się także Agnes. Zerknęła na wiwatujący tłum, wyłapując między innymi dumne spojrzenia dwóch ważnych w jej życiu mężczyzn. Odwzajemniła delikatnie uśmiech, odwracając się w stronę głosu Sehleana i kiwając mu głową na gratulacje. Zaśmiała się na jego słowa.

Wszystko smakuje lepiej, jeśli jest się chociaż częścią wydarzenia — co prawda Sehlean nawet małego palca nie przyłożył do wszystkiego, nie licząc ochrony i późniejszego przyjęcia, ale pewnie czuł się wręcz odwrotnie, dobijając targu z Agnes.

Zerknęła zaraz na Travana, który oferował jej kolejny punkt ceremonii. Kobieta spojrzała na odległość Arkadii, następnie na butelkę, po czym pokręciła głową. — Nigdy w życiu. Nie chcę za pięć lat roztrząsać wstydu, jakiego się najem, rzucając tą butelką prosto w morze. Zostawię to zadanie tobie, na pewno lepiej się spiszesz.

Odsunęła się na bok, nie zamierzając faktycznie liczyć na łut szczęścia i trafienie w kadłub. Wolała zachować klasę – swoją rolę odegrała, a i tak kosztowało ją to mały wysiłek fizyczny.

Dzielnica Portowa

305
POST BARDA
Travan zaśmiał się i pokręcił głową, ale posłusznie sięgnął po butelkę. Wziął duży zamach i chwilę później wino poszybowało w kierunku burty bliżej stojącego statku, na której rozbiło się przy efektownym dźwięku tłuczonego szkła. Oklaski i okrzyki wypełniły powietrze, a ci żeglarze, którzy mieli stanowić załogi Arkadii i Utopii, radośnie ruszyli w kierunku stojących nieopodal łodzi, którymi mieli przepłynąć na statki i podprowadzić je do nabrzeża. Po cumowaniu nastąpi powolne przygotowywanie statków do wypłynięcia - przede wszystkim ładowanie prawie wszystkiego, poza żywym inwentarzem, na który jeszcze przyjdzie czas. Jeśli Agnes chciała pokazać ojcu, a także sama obejrzeć namacalny skutek swojej pracy, późnym popołudniem statki powinny być dostępne dla zatwierdzonych zwiedzających.
- Myślę, że gratulacje będziesz mogła przyjmować już na przyjęciu - zaproponował Tollett. - Idź, zanim zacznie się tu dziać coś, czego nie planowaliśmy. Nie chcę cię tu zatrzymywać, ale znajdź potem dla mnie chwilę między kieliszkami szampana.
Ukłonił się jej z ujmującym uśmiechem i gestem wskazał dwóch bliskich jej mężczyzn, pogrążonych w dość poważnej na pierwszy rzut oka dyskusji. Obaj patrzyli na nią i choć Franz uśmiechał się do córki, tak wyraz twarzy Victora wydawał się dość napięty. Czyżby coś się między nimi wydarzyło? Coś, czego Agnes nie kontrolowała, będąc tak daleko od nich?
Z kolei bunt robotników został szybko zgaszony, zanim jeszcze rozgorzał na dobre. Straż, lub inni ludzie przyprowadzeni przez Sehleana prawdopodobnie dla ochrony jego samego, skutecznie rozgonili towarzystwo gotowe wszczynać burdę. Nie dzisiaj - nie byli bezkarni, obecność ważnych dla Syndykatu ludzi i jednego, nie wiadomo skąd się tam biorącego magnata nie pozwalała im skutecznie zbuntować się przeciwko postępowi, którego nie rozumieli i któremu się sprzeciwiali.
Zebrani tu jeszcze przez chwilę przyglądali się statkom, by w pewnym momencie powoli zacząć zmierzać w kierunku ustawionych wzdłuż nabrzeża powozów. Z jednego z nich zeskoczył młody woźnica i pomachał do Agnes.
- Panienko, proszę tutaj! - zawołał, podchodząc bliżej. Gdy już do niej dotarł, nadal mówił nieadekwatnie głośno, zwracając na siebie uwagę zbyt wielu. Nic sobie z tego jednak chyba nie robił. - Dla panienki Reimann wóz przygotowany, panienki i bliskich, kogo tam panienka chce zabrać ze sobą wozem, to może moim. Wozem. Panienko.
Nerwowo ukłonił się ponownie. Raczej nie robił tego zbyt często. Może był nowy? Wóz poznawała - tym samym została któregoś razu odwieziona z pałacu do domu. Na spokojnie mogła się zmieścić do środka z ojcem, Victorem i potencjalnie jeszcze jedną osobą, gdyby miała ochotę podwieźć kogoś jeszcze.
- Piękne, Agnes, piękne - odezwał się Franz, gdy podszedł wystarczająco blisko. W przeciwieństwie do woźnicy nie krzyczał. Objął ją tylko jednym ramieniem i uśmiechnął się do niej szeroko. - Żałuję, że nie widziałem, jak były konstruowane. Zawsze lubiłem być świadkiem procesu tworzenia. Może załapałbym się na to, gdyby nie opóźnienia w podróży. Dokąd teraz?
Obrazek

Dzielnica Portowa

306
POST POSTACI
Agnes Reimann
Kobieta powiodła wzrokiem za butelką lecącą z zawrotną prędkością w stronę kadłuba, by następnie rozbić się na nim z cichym z tej odległości dźwiękiem. Razem z resztą towarzystwa zaczęła uprzejmie klaskać, aby pokazać zadowolenie z kunsztu miotania butelkami przez Travana, po czym odwróciła się w jego stronę, gdy ten ją zagadał.

Z przyjemnością, przynajmniej tam żar będzie się mniej lał z nieba. I na pewno znajdę dla ciebie czas, o ile nie osaczy mnie stado uprzejmych gęsi i nie zadziobie komplementami — odpowiedziała, nawet się uśmiechając całkiem szczerze w jego stronę i mrugając. Następnie zerknęła we wskazanym przez kolegę kierunku, widząc Victora i ojca stojących nadal obok siebie, z czego ten pierwszy raczej z cierpiętniczą miną. Jej sama nieco zrzedła, widząc to. Jakimś cudem widząc tak poważny wyraz twarzy jej kochanka Agnes potrafiła sobie przypomnieć tylko i wyłącznie wydarzenia z dzisiejszego poranka, a nie reszta tych miłych chwil, jakby jego obecność podczas jej załamania jakoś zaszkodziła postrzeganiu przezeń mężczyzny.

Ruszyła w ich kierunku, a będąc bliżej, usłyszała donośny głos młodego woźnicy, który rozproszył jej wędrówkę między ludźmi. Zerknęła nań skonfundowana, po czym uniosła brwi, krzywiąc twarz przy ciągle głośnym tonie. — Na bogów, ciszej. Pojadę, z kim będę chciała.

Pokręciła głową zdegustowana zachowaniem młodego woźnicy, zaraz jednak uśmiechając się delikatnie w stronę podchodzącego ojca. — Aż tak ekscytujące to nie było. Proces budowy był żmudny, a czasami musiałam tłumaczyć kilka razy, jak zabrać się za budowę jakiegoś elementu. Z zewnątrz wyglądają niemal identycznie, ale ich prawdziwa wartość kryje się w środku. Wiesz, może nawet dzisiaj bym cię jeszcze zabrała na wycieczkę po pokładzie, jeśli zdążymy — uśmiechnęła się szerzej w stronę Franza, po czym zerknęła w stronę Victora przelotnie. — Teraz na przyjęcie do Sehleana, tego elfa, o którym wspominałeś. Tam będzie znacznie chłodniej. Victor, jedziesz z nami?

Bez względu na odpowiedź mężczyzny, który mógł znów być jakimś cudem sfrustrowany, Agnes ruszyła z jednym, bądź dwoma mężczyznami po prostu w stronę najbliższego powozu, mało zwracając uwagę, który to dokładnie może być i czy to akurat ten tego nachalnego woźnicy. Chciała sama trafić do chłodniejszego wnętrza, a i jej ojcu przyda się odpoczynek.

Dzielnica Portowa

307
POST BARDA
- Tak tak, dobrze - odpowiedział woźnica, faktycznie już trochę ciszej. - Ale to wóz dla pani. To ja będę czekał.
Skarcony za swoje zbyt głośne zachowanie, mężczyzna wycofał się i wrócił na powóz, łapiąc za wodze i z zawstydzoną miną spoglądając na Agnes co jakiś czas, jakby obawiał się, że za chwilę postanowi pojechać z kimś innym, a on przez to nie wywiąże się ze swojego zadania. Ale przynajmniej już nie krzyczał.
- Byłoby fantastycznie - Franz spojrzał nad jej ramieniem w kierunku dwóch zwodowanych statków. - Jest wciąż bardzo wcześnie, nie będziemy tam przecież siedzieć do wieczora, prawda? Bankiety są nudne i nie wydaje mi się, żeby ten miał się czymś różnić od większości, jak tak patrzę na tego całego Sehleana. Wieczorem bardzo chętnie wybiorę się na zwiedzanie. Pokażesz mi co wprowadziłaś. Już stąd widzę pewne różnice między twoją konstrukcją, a tą typową. A uwierz mi, napatrzyłem się na klasyczny żaglowiec, jak czekaliśmy, aż zaćmienie dobiegnie końca.
Skinął głową i ruszył razem z córką w kierunku powozu. Ludzie i nieludzie pakowali się już do odpowiednich pojazdów, więc dla nich faktycznie został ten, do którego kobieta była przedtem wołana. Tym razem woźnica się już nie odzywał, choć zeskoczył otworzyć drzwi i ukłonił się głęboko, wyraźnie usatysfakcjonowany, że jednak przez jego zachowanie Reimann nie postanowiła iść do pałacu na piechotę, chociażby.
- Oczywiście - odparł Victor chłodno. Przez chwilę wyglądał, jakby chciał dodać coś jeszcze, ale się powstrzymał.
Gdy Agnes z ojcem weszli do wozu, on dołączył do nich jako ostatni i to za nim zatrzasnęły się drzwi. Zajął miejsce obok rudowłosej i odsłonił jasną zasłonkę, by móc wyglądać przez niewielkie okno. Powóz ruszył, a koła zastukały na nierównych deskach nabrzeża, zostawiając za ich plecami Arkadię i Utopię, razem z grupą żeglarzy i robotników.
- No to opowiadaj, słońce, jak ci się tu żyje? - zagadnął Franz. - Wiem jak praca, ale powiedz coś jeszcze. Jak ci się mieszka tak daleko od domu? Zupełnie inna kultura, zupełnie inne zwyczaje, wszystko niby takie samo jak na północy, a jednak zupełnie różne. Ludzie też inni. Nie brakuje ci czasem tego?
Kątem oka spostrzegła Victora, który odwrócił głowę od okna i utkwił spojrzenie w jej ojcu, ale nadal nic nie mówił.
- Mam też coś dla ciebie. List od Frederika, prosił, żebym ci go przekazał, jak się spotkamy. Nie wziąłem go ze sobą, ale dam ci go wieczorem - przetarł czoło chustką. - A powiedz mi, mieszkasz w tym samym domu, który wynajęłaś na początku? Czy może przeniosłaś się gdzieś?
Kiedy starszy mężczyzna zerknął na najemnika, ten uniósł w półuśmiechu kącik ust.
- Nie mieszkamy razem - odpowiedział bezpośrednio, natychmiast rozwiewając wątpliwości Reimanna.
- Hm - Franz skinął głową nieznacznie. - Dobrze. To by było niemądre. A jak to się w ogóle stało, że współpracujesz z elfem, co, słońce? Mecenas? Znając ciebie, musiał zaoferować naprawdę sporo. Mam nadzieję, że to tego warte.
Obrazek

Dzielnica Portowa

308
POST POSTACI
Agnes Reimann
Nie mogę zagwarantować, do której godziny będę tam przebywać. W końcu jestem tam gościem honorowym, może się okazać, że nie odpędzę się od gratulacji przez całe popołudnie i wieczór — Agnes zaśmiała się, zaraz nieco się reflektując. — Ale jeśli tylko zdołamy wyrwać się nieco wcześniej, to jak najbardziej. Poza tym tutejsze bankiety mają mało wspólnego z tymi w Keronie. Całkiem inna rzeczywistość.

Po chwili przemknęło jej przez myśl, że dla człowieka starej daty, jakim był jej ojciec, niektóre aspekty kultury wyspiarskiej mogą być... gorszące, zważywszy na to, co obserwowała ostatnio kobieta u Sehleana. Natomiast najgorszym, co może się stać, to słuchanie narzekań na to, jak bardzo Agnes jest wystawiana na zgubny wpływ tutejszych ludzi.

Ton głosu Victora nie spodobał się pannie Reimann, która zmarszczyła brwi, patrząc na chłodno wyglądającego mężczyznę. Przez krótką chwilę wpatrywała się w niego nie rozumiejąc za bardzo, czy znowu pogniewał się o coś, co powiedziała w przypływie depresyjnego nastroju wcześniej, czy tym razem to jej papa go jakoś zdenerwował. Tak czy siak, kobieta obiecała sobie pogadankę z nim, gdy będą już sami... o tym, jakim to on jest hipokrytą, wypominając jej nastroje.

Woźnica się zreflektował, co pozwoliło sądzić inżynier, że po prostu był nowy i najzwyczajniej w świecie nie wiedział, jak się poprawnie przy niej zachować. Tym razem jednak milczała, wchodząc do powozu i moszcząc się wygodnie na siedzisku. Ściągnęła z głowy kapelusz, poprawiając nieco przyklapnięte włosy i ocierając chusteczką zroszone u nasady czoło. Wyciągnęła także wachlarz i gdy wszyscy już byli na miejscu i powóz ruszył z miejsca, zaczęła ochładzać się chociaż w taki sposób.

Niezbyt — odparła na pytanie ojca, zaczynając od ostatniego. — Tutaj podchodzą do wszystko znacznie bardziej liberalnie. Owszem, czasami z przyzwyczajenia do niektórych... obrzędów sama łapię się na tym, że jestem zaskoczona niektórymi rzeczami, ale czuję się tutaj znacznie lepiej, niż w Keronie. Poza tym jest spokojnie... — na dosłownie chwilę zawiesiła głos, gryząc się w język. — ... nie to co w Keronie. Wiecznie wojny, potyczki, katastrofy i zaściankowe spojrzenie na praktycznie każdą sferę życia.

Właściwie od dawna nie była na czasie, jeżeli chodziło o aktualne nowinki z jej rodzimego królestwa. Oprócz tego, że była zajęta pracą, miała daleko gdzieś to państwo i jego obyczaje. Wystarczyło jej to dziesięć lat wyjętych z życia podczas studiów i pracy, gdzie nijak nie mogła się rozwijać, a o narzucanych jej ograniczeniach kulturowych już nie wspominając. Była całkowicie szczera, mówiąc o czuciu się lepiej tutaj.

Od Frederika? Dzień pełen niespodzianek, prędzej spodziewałabym się takiej wylewności od matki — z bratem miała najzwyczajniejszą w świecie relację; niezbyt zażyłą, ale też nie kłócili się. Po prostu byli, wiedzieli że są, rozmawiali ze sobą, jeśli była taka okazja. W środku zaczęła zżerać ją ciekawość, co też takiego miał jej do przekazania brat, że aż napisał list.

I ponownie, chciała coś odpowiedzieć ojcu, który o coś pytał, gdy Victor uprzedzał ją swoją wypowiedzią bardzo nie będącą tym, czego ona chciała. Chociaż szczerze, nie było tak źle, to odpowiedź jej ojca trochę ją wzburzyła. Agnes czasami czuła się, jakby była w jego wieku, zważywszy na swoje obawy egzystencjalne, a on ją traktował jak nastolatkę, która wymyka się z domu, aby spotkać się z obiektem swoich westchnieniem. Nawet na jej policzki wystąpiły rumieńce większe niż te spowodowane upałem. — Niemądre? Przeszkadzałoby ci to w czymś? — powiedziała to ostrożnie, na razie bez głębszych emocji.

A Sehlean zaproponował mi dobry kontrakt. Dzięki niemu będę mogła realizować swoje plany na Kattok w dużo większym stopniu, niż mógłby mi bazowo zaoferować Syndykat. Czy zaś będzie to tego warte... dowiem się w przyszłości. Ale tak, to jest sporo — spochmurniała, przypominając sobie okoliczności, w których zgodziła się na tę współpracę. Ślady po szarpaninie praktycznie zniknęły, ale odmrożenie na jej dekolcie pozostanie jeszcze przez jakiś czas. Tego jednak jej ojciec nie musiał wiedzieć i dobrze byłoby, gdyby to pozostało w takim stanie.

Dzielnica Portowa

309
POST BARDA
- Mhm, faktycznie jest tu spokojniej - zgodził się ojciec. - Dobrze to słyszeć. Czuję się lepiej z myślą, że jesteś tu bezpieczniejsza, nawet jeśli my jesteśmy tak daleko. W Keronie ostatnio nie wiadomo czego się spodziewać. A jeśli chodzi o zaściankowość, to cóż mogę ci powiedzieć? Czasem jest przesadą, a czasem jest po prostu tradycją, którą też niejednokrotnie warto uszanować.
Wzruszył ramionami z uśmiechem, gdy zdziwił ją list od brata. Może Frederika naszło na nostalgię i tęsknotę za siostrą, więc postanowił się do niej odezwać? Często bywało tak, że bliskich zaczynało brakować dopiero wtedy, gdy znikali, lub przeprowadzali się na drugi koniec świata. Może jej brat miał podobnie, a może miał do niej jakąś sprawę. Nie mogło to jednak być szczególnie pilne, skoro ojciec nie zabrał tego listu teraz ze sobą.
- Przeszkadzać by nie przeszkadzało - odparł na jej spokojne pytanie, uparcie udając, że nie zwraca uwagi na intensywne spojrzenie Victora. - Ale wiesz jak jest. Trzeba patrzeć w przyszłość. Zastanawiać się, jakie decyzje są słuszne. Niektóre rzeczy mogą wydawać się... ekscytujące i egzotyczne, ale to zwykle krótkie fascynacje... nie takie, na których powinno się budować wszystkie swoje plany. No i bezpieczeństwo też jest tu ważne. W życiu trzeba mieć pewną stałość. Czy by mi to przeszkadzało? Nie, pewnie nie. Wolałbym jednak nie budzić się codziennie z myślą, że moja córka przez zrządzenie losu może zostać nagle... pozbawiona domu.
Fascynacje, o których wspominał, raczej nie dotyczyły tutejszej architektury. Victor obrócił się do niej w miejscu, a choć zwrócone ku Agnes spojrzenie było lodowate, jego usta rozciągnęły się w uśmiechu. Nietrudno było zrozumieć, o co chodziło Reimannowi, choć starał się to zawoalować tak mocno, by w żadnej chwili nie dać jej do zrozumienia prosto z mostu, że najemnik mu się nie podoba w roli partnera córki. LeGuiness, mimo dość oczywistej niechęci starszego mężczyzny, wznosił się na wyżyny cierpliwości i uprzejmości, na tyle, na ile był w stanie, słuchając takich komentarzy. Powstrzymywał się przed jakimkolwiek okazaniem nietaktu i choć pewnie miał ochotę jasno powiedzieć, gdzie ma zdanie jubilera, tak milczał, bo to wciąż był ojciec kobiety, którą darzył uczuciem i której nie chciał zranić niewłaściwym zachowaniem. Rzucił więc tylko to pełne irytacji i niemej złości spojrzenie w kierunku Agnes. Jego oczy wydawały się ciemniejsze, niż zwykle.
- Kattok! Nie mogę się doczekać, żeby zobaczyć jak ta kolonia rozkwitnie za kilka lat - Franz szybko zmienił temat, bo przekonywanie córki, by może znalazła sobie kogoś porządniejszego, było jednak trochę nie na miejscu w towarzystwie tego kogoś mniej porządnego. - Pamiętam, jak wyjeżdżałaś, to wszystko było tylko odległą wizją, a teraz proszę, wizja zaczyna się realizować. Opowiedz, co jeszcze się u ciebie działo ostatnio. Mam nadzieję, że służba, którą z tobą wysłałem, się sprawdza. Jak bliźniaki? Minęło tyle czasu, pewnie wyrośli.
Obrazek

Dzielnica Portowa

310
POST POSTACI
Agnes Reimann
Nie każda tradycja jest dobra — mruknęła kobieta w odpowiedzi, na razie nie drążąc tematów, które ją nurtowały – chociażby to, jak w obecnych czasach radzi sobie rodzina. Nawet ona słyszała o aktualnej sytuacji Saran Dun z zarazą i głodem i liczyła po cichu, że żadnego z Reimannów to nie dotknęło i nigdy to nie zrobi. Miała naprawdę spore szczęście, że trafiła na tę ofertę akurat tuż przed najgorszą częścią przedstawienia, w jakim nieustannie brał udział Keron ze stolicą w roli głównej.

Jej myśli szybko zboczyły z toru, gdy jej ojciec zaczął w bardzo pokrętny sposób tłumaczyć, co sądzi o jej relacji z Victorem. Z każdym jego słowem, od decyzji, przez fascynacje egzotycznymi rzeczami, aż do bezpieczeństwa. Agnes nie wierzyła własnym uszom, gdy Franz rozgadywał się na ten temat, w jej odczuciu traktując ją jak nastolatkę, która zobaczyła marynarza z Archipelagu i dała się porwać zanadto fantazjom. Mogła przysiąc, że jeszcze dzisiaj rano czuła się na jego wiek, a teraz praktycznie wróciła się do czasów uniwersyteckich, które miała wbrew pozorom znacznie spokojniejsze. Zresztą, czym była ta paplanina o bezpieczeństwie? Jak na razie to przez nią działy się niebezpieczne rzeczy.

Kilka razy otwierała i zamykała usta, oniemiała, jak mógł coś takiego powiedzieć, po czym wychwyciła minę Victora. Znała ją już – miał ochotę coś powiedzieć i wykazywał się w tym momencie anielską cierpliwością. Agnes odwzajemniła spojrzenie, wzruszając ledwo zauważalnie ramionami, we własnych, błękitnych oczach mając kurwiki, a na policzkach wypieki. Jeszcze dobrze jej nie wyszło stwierdzenie Vasati o zabawce na samotne wieczory, a jej ojciec dołożył coś o egzotycznych fantazjach. Aż zaczęła się poważnie zastanawiać, czy najemnik nie przypomina czasem jakiegoś alfonsa!

Burknęła coś pod nosem niezrozumiałego dla otoczenia, zamierzając zestrofować ojca jak tylko znajdą się sami, bez Victora. Nie była głupia i nie zaogniała atmosfery, chociaż bardzo chciała odpowiedzieć. Zamiast tego skupiła się na dalszej części rozmowy. — Tak, wszystko powoli się zbliża ku kulminacji, chociaż nadal jest dużo do roboty. — Straciła nieco swojego poprzedniego humoru, będąc tak wytrąconą z równowagi przez własnego, ukochanego ojca, który był dla niej całe życie przykładem. Zaś na pytanie, co u niej było ostatnio, znów przemknęła przez jej oczy wizja ostatnich dni. Dobrze chociaż, że wspomniał o bliźniakach. — Sprawdza. A bliźniaki wyrosły i robią więcej szumu w domu, niż zwykle. Obiecałam im pomoc w dokształceniu się. Adriena zabieram ze sobą jako swojego czeladnika, Blaise zostaje w stolicy, będzie być może kształcił się w jakiejś gildii. Poza tym nic się nie dzieje, ciągle tylko praca i przygotowania do wyjazdu. Ledwo mam czas na sen.

Zanotowała w pamięci, aby w pałacu Sehleana poprosić o wysłanie gońca z informacją do służby, aby POD ŻADNYM POZOREM nie wspominali ojcu o ostatnich wydarzeniach. Nie musiał wiedzieć, ani martwić się zbytnio. Poza tym jeszcze zrzuciłby winę na egzotyczną fantazję Agnes siedzącą u jej boku...

Tak czy siak kobieta zaczęła wyglądać za okno, patrząc, kiedy w końcu dotrą na miejsce, a ona będzie mogła wyrwać się spomiędzy młota a kowadła.

Dzielnica Portowa

311
POST BARDA
Akurat w przypadku jej ojca, fakt postrzegania Victora jako nieodpowiedniego partnera wynikał zupełnie z czegoś innego, niż poprzednie komentarze Vasati na jego temat. Nie zmieniało to jednak faktu, że jakkolwiek spokojny i obojętny względem większości komentarzy był najemnik, musiało go w pewnym momencie zacząć denerwować. Kto wie, może niewiele brakowało, by sam zaczął wątpić w sens tego związku, skoro wszyscy uznawali go za niewystarczającą partię dla wysoko postawionej pani inżynier. Obrócił się z powrotem i skupił na wyglądaniu przez okno.
Franz zapewne nie chciał zranić córki. Troska o jej dobrobyt stała ponad wszystkim i nie inaczej było w tym momencie. Zawód Victora nie zapewniał stabilizacji, jakiej starszy mężczyzna chciał dla Agnes, więc nie wyobrażał sobie by wiązała się na stałe z kimś takim; a gdyby nie planowała stałości, nie przedstawiałaby go mu, prawda? Widząc jej minę, Franz zmarkotniał, zdając sobie sprawę z tego, że coś poszło mocno nie tak. Bywał mocno nieporadny w sytuacjach towarzyskich i ta chwila to udowadniała. Pokiwał głową, słuchając o bliźniakach i również zamilkł na dłuższą chwilę. Przez kilka minut było słychać tylko stukot kół, teraz już na kamiennej nawierzchni, bo wyjechali z portu.
- Przepraszam, Agnes - odezwał się w końcu Franz. - Przepraszam was oboje. Nie mam prawa oceniać kogokolwiek i czegokolwiek. Czasem zapominam, że Agnes ma już swoje życie i podejmuje własne decyzje. Nie spodziewałem się, że moje dziecko przyjdzie wsparte na ramieniu mężczyzny.
- Proszę się nie tłumaczyć, panie Reimann - odparł sucho Victor.
- Nie nie, proszę się na mnie nie złościć, panie...
- ...LeGuiness.
- Panie LeGuiness. To wynika tylko z troski. Jest pan najemnikiem. Równie dobrze Agnes mogłaby rzucać kośćmi za każdym razem, kiedy jej... ukochany... wychodziłby z domu i uznawać, że jak wyrzuci dwie jedynki, to ten nie wróci. Nie chciałbym... żeby cierpiała.
Victor przeniósł wzrok z widoku za oknem na zażenowaną twarz jubilera. Przez chwilę jeszcze milczał, by w końcu westchnąć ciężko.
- Mówiłem, że dbam o jej bezpieczeństwo. O swoje także dbam. Od lat już nie rzucam się w niebezpieczne, niejasne zlecenia dla szemranych pracodawców. Mam swoich ludzi i jestem odpowiedzialny za dużą część wyprawy na Kattok. Pracuję dla Syndykatu, tego samego, z którym Agnes współpracuje jako inżynier. Nie wiem, jaki jest w pańskim wyobrażeniu obraz najemnika, czy obraz mnie, ale ma on niewiele wspólnego z rzeczywistością. Nie zostawię jej samej na wyspie, beztrosko ładując się w paszczę pierwszej lepszej bestii, jaka się w dżungli napatoczy. Inna sprawa, że ze mną będzie bezpieczniejsza w tej dziczy, niż z kimś o spokojnym, rozsądnym zawodzie - zerknął na Agnes i przesunął palcami po jej wolnej dłoni. - Prawda?
Czasem stoicki spokój Victora potrafił być zaskakujący, choć kto wie, może w jego głowie szalała teraz doskonale ukrywana burza wściekłości. Franz pokiwał głową, nerwowo splatając dłonie i przenosząc przepraszające spojrzenie na córkę.
- Wybacz. To ględzenie starca. Nie chciałem sprawić ci przykrości. Czasem zapominam, że jesteś dorosła. Ufam w twoje decyzje, jeśli jesteś szczęśliwa.
Obrazek

Dzielnica Portowa

312
POST POSTACI
Agnes Reimann
Głową rodziny może i był Franz, ale twarzą ewidentnie w tym wszystkim była jej matka, Izabela. Nawet poważniejsze transakcje handlowe jej ojca to ona uzgadniała, mając odpowiednią wiedzę na temat finansów i obycia wśród możnych. Poza tym właśnie, papa był człowiekiem podobnym do niej, jeśli chodziło o pracę. Wiecznie w swojej pracowni, zajęty zleceniami i lubiący spędzać w niej nawet swój wolny czas. Agnes chcąc nie chcąc przejęła zachowania z obydwu stron – chociaż powierzchnie obycie w towarzystwie miała w małym palcu, musztrowana przez matkę, to wysławianie się o głębszych sprawach ważnych dla niej przejęła po ojcu, który wyśmienicie prezentował właśnie swoją niezdarność w tych kwestiach.

Przez chwilę w powozie panowała niezręczna cisza, której kobieta nie zamierzała przerywać, nie mając humoru do dalszych pogawędek. Dopiero kolejne słowa jej ojca wyrwały ją z transu, w trakcie którym oglądała mijane budynki i rozstępujące się tłumy. Skierowała spojrzenie w jego stronę, wzdychając ponownie. Oczywiście, że chciał dla niej dobrze, jak widać, dzisiejszy dzień potrafił wywołać u niej złe emocje przez jedno słowo. Nie potrafiła się na niego gniewać dłużej, tym bardziej, że słyszała, jak się próbuje tłumaczyć. Uśmiechnęła się pokrzepiająco w jego kierunku, słuchając konwersacji między panami.

Zaśmiała się cichutko, słysząc pytanie. — Prawda. — Uchyliła dłoń, chwytając w nią palce Victora i pogładziła go kciukiem po ich wierzchu. — Czasami? Ledwo cię zobaczyłam, poczułam się, jakbym miała z powrotem piętnaście lat, a najwyraźniej wtedy byłam bardziej stateczna, niż dzisiaj — ton jej głosu zelżał i mówiła to raczej w żartach, czując przerzedzającą się atmosferę w pojeździe. — Spokojnie. Tak jak Victor mówił, jego praca ogranicza się bardziej do zarządzania ludźmi, niż bezpośredniego dowodzenia. Poza tym nie puściłabym go ani w dzicz, ani na żadne inne niebezpieczne zadanie.

Spojrzała z uśmiechem prosto w oczy mężczyźnie siedzącemu obok, niepodobna do siebie samej z poranka. — Jeśli cię to pocieszy, Victor po prostu się przebranżowił. Kiedyś był oficerem. Nie wybrałam sobie sobie żadnego zbira z ciemnej alejki. Wiem, co robię.

Ścisnęła mocniej dłoń najemnika, zaglądając za okno, ileż jeszcze im zostało czasu do dojazdu. Przemknęło jej przez myśl, czy Sehlean ponownie zatrudnił te same tancerki, które oglądała ostatnim razem, czy może pokusił się na jakąś nowość, zważywszy na nowo nawiązaną współpracę.

z/t do https://herbia-pbf.pl/viewtopic.php?f=49&p=48411#p48411

Dzielnica Portowa

313
POST BARDA
Z tematu: Słońce i Cydr

Powrót do Taj'cah trwał znacznie dłużej, niż Agnes się spodziewała. Wiedziała, że znajduje się kilka godzin konno od miasta, gdy dzięki pomocy wróżki wydostała się z dżungli, ale teraz każda kolejna minuta na siodle wiązała się z rosnącym wykończeniem. Na końcu drogi czekała na nią balia z wodą i znajome łóżko. Na końcu drogi czekał też ojciec, którego jeszcze nie tak dawno przekonywali z Victorem, że oboje zajmują się bezpiecznymi rzeczami i nic im nie grozi. W ostateczności ich słowa okazywały się mało wiarygodne w kontekście tego, w jakim stanie kobieta wracała po porwaniu i nieobecności.
- Nie zostawię cię już samej - zaprotestował LeGuiness, gdy kazała mu zająć się wyleczeniem ręki. - A już na pewno mam lepsze rzeczy do roboty, niż odwiedzanie tego pieprzonego elfa.
Zapomniał chyba, za czyimi plecami siedzi, albo było mu to absolutnie obojętne. Strażnik Sehleana przezornie milczał, nie odwracając spojrzenia od drogi przed nimi.
- Nie będzie sama. Będziemy nad nią czuwać - odpowiedział Jacob.
Victor przez chwilę wyglądał, jakby chciał zaprotestować, ale znał już to nieustępliwe spojrzenie, jakie rzuciła mu Agnes i dobrze wiedział, że nie było szans na przekonanie jej do swoich racji. Musiał wyleczyć rękę, a skoro Viti'ghrin posiadał własnych uzdrowicieli, równie dobrze mógł udać się bezpośrednio do niego i przekazać mu wiadomość od rudowłosej. Nie był jej posłańcem i nie podobało mu się to, ale rozumiał, że to słuszne rozwiązanie. Zresztą pokazując się jej ojcu w obecnym stanie podkopałby resztkę zaufania, jakie starszy mężczyzna mógł w nim pokładać.
- Dobrze. Pojedziemy do Sehleana. Wrócę, jak wszystko załatwię.

Wkrótce zamajaczyło przed nimi miasto, a jakiś czas później zaczęły do nich docierać pierwsze dźwięki, dobiegające z okolic zewnętrznych zabudowań. A potem, gdy przekroczyli południową bramę, wjechali w typowy miastowy harmider, za którym Agnes tęskniła niemal tak samo, jak za własnym łóżkiem. Nie szumiały nad nią drzewa, a dzikie zwierzęta i wróżki nie miotały się po okolicznych zaroślach. Budynki nie były zmurszałe i zapadnięte, jak ruiny, w których się obudziła, ani pachnące zbyt słodko, jak burdel, do którego przypadkiem trafiła później. Kilka przecznic dalej rozdzielili się z drugą dwójką i w towarzystwie Jacoba powoli - kłusowanie przez tłoczne miasto nie było zbyt mądre - ruszyła w stronę domu.
Znajoma sylwetka budynku sprawiała, że spadał kamień z serca, a ciało słabło, czekając na moment, w którym będzie mogło zawinąć się w czystą, chłodną pościel. Okna były pootwierane, bo i pogoda była póki co ładna, choć ewidentnie zanosiło się na deszcz. Jeszcze zanim Jacob dobrze zatrzymał konia przed wejściem i pomógł jej zeskoczyć z siodła, drzwi otworzyły się z hukiem i na zewnątrz wypadli bliźniacy, doskakując do nich i oferując im wsparcie.
- Wrócili! - zawołał do środka Adrien. - Mówiłem że konia rozpoznaję!
Jacob przez chwilę wyglądał, jakby chciał złapać rudowłosą i zwyczajnie zanieść ją do środka, ale znał ją już na tyle, by wiedzieć, że w życiu by mu na to nie pozwoliła. Odprowadził więc wierzchowca do barierki, pozwalając chłopakom wprowadzić kobietę do domu.
W środku pachniało świeżym chlebem, którego zapach dodatkowo roznoszony był przez przeciąg. W przedsionku już czekał Franz Reimann, wyglądając, jakby przez ostatnią dobę postarzał się o kolejne pięć lat. Na widok córki jego podbródek zadrżał, a ręce niemal natychmiast znalazły drogę do jej ramion. Objął ją i przytulił mocno, nie zważając na jej ewentualne rany i otarcia, o których przecież nie miał skąd wiedzieć.
- Znaleźli cię! Modliłem się, żebyś wróciła cała. Co się działo? Co się stało? Gdzie byłaś? Flavia! Sonia! Pomóżcie! Chłopaki, lećcie po matkę. Jedzenie jakieś niech przygotuje.
Obrazek

Dzielnica Portowa

314
POST POSTACI
Agnes Reimann
Wiedziała, że Victor będzie protestował. W domu rolników obiecał jej, że jej nie opuści do końca pobytu w stolicy, ale nie oszukując się, to nie było możliwe do zrealizowania. Victor musiał być sprawny, aby wypłynąć na Kattok, a Sehlean wbrew ich pobożnym życzeniom miał środki, aby mu pomóc. Zresztą faktycznie, wystarczy że ona będzie zmarnowana, gdy dotrze do domu, gdzie czeka na nią ojciec. Widok najemnika z ręką na temblaku, w bandażach i w podartej koszuli nie byłby dobrą kartą przetargową w próbie uspokojenia go i dojścia do jego rozsądku.

- Nic mi nie będzie. Nie opuszczę domu aż do wypłynięcia. Poza tym to tylko kilka godzin, załatwisz sprawę z ręką i wrócisz - nie wiedziała, czy to uspokoi najemnika, ale warto było spróbować. Przymknęła po tym oczy, oczekując znajomych kształtów, dźwięków, zapachów. Oczekiwała bezpiecznych murów miasta, uliczek, które znała, którymi mogłaby wrócić do domu. Z wytesknieniem odliczała czas, nie wiedząc nawet która godzina, ale aż miała ciarki na myśl o domu.

W końcu trakt doprowadził ich do celu. Mury południowej bramy wręcz krzyczały o tym, że ochronią ją przed niebezpieczeństwem, zaś odrzwia były szeroko otwarte, zapraszając ją do dusznych dzielnic, do namolnych przekupek i do morza. Cywilizacja przywitała ją harmidrem, wrzaskiem mew, ulicznicami i cwaniakami, ale jednocześnie kusząco nawoływała o braku drzew, których gałęzie raniły jej skórę, o braku owadów, które kąsały ją na każdym kroku. Cywilizacja kusiła ją kulturą i przede wszystkim brakiem nieprzewidywalności, której tak nie lubiła. Znała połowicznie to miasto, ale to jej wystarczyło, by wtulić się szczęśliwą w plecy Jacoba, by z zachwytem śledzić każdą łajzę, każdego handlarza i każde pomyje znaczące swym śladem bielone ściany domostw.

Machnęła Victorowi dłonią na pożegnanie, prostując się i wiercąc na swym miejscu. Ostatki jej energii zachowywała właśnie na ten moment - w którym zejdzie z konia i znajdzie się za progiem własnego domu, gdzie wszystko będzie znane. I tak też po jakimś czasie się zaczęło dziać - znajome okiennice, ściany i drzwi nęciły, by zeskoczyła z wierzchowca i pobiegła tam. Zachowała jednak resztkę godności, by poczekać aż koń zatrzyma się.

Ze słabym uśmiechem przywitała gnajacych bliźniaków, pozwalając sobie pomóc zejść z siodła. Spojrzała na nich i szybko każdego bez słowa przytuliła, czując jak schodzi z niej ciężar wszystkiego w tym momencie. Znajome twarze i bezpieczny azyl były tym, co pozwoliło jej się zrelaksować do końca.

Była w domu.

W towarzystwie bliźniaków ruszyła, z namaszczeniem przekraczając próg i wciągając nosem zapach świeżego chleba. Chociaż jadła u farmerów, jedzenie Sonii było tym, czego potrzebowała ona oraz jej żołądek, który także dał o sobie teraz znać. Nic jednak nie mogło równać się widokowi, który ją tam zastał - ojciec. Starszy wizualnie o parę lat, prawdopodobnie tak samo jak Agnes, był cały i zdrowy. I tak jak on rzucił się, by ją objąć, tak i ona szybszym krokiem zmniejszyła dystans między nimi, odwzajemniając ten gest. Wtuliła się mocno, czując jak wszystkie mięśnie w końcu się rozluźniają. Zaśmiała się zaraz ze swojej pozycji, na razie się nie cofając.

- Nic poważnego. Niepotrzebnie się martwiłeś - już ja miałam większe powody. Słyszałam, że jakoś dotarłeś do elfa? - niespecjalnie chciała odpowiadać teraz na lawinę pytań w przedsionku, dlatego starała się zmienić temat dosyć wrażliwy. Odsunęła zaraz też ojca na długość swoich ramion i uśmiechnęła się, starając się, by było to promienne. Zerknęła też na odchodzących bliźniaków, mówiąc do nich: - Powiedzcie Flavii, żeby przygotowała mi kąpiel. Niech zniesie wszystkie kremy i olejki. A waszej matce poleććie przygotowanie czegoś szybkiego, chcę jak najszybciej iść spać.

Wzięła ojca pod rękę i poprowadziła go do salonu, gdzie zamierzała usiąść na swoim miejscu i poczekać na kolację. Nie pamiętała, że była przepocona, jej koszula prawdopodobnie nosiła znamiona krwi, a jej włosy były tragedią. Jedzenie, kąpiel, sen. - Masz już tutaj swoje bagaże? Na pewno też nie przespałeś nocy, sam też się zdrzemnij. Należy się nam obojgu - mówiła, uśmiechając się, licząc że nie będzie dopytywał o szczegóły. Ani nie zacznie ostrej dyskusji.

Dzielnica Portowa

315
POST BARDA
Nadzieje Agnes okazały się płonne, ale czy mogła się temu dziwić? Wracała po zniknięciu, po porwaniu, do którego zresztą sama się przyznała, posyłając do miasta chłopaka z tabliczką z wyjaśnieniem i prośbą o pomoc. Ojciec nie widział jej przez lata, a pierwszej nocy rozpłynęła się w powietrzu i teraz wracała w stanie, jakby miała za sobą bitkę na noże w podrzędnej karczmie. I to w najlepszym przypadku. Może faktycznie dobrą decyzją było odesłanie Victora, zanim pojawiłby się tu w zakrwawionej, podartej koszuli i z opatrunkiem na pół tułowia.
- O czym ty mówisz, dziewczyno! Niepotrzebnie się martwiłem? Widzisz jak ty wyglądasz? - Franz usiadł naprzeciw niej i choć jego słowa mogły zabrzmieć agresywnie, tak zatroskane spojrzenie mówiło coś innego. - Bałem się najgorszego. Wszyscy się baliśmy.
Wyciągnął rękę przez stół i złapał ją za dłoń, zaciskając ją w swojej własnej. Przez chwilę milczał, lustrując spojrzeniem każde zadrapanie na jej skórze, każdego siniaka, każdy poplątany kosmyk włosów, wyłażący z niedbałego upięcia. Wszystko, co dało się zauważyć na pierwszy rzut oka, więc z faktu istnienia rany nogi nie zdawał sobie sprawy.
- Gdzie jest LeGuiness? - spytał w końcu. - Dlaczego nie wrócił z tobą?
Ciężko było stwierdzić, czy jest zły na jego nieobecność, czy jego pytanie wynika ze zwykłego zaniepokojenia i troski. Victor mówił jednak, że posprzeczali się przed jego wyjazdem, więc... można było się domyślić. Do pomieszczenia wszedł Jacob i po upewnieniu się, że nie jest już Agnes do niczego potrzebny, udał się w stronę pokoju, który dzielił z Matthiasem, zapewne by też doprowadzić się do porządku. Z kuchni z kolei wyszła Sonia, przynosząc póki co chleb, masło, konfiturę i ciepły kompot, od których Reimann mogła zacząć swój posiłek, zanim służąca nie przygotuje czegoś porządniejszego.
- Dotarłem do elfa. Jedyne miejsce, które wiedziałem jak znaleźć w tym mieście, po tym jak obudziłem się sam w jakiejś bocznej uliczce. Jedyna osoba, która mogła mi faktycznie pomóc. I widzę, że wybrałem dobrze. Ale co się stało? Kim jest ten Vasati, czego chciała od ciebie jego kochanka? Gdzie byłaś przez cały ten czas?
Gdzieś z góry dotarły do nich głośne kroki bliźniaków, kłócących się już o coś, a z kuchni - stukanie naczyń. Znajome odgłosy, za którymi Agnes zdążyła się już stęsknić. Być może gdyby nie skupiała się tak bardzo na postępie, jaki miały wprowadzić w świat jej działania, chciałaby teraz spędzić tu teraz więcej czasu z czysto sentymentalnego powodu. Mieszkanie wynajęte w Taj'cah stało się poniekąd jej domem. Teraz będzie musiała stworzyć sobie nowy.
- Wiem, że na pewno jesteś zmęczona. Ja też, faktycznie, nie zmrużyłem oka. Może teraz zasnę, jak wiem, że wróciłaś bezpieczna. Potrzebujesz odpoczynku, Agnes - westchnął, puszczając jej dłoń, żeby mogła cokolwiek zjeść. Nie zamierzał jednak zostawiać jej tu samej i rezygnować z zasypywania jej pytaniami.
Obrazek

Wróć do „Stolica”