Re: Ciemna uliczka.

31
Aart przyjął dumnie podarunek od staruszki, po czym spojrzał w jej oczy. Widać było w nich mądrość i doświadczenie, którego temu długowiecznemu stworzeniu jeszcze brakowało.
- Mam nadzieję, że wszystko ułoży się po waszej myśli i nikt nie będzie was zadręczał... Bądźcie zdrowi!- powiedział w mowie wspólnej.
Zaraz po wypowiedzeniu ostatnich słów ruszył chyżo w stronę konia, który stał niedaleko. Podarunek momentalnie wylądował w jukach, to cenny dar, który musi zostać użyty mądrze. Momentalnie znalazł się w siodle i ruszył drogą, którą wskazała mu Sala.

Przenosiny do tematu: http://herbia-pbf.pl/viewtopic.php?f=39&t=275

Re: Ciemna uliczka.

32
Jednym słowem młodzieńcy mieli pecha. Chcieli obrabować podróżnego, być może kogoś nieuzbrojonego, a trafili na seryjnego mordercę, mówiąc najkrócej. Starego wygę, który umiał doskonale władać nożami, posługiwać się nimi w zwarciu, a także dość celnie rzucić. Nie tylko młodzieńcy nie ukradli konia, ale niestety stracili życie. Jeden z nich padł w trakcie próby rabunku, a kolejny zakończył swój żywot, kiedy próbował uciekać z wierzchowcem Rengara.
Nie miał oczywiście szans przy tym jak mężczyzna zbliżył się do niego na dość mała odległość i cisnął w jego plecy nożem. Ostrze wbiło się z impetem w plecy chłopaka. Złodziejaszek zachwiał się na koniu, puścił jego wodze, zakrzyczał. Spłoszyło to rumaka, niespokojnego już ze względu na tłum. Kiedy koń usłyszał krzyk, przestraszył się i stanął dęba. Zrzucił tym samym naszego nieszczęsnego młodzieńca ze sztylet wbitym w okolice łopatki. Nieszczęśnik spadł na ziemię przez to sztylet przeszedł praktycznie na wylot. W pierwszej chwili trafił chłopaka w płuco, więc złodziejaszek stracił dech w pierwszej chwili. Jego krzyk w minucie został przerwany, jakby ktoś go uciął w powietrzu.
Zetknięcie z ziemią było bardzo bolesne. Oprócz tego że nóż został wbity w płuco, chłopak połamał sobie żebra, a także mocno uderzył w głowę. zamroczyło go dość poważnie, ale niestety nie stracił przytomności. Czuł, że umiera, niestety. Życie niknęło w nim jak wypalana świeca. Nie mógł się ponieść, nie mógł oddychać. Na dodatek po upadku otoczyła go chmara tłuszczy ludzkiej. Rozszalałej hołoty, która następowała na niego, na każdy centymetr ciała, uciskała go swoimi kończynami. Kopała, gniotła. Młokos chciał podnieść, bronić się, ale był bez szans. Umierał, powoli umierał, niestety z świadomością tego.
A co Rengara? Mozna powiedzieć, że wyszedł cało z opresji. Udało mu się zabić złodziejaszków, nie został ukradziony z wierzchowca, a co do jego rzeczy znajdujących się przy koniu, tego jeszcze nie wiadomo. Mężczyzna mógł spokojnie podejść do niego. Większość ludzi która obserwowała całe to zajście odsuwała się od niego, robiąc mu jednocześnie miejsce do przejścia.
Niemniej dało się wśród tłuszczy słyszeć pomruk niezadowolenia i szemrania. Z tłumu zdawało się coraz głośniej słowa "Morderca", "Do kata z nim", "Staże"! Z początku dość ciche, ale zaczęły się one nasilać. Powtarzane od ucha do ucha, z cichego niezadowolenia stały się po paru hasłem na wielu ustach.
W stronę Rengara zaczynały sypać się nieprzyjemne słowa, pogróżki, Mężczyzna mógł także wyczuć, że niektórzy z tłumu chcą wobec niego natrzeć, ale coś ich jeszcze powstrzymywał. Ponadto w jednej z chwil mógł usłyszeć świst obok swojej głowy. To kamień przelatujący dosłownie parę centymetrów od jego ucha. A więc zaczynało się robić coraz bardziej niebezpiecznie. Czy szukanie kogokolwiek było czymś dobrym w tej sytuacji?

Re: Ciemna uliczka.

33
Widząc że jego minuty chwały mijają w zatrważająco szybkim tempie, Rengar zmienił podejście i skoro nie uda mu się dorwać jedynego chodzącego dowodu by wyczyścić jego ręce z tak obrzydliwych oskarżeń, mężczyzna postanowił ponownie zastraszyć tuszę, tym razem jednak postarał się obejść bez interwencji miecza, czy też noża. Jeżeli oczywiście nie uda mu się zastraszyć tuszę, ruszy wierzchowcem na przód i będzie rąbać na lewo i prawo.
- Zawrzeć ryje skurwysyny! Obrzucacie obelgami i kamieniami wysłannika samego ambasadora z Keronu?! Czy wasze zapyziałem mordy ostatki rozumu opuściły!? Wpierw mnie okradać z konia! Teraz mordercą nazywać?! - - Jego bardziej blada karnacja i tym razem zmieniona barwa głosu, mogła by zwieść nawet i strażnika, a co dopiero gówno wiedzącą masę ze slamsów. Oczywiście Rengar nie był debilem i drąc ryja wdrapał się na swojego wierzchowca i ruszył przed siebie. Jeżeli tusza będzie otumaniona jego darciem ryja, ruszy wpierw spokojnie i jeżeli rozejdą się bardziej przejdzie jak najszybciej w pełny galop. No i oczywiście jak tusza okaże się za bardzo pociągnięta chaosem, Rengar ruszy szarżą na każdego kto stanie mu na drodze i będzie ciął, rąbał aż wreszcie ścieżka mu się otworzy.

Re: Ciemna uliczka.

34
Sytuacja była niebezpieczna dla naszego włóczęgi. Rozszalały tłum, widząc to co zrobił Rengar, był gotów w każdej chwili rzucić się na niego. Mężczyzna postanowił jak najszybciej ewakuować się z tego nieprzyjaznego mu miejsca. Postanowił wymyślić na poczekaniu kłamstwo, sprzedać je tłuszczy, a jednocześnie próbować uciekać. Gadka o ambasadorze Kreonu uspokoiła co bardziej krewkich mieszkańców Karlagrdu. Tłum przestał na niego nacierać, stanęli. Parę osób zaczęło zastanawiać się czy to co powiedział Rengar jest naprawdę prawdziwe. Inni parzyli nadal wilkiem na mężczyznę, ale nie wykonywali gwałtownych ruchów.
Antypatia do morderczy nieco zmalała, choć nadal tłum wykazywał raczej negatywne niż pozytywne nastroje co do niego. Niemniej Ren uspokoił na tyle tłuszczę, że mógł w spokoju wyjechać z tego niebezpiecznego dla siebie miejsca.

Spoiler:

Re: Ciemna uliczka

35
PRZENIEŚLIŚMY SIĘ STĄD Taana odzyskała świadomość po ledwie kilku chwilach. Miała zamknięte oczy, ale to na czym leżała z całą pewnością nie było słomą rozrzuconą po całej stodole na farmie przyklasztornej, ani nawet kamieniem, jakim była wyłożona jej podłoga. To coś było... błotem. Cuchnęło tu okropnie, słychać nie było nic, poza jakimiś pojedynczymi zawodzeniami albo cichym brzęczeniem miedzi. Do tego było tak zimno, że kuna dostała gęsiej skórki. Z całą pewnością znalazła się w zupełnie innym miejscu, bardzo oddalonym od farmy...

Re: Ciemna uliczka

36
Smród i syf. Kloaka i breja... I mrożące zimno.
Cudownie. A więc takie skutki ma ta teleportacja...
Taana podniosła się do siadu, próbując nie oddychać zbyt głęboko. Nie mogła nawet przyłożyć ramienia do nosa, bo cała robocza bluza i robocze spodnie, jakie przeniosła wraz ze sobą z farmy, były totalnie uwalane jakimś gównem... Co to za miejsce? I dlaczego jest tak zimno? I co to za zawodzenie?

Kuna westchnęła cicho, czując, że jeszcze trochę poddycha i będzie wymiotować. Dobrze że miała buty i że nie musiała stać w tej brei na bosaka. Ruszyła ostzożnie przed siebie, szukając wzrokiem jakiegokolwiek źródła światła. Znów nie miała nic, poza usmarowanym błotem ubraniem i kryształem, o ile nie zniknął w trakcie calego zamieszania... Sprawdziła w kieszeni – czy jest?

Zawodzenie i brzęczenie sugerowało jakieś pomieszczenie więzienne. A może po prostu straciła przytomność i braciszkowie dorwali ją, i wsadzili gdzieś lub wydali jakimś władzom? Szlag by to...
Krocząc z ciamkaniem starała się dotrzeć do jakiejś ściany, a gdyby udało się jeszcze coś zobaczyć, to byłby sukces na miarę całej tej popieprzonej sytuacji...

Re: Ciemna uliczka

37
Taana podniosła się na nogi, wypatrując wyjścia z tego przeklętego miejsca. Sięgnęła do kieszeni, aby sprawdzić czy jest tam jeszcze kryształ. Był na swoim miejscu, zresztą w ogóle się nie zmienił. Była tam też owa notka znaleziona przy wisielcu. Źródłem zaś zawodzenia i brzęczenia okazał się jakiś żebrak, który szedł po ulicy jako jedyna żywa dusza i grzechotał miską z jakimiś zafajdanymi miedziakami. Był kulawy i ślepy, nie mógł więc dostrzec, że poza kuną, która dosłownie przed minutą pojawiła się tu znikąd, nikogo nie było. Uliczka co prawda duża nie była, wyglądało na to, że znajduje się w jakiejś dzielnicy biedoty.

Re: Ciemna uliczka

38
Wystarczyła chwilka ogarnięcia i gdy szok (prawdopodobnie) wywołany tajemniczą teleportacją minął≤ Taana zorientowala się, że niebo jest nad jej głową, a policzki muska świeże powietrze. Smród zaś, przed chwilą wypełniający, zda się, cale nozdrza, teraz okazał się być smrodem najbliższego miejsca (cuchnęło totalnie, skoro leżała na tym, co cuchnie): dalece nie cały dostępny krajobraz był wypełniony kloaką. Rozejrzała się więc szybko, żeby stwierdzić inne potrzebne szczegóły: jaka pora doby? jaka pogoda? jaka zabudowa okolicy? czy jakieś niebezpieczeństwa?

Błotnista uliczka i jakieś śmieci – oto scena, na której ostatecznie odnalazła się kuna. Nadchodzący żebrak i jego miedziak w misce – jedynym źródłem zastanawiających odgłosów. Po krótkiej obserwacji stwierdziwszy, że jest chyba ślepy, Taana podeszła do niego.
– Dokąd idziesz, człowieku? – zapytała, starając się, by brzmiało to możłiwie – jak na nią – łagodnie. – Pomoge ci może, co? Bo chromiejesz. Tu: moje ramię... – podała mu ramię, żeby się wsparł, a konkretnie – żeby szybko odczuł wdzięczność, pomnożoną przez zaskoczenie. Nie sądzila, żeby się chciał wyrywać, a jego mizeria w tej chwili nie była bynajmniej większa niż jej, Taana nie czuła ani wstrętu, ani odrzucenia, natomiast musiała zadać kilka pytań. A skoro los podepchnął jej tylko tego żebraka – to niech on posłuży za informatora.

Re: Ciemna uliczka

39
Teleportacja, jak to teleportacja, była błyskawiczna, zatem cały czas był ranek. Zabudowa w tym miejscu typowa dla miejskich dzielnic biedy, bardzo podobna do tej z Saran Dun, gdzie Taana poznała Wolnych, dla których teraz miała wykonywać zadanie, o którym przypomniało jej się kiedy spojrzała na wypadłe jej z kieszeni kryształ oraz kartkę papieru, której do tej pory nie udało jej się rozczytać, a po które sięgnęła ręką, na której wciąż widoczne były ślady podrapania jej przez dziewczynkę w lesie.

Na jej widok (a właściwie to posłużyły tutaj zapewne inne zmysły, bo żebrak przecież był ślepy) idący ulicą mężczyzna zatrzymał się. Otworzył usta, a po chwili uśmiechnął się nieco jak szaleniec, odsłaniając przy tym swoje pożółkłe zęby.
- Panienka zechce nu zębem poratować... - i zatrząsł swoją miską z miedziakiem. Dopiero teraz kuna zauważyła, że ten "miedziak" to wcale nie była moneta. To był pierścień, taki sam jak ten, która nosiła ona.

Re: Ciemna uliczka

40
"Zębem"?...
Ach – waluta urkhuńska! A więc to faktycznie jest chyba Karlgard...
– Zasłużysz na nagrodę, dobry biedny człowieku, ale najpierw zadam dwa pytania – zdecydowała, starając się zabarwić swój ton życzliwym uśmiechem. – Na początek – powiedz mi, czy wiesz, co dokładnie masz w swej misce. Nicem ci stamtąd nie wzięła, możesz wysłać dłoń po odpowiedź.
Jeśli żebrak dalej kuśtykał, zrównała z nim tempo, wciąż podtrzymując nienachalnie za ramię, aby czuł, że skora jest mu życzliwie i bezinteresownie pomagać.

Re: Ciemna uliczka

41
- Toż to tylko drobny miedziak na skromne utrzymanie - zawodził starzec, choć widać było, że lekko nim wstrząsnęło, kiedy Taana o tym wspomniała. - Chyba muszę... - zaczął, ale nie dokończył, bo chwilę później wyrwał się z jej uścisku, porzucił swoją kulę i niemalże przeczołgał się do jednej z bocznych uliczek. Oparł się o ścianę łapiąc oddech, a potem zerwał opaskę ze swoich oczu i odwrócił się w kierunku kuny. Wyglądał już zupełnie inaczej, choć nie zmienił się znacząco.
- A więc to ciebie tu przysłali... - powiedział dość tajemniczym głosem. - Dobrze, dobrze... Dowiedziałem się tylko tego, że mag ma na imię Khalil. Nasz agent utrudnia mu działanie jak tylko może, ale to się ogranicza w zasadzie tylko do spowalniania go. Nie wiem gdzie jest, ale jedno mogę powiedzieć na pewno - nie dotarł jeszcze do Karlgardu. Nasi ludzie w Wushoh też nie donieśli mi jeszcze, aby tam był. Jak dojdzie, szykują tam dla niego drobną niespodziankę... - rozejrzał się dookoła, jakby się nad czymś zastanawiał. - Idź tam, na południe. Niedaleko stąd mieszka jeden kartograf, może sprzeda ci mapę miasta. Postaraj się zrobić tak, żeby skurwiel nigdzie nie był mile widziany. Jakbyś mnie potrzebowała, znajdziesz mnie w porcie.

Re: Ciemna uliczka

42
Gdyby się teraz kuna uparła, że starzec jej nie zaskoczył – klamalaby. Ruszyla za nim w zaułek możliwie najszybciej, jak się dało, zanimjeszcze szok z nieij opadł. Nachylona słuchała, zerkając co jakiś czas kontronie na wylot uliczki, czy ktoś nie przeszkodzi jej w zbieraniu informacji. Czy tego chciała, czy nie – ta scena była najważniejszą sceną jej życia odkąd ruszyla na trakt, by przejąć rozkazy i zabić posła. To po te informacje szła niekończące się dni, pozbawiona wszystkiego, gdy uciekła cudem z szubienicy. To na nie czekała, gdy kombinowała, jak wyrwać się z dziwnego klasztoru-farmy...

Kiwnęła tylko głową. Tam – na poludnie... Oczywiście. Kartograf. Hm... "sprzeda"? Precież ona nie ma ani grosza.
– Jasne – odrzekła, gdy udawany żebrak skończył. – Mam nadzieję, że "sprzeda" to tylko takie wyrażenie, bo nie mam ani grosza. W zasadzie, można powiedzieć, w przeciwieństwie do ciebie... – na tych słowach przeniosła spojrzenie na miskę z miedziakami. – Ile może mnie kosztować taka mapa?
Dotychczasowe przygody nauczyły ją już dostatecznie jasno, że jeśli coś się może spieprzyć, to się spieprzy. I nie chciała temu pomagać kretyńskim brakiem kasy. Inna zresztą rzecz, że zupełnie nagle poczuła zupełnie dramatyczny, wilczy głód. Jeśłi z przeciągu pół doby nie zje czegoś naprawdę porządnego – będzie słabnąć; nie ma rady. Nawet jmając przed sobą ostatnią (jak miała nadzieję) fazę tego zadania, rzucającego nią od krańca świata do krańca świata.

Re: Ciemna uliczka

43
Starzec dziarskim krokiem ruszył w stronę głównego miasta, zatrzymały go jednak słowa Taany.
- A tak, tak... - mruknął pod nosem. - U wylotu tej zawszonej dzielnicy mieszka lichwiarz. Tam możesz pożyczyć trochę monet. Szybszego sposobu nie ma, no chyba że zwinęłabyś coś kupcom na targowisku. Ale zważając na wagę twojego zadania, lepiej nie ryzykować aż tak wiele... - i ukazując pożółkłe zęby, zniknął za rogiem.

Re: Ciemna uliczka

44
W misce nie było ani grosza, za to był pierścien jednoznacznie determinujący istotę tego spotkania.
– Tak, to mnie przysłali... – powtórzyła, nagle zamyślona nad meandrami swego losu. Słuchała żebraka uważnie, nie tylko gdy mówił o Khalilu i chwilowo słabej skuteczności dotychczasowych wysiłków, ale i gdy informował o lichwiarzu. Kiwnęła głową i pożegnała mężczyznę skinieniem.
Znów została sama.
Sama z zadaniem – i znów bez grosza i oręża. Dziwny los.
Ruszyła więc we wskazanym kierunku, by odszukać lichwiarza. Liczyła, że jego lokalizację zdradzi szyld, i skoro tylko takowy zobaczyła – nie stało już nic na przeszkodzie, żeby wejść i znów się pięŻnie wzorcowo zadłużyć lub pozbawić czegoś, co można by uznać za cenne – choć w obecnej sytuacji poza sobą samą i pierścieniem musiałaby mu chyba zostawić robocze ubranie braciszków...

Re: Ciemna uliczka

45
Taana szła we wskazanym przez fałszywego żebraka kierunku licząc na to, że rozpozna dom lichwiarza. Mijała przy tym różnych ludzi, od kobiet piorących stare, podarte szmaty, przez kroczących ulicami w niedwuznacznym stanie mężczyzn, na tych siedzących w kątach, schowanych tam przed światem i delektujących się "chlebkiem" kończąc. Nikt nie zdawał się zwracać na nią uwagi, najwidoczniej ta dzielnica nie takich typów już znała... W końcu, kiedy powoli zaczęła tracić już nadzieję i chciała zawracać, bo doszła do palisady najwidoczniej oddzielającej tę dzielnicę od reszty miasta, usłyszała głos siedzącego na ławce faceta w niebieskim płaszczu, z drewnianą nogą i gęstą brodą, o którym myślała, że spał:
- Hej, ty tam! Nie potrzebujesz trochę pieniędzy? - spojrzała na dom, pod którym siedział. Faktycznie dosyć wyróżniał się na tle pozostałych. Nie był może jakiś bardzo wystawny, ale na pewno solidny.
ODPOWIEDZ

Wróć do „Karlgard”