Re: Statkiem do Grenefod [podróż Grimbera]

31
Gnom mimo żywej nienawiści płynącej od Zervana, z ukontentowaniem przysiadł, miał sporą radochę, że ciężar decyzji spoczął nareszcie na kimś innym. Obserwował Zervana, gdy ten wyzbywając się, resztek zdezorientowania spoglądał na demona. Grimber zastanawiał się oczywiście, jakież to rytuały będą w użyciu, przypominał sobie zasłyszane gdzieś opowieści i legendy, o krwawych godach, krwi dziewic i niemowląt, którymi spisywano cyrograf,a najlepsi demonologowie i słudzy piekieł, i do straszniejszych czynów się posuwali. Zastanawiał się czy kuglarz byłby w stanie, czy pozornie spokojna postać, może stać się w momencie tak przerażającym potworem, zamieszkującym ludzką skórę. Jeżeli jednak spodziewał się jakichś obrzędów czy innych cudów, Stwór bardzo szybko sprowadził go na ziemię. Gdy stwierdził, iż Zervan owszem, jest potężniejszy, jednak to jeszcze nie o niego chodzi, w łowie bohatera trybiki zaczęły pracować jeszcze szybciej.

Do diabła Zervan, jak nie ty to kto, myślałem, że Cynthia zna się na iluzjach, owszem potężne i potrafi namieszać w głowie czy życiu ludzi

W tej chwili przerwał na chwilę, widocznie przypomniał sobie, jak iluzje naprawdę, są w stanie zmienić ludzkie życie. Rzucił złe spojrzenie kuglarzowi, a pięści zacisnęły mu się chyba samoistnie, zapowietrzył się, dłuższa chwilę zajęło mu, by dojść do siebie i kontynuować, po tym jak Zervan wyjaśnił, że jego ukochana nie może absolutnie być tu brana pod uwagę. Gnomowi ulżyło, nie chciał ryzykować zdrowia swojej nauczycielki, mimo iż lekcja była w zasadzie tylko jedna i to pokazowa. Po chwili rzucił znowu w kierunku kapitana.

Panie Morgan, mówże pan, sam się znasz czy kto z załogi, przecież widzisz, że nic złego się nie stanie, to po diabła to przeciągać, już się dość strachu wszyscy najedli chyba...

Ku jemu autentycznemu zdumieniu, okazało się jednak, że to nikt z załogi, najbardziej podejrzewał samego Morgana, a zaraz po nim chorego elfa. Jak widać, dzisiejszego dnia, każde przewidywanie było błędne, postanowił dać sobie z tym spokój. Zapytał więc bezpośrednio demona.

Kogo masz na myśli. Skoro kapitan jest pewny swych ludzi i nie jest to nikt z naszej trójki, to kto ?

Słysząc odpowiedź demona, sam nie wiedział czy żałowac, że zadał to pytanie, jeszcze bardziej, zdziwił się, gdy demona zaprowadził ich, do właściwego miejsca. Na górze pokładu, atmosfera była znów napięta. Każda para oczu wpatrywała się w potępionego, zastanawiając się, co tym razem może ich zaskoczyć. W tym dniu, mogli spodziewać się, już chyba dosłownie wszystkiego. Nawet widok krakena, nie zadziwiłby już chyba nikogo. Słysząc z ust demona słowo beczka, od razu chyba każdy domyślił się, że mają lokatora. Kapitan odskoczył od beczki, gdy ta zaczęła się ruszać. Nikt mu się nie dziwił, pewnie niektórzy spodziewali się, że ujrzą bliźniacze stworzenie. Zervan, zachował na tyle trzeźwości umysł, by ostrożnie zatrzymać beczkę. Jednak widok gramolącego się dziadka z Qerel, zszokował całą trójkę. Kapitan nie wiedział o ich spotkaniu, jednak też nie spodziewał się na pewno. Takiego widoku. Brakowało, tylko by okazało się, że znają się z tym dziadkiem. No cóż,tamten ucharakteryzowany był na alkoholika, a kapitan alkoholikiem był. Jednak kwestia magii dzieliła obu. W tej chwili nikt już nic nie wiedział. Grimber był ciekawy, reakcji Morgana, nieoczekiwany pasażer nie tylko nie zapłacił, ale też wystraszył kolejny już dziś raz, wszystkich obecnych na statku. Z tego całego zamieszania, odezwał się jako pierwszy gnom, skierował się bezpośrednio do ich niespodzianki.

Uwierz mi magu, dziadów widzimy często, ale pierwszy raz takiego, który ukrywa tożsamość, powiedz lepiej szybko, co cię tu przywiało, ten demon ma do pogadania z tobą, ale jest pokojowy, nim się nie przejmuj, powiedz kapitanowi, a przy okazji nam, czemu się ukrywasz i co miało znaczyć to spotkanie jeszcze na lądzie.

Re: Statkiem do Grenefod [podróż Grimbera]

32
- Do kroćset fur beczek! - Wycharczał staruch, ślamazarnie podnosząc się z podłogi. - Nie sądziłem, że tak szybko mnie znajdziecie. Miałem zamiar wyjść z ukrycia dopiero w Grenefod, nie wcześniej.

Wszyscy spoglądali na dziada z niedowierzaniem. Żaden z członków załogi nie przypuszczał, że na statku siedzi jeszcze jeden, nadprogramowy pasażer. W skrzyniach oraz baryłach ustawionych na pokładzie znajdowały się głównie ryby, warzywa, trochę metalowych części, ale absolutnie nikt nie podejrzewał, że w jednej z nich przesiaduje sobie podstarzały kloszard. Zdziwienie malowało się na twarzach wszystkich załogantów. Gęba Morgana nabrała dodatkowo nieco purpurowej barwy - kapitan nie mógł przeboleć tego, że na jego łodzi ktoś podróżował na gapę. Równie dobrze mógłby zamknąć w tej śmierdzącej beczce swoją marynarską dumę. Muszelka należy do mnie! Ta zniewaga krwi wymaga! - pomyślał gospodarz, zaciskając dłonie w pieści. Gdyby był bardziej zapalczywy, to z całą pewnością od razu rzuciłby się dziadydze do gardła. Powstrzymał jednak nerwy, choć nie poszło mu to wcale po łatwiźnie. Morgan przeżył dziś już tyle wrażeń, że do końca życia będzie unikał wszelkich niespodzianek. Jego zapijaczone serducho kołatało w piersi z niebezpiecznie wysoką częstotliwością - aż dziw, że jeszcze nie połamało mu żeber.

Fioletowy demon patrzył na starca, nieznacznie przechylając głowę w bok. To znaczy, patrzyłby, gdyby miał oczy - a teraz po prostu był zwrócony w jego stronę. Stwór milczał i tylko stał nieruchomo, z ramionami spuszczonymi wzdłuż tułowia. Zervan podniósł beczkę, z której wypełzł szmaciarz i postawił ją przy maszcie. Kuglarz także wpatrywał się w niego, obrzucając mężczyznę groźnym spojrzeniem swoich niebieskich oczu. Staruszek nie zważał jednak na niego, bo zajęty był wyczesywaniem pluskiew z brody. Nie zdziwiła go obecność demona, a cała ty sytuacja nie była dań kłopotliwa, ani nawet krępująca. Zachowywał się zupełnie beztrosko, sprawiał wrażenie wyzywająco spokojnego człowieka. Dopiero w momencie, gdy Grimber przemówił do niego, dziadowina przestał pielęgnować zarost i jakby z powrotem zauważył, że nie jest wcale sam na pokładzie. Wskazał owrzodzonym palcem na beczkę i powiedział:

- Siedziałem w niej od samego początku, jeszcze w porcie zrozumiałem, że muszę płynąć z wami. - Jego słowa niemal wyprowadziły Morgana z równowagi. Rozeźlony kapitan zaczął głęboko cały dygotać. - Musicie wiedzieć, że Qerel to miasto bez żadnych perspektyw. Nie ma w nim miejsca dla ludzi mojego pokroju. Wy też nie znaleźliście tam dla siebie przytulnego kąta, co nie? Ten statek... to była dla mnie niepowtarzalna okazja, żeby wyrwać się z tego rynsztoka.

Jeśli ta historyjka miała wzbudzić w marynarzach współczucie, to plan kloszarda spalił jeszcze na panewce. Nikt z załogantów nie przejawiał zainteresowania jego losem, zbyt wiele siurpryz* przeżyli w ostatnim czasie, aby teraz przejąć się opowiadaniem jakiegoś staruszka. Fioletowy czart zdawał się być obojętny na jego tłumaczenia - tak jak wcześniej, nie zdradzał swoim zachowaniem żadnych szczególnych emocji. Obdarty dziad wyciągnął z kieszeni kawałek rybiej ości i włożył go sobie do ust, grzebiąc nim w szparach między zębami. Nie zważał na zniesmaczone miny zgromadzonych dokoła ludzi oraz nieludzi. Nagle wyrzucił kosteczkę za siebie, poruszył niespokojnie głową i przemówił zachrypniętym głosem.

- Nasze spotkanie na przystani było całkowicie przypadkowe, zapewniam cię. - Zwrócił się najpierw do gnoma, pocierając dłońmi o swój porwany płaszcz. - Wybaczcie mi moje niezbyt odpowiednie zachowanie. - Teraz mówił już do wszystkich. - Zabawa w chowanego skończona, wygraliście. Kapitanie, co teraz ze mną będzie? Chyba nie każecie temu spaślakowi - wskazał ręką na Pucka - wyrzucić mnie za burtę?

- Rozważam taką opcję - wycedził przez zęby Morgan, odruchowo sięgając dłonią do rękojeści miecza.

- Ani mi się waż... - wtrącił niespodziewanie demon. - Potrzebuję tego człowieka, tylko z nim mogę zawrzeć słuszny pakt.

- Pakt? Ależ tak, oczywiście, nie ma sprawy, fioletowy panie - odpowiedział pospiesznie dziadek. - Ale o co tak w ogóle chodzi? - Dodał po chwili, posyłając do Grimbera pytające spojrzenie.
.

Re: Statkiem do Grenefod [podróż Grimbera]

33
Grimber od samego początku był bardzo ciekaw, co przyłapany dziad ma zamiar powiedzieć, jego kluczenie dookoła sedna, bardziej bawiło go, niż denerwowało. Gotów był założyć się, że Morgan nie zdzierży, a dziadek podróż skończy w beczce, znikając w oddali na horyzoncie. Tym razem by wygrał, jak okazało się za chwilę. Obserwacja zmian na twarzy kapitana sugerowała, iż żądza mordu może jednak rywalizować, z ofiarowaniem beczki, w której się chował. Na załodze jego wyjaśnienia też nie robiły wrażenia. Widać było, że jego los, jest im całkowicie obojętny. Jedynie demon, jak zawsze nie wyrażał sobą żadnej emocji, stał i wpatrywał się uparcie w dziada, zastanawiające było, czemu nie reaguje, jak widać, zdecydował się na interwencję. Dopiero gdy zaczęto ingerować, w jego z góry, ustalony plan działania. Chyba tylko gnom nie przestraszył się, niespodziewanego głosu stwora, załoga i pasażerowie oglądali cyrk między coraz wścieklejszym Morganem i bezczelnie zachowującym się kloszardem. Gdy bezpośrednia groźba, nareszcie dotarła do dziadka, ten wyjaśnił przypadkowość spotkania, swej intencje, które gnomowi niespecjalnie przemawiały. A na koniec poprosiło wyjaśnienia, ku rozpaczy Grimbera, to on musiał to zrobić. Zły, że kolejny raz musi wyjaśniać i tłumaczyć odrzekł.

Coś mi się dziadku wydaje, że nie byłeś szczery. Mimo to ja z tobą będę. Kapitanie, utopisz pan go ewentualnie później, siądź pan i złap oddech. A najlepiej napij się kielich, ale jeden, statek potrzebuje trzeźwej głowy. Wracając do opowieści, wyłowiliśmy rano skrzynkę, a w skrzynce małą butelkę. Nikt skrzynki nie mógł otworzyć. Próbowali siłą, magią, sprytem, a nawet chcieli uszkodzić skrzynkę, efektów brakowało. Dopiero gdy nasz rybak upadł, zmęczony po walce z falami. Ruszyliśmy wszyscy na dół. Tu zaczyna się robić ciekawiej, do tej pory sam widzisz, nic nie wskazywało na niespodzianki. No może zawziętość skrzynki. Ja zniosłem ją na dół, nie otwierałem jej, nawet nie próbowałem. Ku powszechnemu zdumieniu, otworzyła się rzekomo w moich dłoniach, przed odłożeniem jej. Nikt do tej pory nie wie, jak to się stało. Może gość wyjaśni nam, czy nie miał z tym nic wspólnego ?

Tu przerwał, by złapać oddech i rzucił spojrzenie w kierunku demona, będąc pewnym, że znów go zignoruje, kontynuował, by nie stracić wątku.

Dalej nie będę się zagłębiał w mniej istotne szczegóły, takie jak brak pomysłu, co może być zawartością tej buteleczki. Moim pomysłem była trucizna, jak widać pomyliłem się. Jednak poszedłem to sprawdzić, razem z Caską, miała mi pomóc. Standardowo, rozłożyłem fiolki, wlałem odczynniki, przygotowałem księgę i chciałem sprawdzić zabarwienie. Gdy zalałem pierwszą próbówkę, wszystko diabli porwali. Doszło do małej eksplozji, ja straciłem część sprzętu, na szczęście ocalały włosy, a na dłoni miałem rękawicę. Po chwili ten demon uformował się i zażądał czarodzieja. Wskazał cię, wyczuł na odległość magię. Został przywołany, jednak doszło do konfliktu. Ten, który to zrobił, zażądał zbyt wiele, a po odmowie wykonania rozkazu, porzucił skrzynkę. Teraz sytuację trzeba rozwiązać. Jak to zrobicie, wasza sprawa, potrzeba zmienić obowiązujący pakt, to już twoja działka. Żaden ze mnie czarodziej, gęba mnie boli od gadania, jeżeli pominąłem coś istotnego, śmiało, poprawcie, dopowiedzcie, ja nie mam tu nic więcej.


Skończył i ignorując spojrzenia załogi i purpurowego kapitana, usiadł na jednej z niższych skrzyń.

Re: Statkiem do Grenefod [podróż Grimbera]

34
A więc to tak! - Odparł staruch, drapiąc się po niedogolonym podbródku. - Kapitanie, możemy porozmawiać na osobności? - Rzucił niespodzianie w kierunku Morgana, który, idąc za radą gnoma, miał zamiar przejść właśnie do swojej kajuty na kilka głębszych.

Gospodarz statku spojrzał na obdartego kloszarda takim wzrokiem, jak gdyby znowu chciał rzucić się na niego z pięściami. Dziad zignorował jego nienawistny wzrok i cierpliwie czekał na odpowiedź. Twarz marynarza, do tej pory purpurowa ze złości, nagle zbladła i uspokoiła się. Mężczyzna poweselał, gdy przypomniał sobie, że w pokoiku czeka na niego jeszcze kilka butelek rumu. Machnął ręką na znak, że wszystko mu jedno, skinął głową w stronę staruszka, a potem ruszył pod pokład. Dziad z beczki poszedł za nim, wymijając zdziwionych członków załogi oraz fioletowego stwora, który na zaskoczonego wcale nie wyglądał.

Grimber, Zervan, Guts i tajemniczy czart stali przez kilka minut na deku, otoczeni krępującą ciszą. Obecność demona dziwnie wpływała na załogantów. Wkrótce dołączyła do nich Caska, oswojona już z widokiem dziwnej, fioletowej kreatury. Kobieta podeszła do swojego narzeczonego, a potem złapała go mocno za rękę. Puck stał wciąż na podwyższeniu, delikatnie kręcąc kołem steru. Cała drużyna czekała niecierpliwie na powrót swojego kapitana i podstarzałego maga.

Morgan szedł na przedzie, był uśmiechnięty, a kloszard dreptał tuż za nim. Mężczyźni przeszli przez pokład i wrócili na swoje poprzednie miejsca. Staruszek dał dwa kroki do przodu, tak, że stanął po środku zgromadzenia. Wszyscy spoglądali na niego z ciekawością.

- Mam z Morganem umowę. - Powiedział głośno, ale słowa kierował głównie do demona. - Z tego, co wiem, to po podpisaniu paktu zostaną mi dwa życzenia. Czy to prawda? - Fioletowy czart kiwnął potakująco głową. - W porządku. W takim razie jedno życzenie wykorzystam osobiście, a drugie podaruję kapitanowi tej pięknej łajby.

- Nikt nie pływa na Muszelce za darmo! - Krzyknął Morgan.

Załoganci spojrzeli po sobie. Wszyscy od razu zrozumieli w czym jest rzecz. Dziadyga dobrze sobie to wykombinował. Bezpiecznie dopłynie do Grenefod, a demon i tak spełni jedną jego prośbę. Kapitan nie ma nic do gadania - to nie on jest potężnym magiem.

- Jeśli wszystko jasne, to możemy już zająć się formalnościami. - Dziad zwrócił się do czarta. - No, załogo, macie jakieś pytania? Ach... Gnomie, będę potrzebował twojej pomocy przy rytuale.
.

Re: Statkiem do Grenefod [podróż Grimbera]

35
Grimber był zaskoczony, ale i zadowolony z faktu, że kapitan nie zamordowała miejscu kloszarda, jeszcze bardziej zdumiony był tym, iż dziad wyszedł z prywatnej rozmowy w jednym kawałku, no cóż, najwidoczniej perspektywa uczty, dla gardła i podniebienia, zamieniła mordercze instynkty, na dużo łagodniejsze. Czas, który minął od pojawienia się tej dwójki, gnom umilał sobie, oglądaniem czarta, mimo upływu długich minut, był jak posąg, widocznie nie potrzebował się ruszać, nie miał ludzkich ograniczeń. Tuż po usłyszeniu, że będzie potrzebny przy rytuale, gnom musiał gwałtownie zaprotestować.

Niech was diabli, wiecie, że żaden mag ze mnie, sami wiecie, że żadnej mocy nie mam, nie znam się na tym, nie chce uczestniczyć. A co będzie, jak ten demon, po uwolnieniu, nas powybija? Czemu nie może pomóc ktoś inny? Taki Zervan zna się na magii, nadawałby się do tego zdecydowanie bardziej. Jeżeli demon da swoje słowo i będzie to absolutnie konieczne, wtedy wezmę udział i pomogę, ale tylko w tym wypadku. Nie uważam, by mieszanie się do magii, było dobrym pomysłem. Demonie, czy to akurat muszę być ja ? Jesteś tu w pewnym sensie ekspertem, wypowiedz się.

Po zakończeniu przemowy, złapał oddech, chciał wszystko powiedzieć jak najszybciej, więc brakło mu tchu, wolał mieć pewność, że nikt mu nie przerwie, anie nie będzie zadawać głupich pytań, nim ten powie, co myśli na ten temat,. Czemu to oni do diabła, nie mogą tego zrobić. Zły gnom usiadł ponownie na skrzyni i czekał na ich słowa.

Re: Statkiem do Grenefod [podróż Grimbera]

36
Demon wzruszył nieznacznie ramionami i zwrócił swoje fioletowe lico w stronę Grimbera. Wszyscy członkowie załogi spoglądali teraz na oburzonego gnoma, zdziwieniem reagując na jego niespodziewany sprzeciw. Zervan wziął głębszy wdech i chciał coś powiedzieć, ale Morgan wyszedł naprzód i ubiegł kuglarza w jego zamiarze.

- Skoro potrzebna jest twoja pomoc, to rusz dupę i idź... idź pomagaj!

Gusts zachichotał cicho, mocniej ściskając Caskę za rękę. Narzeczeni stali nieco z tyłu, za resztą załogi, toteż nikt nie usłyszał jego zduszonego śmiechu. Podczas tego krótkiego pobytu w kajucie kapitan zdążył wychylić kilka kieliszków - było to po nim widać. Język plątał mi się przy każdym słowie, a jego głos był dziwnie spokojny, wzrok miał zamroczony. Kwatermistrz odchrząknął głośno i przemówił, zwracając się bezpośrednio do gospodarza statku.

- Panie kapitanie, nie zmuszajmy Grimbera do zabawy w maga. Ostatnim razem nic dobrego z tego nie wyszło. - Marynarz wskazał palcem na czarta, ale zaraz zamilkł, bojąc się jego reakcji. Demon pozostał niewzruszony.

- Niech tak będzie. - Odrzekł podstarzały kloszard, nie kryjąc swojego rozczarowania. - Będę musiał poradzić sobie sam. Asystent byłby z ciebie dobry - rzucił do gnoma - ale rozumiem twoje obawy. Sam nie jestem pewien natury tego czarta, jednak umowa to umowa.

Dziad podrapał się po pomarszczonym czole i przymknął lekko oczy. Powiedział coś do fioletowego demona, a potem oboje przeszli przez pokład do pomieszczenia, w którym Grimber zorganizował sobie prowizoryczne laboratorium. Stwór z butelki szedł przodem. Staruszek wszedł za nim do środa i zatrzasnął drzwi. Załoganci stali wciąż przy maszcie, rozprawiając o tych dziwnych wydarzeniach. Czart na statku, obecność starego maga, tajemnicze układy - wszystko to było bardzo osobliwe, ale jakoś nikt z marynarzy nie czuł w sobie niepewności. Członkowie załogi szybko dostosowali się do nowej sytuacji. Zervan wrócił wkrótce do Cynthii, która nadal siedziała przy nieprzytomnym Royu. Guts i jego kobieta poszli pod dek, do kuchni, aby przyrządzić na szybko coś do jedzenia. Puck nadal stał za sterem, patrząc na kolegów z dziwną obojętnością. Nie odezwał się do nikogo ani razu, tylko wlepiał wzrok w rozdęte wiatrem żagle. Morgan chciał odejść do swojej kajuty, żeby opróżnić do końca swoje zapasy rumu, ale zanim to zrobił, zaciągnął Grombera na bok i wygłosił mu małe pouczenie.

- Grimber, kurwa, ten demon to dla mnie... dla nas to jest ogromna szansa! Przecież on może prawie wszystko wyczarować! Widziałeś przecież, że bardzo zależy mu na podpisaniu tego paktu czy innego papierka. Jeśli przez ciebie to się nie powiedzie, to obiecuję, że będziesz do końca podróży szorował pokład brudną szmatą. A jak zbliżymy się do wysp, to nadleci dużo mew. Wiesz jak trudno jest zmyć ptasie gówno z tych desek? Otóż bardzo trudno...

Wyszło szydło z worka! Grimber znał już teraz podejście Morgana i mógł się zorientować w jego nastawieniu. Nie pozostawiało żadnych wątpliwości, że kapitan nie ma zielonego pojęcia o podstawach demonologii. Gnom wyczytał o tym co nieco w swoich podejrzanych księgach, toteż wiedział, że z czartami nie ma żartów. Teraz pozostało mu czekać na rozwój wypadków. Za drewnianymi drzwiami kapitańskiej kajuty dział się rzeczy, o których nie pisano w jego szemranych podręcznikach. Gdyby gnom zgodził się pomóc, mógłby pewnie wiele zyskać, obserwując pracę starego maga. Niestety, zaprzepaścił swoją szansę. Na szczęście, na naukę nigdy nie jest za późno. Przeprawa statkiem miała potrwać jeszcze kilka dni.
.

Re: Statkiem do Grenefod [podróż Grimbera]

37
Grimber wzruszył ramionami , gdy kloszar udał się pod pokład , a wraz z nim demon. Nie miał cienia wątpliwości, że sporo może stracić, ale zbytnio cenił swe zdrowie, psychiczne, ale też fizyczne. Po tym jak słownie zaatakował go kapitan, miał tylko jeden pewnik, jeżeli nieszczęsny dziad nawali, podróż zamieni sie w koszmar,ale obiecał sobie, że nie tylko dla niego. Odgłosy i huki dobiegające zza drzwi, z kajuty, w której przebywał mag z czartem, a także smród siarki, upewniły noma, że zdecydowanie lepiej, być po drugiej stronie drzwi. Z braku zajęcia, ruszył na doół, chciał sprawdzić co z elfem, czuł że ofiara, tracąc swe zdrowie, nie zyska nic. Kapitam i mag dostaną życzenie, a elf mimo ryzyka i choroby, pozostanie z niczym. Taka kolej losu, jednak gnom miał kolejny powód, by sympatia do kapitana zmalała jeszcze bardziej. Myślami będąc wciąż jeszcze na pokładzie, gnom po cichu otworzył drzwi i podszedł do łóżka Roya, widząc kuglarzy zapytał.

Wy też uważacie, że powinienem iść i tam pomóc? Ne chcę mieć z diabłami nic wspólnego. Jak się czuje elf? Potrzeba mu jeszcze jakiegoś naparu, ewentualnie okładu ?

Re: Statkiem do Grenefod [podróż Grimbera]

38
Kuglarze siedzieli przy łóżku, dyskutując o czymś po cichu. Zervan spoglądał co rusz na okrytego kocem elfa, robiąc zatroskaną minę. Szepty urwały się nagle, gdy tylko Grimber wszedł do kajuty. Cyrkowcy spojrzeli na niego, zwracając głowy w kierunku uchylonych drzwi. Cynthia posłała mu miły uśmiech i drobne zmarszczki wyrosły w kącikach jej ust. Dochodzący z sąsiedniej kajuty zapach siarki nasilał się, powoli ogarniał cały statek. Alchemik czuł, jak ostry swąd rozpycha mu nozdrza. Do jego uszu dolatywał niewyraźny, zduszony przez drewniane ściany głos podstarzałego maga. Grimber nie mógł rozpoznać pojedynczych słów, ani wyłapać żadnych zdań, ale wiedział, że demoniczny rytuał jest w toku. Ignorując dziwne odgłosy i męczący smród, podszedł do pryczy, na której leżał Roy.

- Przydałby się jakiś wywar - powiedziała kuglarka, przykładając dłoń do rozpalonego czoła schorowanego elfa. - Jest rozpalony, febra nie ustępuje.

- Przestał majaczyć - zauważył Zervan, czule spoglądając na bladą twarz kuracjusza. - Chyba w końcu zasnął.

Mężczyzna zdjął z siebie czerwoną szarfę. Nachylił się nad stojącym na podłodze wiadrem, do którego wcześniej nalał trochę morskiej wody. Nie miał pod ręką żadnej suchej szmatki, dlatego zamoczył w zimnej cieczy swoją własną przepaskę, złożył ją na kilka części i zrobił z niej prowizoryczny okład. Roy westchnął z cicha, gdy mokry materiał dotknął jego twarzy. Cynthia położyła dłoń na kolanie swojego kochanka, a potem wstała i spojrzała na gnoma.

- Proszę, zrób dla tego biedaka jakieś lekarstwo. Mogę ci pomóc, jeśli będzie taka potrzeba. Nie znam się, co prawda, na alchemii, ale powinnam sobie poradzić. Kiedy Roy dojdzie już do siebie, to wrócimy do naszego treningu. Nie zapomniałam o tym, spokojnie. Obiecuję, że nauczę cię jakiejś sztuczki zanim dopłyniemy do Grenefod.

Zervan spojrzał na kobietę, rzucając w nią znaczącym spojrzeniem.

- Nie przejmuj się - powiedział niespodzianie, patrząc na Grimbera. - Kapitan zaczyna świrować, gdy za dużo wypije. Zresztą, sam wiesz, jak to z nim nieraz bywa - kuglarz skrzyżował ręce na piersi i odetchnął głęboko, wyrzucając z płuc zapach siarki, a potem kontynuował swoją gadkę. - A ten staruch i jego demon... nie wiem co o tym myśleć. Podejrzana sprawa, ale chyba dobrze zrobiłeś, że nie pchałeś tam swojego nosa. Obawiam się, że nic dobrego z tego nie wyniknie. Kto by się spodziewał, że będziemy mieli nieproszonych pasażerów. Fioletowy czart oraz jakiś tajemniczy mag... no nieźle.

.

Re: Statkiem do Grenefod [podróż Grimbera]

39
Grimber podszedłdo łóżka elfa i zobaczył iż stan niewiele sie poprawił gorączka jakby się nasiliła, ale choć przestał majaczyć, wyraźnie sie uspokoił, sprawdzając puls, doszedł do wniosku, że teraz będzie tylko lepiej, ale szczęściu trzeba pomóc. Wysłuchał krótkiej relacji Zervana i Cynthi, następie pomyslał, co jeszcze może zrobić dla Roya, bo cos musiał na pewno. Chory swoim poświęceniem, zasłużył sobie na to. Zapach siarki bardzo go irytował, przeszkadzał w zebraniu myśli, jednak stos ksiąg jak zwykle, sprawił że będzie mógł, rozwiązać problem z dobraniem składniku. Otworzył okrojony dziennik i znalazł spis składników. W rubryce roślin leczniczych dojrzał babkę w spisie, a tuż obok Mniszek, uznał że zalewając to i dodając szczyptę sproszkowanego koźlaka, usunie wiekszośc złych efektów. Przywołał Cynthię i powiedział

Cynthio, weź gorącą wodę i zalej zawartość w tym kielichu, upewnij się że ostygnie, ale intensywnie mieszaj, następniej podaj to Royowi, ale upewnij się, że wypije wszystko. To chyba wszystko co mozna zrobić. Pozostanie czekać aż zacznie sie mu poprawiać. Ale ta cholerna siarka i ten przeklęty czort, a najgorszy klosza, mam dość, nawet zebrać myśli nie mogę przez ten smród.

Zły gnom usiadł i przyglądał się, jak kobieta studzi napój, oczekiwał że zrobi wszystko, zgodnie z instrukcją, z braku lepszego zajęcia, zaczął przeglądac spis ziół i czytać a raczej powtarzać, stare znajome pozycje.

Re: Statkiem do Grenefod [podróż Grimbera]

40
Pokruszone zioła wylądowały na dnie pozłacanego kielicha. Naczynie było wyszczerbione, mocno zużyte. Cynthia zdjęła z ognia garnuszek wypełniony gotującą się wodą. Gorąca para buchnęła z kociołka, delikatnie parząc bladawą dłoń kuglarki. Ciemnozielone strzępi roślin pływały w bulgoczącym wywarze. Kobieta przycisnęła spieczoną rękę do ust i zaczęła ostrożnie dmuchać na rankę, jednocześnie mieszając zawartość czaszy drewnianą łyżką. Ciasną kajutę wypełnił łagodny zapach ziołowej mikstury. Leczniczy napój powoli stygnął, oparzelina przestawała pulsować bólem, a Grimber z każdą chwilą co raz bardziej tonął w lekturze wysłużonego herbarium.

Roy zakrztusił się pierwszym haustem wywaru, wypluwając całość na przepoconą pościel. Zervan poklepał go mocno po plecach, ułatwiając chłopaczynie przełkniecie kolejnego łyczka, a potem wytarł jego zapluty podbródek rękawem swojej koszuli. Schorowany elf spojrzał na niego przymglonym wzrokiem i wycharczał ciche "dziękuję".

Grimber nie wyczytał ze starego zielnika nic ciekawego. Wszystkie opisane w nim rośliny były mu już dobrze znane, a z większością z nich miał okazję pracować. Wpatrywanie się w pożółkłe stronice szybko zaczęło go nudzić. Smród siarki też dawał o sobie znać, wypełniając czy alchemika palącymi łzami. Przynajmniej odgłosy dochodzące z kapitańskiej izby umilkły. W ogóle, dziwna martwota ogarnęła statek. Cisza była tak przejmująca, jak gdyby na całej łajbie wszyscy członkowie załogi nagle wyzionęli ducha.

A jednak ktoś z marynarzy w dalszym ciągu dychał. W drzwiach ukazała się Caska. Stanęła przy progu, zatykając palcami nos - okropny fetor przeszkadzał również jej. Kobieta wlepiła wzrok w leżącego na łóżku elfa, a potem spojrzała na cyrkowców.

- Chodźcie coś zjeść - powiedziała, zabierając rękę z twarzy. - Guts upitrasił kurczaka.

Reszta załogantów czekała w magazynie, który robił również za jadalnię. Każdy z nich znalazł sobie miejsce na jakiejś skrzyni, albo na podłodze. Nawet Puck porzucił na chwilę ster, aby przekąsić co nieco. Morgan siedział w kącie, gryząc niewielkie jabłko. Kwatermistrz zajmował się doprawianiem mięsa. Wszystkim kiszki grały marsza.

.

Re: Statkiem do Grenefod [podróż Grimbera]

41
Grimber czytając, co rusz obserwował poczynania Cynthii, po chwili już poiła elfa, mimo początkowych trudności, Roy wypił wszystko,a nawet podziękował za pomoc kuglarzowi, który pomógł mu odkrztusić pierwszy łyk. Smród przesadzał w dalszym ciągu, tylko wszechobecna cisza przynosiła mu ukojenie. Przerwało ją dopiero, wejście do kajuty Caski, gnom dawno już odczuwał głód, pierwszy rzucił się o drzwi i ignorując większy fetor w korytarzu, ruszył do jadalni, mieszczącej się w magazynie. Szybko rzucił okiem na obecnych, wszystko było w porządku. Puck, który chyba był przymocowany na siłę do steru, także siedział między załogą. Gnom nie sprawdzając czy są za nim cyrkowcy, podszedł do kwatermistrza i rzekł.

No przyjacielu, czy możemy już spróbować tego kurczaka? Nie ukrywam, że ogarnął mnie straszny głód, a poza tym ciekawość, jak sprawujesz się w kuchni.

Mówiąc to, usiadł i oczekiwał na swoją kolej.

Re: Statkiem do Grenefod [podróż Grimbera]

42
- Jasne, dawaj swój talerz! - Kwatermistrz uśmiechnął się do gnoma i ręką wskazał stojące na jednej ze skrzyń naczynia. Wręczył mu przy okazji nóż oraz mały widelczyk, a potem zamieszał łychą w garnuszku. Kiedy alchemik wrócił do niego po swoją porcję, kucharz wyciągnął z kociołka utytłany w sosie kawał mięsiwa. Ociekająca grzybową zaprawą kurza pierś spoczęła na metalowym talerzyku.

Po chwili do środka weszli cyrkowcy. Nie było z nimi Caski. Widząc pytający wzrok Gutsa, Zervan powiedział, że kobieta została w kajucie, aby przypilnować Roya. Wszyscy załoganci rozsiedli się i zaczęli pochłaniać to, co im kwatermistrz przygotował. Nikt nie gadał, bo wszyscy zajęci byli pałaszowaniem. Co jakiś czas rozbrzmiewały tylko ciche pomruki zadowolenia - potrawa Gutsa była naprawdę znakomita.

- Marnujesz się na tym statku - powiedział Puck, kiedy przełknął już ostatki kęs. - Powinieneś gotować dla jakiegoś księcia.

- Gotuje dla mnie i też jest dobrze! - Wtrącił pośpiesznie Morgan, wycierając usta dłonią.

Cynthia i jej mężczyzna śmiali się głośno, rozbawieni zaistniałą sytuacją. Guts, zadowolony z pochwał, obiecał kapitanowi, że na żaden dwór nie idzie, a pracować na Muszelce będzie nadal, bo mu tutaj dobrze. Marynarze kończyli powoli jeść, pożerając wszystko oprócz kości. Stos brudnych naczyń wyrósł na podłodze, bo brakowało kogoś, kto zechciałby je posprzątać. Wszyscy szukali jakiejś dobrej wymówi, ale ostatecznie padło na Zervana. Morgan zadecydował, że to kuglarz ma pozmywać naczynia, a przecież zdanie kapitana nie podlega nigdy dyskusji. Każdy załogant to wie.

Wszyscy powstawali ze swoich miejsc i zaczęli się rozchodzić. Cynthia pomogła cyrkowcowi zebrać sztućce, a tymczasem reszta ruszyła w stronę drzwi. Na przedzie szedł Puck, ale nagle stanął jak wryty i nie chciał iść dalej. Przez próg przeszedł jakiś wysoki, młody mężczyzna, który stanął naprzeciw półorka. Miał krótkie, mlecznobiałe włosy. Nosił na sobie podarte, brudne szaty. Mocno dawało od niego siarką. W dłoni ściskał niewielką, szklaną buteleczkę wypełnioną fioletowym płynem.

- Zostało dla mnie coś do żarcia? - Powiedział donośnym głosem. - Demoniczne rytuały potrafią człowieka wykończyć!

.

Re: Statkiem do Grenefod [podróż Grimbera]

43
Gnom dosłownie ruzcił się na swoją porcję, musiał przyznać, że czego by nie mówić. Kucharz sprawdził się doskonale, stłumił chęć upewnienia się, czy aby na pewno grzyby sa sprawdzone i zajadał aż do końca. Po skończeniu posiłku i szczęsliwym losie, dowiedziałsię że naczynia myje Zervan, a on ma chwilę dla siebie. Chciał odpocząć i namówic Cynthie, na kolejną lekcję. Otarł więc usta chustą, a nstępnie zadał pytanie.


Cynthio, będziesz tak miła i nauczysz mnie czegoś no... aa ee ,co się dzieje ?

Gnom nie dokończył zdania, jako drugi dojrzał wchodzącą postać. Ze zdumienia upuścił widelec,a następnie wpatrywał się z rozwartą szczenką na mężczyznę. Z trudem opanował sie na tyle by bezranie wydukać.

Noż kurwa, co znowu do diabła, kim ty znowu jesteś?

Re: Statkiem do Grenefod [podróż Grimbera]

44
Młodzieniec spojrzał po wszystkich, szczerząc perłowe zęby. Zacisnął palce na szklanej butelczynie tak mocno, że aż mu kłykcie zbielały, a potem uderzył gromkim śmiechem. Załoganci patrzeli na niego jak na durnia, nie wiedząc, z kim mają do czynienia. Guts spoglądał na niego z drugiego końca sali, trzymając w dłoni ociekającą sosem chochlę. Brązowawa zaprawa kapała leniwie na podłogę, zostawiając na niej tłuste plamy. Morgan przycisnął łapę do ust, tłumiąc głośne beknięcie. Grimber odezwał się jako pierwszy.

Na jego pytanie dziwny młodzik odpowiedział milczeniem. Przestał nagle rechotać i znów zerknął na zdziwione twarze marynarzy. Jakiś skromny cień przemknął przez jego uśmiechniętą buzię. Westchnął z cicha, pokręcił głową i niespodzianie klasnął w dłonie. Wszyscy członkowie załogi podskoczyli jak na zawołanie. Radosny grymas znowu zagościł na twarzyczce tajemniczego gościa. Postąpił kilka kroków do przodu, mijając w przejściu Pucka, a następnie przeszedł na środek magazynu. Stanął przy jednej ze skrzyń, niemal trącając nogą stos ułożonych na podłodze naczyń.

- Nie poznajecie mnie? Wyglądam trochę inaczej, ale wciąż cuchnę tak samo! Ten demon, mówię wam, to naprawdę porządny facet! - Powiedział mag, potrząsając małym flakonikiem. - Panie kapitanie! - Zwrócił się do Morgana. - Zgodnie z umową, następne życzenie należy do pana. Proszę je dobrze przemyśleć, bo czarty bywają niekiedy bardzo złośliwe, a ten fioletowy stworek to wyjątkowo paskudna bestia.

Odmłodzony czarownik podszedł do gospodarza i wręczył mu buteleczkę. Stary marynarz chwycił pojemniczek, który prawie wyleciał z jego rozedrganych dłoni. Załoganci patrzyli na niego uważnie, podszeptując coś między sobą. Puck warczał najgłośniej, rozmawiając ze stojącym opodal Zervanem.

- Nie należy mu się! - Głos półorka dotarł jakimś cudem do uszu Grimbera. - Psiakrew, ta pijaczyna zmarnuje życzenie, jak matkę kocham. Nie można na to pozwolić!

.

Re: Statkiem do Grenefod [podróż Grimbera]

45
Gnom początkowo ze strachem, a potem zdziwieniem obserwował całą sytuację, dopiero by dziad powiedział kim jest, zrozumiał o co chodzi. Był zdegustowany tym iż rozpijaczony kapitan miał teraz swoje życzenie. Jeszcze bardziej poruszył go fakt, że nikt nie pomyslał o elfie, który był najbardziej poszkodowany, dla młodości maga, życzenia pijaczka, poświęciłzdrowie, a jego stan, nie miał się poprawic, nie w najbliższym czasie. Z ulgą usłyszał że półork też uważał to za niedopuszczalne, bogowie raczą wiedzieć, jaki miał w tym cel, jednak też był przeciwko, był sojusznikiem. Szybko rzucił okiem na twarze innych, nie były specjalnie uradowane sytuacją, poczuł że ktoś musi zareagować, ale poza Puckiem, awanturującym, się z tyłu, Zervanem potakującym i uspokajającym go, nie było nikogo gotowego do działania. Zdecydowanie wyszedł na środek i odrzekł.

Spokojnie kapitanie, ja z własnej kiesy zapłacę, za podróż naszego maga, nawet więcej niż za nas, ale ty nie dostaniesz tego życzenia, nie masz do niego żadnego prawa, umowa jaka masz z magiem, niedopuszczalne, zrobiłeś to za plecami wszystkich. Życzenie musi trafić do Roya, to on ryzykował, a teraz jest trapiony przez chorobę, tylko on ryzykował by zdobyć butelkę, on i nikt inny. To do niego należy życzenie, oddaj butelkę.

Kończąc zdecydowanie podszedł bliżej, tak że od kapitana, dzieliło go tylko parę kroków, poza coraz głośniejszym Puckiem i próbującym powstrzymac go Zervanem, zapadła cisza.
ODPOWIEDZ

Wróć do „Qerel”