Siedziba Kompanii Handlowej Błogosławieństwa Ula

61
POST POSTACI
Vera Umberto
Krążyła wściekle po swojej celi, po kilka kroków w tę i z powrotem, bo nie miała tam zbyt wiele miejsca na dłuższe spacery. Za każdym razem, gdy szła w stronę kraty, jej wzrok padał na Corina, z którym nie mogła nawet porozmawiać, którego nie mogła nawet dotknąć. Przyszła go uratować. No fantastycznie jej poszło, dobra robota, kapitan Umberto. Odebrali jej broń, odebrali jej wolność, a jak czegoś nie wymyśli, to odbiorą jej też życie. Dobrze przynajmniej, że nie rozebrali jej z pancerza, choć w ogólnym rozrachunku marne to było pocieszenie.
- A mamy inne wyjście? - odpowiedziała pytaniem na pytanie Ohara.
Co mogła robić? Szarpać się bez celu z kratami? Zakopać się w sianie i udawać, że jej nie ma? Próbować się przecisnąć? Skoro jej biodra były za szerokie na suknie, na pewno były za szerokie, by przejść między kratami więzienia. Kopnęła wściekle kupkę siana. Gdyby nie było przy niej Ashtona i Ohara, mogłaby mówić do Yetta, a tak nie zamierzała się przed nimi kompromitować, więc tylko spoglądała na niego pełnym bólu wzrokiem, zastanawiając się ile mieli jeszcze czasu.
- Czemu jego? - złapała się krat, gdy w zasięgu wzroku pojawił się Levant i postanowił zabrać na przesłuchanie Ashtona. - Po co to przedłużać? Zostaw go i zabierz mnie od razu. To ze mną chcesz rozmawiać.
Gdy nie reagował, zrobiła kilka kroków w bok, by znaleźć się możliwie najbliżej niego i wcisnęła twarz w kratę.
- Levant, ty fałszywa kurwo - rzuciła. - Ilu jeszcze ludzi, którzy uratowali ci życie, postanowiłeś zamordować? Matka ci życie dała, ją też wykończyłeś?
Próbowała go sprowokować, żeby dał spokój jej załogantom. Jak już miała ponosić konsekwencje swoich decyzji, to chciała je ponieść osobiście.
- Nadal nie wiem, jakim cudem ktoś tak parszywy jak ty znalazł żonę. Czy to jakaś portowa dziwka, którą niechcący zbrzuchaciłeś? Niezbyt urodziwa do tego. Na moim statku nikt nie chciał jej palcem tknąć.
Statek. Miała nadzieję, że Osmar czuwał i miał głowę na karku. Że podniósł trap i odbił od brzegu chociaż na bezpieczną odległość. Skoro Corina przesłuchali, możliwe, że wiedzą, na którym ze statków stojących w porcie przypłynęli. Kto zajmie się Siostrą, jak ich już nie będzie? Załoga będzie działać pod dowództwem Osmara, czy Iriny? Vera nie miała już w tym temacie nic do powiedzenia, jeśli jakoś nie ucieknie, albo jej nie uwolnią.
- Ale widzę, że interes dobrze się kręci, skoro w handel prochami się zaangażowałeś. Bierzesz czerwony sen, czy tylko go sprzedajesz? Żonka wie, jak zarabiasz na jej drogie suknie? Ej, mówię do ciebie! Zostaw Ashtona, to ze mną masz do pogadania!
Obrazek

Siedziba Kompanii Handlowej Błogosławieństwa Ula

62
POST BARDA
Corin żył, ale z braku podstawowej opieki medycznej, jego życie mogło niedługo się skończyć. Skatowany mężczyzna leżał nieruchomo na kupce siana, tam, gdzie rzucił go strażnik. Nie miał nawet dość siły, by zmienić pozycję - pozostało mu leżeć na brzuchu, z twarzą zwróconą na bok, jakby walczył o każdy kolejny oddech. Poza świstem z zaciśniętych dróg oddechowych, nie wydawał żadnego innego dźwięku.

Ohar uderzył wściekle w kraty, jakby w ten sposób mógł dać upust frustracji. Nie pomogło.

- Wy dranie! - Wyzywał strażników i Levanta. Kiedy wyciągnął związane ręce między prętami, by spróbować złapać jednego z najbliższych niebieskich płaszczy, dostał metalową pałką po przedramieniu, co kazało mu wycofać dłonie i wykląć żołnierzy, jakby bogowie nie słuchali.

- Stul pysk, psie! - Odgryzł się ten, który miał być celem jego ataku. Piraci mogli zauważyć, że choć uzbrojeni w szpady, strażnicy używali pałek. Chcieli zachować ich przy życiu.

Levant nie był łatwy do sprowokowania. Spojrzał na Verę kątem oka i ledwie uśmiechnął się w jej kierunku w odpowiedzi na obelgi, które bezmyślnie rzucała. Nie zaszczycił jej jednak ani jednym słowem, a kiedy Ashtona wywleczono z celi, odwrócił się na pięcie i zniknął za wrotami prowadzącymi do cel. Szczęk zamka w drzwiach sugerował, że nawet w razie powodzenia wydostania się z celi, drzwi również miały być przeszkodą.

Po zabraniu Ashtona nastała cisza, przerywana tylko świstem nierównego oddechu Corina i przekleństwami Ohara.

- Nie martw się, kapitanie. Nasi po nas przyjdą i zajebiemy tego skurwysyna. - Obiecywał mężczyzna, ciągle siłując się z kratami, jakby to mogło przynieść jakiś skutek. - Wyciągniemy stąd pana Yetta.

Nie mógł wiedzieć, co teraz chciała usłyszeć Vera, o ile w ogóle cokolwiek.

Ashtona nie było dość krótko - nie więcej, niż pół godziny. Kiedy wprowadzili go z powrotem do celi, wyglądał niemal tak źle, jak Corin. Z rozbitej wargi i skroni lała się krew, a czerwone i sine cienie na twarzy sugerowały, że strażnicy, a może i sam Levant, użyli sobie na nim bez hamulców. Ashton splunął krwią w stronę jednego ze strażników. Czerwona smuga na niebieskim płaszczu poskutkowała kolejnym ciosem, tym razem metalową pałką, prosto w głowę. Rosły Ashton złożył się jak domek z kart.

- Nawet nie zadawali pytań! - Poinformował kapitan z poziomu ściółki w swojej celi. Kaszlnął parę razy, wypluwając więcej krwi. - Chcą cię złamać!

Przyszła pora na Ohara. Otworzyli jego celę, a widząc, że ten jest wściekły, zawczasu wymierzyli mu kilka ciosów. Choć wyrywał się i ryczał jak odyniec, udało im się wywlec go z celi.
Obrazek

Siedziba Kompanii Handlowej Błogosławieństwa Ula

63
POST POSTACI
Vera Umberto
Przekleństwa Ohara dobrze oddawały to, co działo się w głowie Very. Przez dłuższą chwilę wpatrywała się jeszcze w drzwi, które zamknęły się za Ashtonem, a potem zaczęła się rozglądać w poszukiwaniu alternatywnej drogi ucieczki. Nie spodziewała się, że jakąkolwiek znajdzie, ale w desperacji próbowała i tak. Jakieś okno, luźna cegła, cokolwiek! Rozgrzebała nawet swoją stertę siana, by sprawdzić, czy czegoś w niej lub pod nią nie ma, choć wiedziała, że w celi więziennej nie znajdzie niczego interesującego. Potem, już nie przejmując się niczym, zawisła z rękami zaciśniętymi na kracie, ze wzrokiem wbitym w Corina, jakby samo jej spojrzenie miało mu w jakiś sposób pomóc.
Gdy wrócił skatowany Ashton, a potem zabrali Ohara, Umberto nic już nie rozumiała. Po co to robili? Czego Levant od niej chciał? Żeby się poddała? Przecież już ją miał w zamknięciu, w więzieniu! Co więcej miała zrobić? Czego oczekiwał, katując jej załogantów, jednego po drugim?
- Zostawcie go, kurwy - warknęła, choć wiedziała, że nikt jej nie posłucha. - Nie jesteście, kurwa, lepsi od nas. My nie katujemy ludzi dla przyjemności. Nie zaganiamy ich na roboty i nie wieszamy na pierdolonym pręgierzu. Jesteście zakłamaną bandą jebanych hipokrytów! Ul was pokara za wycieranie sobie parszywej gęby jego imieniem!
Jej wrzaski na nikim nie robiły wrażenia, co irytowało ją jeszcze bardziej. Kiedy drzwi zamknęły się ponownie, tym razem za Oharem, z jej gardła wydarł się wściekły krzyk bezradności. Uderzyła pięściami w kraty i odwróciła się do Ashtona.
- Zabiję go - poinformowała go. - Zabiję tę kurwę, choćbym miała mu przegryźć krtań. Siedem pierdolonych lat marzyłam o tym, co zrobię, kiedy go spotkam. Byłam pewna, że to będzie spotkanie na innych warunkach, zupełnie innych! Nie miało go być tutaj, nie w Karlgardzie!
Osunęła się po ścianie i usiadła, ostatecznie tracąc motywację do rzucania się jak wariatka i bluzgania, które na nikim nie robiło wrażenia. Oparła głowę o chłodną powierzchnię. Czy teraz była jej kolej? Teraz przywloką tu wycieńczonego i zakrwawionego Ohara i zabiorą ją, czy do katowania kobiet się nie zniżali? A może będą chcieli, by dobiły ją wyrzuty sumienia, więc zostawią ją w pełni sił?
W pewnym momencie przypomniała sobie o szpilkach, którymi miała spięte włosy. Powyciągała je, rozpuszczając koka, by na kolanach podejść do zamka swojej celi i przyjrzeć mu się uważnie. Nigdy przedtem tego nie robiła, od takich rzeczy miała ludzi, ale tym ludziom jakoś się to udawało, prawda? Wystarczyło zagiąć odpowiednio kawałek metalu i po kilku sprytnych ruchach krata powinna się otworzyć. To wyglądało na tak proste, gdy robił to ktoś inny. Zawsze warto było spróbować, nawet jeśli będzie to tylko rozpaczliwe zaklinanie losu i próby zabicia czasu podczas oczekiwania na niewiadomą. Zamierzała starać się odblokować zamek do momentu, w którym nie usłyszy otwierających się drzwi - wtedy szybko wróci pod ścianę, a szpilki schowa do kieszeni.
Obrazek

Siedziba Kompanii Handlowej Błogosławieństwa Ula

64
POST BARDA
Krzyki i groźby nie robiły wrażenia na strażnikach. Otrzymali swoje rozkazy, a co więcej, wydawało się, iż wierzyli w swoją misję. Ktoś, kto rabował i zabijał na morzu nie mógł być traktowany lepiej, niż zwierzę. W ich oczach Vera, Ashton i Ohar dawno już przestali być ludźmi.

Ashton wydawał się zbyt mocno pobity, by chciał podtrzymać rozmowę. Vera pozostała sama z dwoma ledwie przytomnymi załogantami, wkrótce wrócił też Ohar, w stanie jeszcze gorszym, niż Ashton - znając jego wybuchowy charakter, najprawdopodobniej stawiał się oprawcom i przez to dostał jeszcze mocniej. Krótko po tym, jak wrócił do celi, zwymiotował, gdy ciało nie poradziło sobie ze zbyt dużą ilością ciosów w brzuch.

Choć wydawało się, że jej kolej będzie następna, strażnicy nie zamierzali zabierać jej na spotkanie z Levantem, jeszcze nie teraz. Pozwolili jej przeszukać celę - bez sukcesu w znalezieniu czegokolwiek przydatnego, jak również grzebać szpilką w zamku. Więzienie zostało zbudowane tak nowocześnie, jak to tylko możliwe, nie szczędzono na wydatkach. Vera nie miała dość umiejętności, by sforsować zamek.

Mijały godziny. Słońce wspięło się na niebo, sięgnęło zenitu, a następnie zaczęło opadać w stronę zachodu. Stan trzech mężczyzn nie poprawił się, a kapitan mogła tylko wsłuchiwać się w ich oddechy i sporadyczne kaszlnięcia. Więzienie zostało umieszczone w sercu siedziby Kompanii, tak, że z zewnątrz nie dochodziły nawet głosy ulicy. Cisza dzwoniła w uszach, potęgując dźwięki z cel. Nikt nie interesował się więźniami aż do wieczora, gdy słońce pomalowało niebo pomarańczami i czerwieniami.

Metalowa pałka uderzyła w pręty celi z hukiem, który wyrwałby ze snu umarłego. Ashton i Ohar drgnęli, wyrwani z drzemki. Corin nie poruszył się. Hector Levant, stukając metalem o metal, spojrzał na Verę z pewnością siebie wymalowaną na twarzy. Dobrze mu było w błękicie.

- W końcu mam dla ciebie moment, pani kapitan. - Powiedział, prześmiewczo podkreślając jej tytuł. - Zaszczycisz mnie swoim czasem?

Nie czekał na odpowiedź, kiwnął na dwójkę strażników, których zadaniem był transport więźniarki. Wyciągnęli ją z celi i poprowadzili korytarzami, nie kwapiąc się nawet, by zakryć jej oczy. Czyżby miała nigdy nie opuścić Karlgardu?

- Kapitan Umberto... - Mruczał Levant. - Ileż to lat się nie widzieliśmy? Osiem? Dziesięć? - Zgadywał. Nie przywiązywał do wydarzeń Karła tak wielkiej wagi, jak Vera. - Sądziłem, że zostałeś stracona dawno temu.

Strażnicy pchnęli ją, by upadła na kolana. Nie umknęło jej uwadze, że klęknęła w kałuży zaschniętej krwi. W tym samym gabinecie - jasnym, przestronnym, z drewnianą podłogą i rzeźbionymi kolumienkami, musieli katować Ashtona i Ohara, a kto wie, może również Corina. Levant siadł za długim, ciężkim biurkiem, spojrzał w okno, które znajdowało się po prawicy Very. Było dość duże, by przez nie wyskoczyć, ale na przeszkodzie stała bariera szkła i wysokość, jaka mogła rozciągać się od okna, do ziemi. Verze nie było dane wyjrzeć.

Na dobry początek, strażnik strzelił Verę w twarz tak mocno, że policzek aż zapiekł.

- Zacznijmy od czegoś łatwego. Gdzie jest twój statek? Gdzie jest Siódma Siostra i gdzie leży Harlen? - Z ust admirała niespodziewanie padły znajome nazwy.
Obrazek

Siedziba Kompanii Handlowej Błogosławieństwa Ula

65
POST POSTACI
Vera Umberto
Mijające godziny były koszmarem, który nie chciał się skończyć. Każdy dochodzący do Very dźwięk mroził jej krew w żyłach. Każde chrapliwe westchnięcie, każdy pełen bólu kaszel. Siedziała, zrezygnowana i oparta o ścianę, nie mając nawet z kim porozmawiać, bo jej załoganci byli w zbyt ciężkim stanie, by wydusić z siebie choć słowo. Kiedy zasnęli, siadła przodem do kraty i oparła się o nią czołem, zawieszając już ostatecznie wzrok na Corinie. Nie mogła się na to zgodzić. Nie mógł tutaj umrzeć. Jej ostatnim wypowiedzianym do niego słowem nie mogło być "skacz". Wytężyła oczy, by z oddali dostrzec, czy jego klatka piersiowa wciąż jeszcze się porusza, choćby i słabo. Jeśli nie, to czy miała jeszcze w ogóle o co walczyć? Zacisnęła powieki, po raz drugi od pogrzebu Erinela pozwalając sobie na łzy, choć tym razem bezgłośnie, by nikt jej nie usłyszał. I tak została już na resztę czasu, z głową opartą o stal, bo na nic innego nie miała już siły.

Kiedy po nią przyszli, uniosła tylko lodowate spojrzenie na Levanta. Na jego złośliwe zaczepki odpowiedziała krótkim pierdol się i dalej już szła ze strażnikami, rozglądając się uważnie dookoła, jakby miała kiedyś w przyszłości znaleźć się tu sama i spróbować uciec.
Gabinet Levanta był imponujący, a plama krwi na środku doskonale do niego pasowała. Ciekawe, czy Girella widziała go w takim stanie. Swoją drogą, dlaczego miał tutaj swój gabinet? Był kimś ważnym dla Kompanii, ale kim dokładnie? Gdyby wpadła w szał i pozabijała wszystkich tu obecnych, może w jego biurku znalazłaby dokumenty, które w jakiś sposób pomogłyby piratom? Niestety jednak w szał nie wpadała, a strażnik, który rzucił ją na ziemię, nie umożliwiał jej choćby jednego ruchu, jakim mogłaby komuś zaszkodzić.
- Ładnie się urzadziłeś - mruknęła, ale odechciało się jej komentarzy, gdy dostała na zachętę w twarz. Opuściła głowę, chowając piekący policzek pod włosami. Czyli jednak nie mieli skrupułów przed biciem kobiety.
- W twojej dupie - powiedziała cicho, nie podnosząc wzroku. - W połowie drogi między Ujściem a Archipelagiem jest portal, który magicznie zmniejsza i przenosi do niej statki.
Spodziewała się kolejnego ciosu, ale z całą pewnością nie zamierzała niczego Levantowi mówić. Wystarczyło, że wiedział o istnieniu Harlen. Czy usłyszał o niej od Speke'a, który w resztkach swojego honoru zachował lokalizację wyspy w tajemnicy? Czy może któryś z jej załogantów przegrał z bólem?
- Nie dostaniesz mojego statku, złamasie - syknęła. - Nieważne ile razy każesz swojemu przydupasowi mnie tłuc, bo nie chcesz brudzić własnych rączek. To, jak widzę, nie zmieniło ci się od lat. Nadal jesteś jebanym tchórzem.
Obrazek

Siedziba Kompanii Handlowej Błogosławieństwa Ula

66
POST BARDA
Levant uśmiechnął się do Very, jakby wciąż był tym samym aspirującym oficerem, aniżeli admirałem z krwią setek na rękach.

- Cieszę się, że ci się podoba. - Powiedział w odpowiedzi na jej słowa dotyczące gabinetu. - Ale to nie moje miejsce. Jestem tylko gościem u Kompanii. Dobrze się złożyło, że na siebie wpadliśmy.

Nie mogła widzieć gestu Levanta, po którym strażnik złapał ją za włosy i pociągnął, by podniosła twarz i patrzyła na admirała. Ten wyciągnął z szuflady dziennik, podniósł go do oczu.

- Płynęliśmy Morzem Złotym, wiatr silny dął od rufy, Siódma Siostra jeszcze cała, do Harlen płyną zuchy. - Zacytował. - Wybacz, ale nie zaśpiewam. Wahałem się co do istnienia Harlen, ale twoja reakcja dowodzi, że ta szczurza nora gdzieś istnieje. - Zaśmiał się, tak lekko, jakby w całej tej sytuacji nie był zmuszony przesłuchiwac kobiety. - Zapytam jeszcze raz, Vero. Gdzie jest Siódma Siostra i gdzie leży Harlen? Swoją drogą, kalasz imię prawdziwej Siódmej Siostry, nazywając tak ten swój... stateczek. - Dodał. Strażnik mocniej szarpnął, chcąc zmusić ją do mówienia. - Jeśli nie chcesz mówić, mogę zapytać znów pana Yetta.
Obrazek

Siedziba Kompanii Handlowej Błogosławieństwa Ula

67
POST POSTACI
Vera Umberto
Ach, czyli to było źródło jego wiedzy. Nieszczęsna przyśpiewka Mikka, która sprowadzała na nią póki co same problemy. Szkoda, że nie zawarł w niej dokładnego położenia wyspy i informacji o tym, jak wpłynąć w zatokę, by nie zahaczyć statkiem o mieliznę. Wyprostowała się z syknięciem, gdy została pociągnięta za włosy w górę i posłusznie uniosła wzrok na zadowolonego z siebie Levanta. Bogowie, jak ona go nienawidziła. Nikogo na całym świecie nie darzyła chyba uczuciem tak silnym, jak jego w tym momencie.
- Długo trwały twoje poszukiwania, że udało ci się trafić na to arcydzieło? Musisz być z siebie dumny. W końcu jakaś wiarygodna poszlaka.
Szarpnęła się, ale niezbyt mocno. Akurat włosów stracić nie chciała, w szczególności gdyby ktos miał ochotę jej wszystkie wyrwać.
- Chcesz też, żebym ci opisała jak było podczas walki z wężem morskim? - spytała. - Czy mam ci cycki pokazać? Skoro już rewidujesz prawdziwość miejsc i wydarzeń opisanych w szancie, zrób to porządnie. Myślę, że jest pieśnią opartą na faktach.
Uniosła wzrok na strażnika, który trzymał ją za wciąż poplątane po balu włosy.
- Katujesz ludzi dla wszystkich gości Kompanii? - spytała go. - Macie tu więcej krwi na rękach, niż my kiedykolwiek mieliśmy.
Strzeliła w stronę Levanta wściekłym spojrzeniem. Brakowało słów w znanym jej języku, by opisać, jak bardzo go nienawidziła. W szczególności w momencie, w którym zagroził jej wyciągnięciem tu Corina.
- Walthorn uratował załogę Siódmej Siostry, w tym ciebie, którego mógł sobie odpuścić - zaśmiała się gorzko.
Obrazek

Siedziba Kompanii Handlowej Błogosławieństwa Ula

68
POST BARDA
Hector zmarszczył lekko brwi, wytrącony z równowagi komentarzem Very. Zaraz jednak zaśmiał się czysto, jakby jej słowa były przednim żartem.

- Cycki? Vero, do cycków przejdą strażnicy, jeśli będą mieć taką ochotę. - Postraszył ją, jednak wciąż tym lekkim tonem. - Jeśli będziesz współpracować, będziesz pod moim protektoratem. Jeśli nie, staniesz się mięsem, mniej wartym, niż twoi osiłkowie i Corin w celach. Panowie.

Polecenie nie było zbyt wyrafinowane, ale jasne dla obu strażników. Ten, który trzymał ją za włosy, szarpnął mocniej, kapitan mogła niemal poczuć, jak kolejne włosy rwą się z jej skalpu. Ten ból był jednak niczym w porównaniu do kolejnego policzka, który jej wymierzono. Wciąż wierzchem dłoni, nie pięścią.

- Vero. - Odezwał się znów Levant. - Nie rozumiesz swojego położenia. To ja tu zadaję pytania, a ty na nie odpowiadasz. - Powoli podniósł się z krzesła. W jednej chwili uderzył dłońmi o blat biurka. - Gdzie leży Harlen?! - Ryknął. - Z kim współpracujesz?! Ilu jeszcze śmieci zdradziło i poszło za tobą na dno?!

Wyszedł zza biurka i szorstko złapał Verę za brodę. Zwrócił jej twarz w swoją stronę.

- Zaczniesz śpiewać, a może pozwolę ci żyć. - Warknął. - Tobie, i twoim psom. Przez wzgląd na dawne czasy.
Obrazek

Siedziba Kompanii Handlowej Błogosławieństwa Ula

69
POST POSTACI
Vera Umberto
Protektorat Hectora Levanta. Brzmiało to absolutnie obrzydliwie i to obrzydzenie odmalowało się na twarzy Very. Niczego od niego nie chciała, a już na pewno nie ochrony, której wcale do szczęścia nie potrzebowała. Chcieli ją zgwałcić? Powodzenia. Nie była panienką z Qerel, która położy się i będzie tylko płakać. Zanim im się to uda, będą tak pogryzieni i podrapani, że im się odechce.
Drgnęła, gdy walnął rękami w biurko, bo jego nagły zryw zaskoczył ją. Sądziła, że będzie zachowywał swój irytujący spokój do usranej śmierci. Taki sam, jak wtedy, gdy została spoliczkowana po raz kolejny. Twarz ją piekła, ale domyślała się, że nie jest to największy ból, jakiego tu doświadczy, zresztą nieraz w karczemnych bójkach obrywała mocniej. Tam nikt nie bawił się w uderzanie otwartą dłonią, a że Vera chciała być traktowana na równi z resztą kapitanów, to i w tym aspekcie była.
Nie odpowiedziała na żadne z wykrzyczanych pytań, ani zgodnie z prawdą, ani w sarkastyczny i obelżywy sposób. Milczała do momentu, w którym Levant chwycił jej brodę i uniósł do siebie. Nienawiść sączyła się z każdego skrawka jej ciała jak jad. Jego dotyk parzył.
- Gnić latami w lochu, czy na kolejnych robotach Kompanii? Wolę zawisnąć, niż żyć dłużej na twoich warunkach.
Szarpnęła głową, by wyrwać ją z jego chwytu, ale nie odwróciła wzroku. A może jednak była w stanie coś ugrać? Levant nie był otwarty na negocjacje, lecz mimo to chciał uzyskać odpowiedzi na swoje pytania. Pytania, które nurtowały go do tego stopnia, że tracił nad sobą kontrolę.
- Jeśli choć jeden z moich ludzi zginie, nie usłyszysz ode mnie ani słowa. W swoim obecnym stanie Corin nie przeżyje nocy - zacisnęła usta w wąską kreskę, wahając się chwilę. W końcu ponownie się odezwała, choć dużo ciszej. - Wyślij do niego lekarza, który go poskłada po upadku i waszych przesłuchaniach, to naniosę ci lokalizację Harlen na mapę.
Obrazek

Siedziba Kompanii Handlowej Błogosławieństwa Ula

70
POST BARDA
Levant oferował same dobroci - to trzeba było mu przyznać. Protektorat, życie, gwarancja pracy! Wszstko to, czego potrzebowała uwięziona kapitan pirackiego statku.

Vera jednak nie korzystała z jakże korzystnej oferty i doprowadzała tym samym Hectora do szału. Jego palce coraz mocniej wbijały się w jej szczękę, gdy rozważał jej słowa.

- Zawiśniesz, jeśli taka jest twoja wola. - Wykrzywił twarz w karykaturze uśmiechu. - Ale nie tutaj. Zabiorę cię z powrotem do Qerel. Zawiśniesz przed tymi wszystkimi, którymi kiedyś nazywałaś braćmi. Z Corinem Yettem, Ashtonem Lyne i
resztą psów, którzy sądzili, że piraci są bardziej moralni od marynarki.
- Puścił jej twarz, ale zaraz poklepał lekko po policzku. I choć gest mógł być niemal przyjazny, przez wcześniejszy cios, skóra zapiekła na nowo.

Odwrócił się do swojego stolika, by po chwili z szuflady wyciągnąć mapę. Rozłożył ją na biurku i kiwnął na srażnika.

Ból na nowo rozlał się po jej skalpie, gdy mężczyzna nie puścił jej włosów, zamiast tego szarpnął za nie, by wstała i podeszła do rozłożonego arkusza.

- Wskaż Harlen. Wtedy do Corina pójdzie uzdrowiciel.
Obrazek

Siedziba Kompanii Handlowej Błogosławieństwa Ula

71
POST POSTACI
Vera Umberto
- Słuchanie ciebie, mówiącego o moralności, jest jak słuchanie dziwki mówiącej o wierności - prychnęła. - Wielkie słowa, stopień admiralski, mundur i kij w dupie nie robią z ciebie dobrego człowieka. Jesteś chujem ubranym w barwne piórka i gdybyś porzucił marynarkę tak, jak ja, byłbyś najgorszym z nas wszystkich.
Skrzywiła się znów z bólu, gdy została pociągnięta za włosy do pozycji stojącej. Hector nie miał pojęcia o czym mówił. W wojsku nigdy nie poczuła się tak, jak czuła się ze swoimi ludźmi, na Siódmej Siostrze. Nigdy nie było jak w domu. Nie było lojalności, która wynikała z czegoś innego, niż łańcuch dowodzenia i przywiązania sięgającego dalej niż zakładały rozkazy. Mimo to, nie wiedziała, czy mogła na to liczyć w tym momencie. Miała świadomość, że załoga Siostry w swojej uszczuplonej liczebności nie była w stanie sforsować murów Kompanii.
- Chyba sobie kpisz, jeśli myślisz, że uwierzę ci na słowo jeszcze raz - syknęła, zerkając tylko na mapę, ale nie kwapiąc się do pokazywania mu czegokolwiek. - Poślesz do niego uzdrowiciela tak samo, jak pozwoliłeś na wymianę więźniów? Czyli co, każesz mu wejść do celi, popatrzeć na Corina i wyjść? Chcę, żeby został wyleczony. Przynajmniej doprowadzony do stanu, w którym nie umiera. Dla ciebie to żadna różnica, bo i tak jest zamknięty. Jak to zrobisz, pokażę ci co chcesz. Puść mnie, przecież, kurwa, nigdzie nie idę.
Ostatnie słowa skierowała do strażnika, uparcie trzymającego ją za włosy. Nie potrzebowała być sterowana jak marionetka.
- Poza tym potrzebuję dokładniejszej mapy Wschodnich Wód. I przyrządów do wymierzenia odległości. Chyba, że chcesz wiedzieć tylko orientacyjnie.
Jeśli poda mu fałszywą lokalizację, minie dobre kilka tygodni, zanim ją sprawdzą. Co stanie się do tego czasu, albo po odkryciu, że go oszukała, to się jeszcze okaże. Może spróbują ich przetransportować do Qerel, tak jak groził Levant, a wtedy znajdą jakiś sposób na ucieczkę. Nie miała pojęcia, ale musiała próbować... i musiała dopilnować, by Yett nie umarł na jej oczach. To był w tej chwili priorytet, bo jej oficer miał coraz mniej czasu.
Obrazek

Siedziba Kompanii Handlowej Błogosławieństwa Ula

72
POST BARDA
Westchnienie opuściło usta Levanta.

- Vero Umberto, powinnaś wiedzieć, że w marynarce liczy się skuteczność, nie ładne słówka i działaność dobroczynna. - Wdał się z kapitan w dyskusję. - Daleki jestem od wskazywania, które z was jest najgorsze. Ci, którzy zatapiają kupieckie statki dla kaprysu, czy ci, którzy walczą z marynarką? A może ci, którzy zdradzają swoich, by pracować z nami?

Levant musiał wiedzieć o Speke i reszcie zdrajców, którzy oddali honor na rzecz bogactw oferowanych przez Kompanię. Każdy musiał mieć jednak na tyle oleju w głowie, by nie zdradzić położenia Harlen. Z drugiej strony, o istnieniu wyspy mogli dowiedzieć się całkiem niedawno.

Strażnik puścił jej włosy, lecz tylko po to, by Hector złapał jej głowę i z mocą pchnął w kierunku blatu, uderzając w mapę. Vera mogła zobaczyć czerwone krople, które kapały na papier i wsiąkały w niego, znacząc miejsca. Warga została rozcięta o jej własne zęby.

- Nie pogrywaj ze mną, Umberto. - Ostrzegł. - To tobie zależy na życiu Yetta. Ale dobrze, niech będzie po twojemu! - Puścił ją. - Jestem przekonany, że oficerowie z Qerel będą chcieli zobaczyć go na szafocie. Poślijcie uzdrowiciela do pana Yetta. - Powiedział strażnikom. - I dajcie kapitan Umberto mapy, o które prosi. Nie próbuj mnie oszukać, Vero.

***

Verze się upiekło. Po wizycie u Levanta mogła wrócić do celi o własnych siłach. Corina zastała w tej samej pozycji, co wcześniej, leżącego twarzą do ziemi na ściółce. Ashton drzemał, ale przebudził się, gdy przyprowadzono Verę.

- Dranie! - Warczał, łapiąc za kraty. Jak dzikie zwierzę w klatce, nie mógł zrobić niczego. Niemoc dobijała go niemal tak mocno, jak Verę.

Ohar dalej wymiotował, tym razem wyrzucając z siebie niemal wyłącznie krew. Zapewniał jednak Verę, że niejedno już przetrzymał i to również go nie zabije.

Wkrótce, zgodnie z obietnicą, do Corina przyszedł uzdrowiciel. Choć z ociąganiem, to ostatecznie zabrał się do magicznego zaleczania ran Yetta. Zielony blask spod jego dłoni sugerował, że Levant naprawdę przychylił się do prośby Very. Wkrótce wszyscy, tak uzdrowiciel, jak i strażnicy, opuścili więzienie, zostawiając ich samym sobie.

Kapitan zostawiono mapy. Słońce zdążyło zajść za horyzont, a w celi panował mrok. Nie było nawet najmniejszej lampki, która dawałaby światło. Z zewnątrz nie dochodził żaden dźwięk, który sugerowałby nadejście odwetu, jak również wolności. Jedynie Ohar w celi obok męczył się, stękał i jęczał.

Koło północy Corin zdołał podnieść się do siadu.
Obrazek

Siedziba Kompanii Handlowej Błogosławieństwa Ula

73
POST POSTACI
Vera Umberto
Odwróciła wzrok, gdy wspomniał o tych, którzy zdradzali. Gdyby zamierzała mu podać rzeczywistą lokalizację wyspy Harlen, byłaby gorsza, niż Speke. Powinien więc wierzyć, że nie jest to dla niej łatwa do podjęcia decyzja. Może przez to odwrócenie wzroku właśnie nie zauważyła nadciągającej ręki, która trzasnęła jej głową w blat. Jęknęła, unosząc dłonie do rozciętej wargi. Na opuszkach palców zostały krople krwi. I tak skończyła lepiej, niż którykolwiek z jej załogantów... pytanie tylko jak długo potrwa protektorat, jaki roztoczył nad nią Levant.
Najważniejsze, że usłyszała słowa, na które tak długo czekała. Do Corina miał zostać wysłany uzdrowiciel. I nawet jeśli zamierzali zabrać ich do Qerel i powiesić, nawet jeśli nadal pozostawali zamknięci, to przynajmniej mogła mieć pewność, że Yett przeżyje dzisiejszą noc. Z całą pewnością medyk Kompanii będzie skuteczniejszy, niż Olena i dwóch chłopaczków, jakich miała gdzieś na pokładzie - o ile w ogóle Siódma Siostra stała jeszcze w porcie. Podziękowałaby swojemu oprawcy, gdyby to był ktokolwiek inny i gdyby okoliczności sprzyjały. Teraz na te podziękowania zdecydowanie nie było miejsca.

Gdy wróciła do celi, rękawem wytarła krew ze swojej twarzy i starała się na bieżąco ścierać nową, dopóki rana wstępnie się nie zasklepiła. Bez słowa usiadła pod ścianą, bo dopóki uzdrowiciel osobiście nie pojawił się w celi Yetta, nie była pewna, czy ma dla mężczyzn dobre informacje. Dopiero widząc światło wydostające się z dłoni maga i wnikające w ciało nieprzytomnego, odetchnęła z ulgą tak silną, że brakło słów, by ją opisać. Nie umrze na jej oczach, nie dziś. Przynajmniej tyle udało się jej osiągnąć.
Dopiero gdy wszyscy opuścili więzienie, a ich czwórka została tam sama, Umberto podniosła się, mapy zostawiając na podłodze. I tak było ciemno, a poza pergaminami nie dostała niczego więcej, więc co miała z nimi zrobić? Ozdobić je plamkami krwi w losowych miejscach? Niczego na tym papierze nie widziała w mrokach nocy, nawet pomimo wpadającego do środka słabego księżycowego poblasku.
- Powiedziałam, że zdradzę im, gdzie jest Harlen - poinformowała załogantów, opierając się ramieniem o kratę i przyglądając się sylwetce Ohara, w ciemności słabo odcinającej się od ściany. - Poprosiłam o mapy Wschodnich Wód. Wskażę jedną z tych małych, pustych wysepek na południe od Archipelagu. Zanim ją sprawdzą, miną tygodnie. Może przez ten czas coś się wydarzy.
Usta bolały ją, gdy mówiła. Jakże skrajnie różnić się musiała w tym momencie od tego, co prezentowała sobą na balu.
- Jeśli nie, to pewnie mnie zabiją - przeniosła wzrok na Ashtona. - Levant chce nas zabrać do Qerel. Powiesić. W sumie zrobią to tak czy inaczej... ale może uda się nam uciec w trakcie transportu... nie wiem. Nie wiem, czy możemy spodziewać się ratunku. Pozostali nie mają jak nas stąd...
Zamilkła, gdy dostrzegła ruch w celi Yetta. Usiadł! Czyli naprawdę zaleczyli jego najgorsze obrażenia, to nie była tylko magiczna sztuczka ze światłem! Choć ich trójka skończyła wyjątkowo źle, przynajmniej udało się jej uratować jego życie, choćby i chwilowo!
- Corin? - odezwała się w końcu. Ciekawe, czy czuł się już wystarczająco dobrze, żeby się na nią wściec.
Obrazek

Siedziba Kompanii Handlowej Błogosławieństwa Ula

74
POST BARDA
Rozbita warga bolała, do tego zaczynała puchnąć. Vera z pewnością nie prezentowała się tak dobrze, jak na balu, a nawet gorzej, niż podczas swoich najgorszych dni, gdy dowodziła okrętem.

Ashton oparł czoło o pręty. Westchnął ciężko.

- Będą wiedzieć, że blefujesz. Słuchają nas zza drzwi. - Powiedział z pełnym przekonaniem, choć słabo, gdyż wciąż odczuwał skutki pobicia. Przyciskał do siebie prawe ramię, jakby ono ucierpiało najbardziej. Był praworęczny, więc sprawiało to pewien problem, gdyby mieli walczyć o wolność. - Będą mieli dużo czasu, żeby nas torturować... - Dodał pochmurnie. Każdy z nich wiedział, że parając się piractwem, właśnie tak mogą skończyć, ale czy ktoś naprawdę brał to pod uwagę, gdy walczyli na morzu? Tam mieli szukać swojej śmierci, nie w piwnicach przepełnionej bogactwem siedziby. - To twierdza, kapitanie. Nie zdołają do nas dotrzeć.

Ashtona zdołali szybko złamać i wydawało się, że mężczyzna stracił wiarę w odzyskanie wolności. Ohar nie mówił, ciężko łapał oddech, skulony w swojej celi.

- Co wy tu robicie? - Zapytał Yett, nie bawiąc się w grzeczności. Podparł się rękoma za plecami, by nie paść z powrotem na podłogę. - Na wszystkich bogów, Vera! Dlaczego tu jesteś? Ashton, Ohar... - Rozglądał się w mroku, chcąc rozpoznać sylwetki towarzyszy. - Kto jeszcze? Vera, po co wracałaś? Miałaś uciekać!

- Nie mogliśmy pana zostawić, panie Yett. - Wtrącił się Ashton.

- Mogliście i powinniście! Vera... nie po to ryzykowałem, żebyście wpadli w to samo bagno!

Corin mówił szybko, przytomnie. Przynajmniej poczuł się lepiej.
Obrazek

Siedziba Kompanii Handlowej Błogosławieństwa Ula

75
POST POSTACI
Vera Umberto
Skrzywiła się, choć nie wiadomo, czy bardziej z bólu, czy w reakcji na słowa Ashtona. Oczywiście, że miał rację.
- Levant nie jest idiotą. Zakłada, że blefuję, dlatego rozwalił mi twarz o biurko. Domyśla się, że nie zgodziłabym się na ten układ tak szybko, ale nie zmienia to faktu, że każe sprawdzić tę wyspę na wszelki wypadek, gdybym jednak mówiła prawdę - zerknęła w stronę drzwi. - I wcale nie mówię tak głośno. Teraz mówię głośno! - podniosła ton, by ją usłyszeli i kopnęła w kratę czubkiem buta, tak, żeby zadzwoniła. - Będę tańczyć na waszych grobach, niebieskie kurwy!
Chciałaby mieć to przekonanie, które prezentowała strażnikom. W rzeczywistości skłaniała się ku temu, które prezentował Ashton. Jej jedyna nadzieja pokładana teraz była w organizacji transportu do Qerel - może przy tym zdarzy im się jakieś niedopatrzenie, z którego będą mogli skorzystać. Do tego czasu jeszcze mogło wydarzyć się absolutnie wszystko i każdy z nich mógł skończyć w stanie agonalnym na długo przed szafotem... a drugi raz Levant już nie przyśle do nich uzdrowiciela.
Wiedziała, że Corin będzie zły. Wiedziała, że wścieknie się na nią za to, że tu wróciła, zamiast płynąć w swoją stronę i kontynuować beztroskie życie bez niego. Nie zdawał sobie chyba sprawy z tego, jak ważny był dla załogi. Jak ważny był dla niej. Początkowo więc nie przerywała mu, pozwalała wściekać się na sytuację, w jakiej się znaleźli i na decyzje, jakie podjęła jego kapitan. Nie były one nieprzemyślane, były przemyślane bardzo dogłębnie i szczegółowo. Były może za to odrobinę niewłaściwe z obiektywnego punktu widzenia.
- Umarłbyś tutaj - odezwała się w końcu cicho. - Dałam załodze wybór, pozwoliłam odpłynąć na Harlen tym, którzy chcieli. Gregor ich zabrał. Ci, którzy zostali ze mną, chcieli pomóc. Nie mogliśmy cię tu zostawić.
Ja nie mogłam. Niektóre słowa jednak w towarzystwie musiały pozostać niewypowiedziane.
- Zjebało się - podsumowała. To było mało powiedziane. Zacisnęła zęby. - Przepraszam.
Obrazek
ODPOWIEDZ

Wróć do „Karlgard”