Przeklęty okręt 'Perła Eroli'

1
Spoiler:
Perła Eroli nie pasowała do pozostałych okrętów zakotwiczonych w opuszczonym dziś porcie. Potężny dwumasztowiec pomalowany w jasne barwy był zaskakująco czysty i zadbany. W kajucie kapitańskiej, wyraźnie największej, bez przerwy paliło się światło. Lampy naftowe porozkładane na całym pokładzie czyniły go w nocy ciekawym obiektem. Pojawił się w porcie jeszcze przed zarazą, i od tamtego czasu z niego nie wypłynął. Ludzie gadali na jego temat dziwne rzeczy. Jakoby to stamtąd miało pochodzić choróbsko, które targa miastem. Podobno okręt przypłynął pusty, jako zwiastun klęski, która zaś jest zwiastunem czegoś jeszcze gorszego.
Spoiler:

Krasnolud biegł po kładce z pomostu ledwie ruszając się obładowany bronią. Malina skręcił w stronę schodów pod pokład. Po pokładzie biegali ludzie z otwartymi klatkami w rękach. Kilka stało przy burcie, pełne były piszczących, szarych, czerwonookich szczurów. Kilku z ludzi biegających po pokładzie zerkało na port. Widać było, że Niski chwycił za topór i stoi przy kładce chcąc chronić dostęp do podejrzanego statku. Nie był byle płotką, miał informacje, miał autorytet. Dwóch chłopa, dość masywnych zbiegło żeby mu pomóc. Malina zniknął już na schodach, a dwóch nadgorliwych chuderlaków toczyło wóz pełen wszelkiego rodzaju oręża po deskach w stronę, z której dochodziły wrzaski. Na miejscu sternika stał mężczyzna, dość chudy, miał twarz pooraną bliznami i opaskę na oku. Wyglądało to dość komicznie, bo gdyby nie stary, poszarpany płaszcz miejskiego strażnika, można by sądzić, że jest piratem. Krzyczał coś przepitym głosem wydając polecenia słuchającym go ludziom. Wskazał na Jedeusa krzyknął z irytacją w głosie.
-Na chuja Ci ten chrust?! Zrób pożytek z toporów i leć pomóc Niskiemu. Będzie się działo jak tu dotrze ten tłum. Pojeby wierzą, że ten okręt jest przeklęty!
Sam chwycił kuszę i zszedł na dół kuśtykając w stronę balustrady przeklinając. Niski krzyknął o wsparcie co powoli niknęło w krzykach pojawiającej się już gawiedzi.

Re: Przeklęty okręt 'Perła Eroli'

2
Podążając za Maliną, krasnolud stanął na pokładzie jednej z najbardziej charakterystycznych jednostek, jaką ktokolwiek chyba w życiu widział. Wypucowany do symbolicznego błysku, żagle czyściutkie i bez jakiejkolwiek skazy, brak obdrapań, uszkodzeń, nawet najdrobniejszego uszczerbku. Zupełnie jakby został wczoraj zwodowany. Fakt, że poza nazwą 'Perła Eroli' nie było żadnego oznaczenia, również sprawiał wrażenie, jakby po prostu czekał na pierwszego właściciela, mającego odpowiednio głęboką sakwę. Reszta żaglowców wskazywała swych posiadaczy wymyślnym herbem księcia Jakuba, prostszym, acz nadal okazałym godłem miejskim, bądź też o wiele skromniejszymi oznaczeniami mieszczańskich cechów handlowych z różnych części świata. Jednak Perła bezpańska nie była. Liczna załoga, o ile w ogóle ludzie tu obecni byli marynarzami, krzątała się z klatkami wypełnionymi szczurami. Na cholerę im te łazoperze? Toż to największy sprzymierzeniec wszelkich choróbsk. Chociaż... Zapijaczony sternik jako jedyny stał w miejscu, wykrzykując tylko dyrektywy, przerywane co chwilę bluzgami w stronę podwładnych, statku, portu, miasta, świata i życia. Generalnie marudził na wszystko, na co się tylko dało. Jego oblicze również zwracało uwagę. Zeszpecona twarz pokryta bliznami wraz z opaską na oku w połączeniu z płaszczem miejskiego strażnika tworzyły bardzo kuriozalny całokształt.

Jedeus na chwilę odwrócił swą uwagę od Maliny, skupiając się na obserwacjach otoczenia, przez co zgubił go z oczu. Prawdopodobnie zszedł pod pokład lub udał się do której z kajut, jednak wizerunek obecnych tu ludzi na zachęcał do myszkowania w poszukiwaniu potencjalnego kompana. Nie zajęło krasnoludowi dużo czasu, zanim znowu znalazł kierunek, w którym miał się udać. Okrzyki tłumu stawały się coraz głośniejsze. Szybko dało się zauważyć, że „marynarze” szykują się do odparcia potencjalnego natarcia tłuszczy. Załadowane wózki z bronią białą, od pałek po topory, sunęły w kierunku kładki, mijając Jedeusa, kilku osobników natomiast kroczyło z naciągniętymi kuszami. Cholera, będzie się działo, a moja magia będzie tak nieskuteczna jak kurtyzana bez rąk...

Sekundę po myśli, która zakwitła w głowie krasnoluda dziwaczny sternik wydarł się do niego, aby pomógł w odparciu kierujących się tu ludzi. Najwyraźniej myśleli, że łajba jest przeklęta. Tylko co za debil biegłby z pochodnią i widłami na statek widmo? Może i ta pieruńska epidemia przydałaby się temu miastu. Przynajmniej wybiłaby ten durny element. Poziom rozumowania poniżej dna, wodorostów i dziesięciu metrów mułu.

- No tumany no. - szepnął Jedeus pod nosem, jak zwykle sam do siebie.

Jeden fakt tylko go intrygował, poza całym tym obłędem z opętanym statkiem. Nie rozumiał co prawda logiki takiego rozumowania, lecz ciemnota tłuszczy była do przewidzenia. Jednak decyzja obrońców łajby, jeszcze bardziej zbiła brodacza z tropu. Mają idealną pozycję do obrony, dzięki wąskiej kładce, a i tak pchają się na zewnątrz jak jacyś błędni rycerze, którym wydaje się, że w pojedynkę by stado wiwern utłukli.

- Nie żebym pretendował na czyjeś stanowisko, ale czy nie łatwiej będzie nam się bronić na statku? Piraci z nich żadni, a tym bardziej marynarze, więc co mogą wiedzieć o sztuce abordażu? Ustawienie się przy wejściu na kładkę powinno zapewnić nam wystarczającą przewagę. Może nawet tumany się zniechęcą i odstąpią.

Słowa te wypowiadane były dosyć pospiesznie, gdyż jazgot gawiedzi stawał się coraz bardziej przytłaczający. Nie wywołał też niestety, żadnej odpowiedzi. W odległości kilkuset metrów widać było już sylwetki stłoczone w jeden organizm. Stworzenie tępe, nienawistne, zdesperowane, pełne gniewu i rozgoryczenia. Ulica prostopadła do nabrzeża ukazywała łeb bestii. Nie można było mieć jednak pewności czy owa hydra nie chowa kolejnych łepetyn w innych, niewidocznych z owego miejsca, w innych częściach miasta. Chcąc nie chcąc, nie widząc żadnego odzewu ze strony przyszłych kompanów w boju, ruszył również i krasnolud na spotkanie natarcia. Odrzucił graty Niskiego na pokładzie, broń również, choć przezornie zostawił sobie u pasa jeden topór, sprawdzając czy łatwo uda się go wydobyć w razie konieczności. Krok za krokiem przebył kładkę, stanął pomiędzy ludźmi i oczekiwał.
"Jeśli myślisz, że jesteś zbyt mały by coś zmienić, spróbuj zasnąć z komarem latającym nad uchem"

Re: Przeklęty okręt 'Perła Eroli'

3
Chaos panujący na okręcie zagłuszał głośne myśli Jedeusa. Słyszał je tylko kapitan, który zszedł powoli po schodach łypiąc na krasnoluda jedynym okiem. Nie trudno się domyślić, że górował nad nim wzrostem. Stanął dosłownie kawałek od druida i wysyczał dość głośno w jego twarz.

-Jeśli masz jakieś swoje znakomite plany to wcielaj je w życie kiedy nie mamy zadania od samego Fedora. Jeśli obawiasz się walki to bierz te gryzonie i zapieprzaj do pracowni znachora w głębi miasta! -widać było, że brał udział w niejednej bitce i ma asa w rękawie. Asem okazała się potężna kusza, jaką zdjął z pleców. Same jej gabaryty nie były tak przerażające jak fakt, że mężczyzna naciągnął ją gołymi rękoma. Zainstalował na niej wielgachny bełt i kuśtykając ruszył do burty okrętu. Stanął przy samej barierce i przymierzył się patrząc w tłum.

-Spierdalać! Powiedziałem wyraźnie! Nie będziecie stąd uciekali śmiecie! -huknął i zwolnił cięciwę kuszy. Z potwornym brzdękiem bełt ruszył w stronę zbieraniny biedoty i chłopstwa. W ciszy jaka zapanowała słychać było rzężenie konającego mężczyzny. Pocisk sterczący z jego szyi okalany był płatami wiszącej skóry. Krew, która spływała z rany strumieniem tworzyła na ziemi kałużę. -Mam nadzieję, że wyraziłem się jasno! Wypierdalać! Rozejść się!

Spod pokładu wybiegł Malina, w pełnej zbroi. Trzymał w ręce potężny, dwuręczny miecz. Machnął na Jedeusa i zszedł pomału po kładce dołączając do Niskiego. Wręczył mu jakiś świstek papieru i powoli ruszył w stronę tłumu. Biedota zaczęła się wycofywać, mimo, że wielokrotnie liczbowo przewyższała 'załogę' okrętu. Kapitan odwrócił się w stronę druida i pytająco na niego spojrzał naciągając ponownie cięciwę.

Re: Przeklęty okręt 'Perła Eroli'

4
- No i o to mi właśnie chodziło. - odparł jedynie Jedeus śmiejąc się gromko. Nie czekał na reakcję kapitana, gdyż zdążył już zauważyć, że nie jest to rozmowny typ, udał się więc po najbliższą klatkę ze szczurami. Nie sprawiały wrażenia wyjątkowych. Mogły być zarażone. Ale jednak ich reakcje i zachowanie wskazywały na to, iż są kompletnie zdrowe. Może więc nosicielstwo? Wiadome jest, że te małe skurczybyki są najskuteczniejszym narzędziem wszelkich epidemii. A więc o to tu chodzi. Skubańcy działają na rzecz miasta. Haa! Tylko ciekaw jestem, jak wiele na tym zyskają? Całkiem możliwe, że pracują nieoficjalnie z ramienia władz miejskich. A może i kogoś z zamku książęcego. Ciekawe.

Krasnolud bez słowa zszedł z pokładu Perły Eroli. Jego uwagę cały czas przykuwały szczury z klatki. Gryzonie początkowo będąc zajęte same sobą, nie zwracały na brodacza uwagi, jednak, gdy spojrzenie jednego natknęło się na oczy brodacza, reszta futrzaków również poszła w ślady brata i skupiły uwagę na tymczasowym opiekunie. Stworzenia tak małe i nieznaczące w postaci pojedynczej jednostki, idealnie nadawały się do nawiązania z nimi kontaktu, bez żadnych trudności. I cóż wy tu robicie, pozamykane w tych klatkach? Karmili was tam w ogóle? W odpowiedzi szczury chóralnie odpowiedziały Jedeusowi. Widać było, że są zadowolone z kontaktu z kimś tak przyjaznym. Właziły jeden na drugiego, stawały raz na przednich, raz na tylnych łapkach. Spodziewałem się tego. Cóż moi drodzy, teraz nie mam niestety nic czym bym mógł was nakarmić, ale jak dojdziemy do znachora to może się coś znajdzie. Szczurzy chór ponownie odpowiedział.

Nawet poprzednia niepewność podczas przechodzenia przez kładkę, nie objawiła się w żaden sposób, przez to zaangażowanie w kontakt ze szczurami. Powiernik klatki oderwał od nich wzrok dopiero jak podszedł do Niskiego i Maliny, którzy stali nadal na brzegu portu, patrząc za wycofującym się tłumem.

- Dziękuję ślicznie za trunek. Bez obaw, przy najbliższej okazji się odwdzięczę. - Słowa te zaskoczyły początkowo Malinę, który chyba nie spodziewał się, że znikąd wyrośnie za nim krasnal. Nie zdążył też się zripostować, gdyż Jedeus już skupił uwagę na Niskim. - Kapitan, bo zakładam, że facet z wielgachną kuszą, to on, poprosił mnie o pomoc z tymi oto stworzeniami. Jako, że w mieście jestem od niedawna to nie orientuję się jeszcze w terenie. Byłbym wdzięczny, gdybyś wskazał mi gdzie jest znachor, co mu klatkę mam dostarczyć?
Ostatnio zmieniony 20 sty 2017, 23:28 przez Jedeus, łącznie zmieniany 1 raz.
"Jeśli myślisz, że jesteś zbyt mały by coś zmienić, spróbuj zasnąć z komarem latającym nad uchem"

Re: Przeklęty okręt 'Perła Eroli'

5
Raz w roku na świat przychodzi jeden skrzat noworoczny wraz z hukiem imprez sylwestrowych i przelewanymi najróżniejszymi trunkami, w kłębku świata, gdzie skupia się zagubiona magia wszystkich trzystu sześćdziesięciu pięciu dni. Ta energia, która uciekła podczas wykony wach czarów, nieudanych eksperymentów magicznych, czy podczas śmierci magów- lepi tych małych psotników. Stąd nic dziwnego, że są oni tak bardzo połączeni z fauną i florą. Potrafią oni tworzyć rzeczy, które wydawałyby się niemożliwe dla zwykłej śmiertelnej istoty. Zresztą niewiadomo co dzieje się ze Skrzatami Noworocznymi. Wraz z ostatnim dniem stycznia przepadają i nigdy więcej się nie pojawiają. Jedno jest jednak pewne. Uwielbiają ingerować w świat Herbian i często mieszają w szykach bogów, mistrzów gry i bardów, a same nie ponoszą z tego tytułu żadnych konsekwencji, bo nigdy nikt ich nie widział. Niektórzy jednak utrzymują, że nawet prowadzili z nimi korespondencję jeszcze przed narodzinami.

Tym razem ten niewysoki ktoś znalazł się w Qerel w samym centrum epidemii. On jednak nie martwił się ni chorobą, ni tłumom rozszalałej gawiedzi, ni władzy Fedora, a tym bardziej szalonym nekromantom. Zresztą on zupełnie nie znał słowa zmartwienie. Przecież niedawno się narodził i jego słownik obfitował tylko w najbardziej zabawne pojęcia. Pierwszymi słowami, które wypowiedział, były „figle i psoty”, a zaraz później „cukierek albo psikus”. On nie przybył tutaj aby gaworzyć czy poszerzać swój zasób słów. Sprowadził go Jedeus lub może jeszcze bardziej bard Aberyt.

Siedział sobie na jednym z budynków i obserwował całą scenę przez lunetę. Widział również niedaleko druida latającą wróżkę, która przybrała postać robaczka świętojańskiego. Krążyła nad jego głową wsłuchując się w jego słowa i myśli. Magiczny pyłek opadł na szczury. Nagle te niewielkie gryzonie stały się niezwykle bystre. Mieszkały od roku w Qerel i zdążyły dobrze je poznać, a magia przepływająca od Pomyślności (owej wróżki) nadały im o wiele większej wiedzy na temat otaczającego ich świata. Świetlik zniknął szybciej niż krasnolud zdążył zareagować, ale jej wpływ dopiero zaraz miał mu się ukazać.

- Oj mój drogi, zostaw tych półgłówków w spokoju. Zaprowadzimy Cię same do lazaretu, ale musisz nam obiecać, że staniesz w naszej obronie. – powiedział troszkę większy z długim ogonem gryzoń, który wydawał się być przemądrzały i dumny z bycia szczurem.

- Tak, tak, tak, dokładnie tak. Musisz nam pomóc. On chce nas pociąć na kawałki. Rozumiesz, wyjąć nasze bebechy, żeby doszukać się źródła epidemii. – zakrzyknął drugi, który był niezwykle chudy. Bardzo szybko gadał, a do tego co chwile w przerwach lizał swoje łapki, futerko i ogon.

- Nikt tutaj nic nie wie o tej chorobie, a mogliby się poradzić kogoś mądrzejszego niż ludzie. My szczury jesteśmy o wiele dalej ewolucyjnie niż ludzie – tłumaczył, po czym dodał – znamy doskonale miasto. Pokażemy Ci drogę.

- Zostaniemy kumplami? Widzisz. Ty jesteś dobry, a my możemy być dla Ciebie bardzo pożyteczne. Dwa mądre, szybkie i zwinne szczury oraz krasnolud. Doskonałe połączenie. Nie sądzisz?

- Zamknij się już Bil, bo zaraz go zrazisz do nas. Z tymi większymi trzeba spokojniej, a nie paplać pyskiem jak niespełna rozumu. – zganił towarzysza i zwrócił swój ryjek w kierunku Dębogłowego – Ty pomożesz nam, a my Tobie. Z pewnością chcesz się stąd wydostać, ale póki panuje tutaj epidemia nikt cię nie wypuści. Powstrzymamy więc ją razem. Choć będzie to ciężkie zadanie. Wszystko opowiemy Ci już w dalszej podróży. Właśnie teraz musisz opuścić port.

- A później skręcić w lewo, trzy przecznice i znów w lewo, a później biegnij ile sił w nogach, żeby cię ktoś nie dopadł, a później skręć w prawo, a …

- Spokojniej Bil!

Re: Przeklęty okręt 'Perła Eroli'

6
Z pracowni alchemicznej

Szczur tuż po wkroczeniu w tę dzielnicę niedoli wychynął się na zewnątrz, instruując co i rusz krasnoluda odnośnie drogi. Dotarłszy do miejsca przeznaczenia, Perły Eroli, nie dało się nie zauważyć, iż tłumu nie było – kryzys został zażegnany. Przy kładce na pokład stało jednak dwóch drybli, których Jedeus kojarzył jako tako, że kręcili się po statku. I oni chyba go poznali, chociaż zagrodzili drogę na okręt. Spojrzeli nań groźnym wzrokiem, obnażając zęby niczym jakieś kundle z wścieklizną.
Czego tu znowu? — zapytał jeden z nich, warcząc jak kundel.
Musimy się dostać do kajuty kapitana, tam będzie odpowiedź — pisnął Bob do ucha Jedeusa, kuląc się przy jego karku.

Re: Przeklęty okręt 'Perła Eroli'

7
Dwaj strażnicy, na których Jedeus natknął się przy kładce nie byli tymi poznanymi wcześniej. Warty musiały się zmienić. Żeby tylko poszło tak gładko, jak poprzednim razem. Krasnolud stanął naprzeciw drabów, skierował na nich swe twarde spojrzenie, okazując jedynie pewność siebie.

- Wierzcie mi, że chętniej znalazłbym się w jakiejś karczmie, osuszając jeden kufel za drugim, popalając przy okazji swe zioła. Przysłał mnie tu medyk, a przynajmniej tym się teraz zajmuje. Muszę jedynie zajrzeć do kapitana, podobno on będzie wiedział o co chodzi. Będę wdzięczny jak mnie wpuścicie, żebym mógł załatwić sprawę i szybko wrócić, gdzieś gdzie będzie można w spokoju puścić dymka. Zarówno ja i wy będziemy mieli problem z głowy.
"Jeśli myślisz, że jesteś zbyt mały by coś zmienić, spróbuj zasnąć z komarem latającym nad uchem"

Re: Przeklęty okręt 'Perła Eroli'

8
Reakcja dryblasów była być może lekko zaskakująca dla Jedeusa. Mogła też wywołać w nim całkiem inne emocje, ale nie same odczucia były tutaj najważniejsze, lecz informacje, których krasnolud tutaj się doszukiwał. I to, co właśnie palnął, a palnął najwyraźniej gafę, która co gorsza mogła, i okazała się być konkretną głupotą. Może i bowiem wartownicy nie należeli do najmądrzejszych, czego zresztą po nich nie oczekiwano, lecz niektóre fakty kojarzyli. A kiedy należało, bywali podejrzliwi wobec dziwnych jegomościów pytających o niestworzone rzeczy.
Kapitan? Możesz z nim porozmawiać, może go ryby nie zeżarły na dnie morza — zarechotał jeden z nich, ale drugiemu mniej było do żartów, tako i zaraz zapytał:
Debil żeś jest czy tak źle knujesz? Ja żem cię widział tutaj przedtem, całkiem niedawno, jak niedobitki rozgarnialiśmy. Z Fedorem współpracujesz, nie? — zamilkł na sekundę, ponuro spoglądając na druida, a potem rzucił do kolegi, żeby przyprowadził szefa. Ten zniknął, podczas gdy strażnik raczył wytłumaczyć łaskawie, dlaczego tak jego ziomka rozbawiła wzmianka o kapitanie: — Debil żeś najwyraźniej, bo po gębie widać. Jeśli nie szukasz NASZEGO kapitana, a raczej tego nie robisz, to tego właściwego raczej nie znajdziesz. Nikt z nas nie znalazł. To cholerstwo przypłynęło samo. Nie wiadomo skąd i jak, ale jak wbiliśmy na pokład, nikogo i niczego nie było. Temu te bydlęta napierały na statek. A czemu sam Fedor się tym interesuje, no to ja sam nie wiem. Nic tutaj nie ma. W sumie, po co ci kapitan, co? Ten twój medyk cię w konia zrobił, ot co — wtedy właśnie wrócił żartowniś i oznajmił, że kapitana ich drużyny tutaj nie ma. Mądrzejszy z tych dwóch wzruszył wtedy ramionami i stwierdził, że jak Jedeus chce, to Jedeus może iść do kajuty kapitana, ale raczej nic tam nie znajdzie. Oni wszystko przeszukali. Ale Jedeus działa z ramienia Fedora, więc Jedeus iść tam może. Więc Jedeus wraz z podekscytowanym szczurem Bobem poszedł tam, odprowadzany dziwnymi spojrzeniami. Nikt go nie zatrzymywał, bowiem zarówno szefowi ich bandy, jak i jemu samemu zależało na tym samym – zatrzymaniu zarazy.

Kajuta była mocno przetrząśnięta. Zabrano z niej wszystko, co mogło być wartościowe i prócz pryczy, biurka, szaf i półek, wszystek okradzionych z dóbr, niczego tutaj nie było. Ale Bob był na tyle podekscytowany, że mogło to się nawet druidowi udzielić. Gryzoń piszczał tylko, że już są blisko, że to tutaj i rzeczywiście. To było tutaj.
Patrz na ściany. Oni mówili, że on chował to w ścianach! To tam musi być! — po dłuższych oględzinach, gdy Jedeus opukiwał, macał i sprawdzał owe ściany, za biurkiem nieszczęsnego kapitana poczuł, jak pod jego palcami jedna z desek delikatnie się ugina pod naporem jego dłoni, bardziej niż pozostałe, o tyle, iż należało sądzić, że coś z nią jest nie tak. Szczeliny pomiędzy były także szersze, chociaż deska wyglądała na solidnie przymocowaną. Najważniejszym tropem były jednak zaschnięte, ledwo widoczne na tle koloru deski brunatne ślady, podłużne. Dopiero, gdy mężczyzna poradził sobie z kłopotem, a minęło trochę czasu, tuż po tym, jak zdjął nieszczęsną boazerię, ujrzał... dziennik wciśnięty między drugą deskę. Były na nim odciski palców, tego samego koloru co te na ścianie. Wyciągnąwszy go, mógł się przyjrzeć z bliska, poczuć fakturę i ciężar tego przedmiotu. Dopiero po chwili mogło do niego dotrzeć, że odnalazł coś, co w jego dłoniach jest władzą i wiedzą. Odnalazł być może remedium na zarazę, być może zapiski na temat tego, co się stało z kapitanem przeklętego okrętu, który przypłynął tutaj sam, bez załogi. Być może nawet dowie się o tym, skąd przybyła zaraza.
Wystarczy tylko otworzyć owe zapiski i zacząć czytać...

Re: Przeklęty okręt 'Perła Eroli'

9
Reakcja niby nie powinna dziwić Jedeusa, ale jednak zdziwiła. Przebywał w tym mieście wyjątkowo krótko, a i była to jego pierwsza wizyta. W dodatku w wyniku kataklizmu, który sprawiał wrażenie, jak gdyby bogowie o nim zupełnie zapomnieli lub co gorsze zesłali plagę specjalnie, działy się tu rzeczy niecodzienne, niestandardowe. Ciężko więc było o normalne zachowanie i normalne pytania.
Nie biorąc jednak do siebie przytyków strzegących wejścia na statek drabów. Z jednej strony lepiej było nie narażać się takim osobnikom. Z drugiej zaś ciężko było oczekiwać wysokiej rozumności z ich strony. Tak czy owak nie mówiąc praktycznie nic, oprócz: "aha", "nie wiem", "taa" i "dzięki", udał się na pokład. Wchodząc do kajuty kapitana, rozważał jedynie słowa przed chwilą zasłyszane. Kapitan martwy, statek dopływający do protu bez żadnej załogi? Niby magia ma wiele zastosowań, ale jej efekty mają raczej ograniczony zasięg. Raczej... Może gdyby usiadł w spokoju w jakimś zacisznym miejscu, odpalił z fajki swoje ziela, doprawił się magicznymi grzybkami i wprawił w kilkugodzinny trans medytacji, jego umysł sam podsunąłby mu przynajmniej kilka logicznych wyjaśnień tego fenomenu. Jedyne jakie mu teraz przychodziły do głowy to ingerencja bogów, niedoinformowanie obecnej załogi lub rzeczywiście dzieło maga, który musiałby teraz znajdować się w mieście.
Rozmyślania przerwał mu Bob, najpierw dyskretnie samym zachowaniem wyrażającym ekscytację, a zaraz potem swą wypowiedzią. Zaraz, zaraz.

- Oni mówili? Chodzi ci o twych szczurzych pobratymców czy masz na myśli ludzi?

Nie czekając na odpowiedź zabrał się do sprawdzania ścian. Rzeczywiście natknął się na skrytkę. Ciężko byłoby nie zauważyć brunatnych śladów na desce. Przypominało to zaschniętą krew, a kształt trochę utwierdzał mieszańca w tym przekonaniu, gdyż miał wrażenie, iż zostawiła ją ranna ręka lub inna część ciała. Nie chcąc marnować czasu na zbędne rozważania, których nijak nie mógł teraz w żaden sposób potwierdzić, ani zaprzeczyć, dobrał się z lekkim trudem do środka schowka. Dziennik, który w nim znalazł również był naznaczony odciskami w tym samym odcieniu. To trochę wzmocniło podejrzenia Jedeusa o tym, iż ma do czynienia z zaschniętą krwią. Poczuł podniecenie, iż udało mu się prawdopodobnie znaleźć sposób na zażegnanie problemu zarazy, jednak jednocześnie naszły go wątpliwości. Właściciel tego przedmiotu nie żyje, zniknął w niewyjaśnionych okolicznościach, choć najprawdopodobniej po prostu został zaszlachtowany. Kusiło go by od razu zajrzeć co skrywa zawartość, lecz uznał, że nie zaszkodzi odrobina ostrożności. Podsunął dziennik szczurowi pod nos, prosząc go, by swym węchem zweryfikował jego podejrzenia odnośnie krwi oraz intuicją inne zagrożenie. Sam natomiast wytężył zmysły, aby sprawdzić czy żadna magia nie została nałożona na przedmiot. W razie gdyby dziennik nie sprawiał zagrożenia planował zajrzeć do środka i przynajmniej przejrzeć jakiego typu informacje zawiera.
"Jeśli myślisz, że jesteś zbyt mały by coś zmienić, spróbuj zasnąć z komarem latającym nad uchem"

Re: Przeklęty okręt 'Perła Eroli'

10
Bob pisnął w sposób niezwykle przypominający ludzkie prychnięcie, po czym odpowiedział na pytanie.
Nasi. Szczury oczywiście. One mówiły, że to tutaj jest... aha! Widzisz? Mówiłem. Nie chcieli więcej powiedzieć, ale mówili, że to tutaj jest... — gadkę Boba Jedeus już raczej nie słyszał, bowiem miał w rękach odpowiedź na pytanie, jakie zadawali sobie wszyscy w Qerel. Sam gryzoń obwąchawszy zeszyt potwierdził podejrzenia druida odnośnie śladów krwi i nie wyczuł tam niczego innego. Słowem, dziennik był czysty. Kartkując go, ze środka wypadła pojedyncza kartka zgięta kilka razy. Posiadała na sobie resztki pieczęci, której Jedeus nie mógł rozpoznać... ale podpis pod listem już tak. Ładne pismo zdobiło sztywną stronicę, przekazując taką oto treść:


Sir Emmanuelu Frayfingu,
nie strzępiąc słów na zbędne uprzejmości, przejdę od razu do rzeczy. Polecono mi Pana jako osobę godną zaufania oraz rzetelną, która nie wymiguje się od powierzonych zadań. Tuszę więc, iż zachęcony kwotą przekazaną Panu przez mego pośrednika w Eroli podejmie się Pan przewozu mego przyjaciela do Qerel. Bez zbędnych pytań oraz niepotrzebnego węszenia. Po dobiciu do tutejszego portu Pana oraz Pańskich współpracowników będzie czekać reszta obiecanych pieniędzy. Następnie prosiłbym o jak najszybsze zniknięcie z okolicznych wód, powodu rzecz jasna podać nie mogę. Pragnę także z góry podziękować za przyjęcie zlecenia oraz życzyć spokojnego rejsu,
z poważaniem
Carter Stradford


Kartkując skoroszyt, Jedeus natykał się na interesujące fragmenty opisujące ostatni rejs Emmanuela Frayfinga:

(...)o szczurzej aparycji, w jakichś łachmanach i oczach takich dziwnych,
że człowiek śpi spokojniej, gdy się na niego nie gapi. Nerwowy jakiś, w miejscu nie ustoi, śmierdzi jakimś spiskiem(...)przyszedł z klatką z zarzuconą jakąś szmatą, ale przysiągłbym na Ula, żem słyszał piski. Szczurów mi kurwa jeszcze tutaj potrzeba... czuję, że coś się stanie. Chłopaki też czują, ale tyle pieniędzy nie chodzi piechotą. Ani żaden z nas tyle na raz nie widział.

Dzień 18
Przeklęty niech będzie dzień, w którym zgodziłem się na zabranie tego szczurzego syna i jego przeklętych gryzoni. Przeklęty niech będzie Stradford i jego pieniądze. I niech przeklęta będzie moja pazerność! Teraz widzę, jak ślepy na pieniądze byłem i jak podle mnie oszukano.(...)tak jak pisałem wcześniej, chłopcy zaczęli chorować. Na początku gorączka, potem wymioty, paskudne, krew i ropa z nich wypływała, teraz nie są zdolni nawet do żeglugi, tylko leżą i jęczą. I ja czuję, jak mnie to łapie. Przeklinam was wszystkich!

Dzień 22
Pierwszy padł Kristof. Zrobiliśmy mu pogrzeb, a raczej ci, którzy jeszcze mogli chodzić. Widzieliśmy, jak opada w głąb morza i wiedzieliśmy, że i nas to czeka. Potem przyszedł czas na kolejnych i kolejnych... co najśmieszniejsze, Perła płynie pomimo tego, że nie ma już tak naprawdę nikogo, kto mógłby na niej pracować. I pogoda przez te dwadzieścia przeklętych dni, jak pisałem, była idealna, zbyt idealna.
Perła Eroli miała od samego początku trafić do Qerel i ten przeklęty szczurzy wypierdek dopilnował tego. Jedynym pocieszeniem jest to, że i jego trafia ta zaraza.

Dzień 32
Strzeż się, Qerel. Strzeż się, bowiem jutro dopływamy do portu. Na Perle pozostałem tylko ja, ten gnojek i trzech innych chłopców. Nie wiem nawet po co to piszę. Może łudzę się, że ktoś to odkryje... byłoby mi niezmiernie miło, jakby ktoś mnie pomścił. Ktokolwiek, byle Stradford udławił się tymi swoimi pieniędzmi.
Chciałbym ostrzec ludzi, ale nogi mam jak z wody. Ledwo wstaję, żeby się odlać i jutro boję się, że mogę nawet się nie obudzić. Dlatego powziąłem decyzję i dlatego piszę ostatnie słowa ze złudną nadzieją, że ktoś znajdzie ten dziennik, że ktoś będzie na tyle mądry, że zaglądnie za deski... że Perła nie zatonie czy nie spłonie. Przeklęty, po raz setny powtarzam, niech będzie dzień, w którym przystałem na propozycję Stradforda.
Nie dam temu skurwysynowi satysfakcji. Chłopcy sami mnie prosili, żeby ich dobić, żeby nie skończyli jak pozostali. Podarowałem im tę ostatnią posługę i sobie też zamierzam ją podarować. Cokolwiek zrobi z moim ciałem, nie zdechnę jak inni.
Jeśli ktoś to czyta, niech ktoś powie Mavy i Olliemu co się ze mną stało. Albo nie, niech korzystają z tych pieniędzy. Umarłem z rąk piratów, tak będzie lepiej.
Kocham was.
Niech bogowie i zmarli mi wybaczą. Naprawdę tego nie chciałem.
Emmanuel Frayfing


Ciężko było tylko przelotem zerknąć na to, co było spisane w dzienniku, toteż Jedeus mimochodem dowiedział się praktycznie... wszystkiego. I teraz nachodziło pytanie, co zrobi z tymi fantami i komu je przekaże?

Re: Przeklęty okręt 'Perła Eroli'

11
Po upewnieniu się, że dziennik w żaden sposób mu nie zagraża, otworzył pierwsze stronice i oprócz wiadomości od pewnego jegomościa, którego nazwisko nic Jedeusowi nie mówiło, natknął się na sporą ilość przydatnych informacji. W dodatku nie przestudiował wszystkiego dokładnie, co znaczyło, że informacji mogło być znacznie więcej. Upewnił się czy nikt nie zagląda do kajuty i wyrwał stronice zawierające jakiekolwiek informacje dotyczące choroby, jej pojawienia się, rozwoju, symptomów, które mogłyby przysłużyć się owemu człowiekowi przebranemu w strój ptaka. Wyraźnie było widać, że wie co ma robić i jak to robić. Tak. Jemu w kwestii zarazy można zaufać. Tylko co z resztą? Po szybkim przewertowaniu kartek uznał, że nie ma sensu dłużej zostawać na tym przeklętym statku. Zgiął poprzednio złożony list od owego Stradforda i schował go w jednej z ukrytych kieszeni swego płaszcza. Sam notatnik zaś umieścił z resztą własnych notatek odziedziczonych po wuju. Deskę, która zasłaniała schowek zasunął tak jak była, rozejrzał się jeszcze raz, chcąc mieć pewność, że zostawił wszystko tak jakby go tu nie było. O istnieniu tego listu wiem teraz tylko ja i jego nadawca. Najprawdopodobniej. Jeśli przed nikim się nie zdradzę, to bez problemu powinienem znaleźć czas na przekazanie go w odpowiednie ręce. Teraz tylko trzeba było sobie odpowiedzieć na pytanie: kto jest dość wiarygodny i uczciwy, tak aby pociągnął do odpowiedzialności winnego całej tej zarazy. Król? Może jakiś godny zaufania zasiądzie kiedyś na tronie. Półświatek? Oni są chyba ostatnią opcją... Władze miasta? Sami z bandziorami współpracują więc na pewno w ich szeregach są ludzie skorumpowani. Można by spróbować pójść do samego księcia, tylko czy jest pewność, że jest on w mieście i nawet jeśli tak to jak się do niego do cholery dostać?
Nie tracąc czas Jedeus opuścił kajutę dawnego kapitana i podchodząc do "strażników" powiedział tylko, że nie dowiedział się niczego pomocnego, licząc, że puszczą go bez zbędnych pytań. Bo jeszcze tego mu tylko brakowało. Przesłuchania prowadzonego przez kilku zbirów.
"Jeśli myślisz, że jesteś zbyt mały by coś zmienić, spróbuj zasnąć z komarem latającym nad uchem"

Re: Przeklęty okręt 'Perła Eroli'

12
Mistrz Gry

Jedeus skrzętnie zatarł za sobą wszelkie ślady. Nie było tutaj już żadnych dowodów, że jakikolwiek dziennik był w jakiejś skrytce ani że jacyś ludzie o nieznanych mieszańcowi nazwiskach zlecali całą zarazę. Pozostał tylko on i szczur oraz to, co krył w fałdach płaszcza i w torbie - informacje tak cenne, że jedno niewłaściwe słówko i skończy w ciemnej alejce, gdzie nikt nie usłyszy jego wołania. Od tego momentu druid musiał być ostrożny i nieufny.
Na całe szczęście nikt nie zatrzymywał go na statku. Ba, bandyci nawet nie przejęli się zbytnio osobą Jedeusa, odburkując że dobra, że gówno nas to obchodzi i w ogóle to możesz już wypierdalać. Tak też zrobiwszy, mężczyzna znalazł się na powrót na suchym lądzie. Powoli idąc przez puste uliczki, czując na plecach ciągle czyjś wzrok, wzrok zaglądający zza okiennic ponurych domów, nim zdecydował, co zrobi z nowymi fantami, znalazł się w ciekawej sytuacji.
Jakaś kobieta, niezbyt stara, bo na oko trzydziestoletnia, w ubrudzonej błękitnej sukni i potarganymi włosami, stała nad czyimś truchłem, drżąc na całym ciele. Gwałtownie odwróciła się, słysząc kroki druida, patrząc się nań lekko przerażonym wzrokiem. Jej piękna twarz była zadrapana i ubrudzona, podobnie do odzienia. Na ramieniu miała torbę, w dłoni nóż, zakrwawiony po samą rękojeść. Spoglądała przez chwilę na Jedeusa, po czym zachrypniętym głosem powiedziała:
Zdrowy... i nie wyglądasz jak tutejszy. Ekhem. Mógłbyś... mi pomóc? Wrócić do domu. Teraz, powiedzmy że boję się sama iść przez tę dzielnicę, a dwójki może nikt tutaj nie będzie atakować.

Spoiler:

Re: Przeklęty okręt 'Perła Eroli'

13
Początkowo wszystko wyglądało, jakby Jedeusowa droga miała przebiegać szybko i sprawnie. Draby na statku nie zatrzymywało go na zbędny spytki, choć nie mogli darować sobie okazji burknięć i bluzgów spod nosa. Mieszaniec ani się tym nie przejmował, ani nie zamierzał na cokolwiek reagować. Jak zawsze wszystko po nim spływało gładko niczym krople deszczu po liściach drzew. Późniejsza trasa nie była zakłócana przez nikogo i nic... do czasu. Wszyscy ludzie jakich mieszaniec mijał po drodze, schodzili przerażeni wizją zarażenia się chorobą lub po prostu byli zbyt zajęci swoimi problemami, że jego istnienia nawet nie zauważali. Ta druga opcja była znacznie dogodniejsza, gdyż znacznie lepiej, gdy twe istnienie jest niezauważane, niż dostrzegany choćby przez wariata czy umierającego. . Kobieta w średnim wieku, choć mógł ją postarzać zaniedbany stan ubrania i fakt, że chyba zapomniała czym jest higiena. Dostrzegając, że stoi na jego drodze jakaś osoba nad ciałem, wokół którego rosła kałuża krwi, Jedeus ścisnął mocniej dłoń na swym kiju, normalnie służącym za laskę, a w razie potrzeby narzędzie do samoobrony. Drugą ręką sięgnął do sakwy w poszukiwaniu sproszkowanych suszonych grzybów, które gdyby dostały się w odpowiedniej ilości dostać się do organizmu ofiary, mogłyby wywołać efekt halucynacji i lekkiego zdezorientowania. Śmierci niby w mieście sporo, ale głównie przez zarazę. O ile mi wiadomo to choróbsko nie powoduje zgonu przez wykrwawienie z bebechów. Oczywiście nie patrzył w stronę kobiety i starał się sprawiać wrażenie, jak gdyby po prostu grzebał w swoim ekwipunku.

Gdy stało się to, czego mieszaniec miał nadzieję uniknąć, zaczepienie go, zerknął na kobietę badawczym wzrokiem. Od razu zdał sobie sprawę, że ciało, które przy niej leżało było martwe dzięki niej, a właściwie nożowi, który dzierżyła. Zachowanie też nie wskazywało na to, żeby była normalna lub przynajmniej spokojna, co za tym idzie, mniej niebezpieczna. Jedeus spodziewał się już dialogu, lecz prośba morderczyni była dość zaskakująca. Przeciągnął ją drugi raz wzrokiem od góry do dołu, oceniając czy i jeśli tak to jak duże zagrożenie dla niego stanowi. Zerknął na ciało i powoli przeciągając wzrokiem na nią, wbił spojrzenie prosto w jej oczy.

- Rozważę twą prośbę pod warunkiem, że odpowiesz mi na parę pytań i oddasz nóż, który trzymasz w ręce. - Złapał kij jednym palcem prawej dłoni, zajętej już po części proszkiem. Drugą rękę wyciągnął zaś przed siebie. - No więc, kim jesteś? Kim jest on i dlaczego go zabiłaś? - Już miał skończyć dopytywanie się, gdy przyszła mu do głowy jeszcze jedna kwestia. - A, no i jaką mam gwarancję, że nie skończę jak ta osoba obok ciebie?
"Jeśli myślisz, że jesteś zbyt mały by coś zmienić, spróbuj zasnąć z komarem latającym nad uchem"

Re: Przeklęty okręt 'Perła Eroli'

14
Mistrz Gry

Kobieta przez krótką chwilę wyglądała na zaskoczoną żądaniem Jedeusa. Zabrało jej to może dwie, trzy sekundy, aczkolwiek potem gwałtownie, ze swego rodzaju obrzydzeniem rzuciła nóż pod nogi pół-krasnoluda. Wytarła drżące dłonie o fałdy swej sukni i odpowiedziała mężczyźnie, chociaż ten mógł wyczuć w niej swego rodzaju... obrażalski ton? Jakby czymś ją uraził.
Jestem Alina Berd, a ty powinieneś zachowywać się nieco bardziej kulturalnie. Naprawdę uważasz, że chodzę sobie po ulicach biedoty i morduję niewinnych zarażonych? Na Osurelę, co za impertynencja! Pomagam tym biedakom. Proszę, spójrz do torby, jeśli się nie boisz, że ukrywam tam czarnomagiczne artefakty — tym razem w jej głosie zabrzmiała ironia. Kobieta brzmiała na mocno arogancką. Rzuciła pod nogi Jedeusa także i torbę, otwartą się okazało, z której wysypały się jakieś buteleczki z kończącymi się płynami, a także kawałek materiału. — Ten człowiek... nie chciał mojej pomocy. Siedział tutaj. Chciałam mu pomóc, ulżyć w bólu. Robię tak co jakiś czas, mimo, że wszyscy mi odradzają. Dopiero dzisiaj stała się taka tragedia. Musiałam się bronić, po prostu. Proszę cię bardzo, nie zamorduję ciebie. Jesteś zdrów jak ryba, zapewne bez problemu dałbyś mi rady, chociażby tym kijem. Odprowadzisz mnie więc? Do Bursztynowej Dzielnicy, tam mieszkam. Zaraza nie dotknęła tam praktycznie nikogo. Mogę cię za to ugościć na chwilę, jeśli chcesz. Nie wyglądasz jak tutejszy. Po prostu nie chcę sama wracać — Alina, jak się tajemnicza kobieta przedstawiła, wyglądała całkiem poważnie, a w jej słowach nie słychać było prócz arogancji żadnych niepokojących tonów. Na morderczynię po dłuższym przyjrzeniu się także nie wyglądała. Jedynie stała tam jak sierotka, zdana na dobrą wolę Jedeusa.

Re: Przeklęty okręt 'Perła Eroli'

15
Dużo mówi, trochę za dużo. Kobieta nie wywarła na krasnoludzie wrażenia morderczyni, która mogłaby mu jakoś zagrać. Sama, nie, ale ktoś mógłby jej pomagać. Nie zważając jednak na zagrożenie Jedeus uznał, że może poświęcić odrobinę swojego czasu, a potem dostarczyć notatki z dziennika. Proces zwalczania choroby tak czy inaczej potrwa znacznie więcej niż kilka godzin czy choćby dni. Chociaż z drugiej strony złapanie spiskowca wymagało jak najszybszych działań. Tylko jakich? Nie wiem kim jest osoba odpowiedzialna za to wszystko. Może się też znajdować gdziekolwiek, więc wyśledzenie również zajmie trochę czasu.

- Niech będzie. Pomogę Ci, ale nie mam do załatwienia swoje sprawy, datego streszczajmy się. - Jedeus zerknął na nadal wykrwawiające się ciało leżące bezwładnie obok kobiety. Puste spojrzenie mężczyzny wpatrywało się obojętnie w dal, a otwarte usta sprawiały, że wydawało się jak gdyby chciał jeszcze coś powiedzieć. Rozejrzał się dookoła naliczając przynajmniej kilkanaście kolejnych ofiar, w tym wypadku zarazy. - Śmierć jest nieunikniona dla każdego. W końcu wszystko co wzlata, musi w końcu spaść. - Gdy skończył dzielić się mądrością swego wuja, zerknął jeszcze raz badawczo na Alinę po czym bez dalszych słów skinął głową, sugerując kobiecie, że mogą ruszać w kierunku domu.
"Jeśli myślisz, że jesteś zbyt mały by coś zmienić, spróbuj zasnąć z komarem latającym nad uchem"
ODPOWIEDZ

Wróć do „Qerel”