Siedziba Kompanii Handlowej Błogosławieństwa Ula

31
POST POSTACI
Vera Umberto
- Nie zadawaj mi pytań, na które ci nie odpowiem - rzuciła ochryple w stronę Girelli, zaskakująco zgodnie z prawdą, choć różnie można było te słowa interpretować. Strzelała wzrokiem we wszystkie strony w poszukiwaniu brodatej twarzy Leobariusa. Gdzie on był?!
- Jeśli on... Jeśli stało mu się coś poważnego...
Mój Hector. Girella nie miała pojęcia z kim żyła. Vera zagryzła zęby, starając się nie myśleć o ostatnich słowach, jakie usłyszała od Corina, bo gdyby to robiła, chyba by teraz oszalała. Jej oficer leżał teraz tam, prawdopodobnie połamany, otoczony strażą, przed którą usiłował uciec, a ona? Co mogła zrobić ona?
Drgnęła, przestraszona, gdy dopadł do niej Leobarius. Przynajmniej ten jeden problem miała z głowy. Otworzyła usta, gotowa powiedzieć mu wszystko, ale powstrzymała ją przed tym obecność Girelli tuż obok. Jeśli chciała ją porwać, nie mogli pozwolić na to, by zrobiła zamieszanie zanim będzie dla niej już zbyt późno.
- Wyskoczył z balkonu - potwierdziła. - Jest otoczony przez straż. Będzie aresztowany, o ile prz-przeżył skok.
Jej głos złamał się po raz pierwszy. Przesunęła spojrzeniem po otoczeniu. Czy mieli jakiekolwiek szanse zabrania ze sobą żony Levanta, jeśli uda im się stąd uciec? Musieliby znaleźć inne wyjście, niż główne. Jakieś dla służby, od tyłu? Utkwiła w Leobariusie nie do końca przytomny wzrok.
- Uciekał przed jej mężem - dodała cicho i nieznacznym gestem głowy wskazała Girellę. - Przyszła tu ze mną teraz z balkonu i chciałabym, żeby ze mną została.
Gregor był chyba wystarczająco inteligentny, by zrozumieć tę sugestię. Musieli uciekać, ale Umberto chciała ją zabrać ze sobą. Problem tkwił jednak w tym, że nie miała pojęcia, jak to zrobić, jak zaplanować porwanie. Była zbyt roztrzęsiona; dużo bardziej, niż powinna. Odbiją go, prawda? Jak nie z Leobariusem, to z jej załogą. Jej ludzie w życiu nie pozwolą na egzekucję Corina. Ona nie pozwoli.
Może dadzą radę po prostu wyjść głównym wyjściem? Girellę pozbawią przytomności gdzieś po drodze i wpakują ją do jakiegoś wozu, który zawiezie ich do portu. Vera rozglądała się panicznie, szukając rozwiązania.
- Muszę wyjść na zewnątrz. Potrzebuję świeżego powietrza, a nie chcę na balkon, nie do tego tłumu... Możemy stąd wyjść? Musimy stąd wyjść.
Ruszyła w stronę drzwi prowadzących na zewnątrz, ciągnąć ze sobą zarówno Gregora, jak i Girellę.
Obrazek

Siedziba Kompanii Handlowej Błogosławieństwa Ula

32
POST BARDA
Corin skutecznie odwrócił uwagę od Very. Skoczył, być może połamał się, ale przyciągnął do siebie strażników i Levanta, który rozpoznał w nim dawnego kompana ze statku. Dał własnej kapitan pole manewru i okazję do odwrotu. Szkoda by było z niej nie skorzystać, skoro pierwszy oficer zapłacił tak wysoką cenę.

- Wszystko na pewno się wyjaśni! - Płakała Girella, nie mając pojęcia, o czym w ogóle mówi. Jej słowa miały tylko pocieszyć Verę i dać jej wsparcie. Przez twarz Leobariusa przemknęła cała gala emocji. Mężczyzna potrzebował kilku sekund, by poukładać sobie w głowie to, o czym usłyszał, jak również wyciągnąć wnioski i zadecydować o kolejnych krokach.

Sytuacja działała na ich korzyść. Wielu z gości, którzy w pierwszej chwili zainteresowało się wydarzeniem, teraz chciało tylko opuścić przybytek. Ludzie parli w stronę wyjścia.

- Proszę o spokój! - Ktoś w niebieskim płaszczu wspiął się na cokół posągu Ula. Był to ten sam mężczyzna, który wcześniej miał prowadzić wydarzenie. - Proszę o spokój! Są państwo bezpieczni! Proszę zostać na swoich miejscach!

- Ktoś go wypchnął! - Podniósł się rozemocjonowany głos jakiejś kobiety. Kilka innych zawtórowało jej przerażonymi westchnieniami. Wydawało się, że tłum był ledwie milimetry od momentu, gdy wybuchnie panika. Kolejne głosy wykrzykiwały to, co przyszło im na myśl w temacie Corina. Zamach? Zabójswo? Samobójstwo?! Nikt nie był bezpieczny!

Leobarius złapał obie kobiety i obejmując je w talii, pchnął w stronę wyjścia.

- Musimy stąd iść. - Polecił, siląc się na spokój.

- Ale co z Corneliusem?! - To Girella była bardziej zaaferowana sprawą Yetta, aniżeli Vera, która postawiła na nim krzyżyk, przynajmniej tymczasowo. Kapitan wiedziała, że nie może mierzyć się z całym zastępem strażników Kompanii, wspieranych przez oficjeli marynarki. Łatwo było wtopić się w tłum wychodzących z budynku. Gdzieś za sobą usłyszeli męskie głosy: znaleźć Gregora Threnardiera! Ta fałszywa tożsamość była spalona, a za Corneliusem, do odpowiedzialności chciano też pociągnąć jego ojca. Tylko żonie tymczasowo się upiekło.

Nim Girella zaczęła na nowo krzyczeć, dłoń Gregora znalazła drogę do jej ust, by je skutecznie zakryć. Może za wcześnie, bo jeszcze znajdowali się w przejściu między budynkiem, a murami Kompanii... Girella zaczęła wierzgać, przerażona, łapiąc dłoń mężczyzny, chcąc odciągnąć ją od swojej twarzy.

- Wy tam! Stać! - Strażnik przy wyjściu, pojedynczy mężczyzna pozostawiony przy bramie, zwrócił uwagę na szorstkie zachowanie pirata. Uzbrojony był w gizarmę i choć twarz zakrywał mu hełm, wydawało się, iż jest tylko człowiekiem. Gdy większość sił została oddelegowana do pojmania Corina, został samotnie na swoim posterunku.

- Wóz czeka za bramą! Biegnij! - Polecenie Leobariusa było jasne.
Obrazek

Siedziba Kompanii Handlowej Błogosławieństwa Ula

33
POST POSTACI
Vera Umberto
Chaos wokół Very działał na jej korzyść, ale w swoim obecnym stanie emocjonalnym nie była w stanie tego docenić. Wpatrywała się wyczekująco w Leobariusa, doskonale wiedząc, że to nie ona teraz powinna podejmować decyzje. Nie myślała trzeźwo. Miał swoje upragnione dowodzenie. Najchętniej pobiegłaby do Corina, nie myśląc o konsekwencjach, ale tego przecież nie mogła zrobić. Gdy starszy kapitan popchnął je obie w kierunku wyjścia, poszła z nim, na pytanie roztrzęsionej Girelli początkowo nie znajdując odpowiedzi.
- Idziemy po pomoc - zawyrokowała w końcu, nie zastanawiając się nad tym, czy dla drugiej kobiety ma to jakikolwiek sens. Grunt, że z nimi szła, że jeszcze nie odwróciła się i nie spróbowała pobiec do męża, a Umberto nie musiała jej przytrzymywać w miejscu siłą.
To niedługo potem zrobił Gregor, gdy z ust jakiegoś niebieskiego płaszcza padło jego imię i przybrane nazwisko.
Musieli uciekać, jak najszybciej. Jeden stojący w bramie strażnik nie był problemem nie do przejścia. Vera posłusznie ruszyła biegiem w jego kierunku, pozwalając Leobariusowi zająć się wierzgającą Girellą.
- Pomocy! - sapnęła, dobiegając do strażnika. - On chce nas porwać, mnie i moją siostrę, grozi że jej coś zrobi jeśli z nim nie pójdę!
Któż nie uratowałby damy w potrzebie? Wyciągniętą dłonią wskazała mężczyźnie kapitana Białego Kruka, a jeśli jej fortel zadziałał, to gdy tylko strażnik ją wyminął, szybko podwinęła suknię i odpięła od uda jeden sztylet, który chwyciła pewnie i z którym doskoczyła do niego od tyłu chwilę później, by wbić mu go w cokolwiek - najlepiej w szyję - zanim dotrze do pozostałej dwójki. Liczyła na to, że się to uda, w końcu była tylko kobietą; kto podejrzewałby ją o coś takiego? Dopiero wtedy, oczyściwszy dla Leobariusa przejście, pośpiesznie udała się do powozu.
Obrazek

Siedziba Kompanii Handlowej Błogosławieństwa Ula

34
POST BARDA
Pani Threnardier była mistrzynią w swoim zawodzie. Girella również zachowywała się stosownie do roli, choć w jej przypadku było to prawdziwe przerażenie aniżeli gra aktorska. Wyrywała się trzymającemu ją Leobariusowi, który samym tym przyciągał zbyt wiele uwagi. A do bramy było już niedaleko!

Strażnik i bez pomocy Very zwrócił uwagę na Gregora.

- Stać w imieniu prawa! - Wrzasnął, ruszając na Gregora. Moment później zalał się krwią, gdy sztylet Very znalazł miejsce między płytkami jego pancerza, a hełmem, wbijając się płynnie w szyję, przebijając tętnice, tchawice i nadszarpując rdzeń kręgowy... Kapitan Umberto nie pozostawiła mu nawet cienia szans.

Mężczyzna upadł, ale panika narosła. Krzyk kobiet i mężczyzn mieszał się z dalekimi rozkazami rzucanymi przez strażników. Ludzie biegli nie patrząc za siebie, kilkoro upadło, inni nie patrzyli pod nogi. Po przekroczeniu bramy, Gregor i Vera dostrzegli, że również miejska gwardia rusza z pomocą. Na szczęście mieli drogę ucieczki. Ilithar siedział na okrytym derką wozie zaprzężonym w pojedynczego konia.

- Ruszaj! - Rozkazał Gregor, gdy szorstko wrzucił Girellę na wóz, a następnie pomógł Verze wdrapać się na pojazd.

Kopyta zastukały o bruk, a koń dzielnie parł przez morze uciekających gości.

- Mam nadzieję, że to nie wasza sprawka, kapitanie! - Zażartował półelf. - Gdzie pan Yett?

- Jedź!

Nikomu nie było do śmiechu, a i na wyjaśnienia miał przyjść czas. Wkrótce wóz wyprzedził tłum, wjechał do portu, gdzie łatwiej było wmieszać się między podobne tej dwukółki, służące do transportu dóbr ze statków.

- Wrócimy po niego. - Obiecał Leobarius Verze. - A pani... panią muszę błagać o wybaczenie. - Powiedział, ostatecznie puszczając Girellę. - Nic nie tłumaczy tak grubiańskiego zachowania wobec kobiety.

Pani Levant nie była przekonana. Zalewała się łzami, zasłaniając twarz. Nie starała się mówić, bo i nie mogłaby przez szloch.

- Vero, ufam, iż wizyta nieznajomej ma cel. Zabierzesz ją na statek? Co się stało? Ile mamy czasu, nim...

Nie dokończył. Vera wiedziała.
Obrazek

Siedziba Kompanii Handlowej Błogosławieństwa Ula

35
POST POSTACI
Vera Umberto
Wskoczyła do wozu zaraz za pozostałą dwójką, przyjmując pomocną dłoń Leobariusa i opadając na siedzisko chwilę potem. Jej pięści były zaciśnięte, jedna pusta, a druga na okrwawionym sztylecie. Zorientowała się po dłuższej chwili, więc bezceremonialnie wytarła ostrze w piękną, ciemnozieloną suknię od Vergacego i podciągnęła ją znów, by przypiąć broń z powrotem do nogi. Pytanie Ilithara puściła mimo uszu, bo chyba w całym jej życiu nie istniał moment, w którym miałaby mniejszą ochotę na żarty. Czuła, jak drżą jej ręce.
Bardzo chciała wierzyć w obietnicę Leobariusa. Bardzo chciała wierzyć, że będą mieli po kogo wracać. Milczała, z zaciśniętymi zębami wpatrując się w zbiorowisko, jakie zostawiali za plecami, w którego centrum znajdował się Corin. Nie wiedziała nawet w jakim jest stanie. Gdyby była kimś innym, pewnie zalewałaby się łzami razem z Girellą.
- Jej mąż to Hector Levant - odpowiedziała ochryple na pytanie Gregora, porzucając już maskę przygłupiej żony z prowincji. - Qerelski admirał. Służyliśmy pod nim z Corinem te siedem, osiem lat temu. Rozpoznał Corina. Mnie nie.
Obecność jego żony obok nie robiła na roztrzęsionej kapitan żadnego wrażenia. Tutaj, w tym towarzystwie, Girella była zupełnie nieistotna. Nie uczestniczyła w rozmowie, nie należały się jej wyjaśnienia, nie obchodziła Very kompletnie. Była jak worek dóbr, które mogli wymienić na coś bardziej wartościowego, gdy przyjdzie na to czas.
- Levant jest odpowiedzialny za wyrżnięcie załogi Walthorna - przeniosła wściekły wzrok na Leobariusa. - Mieliśmy ich pojmać i zamknąć, ale on postanowił zatopić ich statek i zabić wszystkich. Walthorn uratował mu wcześniej życie, ale to nie miało znaczenia. Łatka, którą Levant przypiął załodze Karła, jego zdaniem upoważniała go do podjęcia decyzji bez sądu, bez sprawiedliwego wyroku. Z tej załogi cudem przeżyło tylko kilku. Osmar. Ashton. Nie wiem, kogo z moich ludzi kojarzysz. Resztę kazał zabić, jak zwierzęta.
Jej spojrzenie znów powędrowało gdzieś w dal. Nie wiedziała, ile mieli czasu, bo nie wiedziała, jak źle Yett zniósł upadek. Miała wrażenie, że serce za moment wyrwie się jej z klatki piersiowej. To ona kazała mu skakać. Nie, to był jego pomysł. On kazał jej to zrobić pierwszy. Ale gdyby nie ona, pewnie by się na to nie zdecydował.
- Szukamy go siedem lat. Siedem pierdolonych lat z myślą o zemście. Ale jest z Qerel, z jebanego Qerel! Jest admirałem qerelskiej marynarki! Żadne z nas nie spodziewało się, że spotkamy go w Karlgardzie, na tym zasranym balu! - uderzyła pięścią w bok powozu, by choć trochę rozładować emocje. - Ale nie powinno mnie to dziwić, jego ideały wpasowują się w ideały Kompanii. Pewnie z radością oglądałby jak pracujemy do nieprzytomności. Jak biczują nas na śmierć, przypiętych do pręgierza.
Przetarła twarz, zapominając o makijażu, jaki ją zdobił, więc zapewne rozmazała sobie starannie pomalowane przez Gerdę oczy.
- Nie wiem, ile mamy czasu. Nie wiem - dodała, łamiącym się nieco głosem. - Próbował uciec. Musiał... niefortunnie upaść. To nie było tak wysoko, gdyby miał więcej szczęścia... ale miał nadwyrężoną nogę po zderzeniu statków i pewnie przez to... A ona... myślałam, żeby wysłać posłańca do Levanta. Że wymienię ją na Corina. Jeśli go zabiją, poślą na szafot, Levant więcej już jej nie zobaczy.
Obrazek

Siedziba Kompanii Handlowej Błogosławieństwa Ula

36
POST BARDA
Girella była zbyt zaszokowana porwaniem, by zrozumieć, że Vera właśnie wytarła posokę w piękną suknię od projektanta, którego tak szanowała. Strzelała spojrzeniem to na Leobariusa, to na Verę, a w końcu nawet na Ilithara, który w całym tym zgiełku był najmilszy dla oka. Niewiele pojmowała z rozmów, choć w jej głowie chyba zaczynało migotać światełko zrozumienia.

- Hector nie jest złym człowiekiem! - Płakała, ale nikt nie zwracał uwagi na jej jęki.

- Pamiętam kapitana Walthorna. - Greogr pokręcił lekko głową. Między jego brwiami pogłębiła się zmarszczka. - Rozumiem, że ktoś taki powinien zostać ukarany. Ale, Vero...

Gdy Leobarius urwał na moment, Vera mogła wiedzieć, że nie spodobają jej się kolejne słowa starszego pirata. W międzyczasie, w porcie, dwie zestresowane kobiety i mężczyzna na wozie zaczęli przyciągać wzrok. Nie na długo; wkrótce spanikowany tłum z balu zaczął docierać na nabrzeże, gdy goście spieszyli ku swoim statkom. Widok zapłakanych, przerażonych pań nie był już odosobniony. Podniósł się na nowo krzyk, gdy służący ze statków spieszyli ku swoim panom.

- Sądziłem, że potrafisz przełożyć dobro ogółu nad własną chęć zemsty. - Westchnął Leobarius, wprost zrzucając winę na Verę. - Myliłem się, a teraz wszystko jest stracone... oby nie wraz z panem Yettem. Potrafię zrozumieć, dlaczego się zdradziliście, ale czy nie lepiej byłoby wycofać się od razu, nim zdołałby do was dotrzeć? - Poddał wątpliwości. Ilithar zeskoczył z kozła, gdy dotarli do miejsca, gdzie zacumowana stała Siostra oraz Biały Kruk. Półelf pomógł zejść z wozu kapitanowi, a następnie równiez paniom.

- Hector nie zrobiłby wam krzywdy! - Płakała Girella w przerwach między słowami piratów.

- Choć w całej słuszności twoich odczuć, teraz jest za późno na rozważanie, co mogliśmy zrobić inaczej. Ilitharze, zabierz panią na statek. Zaknebluj ją. - Dodał, zwracając się do półelfa. Stanowili drużynę, więc nie powinno mieć znaczenia, na którym statku znajdzie się Girella. - Vero, sądzę, że żona Levanta może być warta więcej, aniżeli życie Corina. I choć szkoda mi pana Yetta, nie możemy zapominać, że jesteśmy tu w innym celu.

Od strzony Siódmej Siostry nadchodzili załoganci: Irina, Osmar i Ohar wraz z Ashtonem.
Obrazek

Siedziba Kompanii Handlowej Błogosławieństwa Ula

37
POST POSTACI
Vera Umberto
- Gregor, do cholery, przestań mnie obwiniać o każde niepowodzenie! - warknęła. - Moja chęć zemsty nie miała nic do tego, co się wydarzyło! To wszystko jest jakiś spierdolony zbieg okoliczności, czy ty nawet nie próbujesz zrozumieć co do ciebie mówię?
Jęki Girelli irytowały ją, ale były tłem, które nie angażowało ją na tyle, by wysiliła się na jakąkolwiek odpowiedź. Rzuciła jej tylko krótkie, uciszające spojrzenie.
- Myliłem się, czy nie lepiej było... - zacytowała Leobariusa, z powrotem we frustracji zaciskając pięści. - To ona się mnie uczepiła, zanim wiedziałam, czyją jest żoną. Dokładnie w momencie, w którym się dowiedziałam, poszłam powiedzieć to Corinowi i wyszliśmy na zewnątrz, by uniknąć konfrontacji, ale oni poszli za nami. Jak głupia myślisz, że jestem? Myślisz że zrobiłam to celowo? I co jeszcze, powiedziałam Corinowi żeby się przywitał i wyskoczył z balkonu, a sama postanowiłam zostać pod przykrywką? Gregor, kurwa! Mieliśmy cię znaleźć i zniknąć, zanim będzie za późno, ale, jak widzisz, było już za późno! Jak nie przestaniesz mnie traktować jak rozwydrzoną furiatkę to przysięgam, że zacznę się zachowywać tak, żebyś przynajmniej miał ku temu powody.
Żona Levanta nie była warta więcej, niż życie Corina. Dla Very nic w tym momencie nie było warte więcej, choć wiedziała, że Leobarius się z nią w tym nie zgodzi. Zamilkła na moment, powstrzymując się przed komentarzem, który przez drugiego kapitana z całą pewnością nie zostałby odebrany pozytywnie. Przeniosła wzrok na swoich ludzi, zbliżających się od strony Siódmej Siostry. Nie miała dla nich dobrych wieści. Wolała nie myśleć o tym, co się stanie, jeśli nie zdąży odbić Yetta, jeśli oficer umrze zanim uda im się go uratować. Jeśli ostatnim, co do niego powiedziała, było słowo "skacz". Miała ochotę udusić Girellę gołymi rękami, choć wiedziała, że nic by to nie zmieniło.
- Przebiorę się i przyjdę na Kruka - poinformowała Leobariusa cicho, rzucając ostatnie spojrzenie w stronę pani Levant i zeskakując z wozu. - Zastanowimy się co dalej. Levant i tak musi wiedzieć, że ją mamy, jeśli ma zachować Corina przy życiu. Niech twoi ludzie nic jej nie zrobią. Do czegokolwiek chcesz jej użyć, musi być nietknięta. Przynajmniej na razie.
Ruszyła naprzeciw swoim załogantom. Znali już ją na tyle, by po jej minie wiedzieć już, że coś poszło mocno nie tak. Zresztą nieobecność Corina mówiła sama za siebie.
Obrazek

Siedziba Kompanii Handlowej Błogosławieństwa Ula

38
POST BARDA
Ilithar raz się do czegoś przydał i zabrał Girellę z zasięgu wzroku i słuchu kapitanów. Kobieta nawet nie wyrywała się, chyba rozumiejąc, że niewiele osiągnie krzykiem, płaczem i wyrazami sprzeciwu. Wkrótce oboje zniknęli na pokładzie Białego Kruka.

- Vero. - Leobarius uniósł dłonie, chcąc powstrzymać jej emocje, choć ze względu na to, do czego doszło, było to wręcz niemożliwe. - Nie wiem, do czego doszło, ale wygląda to nieciekawie. - Wyjaśnił, posyłając jej oceniające spojrzenie, jak ojciec córce, która nie zachowywała się tak, jak powinna. Dla starszego kapitana sprawa wydawała się dość jasna, bo jak bardzo pechowa musiałaby być Vera, by spotkać akurat swojego odwiecznego wroga, w tłumie setek osób? - Było za późno. Jest za późno. - Podsumował, pokręcił lekko głową. - Idź, Vero. Ochłoń. Czekam na ciebie.

Nie porzucając swojego protekcjonalnego podejścia, Leobarius pozwolił Verze odejść. Sam rownież skierował się ku swojej łajbie i swojej załodze.

Żaden z ludzi kapitan Umberto nie odważył się rzucić oceniającego komentarza ani nawet spojrzenia, jednak brak Corina i zamieszanie w porcie mówiło samo za siebie. Stan, w jakim znajdowała się Vera, również dawał do myślenia. Kobiety pomogły jej pozbyć się sukien, makijaży i fryzury, przygotowały świeże ubrania i wyprawiły na Kruka. Być może Vera powinna zacząć myśleć o sprawieniu sobie ordynansa? Czy nie było miło, gdy ktoś o nią dbał?

Kiedy tylko znalazła się na Białym Kruku, wciągnięto trap i zaczęto szykować statek do wypłynięcia. Nie tylko Biały Kruk miał wypływać - wiele z okrętów wcześniej zacumowanych w porcie odbijało od brzegu. Mogło się wydawać, że lada chwila do portu wpadnie straż, by przeszukać pozostałe jednostki. Wiele zależało od tego, co powiedział Corin przy pierwszym pobieżnym przesłuchaniu. O ile wciąż był w stanie coś powiedzieć.

Do Leobariusa Verę zaprowadził nikt inny, jak Mikk z Karlgardu, ten sam, który swego czasu napisał pieśń o niej i jej oficerze.

- Vero. - Odezwał się Gregor. Nie zmienił nawet płaszcza, wciąż prezentując się w swoim stroju z balu. - Podjąłem decyzję. Zbyt niebezpiecznym będzie zostawać w Karlgardzie. Musimy wierzyć, że pan Yett wytrzyma do naszego powrotu. Wracamy na Harlen.
Obrazek

Siedziba Kompanii Handlowej Błogosławieństwa Ula

39
POST POSTACI
Vera Umberto
Dopiero dziewczyny z załogi przypomniały Verze, że ma makijaż i fryzurę, której trzeba było się pozbyć. Nie przejmowałaby się tym, gdyby nie fakt, że po misternej konstrukcji, jaką Olena stworzyła z jej włosów, mogła zostać w porcie rozpoznana. Pozwoliła więc rozplątać sobie warkocze, jednocześnie wiążąc sznurki bordowej koszuli. Nie było na co czekać, musieli się spieszyć. Po wciągnięciu na siebie spodni, wsunięciu sztyletu w cholewę buta i przypięciu rapiera do boku poczuła się dużo lepiej. Może przynajmniej nikt nie będzie jej teraz wytykał tego, jak szerokie ma biodra i jak nie pasują one do sukni od znanego projektanta, która wylądowała zmięta gdzieś w kącie kajuty. Nie mogłaby przejmować się nią mniej, choć jej wartość mogła przekraczać wartość wielu innych skarbów, jakie zdążyła tu uzbierać przez ostatnie lata.
Ochłoń, Vero. Leobarius był idiotą. Nie była w stanie ochłonąć. Drugi już raz musiała ratować Corina, najpierw z syrenich szponów, a teraz z rąk Kompanii Handlowej Błogosławieństwa Ula - bo podejrzewała, że Levant bardzo chętnie przekazał im swojego byłego podwładnego, zakładając, że będą wiedzieć, co z nim zrobić. Chyba że sam postanowił wymierzyć sprawiedliwość? Wtedy już było za późno. Umberto bardzo starała się podchodzić do tego rozsądnie, ale stało się to wręcz niewykonalne i to tylko utwierdziło ją w przekonaniu, że związek z własnym oficerem był jednym z najgorszych pomysłów, jakie w życiu miała.
Wchodząc na Białego Kruka, zmusiła się do spokoju, by Leobarius nie miał powodów do upominania jej po raz kolejny. Rozejrzała się, jakby spodziewała się, że z jakiegoś powodu będą trzymać Girellę na głównym pokładzie, przywiązaną do masztu, ale, oczywiście, nigdzie jej tu nie było. Zdecydowanym krokiem weszła do kajuty kapitańskiej i zajęła miejsce na jednym z krzeseł przy przykrytym białym obrusem stole. Słowa Gregora sprawiły jednak, że miała ochotę poderwać się ponownie i potrząsnąć nim, by przywrócić mu umiejętność logicznego myślenia.
- Co? - spytała elokwentnie, odgarniając z twarzy włosy, które pokręciły się w upięciu i teraz zachowywały się co najmniej dziwnie. - O czym ty mówisz? Powieszą go!
Rozejrzała się, szukając butelki z wiśniowym alkoholem, który nierozerwalnie kojarzył się jej już z Leobariusem. Teraz przydałby się jej wyjątkowo mocno.
- I co na tym Harlen chcesz robić? Czekać, aż Girella się zestarzeje? Mówiłeś, że jest cennym nabytkiem, że możemy ją wykorzystać. Trzeba ją wykorzystać teraz! Jeśli nie masz z niej żadnego użytku, ja wykorzystam ją, żeby wymienić ją na Corina. Chyba, że jesteś w stanie mi podać logiczny powód, dla którego zabranie jej na Harlen ma jakikolwiek sens. Jeśli tak, to tak czy inaczej zanim odpłyniemy, muszę wysłać posłańca do Levanta.
Obrazek

Siedziba Kompanii Handlowej Błogosławieństwa Ula

40
POST BARDA
Spojrzenie Leobariusa było ciężkie i nie opuszczało Very ani na moment. Mężczyzna nie ofiarował jej alkoholu, na wierzchu nie było też widać żadnej butelki, z której dobroci mogłaby skorzystać pani kapitan. Musiała cierpieć na trzeźwo.

- Serce mnie boli, gdy myślę o tym, co może stać się z panem Yettem. - Powiedział, choć nie wiedzieć, czy po to, by podzielić ból Very, czy po to, by podkreślić swój własny. - Ale nie możemy ryzykować, że straż przeszuka nasze statki, a nasi załoganci zostaną rozpoznani. Musimy odbić od brzegu, Harlen wydaje się najkorzystniejszą opcją. Vero, wiesz, jak bardzo szanuję Corina, ale nie możemy poświęcić dwóch załóg dla niego jednego.

Dla starszego pirata wydawało się to oczywiste - ryzyko nie było warte życia nawet kogoś takiego, jak Corin.

- Poza tym, mówiłaś, że źle upadł. Masz pewność, że dożyje do szubienicy? Gdy teraz rozmawiamy, pan Yett może być już martwy. - Słowa Gregora były brutalne, lecz mogły głosić prawdę. - Poczekajmy, aż się ściemni, a panika w porcie ustanie. Wtedy będziesz mogła wysłać kogoś do Levanta. - Zaproponował.
Obrazek

Siedziba Kompanii Handlowej Błogosławieństwa Ula

41
POST POSTACI
Vera Umberto
Siedziała przy tym stole, tworząc kolejne zagłębienia po paznokciach wciśniętych we wnętrze swoich dłoni. Nie była w stanie ich rozluźnić. Bezradność była uczuciem, z jakim Vera nie potrafiła sobie radzić. Zacisnęła zęby, wpatrując się w Leobariusa w milczeniu. Miał rację, oczywiście że miał rację, nie mogli poświęcić obu załóg dla niego jednego. Umberto nie mogła też poświęcić jednej; ludzie jej ufali, nie mogła pozwolić im umrzeć dla niepewnej nadziei odbicia oficera, zresztą wcale nie wiadomo, czy jeszcze miała kogo odbijać. Corin mógł już nie żyć.
- Wiem - wydusiła z siebie w końcu, zgadzając się z drugim kapitanem po długim, zdawałoby się niekończącym się milczeniu. Opuściła wzrok. - Wiem.
Do zachodu słońca nie zostało wcale dużo czasu. Będzie mogła wysłać posłańca do Levanta, a potem odbić od brzegu. Jeszcze dziś dopłyną na Harlen i będą mogli wrócić do Karlgadu w każdej chwili, choć nie miała pojęcia skąd mieliby wiedzieć, kiedy będzie trzeba przypłynąć tu z powrotem. Skinęła niechętnie głową.
- Gdzie jest Girella? Chcę z nią porozmawiać - zadecydowała. - W sumie nie, nie chcę z nią rozmawiać, gdybym chciała patrzeć, jak ktoś płacze, poszłabym powiedzieć Olenie, że Corin został złapany. Chcę obciąć jej kawałek rękawa, czy innych włosów. Wysłać Levantowi razem z listem.
Uniosła na Leobariusa pytające spojrzenie. Ewidentnie był tą osobą z ich dwójki, która myślała teraz trzeźwo. Powinien docenić, że Vera zdawała sobie z tego sprawę.
- Czy powinniśmy ustalić spotkanie? Podać koordynaty na morzu i tam się spotkać w określonym czasie? Moglibyśmy przygotować pułapkę na statki Kompanii - zaproponowała niepewnie. - Chyba, że masz inny plan. Co chcesz zrobić po dopłynięciu na wyspę?
Obrazek

Siedziba Kompanii Handlowej Błogosławieństwa Ula

42
POST BARDA
Leobarius westchnął, po czym podniósł się ze swojego miejsca. Drewno krzesła zatrzeszczało, tak samo jak parkiet pod jego stopami, gdy podszedł do Very i ciężko położył jej rękę na ramieniu.

- Bądź silna. Nie możemy mu pomóc, jeszcze nie teraz. - Powiedział słabym głosem. - Mam inny pomysł; pozwól mi zabrać na Harlen twoich ludzi. Zostań ze szczątkową załogą, z tymi, którzy nie są zagożeni aresztowaniem. Nie wiem, kiedy uda się wrócić z Harlen. Nie wiem, ile osób zechce pomóc w odbiciu jednego człowieka. - Choć Corin był wszem i wobec lubiany, to był tylko jednym oficerem. Mogło okazać się, że nikt nie będzie chciał nadstawiać karku za pojedynczego załoganta, który mógł już nie żyć. - Boję się, że jeśli nie weźmiesz tego we własne ręce, szybko, to żadne z nas nie ujrzy już pana Yetta. Musisz zadecydować, Vero. To twój człowiek.

Powiedziawszy, co uważał, Gregor poprowadził Verę pod pokład. Na rufie znajdowało się miejsce, gdzie kraty oddzielały kawałek pokładu. Rozłożone sianko i gdakanie dochodzące z budki na tyłach, jak również zapachy, sugerowały, że był to kurnik. Na sianku siedziała Girella - i zanosiła się płaczem.

- Nie mieliśmy serca zamykać jej w celi. - Poinformował Ilithar, który najwyraźniej wcielił się w rolę strażnika kobiety w niedoli. Jego atrakcyjna aparycja mogła umilić Girelli czas. - Tu jest jaśniej. - Wyjaśnił.

Gregor skinął głową, nie komentując tego w żaden sposób. Nie miało znaczenia, gdzie trzymana jest kobieta.

- Rób, co musisz, Vero. - Powiedział.

Na te słowa Girella wpadła w panikę. Zaczęła krzyczeć, płakać jeszcze głośniej, cofać się aż do budek na tyłach kurnika. Kwoki wyraziły swój sprzeciw gdakaniem.

- Nie! Nie! Zostaw mnie! Zostaw, ja mam dzieci...!
Obrazek

Siedziba Kompanii Handlowej Błogosławieństwa Ula

43
POST POSTACI
Vera Umberto
Przez moment nawet wierzyła w to, że Leobarius mówi szczerze. Że jego troska i współczucie nie jest tylko maską, którą przybierał, by Vera usłyszała to, co chciała usłyszeć. Jego pomysł zabrania jej ludzi na Harlen jednak wystarczył, by dawne paranoje wróciły na swoje miejsce. Wątpiła, by przekazywanie mu załogi było dobrym rozwiązaniem, wciąż mu nie ufała - na zaufaniu wystarczająco się ostatnio przejechała. Chociaż nie ukrywała, że przydałoby się mieć przyjaciela, chociaż jednego, gdzieś poza Siódmą Siostrą. Byłoby to całkiem miła świadomość, zupełnie inna od tej, że w tym momencie została kompletnie sama. Ta przejmująca myśl nie pozwalała jej myśleć rozsądnie. Nie chciała, by Corin ją opuszczał, gdy rozważał zrezygnowanie ze swojego stanowiska, ale nie wpadła wtedy na to, że to stanowisko może stać się nieobsadzone z zupełnie innego powodu.
- Zapytam ludzi, kto chce ze mną zostać - jej głos był cichy i pozbawiony przekonania. Co mogła zrobić sama, z jakąś garstką ludzi? Oddać się w niewolę? Stanąć pod murami Kompanii z transparentem? - Resztę możesz odwieźć na Harlen.
Jednego była pewna - zostają z nią uzdrowiciele, czy tego chcieli, czy nie. Cała trójka.

Wchodząc pod pokład, gdzie przetrzymywana była Girella, Vera nie przypominała już odzianej w drogą suknię, wytwornej kobiety. Jedyne, co po niej zostało, to droga biżuteria, w której się lubowała. Nie zdziwiła się, że kobieta zaczęła rozpaczać i panikować, słowa Leobariusa zabrzmiały, jakby miała poderżnąć jej gardło, a fakt, że wyciągnęła sztylet z buta też w niczym pewnie nie pomógł.
- Zamknij się, słońce - poleciła uprzejmie. - Nic ci nie zrobię. Utnę tylko kawałek. Od ciebie zależy, czy będzie to rękaw, czy włosy. Czy też, jeśli nie będziesz współpracować, kolczyk razem z uchem.
Obróciła sztylet w dłoni, poprawiając chwyt. Do samej Girelli naprawdę nic nie miała, ale ta kobieta była jej jedynym asem w rękawie w chwili obecnej. I as to było dużo powiedziane; raczej oceniłaby ją jako rozpaczliwą piątkę. Nie zmieniało to faktu, że gdyby miała przehandlować jej życie za życie Corina, zrobiłaby to bez wahania, nieważne ile z Hectorem narobili sobie gówniaków.
Obrazek

Siedziba Kompanii Handlowej Błogosławieństwa Ula

44
POST BARDA
Załogę z pewnością zdziwi pytanie Very.

- Chciałoby się wierzyć, że wszyscy ruszą razem z tobą i odbiją Corina jako jedność, jako załoga. - Mówił Gregor. Minę miał wciąż ponurą, jakby wiedział, że rzeczywistość nie jest tak piękna. - Ale czy możesz przewidywać, że każdy powie "tak"? A jeśli nawet do tego dojdzie, załoganci mają swoje zalety, ale też słabości. Co się stanie, jeśli nieumyślnie pchniesz ich w łapy Kompanii, ku ich zgubie? Jak będziesz z tym żyć?

Głos Leobariusa nie był pomocny i choć powinien zagrzewać ją do walki, wolał podkreślać najgorsze możliwe scenariusze. Kapitan westchnął lekko, wskazując Ilitharowi bezgłośnie, że ma otworzyć drzwi dla Very, co też zaraz uczynił.

Girelli chwilę zajęło zrozumienie, że Vera to w rzeczywistości Bera.

- To ty...! - Pisnęła, cofając się w stronę ściany, jakby magicznym sposobem mogła ją przekroczyć. - To ty, to ty nas oszukiwałaś...!

Gdy okazało się, że to nikt inny, a tylko Bera Threnardier, która miała mścić się za swojego męża, w głowie kobiety musiały powoli zacząć przeskakiwać kolejne trybiki. Wyraz jej twarzy zmienił się, gdy zamiast uciekać, ze wściekłym krzykiem na ustach przeszła do ataku.

Policzek zapiekł Verę, gdy żona Levanta zadrapała pazurami jej skórę. Nim zdążyła zrobić cokolwiek innego, przed kapitan Umberto wkroczył Ilithar z obnażoną szablą.

- Ty wywłoko! Rusz mnie, a więcej go nie zobaczysz! Hector nie boi się takich, jak ty! Pomocy! POMOCY! - Zaczęła wrzeszczeć. Istniało prawdopodobieństwo, że ktoś z portu ją usłyszy. - PORWALI MNIE!
Obrazek

Siedziba Kompanii Handlowej Błogosławieństwa Ula

45
POST POSTACI
Vera Umberto
Z doświadczenia wiedziała już, że Leobarius lubi przedstawiać świat w jak najmroczniejszych barwach. Uwielbiał omawiać najgorszy możliwy bieg wydarzeń i zakładać, że nic się nie uda. Teraz też zakładał, że cała załoga opuści swoją kapitan, bo nie będą chcieli ryzykować. I kto wie, może właśnie tak będzie. Umberto będzie musiała wybrać między uratowaniem Yetta, a nienarażaniem swoich ludzi i nie był to wybór, na jaki była gotowa.

Nie spodziewała się, że pani Levant ma w sobie choć trochę ognia, a tu proszę. Jednak potrafiła coś więcej, niż płakać. Kiedy rzuciła się na nią z pazurami, a potem rozdzielił je Ilithar, Vera byłaby nawet odrobinę pod wrażeniem, gdyby Girella była jakimś jeńcem ze zwykłego napadu rabunkowego. Teraz tylko syknęła wściekle i wciskając sztylet za pasek wyminęła półelfa, by szarpnąć kobietę za włosy do tyłu, a drugą dłonią zdławić jej wrzaski. Była wyższa od niej i z całą pewnością miała więcej siły, nie powinno to stanowić problemu. Drapać sobie mogła do woli.
- Może jakiś knebel? - warknęła do dwóch stojących obok mężczyzn, usiłując utrzymać Girellę w miejscu. - Czy jeszcze zamierzacie jej kwiatów nazrywać?
Szarpnęła Girellą ponownie, chcąc doprowadzić ją do porządku. Biały Kruk był mniejszym statkiem; na Siostrze mogli się drzeć na najniższym pokładzie i nikt niczego by nie usłyszał; tutaj nie mieli tego luksusu.
- Zaraz staniesz się większym problemem, niż to jest warte, a wtedy ty swojego Hectora też nie zobaczysz - syknęła do porwanej. - Zamknij się, dobrze ci radzę.
Nie wiedziała, czy to Gregor był takim idiotą, czy Ilithar, ale zostawianie jeńca bez związania go i zakneblowania było kompletną głupotą. Na Siostrze nikt nie wpadłby na tak durny pomysł, nieważne jak bardzo uprzejmy nie chciał być kapitan.
Obrazek
ODPOWIEDZ

Wróć do „Karlgard”