Cesarski Kompleks Pałacowy

61
POST POSTACI
Awaren
Opierając się o ścianę za plecami, Awaren przymknął oczy i na głos zaczął odliczać. Do pięciu, do dziesięciu, do piętnastu... Nic się nie wydarzyło. Nikt ani ponownie do drzwi nie zapukał, ani ich nie spróbował wyważyć. Nic nie eksplodowało i nie stanęło w płomieniach, zmuszając go do natychmiastowej ewakuacji. Nikt niczego od niego nie chciał i żaden dodatkowy skrytobójca nie wyskoczył nagle spod jego łóżka ani biurka. Nie było również głosu, który w niczym, ale to absolutnie NICZYM nie przypominał tego, który zwykł słyszeć w swoich myślach. Ma się rozumieć - swój własny.
Wciąż drżącymi rękoma sięgnął do swoich włosów, aby je rozpuścić i jako tako przeczesać palcami. Lepiej. Zdecydowanie lepiej. Nie miał czasu nawet właściwie ich upiąć w porannym pośpiechu, przez co upięcie ciągnęło go aż dotąd ze zbyt wielu stron. Gdyby jeszcze tak reszta jego ciała mogła cieszyć się podobną ulgą. Ugh. Powinien był pozwolić Khadi dokończyć ten cały masaż, jakkolwiek bolesny. Jakoś wątpił, żeby miał ku temu kolejną okazję, niezależnie od tego, jak dalej ułożoną się sprawy. O ile jakkolwiek się dla niego ułożą.
- Aaghhh! - jęknął przeciągle i opuszczając głowę, roztrzepał świeżo przeczesane włosy. - Dlaczego?! Dlaczego akurat wczoraj musiałeś uznać, że pełne osiem godzin snu dobrze ci zrobi?! Patrz tylko, co najlepszego zrobiłeś! Patrz, w co się wpakowałeś! Głupi! Głupi dureń! - zaczął wyrzucać samemu sobie, żeby choć trochę ulżyć nagromadzonym emocjom. Zazwyczaj pomagało. Przynajmniej odrobinę. Gdyby miał więcej sił i czasu, może powyrzucałby parę razy ramiona ku górze dla oddania pełni dramaturgii.
Wzdychając w końcu, opuścił dłonie i smętnym krokiem ruszył w stronę balii z wodą - jego jedynej pociechy. Gorące kąpiele nie były czymś, co w tych regionach preferowano, ale jakimś cudem służący zdołali zapamiętać preferencje samego Awarena. Huh. Nigdy się nad tym nie zastanawiał, bo i nie za bardzo miał na to czas, ale naprawdę nie pamiętał już, kiedy po raz ostatni ktoś wywinął mu jakiś mało zabawny numer z lodowatą wodą lub rybą w balii, gdy o nie poprosił. A może po prostu przez ostatnie tygodnie naprawdę był tak zagoniony, że i tego nie zauważał? Nie był pewny.
Pozwalając myślom dryfować, ze wstrętem pozrzucał z siebie wszystko, co zdążyło przesiąknąć smrodem jego własnego strachu oraz niepewności, a następnie jak najszybciej wlazł do wody. Gdyby mógł, przesiedziałby w niej i cały dzień, niezależnie od tego, jak zimna ostatecznie by się zrobiła.
- ...Jeszcze zatęsknisz za czasem, który mogłeś poświęcić, na co tylko miałeś ochotę, zamiast zajmować się raportami i durnymi sprawozdaniami- mruczał do siebie rozgoryczony pomiędzy smutnym, ale wreszcie swobodnym pochlipywaniem. - Myślisz, że nadal będziesz mógł uganiać się po pustyniach za paskudnymi stworami do upolowania, kiedy mnie zabraknie? Paskudny... Rozpieszczony, arogancki książę... Znowu zaczną was okradać pod waszymi własnymi, nadętymi nosami. Tyle z tego będzie...
Awaren najpierw porządnie umył i wypłukał włosy, a następnie po spięciu ich wysoko, to samo zaczął robić z ciałem. Nie żałował sobie olejku migdałowego na skórę, za to włosy bardzo ostrożnie potraktował sandałowym z uwagi na jego mocny zapach. To naprawdę miłe, że o nich pomyślano.
Odświeżony, ale wcale nie czując się specjalnie zmotywowany, wybrał luźniejszą tunikę i spodnie. Jego włosy, jakkolwiek długie, dzięki pustynnemu klimatowi schły zawsze szybko. Oznaczało to tyle, że i zwlekać z dostarczeniem listu nie mógł nadmiernie.
Ledwie przejrzał się w lustrze, krzywiąc kwaśno na widok jeszcze okrutniej podkrążonych niż zazwyczaj oczu oraz chorobliwą bladość, którą tylko pogarszały rumieńce po kąpieli, gdy obcy głos zdecydował się raz jeszcze wytrącić go z chwilowo odzyskanej równowagi.
- Iik! - wydał z siebie, podskakując i obracając czym prędzej w miejscu, aby rozejrzeć się bojaźliwie dookoła. Nadal był tu jednak tylko on. On i ten głos. Tym razem jednak zdołał rzeczywiście wyłapać, że nie dochodził on bezpośrednio z jego głowy i... Ciężko mu było stwierdzić, czy to dobrze, czy jeszcze gorzej.
Przytykając dłoń co klatki piersiowej, bardzo powoli i bardzo ostrożnie zaczął przechadzać się po swoim niewielkim pokoju, strzelając spłoszonymi oczyma na prawo i lewo.
- ...Do-Dobrze? - odpowiedział wreszcie niepewnie. - Mogę... Mogę mówić! Jasne! Pewnie! Skoro nie ma już w pobliżu nikogo, kto wziąłby mnie przez to za wariata, czemu nie? Czy ty... Jesteś duchem? Jeśli tak, to wiedz tylko, że jestem absolutnie beznadziejnie łatwym celem! Zero satysfakcji ze straszenia kogoś takiego jak ja! Hahaha...!
Wyłamując palce, zaśmiał się histerycznie, coraz poważniej rozważając ucieczkę z pałacu jeszcze przed bankierem.
Foighidneach

Cesarski Kompleks Pałacowy

62
POST BARDA
Duchem? Nie wiem. Może.
Gdy głos odpowiadał na pytania, łatwiej było Awarenowi pracować nad namierzeniem jego źródła. Przechadzając się po komnacie z sercem na ramieniu, szukał istoty, która z nim rozmawiała, zapewne spodziewając się niematerialnej postaci, przenikającej ściany i meble z pełną swobodą. Może zakładał, że dojrzy oczy, które go obserwowały i usta, z jakich padały komentarze dotyczące jego działań. Tymczasem niczego takiego nie zauważał. Nie było tu żadnej osoby poza nim samym.
Kiedyś miałam ciało. Takie, jak twoje. I długie, jasne włosy. Czy gdybym była duchem, to nadal bym je miała?
A jednak głos wyraźnie dobiegał z określonego miejsca i miejscem tym było... biurko Awarena. Nie znalazł nikogo ukrytego pod nim, ani wewnątrz szuflad, jeśli szukał. Żadna wróżka, ani inna maleńka istota nie wyfrunęła ze środka, żeby swoją obecnością wyjaśnić ten ewenement.
Teraz mam tylko stal i zielone kamienie.
Te pełne goryczy słowa pokierowały wzrok elfa na szablę, którą otrzymał wczoraj w ramach podarunku od tajemniczej wielbicielki. Był w stanie przysiąc, że przykrywał ją materiałem, w który była owinięta, albo przynajmniej chował ją z powrotem do pochwy, ale teraz leżała ona naga, dość nienaturalnie odbijając wpadające przez okno światło poranka, jakby zakrzywiała je we własny sposób, inny, niż wszystkie przedmioty wokół. Emanująca od broni magia, jaką wyczuł, gdy chwycił ją po raz pierwszy, teraz zaczynała nabierać sensu.
- Ta dziewczyna mówiła prawdę, wiesz? Nie robiła tu nic złego, zanim wróciłeś. Widziałam ją - odezwała się szabla niezobowiązująco, a przy dźwięku jej głosu znów ostrze błysnęło, jakby zostało poruszone. W rzeczywistości jednak nawet nie drgnęło.
Ta wiadomość mogła elfa uspokoić, ale oznaczała również, że ta dziwna broń widziała też wszystko inne. Awarena przygotowującego się do snu, spadającego z łóżka rano, biorącego kąpiel przed chwilą. Nie wydawała się skłonna komentować akurat te zajścia. Zamilkła na dłuższą chwilę, po prostu leżąc i pozwalając magowi poradzić sobie psychicznie z nowymi rewelacjami. Cokolwiek ta tajemnicza wielbicielka miała na celu, przysyłając mu coś takiego, elf miał teraz przez nią kolejny problem na głowie. Choć czy rzeczywiście był to problem...? Jakby się nad tym głębiej zastanowić, posiadanie w komnacie niewidocznego szpiega pod swoją nieobecność mogło mieć pewne pozytywne aspekty. Pytanie co jeszcze potrafiła tajemnicza szabla, poza zatruwaniem mu życia niepotrzebnymi komentarzami.
Obrazek

Cesarski Kompleks Pałacowy

63
POST POSTACI
Awaren
O nie. O nieee...
- Hahaha?! - zaśmiał się nerwowo w pierwszym odruchu ukrycia swojego przerażenia, ściśle w tym wypadku związanego z perspektywą utknięcia z nawiedzającą go zjawą. - Próbowałaś... Nie wiem, przejrzeć się w lustrze? Uhh, wybacz głupie pytanie. Gdybyś mogła, zapewne dawno byś to zrobiła. Racja. Jak-... Jak się nazywasz, jeśli wolno zapytać? Musisz mieć jakieś imię, prawda? - silił się na uprzejmość, bo chociaż na tyle było go stać po dobrym, acz krótkim odmoczeniu się.
Duch? DUCH?! Dlaczego?! Nic przecież nie powinno nawiedzać pałacowych terenów! Każdy skrawek korytarza i każde, najmniejsze, najskromniejsze pomieszczenie winno być czyste od tego typu anomalii! Wywoływały one z reguły na tyle wyraźne zakłócenia, że nawet ci spośród mniej wyczulonych sztukmistrzów potrafili je wyłapać. Nie wspominając już o tym, że okoliczna Akademia specjalizowała się w produkowaniu czarnoksiężników, pomiędzy którymi musiała znajdować się dostatecznie duża liczba speców parających się zarówno wypędzaniem, jak i przyzywaniem upiorów wszelkiej maści.
Sam Awaren, jako mag, posiadał jedynie bardzo ogólną wiedzę na temat duchów, a i tyle mu w zupełności wystarczyło, żeby nie przespać nocy po przewertowaniu tomu, w którym natknął się na ich temat. Pamiętał, że większość z nich należała do zbłąkanych, nierzadko przeklętych w jakiś sposób, czy to jeszcze za życia, czy to już po śmierci dusz. Często lgnęły one niekoniecznie świadomie do esencji żyjących, której same były pozbawione, co też skłaniało do nękania, nawiedzania, czy nawet opętań. O bogowie... Tylko nie opętania... Naprawdę, ale to naprawdę nie miał teraz czasu na bycie opętywanym! Jak miałby wytłumaczyć chodzenie po ścianach w trakcie bankietu?!
Miejsce, z którego najwyraźniej i najgłośniej dobiegał głos, nie było od razu oczywiste, ale po krótkim śledztwie oraz aż nadto obrazowym poświadczeniu od samej jego posiadaczki, elf mógł jedynie złapać się krawędzi blatu i zawisnąć nad tajemniczym ostrzem, którego pochodzenia nadal nie znał.
- ...poważnie? - sapnął pod nosem, jeszcze raz, acz tym razem z zachowaniem względnie bezpiecznego dystansu oglądając szabelkę. - Jesteś-... Zaklęto cię w miecz?
To... Dość nieoczekiwane. I nieco przykre. Była zatem duchem, ale też nie do końca. Czyżby zaklęto ją, gdy jeszcze żyła? Wyrwano z ciała? Przekierowano dusze świeżo po śmierci? A może poddano jakiemuś rytuałowi? Opcji było całkiem sporo i Awaren bardzo chętnie przyjrzałby się tej sprawie z bliska. Ot z czysto magiczno-naukowych pobudek.
Przygryzając dolną wargę, niemalże był w stanie pozwolić sobie na porwanie się tezom, które w głowie już kreował jego wewnętrzny, Wysoki Elf. Niemalże.
- Mówisz, że ją widziałaś. Czy możesz mi powiedzieć, co tu więc robiła? - zapytał, starając się nie myśleć za bardzo o tym, co jeszcze widziała. Tak mniej więcej przed momentem. Gdy, na ten przykład, paradował nago... Nie. Nie potrzebował przedwcześnie czuć zażenowania. Trzymał je na specjalną okazję, która zapewne nadarzy się za kilka godzin.
Zbyt dużo rzeczy działo się na raz. Zbyt dużo pytań pojawiało się w momencie, w którym nie miał czasu na ich zadawanie. List od wieszczki wciąż czekał, a jego los w dalszym ciągu był tak samo niepewny, jak te kilka minut wcześniej. Nawiedzona, czy też zaklęta broń, była w każdym razie dużo lepszym rozwiązaniem, niż potencjalne szaleństwo oraz duch. Przynajmniej na razie. Na wszelki wypadek jednak nie zamierzał jej na razie dotykać. Chwila... Czegoś brakowało...
- Gdzie jest pochwa, w której oryginalnie do mnie trafiłaś - rzucił cicho, ostrożnie, wycofując się nieco, ale po drodze zgarniając list, który nadal potrzebował dostarczyć. - Nie, nieważne! Nie musisz odpowiadać! - dodał szybko głośniej, bo kto w sumie mógł wiedzieć, czy duch nie potrafił przeskakiwać z miecza do żywego ciała?! Albo jeszcze gorzej, użyć samego ostrza, niczym ciała, by zaatakować go? Co, jeśli zamierzał go łagodnie podejść, ale po wyłowieniu dozy nieufności, zwróci się ku niemu z pełnią nieczystych mocy? Niczego nie mógł być pewny! Może nawet współpracował z Khadi! - Chętnie bym porozmawiał, tak jak sugerowałaś, ale... Jestem spóźniony na własną, bardzo prawdopodobną egzekucję, haha - i w ogóle nie było mu z racji tego do śmiechu. - Chyba że zostanie ona odroczona i niedługo znowu tutaj wrócę. Najlepiej niezakuty w dodatkowe kajdany za opóźnienia. Ani łańcuchy. Sama rozumiesz. Nic przyjemnego! Wtedy... Wtedy znowu porozmawiamy, jak sądzę?
Metodycznie zaczął wycofywać się w stronę drzwi.
Foighidneach

Cesarski Kompleks Pałacowy

64
POST BARDA
- Koniec Nędzy. Skrucha. Ogienek. Przysięga Węża - wymieniał głos, by po dłuższej chwili milczenia dodać: - Nie pamiętam, jak nazywali mnie wcześniej.
Gdy później Awaren zorientował się, że rozmawia z bronią, imiona, jakie jej nadano, nabierały dużo więcej sensu. Na pytanie, czy zaklęto ją w szablę, nie uzyskał odpowiedzi - może przez fakt, że było to pytanie raczej retoryczne. Jedno było pewne - jeśli miała tyle imion, musiała trwać w tej postaci już od bardzo, bardzo dawna. Zbyt długo, by pamiętać poprzednie życie. A może powrót do poprzedniej formy przywróciłby jej także wspomnienia? Cóż, albo nie było to takie proste, albo była zbyt przydatna jako mniej lub bardziej świadoma i współpracująca z posiadaczem broń i nikt nigdy nie podjął się tego zadania.
- Rozglądała się, przyniosła list i prezent, którym wzgardziłeś, położyła tutaj, obok mnie. Śpiewała coś i patrzyła na notatki, krótką chwilę, zanim wróciłeś ty - zgodnie z prośbą elfa streściła wydarzenia. - Wtedy się przestraszyła, zrzuciła kielich, a ty zrobiłeś awanturę.
Jedynym sposobem na wyczytywanie emocji z tego nietypowego rozmówcy, było szukanie ich w tonie głosu. Nie było twarzy, po której byłoby widać nastawienie, nie było gestykulacji. Broń leżała na biurku nieruchomo i jedynym, co robiła, było nienaturalne odbijanie światła. Czy zamierzała odbić się od blatu i poderżnąć elfowi gardło? Być może. Póki co jednak nic takiego jeszcze nie zrobiła, może zwyczajnie czekając na lepszy moment.
- Nie! Nie wychodź! - zaprotestowała. - Albo zabierz mnie ze sobą! Pomogę Ci! Widzę rzeczy, których nie widzisz ty. Mogę być twoją przewagą, w czymkolwiek potrzebujesz. Nie zostawiaj mnie tu. Tutaj nic się nie dzieje. Nie będę się odzywać, obiecuję! Nie będę ci w niczym przeszkadzać.
Biorąc pod uwagę, że wieszczka z jakiegoś powodu chciała, by Awaren osobiście uczestniczył w spotkaniu z księciem, raczej nie czekała go jeszcze egzekucja, przynajmniej przez najbliższe kilka godzin - zakładając, że książę zechce spełnić życzenie Marii Eleny i dostarczy jej swojego doradcę, a nie, przykładowo, oddzieloną od ciała jego spiczastouchą głowę. Jednak pomysł, by brał ze sobą broń, po tylu latach nienoszenia otwarcie żadnej innej, mógł wydawać się kompletnie absurdalny. Istota, której świadomość zamknięto w szabli, nie miała skąd tego wiedzieć.
Gdy elf dotarł w końcu do drzwi i otworzył je, oczom ukazał mu się Zhog, który na dźwięk szurającego po kamiennej podłodze skrzydła obrócił się do niego i z zaskoczeniem uniósł pytająco brwi.
- Coś jeszcze? - spytał i przesunął spojrzeniem po szczupłej sylwetce maga, słusznie dochodząc do wniosku, że ten jest już po kąpieli. - Mają zabrać balię?
Obrazek

Cesarski Kompleks Pałacowy

65
POST POSTACI
Awaren
Pojąwszy jej sytuację, Awaren wbrew wszystkiemu nie mógł nie odczuć minimalnej dozy współczucia, którą na głos podsumował jedynie krótkim "oh". Nie dlatego, że nie pamiętała własnego imienia z czasów, gdy wciąż posiadała bardziej humanoidalne kształty. Nie dlatego również, że jako broń, z całą pewnością nie mogła cieszyć się najbardziej przyziemnymi przyjemnościami, jak choćby jedzenie czy picie. Nie. Elfa po prostu fizycznie wręcz bolało, gdy podawała mu nazwy, jakie przydzielali jej zapewne jej poprzedni właściciele. Nie chodziło nawet o to, jak mało kreatywne były! Brzmienie każdego z osobna sprawiało, że coś się w nim skręcało w dyskomforcie zażenowania. Na Ogienek jeszcze jakoś dało radę przymknąć oko, ale Przysięga Węża? Naprawdę?!
- Byłem zestresowany - wymamrotał na swoje usprawiedliwienie, ale pomimo pokusy, zdecydował się nie testować zbyt pochopnie gruntu, na którym dopiero co odzyskał szczątkową równowagę. Z tego też powodu nie wdrążał się ani w temat nazewnictwa, ani też w to, ile prawdy rzeczywiście chowało się za poręczaniem niewinności Khadi. Zdąży i do tego dotrzeć, o ile jego głowa w przeciągu następnej godziny nie zostanie oddzielona od reszty ciała.
Protest szabli tylko utwierdził go w przekonaniu, że za nic nie może pozwolić sobie na pochopne spoufalanie się z tym, co zostało w niej zaklęte. Nawet jeśli broń nie zdawała sobie sprawy z miernych, żeby nie powiedzieć, że wręcz zerowych umiejętności Awarena w posługiwaniu się czymś większym niż nożyk do listów, jej zachęta wciąż przyprawiała go o dreszcze.
- To nie tak, że mam jakieś wyjście! - zapiszczał w odpowiedzi, odruchowo wyciągając przed siebie obie dłonie w pokojowym geście (i na wypadek, gdyby musiał jednak chronić twarz przed nadlatującym ciosem!). - MUSZĘ dostarczyć tę wiadomość! I jak niby miałbym wyjaśnić nagłą obecność broni przy pasie, kiedy nigdy żadnej ze sobą nie nosiłem?? I to na spotkaniu z księciem, który już-... N-Nieważne. Przepraszam! Naprawdę mi przykro, ale musisz tutaj na razie zostać! Obiecuję rozważyć tę propozycję, kiedy wrócę! Słowo honoru!
Teoretycznie szabla niczego jeszcze nie powinna wiedzieć o tym, z jak niehonorowym elfem miała do czynienia i chwała jej za to!
Nie zabierając ze sobą nawet swojego kostura, czym prędzej dopadł do drzwi. Jego włosy wciąż były mokre, ale przynajmniej zdołał je rozczesać, zanim doszło do tej dziwacznej konwersacji. Tym razem widok Zhoga niemal go ucieszył.
- Nagły wypadek - wypalił pospiesznie, unosząc nieco list. - Hoeid zostawił to na moim biurku, kiedy mnie nie było. Nie zauważyłem od razu. To list napisany w imieniu wieszczki. Zwraca się w nim również do Jego Wysokości, więc... - urwał znacząco, poruszył się nerwowo w miejscu i opuścił wzrok na list, przypominając sobie znowu, co musi z nim zrobić. - Zdaje się... Że muszę go dostarczyć? Ponownie - ostatnie słowo wypowiedział wyjątkowo słabo.
Foighidneach

Cesarski Kompleks Pałacowy

66
POST BARDA
Po jego odmowie, szabla już nie odpowiedziała, zapewne godząc się ze swoim losem i koniecznością spędzenia kolejnych godzin w samotności. Awaren miał tylko wrażenie, że nieco zgasła. Wydawała się wyjątkowo wygłodniała rozmowy, jakby poprzedni właściciel zamykał ją w składziku na broń i trzymał tam przez ostatnie dziesięć lat, nie zaszczycając jej ani słowem. I kto wie, może tak właśnie było? Awaren nie miał jednakowoż zielonego pojęcia, kto tym poprzednim właścicielem był. Tak czy inaczej, przypięcie sobie Ogienka do biodra na pewno nie pozostałoby niezauważone, nie tylko przez księcia, ale i przez Zhoga. Zostawienie jej tutaj było rozsądną decyzją, nieważne jak bardzo by z tego powodu nie lamentowała.
Zhog przez chwilę wpatrywał się w Awarena, a w elfie ponownie zaczęło kumulować się to obce, nietypowe dla niego uczucie złości. Wciąż nie potrafił określić, skąd właściwie się brało, zwłaszcza, gdy nie miał ku niemu jeszcze żadnych konkretnych powodów. W końcu ork pokręcił głową z niedowierzaniem.
- Życie ci niemiłe - mruknął, ale odsunął się, robiąc magowi przejście. Przynajmniej on nie zamierzał utrudniać mu życia! Przez chwilę tylko przyglądał się trzymanemu przez Awarena pergaminowi, ale po pierwsze, czytanie korespondencji przeznaczonej dla księcia nie należało do jego obowiązków, a po drugie... nic właściwie nie świadczyło o tym, by w ogóle umiał czytać. Zerknął na drzwi.
- Powinieneś zamykać te drzwi na klucz - zauważył. - Kiedy cię nie ma w środku.
Ponownie ruszyli we dwóch w kierunku komnat Ushbara: jeden zgniatając w dłoni list od uczennicy wieszczki, drugi z ręką opartą z przyzwyczajenia o rękojeść broni. Zhog o nic nie pytał, uparcie nie zwracając uwagi ani na roztrzęsienie Awarena, ani na jego mokre włosy, ani na żadną z emocji, jaką mogło być po nim widać. Po korytarzach pałacu plątała się służba, a kątem oka elf wypatrzył też Zolę, która rozmawiała o czymś z krótkowłosą orczycą, jedną z tutejszych strażniczek. Gdy zauważyła przechodzącego maga, wychyliła się w jego kierunku, usiłując zwrócić na siebie jego uwagę - zapewne chcąc dowiedzieć się, czy udało mu się załatwić, by wzięła udział w uczcie - ale zdecydowany, szybki krok Zhoga nie pozwolił Awarenowi zatrzymać się ani na moment.
W końcu (po raz drugi dziś) dotarli pod drzwi księcia. Na ich widok, stojąca przy nich straż zamieniła cicho kilka słów, a jeden z orków roześmiał się, zanim zmierzył maga enigmatycznym spojrzeniem i wszedł do środka, by uprzedzić Ushbara o niezapowiedzianym gościu. Kilkanaście niesamowicie długich oddechów później doradca został wpuszczony do środka. Sam, bez Zhoga. Nikt nie pomógł mu w poradzeniu sobie z drżącymi kolanami, ale dopóki się jeszcze nie przewracał ze stresu, to chyba nie było tak źle, prawda?
Ushbar stał przy biurku, na którym leżało ceremonialne ostrze, używane albo jako ozdoba boku podczas oficjalnych uroczystości, albo do równie oficjalnych egzekucji, co wcale nie poprawiło nastroju Awarena i nie rozwiało jego wątpliwości wobec tego, jakie były jego szanse zachowania głowy na karku. Ork uniósł na niego chwilowo pozbawiony silnych emocji wzrok, co samo w sobie mogło wydawać się pewnym sukcesem - nie było w nich już wściekłości na elfa, choć irytacja, że nie zechciał on siedzieć w swoich komnatach tak, jak mu polecono, była nad wyraz widoczna.
- Co tym razem? - spytał.
Obrazek

Cesarski Kompleks Pałacowy

67
POST POSTACI
Awaren
Opuszczenie pokoju w całości i bez potrzeby zatrzaskiwania za sobą drzwi w celu uniknięcia nadlatującego ostrza, Awaren tylko przez kilka pierwszych sekund był w stanie uznawać za zwycięstwo.
Wymienienie gadającej szabli na towarzystwo Zhoga wcale nie okazało się wiele lepsze, jeśli miałby być zupełnie szczery. Towarzystwo żadnego orka nie było dla niego szczególnie komfortowe w odległości mniejszej niż dziesięć metrów, ale nawet jeśli pominąć tę drobną kwestię, coś w osobie tego konkretnie zielonoskórego, jak i wcześniej Ushbara, sprawiało, że-... Sam nie do końca potrafił to wytłumaczyć. Miał wrażenie, jakby jego własna skóra była dla niego zbyt ciasna. Zbyt napięta. Jakby coś swędziało, drażniło i irytowało go z zewnątrz i od środka. Co gorsza - nie miał bladego pojęcia, jak temu zaradzić, przez co denerwował się jedynie bardziej.
Zapominają na razie o Khadi oraz zaklętej broni, elf bardzo starał się nie zaciskać zbyt mocno palców na dokładającym mu swoje trzy kości, psychicznie zadającym bonusowe obrażenia świstku papieru. Jak powinien odreagować tego typu emocje? Co miał zrobić, żeby się ich na dobre pozbyć? Porządnie wypłakanie się, zagrzebanie w pracy albo połączenie jednego z drugim z reguły wystarczyło. Resztki wystarczyło zakopać pod dywan i zapomnieć! Metoda ta działała bez zarzutu, odkąd tylko pamiętał! Na czym zatem polegała różnica? Złość była czymś, z czym spotykał się w tych murach regularnie mniej lub bardziej bezpośrednio, nawet jeśli nie przejawiał jej osobiście. Z tego też powodu zawsze mu się wydawało, że zdołał poznać ją z każdej strony. Co się zmieniło? Dlaczego teraz? W najmniej porządnym czasie?
- ... - blady uśmiech wypełzł na jego usta w sposób mechaniczny, dużo bardziej naturalny, niż wcześniej w obecności Khadi. - Haha... - usłyszał w uszach swój własny, pusty śmiech. - To pomieszczenie służyło wcześniej przez lata za schowek i dodatkową spiżarnię. Nie miało klucza albo zgubiono go na długo przed tym, zanim mnie do niego przeniesiono. Skąd niby miałbym go teraz wziąć? - wyrzucił z siebie, zanim zdążył przefiltrować teść oraz zjadliwość, jaka nieoczekiwanie się w niej pojawiła.
Zamrugawszy powoli, Awaren spojrzał w stronę Zhoga z niedowierzaniem, a jednocześnie oskarżycielsko, szybko przyciskając wolną od listu dłoń do ust. Przeklęte mądrości Zhoga! Przeklęta jego własna, wyjątkowo niewyparzona dzisiejszego dnia gęba! Przeklęte listy i przeklęty bankiet, który skusił go do próby wyspania się! Wszystko było nie tak!
- Klucz. Dobra myśl. Bardzo dobra. Bardzo! - zaczął się więc poprawiać, bo zrobienie sobie czwartego już tego dnia wroga było ostatnią rzeczą, na jakiej mu zależało. - Poproszę kogoś o... O wymianę zamka. I dorobienie klucza. Tak. Zdecydowanie.
Klucz, huh? Awaren żył przez jakieś trzynaście lat z minimalną ilością prywatności i chyba przez to właśnie zapomniał, że w ogóle ma do niej prawo. Dopiero ponowne naruszenie jej przez Khadi zdołało mu przypomnieć, że od prawie pół roku nie jest to już coś normalnego. Wcześniej oczywiście nikt nie zwracał też na niego aż takiej ilości uwagi, żeby mu ją naruszać w innej formie, niż dla żartów. Mało śmiesznych, gdy mierzonych elfią miarą, za to niezwykle zabawnych w orkowej. Nie miał wtedy przy sobie nawet dość mienia, żeby choćby rozważać okradanie go.
Lekko oszołomiony własnym odkryciem, prawie nie zorientował się, kiedy ponownie dotarli pod drzwi komnat Ushbara. Uczucie nowej porcji ciężaru w klatce piersiowej było przynajmniej dostatecznie silne, żeby nie zacząć nerwowo dreptać w miejscu pod czujnymi, zapewne prześmiewczymi spojrzeniami wartowników. Tymi samymi, których bardzo pieczołowicie godzinami wybierał do ich roli. Nie żeby ktokolwiek ich o tym poinformował. To by zapewne znacznie obniżyło morale, był tego pewien.
Łapiąc ostatni, głęboki wdech, Awaren ruszył przed otworzone dla niego drzwi, by o mało nie zemdleć, gdy jego własna, zdradziecka spostrzegawczość zmusiła go do wyłapania innego, pięknego, rzadko widywanego w normalnych okolicznościach ostrza. Wielka szkoda byłoby je ubrudzić byle elfią krwią!
Przełykając z trudem, ukłonił się sztywno, ale głęboko. Oddychanie jeszcze nigdy chyba nie wymagało od niego takiego skupienia.
- W-W-Wasza Książęca Mość. Proszę wybaczyć mi tę bezczelność. Nigdy nie zignorowałbym twojego rozkazu bez dobrego powodu! Przynoszę-... - urwał, przełknął ponownie, a następnie ostrożnie, ale bez zbędnego ociągania tym razem zbliżył się do biurka, na którym położył rozerwaną kopertę wraz z zawartością. W tej sytuacji nie było dłużej sensu zwlekać. - Niedawno dostarczono mi ten list. Przekazanie go inaczej, niż osobiście, nie wchodziło jednak w tym wypadku w grę. Jestem pewien, że Wasza Wysokość zrozumie dlaczego.
Nie miał odwagi patrzeć na księcia, gdy będzie czytał list. Chciał uniknąć widoku wściekłości oraz oskarżającego spojrzenia, które z całą pewnością skumuluje się na jego osobie, jakby uknuł to wszystko na złość.
- Czy powinienem napisać odmowny list? - zapytał spięty, nie mogąc oderwać spojrzenia od broni przed sobą.
Odmowny list był najgorszym, co mógł zrobić! Sam zaledwie poprzedniego wieczoru ubiegał się przecież o wcześniejsze spotkanie! Z drugiej jednak strony, jeśli miało to odwlec w czasie rychłą zagładę, był w stanie zaryzykować rozgniewaniem wieszczki i wymyślić na poczekaniu powód dla nagłej zmiany planów.
Foighidneach

Cesarski Kompleks Pałacowy

68
POST BARDA
Słysząc tę jakże nietypową dla Awarena odpowiedź, Zhog przeniósł na niego zaskoczone spojrzenie swoich zielonych oczu. Ale zaskoczenie nie było jedyną emocją, jaką dało się z nich wyczytać. Było w nich coś jeszcze, coś, czego elf nie rozpoznawał. Rozbawienie? Satysfakcja? Ciężko stwierdzić. Może ork czekał na ten magiczny moment, w którym dojdzie do jakiegoś przełomu. Na chwilę, w której Awaren pokaże światu, że jednak w relacjach z innymi w pałacu potrafi coś więcej, niż tylko się korzyć. A może chodziło o coś zupełnie innego - póki co przekraczało to jego zdolność rozumienia cudzych emocji.
- Albo znajdź kogoś, komu chciałoby się stać pod twoimi drzwiami, tak jak stoję teraz ja - zaproponował Zhog.
Tak czy inaczej była to sprawa dla przyszłego Awarena. Tego, który przeżyje spotkanie z Ushbarem, spotkanie z wieszczką, a potem bankiet i wszystko, co wydarzy się po nim. Okoliczności same w sobie były wystarczająco stresujące, a elf pogorszył je jeszcze, przyznając się przed księciem do swojego szpiegostwa. Klucz do własnej komnaty leżał jakoś wyjątkowo nisko w obecnej hierarchii priorytetów.

Dziwna, obca złość zniknęła, gdy mag znalazł się sam na sam z księciem. Nie potrafił określić, co na niego tak wpływało, ale musiał mieć pełną świadomość, że nie kontroluje do końca swoich emocji, jeszcze bardziej, niż zwykle. Zresztą agresja z reguły była ostatnią z jego myśli. Teraz na przykład był zbyt zajęty panikowaniem na widok ceremonialnego ostrza i próbami ukrycia się przed wzrokiem księcia, przy jednoczesnym staniu mu bezpośrednio przed twarzą. Brwi Ushbara zmarszczyły się jeszcze mocniej, niż zwykle, ale przejął od doradcy list i rozłożył kartkę, szybko przesuwając spojrzeniem po znajdującej się na niej, krótkiej wiadomości. Mięśnie żuchwy orka drgnęły, choć nieznacznie, to wciąż wystarczająco wyraźnie dla wyczulonego na każdą mikroekspresję Awarena. Oczywiście, o ile odważyłby się on na niego chociaż raz zerknąć. Rzucony z frustracją list wylądował na stole, tuż obok zakrzywionej klingi.
- Pieprzone elfki i ich zmienne decyzje - warknął, opadając na krzesło. - Nie bez powodu chciałem się z nią widzieć po bankiecie, nie przed nim.
Uniósł wzrok na maga i skrzywił się z irytacją. Ceremonialne ostrze zniknęło z pola widzenia elfa, gdy książę zabrał je z biurka i wsunął w zawieszoną na podłokietniku krzesła pochwę.
- Przecież cię nie zabiję. Przestań robić z siebie ofiarę przy każdej okazji - mruknął, a choć było to dla niego informacja całkowicie oczywista, tak samego zainteresowanego dopiero teraz mogło ogarnąć poczucie ulgi. Przynajmniej częściowe. Czyli jednak broń przygotowana była tylko na bankiet, nie na jego elfi kark.
- Jeśli powie potem przy wszystkich coś, co będzie wskazywało na mnie, jako na następcę, założą, że wpłynąłem jakoś na jej przepowiednię. Nie powinna widzieć się z nikim przed bankietem. Z żadnym z nas.
Pokręcił głową i przez chwilę wpatrywał się w Awarena, nad czymś się zastanawiając, ważąc jakieś słowa w głowie, pytania i wątpliwości, które w końcu wypowiedział.
- Czy twoje źródła mówią coś o jej spotkaniu z kimkolwiek innym? I czego ona właściwie chce konkretnie od ciebie?
Obrazek

Cesarski Kompleks Pałacowy

69
POST POSTACI
Awaren
Reakcja Zhoga z całą pewnością nie była tym, czego oczekiwał w odpowiedzi. Brakowało w niej złości lub przynajmniej rozdrażnienia. Bo czy nie tak to powinno wyglądać? Awaren doprawdy nie wiedział, jak powinien to potraktować, ani jak się z tym czuć. Oczywiście nie chciał kierować na siebie niczyjej złości, jeśli to tylko możliwe i byłby więcej niż rad, gdyby drobne wpadki tego typu nie niosły ze sobą bolesnych wizji przyszłości! Na pewno spałby wówczas spokojniej. I może nawet dłużej? ...Taaak, cóż. Wystarczyło spokojniej. Nie można być zbyt chciwym. W każdym razie...! Cokolwiek poczuł pomiędzy wciąż dużo wyraźniejszą irytacją, nie było to tym razem uczucie złe per se. Jedynie... Nowe. Nowe i z jakiegoś powodu wprawiające w zakłopotanie. Co na swój własny sposób również irytowało. Ah, z tego wszystkiego na nowo zaczynała go boleć głowa! To jest... Nigdy tak naprawdę nie przestała. Po prostu zaczynała wyraźniej ćmić z lewej strony.
Mimochodem przecierając usta, przy których trzymał dłoń, wzruszył z braku laku ramionami.
- Nie jestem pewien, jak wielu zniosłoby podobny dyshonor - mruknął jeszcze pod nosem do siebie.

Starając się zbyt widocznie nie kulić w sobie (co było niemałym wyzwaniem), aby nie prowokować już dzisiaj u Ushbara nadmiernej drażliwości, usiłował dla umysłowej gimnastyki przypomnieć sobie, ile razy widział wcześniej to konkretnie ostrze w użyciu. Wszystko było zresztą lepsze niż nadmierne koncentrowanie się na jego ostrości i... Co tak właściwie było gorsze? Zbyt tępa, czy zbyt ostra stal? O nie... Nie w tę stronę miały się gimnastykować!
Co rusz ukradkiem rzucał co prawda ostrożne spojrzenia w stronę księcia, ale zbyt dobrze pamiętając zajścia sprzed zaledwie godziny, nie zawieszał go na nim zbyt długo. Ponieważ jednak był niezbyt fortunnym sobą, udało mu się skrzyżować z nim spojrzenie akurat wtedy, gdy ten krzywił się w jego kierunku. Poważnie tęsknił za czasami, gdy grymasy tego rodzaju miały przede wszystkim prześmiewczy wyraz.
Na komentarz Awaren uniósł wysoko brwi i otworzył usta tylko po to, żeby zamknąć je z niemal nadto bolesnym kliknięciem zębów o zęby, zanim jego myśli zdążyły przeistoczyć się w słowa w podobnie nieprzemyślany i niedopilnowany sposób, jak to wcześniej miało miejsce w obecności Zhoga.
- Co tylko rozkażesz - wydusił zamiast tego, robiąc co tylko w jego mocy, aby wyglądać mniej... Mniej jaj ofiara? Ugh! I niby kogo miał tym oszukać, ah?! Przecież był ofiarą! Mógł przyznać to otwarcie i bez cienia wahania w dowolnej chwili! Co nie znaczy, że taki się urodził. Nie korzył się przed każdym po kolei od swoich najmłodszych lat. Nie miał przed kim. Nie miał po co. Pochodził z dobrego, szlachetnego rodu z tradycjami i nawet jeśli nieco mniej uwagi przywiązywał zarówno do swojego urodzenia, jak i elfiej godności, wciąż miał jej dość, by nie podwijać ogona bez naprawdę dobrego powodu. Jako mag i naukowiec, potrafił bronić swoich racji, tez i wierzeń. Nigdy nie należał do odważnych, to fakt, ale poddaństwo też nie leżało w jego naturze od samego początku. Gdyby tak było, nigdy nie spróbowałby uciec z domu, z dala od durnych obowiązków rodzinnych i zbyt przerażającej jak na jego standardy narzeczonej. Pierwsze, drastyczne zmiany przyszły wraz z również pierwszą niewolą. Pobyt u goblinów bardzo szybko nauczył go, że mądrzenie się było niczym i dawało wielkie ZERO do autorytetu, gdy nie miało się dostatecznie dużo siły, aby potwierdzić swoją wyższość. Gdy było się niewolnikiem niemającym nic do gadania. Robienie sarnich oczu, jęczenie, biadolenie i zgrywanie jeszcze słabszego niż się było, miało dużo większe szanse do wzbudzenia obrzydzenia, ale i rozważnej litości, kiedy jednocześnie posiadało się przydatne talenty. Jak niby miał odwrócić tego typu zmiany tylko dlatego, że książę sobie tego życzył?! Najgorsze było to, że tym razem wcale nie brzmiał, jakby i tak tego od niego nie oczekiwał. I co niby miał z tym faktem zrobić? Awaren zawsze starał się sprostać życzeniom swego pana, ale na bogów, niech te życzenia będą przynajmniej możliwe do sprostania! A tak w ogóle, to czy dopiero co nie zaznaczał całkiem dosadnie, że wciąż nie wie, co zamierza z nim zrobić?! Jak mógł zapewniać go, że go nie zabije?! Czy obieca? Oczywiście, że nie!
Nieco pochłonięty nieprzyjemnym torem myśli, o mało nie pominął bardzo istotnej uwagi, którą Ushbar wyrzucił z siebie chwilę później. Nieobrzucenie orka pełnym niedowierzania spojrzeniem kosztowało go wiele sił. Wiele, wiele sił. Z całą pewnością jednak nie był w stanie ukryć tego, jak jego oczy nagle podwójnie czujne, badawczo spoczęły na osobie księcia.
Coś tu było... Nie tak. Bardzo nie tak. Czy tylko mu się wydawało? Nie. Na pewno nie.
- Z uwagi... Z uwagi na niesprzyjające okoliczności, nowe zadania, przygotowania i obowiązki, nie byłem w stanie przyjrzeć się wszystkiemu tak, jakbym chciał - przyznał, ostrożnie dobierając słowa. - O-Oczywiście nie znaczy to, że pozostawiłem sprawę Marii Eleny samą sobie! Nic podobnego! - dodał pospiesznie. - Z tego, co mi wiadomo, od swego przybycia nie przyjmowała nikogo mogącego mieć choćby cień powiązania z rodziną cesarską. Nikogo z zewnątrz. Mokuthh, córka baronowej Dayanary, rządzącej Baronią Varulae, wydaje się na ten moment być jedyną linią łączności pomiędzy wieszczką a całą resztą pałacu. Nawet jeśli doszłoby do takiego spotkania, istnieje mniej niż nikła szansa na to, aby wpłynąć na jej wieszczenie w jakikolwiek sposób. Nie dba ani o politykę, ani o wpływy, ani też o bogactwo - zapewniał dużo pewniej i energiczniej, wspominając jakże rozczarowujący list od swojego kontaktu na Archipelagu. - J-Jeśli zaś chodzi o jej decyzję... Nie jestem, uh, do końca pewien, dlaczego również i mnie zaznaczyła w liście, jeśli mam być zupełnie szczery? - wyznał z kolei nie do końca tak znowu szczerze, ale i nie do końca niezgodnie z prawdą. Był niemniej niezwykle wdzięczny, że to zrobiła. Jego serce chyba samo zatrzymałoby się, gdyby nie był w stanie usłyszeć, co też kobieta zamierza wyjawić Ushbarowi! Jaką miałby pewność, że książę nie zachowałby się przy niej należycie i nie obraziłby jej choćby i nieumyślnie?! Orkowie bywali przerażająco bezpośredni! Mieli cięte języki i posługiwali się nimi w sposób, który przez inne rasy często odbierany był niemal jako wulgarny! A wieszczka znana była ze swoich katastrofalnych wróżb! Co, jeśli na złość wywróżyłaby coś paskudnego? Awaren nie chciał sobie tego wyobrażać!
Tak czy inaczej, nie to zwróciło uwagę elfa w pierwszej kolejności. Bo kiedy dokładnie książę zaczął brać pod uwagę konsekwencje tej wizyty??? Kiedy zaczął się nimi przejmować?? Dlaczego teraz? Poważnie?! Awaren usiłował na nią naciskać przede wszystkim DLATEGO, że Ushbar nie dbał o ewentualne konsekwencje! Dlatego, że nie wierzył, że będzie chodziło o niego! Ryzykował, bo sądził, że dużo łatwiej będzie mu później przygotować ewentualną taktykę, zarówno na podejście do wiecznie rozkapryszonego dziedzica, jak i samej przepowiedni, niezależnie od jej treści.
- Wasza Książęca Mość... Martwi się o opinie, jakie mogą się pojawić, jeśli poniosą się plotki? - zapytał wprost, jednocześnie zdruzgotany, jak i podekscytowany myślą, że być może nastąpił jednak pewien przełom.
Przypominając sobie swoją niedawną przygodę z Khadi, opuścił wzrok na własne dłonie. Słabe fizycznie i pełne mocy, gdy tylko dać im czas na regenerację. Gdy dać go jego ciału i umysłowi. Mieli wciąż czas i jeśli miał pozostać pod aresztem... Mógł równie dobrze zaznać odpoczynku, którego brakowało mu od dawna. Mógł naprawić błąd, jaki popełnił z samego rana. Mógł... Mógł...! Mógł wciąż to wszystko odkręcić, jeśli tylko dobrze to rozegra! Nie odkręcić, ulepszyć! Jeśli tylko dostanie szansę na pokazanie swojej lojalności...!
- Wystarczy, że nikt nie zobaczy Waszej Wysokości w pobliżu komnat, w których ulokowano wieszczkę - zauważył na głos, ponownie podnosząc głowę. - Wystarczy, że nikt niepowołany nie zobaczy cię wchodzącego i wychodzącego ze środka, mój Panie.
Foighidneach

Cesarski Kompleks Pałacowy

70
POST BARDA
Awaren nie był w stanie stwierdzić, czy udało mu się wyglądać mniej jak ofiara, czy nie. Starał się, to na pewno, ale Ushbar nie zechciał podzielić się z nim swoją opinią na temat skuteczności tych starań. Zbyt zatopiony w rozmyślaniach i w nowej, narastającej irytacji, zdawał się nie zwracać na elfa tyle uwagi, ile być może powinien. A może wręcz przeciwnie? Mag był raczej zadowolony, gdy nie znajdował się w centrum uwagi księcia. Zastukał palcami o blat stołu i znów się skrzywił. Aż dziw, że jeszcze mu tak nie zostało.
- Wiem, że jest nikła szansa, żeby wpłynąć. Ja to wiem. Każde z nas to prawdopodobnie wie. Ale nie jestem idiotą, wiem że taka plotka pójdzie w pałac i poza niego, jak tylko wyjdzie na jaw, że wywróżony przez nią następca - ostatnie słowa wypowiedział z odrobiną sarkazmu w głosie, jakby nie do końca traktował przepowiednie Marii Eleny poważnie. - Spotkał się z nią wcześniej, w dniu oficjalnego bankietu. Jeśli to będzie ktoś inny, gówno mnie to obchodzi. Jeśli to będę ja... wystarczająco dużo osób już nastaje na moją głowę. Nie mam ochoty się z niczego tłumaczyć i nie chcę kolejnego powodu, dla którego ktoś mógłby chcieć dostać ją na talerzu.
Nie mówił ze strachem, a raczej ze zwyczajną frustracją. Ostrożność, z jaką żył od poprzedniego ataku, musiała być dla niego męcząca. Dotąd lubił funkcjonować raczej beztrosko i z pewnością chętnie wróciłby do takiego życia, ale nie mógł, jeśli nie chciał zbytnio ryzykować. A ostatnimi czasy wszystko, czego nie robił z przynajmniej jednym osobistym strażnikiem, było podejmowaniem ryzyka. Zmarszczył brwi i po chwili namysłu uniósł wzrok na stojącego przed nim elfa. Jego żółte oczy wydawały się wypalać dziurę na przestrzał przez jego spiczastouchą głowę, ale nie było to nic, do czego Awaren nie byłby już przyzwyczajony, prawda?
- Czyli albo nie spotyka się z nikim, poza mną... nami, albo ty o tym nie wiesz - mruknął. - Jak duże są szanse tego drugiego?
W oczach księcia pojawiło się coś, czego mag nie widział w nich wcześniej, a przynajmniej nie w rozmowach ze swoim doradcą. Zainteresowanie. Zupełnie tak, jakby to, czego dowiedział się od niego rano, postawiło go w zupełnie nowym świetle i tym razem nie było to światło, które potencjalnie mogło wiązać się z mniej lub bardziej nagłą dekapitacją. Zupełnie tak, jakby zauważył w tym nowe możliwości.
- Nie obchodzą mnie opinie. Nie chce mieć kolejnego problemu na głowie, tyle. Gdyby to pieprzone spotkanie odbyło się wieczorem, jak było ustalone, byłoby inaczej.
Z gardła Ushbara wyrwało się zirytowane warknięcie, a jego spojrzenie stwardniało. Białe kły błysnęły, choć sam książę nie ruszył się z miejsca i nie zrobił nic, co sugerowałoby jego chęć faktycznego zaatakowania Awarena.
- Mam się skradać po własnym pałacu?! - zagrzmiał. - Jak złodziej? Zapomniałeś z kim rozmawiasz, elfie?
Obrazek

Cesarski Kompleks Pałacowy

71
POST POSTACI
Awaren
Awaren zapalił w swoim sercu pogrzebowy stos, słysząc odpowiedź Ushbara, która nie była wcale tak zaskakująca, jakby sobie tego życzył. Co wcale nie oznaczało, że poczuł dzięki temu mniejszy zawód. Jasne, gdyby przyszło mu postawić się na jego miejscu, prawdopodobnie nigdy więcej nie wyszedłby ze swojej komnaty w obawie o własne życie. A w każdym razie... Miło było sobie wyobrażać, że miałby na tyle dużo do powiedzenia, by móc o tym zdecydować.
Siłę plotek rozumiał w równym stopniu, jak zdawał się rozumieć ją Ushbar, a jeśli wolno mu było zgadywać, choć tylko w swojej własnej głowie, rozumiał ją prawdopodobnie znacznie lepiej. Istniały oczywiście sposoby i na nie. Kontr-plotki, jak lubi je nazywać. Nawet te oryginalne można było przeinaczyć w sposób, który ostatecznie wychodził na korzyść osoby, jakiej oryginalnie winien nabruździć. Wszystko zależało od perspektywy i ukierunkowania przekazu. Inna sprawa, że między teorią a praktyką, istniała jeszcze ogromna przepaść wymagająca odpowiednich przygotowań, wiedzy, informacji... Awaren czuł dreszcze na samą myśl o próbie mistyfikacji na podobną skalę. Perspektywa była po równi interesująca, co i niestety mrożąca krew w żyłach z uwagi na wiążące się z nią ryzyko. Wiedział, że nie ma dostatecznie dużo doświadczenia na tym polu. Wiedział też, że inaczej niż metodą prób i błędów go nie zdobędzie. Jego dotychczasowe działania były podyktowane pojedynczym sprawom, które łatwo było rozwiązać we względnie bezpieczny dla niego sposób. Łatwe do zamaskowania. Wymagające jedynie kilku prostych, cichych i dyskretnych ruchów.
Wyginając palce na wszystkie strony, przygryzał niepewnie górną wargę, zastanawiając się, ile może głośno próbować naobiecywać. Rzucanie obietnicami bez pokrycia było w porządku, kiedy miał do czynienia z innymi osobami, niż Ushbar.
- Tak, tak... O-Oczywiście. Niezadowolenie Waszej Wysokości jest w pełni uzasadnione i zrozumiałe - zaczął przytakiwać, starając się nie stracić głowy w ostatniej chwili. Było to spore wyzwanie, ale splatając ze sobą palce dłoni dostatecznie mocno, by poczuć ból w napiętych ścięgnach, zdołał dostatecznie zmobilizować swoje siły. - Z tego powodu... - wziął głębszy wdech, przypominając sobie, że jego życie i tak wisi już na włosku. Jeden ryzykowny krok do przodu nie mógł obecnie wiele pogorszyć. - Ponieważ pomysł spotkania z wieszczką wypłynął oryginalnie ode mnie... - wciąż za zgodą Ushbara! Nie był tu w całości winny! Nawet jeśli część dotycząca przełożenia terminu była istotnie wynikiem jego, nieupoważnionych przez nikogo nalegań, ale o tym nie musiał wiedzieć! Bogowie, oby nigdy się nie dowiedział! - Przy-Przysięgam zrobić co w mojej mocy, żeby efekty tych działań nie zaszkodziły Waszej Mości w żaden sposób! Klnę się na moje życie! Uhh. Nawet jeśli w oczach Waszej Wysokości może nie znaczyć to zbyt wiele, i rzecz jasna jest to w pełni zrozumiałe, bo czym jest jeden sługa w porównaniu do księcia? Znajdę sposób, by uniknąć reperkusji!
Nie miał wyboru tą czy inną drogą. Brał to pod uwagę na długo bankietem.
Przenosząc ciężar ciała z lewej strony na prawą, ze zwyczajowym trudem wytrzymał te kilka pierwszych sekund kontaktu wzrokowego, zanim zaczął co rusz uciekać oczyma w prawo lub lewo. Nigdy na długo. Obserwowanie zmian w zachowaniu oraz nastroju Ushbara było częścią jego pracy.
- Większe, niż normalnie byłbym w stanie zaakceptować - przyznał nieco niechętnie, podnosząc ponownie wzrok i czując się odrobinie mniej pewnie za sprawą sposobu, w jaki książę obecnie mu się przyglądał. - Ale podejrzewam, że wciąż względnie niewielkie, Wasza Wysokość. Zola... Była moimi oczami, gdy sam nie mogłem pozwolić sobie na wnikliwszą obserwację.
Szczęściem w nieszczęściu, Maria Elena również pojawiła się w Karlgardzie na tyle blisko dnia zwiastującego bankiet, by samej nie mieć wiele czasu na bycie obskakiwaną przez potencjalną konkurencję. Nie tylko Awaren miał więc tutaj dość małe pole do popisu.
Czując odrobinę większy zastrzyk energii, Awaren pozwolił zaskoczyć się kolejnemu wybuchowi złości orka na tyle, by o mało nie potknął się o własne nogi, gdy jednocześnie usiłował cofnąć się, jak i powstrzymać od wycofywania. Rozpuszczenie księcia zawsze wychodziło w najmniej odpowiednich chwilach! Tylko dlatego, że nim był, nie oznaczało, że mógł ze stuprocentową pewnością osiągnąć dwa, wykluczające się w znacznym procencie cele! Czasami trzeba było iść na ustępstwa! Dlaczego orkom aż tak ciężko było to zrozumieć?! A tak w ogóle, to pałac wciąż nie był JEGO! Należał do cesarza, którym, jak sam ciągle podkreślał, wcale nie chciał zostawać!
Łapiąc ponownie równowagę i ignorując wyjątkowo naglącą chęć rzucenia się do nóg suwerena choćby tylko dlatego, że na drodze stało mu piekielne biurko, jeszcze raz zacisnął mocno splecione dłonie. Nie mógł oczywiście zbyt wiele poradzić na lekkie kulenie się w sobie. Instynkt to instynkt i kazał mu nie zostać zagryzionym na miejscu!
- Nie skradać się! Nie skradać! - zaprotestował prędko, przechodząc w nerwach na wyższe i mniej przyjemne dla ucha tony. - N-Niezupełnie, w każdym razie! Może odrobinę? - ostatnie jęknął bardziej do siebie, dziko strzelając oczami na prawo i lewo. - Po prostu nikt nie będzie mógł cię zauważyć, to wszystko! Obiecuję, że nie będzie żadnego chodzenia na palcach ani wskakiwania za filary! Panie mój! To przecież czysto strategiczne posunięcie! Nie każdego przeciwnika można pokonać przez wyjście mu naprzeciw bez wcześniejszych przygotowań! Nawet walcząc na własnej ziemi! - starał się przekonywać, czując, jak wraz z desperacją narasta na nowo ból głowy.
Foighidneach

Cesarski Kompleks Pałacowy

72
POST BARDA
Basowe mruknięcie Ushbara przetoczyło się po kamiennej podłodze. Książę zastukał palcami w blat biurka, nie odrywając spojrzenia od Awarena. Czy uwierzył w jego obietnice, jakoby byłby on w stanie zapobiec negatywnym konsekwencjom, mogącym wynikać z ich spotkania z wieszczką? Wyglądał na w miarę usatysfakcjonowanego odpowiedzią, na tyle, na ile mógł usatysfakcjonowany być. Elf nie pamiętał już, kiedy ostatnio widział, żeby się on choćby przez chwilę uśmiechał. Po próbie zamachu jego paranoja była zbyt wielka, by mógł pozwolić sobie nawet na drobne przyjemności, na jakie pozwalał sobie zazwyczaj... a jeśli już, to miał przy nich pełną obstawę. Nic dziwnego, że jego nerwy napięte były jak postronki, a cierpliwość była cnotą, której los mu poskąpił.
Ushbar znów warknął, tym razem słysząc, jak Awaren zaczyna piszczeć. Całkiem prawdopodobne, że z gardła żadnego orka (niebędącego już dzieckiem) nigdy nie wydobyły się podobne dźwięki. Potarł palcami jednej dłoni swoje zmarszczone brwi i opuścił wzrok na drugą, którą zaciśniętą w pięść opierał o biurko. Nigdy nie należał do osób, które otwarcie dzieliłyby się swoimi emocjami, ale to nie znaczyło, że ich nie posiadał. Po tylu latach funkcjonowania u jego boku, elf potrafił już wyczuwać targające nim wątpliwości, nawet jeśli na pierwszy rzut oka wyglądał tylko na zirytowanego. Przynajmniej jego wściekłość była tylko chwilowym przypływem słabości. Awaren, gdy był zdesperowany i rzeczywistość go przerastała, przeżywał to w swój sposób, książę natomiast miał na to jakiś własny. Ciężko stwierdzić, czy skuteczny; jego ramiona były spięte, a zielona cera zdawała się bardziej ziemista, niż zwykle. Długo milczał, masując wewnętrzne kąciki swoich zamkniętych oczu, za nic mając dyskomfort, jaki przez panującą w komnacie ciszę musiał odczuwać jego doradca.
- Dobrze - powiedział w końcu niechętnie. - Masz rację.
Słowa, które musiały być miodem dla uszu Awarena. Ork wyprostował się i z powrotem wbił w niego spojrzenie, pod całą standardową butą i dumą jakoś wyjątkowo dziś zmęczone.
- Przygotuj się do tego spotkania w takim razie. Jeśli ja mam się jakoś przygotować, powiedz mi teraz, co mam zrobić - polecił. - Załatwisz to przez swoje... hm... znajomości, czy jakieś swoje czary?
Zdawał sobie sprawę z umiejętności elfa, choć na pewno nie do końca i nie ze wszystkich - jak zresztą dzisiejszy poranek udowodnił. Wyprostował się, a wrażenie zmęczenia zniknęło, jakby uświadomił sobie właśnie, że je po sobie pokazuje i należy przestać. Gdyby ostatecznie został wybrany na oficjalnego następcę tronu, z pewnością jeden ciężar z jego ramion by zniknął, choć natychmiast zastąpiony przez kolejny. Musiał jakoś z tym żyć.
- Tylko tego nie spieprz - ostrzegł. - Jak coś pójdzie nie tak i poleci moja głowa, to twoja też długo nie zostanie na tej chudej szyi.
Krzesło zaszurało nieprzyjemnie po kamiennej podłodze, gdy Ushbar wstawał. Nie wyszedł zza biurka, być może nie chcąc jeszcze bardziej stresować elfa podchodzeniem do niego... chociaż zakładanie, że miał na uwadze jego samopoczucie, było przesadnym optymizmem. To raczej był gest, mający dać Awarenowi do zrozumienia, że ma się stąd zbierać.
- Przyjdziesz do mnie przed samym spotkaniem i udamy się do Marii Eleny razem.
Obrazek

Cesarski Kompleks Pałacowy

73
POST POSTACI
Awaren
Oglądanie ciągle zestresowanego Ushbara, nie sprawiało Awarenowi żadnej przyjemności. Mimo bycia dość egoistycznym, a może właśnie przez bycie dość egoistycznym, wolał widzieć go wiecznie pewnym siebie i niewzruszonym, tak jak to miało miejsce, odkąd tylko pamiętał. Mężczyzna był wszystkim tym, czym on sam nigdy zostać nie potrafił. Miał cechy, które mu imponowały i o które w jakimś stopniu pewnie był też odrobinę zazdrosny. Dopóki książę stał pewnie i dumnie, gotów przyjąć na klatę każde wyzwanie, sam czuł się dostatecznie bezpiecznie, by snuć plany i rozpatrywać liczne możliwości. Nieważne, jak nisko przy tym upadał, nie chciał wraz z księciem i jego poczytalnością tracić ambicji. Nie chciał tracić oparcia dla tychże ambicji. Zwłaszcza że jego własne paranoje pogłębiały się tylko i wyłącznie przez lekkie zachwiania emocjonalne Ushbara. Co tu dopiero ciągle uzewnętrzniany stres! I kto wie, może troch też czuł się gdzieś tam głęboko odpowiedzialny za stan osoby, przy której trwał od tak dawna i którą (teoretycznie) zaprzysiągł wspierać?
Pomimo tchórzliwego gestu opuszczenia głowy, wciąż miał podniesiony wzrok - zbyt przejęty, żeby ryzykować przegapieniem nadto istotnych reakcji. To, co dostrzegł, nijako nie imało się oczekiwań. I szczerze powiedziawszy? Był za to bardzo wdzięczny. ...Przynajmniej za część, która nie sprawiała, że jego przyszły władca wyglądał mniej zdrowo, niż powinien. Ah. Gdy sprawa z wieszczką dobiegnie końca, będzie musiał się postarać, żeby znaleźć Ushbarowi jakieś paskudztwo do upolowania. Najlepiej coś, co będzie wymagało przynajmniej tygodniowej nieobecności w pałacu. W mieście nierzadko huczało od pochodzących z tej, czy tamtej części pustyni plotek. Dlaczego w ogóle tyle stworzeń wybierało do życia równie nieprzystępne warunki? Ooo! Może sam powinien nauczyć się nieco o masażu! Przydatnych umiejętności nigdy za wiele i kto wie, ile dodatnich punktów mógłby tym uzbierać!
Milczenie, które zjadało go od środka, w końcu ustąpiło słowom, których nie spodziewał się dzisiaj usłyszeć. Nic więc dziwnego, że cała napięcie, które tłamsiło go od środka, zniknęło niczym za pomocą dotknięcia magicznej różdżki.
Prostując się niczym struna, nie mógł zbyt wiele poradzić na bardzo rzadko doznawaną ekstazę, jaka zalała go wraz z... Komplementem? Czy mógł uznać to za komplement?! Nieważne! Uznawał! Uznawał to za komplement i koniec kropka!!! Ah. był pewien, że nieważne jak zmęczone, jego oczy najpewniej błyszczały niczym oczy dziecka na widok podstawionych pod nos słodkości. I nikt nie miał prawa go za to winić! Gdyby spróbował, prawdopodobnie zdołałby policzyć na palcach jednej dłoni przypadki, gdy książę werbalnie przyznał mu rację!
- Dziękuję za te łaskawe słowa, mój panie!
Cóż mógł powiedzieć? Gdy otwarcie doceniano go średnio raz na dwa lata, ciężko było ukryć radość, a wraz z nią nowo odzyskany zapał. Gdyby jeszcze miał skąd wziąć jakiś nowy zapas energii na to wszystko...
- Być może zabrzmi to dziwnie, zwłaszcza gwoli wagi dzisiejszej uroczystości oraz spotkania, ale sądzę, że w tej chwili potrzebujesz przede wszystkim nieco relaksu, odprężenia i spokoju ducha, Wasza Wysokość - zdecydował się zaryzykować wypowiedzenie własnej opinii, jak to robił zresztą niemal non stop. - Znam... Rozmieszczenie straży oraz pełnione warty i wiem, gdzie dokładnie przebywa wieszczka - przyznał zgodnie z prawdą, bo przecież przechodziły przez niego wszystkie ustalenia związane z tego typu kwestiami? A ponieważ był osobą nadmiernie przezorną, lubił zapamiętywać tego typu rzeczy? Wciąż był większym paranoikiem niż Ushbar i nie zamierzał ustępować tego miejsca! Gorzej było z prezentacją planu samej przeprawy przez pałaca niezauważanie... Awaren chętnie zaproponowałby księciu podążanie za sobą, przed sobą, czy gdziekolwiek w polu dwóch metrów od siebie pod osłoną zaklęcia, jasne! Gdyby był w pełni sił, prawdopodobnie byłby w stanie utrzymać się i na tyle długo, by obydwoje dotarli pod odpowiednie komnaty niezauważenie. Niestety, rzeczywistość była obecnie brutalniejsza i mniej przychylna im obu.
- Jeśli to nie problem dla Waszej Książęcej Mości, chciałbym użyć zaklęcia, które... - stosowałem przez lata, infiltrując cały pałac? - ...Ukryje obecność Waszej Książęcej Mości. Żeby tego jednak dokonać, będziemy musieli zachować bezpośredni kontakt fizyczny i-... Ah! O-Oczwiście rozumiem, że może być to niezwykle uciążliwe dla Waszej Wysokości! Nigdy nie zaproponowałbym niczego równie poniżej twej godności, gdyby nie było to konieczne, zapewniam! Zaklęcie będzie jednak w takiej postaci dużo pewniejsze i stabilniejsze.
Na przykładzie Khadi nauczył się już, jak wyczerpująco wpływa na niego niepotrzebny dystans. Poza tym to nie tak, że orkowy książę nie był wcześniej zmuszany do znoszenia klejących się, zimnych dłoni tego biednego elfa! Ileż to razy dopadał do jego nóg i dosłownie niczym lemur, przyklejał się do jednej z jego nóg, szukając wybaczenia, oparcia, bądź ochrony przed zagrożeniem? Sam również zamierzał maksymalnie wypocząć do czasu wizyty u Marii Eleny. ...W miarę możliwości ma się rozumieć.
Teraz gdy Ushbar ponownie wziął się w garść, Awaren nie był pewny, czy czuje się z tym lepiej, czy wręcz przeciwnie. Jako osoba ciągle zmuszająca się do robienia wielu rzeczy ponad własne siły i możliwości, nie czuł się dobrze, widząc, że jego suweren również doprowadza się do podobnego stanu. Z tego powodu jeszcze raz zapewnił sam siebie, że z całą pewnością znajdzie coś absurdalnie, obrzydliwie wręcz groźnego do zarżnięcia w wolnym czasie!
Ostatniej groźby nawet nie mógł zbyt poważnie wziąć sobie do serca, bo przecież jasnym było, że położenie jego własnej głowy zależało od położenia głowy Ushbara! Nie istniała prawda bardziej prawdziwsza od tej! Ciarki mimo to wciąż przeszły mu po plecach, rzecz jasna. Nieco się też odruchowo skulił w sobie, ale nadal nie był to poziom, jaki potrafił prezentować.
- Będzie, jak sobie życzysz! - odezwał się nieco drżącym, ale po całości wciąż pełnym wielkiej nadziei głosem, kłaniając się głębiej, niż miał możliwość przy ich pierwszym, porannym spotkaniu. Prawdopodobnie dzięki mniej odczuwalnej w plecach sztywności. Będzie musiał poważnie przeprosić i podziękować Khady, gdy tylko nadarzy się okazja. Bo może istniała większa szansa, niż oczekiwał, że się nadarzy! Hmm, ale najpierw wyśle jednak Zole na drobne przeszpiegi. Lub też sam się za nie zabierze, jak za nieco lepszych czasów. Potrzebował pewności, że kobieta zachowa jego umiejętności w sekrecie i że sama nie szpieguje dla nikogo innego.
Kłaniając się jeszcze raz, Awaren wreszcie wycofał się w stronę drzwi.
Foighidneach

Cesarski Kompleks Pałacowy

74
POST BARDA
Siła, z jaką Khadi przedtem wbijała palce w biedne mięśnie jeszcze biedniejszego Awarena, świadczyła o tym, że nie ćwiczyła na elfach, a na kimś o znacznie grubszej skórze. Całkiem możliwe, że podobny masaż dla Ushbara byłby jedynie przyjemnym rozluźnieniem, jakiego tak bardzo teraz potrzebował. Może przysłanie medyczki do księcia nie byłoby takim złym pomysłem, zanim elf sam nauczy się jak rozbijać spięte, orcze ciało. To też, jakby się nad tym głębiej zastanowić, tłumaczyło dlaczego biedny mag przeżywał pod rękami Khadi takie katusze. Całkiem prawdopodobne, że gdyby uświadomił ją, że nie ma przed sobą ponad dwumetrowej kupy mięsa, tylko elfa, trochę by się pohamowała, a dla niego stałoby się to dużo bardziej komfortowym doświadczeniem.
Ushbar kompletnie nie zwrócił uwagi na to, jaką radość sprawił swojemu doradcy, przyznając mu rację. W jego głowie już powstawały jakieś plany, może rozważał tematy, które chciał poruszyć z wieszczką, a może potencjalne konsekwencje tego spotkania. Wydawał się częściowo nieobecny - i może to i lepiej, bo dzięki temu nic, co mówił bądź robił Awaren, nie mogło wywołać u niego kolejnego wybuchu złości.
- To nie problem - odparł krótko, co znów było dla elfa miłym zaskoczeniem. Nie narzekał ani na użycie zaklęcia, ani na przymusowy kontakt fizyczny. Książę współpracował z nim dziś wyjątkowo dobrze, jak na swoje kiepskie samopoczucie, zupełnie jakby coś w jego nastawieniu wobec niego zmieniło się na plus. Może gdyby spytał, dowiedziałby się, skąd się to brało, choć to pytanie, jak wiele innych, wiązałoby się ze sporym ryzykiem, które elf niekoniecznie chciał podejmować.
Gdy Awaren został odprawiony krótkim ruchem dłoni i wyszedł na zewnątrz, a jego wzrok padł na czekającego za drzwiami Zhoga, znów ogarnęło go to nieprzyjemne uczucie, do którego nie był przyzwyczajony. Uczucie, któremu najbliżej było do złości, a przez które swędziało go coś głęboko pod skórą, jakby nowa emocja chciała się wydostać ze środka jego klatki piersiowej i wydrapać sobie ujście na zewnątrz. I choć przecież Ushbar był zaskakująco współpracujący dziś, tak znów w elfie obudziła się bliżej nieokreślona irytacja, skierowana w stronę księcia - kompletnie nie współgrająca przecież z tym, co właśnie zaszło w jego komnatach. I Awaren doskonale zdawał sobie z tego sprawę! Tym razem nie miał prawa być na niego zły... może poza tym warknięciem, które ten wypluł w jego stronę, gdy zaproponowane mu zostało przemknięcie się do wieszczki niezauważonym.
Obok Zhoga stała Zola, unosząc na elfa wyczekujące, podekscytowane spojrzenie, splatając dłonie za plecami w nietypowo uroczym i niewinnym jak na nią geście. Wrażenie to psuły dwa krótkie miecze, przypasane po obu stronach jej bioder.
- I co? Udało się? - zagadnęła. - Będę mogła wziąć udział w bankiecie?
- Nie masz nic lepszego do roboty?
- mruknął Zhog, słysząc jej zaaferowanie.
- Wyobraź sobie, że nie. Chcę zobaczyć Marię Elenę i sprawdzić, co je cesarz na takich uroczystościach. Może zresztą później, kiedy wyjdą sobie już stamtąd wszyscy ważni, resztki zostaną dla nas - uśmiechnęła się niecnie, zupełnie jak mały goblin.
Obrazek

Cesarski Kompleks Pałacowy

75
POST POSTACI
Awaren
Gdyby nie wciąż obecne wątpliwości, gdyby nie poważnie zachwiana nadmiarem nieprzychylnych okoliczności wiara, Awaren być może faktycznie zaoferowałby księciu usługi Khadi. Z pewnością pomogłoby to dziewczynie na drabinie tutejszej hierarchii, a i jemu samemu być może przy okazji zapewniło kilka dodatkowych punktów na plus. Do tego potrzebował jednak pewności, że dziewczyna nie miała żadnych, nawet najmniejszych, nieczystych intencji. Słowom broni, która wzięła się znikąd, ani trochę nie zawierzał! A jeśli się co do niej faktycznie mylił? Cóż, jeśli przeżyje wieczór, przeżyje i zrobienie z siebie paranoicznego głupca. Nie pierwszy i nie ostatni raz! Żaden problem.
Chwała niech będzie w każdym razie latom przyklejania się stylem małpiatki do Ushbarowych nóg! Księciu nie drgnęła nawet brewka, gdy zaproponował rozwiązanie, w którym miał przecież za zgodą naruszać jego przestrzeń prywatną! Poważnie, nic? Żadnego kręcenia nosem? Żadnych podejrzliwych spojrzeń? Żadnego marszczenia brwi i niezadowolonych burknięć? Skąd ta nagła zmiana nastawienia? Sama zmienność nastrojów nie była Awarenowi obca, ale zazwyczaj potrafił odgadnąć z całkiem sporym prawdopodobieństwem zgodności, czym w danej chwili została ona spowodowana. Gdyby w jego żyłach płynęło nieco więcej zimnej krwi, być może odważyłby się spróbować to zweryfikować. Był ciekawy. ...Ale wciąż nie na tyle, żeby ryzykować, kiedy niewidzialny topór wciąż unosił się nad jego karkiem.
Wychodząc z książęcych komnat, czuł się lżejszy. Daleki od spokojnego, ale na pewno odrobinę pewniejszy gruntu, po którym się poruszał. Przynajmniej do momentu, gdzie zarówno Zhog, jak i napływ emocji zaatakował ponownie w stopniu, który kazał mu chwycić jedną dłonią za materiał na własnej klatce piersiowej.
Zaznaczyć należy, że Awaren nie przeżył ostatniej dekady pod orkowymi rządami tylko dlatego, że prezentował się dostatecznie niewinnie i niegroźnie. Nie przeżył jej dzięki temu, że uczepił się niczym rzep książęcych nóg ani nawet dlatego, że potrafił sobie poradzić z licznymi uszczerbkami na zdrowiu (choć niewątpliwie nie byłby obecnie w jednym kawałki bez swojej magii). Przeżył głównie dlatego, że mimo całej swojej tendencji do paranoi i węszenia spisków, miał uszy i oczy szeroko otwarte, zwracając szczególną uwagę na szczegóły swojego otoczenia. Istniał zatem pewien limit czasu, w którego trakcie mógł winić swoje wcześniejsze rozbicie oraz zmęczenie za to, co odczuwał oraz jak intensywnie. Warunki, w jakich do tego dochodziło, stawały się jednak zbyt wyraźne. Zbyt oczywiste, żeby je ignorować. Symptomy nasilały się w obecności jednego i tego samego źródła, którym wbrew pierwszemu, mylnemu wrażeniu, nie był Ushbar.
Świeżo rozluźnione ramiona spięły się, a on sam starał się nie rzucać nerwowych spojrzeń w stronę Zhoga. Całe szczęście w pobliżu była również Zola, którą wcześniej zdarzyło mu się przeoczyć w drodze na spotkanie.
- Wiesz, że mówisz to bezpośrednio pod drzwiami jednego z tych "wszystkich ważnych", racja? - zwrócił się do półgoblinki ostrzegawczym półszeptem, w którym nie potrafił jednak ukryć pewnej dozy zrozumienia. Nie zliczyłby, ile razy sam podkradał coś z kuchni lub różnego rodzaju mniej i bardziej wymuskanych spotkań towarzyskich. Wyszył sobie nawet kiedyś specjalną kieszeń wewnątrz jednej ze swoich lepszych szat! W tej, w której niefortunnie go ostatnim razem porwano i która sama została w trakcie porwana.
Zachowanie spokoju przychodziło mu nieco łatwiej, gdy przynajmniej jednej twarzy ufał bardziej, niż drugiej. Co nie znaczyło, że już nie słyszał krzyków we własnej głowie!
- W każdym razie, bankiet, tak! - spojrzał na jedno, a potem drugie i zanim gula za bardzo urosła mu w gardle, zdecydował się zrobić coś, czego miał nadzieję nie żałować. - Jest coś, co muszę w związku z nim wcześniej omówić! Na osobności-... - uciął na moment i zrobił znak Sulona w sercu, a po chwili namysłu, także i Drwimira. - ...Z wami dwojga - dodał na wydechu, po czym ruszył przed siebie pospiesznym krokiem, byle jak najszybciej dotrzeć do swojej komnaty. Czy chwilowy dystans między nim a orkowym strażnikiem pomoże, skoro zdecydował się jak rzadko wyskoczyć przodem? Czy symptomy zelżeją? Miał nadzieję, że się mylił i że Zhog nie okaże się nikim, kim być nie powinien... Dlaczego nagle wszyscy musieli wydawać się tak cholernie podejrzani z tego, czy innego powodu?!
Foighidneach

Wróć do „Karlgard”