Spoiler:
Azgurd Grettunk, już mniej więcej rozbudzony po wczorajszej popijawie, nieco chwiejnie, po przebrnięciu przez dwie pary strażników, którzy szczęśliwie go znali, i jednego bardzo wojowniczego kucharza uzbrojonego w drewnianą chochlę, który po spojrzeniu w przekrwione oczy oficera zamknął mordę i czym prędzej uciekł, stanął wreszcie przed podwójnymi drzwiami do sali audiencyjnej Baronowej. Drzwi były wysokie, drewniane, i pięknie zdobione. Złote zawijasy i przeróżne postaci zdawały się opowiadać historię jakiegoś wydarzenia.
Gdy Azgurd zbliżał się do drzwi, zobaczył jak jakiś ubrany w bogate szaty goblin próbował przez nie przejść, ale został brutalnie odepchnięty przez wysokie postaci stojące po obu stronach wejścia. Wizytant wyglądał jak jakiś bogatszy kupiec, albo inny miłośnik świecidełek, sądząc po ilości bransolet, naszyjników i kolczyków w uszach. Bogaty goblin następnie podszedł do jednego z filarów, i oparł się o niego, mamrocząc przekleństwa pod nosem.
Po obu stronach drzwi stało dwóch groźnie wyglądających orków, uzbrojonych po zęby i patrzących się na Azgurda groźnie. Groźnie? Nie, bardziej z pogardliwą ciekawością. Po poprzednich spotkaniach wiedział, że raczej nikt nie został poinformowany o jego przybyciu, a Ci dwaj najwyraźniej byli nowi, albo po prostu nie znali najbardziej nachalnego oficera Baronowej. Korytarzami obok czasem przewijali się przeróżni służący, a czasem nawet jakiś dostojniej wyglądający urzędnik, lecz drzwi do sali audiencyjnej pozostawały zamknięte.