Iaquahnem - Martwa Dolina

1
Kilka godzin drogi za miastem znajduje się miejsce, w którym już dawno zamarło życie. Tutaj ziemia jest sucha oraz gęsto spękana i tylko z rzadka dotknięta znikomymi ilościami deszczówki. Gdzieniegdzie wyrosło samotne drzewo, kilka karłowatych wysuszonych na wiór krzewinek i kępki ostrolistnych traw. Jedyną żyjącą zwierzyną na tych terenach są wszelkiego rodzaju przedstawiciele ptactwa oraz robactwa, którzy wypatrują soczystego kąska w postaci śmierdzącej padliny. Niekiedy można tutaj natrafić na jaszczurko podobne stworzenia, chowające się w wąskich szczelinach albo na płochliwe, futerkowe żyjątka, które są jednym z przysmaków Południa. Martwa Dolina jest jednak sprytnym skrótem, pozwalającym wędrowcom zaoszczędzić kilku godzin podróży - dotyczy to tych, którzy opuszczają Karlgard i swoją wędrówkę kierują ku Varulae.


Poznali się na rynku w Karlgardzie. Ona właśnie miała zarobić, wmawiając facetowi wielką miłość z mało urodziwą orczycą, która byłaby równocześnie źródłem jego wielkiego bogactwa. On dobijał targu z jednym z handlarzy, który potrzebował strażnika dosyć skromnie wyglądającej karawany. Problem w tym, że ich rozmówcy okazali się rodzeństwem. Klient Savety chciał koniecznie przedstawić ją swojemu bratu, który ni w ząb nie mógł dogadać się z tajemniczym najemnikiem. W końcu kto lepiej niż wróżka im powie, jak korzystnie zainwestować zarobione pieniądze. Jednak najwyraźniej i zakapturzony przybysz nie był do końca obdarzony darem szczerości - jak było widać obydwie połówki rodzeństwa nie miały szczęścia do uczciwych rozmówców.
Z jałowej rozmowy nic nie wynikało, gdyż pod względem pieprzenia głupot bracia mogli rywalizować o każdą nagrodę. Stojący obok kobiety najemnik charczał coś niewyraźnie, odsłaniając przy tym prawie czarną cerę. Osobliwe spojrzenie, a także dziwaczny strój przekonały Savetę, że i tym razem wypada włożyć rękę w poplątane trzewia losu.
Wróżbiarka wmówiła swojemu wcześniejszemu klientowi, że wyczuwa, iż jego brat również będzie miał niemałą chrapkę na orczy majątek jego lubej. Na twarzy handlarza zaznaczyła się konsternacja, która w mgnieniu oka przerodziła się w rodzinną kłótnię. Korzystając z zamieszania Madame Saveta postanowiła wyruszyć w kolejną wędrówkę, gdy i tak za długo siedziała w Karlgadzie. Odwróciła się od naiwnych braci, rzucając do najemnika tajemniczo brzmiące słowa:
- Spoglądam na przyszłość, a ona patrzy na mnie. Ujrzałam Twoją podróż, peregrynację przez piaski życia. Miasto żyznych ziem, gniazdo niewolników. To Twój cel, jeden z wielu, będący ogniwem najemniczego łańcucha, który już dawno owinął Ci się wokół szyi. On daje Ci życie i on Cię zadusi.
Po tych kilku zdaniach Saveta zniknęła w gęstniejącym tłumie napierających ludzi i nieludzi. Kroczyła przez hałaśliwą gawędź, przekonana, że ktoś podąża za nią. Nie myliła się.
Teraz przypatrywała się, jak niejaki Cal - przynajmniej tak brzmiało to wychrypiane przez niego słowo - grzebie w swoich rzeczach. Kiedy wyszła z miasta cały czas trzymał się w pewnej odległości, toteż nie mieli okazji zamienić nawet słowa. Zrównał się z nią dopiero, gdy przystanęła pod pretekstem nagłej konieczności przeszukania swojej wypchanej torby.
To będzie dziwna znajomość - do potwierdzenia tego niepotrzebny był żaden osąd gwiazd.

Re: Iaquahnem - Martwa Dolina

2
Boszsz potworna obsuwa, ale no... tera gramy!

Cal wędrował za tajemniczą kobietą. Zaintrygowały go jej słowa. Wystarczająco długo krążył po tym świecie, wystarczająco wiele dziwnych, niewyjaśnionych rzeczy doświadczył w swym życiu, by wziąć poważnie jej... przepowiednię. Sam niejako był dowodem na ingerencję nadnaturalnych sił w żywot istot na ziemi. Do tego pragnienie uwolnienia się od fatum, klątwy. Uważał, że wystarczająco długo już zmuszany był do czynienia rzeczy wbrew sobie. Choć to samo w sobie nie było najgorsze, bardziej przerażało i niepokoiło go lekkie osłabienie wiszącej nad nim ręki. Teraz mógł się przez jakiś czas opierać nakazom, ale wiązało się to z potwornym bólem, jaki następował gdy był zbyt opieszały. Miał nadzieje, że uda mu się rozwiązać ten problem, dlatego postanowił wybrać się na wschód, do Taj'cah. Nawet w Kalgardzie krążyły plotki o Proroku, który pojawiwszy się znikąd niedługo po pojawieniu się demonów w kilka lat stał się najważniejszą istotą na Archipelagu. Nie wiedział ile jest prawdy w wyolbrzymionych opowieściach o jego możliwościach, ale mrocznemu elfowi nie pozostawało nic innego jak tylko sprawdzić to osobiście.
Nie zatrzymał się, gdy ta szukała czegoś w torbie. Nie zdziwił się, gdy poszukiwania skończyły się gdy zrównał się z nią prowadząc swoją czarną klacz za uzdę. Było popołudnie, następną godzinę wędrowali w milczeniu, a poza dwoma przelotnymi spojrzeniami jakie Cal rzucił wieszczce nie było między nimi żadnej interakcji. Przynajmniej z jego strony.
- Wystarczy. Trzeba przenocować - powiedział charczącym głosem prawie niezrozumiałym zza maski oddzielającej jego drowią twarz od reszty świata. Miejsce na pewno nie było idealne, ale niewielka jama, głęboka może na półtora metra i szeroka na dwa, powinna osłonić ich od chłodnego wiatru wiejącego nocami na pustyniach. Do tego suche drzewo rosnące w pobliżu, a także dwaj pustynni wędrowcy - splecione w kule suche krzewy - powinny dostarczyć dość opału, by mogli spędzić noc choć przy niewielkim ognisku.
- Potrafisz gotować? - wycharczał ściągając juki z grzbietu konia.

Re: Iaquahnem - Martwa Dolina

3
Gdy odkładała swoją torbę ukradkiem spojrzała na tajemniczego mężczyznę. W pewien sposób ją przerażał - nie tyle swoim złowieszczym wyglądem, co dziwaczną atmosferą, którą za sobą ciągnął. Można powiedzieć, że większość istot wpływa na otoczenie swoimi emocjami, zachowaniami, błahymi nawykami. I tak górnicy niekoniecznie odnajdowali się na powierzchni, jednak dawała im ona radość. Rybacy kochali wody, ale nadal cieszyli się z pobytu na lądzie. Bardowie żyli dzięki publice, niejednokrotnie szukając osamotnienia w przyrodzie. Te niewinne paradoksy sprawiały, że łatwo można było rozróżnić śmierdzących żywych od śmierdzących trupów. Madame Saveta w postawie Cala również odnalazła paradoks - najemnik miłujący swobodę, wolny strzelec podążający za naiwną treścią przepowiedni. I chociaż charczący wędrowiec powinien tętnić życiem, to w oczach wróżbiarki wydawał się być martwy - a aż tak bardzo nie śmierdział.
Z milczących rozważań wyrwało ją niespodziewane pytanie.
- Niekoniecznie - odpowiedziała beznamiętnie. Fakt, zdarzało się, że musiała przyrządzić coś sama, lecz przygotowane przez nią posiłki rzadko kiedy można było nazwać smacznymi. Zazwyczaj zaopatrywała się w gotowe jedzenie albo zatrzymywała się w najróżniejszych gospodach i karczmach.
- Ale mogę przynieść trochę opału - niedbale wskazała ręką na dwa suche krzewy rosnące nieopodal. Cal nawet nie spojrzał w tamtym kierunku, więc domyśliła się, że już wcześniej dostrzegł zaschnięte krzaki idealnie nadające się do rozpalenia ognia.

Re: Iaquahnem - Martwa Dolina

4
... Na chwilę przerwał łamanie gałęzi, by obejrzeć jeszcze raz najbliższe otoczenie. Czarny skorpion, które obecnie sterczał nakłuty na czubku sztyletu, nie mógł być sam, a tej nocy wolałby odurzyć się w inny sposób.
Znowu trzask pod butem. Na ten kawałek trzeba było nastąpić odrobinę mocniej. I chwila ciszy.

Nie jestem tu sam.
Espadon błyskawicznie opuścił pochwę, ale zaraz do niej wrócił. W tym samym momencie na twarz Norna wpełzł ukradkiem uśmieszek a brwi nabrały przyjacielskiego układu.
No dobra. Pokażę się jej pierwszy.
-Zakładam, że taka piękna pani musi mieć ze sobą towarzystwo.
I najwyraźniej myślą, że są tutaj pierwsi. A niech tylko coś spróbują.
Zbadał towarzyszkę wzrokiem i uśmiechnął się raz jeszcze.
-Zwę się Norn i jestem przyjacielem. Z chęcią przyjmę tak śliczne towarzystwo.
Półork spuścił na towarzyszce oczko.
[wyjustuj]W życiu powinieneś spróbować wszystkiego. Potem dopiero, wyzbytym ignorancji, obierać własną drogę.[/wyjustuj]

Re: Iaquahnem - Martwa Dolina

5
Cal wycharczał coś niezrozumiałego spod swej materiałowej maski, brzmiało to być może jak 'nic nie szkodzi' albo też 'trudno'. Ciężko powiedzieć, w każdym razie elf nie wyglądał jakoby taki obrót sprawy mu przeszkadzał, czy w czymkolwiek zawadzał, krzyżował plany. Żyjąc wśród najemników, złodziei, rabusiów i innych ciekawych istot wałęsających się w mniej lub bardziej zorganizowanych grupach po pustyniach, nauczył się radzić sobie samemu, także z gotowaniem. Ciężko byłoby mu o angaż na dworze jakiegoś możnowładcy, ale posiłki były sycące i zjadliwe. A to najważniejsze.
- Dobrze - wybełkotał odstawiając juki do wnęki skalnej. Deszcz im raczej nie groził, ale przezorny zawsze ubezpieczony. Odnalazł gdzieś swój plecak, znalazł w nim racje żywnościowe i jakieś naczynie, ale nim zabrał się za cokolwiek usłyszał obcy głos. Wymamrotał pod nosem zaklęcie i świat momentalnie stał się wyraźny. Widział w ciemnościach. Dobył jednego z mieczy i w kilku krokach zbliżył się do kobiety, a także trzeciej postaci, która pojawiła się w wąwozie.
- Wszystko dobrze? - charczący głos rozległ się za plecami Savety, jakieś trzy, cztery metry od niej. Czarny strój Cala, czarna cera i ciemność dookoła. Tylko całkowicie szare oczy zdradzały obecność mrocznego elfa, który zaś doskonale widział zarówno wieszczkę jak i obcego. Niestety nie usłyszał jak ten się przedstawia i mówi, że nic nikomu nie grozi.
- Czego chcesz? - znów rzucił niewyraźnie zbliżając się powoli w stronę niespodziewanej towarzyszki. Nie spuszczał wzroku z obcego półorka. Wyglądał na zaprawionego w bojach, walka więc mogła okazać się długa i ryzykowna.

Re: Iaquahnem - Martwa Dolina

6
Kiedy pojawił się niejaki Norn, Saveta lekko drgnęła. Delikatnie wygładziła swoją długą, czarną spódnicę, a pod pretekstem poprawienia bordowej kamizelki sięgnęła po lekko już wyświechtaną talię kart. Była pod wrażeniem czułości zmysłów Cala - zachowywał się tak, jakby gęstniejąca ciemność nie była dla niego problemem. Jego słuch też był godny podziwu, podobnie jak talent do przerażania samym sobą, co stanowczo ułatwiał charkot wydobywający się z zasłoniętego gardła.
- Tak, wszystko w porządku, mamy niespodziewanego gościa - uśmiechnęła się do Norna, który w szerzącym się mroku wyglądał dosyć niepokojąco, chociaż nadal sprawiał wrażenie bardziej przyjacielskiego aniżeli Cal.
- Widzisz Nornie? Nie zdążyłam szepnąć słówka, a moje towarzystwo już się zjawiło - skinęła głową w stronę zbliżającego się Cala. Nie chciała aby właśnie w tej chwili pozarzynali się na tym przeklętym pustkowiu, gdyż byłyby z tego same problemy, o które wróżbiarka wcale nie zabiegała.
Madame Saveta nie odrywając wzroku od "intruza" zręcznie przetasowała karty. Trochę ulicznej magii jeszcze nikomu nie zaszkodziło, a warto było rozładować napiętą atmosferę. Z charakterystycznym szelestem utworzyła karciany wachlarz i w tym samym momencie zapytała właściwie nie wiadomo kogo:
- Wróg czy przyjaciel? - jej lewa dłoń przesunęła się nad rozchyloną talią żeby dokonać wyboru i wyciągnąć jedną z kart, którą powoli podsunęła pod nos Cala. - Co widzisz?
Towarzysz niechętnie oderwał swojego szare spojrzenie od nieznajomego, szybko spojrzał na obrazek, w ogóle nie wysilając przy tym oczu.
- Zbroja trzymająca miecz, wygląda jak rycerz bez twarzy - wychrypiał i natychmiast jego wzrok powrócił do obserwacji obcego mężczyzny.
- Golem, a więc jednak przyjaciel - powiedziała od razu, aby choć trochę załagodzić napięcie związane z nagłym przybyciem Norna. - Nazywam się Madame Saveta, a to od niedawna mój współtowarzysz imieniem Cal.
Odpowiednio wskazała dłonią, zachowując się tak jakby Norn mógł ich pomylić. Noc z każdą chwilą przybierała na sile, a oni nadal nie przygotowali swojego tymczasowego obozu. Wróżbitka schowała karty, przestąpiła z nogi na nogę, z cierpliwością przypatrując się milczącemu towarzyszowi oraz obiektowi jego bacznego oglądu.

Re: Iaquahnem - Martwa Dolina

7
-Aż dziw, że jesteście tu tylko we dwójkę - oznajmił obluzowując nieco ścisk pięści po przybyciu jej charczącego towarzysza. -Zazwyczaj na tych bezdrożach spotkać można albo samobójców podróżujących samotnie, albo kogoś z solidną obstawą. Tu już nie boją się zapuszczać bydlaki albo inne świństwa. Miło mi poznać, panie Cal. Jak zdążyłeś już pewnie usłyszeć - me imię Norn.
(Nie wpuściłbym cię nawet do tawerny w której przyszłoby mi pić!! Wróżbitkę już tak. Ale ty mi się nie podobasz!)
Nagle chwycił i targał się za ucho, robiąc grymas. Jakieś malutkie nocne muszątko zderzyło się z wnętrzem jego ucha i w panice siekało powietrze (a przy okazji skórę wewnątrz ucha) malutkimi skrzydełkami mocniej i miało problem ze znalezieniem drogi powrotnej. Ale znalazła. I nie wiadomo czy poleciała dalej czy została rozmazana gdzieś na głowie półorka.
Nie zdobył się niestety na to by ugryźć się w język przy ładnej pani, więc zostały zaliczone już dwie gafy przy towarzyszach.

-Ehh. Tego ustrojstwa wywróżyć już chyba byś nie umiała - powiedział w końcu po bezradnym chichocie.
Strojenie uśmieszków i min nie miało niestety sensu w tej ciemności. Trzeba wracać do robienia obozu.

-Jeśli szukaliście opału to bierzcie to co już połamałem. Później pogadamy.
Całość mogły spokojnie wsiąść ze sobą dwie osoby. Norn nie zapomniał o sztylecie z nabitym skorpionem. Po ogniu, nawet z kolcem smakują i są odżywcze. Zebrał swoją kupkę gałęzi, na której usadowił rękojeścią sztylet i oburącz podniósł, by zrzucić w jamie i przygotować ogień.
[wyjustuj]W życiu powinieneś spróbować wszystkiego. Potem dopiero, wyzbytym ignorancji, obierać własną drogę.[/wyjustuj]

Re: Iaquahnem - Martwa Dolina

8
- Znam te tereny - lakonicznie wycharczał Cal nie spuszczając wzroku z niespodziewanego gościa. Kiwnął też głową, gdy pół ork przedstawił mu się osobiście, uważał to za przejaw dobrego taktu, niepisane prawo najemników choć gadulstwo Norna nieco mu nie pasowało do kogoś podróżującego samotnie i z jego wyglądem. No ale nie mu to oceniać, pewnie gdyby postawić przed jednym i drugim mężczyzną tuzin ludzi, gdyby elf odsłonił maskę pewnie jego pierwszego zaczęliby wytykać. Większość ludzi uważała drowów za mit, legendy, bajki do straszenia dzieci czy też zainteresowania podpitych bywalców knajp przez bardów.
Chwilę potem Saveta po raz kolejny wróżyła, ale w karcianą sztuczkę nie uwierzył tak, jak uwierzył w słowa wypowiedziane na targu w mieście. Znów odezwał się półork.
- Dobrze - rzucił niewyraźnie elf i odwrócił się chowając miecz do odpowiedniej pochwy. Wrócił w pobliże ich tymczasowego obozu. Wrócił do wyciągania prowiantu, ze względu na zdolność widzenia w ciemności nie miał najmniejszego problemu z odnajdywaniem właściwych rzeczy. Wreszcie wszystko było powyjmowane, obok znalazło się też nieco opału i Cal zabrał się za rozpalanie ogniska. Uwinął się z tym szybko, a zrobiwszy improwizowany trójnóg na rondel powiesił na nim garnek. Prawie w ogóle nic nie mówił, po prostu wlał do garnka nieco wody z bukłaka, jakieś warzywa pokrojone w grubą kostkę, nieco sucharów, ryż i odrobinę suszonej kiełbasy dla smaku. Jedzenie nie było królewskie, ale powinno nasycić. Światło nieco go raziło dlatego odsunął się bardziej w stronę wnęki, oparł się o skały i wodził wzrokiem to po kobiecie, to po półorku.
- Dokąd podróżujesz? - odezwał się wreszcie, chyba po raz pierwszy wykazał inicjatywę, nielicząc zarządzenia postoju. Patrzył się na kobietę, a potem zerknął na młodego mężczyznę. Oczekiwał odpowiedzi od ich obu. Cały czas miał na sobie kaptur, a także maskę przesłaniającą większość twarzy.

Re: Iaquahnem - Martwa Dolina

9
Saveta pomogła zabrać resztę chrustu, uśmiechając się z nieukrywanym zadowoleniem. Najwyraźniej ich dziwaczna kompania była chociaż trochę cywilizowana. Oby ta krztyna towarzyskiego obycia czymś zaowocowała. Podróż zapowiadała się długa i zapewne nie mniej męcząca.
W kilka chwil rozłożyli wszystko co było im potrzebne - oczywiście najlepiej radził sobie zamaskowany mężczyzna, dla którego ciemna płachta nocy nie stanowiła żadnego problemu. Norn i Saveta musieli poczekać do momentu, w którym zatańczyły wesołe płomienie.
Dwóch, zapewne świetnie, wyszkolonych wojowników, a pomiędzy nimi pozbawiona ambicji wróżbiarka. I jak tu zaprzeczyć, że los ma poczucie humoru? Za Madame Savetą kolejny dzień niebanalnych wrażeń.
Co do "niebanalnych wrażeń", to Cal ponownie zaskoczył wróżbitkę. Tym razem niezwykłe okazało się jego kucharskie obycie, niewątpliwe kontrastujące z szorstkim sposobem bycia. Kobieta z zainteresowaniem przyglądała się, jak w świetle ognia charczący towarzysz przygotowuje dla nich wspólny posiłek. Jego dłonie zręcznie obchodziły się z poszczególnymi składnikami dania głównego, czy raczej jedynego, a regularny oddech wydawał się nadawać rytm wszystkim kolejnym czynnościom.
Panował kojący spokój. Ognisko trzeszczało, świszczał wiatr, woda przyjemnie bulgotała racząc podróżników wielce przyjemną wonią świeżej strawy. Harmoniczne dźwięki przerwał charczący i raczej niespodziewany dysonans w postaci pytania Cala.
Sav nie odpowiedziała od razu. Oparła głowę o podsunięty tobołek z ubraniami, westchnęła karykaturalnie naśladując dworskie panny, a żeby w tym samym czasie zbierać rozbiegane myśli.
- Donikąd - powiedziała z przekonaniem, jakby chwilę temu w ogóle się nie zastanawiała. - Od początku mojej wędrówki nie obrałam celu, to by było raczej bez sensu, ze względu na moje zażyłe stosunki z pewnym jegomościem.
Zamknęła na chwilę oczy, wzięła głęboki oddech i podjęła dalej.
- Skurczybyk z niego, naprawdę straszny sukinsyn. Nawet nie wiem czy jest przystojny, ale zawsze znajdzie sposób, aby mnie wychędożyć w najmniej odpowiednim momencie. Stary pierdziel bez wyczucia czasu - przeczesała włosy, wyciągając z nich kilka suchych gałązek, które natychmiast wesoło zatrzeszczały w ogniu. - Tak o Tobie mówię losie!

Re: Iaquahnem - Martwa Dolina

10
Norn czuł, że niewiele ma w tym momencie do roboty (rozpalanie ogniska. Do rozpalenia ognia niewiele widział, a gdy zaczął już robić do czego został stworzony i tworzył trochę światła, stwierdził, że zakapturzony jegomość radzi sobie se wszystkim dobrze zarówno w ciemności jak i w świetle.
Zapas drewna był, strawa się robiła, skorpion skwierczał nad ogniem, tym razem nie na czubku sztyletu a na badylu. Zwinął się i przypominał już obeschniętą skorupę.

-Ja w żadne losy tam nie wierzę -odgryzł kawałek pieczonego stawonoga i schrupał.
(No bo chyba nie ma imienia Los, czy Losie)
-Szczerze mówiąc szukam kogoś kto mierzy w archipelag. Szukam szczęścia. Może to trochę niepraktyczne, ale w moim życiu się zazwyczaj udawało.
Norn i tak nie miał nic do stracenia. Jak nie pójdą z nim to pójdzie sam. Jak będą się ociągać to zostawi ich w tyle. A co jak szczęśliwym trafem okaże się, że idą właśnie tam gdzie i on? Emmm. Eeee. Nie takiego towarzystwa się by spodziewał.
Wpakował resztę skorpiona do ust i trzasnął w ustach ze smakiem.
W sumie, takie towarzystwo nie byłoby takie złe. Podróżował z grasantami, zabijał z nimi dziwniejszych jegomości. Na zakapturzonego postanowił uważać. Jest w nim coś...

(...coś czego kurwa nie potrafię rozgryźć. Jakby bohater jednej z opowieści Balebga).
-A co sprowadza ciebie na ten szlak? - spojrzał na Cala.
[wyjustuj]W życiu powinieneś spróbować wszystkiego. Potem dopiero, wyzbytym ignorancji, obierać własną drogę.[/wyjustuj]

Re: Iaquahnem - Martwa Dolina

11
To, co właśnie gotowało się w garnku, a może lepiej powiedzieć dusiło, miało tylko tę zaletę, że było zjadliwe i po kilkugodzinnym marszu na pewno będzie sycące. To był ten stan, gdy zmęczonemu podróżą Calowi smakowałoby wszystko. Nie wiedział jak do tematu podejdzie wieszczka, w końcu mogła być wybredna. Co do półorka był pewien, że temu i tak zasmakuje, w końcu spotkał wielu jego pobratymców, a i sposób w jaki pochłaniał skorpiona pozwalał sądzić, że zjadłby nawet padlinę gdyby tylko ogrzać ją nad płomieniem ogniska. Wcześniej słuchał jeszcze kobiety, a jej zeznania bardzo pokrywały się z tym, co mówił półork.
- Czemu nie wybrałaś karawany? - zagadnął tym swoim głosem, który ktoś kiedyś porównał do ocierających się o siebie kamieni. Warstwa materiału osłaniająca twarz mrocznego elfa też nie poprawiała brzmienia jego słów. Nim jednak Saveta udzieliła odpowiedzi spojrzał na Norna obracając głowę w bok, powoli, niespiesznie. Nie mrugał, a kompletnie szare oczy praktycznie bez wyrazu mogły upodobnić go do golema, o którym przy okazji 'wróżenia' wspomniała kobieta.- Dużo mówisz jak na orka. - dorzucił i wychylił się by zamieszać gotujące się w garze warzywa. Strudzeni czy nie, lepiej jeść żarcie nieprzypalone niż zwęglone. Choć węgiel czasami pomagał na żołądkowe dolegliwości.
- Głównie przeszłość - odparł nieco tajemniczo. Pod maską skrzywił się przypominając sobie wieloletnie więzienie, a potem ból spowodowany nakazami Usala. Nie były to miłe wspomnienia, za wszelką cenę chciał się urwać - i mam sprawy w Taj'cah. - znów zamieszał w garze, w ogóle nie patrzył przy ostatnich słowa na rozmówców - Więc wychodzi na to, że idziemy w tym samym kierunku... - podsumował na koniec. Sięgnął ręką za plecy i ściągnął z nich dwie pochwy z mieczami. Piły go w plecy, a jeszcze jakieś dziesięć minut czekania. Przyglądał się to jednemu, to drugiemu towarzyszowi.

Re: Iaquahnem - Martwa Dolina

12
Madame Saveta z uwagą przysłuchiwała się wylewnemu orkowi. Kiedy wspomniał o losie uśmiechnęła się pod nosem, jednak mu nie przerwała. Obecne czasy nie były łaskawe dla wróżbitów, ale zawsze może kiedyś być lepiej. Tymczasem Norn bardzo ochoczo zabrał się do pożerania niezbyt apetycznie wyglądającego skorpiona, toteż jego wypowiedź przypominała wesołą historyjkę z sielankowego ogniska spędzanego w gronie rodziny, na którym ojciec upija się w trupa, matka maca się z sąsiadem, a sędziwa babunia podśpiewuje sprośne piosenki o trollach.
Dzień pełen niespodzianek przerodził się w równie owocny pod tym względem wieczór. Ork poszukujący życiowej radości, szczęścia oraz zadowolenia z przyziemnej egzystencji. Byłaby z tego całkiem znośna sztuka i materiał do bardowych opowieści. Saveta strzyknęła palcami, poprawiła tobołek i spojrzała na Norna.
- Im w mniej rzeczy się wierzy, tym się jest bardziej logicznym - powiedziała pokrzepiająco do orka.
Tym razem zadane przez Cala pytanie jej nie zaskoczyło. Oczywistym i o wiele bardziej rozsądnym wyborem byłoby podążanie z handlarzami i ich skromną karawaną, ale jeśli chodzi o rozsądek, to czasami ważniejsze okazują się przeczucia.
- Paradoksalnie nie lubię oszustów - uśmiechnęła się nieznacznie, nawet lekko ironicznie. - I powiem szczerze, że Wasze towarzystwo o wiele bardziej mi odpowiada.
Zerknęła na Cala, który niczego nie raczył skomentować, natomiast zwrócił się on do Norna. Historia zamaskowanego wydawała się równie nieprzyjemna co wszechobecny mrok, a sam Archipelag był dla Sav zapomnianą krainą.
- Archipelag, tak? Czeka nas długa podróż, która naprawdę nas zmieni - ostatnie słowa wypowiedziała swoim tajemniczym tonem wyroczni. - Czyli Wasz cel, to i mój cel.
Skwitowała spoglądając na groteskowe cienie tańczące w rytm syczących płomieni oraz gotującej się wody. W pewnym momencie wyglądały jak ścięta głowa.

Re: Iaquahnem - Martwa Dolina

13
Co by tu wiele mówić. Jeśli rzeczywiście ładna pani mówiła o losie jako splocie wydarzeń, które w życiu każdego mogły układać się w pokręconą historię życia, i tym jak go ma za nic za jego złośliwość, Norn czuje się jakby właśnie został dość przyjemnie "wychędożony".
(Patrz no ty. Samemu chyba nigdzie nie przyjdzie mi podróżować. Tym razem kompania wydaje się w połowie ponura, w połowie zagadkowa. Jak narazie. I miła to odmiana od tych pojebusów.
-Prosto na wyspy? Dobra to dla mnie nowina - oznajmił zadowolony - Bo szczerze mówiąc nawet nie wiem z grubsza jak tam trafić.
(I trzeba to jakoś uczcić).
-A wiecie. Mam coś czym możemy to uczcić.
Uprząż od pochwy miecza brzdęknęła, tak samo jak rękojeść espadonu, gdy zderzyła się z twardym, piaszczystym podłożem, gdy Norn ściągnął z pleców plecak, który jeszcze go przytrzymywał w swojej pozycji. Odpunktował guziki, pogrzebał trochę...
-O. Wódeczka śliwkowa. Kto ma ochotę na łyczka? Czy coś swojego tam?
Norn chwycił i wyjął koreczek ze skrzypnięciem i pukiem. Niezauważalnie się zawahał. Miast wypić pierwszemu, wstał by wręczyć bukłak najpierw pięknej pani, uśmiechając się szelmowsko.
-Mocna - ostrzegł.
Następny w kolejce miał być Cal. A na końcu Norn chciał pociągnąć mocno.
[wyjustuj]W życiu powinieneś spróbować wszystkiego. Potem dopiero, wyzbytym ignorancji, obierać własną drogę.[/wyjustuj]

Re: Iaquahnem - Martwa Dolina

14
Chłód ani mrok nocy nie narzucały się wędrowcom przy trzaskającym ogniu. Trzeba było mieć jedynie oko na drewno, którego mogło braknąć później.
Z ciemności dochodziły ich typowe odgłosy towarzyszące nocy na pustyni - czyli przede wszystkim cisza przerywana cykaniem pustynnych świerszczy (ludzie bajali, że są magiczne), to gdzieś w oddali słychać było wycie pustynnego wilka albo ujadanie demonów i krzyk gdzie daleko...
Zaraz... ujadanie demonów?!

Re: Iaquahnem - Martwa Dolina

15
(Nie podoba mi się to)
-Nie podoba mi się to.
Rzecz jasna chodzi o dalekie dźwięki, niepasujące do tego miejsca. Norn nadstawiał uszu dalej. Jedyne na co mógł zrobić w czasie zagrożenia to po prostu walczyć.
-Słyszycie?
(Blisko miasta paraduje coś dziwnego)
Norn dogryzł resztkę pajdki. Nic nie może się przecież zmarnować, a to co może się zbliżać może popsuć całą sielankową i spokojną noc.
(Miecz. Gdzie ja. A! Jest blisko. Kurwasz mać, że jakieś gówno mnie tak stracha. Jak tu przyjdzie to marnie skończy!)
[wyjustuj]W życiu powinieneś spróbować wszystkiego. Potem dopiero, wyzbytym ignorancji, obierać własną drogę.[/wyjustuj]
ODPOWIEDZ

Wróć do „Karlgard”