Cesarski Kompleks Pałacowy

151
POST POSTACI
Awaren
Awaren otworzył, a następnie zamknął usta, zanim wypadło z nich jakiekolwiek nieprzemyślane słowo. Sam nie był nadmiernym fanem wróżb, wróżbitów ani tym bardziej boskich planów. Szczerze wolał, kiedy te trzymały się z dala od jego życia. Czy jednak naprawdę miał uwierzyć w przypadek do tego stopnia? Żeby dzień i pora przepowiedni idealnie zgrała się z samym wydarzeniem, które opisywała? Nie. W tym punkcie śmiał się nie zgodzić z opinią księcia, co nie było równoznaczne, z tym że nie chciał w nią wierzyć. Zrzucenie tego na czysty zbieg okoliczności było na pewno łatwiejsze do przyjęcia, niż zakładanie, że jakiś wyższy byt mieszał w ich małych, śmiertelnych życiach bardziej niż to konieczne.
- Moje najszczersze przeprosiny! Proszę wybaczyć temu pokornemu słudze jego niewyparzony język - odpowiedział w okamgnieniu, kłaniając się z wyuczoną przez lata uległością.
Dziwne. Standardowa dawka lęku nie była tym razem jego motorem napędowym do natychmiastowych przeprosin. Najpewniej dlatego, że potrafił ni mniej, ni więcej powiedzieć, że tym razem wyjątkowo jego pan był raczej zły na pokaz aniżeli na poważnie. Niezwykle... Ciekawe doświadczenie. Co nie oznaczało, że zamierzał jeszcze mocniej testować swoje szczęście.
Oh. Racja. Książę nie wiedział - przeszło mu przez myśl, gdy Ushbar napomknął o poproszeniu Yroha o pomoc z dostaniem się na Akademię.
- Aa... Tak, właściwie... W sprawie Akademii... Haha...? Widzisz, mój panie... Tak jakby już się pod tym podpisałem? Mam na myśli, pod towarzyszeniem szanownemu Yrohowi - z nie do końca znanego samemu sobie powodu postanowił nie dodawać już, że miało szansę się to udać wyłącznie wtedy, jeśli będzie w odpowiedniej kondycji do podróży kręgiem teleportacyjnym. - Ciężko było nie skorzystać, kiedy sam to zaproponował, Wasza Książęca Mość rozumie!
W zależności od tego, jak zostanie przyjęty w trakcie tej wyjątkowej wizyty, zamierzał pokusić się na mniejsze lub większe myszkowanie. Wszystko tak naprawdę zależało od tego, ile oraz kto będzie skory do udzielenia mu informacji, oraz poświęcenia czasu. Dwóch spośród mistrzów znał przez wcześniejszą korespondencję i jeśli tylko nadarzyłaby się szansa, chętnie spotkałby się z nimi twarzą w twarz. Co zaś tyczyło się rektora? Kłamstwem byłoby stwierdzić, że nie był go ciekaw.
- Nie jestem pewien, czy uszu rektora równie prestiżowego instytutu interesowałyby wieści dotyczące kogoś mojego pokroju, ale... Ah, jeśli będzie mi dane, nie omieszkam skorzystać z okazji! - zapewnił, zapewne dziwnie chętnie, zważywszy na to, jak mocno starał się unikać niepotrzebnych interakcji z niemal każdą osobą na terenie pałacu. Co innego jednak orkowie, czy częściowo ludzka bądź goblinia służba, a co innego "swoi". Magowie i uczeni.
To prawda oczywiście, że w gestii cesarza i jego doradcy leżało wytoczenie kroków, aby zapewnić odpowiednie relacje w najbardziej potrzebującej chwili, co nie znaczyło, że z pomocą Yroha nie mógł przygotować na to podłoża. I oczywiście podpisać pod tym także księcia!
Mimo ogólnego zmęczenia, mimo wielu wątpliwości i wciąż wiszących nad nim, nadmiernie licznych zmartwień, czuł się z jakiegoś powodu lepiej, niż przez ostatnie tygodnie. Być może dlatego, że po raz pierwszy od dawna zaufano mu na tyle, by mógł wziąć udział w czymś ważnym nie tyle z przymusu, co wyboru. A może po prostu dlatego, że pozwolono mu swobodnie mówić więcej niż raz i więcej niż kiedykolwiek bez powstrzymywania go warknięciami bądź bolesnymi gestami. Tych drugich nie doświadczył już chyba od całkiem sporego czasu, jak tak się nad tym zastanowić?
- Czy wolę-...? - spróbował powtórzyć nietypowe pytanie w chwilowej dezorientacji. - Czy wolę... Mężczyzn? - powtórzył ostrożnie, ważąc dziwny dobór słów na języku.
Jak to, "czy wolał mężczyzn"? Czy wolał... W jaki sposób...? To chyba nie...? Czy jego pan naprawdę pytał go, o-...?!?! Poważnie?!
- Nie! - pisnął, czując niecodzienny żar rozlewający się po twarzy i karku, kiedy został dla towarzystwa do pytania staksowany wzrokiem. - Niekoniecznie?! To znaczy...! To nie tak, że wolę lub nie wolę??? Pozwoli Wasza Wysokość, że otworzę okno?!
Nie czekając nawet na pozwolenie, co normalnie byłoby wręcz niedopuszczalne, podszedł do okna, które-... Tak. Tak, okno było już uchylone. Oczywiście, że było. Nie liczy się więc, jeśli otworzy je nieco szerzej! Stamtąd dużo łatwiej będzie kontynuować!
Wbrew temu, jak prezentował się w oczach innych, Awaren rzadko dopuszczał do siebie poczucie wstydu. Po niewybrednych komentarzach kierowanych w jego stronę przez lata sięgające daleko przed jego pierwszą niewolę i po niezliczonej ilości uszczypnięć tudzież klepnięć tu i tam, zwłaszcza przez tych, którzy przypadkiem brali go za kobietę, nie zostało mu wiele potrzeby do bronienia resztek swojego honoru. Z niewygodnych sytuacji, dużo łatwiej było wziąć nogi za pas niż cokolwiek tłumaczyć. Także wtedy, kiedy interesowano się nim samym, a co w parze niosło zainteresowanie jego... Preferencjami. Nie, żeby jeszcze na Akademii nie skusił się spróbować tego, czy tamtego... Każdy przechodził przez tego rodzaju etapy, racja? Młodość i tym podobne? ...Wciąż był tak właściwie bardzo młody. Tyle że mniej obecnie zainteresowany czymkolwiek z racji braku czasu! I czyja to wina, hmm? Co nie znaczyło, że nie mógł zainteresować się ponownie! Kiedyś! I wcale niekoniecznie innym mężczyzną, w porządku?!?! Miał nawet swoje własne upodobania! Na przykład...! Na przykład... Bardzo silne nogi. Mhm. I nie przeszkadzała mu niepotrzebna brutalność, dopóki nie była skierowana w jego stronę. Pokazy siły były w gruncie rzeczy całkiem interesujące i imponujące. Miał więc gdzieś tam... Swój typ. Tak przypuszczał. Typ daleki od obsesyjnego i szalonego na punkcie zbyt kobiecych rys twarzy. Za tym zdecydowanie nie przepadał.
Wachlując się kawałkiem pergaminu, który akurat został mu oddany, kontynuował swoją historię zgodnie z oczekiwaniami. Lał! Klimat Urk-hun naprawdę dawał dzisiaj popalić! Dawno nie było tu tak gorąco! I pomyśleć, że potrafił brać w tym klimacie gorące kąpiele!
- M-Mm - przytaknął, jak zawsze pod wrażeniem aury wyższości, jaką roztaczał wokół siebie książę. - Prawdopodobnie nigdy jeszcze nie biegałem tak szybko. Nie przyszło mi nawet do głowy, żeby się po prostu ukryć. Do teraz nie jestem pewien, jakim sposobem udało mi się uciec, jeśli mam być kompletnie szczery.
Z samej ucieczki nie pamiętał wiele. Adrenalina wyżarła mu sporą część wspomnień z tamtego zdarzenia. Może to i lepiej. Przynajmniej udało mu się uniknąć większej traumy.
- Mój panie - zaczął tylko trochę nerwowo, kiedy wreszcie padły pytania, jakich mógł się spodziewać. Dziwne, że księciu chciało się bawić w podchody z wypytywaniem o jego prywatne życie, ale i tak doceniał wysiłek. - Jestem pewien, że na ten moment dobrze znasz tego drobnego sługę z jego najgorszej strony - kontynuował z przepraszającym, nieszczególnie wymuszonym w tym wypadku uśmiechem. - Dlaczego ktoś taki, jak ja, miałby uczyć się tego wszystkiego? Ponieważ mając słabe ciało i charakter, nic innego nie pomogłoby mi zdobyć przewagi nad rodziną. Jak już wspomniałem, Wasza Wysokość, mój ród nałożył na mnie pewne obowiązki. Obowiązki, których nie pozwoliliby mi porzucić ot tak, niezależnie od moich własnych zachcianek - odpowiedział, jeszcze raz się krzywiąc. -Nie jestem fizycznie przystosowany do dużego wysiłku, moje ciało jest słabe i łatwo ulega urazom. Na dłuższą metę, moja ucieczka byłaby skazana na porażkę. Członkowie mojej rodziny potrafią być bardzo... Uparci i zawzięci. I dość przerażający, kiedy trzeba. Zerwanie z dawna ustalonych zaręczyn, nieważne w jaki sposób ani w jakich okolicznościach, byłoby potwarzą dla obu z zaangażowanych stron. Wydaje mi się, że jeszcze w pierwszych latach nauki, chciałem być po prostu uzdrowicielem. Później perspektywa oczywiście nieco się zmieniła. Miałem w końcu być zmuszony do zakładania rodziny z jakaś szaloną, dwadzieścia lat starszą szlachcianką! Ughhh! Moja rasa żyje dostatecznie długo, żebym po nauce na Akademii wciąż miał wiele czasu na wyszkolenie się w dużo bardziej interesujących kierunkach. Po prostu... Potrzebowałem możliwości, które najpierw zapewniłyby mi wolność, mój panie. Co ostatecznie skończyło się dość ironicznie, jeśli wziąć pod uwagę-... Aa-...- uciął i porzucił temat. Bo co miał dodać? "Ledwie się wyrwałem, a już trafiłem do prawdziwej niewoli, hahaha! Nie! Nie ma mowy! W tył zwrot! Z dala od tej części tematu! - Odpowiadając na dalsze pytania...! To nie tak, że wcześniej starałem się zdobywać o innych informacje albo infiltrować uczelnie, skoro nie miałem ku temu powodów. Tego... Tak jakby nauczyłem się... - nerwowo zaczął pocierać ramię, dopóki kwitnący tam siniak nie przypomniał o swojej obecności i nie zmusił go do cofnięcia się ze swoimi zamiarami. - ...Tutaj? Nauczyłem się więc tego, czego się nauczyłem, ponieważ jestem tchórzem, Wasza Wysokość.
Foighidneach

Cesarski Kompleks Pałacowy

152
POST BARDA
Ushbar zerknął na elfa z irytacją. Skoro już porozumiał się z Yrohem w kwestii odwiedzin Akademii, to czemu w ogóle rozmawiali na ten temat? Oczywiście, że rozumiał, Awaren widział to w jego zielonych oczach, ale wolał omawiać inne rzeczy, niż to, co już zostało ustalone poza nim. Później na szczęście temat się zmienił, mag zaczął opowiadać co nieco o sobie, aż w końcu, po wyjątkowo kontrowersyjnym jak widać pytaniu, wpadł w panikę. Książę najpierw tylko uniósł brwi, później kąciki ust, aż w końcu roześmiał się śmiechem tak szczerym, jaki elf rzadko miał okazję u niego usłyszeć, w szczególności ostatnimi czasy. No i na pewno nie śmiał się tak przy nim, tylko raczej w innym towarzystwie, podczas gdy dla niego najpierw miał wyłącznie grymasy niechęci i irytacji, a później co najwyżej chłodną obojętność. Najbardziej rozbawiło go chyba to, że właściwie nie otrzymał odpowiedzi. Skrajne zawstydzenie na twarzy Awarena, tym razem nie wynikające z tego, że ktoś go podszczypywał, biorąc za kobietę, a z bezpośredniego pytania dotyczącego jego własnych preferencji, było dla orka źródłem doskonałej rozrywki. Przynajmniej przez chwilę. Nie wyglądał, jakby interesowało go potem uciekanie przed słoniami.
- Mhm - mruknął tylko z nieustającym rozbawieniem... dopóki nie przeszli do poważniejszych tematów.
Ushbar milczał, pozwalając elfowi ciągnąć swój monolog, w którym tłumaczył motywacje, jakimi przez ostatnie lata kierował się w życiu. Uśmiech na twarzy orka powoli zanikał, aż wreszcie wrócił na nią wyraz czegoś zbliżonego do obojętności... nawet jeśli to do końca nie było to. Gdzieś za nią ukrywały się emocje, które Awaren widział, ale których nie rozpoznawał. Może kiedy przyjdzie moment, w którym lepiej zacznie pojmować, co siedzi księciu w głowie, ale to nie był ten dzień.
Jedno było pewne: Ushbar nie był zadowolony z odpowiedzi, jaką otrzymał. Znów przesunął spojrzeniem po sylwetce maga, zanim z westchnięciem wstał i podszedł do okna, przez które przez jakiś czas obserwował dachy pozostałych budynków pałacu i liście palm, leniwie kołyszące się na wietrze.
- Szkoda - powiedział w końcu, odwracając się do Awarena. - Szkoda. Przez jakiś czas myślałem, że kryje się w tobie coś więcej, niż to, co wiadome było od dawna. Nie wiem, dlaczego. Myślenie życzeniowe.
Słowa cięły jak sztylety, ale tłumaczyły ostatnie zachowanie księcia. Zobaczył w swoim doradcy coś więcej, niż wątłego, zbyt gadatliwego, przerażonego wszystkim elfa, podczas gdy w rzeczywistości wciąż nim był. Ushbar jednak chyba nie czuł się na siłach, by bawić się teraz w mówcę motywacyjnego i przekonywać Awarena do jego własnej wartości, zresztą dlaczego miałby to robić? Nie on tu był od zalewania rozmówców komplementami. Choć wciąż nie pokazywał po sobie zbyt wiele, jego rozczarowanie rozlało się po całym pomieszczeniu.
Sięgnął po kielich i napił się czegoś, nie siląc się na zaproponowanie tego magowi.
- Omów jutro z Yrohem problem tego amuletu. Mam nadzieję, że wasze badania do czegokolwiek się przydadzą w kontekście tej ostatniej przepowiedni. Czy czegoś jeszcze ode mnie dziś chcesz?
Obrazek

Cesarski Kompleks Pałacowy

153
POST POSTACI
Awaren
Śmiech Ushbara nigdy najprawdopodobniej nie zostałby nazwany przez żadnego normalnego elfa przyjemnym dla ucha. Tak samo zresztą, jak śmiech żadnego innego orka. Sposób, w jaki śmieli się zielonoskórzy, był zbyt głośny i niepohamowany, jak na ich wysublimowane gusta i gusteczka. Zbyt rubaszny i głęboki w swoim brzmieniu. Zbyt żywy i gromki. Śmiech Ushbara nie różnił się w zasadzie niczym od śmiechu jego pobratymców. Nawet jeśli był księciem, w swoich rzadkich wybuchach brzmiał dokładnie tak, jak brzmiałby każdy inny, rozbawiony tudzież wybornie bawiący się przedstawiciel jego rasy. Dla Awarena natomiast wcale nie brzmiał nieprzyjemnie. Dopóki nie stanowił przedmiotu tejże wesołości, w gruncie rzeczy rzadko kiedy przeszkadzał mu śmiech jakiegokolwiek orka. Czy to z przyzwyczajenia, czy to z bycia dziwnym długouchem. Nie zastanawiał się przesadnie często nad tego typu mankamentami i nie zamierzał robić tego też teraz. Tak jakby rzeczywiście miał na to czas. Jednak gdy śmiał się właśnie Ushbar, nawet śmiejąc się tu i teraz właśnie z niego, nie mógł czuć się z tym źle. Śmiech sugerujący wolność od zmartwień był w tych dniach zbyt rzadki. Śmiech szczery w obecności jego samego - jeszcze rzadszy. Prawie mógł zapomnieć, że powodem tego było zrobienie z siebie głupca. Jaka szkoda, że wszystko skończyło się tak szybko, jak się zaczęło.
Łopatki ściągnął automatycznie, dłonie zacisnęły się kurczowo - jedna na pergaminie, druga na jego własnym ramieniu, wbijając się w miejsce rosnącego siniaka. I choć normalnie cofnąłby rękę z prędkością światła, byle tylko uciec od powodu swojego dyskomfortu, teraz prawie nie miał czasu zarejestrować bólu, zbyt pochłonięty czymś dużo bardziej przytłaczającym niż on.
Wpatrując się w twarz księcia nieruchomym wzrokiem, z duszą na ramieniu i ogromnym ciężarem wracającym na dno żołądka, Awaren kompletnie nie wiedział, jak zareagować. Być może powinien powiedzieć mniej. Być może nie powinien mówić wcale. Być może powinien powiedzieć więcej. Prawdopodobnie powinien. Było przecież więcej powodów. Oczywiście, że było. Zwłaszcza po tym, jak trafił do Karlgardu, gdy perspektywa znacznie się zmieniła. Być może... Być może...? Być może naprawdę wyglądałoby to lepiej. Gdyby o nich powiedział. Nawet jeśli nigdy nie zamierzał. Czy mógłby wtedy jeszcze raz zdjąć ten ciężar? Czy książę jeszcze raz przestałby wtedy patrzeć na niego w ten, zbyt dobrze znany mu sposób? Bo, choć nie powinno być to dla niego nic nowego, z jakiegoś powodu nie potrafił go tym razem znieść.
Zamykając usta, które najwyraźniej trzymał dotąd lekko uchylone, skłonił się nisko przed Ushbarem.
- Nie, mój panie - skłamał, uśmiechając się słabo. - Proszę jedynie, żebyś na siebie uważał i pragnę ci życzyć wielu zwycięstw na szlaku. Dobrej nowy, Wasza Książęca Mość.
Skłonił się ponownie i po odprawieniu skierował od razu w stronę drzwi. Lekkie kroki, które wcześniej kierował tu z pracowni Yroha, wydawało się teraz odległym wspomnieniem. Coś za to paliło go mocno w środku. Może to samo, co dość agresywnie przyspieszyło mu oddech.
Foighidneach

Cesarski Kompleks Pałacowy

154
POST BARDA
Z pewnością istniały słowa, które Ushbar chciał usłyszeć zamiast tego, co usłyszał. Awaren miał rację, zgodnie ze starym porzekadłem zakładając, że łaska pańska na pstrym koniu jeździ, ale nie spodziewał się chyba, że sam będzie tym, co tę łaskę dla niego z siodła zrzuci. Być może faktycznie gdyby mówił dalej, gdyby znalazł w sobie choć trochę motywacji do tego, by pociągnąć ten temat i wyjaśnić księciu, że nie tylko tchórzostwo popychało go do działania, to spotkanie zakończyłoby się inaczej, ale jak widać, miał dużo do powiedzenia zupełnie nie wtedy, kiedy trzeba.
W chwili, w której Ushbar dowiedział się o nietypowych i zaskakujących zajęciach elfa, obudziło się w nim pewne zaciekawienie, może nawet odrobina uznania dla tego, jak dobrze mag odnalazł się w pałacu i jak ładnie się w nim zabezpieczył. Może doceniał informacje, które teraz dzięki Awarenowi mógłby wykorzystać, gdyby chciał. Orkowie lubili siłę, zarówno ciała jak i ducha, ale to nie znaczyło, że książę nie widział użyteczności tego, jak funkcjonował w pałacu jego były niewolnik. Zabrał go ze sobą na spotkanie z cesarzem, po raz pierwszy przedstawiając go oficjalnie jako własnego doradcę, zachowywał się też wobec niego wyraźnie inaczej, zupełnie jakby obdarzył go odrobiną szacunku... a potem elf powiedział to, co powiedział. Jak Ushbar miał się czuć teraz dobrze, z własnymi decyzjami i zachowaniem podyktowanymi błędnymi założeniami? Ostatnim, co książę mógł popierać, było tchórzostwo, a Awaren podał je jako główną siłę napędową własnego funkcjonowania.
Maga nie odprowadziło nawet spojrzenie. Mógł się już domyślać, że po czymś takim raczej nie zapowiadała się zmiana jego kwater na większe, ani nic, co mogło jakkolwiek poprawić jego pozycję. Mógł już podejrzewać, że jeśli tego nie naprostuje, na żadne kolejne spotkanie z cesarzem nie zostanie już zaproszony i wszystkie informacje znów będzie musiał zdobywać swoimi tajnymi sposobami. Nie miał szczęścia do znajomości w Pałacu - najpierw Khadi, teraz Ushbar... pozostało tylko czekać, aż posypie się nowa znajomość z Yrohem, którego nie zdążył do siebie jeszcze zniechęcić.
Odprowadził go wzrok Zoli. Ona też jeszcze w miarę go chyba lubiła, prawda?
W jego pokoju było cicho i ciemno. Lampa, którą zostawił zapaloną, dogasała już powoli, gdy płomień rozpaczliwie dogorywał na resztce oliwy. Dokumenty leżały nietknięte, szabla milczała. Awaren miał wreszcie wieczór i noc dla siebie, i chyba wyjątkowo mógłby się dziś wyspać, gdyby nie targające nim emocje.
Obrazek

Cesarski Kompleks Pałacowy

155
POST POSTACI
Awaren
Wydawało mu się, że przywykł do wyrazu rozczarowania i obojętności na twarzy księcia. Na tyle, by samemu nie czuć się sobą nadmiernie rozczarowanym. Dlatego też zresztą, kiedy tylko dostał coś zupełnie przeciwnego, nie potrafił tego od razu potraktować poważnie. Z góry poddawał w wątpliwości i przewidywał szybki powrót do oryginalnego stanu rzeczy. Gdy jednak przyszła na to pora, gdy faktycznie zostało mu to odebrane, poczuł się niemal identycznie, jak wtedy, gdy po raz pierwszy odebrano mu wolność, a jego los stanął pod ogromnym znakiem zapytania. Nie. Nie, prawdopodobnie było jeszcze gorzej. Nie pamiętał, żeby nawet wtedy poczucie beznadziei było aż tak przytłaczające i duszące. Potężniejsze i bardziej dołujące niż w najbardziej podszytych strachem, niepewnością i paniką momentach desperacji jego dotychczasowej kariery. Z jakiegoś powodu, nawet wizja stracenia głowy, przez którą zdołał się nieźle wypłakać na sam początek dnia, nie wywoływała w nim aż takiego pokładu skomplikowanych i negatywnych emocji.
Gdy wracał do swojej komnaty, jego kroki były z początku sztywne i niemalże leniwe, dopiero po kilku metrach zmuszając nogi do raptownie przyspieszonego marszu, który przyprawił go o zadyszkę już w połowie drogi. Kompletnie nie miał głowy, by spojrzeć w kierunku Zoli. Pewnie to i lepiej, bo ciężko powiedzieć, co zobaczyłaby na jego twarzy.
Po przekroczeniu progu swojej komnaty, pierwszym co zrobił, było instynktowne dopadnięcie do oliwy w celu dopełnienia wygasającej lampy. Ciemność była ostatnim, czego chciał obecnie doświadczyć. Ręce wyjątkowo nie trzęsły mu się aż tak mocno, jak to nieraz potrafiły w stresie. Były za to zimne. Wyjątkowo zimne.
W otaczającej go ciszy, jego spojrzenie przykuło lustro, do którego chwiejnie podszedł i przed którym stanął w pełni swej mizernej okazałości. Tam też po raz pierwszy zobaczył, naprawdę zobaczył elfa, którego często starał się nie dostrzegać. Czy zawsze wyglądało tak... Żałośnie? Kiedy dokładnie nabawił się tych paskudnych cieni pod oczami? Kiedy policzki, które powinny w swojej oryginalnej formie być pełne i krągłe, zapadły się? Skóra mogła być zadbana, ale jej kolor daleki był od zdrowego. Włosy mogły lśnić, ale same w sobie nie były w stanie uratować całości prezentującego się obrazu. Kim była... Osoba w lustrze?
Zaciskając zęby, Awaren zamachnął się i... Oczywiście, że nie był w stanie uderzyć. Uniesiona w górze ręka zadrżała, a następnie opadła bezwładnie w towarzystwie pierwszego dźwięku, jakim był bezbarwny śmiech.
Taki był. Właśnie taki. Niby co mogło zmienić nazywanie go czyimkolwiek doradcą? Co by się zmieniło, gdyby nawet zdołał zająć miejsce Yroha? Z nastawieniem takim, a nie innym? Z naturą taką, a nie inną? Aspirował z zapałem, ale gdzie znikał ten zapał, kiedy trzeba było go wystawić na światło dzienne? Gdy nie ukrywał się w cieniu, co dokładnie miał do zaoferowania? Co miałby sobą reprezentować, zajmując stanowisko, o którym tak bardzo marzył? Kto by go szanował, kiedy sam nie potrafił uszanować siebie?
Byłoby łatwiej, gdyby mógł teraz wybuchnąć swoim typowym, histerycznym płaczem, zmęczyć się, usnąć i obudzić kolejnego dnia z postanowieniem akceptacji takiego, a nie innego stanu rzeczy. Z jakiegoś jednak powodu nie mógł się do tego zmusić. Jego oczy były suche i zmęczone.
- Książęcy doradca - kto? - zaśmiał się ponownie do swojego odbicia, które uśmiechnęło się do niego kpiąco. - Ha...
Chciał zmienić świat dookoła siebie i pod siebie. Chciał zrobić go dla siebie bezpiecznym i wygodnym, ale w jaki sposób miałoby mu to pomoc, jeśli sam pozostanie dokładnie takim, jakim był obecnie? I czy naprawdę... Właśnie takim musiał pozostać? Nie wątpił, że to, co powiedział w obecności Ushbara, było prawdą. Było... I nie było. Kiedyś nie było bardziej niż obecnie. Zawsze był tchórzem, owszem. Z tą różnicą, że w nieco odległej przeszłości wciąż miał na tyle szacunku do samego siebie, żeby chociaż sprawiać pozory. Potrafił nosić głowę wysoko pomimo licznych lęków, obaw i niepewności. Gdzie podziała się umiejętność? Był też szczęśliwy. Naprawdę szczęśliwy i mimo wszystko entuzjastyczny. Byle krótkie wizyty w domu czy głupie listy od narzeczonej nie mogły zniszczyć tego szczęścia i przekonania, że ze swoimi umiejętnościami wypracuje dla siebie coś własnego i lepszego. Chodził z uniesioną głową pełną pomysłów, planów i życzeń na przyszłość. W zupełnie inny sposób niż teraz. Niż tutaj. I kto był temu winny? Tak naprawdę winny? Czy tylko warunki, przykre wypadki i napotkane osoby mu to odebrały? Czy może raczej zrobił to sobie to sam? Dobrze przecież wiedział, co ceniono na ziemiach Urk-hun. Wiedział to być może lepiej, niż niektórzy spośród rodowitych mieszkańców. Przykłady tego spotykał każdego dnia na każdym kroku. Rigi także wypomniała mu to tamtego dnia w kopalni. I jaka była jego odpowiedź?
Oddychając dziwnie ciężko, nie mógł dłużej patrzeć w odbicie ukazywane przez lustro. Mógł je odwrócić, tak jak to czasem robił, gdy brakowało mu sił na akceptowanie tego, jak wyglądał. Był jednak pewny, że tym razem niczego to nie zmieni. Że nawet odwrócone zdoła go wyśmiać.
Kierowany impulsem, odwrócił się i dopadł do szabli leżącej na biurku. Zanim zdołał cokolwiek przemyśleć, stał z powrotem przed swoim odbiciem. Z rękoma oburącz obejmującymi rękojeść i ostrzem uniesionym ponad głowę. Tym razem ręce go nie zawiodły, gdy opuścił je na szklaną taflę z taką ilością siły, na jaką jeszcze było go stać.
Lepiej.
Przyglądając się szkłu rozsypanemu po podłodze oraz temu, co wciąż trzymało się ramy, Awaren wreszcie mógł odetchnąć. Nie do końca z ulgą, ale wreszcie spokojniej. Fragmenty odbijające rozmaite części jego ciała wydawały się perfekcyjnie odzwierciedlać to, jak on sam był rozbity w każdym znaczeniu tego słowa. Podobnie jak w przypadku lustra, sam w dużej mierze do tego rozbicia dopuścił, czyż nie?
Tak. Zdecydowanie lepiej , zgodził się głos w jego głowie. Jego głos.
Być może Ushbar miał jednak racje. Tym razem naprawdę poczuł się lepiej, trzymając w ręce broń. Używając jej. Być może nie na osobie, ale akt sam w sobie był dużo bardziej satysfakcjonujący, niż śmiał przypuszczać.
Odkładając szablę raczej delikatnie na swoje poprzednie miejsce, czuł, że wciąż czegoś brakowało. Dobrze wiedział czego, dlaczego raz kolejny wrócił do zrujnowanego lustra, rozglądając się za możliwie największym i łatwym do obsłużenia kawałkiem szkła. Znalazłszy, pochylił się i chwycił go w dłoń, mało robiąc sobie z ostrych krawędzi, które mogły pokaleczyć dłoń oraz palce. Dalej swoje oczy tkwił w najmniej popękanym kawałku zwierciadła, jakie mogło jeszcze stacjonować w ramie i postarał ustawić się tak, aby widzieć możliwie najwięcej ze swoje głowy. Wolną ręką uwolnił resztę włosów z upięcia i przejechał palcami między kosmykami. Były miękkie i prawie jedwabiste. Nie tak grube, jak orkowe, ale i nie za cienkie, a na pewno bardziej wytrzymałe niż u większości z ras. Zdarzało się, że Wysokie Elfy poprzez cały żywot nie ścięły swoich włosów choćby o cal. Awaren również nigdy ich nie ścinał, choć zdarzało mu się wyrównywać i podcinać łatwo niszczące się w warunkach karlgardzkjch końce. Tak, jak ich żywoty i okres dojrzewania trwały dłużej, tak jak starzeli się wolniej, tak i włosy rosły dłużej i wolniej. Znacznie, znacznie wolniej. Włosy Awarena rosły z jakiegoś powodu szybciej niż przeciętnie. Sięgały obecnie dobrze za pas, co przy jego wzroście było bardzo imponującą długością przy zaledwie czterdziestce na karku. Zawsze był dumny z tej części swojego wyglądu.
Nie zastanawiając się nadmiernie, zebrał swoje włosy w garść, skręcił, naciągnął i zaczął z dziwną złością ciąć przy pomocy szkła. Była to robota daleka od czystej. Daleka od estetycznej. Nie przeszkadzało mu to. Nie przerwał, dopóki wszystko, co trzymał poniżej ściskanej części, nie opadło na podłogę. Wtedy też wypuścił szkło, zamknął oczy, złapał głębszy wdech i otworzył ponownie, by móc spojrzeć na owoc swojej pracy. Teraz jego włosy sięgały w większości miejsc ledwie za ramiona. Wyglądał... Śmiesznie. Absurdalnie wręcz przez to, jak krzywo układały się z możliwie każdej strony! Wyglądał też młodziej. Zupełnie, jakby znowu miał nie więcej niż dwadzieścia lat. Prawie jak w najlepszym okresie jego życia i studiów.
Być może mógł spróbować jeszcze raz. Być może naprawdę mógł zrobić wszystko lepiej. Być może nie musiał ośmieszać się, żeby utrzymać się przy życiu. Być może... Rigi miała rację i mógł wciąż-...?
- Ah - wydał z siebie cicho, spoglądając już nie tak dzikim, ale klarowniejszym wzrokiem w stronę szabli, do której podszedł i na której lekko położył dłoń. - Isil, to dobre imię. Z elfickiego oznacza gwiazdę. Co powiesz na "Isil"?
Jego głos nieco drżał ze wciąż świeżo doświadczonych emocji.
Foighidneach

Cesarski Kompleks Pałacowy

156
POST BARDA
Najgorsze w tym wszystkim było to, że przed Awarenem na jakiś czas roztoczyła się wizja tego, jak mogło wyglądać jego życie, gdyby pozwolił sprawom potoczyć się swoim własnym torem, zamiast sabotować każdy sukces, który mniej lub bardziej niechcący udało mu się osiągnąć. Mimo, że jego działania były dalekie od ogólnie pochwalanych, Ushbar ewidentnie był pod wrażeniem, zaskoczony tym, jak zaradny okazał się elf, którego dotąd traktował jako absolutnego niedorajdę. Wydawało się, że zaczynał myśleć już o tym, do czego poza prowadzeniem dokumentacji może mu się on przydać. Zaczynał widzieć nowe możliwości. Wszystko to runęło, gdy mag podsumował się w dwóch słowach - jestem tchórzem - które nie pozwalały księciu na uczynienie z niego bardziej wartościowego sługi, niż zamknięty w schowku na miotły były niewolnik. Skupiony na sobie Awaren nie zastanawiał się nad tym, jak bardzo uwłaczające dla orka było to, co usłyszał. W jak beznadziejnym świetle stawiało choćby jego decyzję zabrania go na zamkniętą naradę. Przedstawienie go Yrohowi. To jest Awaren Foighidneach, mój doradca, tchórz.
Szabla milczała, być może widząc, że jej nowy właściciel jest w złym stanie psychicznym, albo nie mając nic do powiedzenia. Nie odezwała się też ani słowem, gdy została uniesiona, ani potem, kiedy z jej pomocą zniszczono lustro. Głośny brzęk tłuczonego szkła poniósł się po pomieszczeniu i zapewne też poza nim, ale nikt nie przejmował się tym, co działo się w komnatach Awarena na tyle, by wejść i sprawdzić, czy nic mu się nie stało. Mógł w spokoju skupiać się na pogardliwym obserwowaniu swojego odbicia w pozostałościach lustra, a potem na ścinaniu włosów. Nie było nikogo, kto mógłby go przed tym powstrzymać, a postać, której dusza została zamknięta w broni, wolała się chyba nie wtrącać. Elf, jaki potem patrzył na niego z lustra, w niczym już nie przypominał eleganckiego maga, ze starannym upięciem na głowie, w dobrze ułożonej szacie. Może i miał zapadnięte policzki i podkrążone oczy, ale temu, jak się nosił, nie można było wiele zarzucić - przynajmniej według elfich standardów. Teraz natomiast nierówno przycięte włosy opadały krzywo na ramiona, przy jego szeroko otwartych oczach sprawiając wrażenie lekkiego obłędu, a w półmroku szata wydawała się pomięta i brudna, nawet jeśli w rzeczywistości taka nie była.
Dzisiejszy dzień okazał się kalejdoskopem emocji, z którymi Awaren jednak nie potrafił sobie poradzić.
W odpowiedzi na propozycję imienia, ostrze błysnęło tylko nienaturalnie, jakby odbiło się do niego ruchome światło, ale nadal milczało. Chwilę zajęło broni ponowne znalezienie głosu.
- Jak sobie życzysz - powiedziała Isil. - Możesz mówić do mnie tak, jak sobie życzysz.
Po chwili, zaskakując maga, po elficku dodała:
- Będziesz bezpieczna, kiedy spadną gwiazdy.
Na podłodze, wśród odłamków szkła, leżały porozrzucane odcięte włosy. Teraz, gdy Awaren na nie patrzył, docierało do niego, jak bardzo były już długie. Trochę potrwa, zanim ponownie odrosną do swojej dawnej długości.
- Chciałabym ci pomóc, ale nie potrafię - westchnęła. - Nie wiem jak. Jesteś inny, niż wszyscy wcześniej.
Obrazek

Cesarski Kompleks Pałacowy

157
POST POSTACI
Awaren
Choć przeklęty amulet był daleko i nie mógł dłużej wpływać na jego sposób myślenia, Awaren nie potrafił nie czuć rosnącej w nim złości. Doznanie wciąż względnie nowe, ale już nie tak obce, jak na samym początku. Złości ponownie kierowanej w stronę Ushbara, mimo że nie na tyle silnej, żeby chcieć wyrządzić realną krzywdę. Złości za brak jakiejkolwiek wyrozumiałości od początku swojego pobytu w pałacu, co w długofalowej perspektywie czasu nie pomogło mu nabrać pewności siebie, a tylko dodatkowo ją uszczuplało raz za razem. Złości na innych pracowników oraz straż. Złości na głupi, wadliwy i dziurawy system pałacowy, który naprawiał latami bez słowa pochwały czy podziękowania za cały wysiłek. Przede wszystkim jednak złości na siebie samego. Bo rzeczywiści, było tyle rzeczy, które mógł zrobić lepiej. Tyle niewypowiedzianych słów, które, gdyby tylko zdołały znaleźć ujście, być może znacznie ułatwiły mu życie. Bo co robił do tej pory, jeśli tylko zamiast tego go sobie nie utrudniał? Uważał się za mądrego, ale w rzeczywistości wychodził na wielkiego, marnującego swoje najlepsze szanse, rujnującego własną reputację głupca. Robił krok do przodu tylko po to, żeby zaraz potem zrobić kolejne dwa w tył. Czy naprawdę był aż tak ślepy i niedomyślny? Kiedy stworzył dookoła mur z przekonania, że niezależnie od wszystkiego, nie zdoła zyskać szacunku inną drogą niż przez bycie wiernym służalczykiem? Posiadał wiedzę, ale nie wykorzystywał jej tam, gdzie naprawdę powinien. Idąc dalej tym tropem, dopiero po dłuższej chwili zaczął zdawać sobie sprawę, jak jego działania i słowa mogły wyglądać na zewnątrz i jaki wpływ miały nie tylko na odbiór jego samego, ale również tego, przez którego tak bardzo chciał być promowany. Ushbar był w końcu... Orkiem. Księciem. Przyszłym cesarzem, jeśli Sulon i Drwimir raczą dopomóc.
Oh, wydał z siebie półszeptem.
- Oczywiście, że był rozczarowany - usłyszał swój własny, pełen oniemiałej rewelacji szept, po którym nastąpił bolesny, przeciągły jęk.
Sięgając długimi palcami do chaosu, jakim była obecnie jego fryzura, roztrzepał ją w niemal agresywnym geście. Dobrze wiedział, że do poważnych zmian nie wystarczą zwykłe chęci ani żadne, nawet najbardziej szalone, rytualne gesty. Choć dostrzeżenie sporej części problemu samo w sobie było dla niego ogromnym krokiem, z samej rewelacji nie wyniknie zupełnie nic bez odpowiednich działań. Sęk w tym... Że nie do końca wiedział, jak w ogóle się za nie zabrać. Jak zmienić coś, co przychodziło instynktownie lub z przyzwyczajenia? Sposób myślenia i postrzegania? Odruchy, gesty i mowę ciała?
Na zmianę przyglądał się sobie oraz straconym na zawsze pukom jeszcze jakiś czas, dopóki to, co widział, nie zaczęło napawać go głębokim niesmakiem. Wtedy też szabla zdecydowała ponownie do niego przemówić. Kto by pomyślał, że przemówi do niego w jego własnym, ojczystym języku!
- Inny - powtórzył z krzywym uśmiechem, zanim zdołał nabrać chęci do zagadnięcia o znajomość elfickiego. - To bardzo łagodne określenie. Nie musisz się powstrzymywać, jeśli chcesz nazywać mnie po prostu dziwakiem albo jeszcze czymś innym. Przywykłem.
Zatrzymał się na moment i marszcząc brwi, przytknął dłoń do ust, spuszczając wzrok pod swoje nogi i z powrotem na bałagan tworzy przez szkło oraz jego własne włosy. To właśnie to podejście było podwalinami góry problemów, której pozwolił się zbyt długo piętrzyć... Dlaczego? Tylko dlatego, że był do czegoś przyzwyczajony, nie znaczyło, że musiał to lubić. Racja?
- Nie. Nie, wolałbym... - zaczął od nowa, niepewnie. - Nie mam nic przeciwko, jeśli będziesz ze mną szczera... Dopóki nie będzie to nic obraźliwego? - zakończył nieco kulawo, ale nie aż tak bezradnie, jakby mógł.
Mimo wszystko, wciąż nienaturalnie było wyrażać na głos własne życzenia i oczekiwania. Nawet, gdy kierował je do kawałka zaklętego metalu.
Kucając raz wtóry, zaczął ostrożnie zbierać co większe i dłuższe pukle włosów. Z magicznego punktu widzenia, dalej mógł mieć z nich pożytek. Głupotą byłoby je po prostu wyrzucać, nieważne jak bolesne przez najbliższe dni będzie ich ponowne oglądanie.
- Naprawdę chciałabyś mi pomóc, Isil? - zapytał na głos, zmuszając swoje ciężkie ciało do ruchu.
Schowawszy włosy do jednej z ubogich szkatuł, zaczął wreszcie rozglądać się za nożyczkami. Gdzie to on je...? W którejś z szuflad, jeśli się nie mylił.
- Zacznijmy więc od czegoś prostego, jeśli nie masz nic przeciwko? - zaproponował, razem z odnalezionymi wreszcie nożyczkami, wracając przed resztki lustra, gdzie zamierzał doprowadzić swoje włosy do przynajmniej minimalnego porządku. Daleko było mu do mistrza, ale nawet on powinien móc wyrównać bajzel do stopnia, w którym nie wstyd będzie wyjść z komnaty, kiedy je upnie. - Kto cię do mnie odesłał i dlaczego? Nie mam tu żadnych, majętnych przyjaciół i nie bardzo rozumiem, dlaczego ktokolwiek miałby chcieć wysyłać mi prezenty. Zwłaszcza tak mało pasujące do maga bez przeszkolenia bojowego, bez urazy.
Foighidneach

Cesarski Kompleks Pałacowy

158
POST BARDA
Szabla początkowo nie odpowiedziała, ani na pozwolenie na nazywanie elfa dziwakiem, ani na wycofanie się z niego później. Ciężko stwierdzić, czy mówiąc "inny" naprawdę miała na myśli coś gorszego, czy też nie. Pechowo się składało, że nie posiadała mimiki, z której Awaren byłby w stanie wyczytać jakiekolwiek emocje, a te, które rozpoznawał, słyszał tylko w dobiegającym z ostrza głosie.
- Tak - powiedziała dopiero, gdy mag spytał, czy rzeczywiście chciała mu pomóc.
A potem, gdy zadał pytanie, znów na długo zapadła cisza. Isil mogła nie chcieć podawać mu tożsamości swojego poprzedniego właściciela, czy to z własnej woli, czy też przez fakt, że jej on tego zabronił. Przez długie kilka minut mógł więc we względnym spokoju (choć czy Awaren kiedykolwiek przez ostatnie lata miał okazję faktycznie ten spokój odczuwać...?) poprawiać konsekwencje swojego emocjonalnego zrywu sprzed kilkunastu minut. Na całe szczęście nie ściął włosów zaraz przy głowie, mógł więc jeszcze zrobić z nimi coś, co nie sprawiałoby, że na jego widok mieszkańcy pałacu wybuchaliby niepowstrzymanym śmiechem. Wystarczająco już był dla niektórych zabawny.
W końcu w ciszy rozległ się głos Isil.
- Sama wysłałam się do ciebie - przyznała. - Moje wcześniejsze zdziwienie, że jesteś magiem, nie było szczere. Przepraszam. Od początku wiedziałam, do kogo trafiłam. Czekałam, aż chwycisz rękojeść.
Po tej zapewne zaskakującej dla maga rewelacji znów zapadła długa cisza - chyba, że przerwał ją sam. Istota zbierała się znów przez długą chwilę, zanim kontynuowała swoje wyjaśnienia.
- Mój poprzedni... jeszcze poprzedni właściciel został zabity przez jednego ze strażników karawan handlowych, tych dostarczających dobra do pałacu. Trafiłam do orka, niegrzeszącego niestety intelektem i spędziłam u niego wiele miesięcy, choć nie wiem, ile dokładnie. W międzyczasie kiedyś zobaczyłam ciebie. Słyszałam też o tobie. Dopytałam trochę.
Biorąc pod uwagę to, jak Awaren był traktowany przez większość, nie mogły to być dobre rzeczy, ale Isil na szczęście oszczędziła mu szczegółów i nie sprecyzowała.
- W końcu dowiedziałam się, że w jednym z transportów jest przesyłka dla ciebie. Nietrudno było namówić Dig'duga, żeby dorzucił irytujące go od dawna ostrze do niej. Uznał, że to będzie świetny żart. Nie wyprowadzałam go z błędu. Zapewne nadal siedzi i się z tego cieszy. Z tego... z tego, że musisz mnie słuchać.
Ostrze znów błysnęło, choć nawet nie drgnęło. Odblask przeszedł po suficie, jak odbite światło lampy, i zniknął. Isil zdawała się przygasnąć, nie tylko w brzmieniu głosu, ale wręcz fizycznie.
- Nie na miejscu wydaje się wychodzenie z prośbą w chwili, w której jesteś... - cisza, która zapadła na chwilę, wręcz świdrowała uszy. - Tak bardzo zajęty - dokończyła, ostatecznie nie mówiąc, czego mogła chcieć od elfiego maga. Ale czyż nie było to oczywiste? - Może kiedyś.
Obrazek

Cesarski Kompleks Pałacowy

159
POST POSTACI
Awaren
Mimo rosnącej małomówności miecza, Awaren nie czuł się dostatecznie zmotywowany, żeby z jakimikolwiek więcej zmartwieniami zacząć wychodzić z siebie. Zamiast tego, ostrożnie pracując nad doprowadzeniem włosów do ładu, zaczął niespiesznie rozważać swoje alternatywy. Mógł nadać broni imię, ale to nie znaczyło, że wciąż nie mógł jej zniszczyć lub zmotywować do tego osobę trzecią, jeśli miała okazać się zbyt niegodna zaufania. Nie miał czasu ni chęci wahać się w tej sprawie zbyt długo. Za dużo rzeczy zwalało mu się obecnie na głowę. Nie powinien kontynuować dobrowolnego dorzucania do tego kolejnych cegiełek. Naprawdę nie powinien.
Pomagając sobie na zmianę palcami i grzebieniem, udało mu się w końcu dojść do pewnej ugody ze swoją fryzurą. Było mu dziwnie i nieswojo, ale jeśli miałby podać zaletę swojego szaleńczego zrywu oraz jego efektów, najprawdopodobniej byłaby to ta niecodzienna lekkość, odczuwana podczas najmniejszych ruchów głową. Nigdy nie miał okazji przekonać się na własnej skórze, jak ciężkie mogły być włosy, gdy pozwolić im swobodnie rosnąc przez wiele lat.
W milczeniu przyglądał się sobie jeszcze dobrą chwilę, zanim dochodząc do wniosku, że lepiej z jego umiejętnościami nie będzie, odłożył nożyczki i zamiast nich, sięgnął po odstawiony pod ścianę kostur, w którym umieszczony był rezerwuar. Ledwie zdołał usiąść z nim na skraju łóżka (czy raczej na niego opaść), kiedy Isil wreszcie postanowiła przemówić.
Odpowiedź udzielona przez szablę była daleka od wszelkich przypuszczeń snutych przez Awarena. Jej działania świadczyły zarówno o sporym sprycie, jak i możliwych skłonnościach do manipulacji innymi. Zważywszy jednak na to, jak długo była w rękach wyjątkowo niebystrego orka, a wcześniej osób niepotrafiących nawet nadać jej imienia nieprzyprawiającego o paskudne zażenowanie, wielce prawdopodobne było również to, że albo nie była do tego zbyt często skora, albo nie była w tym przesadnie dobra, albo po prostu jej własny charakter i natura wchodziły tu w drogę. Było zdecydowanie za wcześnie, żeby móc to określić jednoznacznie.
Odczekawszy do końca jej, rzekomo prawdziwych tym razem zeznań, splótł palce wokół trzymanego w rękach drzewca. Ze swojej strony wykonał już wcześniej kilka drobnych kroczków w celu pozytywnego nastrojenia broni do swojej osoby. Równie dobrze mógł kontynuować i zobaczyć, jak daleko uda mu się tym sposobem zajść.
- A więc... Irytujące ostrze i irytujący mag? - zdołał wykrzesać z siebie cichy śmiech. - Obydwoje gadający za dużo, obydwoje równie niechętnie wysłuchiwani. Jeśli poprawi to nieco twój nastrój, wciąż wątpię, żebyś była w tym gorsza ode mnie.
Ciężko podciągając nogi i starając się usiąść w miarę wygodnie ze splecionymi nogami, położył kostur na swoich nogach, jedną dłoń układając na krysztale. Przynajmniej czerpanie mocy nie wymagało zbyt wiele wysiłku.
- Myślę, że wiem, dlaczego potrzebny był ci mag. Choć nie mogę na razie ani zbyt wiele zrobić, ani zbyt wiele obiecać, biorąc pod uwagę okoliczności, w jakich się znajduję i... Być może okoliczności, w których niedługo wszyscy się znajdziemy.
Nie zamierzał z góry przekreślać nadziei uwięzionej w ostrzu osoby, nawet jeśli osobiście wątpił, żeby był w stanie sprostać jej życzeniu. Nie dlatego, że nie chciał jej zasmucać, ale dlatego, że mogłoby to niekorzystnie wpłynąć na ich dalszą kooperację.
Rzucając spojrzenia w stronę świetlnych refleksów, które brały się, jeden Sulon raczy wiedzieć skąd, starał się jednocześnie ignorować wszystkie przesłanki, aluzje oraz wymowne cisze robione przez Isil. Nigdy nie przejmował się za bardzo tym, co o nim myślano. Lub przynajmniej wmawiał sobie, że się tym nie przejmuje. Kolejny z wielu błędów, które dopiero teraz stawały się oczywiste.
- Nie jestem przeciwny udzieleniu ci pomocy, jeśli nadarzy się ku temu okazja - wyznał, nie kłamiąc, póki co, ale też nie będąc zupełnie szczerym. Dopóki Isil będzie mu potrzebna w takim, a nie innym stanie swojej postaci, O ILE będzie mu potrzebna, nie planował spieszyć się z czymkolwiek. - Tyle, że... Jeśli naprawdę mamy się dogadywać, wolałbym nie musieć się zastanawiać, jaki procent z tego, co powiesz to prawda, a ile to kłamstwo. Rozumiesz, co mam na myśli...?
Foighidneach

Cesarski Kompleks Pałacowy

160
POST BARDA
Po pierwszej reakcji Awarena, Isil milczała przez chwilę.
- Nigdy nie uważałam, że gadam za dużo - odezwała się w końcu. - Chyba, że porównujesz do innych mieczy. Wtedy... może trochę.
Magia zaczęła powoli wypełniać ciało elfa znajomym ciepłem. Choć pełen wrażeń dzień zakończył się sporym upokorzeniem, o które sam się prosił, tak przepływ vitae poprawiał przynajmniej jego fizyczne samopoczucie. Skrajne wyczerpanie ustępowało zwykłemu zmęczeniu, do którego był już całkiem przyzwyczajony. Sen powinien pomóc z tym problemem, o ile będzie w stanie zasnąć. Wciąż było dość wcześnie, słońce dopiero niedawno zniknęło za horyzontem, pokrywając niebo fioletem, a jutro na spotkanie z Yrohem nie musiał się spieszyć - stary ork otwarcie poprosił, żeby nie elf nie pojawiał się u niego skoro świt. Czyżby dziś po raz pierwszy od dawna miał się wyspać? Biorąc pod uwagę jego potrzebę umartwiania się, prawdopodobnie nie.
Isil nie mogła zdawać sobie sprawy z tego, że Awaren rozważał spełnienie jej prośby z bliżej nieokreślonym opóźnieniem, wynikającym wyłącznie z tego, jak bardzo mogła okazać się mu przydatna w swojej obecnej formie. Może lektura, jaką podsunął mu Yroh, odpowie przynajmniej na część jego pytań, a jeśli będzie miał ich więcej, cesarski mag, czy nawet biblioteka Akademii Karlgardzkiej będzie w stanie bardziej mu pomóc. Isil w każdym razie wydała z siebie westchnienie ulgi, a dziwne przygaszenie ostrza minęło, teraz wydając się jedynie cieniem, albo w ogóle tylko wytworem wyobraźni elfa.
- Dziękuję. Dziękuję - powtórzyła. - Wiem, że kłamstwo nie było najlepszym rozwiązaniem. Nie zrobię tego więcej. Jeśli chcesz wiedzieć coś jeszcze, możesz spytać. Powiem prawdę, na tyle, na ile pamiętam.
Zamilkła na długo, chyba do serca biorąc sobie słowa o mówieniu za dużo. Cisza, jaka panowała w komnacie, była znajoma i kojąca, a jej ciasne ściany, na których tańczyło światło rzucane przez płomień lampy, teraz wydawały się tworzyć wręcz przytulną atmosferę. Elf spędził tu już wystarczająco wiele lat, by móc czuć się jak w domu. Zamiana tego pokoju na dużą pracownię, taką jak ta, w której funkcjonował cesarski mag, mogłaby być pewnym krokiem naprzód, ale straciłby wtedy to jedno miejsce, w którym czuł się całkowicie pewnie - które w całym tym pałacu było jego, jego własne. Na jakiś czas przynajmniej, dopóki nie przyzwyczaiłby się do nowych standardów życia.
- Dlaczego ściąłeś włosy? Były piękne - odezwała się w końcu Isil, nie wytrzymując milczenia zbyt długo, skoro już znalazła kogoś skłonnego do zamienienia z nią kilku zdań.
Obrazek

Cesarski Kompleks Pałacowy

161
POST POSTACI
Awaren
Awaren nie odpowiedział, powstrzymując cierpki uśmiech przed wypełznięciem mu na twarz. Isil mogła mieć rację, ale jej racja nie musiała mieć żadnego odzwierciedlenia w miejscu, do którego trafiła. W styczności z orkami wcale nie trzeba było wiele, żeby zostać uznanym za natrętnego gadułę. Zwłaszcza gdy rozwodziło się nad danym tematem dłużej niż minutę. Kiedyś nawet starał się z tym walczyć, ale im bardziej był podekscytowany lub zestresowany, tym gęstsze stawały się potoki słów opuszczające jego usta.
Przymykając oczy, westchnął bezwiednie, gdy efekty wyzucia magicznego zaczynały stopniowo przemijać. Czerpanie vitae, czy to poprzez medytację, czy z to z użyciem konkretnych zasobów, przypominało mu nieco ciepłe kąpiele, które tak kochał. Jaka szkoda, że z tej konkretnie nie potrafił nijako czerpać szczęścia. Podobnie zresztą było ze słowami wdzięczności, które w innych okolicznościach zdołałyby choć trochę podnieść go na duchu. Zamiast tego, zdawały się jedynie głębiej drążyć w jego sercu. Przynajmniej Isil nieco się polepszyło, sądząc po jej tonie.
- I ja dziękuję. Doceniam to - odparł. - Jeśli nie masz nic przeciwko, może powiesz mi, czy posiadasz jakieś jeszcze umiejętności, o których powinienem? Albo... Skąd znasz mój język?
Nie było to do końca to, o co naprawdę chciał zapytać, ale tak czy inaczej, jeśli Isil przechodziła przez wiele lat przez równie wiele rąk, mogła być do tej pory całkiem niezłą poliglotką. Nie miałby nic przeciwko, gdyby okazało się, że i orkowego liznęła jeszcze przed trafieniem w ręce jego, nieszczególnie bystrego jak twierdziła poprzednika. Byłoby bardzo pomocnym, gdyby miał kogoś, z kim mógłby ćwiczyć, jak i od czasu do czasu porozmawiać we własnym języku.
Rozgrzewając ciało przy pomocy magii i uspokajając odrobinę to, co wciąż w nim buzowało, nie spodziewał się kolejnego noża, jaki miały wbić w niego następne słowa szabli. Wzdrygnął się i nieco skulił w sobie, boleśnie zaciskając palce na kosturze.
- To-... - zaczął, ale zaraz zaciął się na dobry moment. - Nie jestem pewien, czy wiem, jak to wyjaśnić... - przyznał powoli, opornie odrywając jedną z dłoni od drzewca, by móc przeczesać palcami swoje włosy. - Nieważne gdzie byłem, co robiłem i w jakich warunkach żyłem, zawsze bardzo o nie dbałem. O moje włosy, mam na myśli. Taka... Elfia natura, jak sądzę? Wygląd i prezentacja zawsze były dla nas ogromnie ważne. Co by się nie działo, priorytetem wydawało się utrzymać ten stan rzeczy na odpowiednim miejscu. Wedle niektórych klanów i rodów, ścięcie własnych włosów postrzegane jest nawet jak barbarzyństwo i odcięcie się od korzeni. Ścięcie ich drugiemu elfowi - jako najgorsze pohańbienie - uśmiechnął się pustym uśmiechem na samo już wyobrażenie min, jakie mieliby jego rodzice, bracia, a nawet niedoszła narzeczona, gdyby go teraz takim zobaczyli. - Trzymanie się czegoś tylko dlatego, że przez przyzwyczajenie i pewne wyobrażenie wydaje się słuszne... Strach przed zmierzeniem się z konsekwencjami swoich wyborów... Dostrzeżenie rzeczy takimi, jakie są w rzeczywistości i próba zmian... - złapał głębszych wdech i westchnął ciężko. - Potrzebowałem od czegoś zacząć. O-Oderwać się i... Hahahaha... Przepraszam. Naprawdę nie wiem, jak to wytłumaczyć. To był... W dużej mierze impuls. Uh... Bardzo źle wyglądam...?
Foighidneach

Cesarski Kompleks Pałacowy

162
POST BARDA
- Kiedyś posiadałam umiejętności. Teraz... nie wiem - przyznała Isil. - Pamiętam, że biegałam. Chodziłam po drzewach. Teraz to wszystko jest jak sen. Teraz nie potrafię nic, poza tym, że widzę, słyszę. Skuteczność tego ostrza zależna jest od dzierżącego. Słyszałam tylko, że się nie tępi. A język...
Szabla zamilkła na moment, przypadkowo dokładnie w tym momencie, w którym zawartość rezerwuaru w kosturze wyczerpała się. Awaren czuł się lepiej, ale czy wystarczająco dobrze, żeby podróżować jutro z Yrohem na Akademię i z powrotem? Może jeśli się dziś wyśpi, to istniała szansa, że będzie miał odpowiednio dużo siły na podobne wędrówki przez astralne połączenia.
- Myślę, że to też mój język - przyznała w końcu Isil, gładko przerzucając się na elficki. - Mówienie w nim przychodzi mi naturalnie. Nie pamiętam. Nikt wcześniej w nim do mnie nie mówił. Przypomniałeś mi.
Nie mogła wiedzieć, jak bolesne jej słowa będą dla maga, albo mogła, ale nie przyszło jej to do głowy. Już wcześniej wydawała się nieco nieobyta, choć wyraźnie się starała. Awaren nie miał pojęcia, kogo zamknięto w tej broni i dlaczego, ale z pewnością nie był to nikt uczony, ani pochodzący z wyższych sfer, bo bieganie i skakanie po drzewach wybitnie się w to nie wpasowywało. Czy więc dziwiły go sporadyczne komentarze nie na miejscu? Isil wysłuchała odpowiedzi i błysnęła.
- Nie - odpowiedziała wystarczająco późno, by nie uznać tego za grzecznościowe zaprzeczenie. Wydawało się, że naprawdę się nad tym chwilę zastanowiła. - Wyglądasz młodziej. Swobodniej. Mniej elegancko i poważnie, bardziej... hm. Ludzko.
Zza drzwi do uszu Awarena dotarły głośne śmiechy jakichś ostatnich uczestników bankietu, którzy najprawdopodobniej utopili zaniepokojenie w morzu alkoholu. Pijani orkowie nie byli szczególnie subtelni, w niczym, co robili, łącznie z chodzeniem po korytarzach. Ktoś odbił się od drzwi i beknął siarczyście, a huk poniósł się po komnacie elfa.
- Nie chciałam sprawić ci przykrości tym pytaniem - Isil wciąż mówiła w ich języku. - Wiem, o czym mówisz. Rozumiem. Czy byłam elfką? - spytała, chociaż Awaren nie mógł tego wiedzieć. - Mówiłam ci już, że miałam takie włosy. To pamiętam. Były ciemne, długie i gęste. Jak twoje. Tutaj ich nie mam. Brakuje mi ich. Brakuje mi...
Przerwała gwałtownie. Elf mógł nie mieć wcale ochoty słuchać o tym, jak funkcjonowało się jej w tym dziwnym położeniu, w jakim się znalazła. Miał teraz inne sprawy na głowie, własne problemy, problemy Ushbara, problemy całego świata.
- To był książę? - spytała, zmieniając temat i przy okazji przechodząc z powrotem na wspólny. - Ten ork, który tu był, to był syn władcy tego kraju?
Obrazek

Cesarski Kompleks Pałacowy

163
POST POSTACI
Awaren
Opuszczając oczy na przygasający rezerwuar, Awaren mógł jedynie westchnąć z żalem. Nie był zbytnio zaskoczony tym, jak szybko został wyczerpany, ale to wcale nie znaczyło, że nie czuł się tym rozczarowany. Winić za to nie miał oczywiście prawa nikogo innego poza sobą samym. Po nieszczęsnym wypadku w kopalni i wszystkim tym, co nastąpiło po nim, był na tyle zabiegany, żeby zupełnie zapomnieć o swojej rutynie z systematycznym doładowywaniem go. Będzie musiał zdecydowanie coś z tym faktem zrobić w nadchodzącej przyszłości.
Wychylając się ze swojego miejsca na łóżku, odstawił kostur obok mebla i roztarł dłonie, które w przeciwieństwie do reszty ciała, nie rozgrzały się za dobrze nawet z pomocą magii.
- Może naprawdę powinienem nauczyć się podstaw szermierki... - mruknął do siebie niepewnie i zaraz pokręcił głową, przypominając sobie, że nie było tu nikogo, kto mógłby mu je przedstawić. Przecież żaden ork nie wziąłby go na poważnie, a nawet jeśli, to tego typu nauka jak nic groziła przypadkowym rozczłonkowaniem! Yup, jak nic beznadziejny pomysł. Choć może...? Może mógłby przynajmniej poobserwować? Był dobrym obserwatorem i szybko się uczył. Na pewno istniała jakaś szansa na podłapanie odpowiednich ruchów, które później sam mógłby przećwiczyć? Prawdopodobnie? Była też naturalnie Zola... Ale na razie chyba nie chciał zanadto wdrążać się w temat. Isil mogła być wyjątkowo lekką bronią, ale to nie znaczyło, że jego żenująca wytrzymałość pozwoli mu nią wymachiwać do woli.
- Miło w każdym razie mieć kogoś, z kim wreszcie będę mógł od czasu do czasu porozmawiać w ojczystym języku - odezwał się, również przechodząc na elfi. - Wierz mi lub nie, ale nie miałem sposobności używać go od LAT - chyba że akurat mówił sam do siebie.
Jeśli Awaren miałby zgadywać, powiedziałby, że za swojego bardziej humanoidalnego życia Isil miała szansę należeć do leśnej braci. Wspinaczki, skakanie i te sprawy. Uznał w każdym razie, że lepiej nie dopytywać i nie prowokować ewentualnych pytań w zanadrzu. Zwłaszcza zważając na to, jak w obecnym świecie prezentował się status tego akurat odłamu ich rasy. W zasadzie byli na skraju wyginięcia tylko trochę bardziej, niż Wysokie Elfy.
"Ludzko", ledwie powtórzył w myślach, by chwilę później wzdrygnąć się tak mocno pod wpływem uderzenia o jego drzwi, że prawie oderwało jego siedzenie od posłania. Jego serce również.
- Doprawdy... - jęknął, przytykając jedną dłoń do klatki piersiowej i pozwalając ciału zupełnie opaść na bok. Pewnie powinien przynajmniej obmyć twarz, być może zastanowić się nad kolejną kąpielą, ale... Nie miał na to sił. Nie miał nawet chęci, co kiedy indziej byłoby dla niego nie do pomyślenia. Układając się wygodniej na boku, twarzą skierowaną w stronę biurka, gdzie w dalszym ciągu spoczywała szabla, wykonał bliżej nieokreślony ruch ramionami.
- Chciałbym móc poczuć się tak, jak to opisujesz - przyznał cicho. - Młodziej. Swobodniej. ...być może jutro.
Wciąż nie był tak śpiący, jak być powinien, ale zmęczenie powoli zaczynało oddziaływać na jego ciało i umysł, miarowo spowalniając ich funkcje i wprowadzając w niemal letargiczny stan.
- Mogłaś być elfką. Trudno powiedzieć na pewno bez większej ilości informacji - dodał powoli, przecierając dłonią twarz, a następnie układając na niej głowę. Nie chciało mu się nawet przebierać. Byłoby to prawie obrzydliwe, gdyby nie miał tego obecnie w nosie. - I tak. To był książę. Książę Ushbar. Syn Buliara IV, obecnego cesarza Urk-hun i jego...
Następca nie opuściło tym razem jego ust.
- Może prezentować się na pierwszy rzut oka dość brutalnie i samolubnie, ale to zdolny przywódca. Sprytny, bystry... Nawet charyzmatyczny, kiedy trzeba... - ah, doprawdy, nawet mimo trawiącego go uczucia goryczy na myśl o tym orku, wciąż nie potrafił wyrażać się o nim na głos przed kimkolwiek inaczej niż w superlatywach. A przecież był samolubny. I brutalny. W obu przypadkach na wiele sposobów. - Myślisz... Że mogłabyś mnie obudzić o świcie?
Chciał się wyspać i jednocześnie mieć dość czasu, żeby móc w spokoju umyć się i przygotować. Być może poprosić kogoś o pomoc w sprzątnięciu szkła.
Foighidneach

Cesarski Kompleks Pałacowy

164
POST BARDA
Isil wysłuchała odpowiedzi, znów na długo potem milknąc. Mimo, że nie mówiła wcale tak dużo, w szczególności w porównaniu do Awarena, to lata spędzone u boku orków musiały nauczyć ją zachowywania się tak, by nikogo przesadnie nie irytować.
- Jest... wysoki - oceniła tylko, z pewnością mając na myśli Ushbara. - Tak. Mogę cię obudzić.
W jej ostatnie słowa wkradła się jakaś emocja, ale przytępione zmysły zmęczonego elfa nie pozwoliły mu na zorientowanie się, co takiego mogło rozbrzmieć w głosie szabli. Nie przeszkadzała mu już więcej, gdy szykował się do snu, zwłaszcza, że tego szykowania wcale nie było tak dużo. Wkrótce stracił kontakt z rzeczywistością, gdy jego ciężkie powieki opadły, a zmaltretowane dziś zbyt wieloma wydarzeniami ciało dostało możliwość należytego odpoczynku. Khadi byłaby z niego dumna, gdyby wiedziała, że faktycznie postanowił przespać całą noc, zamiast szukać dla siebie kolejnego zajęcia.

- Awaren?
Mogło minąć może pięć minut, zanim znów dobiegł do niego cichy, niepewny głos Isil. Kiedy jednak z trudem udało mu się otworzyć oczy, zobaczył, że słońce malowało już ściany jego komnaty ciepłym złotem poranka. Zupełnie nie wiedział, kiedy minęła noc, a poduszka, od której odkleił twarz, zostawiła na jego policzku ślad świadczący o tym, że tak, jak padł, tak też się obudził, przespawszy całą noc kompletnie bez ruchu. Miało to swoje plusy - drastycznie skrócone włosy nie miały okazji powyginać mu się we wszystkie strony.
W pomieszczeniu panował okrutny chaos. Fragmenty rozbitego lustra rozsypały się po całej podłodze, tworząc mozaikę, którą być może można by było docenić, gdy słońce stałoby w zenicie i rzucałoby odblaski na ściany, ale teraz tylko tworzyły zagrożenie dla maga, gdyby postanowił przejść się boso. Smutny wrak lustra, rama z kilkoma pozostałymi, trójkątnymi kawałkami szkła, straszyła ze ściany. Tak samo straszyła też szata, jaką Awaren wybrał na wczoraj - pomięta i potargana zdecydowanie wymagała zmiany, zanim elf postanowi wybrać się na umówione spotkanie z Yrohem.
Gdy szabla zobaczyła, że elf podnosi głowę, nie odzywała się już więcej, uznając swoje zadanie za wykonane.
Obrazek

Cesarski Kompleks Pałacowy

165
POST POSTACI
Awaren
Sen zmorzył go, zanim zdołał się zorientować i tak samo został zakończony wiele godzin później. Jego ciało nadal wydawało się ciężkie i nieco rozlazłe, kiedy powoli znajomy już głos Isil zmusił go do uchylenia powiek i leniwego podniesienia się na rękach do bardzo nieeleganckiego siadu okrakiem. Głowa nieco go ćmiła. Nic wielkiego. Zapewne efekt nienaturalnie długiego dla jego ciała czasu, jaki tej nocy przeznaczył na odpoczynek.
- ...już pora? Mhmm... Wstaję... Wstaję - zamamrotał, leniwie przecierając dłonią oczy.
Dochodzenie do siebie zajęło mu dłużej niż zazwyczaj, ale ostatecznie był w stanie w pełni przytomnie rozejrzeć się po pomieszczeniu. Pierwsze zaskoczenie na widok szkła rozsypanego po podłodze minęło wraz ze stopniowo wracającymi szczegółami poprzedniego wieczoru.
- Ughhhh! - wydał z siebie cierpiętniczo, upadając plecami z powrotem na posłanie. Zakrywszy ramieniem twarz, pozwolił sobie na dobrą minutę przeżywania i wewnętrznego lamentowania. - Idiota... Idiota, idiota, idiota...! - jęczał, uderzając nogami o łóżko, niczym robiące rodzicom aferę dziecko. - Co ja sobie myślałem? Czy w ogóle myślałem?! Nic dziwnego, że ten diabelny pałac opływał w niekompetencję i błędy rachunkowe! Właśnie dlatego nie pozwala się gorącokrwistym narwańcom na podejmowanie żadnych decyzji! Spędziłem tu za dużo czasu? Czy to dlatego, że otacza mnie społeczność opierająca swoje życie na myśleniu mięśniami, a dopiero potem mózgiem?! Przez amulet?! Teraz moje włosy i wyżywanie się na meblach, a później co, ah?! Nawrzeszczę na cesarza?!
Rozrzucił ramiona na boki i odetchnął, czując się odrobinę mniej żałośnie, gdy już pozwolił sobie popsioczyć do samego siebie. Obecność drugiej, mogącej go słuchać osoby bynajmniej mu w tym nie przeszkadzała. Po prostu tego potrzebował. Oh. Racja. Isil.
- Dzień dobry, Isil - przywitał się, jeszcze raz podnosząc do siadu.
Spuszczając nogi z łóżka, wygładził kompletnie zrujnowaną szatę i niepewnie przeczesał włosy na karku. Lekko.
- Posprzątać, wykąpać się, napisać list... Dwa listy. Zjeść? - zaczął wyliczać sam do siebie, spuszczając nogi i wkładając lekkie buty, w których mógłby przejść nad szkłem. - Spotkać się z Yrohem, odwiedzić akademię, spotkać rektora i spróbować go nie obrazić, ujawniając wprost konspirację toczącą się pod jego nosem. ...W końcu brzmi jak coś, co mogę zrobić dobrze. Zobaczmy... Potrzebuję asysty do późniejszego przesłuchania. Mm. Może to też będę mógł załatwić osobiście, zamiast pisać kolejny list?
Skupienie myśli na zadaniach bieżącego dnia byłoby zdecydowanie prostsze, gdyby zbyt wiele rzeczy dookoła nie przypominało mu o błędach poprzedniego.
Krzywiąc się mimowolnie, zdecydował się wyjrzeć na korytarz i sprawdzić, czy w pobliżu nie krzątał się ktoś ze służby. Nie miał najbledszego pojęcia, co zrobić z tym całym szkłem! I naprawdę potrzebował kąpiel! Królestwo za kąpiel!
Foighidneach

Wróć do „Karlgard”