Re: Plac targowy

16
Mężczyzna i jego towarzyszka wysłuchali słów Grimbera w zupełnym milczeniu, nie komentując ich, nie dodając nic od siebie.
Zareagowali dopiero, gdy gnom schował sztylet i podszedł bliżej.

Kobieta wydała z siebie cichutki pomruk, wcale podobny do tego, którym uraczył ich zamknięty w klatce, wielki kot. Z kolei mężczyzna postąpił do przodu, wychodząc na światło, pokazując się Grimberowi w pełnej krasie. Był ubrany w barwioną skórznię, przepasany czerwoną szarfą, do której poprzyczepiał różne świecidełka. Miał krótkie, płowe włosy, pozwijane w cienkie warkoczyki. Ale nie to było w nim najdziwniejsze. Jego twarz... wykrzywiona w nienaturalnym, szerokim uśmiechu. Ten wyszczerz tkwił na niej bez przerwy, zupełnie tak, jak gdyby mężczyzna nie mógł przestać się śmiać. W kącikach ust miał głębokie zmarszczki, bruzdy. Jego lico nie wyglądało normalnie, było przez ten makabryczny uśmiech zdeformowane. Jak Grimber trafnie zauważył, miał też niebieskie oczy.

- Pieniądze to nie wszystko, kurduplu - powiedziała Cynthia, leniwie podnosząc głowę.

- Posłuchaj, chcemy zaproponować ci pewien układ - zaczął "uśmiechnięty" mężczyzna, ignorując wcześniejsze pytania, które gnom posłał w jego stronę. - Obserwowaliśmy cię od pewnego czasu. Nie bezpośrednio, ale musisz wiedzieć, że w Qerel są ptaszki, które ćwierkają tylko dla nas. Okradliśmy twój dom, to fakt. Narobiliśmy bałaganu, nie przeczę. To nie tak miało wyglądać - mężczyzna zamyślił się. - Zabraliśmy niekompletną recepturę, niestety. Cynthia musiała się spieszyć, bo bardzo szybko uporałeś się z jej iluzją. Swoją drogą, kamyczki zamiast monet... to całkiem zabawne! - Kobieta w obcisłym stroju zarechotała. - W każdym razie, twój narkotyk ma potencjał, a my chcemy go wykorzystać. Problem w tym, że żadni z nas alchemicy, ja nawet nie odróżniam tojadu od zagryszcza. Okazuje się, że będziemy potrzebowali twojej pomocy, aby dokończyć recepturę i rozprowadzić ten... em, jak on się nazywał? Upraszczacz Codzienności?

Mężczyzna skończył swoją tyradę i czekał, jak na jego propozycję zareaguje gnom. Ta sprawa wciąż miała wiele niejasności, niedopowiedzeń, całe mnóstwo kruczków. Czy Grimber chciał bratać się z "tymi paskudnymi kuglarzami"? To przecież oni zniszczyli jego sprzęt, ograbili go. Zapadła pusta cisza, nawet zwierzęta w kojcach nie wydawały żadnych odgłosów. Dzwoneczki na głowie kobiety też milczały, potęgując napięcie. Nikt go nie pośpieszał, artyści byli spokojni, może nawet zbyt opanowani. Czekali w skupieniu na słowa Grimbera. Słowa, które mogły zaważyć o wszystkim.

Re: Plac targowy

17
Gimber w niezwykłym nawet jak na niego skupieniu wysłuchał słów które przekazał mu mężczyzna, na słowa kobiety nie zważał,uznał że tylko skończony idiota uważa iż złoto to nie wszystko, po diabła kraść recepture,skoro mówi sie że nie dla pieniędzy. Dalej nie miał pojęcia kim są i dlaczego to robią, ta propozycja była strasznie nie konkretna, a on kierując się kupieckim instynktem nigdy nie kupował kota w worku. Zwrócił się więc do nich tymi słowami.

Nie odpowiedzieliście zasadniczo na żadne pytanie, nim cokolwiek postanowię, chce wiedzieć kim jesteście i komu służycie, jaki jest wasz cel, jeśli nie robicie tego dla zysku, to o co wam chodzi. A przede wszystkim, dzięki za koncept, wcześniejsza nazwa była gorsza,upraszczacz brzmi zdecydowanie lepiej od Uśmierzacza.

Po tych słowach zamilkł, chcąc sprawdzić jaki efekt wywołają jego słowa, ale też ocenić na ile może sobie pozwolic, nie miał nadziei by udało mu sie odmówić i odejść całym, szukał wyjścia z sytuacji i zastanawił, czy też pech może w końcu go opuści, na chwile wrócił jeszcze do sytuacji na rynku i zastanowił, nie lepiej było zostawić kobietę i iśc mi prosto do domu... Na koniec po ciszy która mu się bardzo nie podobała dodał tylko zdecydowany milczeć.

Słucham,co macie mi do powiedzenia

Re: Plac targowy

18
- A liczyłem na to, że obejdzie się bez komplikacji - rzekł mężczyzna w czerwonej szarfie. - Rzecz jest prosta. Oddajemy ci recepturę, ty wracasz do domu i pracujesz nad jej ukończeniem - kuglarz wyciągnął z kieszeni zwinięte w rulon kartki papieru. - Damy ci pieniądze na zakup sprzętu, składników, całego tego śmiecia. Będziemy cię sprawdzać, cobyś nie zrobił czegoś głupiego, więc miej się na baczności. Pewnie zdajesz sobie sprawę, że władze nie patrzą przychylnie na tego typu spawy? Nieważne... jak skończysz pracę, to wtedy pomyślimy, co robić dalej.

W tym momencie Cynthia wstała i przeszła obok gnoma, jak gdyby nigdy nic. Wyszła z namiotu, odchyliła płachtę, wpuszczając do środka nieco więcej światła. Pochodnię zostawiła przy skrzyni, na której siedziała, pozwalając jej zgasnąć. Mrok w pomieszczeniu nieco zgęstniał, ale tylko trochę. Śmiejący się mężczyzna patrzył na Grimbera, krzyżując ręce na piersi.

- Liczy się dla nas dyskrecja - podjął po chwili. - Jesteśmy... a na kogo ci wyglądamy? Jesteśmy kuglarzami, psiakrew. Myśl, gnomie, myśl, bo skończysz w gównie po uszy - ton jego głosu nieco się zmienił, był teraz pewniejszy, bardziej stanowczy. - Przybyliśmy tutaj z całą resztą sztukmistrzów, dołączyliśmy do ich trupy. Drużyna odjeżdża z Qerel za trzy dni. Do tego czasu Uśmierzacz... Upraszczacz... narkotyk musi być gotowy.

Gdy mężczyzna skończył gadać, do środka ponownie weszła kobieta. Nie miała na sobie błazeńskiej czapki; ciemne włosy w nieładzie pokrywały jej czoło i plecy, sięgając łopatek. Dziewczyna ciągnęła za sobą wóz - ten sam, który przytachał Grimber. Postawiła go obok gnoma i wróciła na swoje miejsce; usiadła na skrzyni.

- Znalazłam Martelnsa. Nie miał nic przeciwko, żebym go sobie wzięła - powiedziała, wskazując palcem na jaszczyk.
.

Re: Plac targowy

19
Gnom przestraszył się nie na żarty tej przemowy,a jego strach pogłębił widok wózka. Jego umysł w błyskawicznym tempie analizował za praz przeciw, a dodatkowo zaświatała mu iście gnomowska wizja, w myślach powiedział do siebie

Mam was wy skurwysyny,już ja was załatwię tak że popamiętacie raz a dobrze.

Z trudem powstrzymał się by nie roześmiać sie na głos gdy ujrzał dojrzewający w myslach plan i pieniądze,które odzyska a nawet i lepiej. Do realizacji potrzebował jednak kilku rzeczy i na tym się teraz skupił, a w między czasie postanowił stwarzać pozory uległego.

Dobrze,zgadzam sie, w takim wypadku oddajcie moje 700 srebrnych gryfów, i módlcie by zapasy których potrzebuje, a które częściowo zostały zniszczone były dalej do kupienia, chyba że siłaczu pofatygujesz sie na drugi koniec świata po nie?

To mówiąc pierwszy raz w dzisiejszym dniu uśmiechnął się, ale nie do słów które powiedział,lecz do tego że ci głupcy sfinansują mu całe badania, a jak by było mało, zwrócą to co zrabowali. Wyciągnął dłoń po swoje notatki , oraz pieniądze. Olbrzym zawachał się,ale szybko mu je oddał. Przejrzał je pobieżnie ,stwierdzając że nic nie brakuje, na głos powiedział im tylko.

Niczego nie zgubiliście, to dobry znak na początek naszej hahaha współpracy

Śmiejąc się tym razem zarówno na głos jak i w duchu opuścił namiot ku swemu zdziwieniu nie zatrzymywali go więcej, lecz pozwolili odejść, szybkim krokiem ruszył do swego domu, wiedział już co musi zrobić, a także jak zabezpieczyć sie przed ewentualnymi konsekwencjami. Wracając tą samą drogą,zatrzymał sie przy innym stoisku ,i za niewielką dopłata zakupił bakujące składniki ,oraz poprosił sprzzedawcę o kartkę i coś do pisania.

Właścicielu, mam do WAs olbrzymia kartkę, czy aby możecie użyczyć mi pióra kartki i atramentu? Muszę pilnie coś zapisać nim zapomnę, a nie chciałbym ryzykować, oto 4 gryfy, to więcej niż nawet przyzwoitość nakazuje .

Z uśmiechem podziękował i zabrał się za pisanie a tłum wędrował w każdym kierunku, miał baczenie by nikt nie mógł odczytać co zapisuje. Na koniec dziekując oddał pióro i ruszył przed siebie. Kilka kroków dalej zaczepił dzieciaka który z wybałuszonymi oczyma ogladał występy tancerek,po cichu szepnął do niego.

Psst, młody, tak ty, chcesz zarobić? Jesteś pewny? Mam dla Ciebie proste zadanie, nic trudnego, ale musisz zrobić dokładnie to co mówie, idź dwa kroki ode mnie, wiem że to trudne,ale cena jest tego warta. Weźmiesz tę kartkę do mojego przyjaciela Karst Grinber, zapamiętaj ,mieszka tuż obok drogi prowadzącej do pałacu, masz mu to zanieśc a jutro przynieśc mi odpowiedź zapamiętaj i nie zgub. będe tu jutro w samo południe,przy stoisku z ziołami, a teraz podejdź bo muszę niestety to zrobić.

Dzieciak zbliżył sie, na co gnom wrzasnął tak by każdy w tłumie go słyszał.
Zmykaj smarkaczu,nic nie dostaniesz, nie mam juz ani grosza więcej, same tylko kłopoty z wami żebraki.

Krzycząc próbował krótkimi nogami kopnąć go w rzyć, wzbudzając wesołość w tłumie. Był z siebie naprawde dumny, przedstawienie odegrał przednie, teraz modlił sie tylko by jego przyjaciel ,pracujący w straży jak zwykle uratował mu dupe. Miał nadzieje że te kilka zdań i zawarte w nich słowa wyjaśnień oraz obietnica hojnej nagrody uskutecznią jego działania

Re: Plac targowy

20
Na przyszłość - nie podejmuj tak poważnych decyzji za NPC.
Chciałem Cię jeszcze przez chwilę przytrzymać w tym namiocie, powiedzieć co nieco, wyjaśnić...
Ale skoro tak się akcja potoczyła, muszę zmienić plany. Jakoś to rozegram...


- Uważaj na język, gnomie, nie jesteś jedynym alchemikiem w tym mieście - syknęła Cynthia.

- Siedemset gryfów, załatwione - mruknął ten w szarfie, gładząc kobietę po głowie.

Grimber odebrał od niego notatki i wypełniony monetami mieszek. Śmiejąc się głośno, wyszedł z namiotu, ciągnąc za sobą wózek, a oni go nie zatrzymywali. Obserwowali, jak przechodził między płachtami grubego materiału, nie spuszczając zeń oczu.

Mężczyzna ruszył przez targ. Słońce oślepiało go nieco - chwile spędzone w ciemnicy odzwyczaiły jego wzrok od intensywnego światła. Wreszcie dotarł do jakiegoś straganu, przystanął przed nim, poprosił handlarza o kartkę papieru oraz jakiś pisak. Rzucił mu cztery gryfy na zachętę i dopiero wtedy kupczyk zdecydował się wręczyć gnomowi to, czego sobie życzył. Grimber nabazgrał coś na karteluszku, oddał sprzedawcy ołówek i poszedł dalej. Po drodze zaczepił jakiegoś chłopca, który właśnie przypatrywał się występom tancerek. Rzekł do niego, że pozwoli mu zarobić. Z początku młodzik nie chciał podejść, ale w końcu dał się namówić. Uważnie wysłuchał polecenia, był mocno zdziwiony nietypową prośbą. Wziął od gnoma karteczkę i wtedy...

Grimber zaczął krzyczeć na malca, a on stał jak osłupiały. Mężczyzna nie skończył jeszcze wrzeszczeć, a dzieciak wnet zalał się łzami. Uciekł od swojego zleceniodawcy, popędził gdzieś w tłum i tylko jego szloch wciąż rozbrzmiewał w uszach jubilera. Do czego to doszło, żeby musiał wykorzystywać małych chłopców do swoich celów... A szczawik był przestraszony nie na żarty. Zamiast wykonać to, co powiedział mu Grimber, poleciał gdzieś, nie wiadomo gdzie. Szlajał się po targowisku, łaził od jednego kramu do drugiego. Był trochę zły na gnoma, że tak nagle, bez ostrzeżenia się na niego wydarł. A ludzie patrzyli na to wszystko i rechotali. Było mu wstyd. Nagle przypomniał sobie, że ma w ręce tylko tę głupią kartkę papieru. Mężczyzna nie zapłacił mu z góry, nic mu nie obiecał. Młodzik zreflektował się, nie miał zamiaru wyręczać Grimbera. Nie po tym, jak go potraktował. Zmiął w dłoniach karteluszek i rzucił nim w jakiegoś aktora. Ludzie też obrzucali go różnymi przedmiotami - najwyraźniej spalił jakiś dowcip, albo co. Chłopaczyna zdążył już zapomnieć o tym, co mu gnom był przekazał. Teraz wcisnął się miedzy ludzi i jął oglądać występ jakichś tancerek. To absorbowało jego uwagę znacznie bardziej, niż interesy jakiegoś podrzędnego jubilera.

Grimber miał notatki w kieszeni, siedem stów także. Szedł w stronę swojej posiadłości, mocno podniesiony na duchu. Obmyślił skrzętnie bardzo dobry plan, choć nie wiedział jeszcze, że spalił on na panewce. Humor mu się poprawił, już sama obecność pieniędzy - brzęk monet i szelest pergaminów - wprawiały go w dobry nastrój. Nastrój, który miał się zaraz zepsuć. Wszedł na brukowaną uliczkę, równoległą do tej, na której mieścił się jego zakład. Właśnie wychylił się zza winkla - w tym miejscu dogonił wczoraj dworskiego posłańca - i zobaczył, że przed jego chatą stoi kilku strażników. Jeden z nich pukał do drzwi myśląc, że właściciel jest w środku. Trzech pozostałych stało za jego plecami, rozglądając się dokoła. Wszyscy byli w zbrojach, przy pełnym rynsztunku; wszyscy trzymali miecze w pogotowiu, na długość kciuka wyjęte z pochwy. Coś się szykowało, coś wisiało w powietrzu. Żaden ze strażników nie dostrzegł jeszcze gnoma.
Grimber miał czas, żeby jakoś zareagować, ot, choćby schować się za rogiem.
.

Re: Plac targowy

21
Błyskawiczny skok za róg domu i paniczny myśl,dopiero teraz się wpakowałem. Biedny gnom naprawdę zaczynał żałować że kiedykolwiek do głowy wpadł mu pomysł by bawić się w alchemika. Wiedział że chłopiec ma dostarczyc jego wiadomośc,chwilę temu cieszył się z tego jak głupi,teraz najwyraźniej stracił nawet swój dom , co ma zrobić z tym przeklętym wózkiem. Wepchnął go w ciemną ulicę a sam chyłkiem ruszył do domu jego ostatnie nadziei, do kupca Martelnsa. Dwie ulice dalej poczekał aż do zapadnięcia zmroku i podchodząc zapukał do jego drzwi, teraz pełen niecierpliwości xzastanawiał się czy przyjaciel go przyjmie ,albo pomoże dowiedzieć się co ma znaczyć ta wizyta straży. Do głowy mu nie przyszło by wracać do namiotu, pełen straży rynek,był ostatnim miejscem do którego miał chęć się zbbliżać. W myślach układał już zestaw pytań i wyjaśnień, jakie bez wątpienia przyjdzie mu powiedzieć. Widząc że po drugiej stronie drzwi ktoś się rusza czekał na reakcję..

Re: Plac targowy

22
Grimber zląkł się strażników. Wiele pytań musiało urodzić się w głowie gnoma, gdy zobaczył przed swoją chatą patrol straży.
Czego chcą? Przysłał ich książę? Wiedzą o narkotykach? Jak bardzo mam przejebane?
Nie czekał na cud, wiedział doskonale, że szczęście go opuściło. Był tego pewien. Nie chcąc narażać się na większe straty, pobiegł co sił do domu swojego najwierniejszego przyjaciela. Krążył wokół jego posiadłości, czekając wieczora. Słońce jeszcze wisiało na niebie - Martelns z wciąż stał na targu. Gdy zaczęło zmierzchać, Grimber odważył się wreszcie wyjść z ukrycia, chciał na pewno zastać druha w domu. Przeszedł pod jego posesję, wszedł na ganek, zapukał do drzwi. Czekał...

Skrzypnęły deski, ktoś był pod drugiej stronie. Skrzypnęły zawiasy, ktoś pociągnął za klamkę. W przejściu stanął Martelns. Przypatrywał się jubilerowi, nie kryjąc zdziwienia. Był zmieszany, przez chwilę nie wiedział nawet, co powiedzieć. Wreszcie zebrał się w sobie i rzekł:

- Grimber! Co ty tutaj... ale nie, nie! Wejdź do środka, nie stój na mrozie.

Gnom-sprzedawca usunął się futryny, pozwalając przyjacielowi wejść do środka. Zamknął drzwi i poprowadził towarzysza w głąb mieszkania. Panowie przeszli do niewielkiego przedpokoju. Wąski korytarzyk był słabo oświetlony. Kupiec spojrzał na gościa, podszedł doń i powiedział szeptem:

- Widzisz, jeśli chodzi o twój wóz to on, miałem go pilnować... no tak - nieskładne były te jego tłumaczenia, toteż porzucił zamiar i szybko zmienił temat. - Nie obraź się, przyjacielu, ale mam właśnie gościa i ten, tego.... - zawahał się. - Tak, no właśnie, gościa... Zapraszam, wejdź do środka, zapoznam cię z nią.

Martelns zachowywał się dziwnie, był niespokojny. Grimber utknął w jego słowotoku, nie mógł sam nic wyjaśnić, nie mógł dojść do słowa. Kupczyk powiódł go dalej, do głównej izby. Już od drzwi dało się słyszeć ciche strzelanie drwa w kominku. Palenisko wypluwało z siebie ciepło, ogrzewając znaczną część domu. Pod ścianami porozstawiane były szafy i stoliki, raptem kilka sztuk. Przed kominem, w półkolu, stały za to fotele. Wygodne, miękkie, wypchane pierzem albo innym puchem. Grimber wszedł do pokoju i ujrzał to wszystko na własne oczy. Zaraz za nim wtoczył się Martelns. Nie zdążył nic powiedzieć. A nawet jeśli mówił, to jubiler nic nie słyszał. Na jednym z foteli, zwrócona plecami do ognia, siedziała Cynthia. Zdjęła z siebie ten dziwny, obcisły kostium, a za to wdziała luźną, szarawą koszulę i skórzane spodnie. Rozpuszczone włosy były dziwnie poczochrane, a może specjalnie je tak ułożyła? Ot, taki... artystyczny nieład. Kobieta z początku nie zwróciła uwagi na gnoma. Na żadnego z nich. Bawiła się z małym kotem, który czepiał się pazurami jej ręki. Głaskała go, drapała po grzbiecie. Dopiero gdy zwierzak zeskoczył na podłogę, podniosła głowę i spojrzała na przybyłych.

- Grimber, przedstawiam ci Martę - powiedział kupiec, wypychając go na środek pomieszczenia.

- Cześć - rzuciła Marta-Cynthia od niechcenia. - Miło poznać.

.

Re: Plac targowy

23
Teraz to już na pewno przepadłem

Niemal krzyczały jego myśli,z trudem przełknął ślinę i odpowiedział.

Ależ mnie również, cóż za piękny kot

Świadom że jako iluzjonistka może pod postacią tego kota ukrywać coś o wiele większego,uznał że czas na żarty sie skończył,gotowy był wziąć to na siebie,ale absolutnie nie chciał mieszać w to przyjaciela.

Powiedzcie mi moi drodzy skąd sie znacie, czy to długa znajomość? Czy może wynik ostatnich dni ?

Nie miał bladego pojęcia co może zrobić w tej sytuacji,uznał że najlepiej będzie pozwolić mówić tej wstrętnej suce, jak się wygada pójdzie z nią, bo co mu niby zostało...

Możesz mi opowiedzieć coś o sobie, jestem bardzo ciekaw twej historii, bo twarz całkowicie nieznajoma, amoja pamięć jeszcze nienajgorsza.

Re: Plac targowy

24
- Kot? Tak, kot! Kupiłem go w tamtym roku od jakiegoś kupca... - wykrzyknął Martelns, chcąc zamaskować swoje zakłopotanie; usilnie próbował zmienić temat. - Zna... znajomość? Tak, to, ten, my właśnie...

Handlarz był bardzo przejęty i roztrzepany, dostał wypieków na twarzy, zaczął się jąkać. Wlepił wzrok w dziewczynę i spoglądał na nią, licząc na to, że może ona uratuje go z opresji. A kobieta nawet nie ruszyła się z miejsca, wciąż tkwiła na fotelu, cmokając na kotka, który odmawiał jej dalszej zabawy. Dopiero po chwili, gdy okazało się, że zwierzak zupełnie ją olał, odwróciła twarz w kierunku Grimbera i powiedziała cichym, ale wyraźnym głosem:

- Gornel czuł się samotny, więc wynajął mnie na tę noc... jeśli wiesz, co mam na myśli.

Martelnsowi ze zdziwienia oczy niemal wyszły z orbit. Nie spodziewał się po swojej "przyjaciółce" takiej szczerości, absolutnego braku skrępowania czy wstydu. Ale ona była obojętna, przejęta jakąś apatią. Wciąż wypatrywała kota, na mężczyzn nawet nie bacząc. Poprawiła wierzchem dłoni zmierzwione włosy, przeciągnęła się i ziewnęła, pokazując swoje śliczne ząbki.

- Jeszcze nie skończyliśmy - rzuciła do Grimbera, jakby nie dość było niespodzianek. - Nie przeszkadzaj nam, wyjdź, karzełku.

A handlarz stał jak wryty. Nie wiedział, co powiedzieć, wodził wzrokiem między swymi gośćmi, stojąc w przejściu z rozdziawioną gębą. Drżał cały, zrobił się siny jak burak, zalewał go pot.

Re: Plac targowy

25
Widząc że jego przyjaciel jest bardzo dziwny, nie wspominając już o całej sytuacji złapał go za ramię i krzycząc do kobiety niemal siłą wyciągnął go z pomieszczenia.

Pani wybaczy,dopłacę pani za stracony cza,muszę na chwilę porwać pani tymczasowego właściciela

Ostatnie słowa niemal wysyczał wściekły za opieszałość Martelnsa,oraz podstep jakiego użyła kobieta. Ciągle zdumionego gnoma postawł pod ścianą i zadał mu parę bardzo istotnych pytan, które mogły w tej sytuacji zaważyć o decyzji,jaką miał podjąć.

Ohoho,zachciało ci sie młodej dupy widzę, oj w twoim wieku jeszcze takie zachcianki

Udając wesołość rozpoczął przemowę

Powiedz mi tylko czy ta kobieta nie podawała Ci nic do picia,ani do jedzenia? Przypomnij sobie to bardzo ważne. Poza tym czy w szafie w sąsiednim pokoju nadal trzymasz zakazane substancje? Bardzo potrzebuję od Ciebie odrobinę sporyszczu, ewentualnie najmocniejszego zioła jakie tam posiadasz,potrzebuję iec je przy sobie.[ Ostatnią sprawą jest to,że będe musiął porwać Twoją nową przyjaciółkę, gdy tylko skończycie, też mnie nasza ochota na... nocne pogawędki, zabiorę ją od siebie.

To mówiąc wpatrywał się w pilnie w pobladłą twarz,obsewując że Martelns chyba ma gorączke,i zastanawiając nad jej nagłym źródłem,oraz probleme z oceną sytuacji jaką tamten miał.

Re: Plac targowy

26
Grimber i Martelns wypadli z sieni, przeszli do przedpokoju. Kobieta westchnęła i rozłożyła się na fotelu, kątem oka spoglądając na tańczące w kominku płomienie. Cmoknęła na kota, a on przybiegł i wskoczył jej na kolana, gdzie wkrótce zasnął. Cynthia doskonale słyszała, o czym rozmawiają mężczyźni w sąsiednim pomieszczeniu. W domu panowała cisza, którą zakłócało jedynie ciche trzaskanie drew w palenisku. Dziewczyna odprężyła się, wysiliła słuch, wzmocniła go nieco swoją magią i już wyłapywała każde pojedyncze słowo, wypływające z ust jej towarzyszy - gnomów.

- Nie, nic mi nie podawała, niedawno przyszła. Ale o ci chodzi, Grimber? - Zapytał handlarz, mocno zaskoczony, zasypany gradem pytań. - Zakazane ingredienty... sporysz.... PORWAĆ?! Teraz tobie się dziwki zachciało? Pohamuj chuć, ogierze!

Martelns może i był toćkę blady, zapocony, zmizerniały, ale nie chorował. Przyjaciel przyłapał go właśnie na obcowaniu z prostytutką - sam ten fakt prowokował u niego dreszcze i niepokój. Nic dziwnego, przecież znali się z Grimberem jak łyse konie i mógłby przysiąc, że jubiler gardzi nim teraz, że będzie robił mu wyrzuty do końca życia.

- Nie chcę żadnych kłopotów. Wyproszę ją zaraz i wtedy pogadamy na spokojnie, dobra?

Słysząc to, kobieta wstała z fotela i zaczęła zbierać się do wyjścia. Porwała z wieszaka przy drzwiach swój płaszcz, po raz ostatni pogłaskała kota i ruszyła w kierunku drzwi wyjściowych, nie uprzedzając o tym mężczyzn, którzy w dalszym ciągu rozprawiali w pokoju obok. Przeszła przez korytarz - mężczyźni mogli zobaczyć, jak jej postać miga w przejściu. Po chwili dopadła do klamki. Pociągnęła ją, otworzyła drzwi i wyszła na zewnątrz, na wieczorny mróz.

Re: Plac targowy

27
Mężczyźni wrócili do środka,lecz pierwsze co dostrzegli to brak wcześniej widzianej tu kobiety, obie reakcje niewiele sie różniły. Gimber był przerażony,znali jego ostatnią kryjówke, być może usłyszeli o ziołach,a na dodatek kobieta uciekła i teraz już nawet nie mógł się dowiedzieć czy wizyta straży to ich sprawka... Podejrzewał że jego przyjaciel myśśli tylko o niewykorzystanych minutach jakie mu pozostały, oraz o stracie tych kilku gryfów, niestety nie mół mu ich oddac, ponieważ mając 700 gryfów był to jego cały majątek. Zwrócił się do niego z tymi słowami.

Dziś już późno, a ja mam olbrzymie problemy,straż odwiedziła mój dom,czy będziesz w stanie pawenć mi nocleg? Na pewno masz jakąś dobrą skrytkę tu czy na mieście. Będe dodatkowo potrzebować twej pomocy,by dowiedzieć się o co chodziło dokładnie straży, może pociągniesz delikatnie za język,naszego wspólnego znajomego? Dobrze wiesz kogo mam na myśli.

Mówiąc to patrzył błagalnie na Martelnsa i miał nadzieję że ten jednak cos wymyśli.

Mój los jest w twoich rękach..

Po tych słowach usiadł na krześle i czekał na werdykt..

Re: Plac targowy

28
Cynthia wyszła z domu. Mężczyźni wrócili do izby i nie zastali jej przy kominku. Wciąż byli wzburzeni, choć skrywali to w sobie. Żaden nie dał poznać, że coś go w duszy kłuje. Grimber zaczął martwić się kwestią strażników, a Martelns myślał tylko o tym, by wyjść z tego zamieszania, nie tracąc twarzy.
Usiedli na fotelach i zaczęli rozmawiać - teraz już raczej na spokojnie.

- Straż u ciebie? Baranie, w coś ty się wpakował? - Wybuchł handlarz, słysząc o wizycie wartowników w mieszkaniu przyjaciela. - Mówiłem ci, żebyś przystopował, żebyś przestał bawić się halucynogenami! Nie dotarło, co? Głupek jesteś i tyle!

Martelns długo nie mógł się opanować, Grimber musiał go uspokajać i zapewniać, że wszystko jakoś się ułoży. Mówił to, choć sam za bardzo nie wierzył w swoje słowa. Czuł, że traci grunt pod nogami.

- Jasne, jasne, możesz u mnie przekimać. Mam wolną pryczę w alkowie - powiedział po chwili, gdy ręce przestały mu już drżeć. - To nie na moje nerwy. Z samego rano pójdę do Karsta i wypytam go, co się święci. A ty opowiadaj, co się stało. A nie owijaj nic w bawełnę, szczerze mów!

Re: Plac targowy

29
Wiedziałem że mogę na Ciebie liczyć,jedyną osobę,która stała obok zawsze jakby się nie wiodło.

Gimber był szczere wzruszony tym że mimo wszystko stary handlarz chce mu pomóc, więc dając słowo że powie wszystko zaczął opowiadać.

Mówiąc pokrótceprzyjacielu,zaczęło się od tego,że dałem oszukać się przeklętej iluzjonistce,podejrzewam że zna się na magii,więc wyprowadzenie mnie w pole nie było pewnie jej najtrudniejszym zadaniem.

Zasępiony spoglądał chwilę w płomienie z kominka,nim ruszył z opowieścią dalej.

Użyła swej siły bym pomyślał, że zapłata za miksturę dla księcia, to kamyczki i muszelki,wpadłem szał,to oczywiste sam przyznasz, i zacząłem gonić nic nie spodziewającego się posłańca...
Po dogonieniu go oczywiście jak głupi dureń wykłócałem się i groziłem śmiercią, jeżeli nie odda mi natychmiast mikstur lub pieniędzy, jak okazało się, gdy wróciłem do domu,było już po wszystkim..
Dół czyli warsztaty był nienaruszony, natomiast wszędzie było pełno kartek,sucze syny potargały i zniszczyły każda książkę jaka wpadła im do rąk, na piętrze doszczętnie zniszczyli mi cały sprzęt alchemiczny, nie zostało nic poza pustym wielkim kotłem,lecz najgorsze co mnie spotkało tego dnia,to fakt że ukradli receptę, receptę o której wiesz.


Teraz mówiąc to poderwał się bo żal straconych pieniędzy nadal tkwił glęboko i boleśnie w jego duszy. Dodatkowo powtarzając historię zdał sobie sprawę że tylko oni mogli zawiadomić straż, bo przecież Kerst tego by nie zrobił tym bardziej jego dzisiejszy gospodarz. Wzburzony chodząc dookoła sofy opowiadał dalej.

Mieli moją receptę, co najgorsze szybko sie odezwali. Z rana ruszyłem by kupić ponownie sprzęt do pracowni, kiedy Twój dzisiejszy gość, tak nie rób takich oczu Cynthia zaczepiła mnie na rynku mówiąc a niemalże śpiewając o mojej stracie, wiadomym jest że skoczyło się to pościgiem. Dała mi się złapać dopiero w namiocie cyrkowym, by było lepie nie była sama. Towarzyszył jej olbrzymi i dobrze uzbrojony mężczyzna, widać że wiedział do czego służy ostrze. Przyznali że to była ich sprawka, ale powiedzieli też że jeżeli oddam im gotową receptę, sprawa pójdzie w niepamięc, oddali nawet złoto jakie straciłem na zniszczeniach. Niestety wracając chciałem puścić wiadomość do Kersta, nie mam pojęcia czy dotarł tam gdzie miała, nie dam rady tego sprawdzić jutro na rynku. Miał czekać z odpowiedzią w samo południe. Byem pewien że to sprawdzę, gdy odpoczne w domu, jednak widok uzbrojonych strażników wybił mi ten pomysł z głowy. Przecież na Targowisku aż sie od nich roi. To wszystko com miał ci powiedzieć,nie zataiłem niczego, ani nie wyparłem dla korzyści własnej,osąd leży w twoich rekach.

Re: Plac targowy

30
Grimber zaczął opowiadać towarzyszowi o wszystkim, co spotkało go w ciągu ostatnich kilku dni. Mówił nieskładnie, rzucał się, co chwilę szarpały nim emocje. Martelns musiał się dobrze wsłuchać, aby zrozumieć wszystko, co przyjaciel miał mu do przekazania. Przez cały czas siedział wyprostowany, uważnie przyglądając się kumowi.

- No, to wpadłeś w gówno po uszy - skwitował krótko, gdy gnom skończył przemowę.

Niedługo po tym handlarz przeszedł z sieni do sypialni i uwalił się na łóżku. To, co opowiadał Grimber... tego było za dużo, jak na jeden raz. Magia, iluzje, Cynthia, straż, olbrzymy... Martelnsa rozbolała głowa, miał mdłości. Bardzo przejął się losem przyjaciela. Próbował go pocieszać, ale w końcu uległ zmęczeniu. Poszedł spać i jemu polecił to samo. A on usłuchał. Dwa gnomy wkrótce legły pod pierzyną, ale tylko kupiec zasnął tej nocy spokojnie. Grimbera męczyły koszmary.


Tymczasem jakiś zapijaczony półork wytoczył się z karczmy. Szedł ulicą, niesiony przez bezlitosne prawo grawitacji. Ciągnął nogę za nogą i w taki sposób wpadł w jakiś ciasny zaułek. Zarzuciło nim tak, że nie ustał w pionie i runął na ziemię. Obił sobie kolana o bruk, ale bólu nie czuł. Jutro poczuje. Pijaczek podniósł się z trudem i zobaczył przed sobą niewielki, drewniany wózek i skrzynię na nim postawioną. Uśmiech zagościł na jego zachlanej, pryszczatej mordzie. Rozejrzał się dokoła czy aby na pewno nie ma nikogo w pobliżu, dźwignął jaszczyk i pociągnął go za sobą, w tylko jemu znanym kierunku. Pchając wóz po kocich łbach, układam sobie w głowie plan. Prosty plan. Jutro weźmie wszystko i przepije! Wóz, skrzynię z jej zawartością, wszystkie cztery koła. Na pohybel!
.
ODPOWIEDZ

Wróć do „Qerel”