Re: Ciemna uliczka.

16
W końcu mu się udało. Pozbył się małych wredot, jednak natrafił na kolejną przeszkodę. Półork zdawał się być mądry i oszołomiony tym, co powiedział mu przed śmiercią jeden z agresorów, którzy napadli kobietę. Nie rozumiał nic z tej mowy, co sprawiało, że ciśnienie podskoczyło do góry. Czuł się głupi.Wtem nadbiegła kolejna osoba, teraz starała się pomóc kobiecie spowitej czernią. Nic tylko świadków od groma, a on nie wiedzial za bardzo jak wybrnąć z tej sytuacji.
Jest mistrzem strzelectwa. Odszukał wzrokiem swój łuk. Jeśli miał go pod ręką, bądź niedaleko od razu poczynił starania, aby dostać go wręce. Spojrzał wymownie na kobietę, która znajdowała się w uwięzi olbrzyma. Miał nadzieję, że w jego oczach zobaczy co on ma zamiar zrobić. Kiedy tylko się tak stało szybkim ruchem wymierzył strzałę w strażnika i strzelił. Jego celem było oko półorka.

Jeśli zaś manewr z łukiem mu się nie udał, bo ten nie był w jego zasięgu, postanawia podjąć konwersację. Wstał pewnym ruchem i spojrzał prosto na półorka.
- Czy poczciwy obywatel zabawia się w czarną magię i atakuje kobietę?- powiedział w mowie wspólnej. Miał nadzieję, że zyska troche czasu, a półork zacznie z nim rozmowę.

Bądź co bądź, jeśli półork będzie chciał go pojmać będzie się przeciwstawiał. Jest zwinny i nie powinno mu to przynieść żadnego trudu.

Re: Ciemna uliczka.

17
Dobra, nie czekamy na Ancheta. I tak za długo nam zeszło.

Zygfryd.
Kupiec, choć słyszał, że jego kram najprawdopodobniej zostanie ograbiony i rozwiązany, postanowił iść w ciemną uliczkę. Szedł, szedł aż w końcu wyszedł na większą ulicę, szerszą, bardzo podobną do tej na której zostawił swój kram. Na większej drodze zobaczył swojego znajomego Ancheta, niemniej ten nie odezwał się na zadane przez kupca pytanie. Zygfryd pytał o małego smyka - przewodnika. On zaś wbiegł do zaułka, który znajdował się naprzeciwko kupca oraz długowłosego wojaka. Z niego dobiegał dość dziwny dźwięk. Pomieszanie krzyków, przekleństw, gróźb i różnej mowy - wspólnej jak i języka orków. W tej całej kotłowaninie usłyszał żałosny płacz i krzyk małego, wzywającego o pomoc. Głosik ten brzmiał znajomo, jakby kupiec go słyszał już wcześniej. Ponadto z ciemnej uliczki wyleciała mała postać, sięgająca mężczyznom najwyżej do pasa. Była ona odziana w opończę nieokreślonej barwy, owiniętą niedbale na ciele. Troll o brzydkiej facjacie i zarośniętej głowie biegł dość mocno przerażony na nich. Mamrotał coś niezrozumiałego pod nosem. Pęd strachem był tak wielki, że nie zauważył, że ma przed sobą dwóch ludzkich mężczyzn do tego dość wysokich. Troll biegł na nich niczym byk na torreadora. Wypadek z którymś z mężczyzn był nieunikniony.
Ponadto z zaułka dało się słyszeć coraz większy rozgardiasz oraz krzyki. Coś tam się działo.

Aart.
Elf zaś znajdował się w położeniu nie do pozazdroszczenia. Z jednej strony strażnik wraz z uciekinierką Salą (babcia z czarnej łachmanie, zapamiętaj Aarcik i jak będziesz zwracał się do niej to proszę, używaj imienia czy określenia jej wieku, bo trochę się pognębiam w odpisie) a z drugiej ranną kobietę wraz z malcem, który próbował sprowadzić dla niej pomoc. Troll, który wpadł na chłopaka uciekł w uliczce. Nadal znajdował się poturbowany troll, który jednak teraz jęczał trochę ciszej. Malec zaś zawodził jak obdzierany ze skóry. wyraźnie nie mógł opanować się i ryczał na całe gardło.
Elf postanowił złapać swój łuk. W ferworze walki zapodział się on gdzieś. Niemniej posunięcie to jest widoczne dla wszystkich. Wzrok półorkowego strażnika podążał za Aartem dość mocno. każdy jego ruch był śledzony. Tak więc na nic się zdało to, żeby elf dobył łuku.
Pozostała więc druga opcja - rozmowa. Aart postanowił podejść do strażnika i zacząć konwersację. To również się nie udało, gdyż strażnik wykazał większe zainteresowanie dzieciakiem i nieprzytomną postacią. Kiedy poznał chłopaka błagającego o pomoc dla swojej pani zakrzyknął ze zgrozą.
- Wszak to córka Ugudura Wubaradunda, najpotężniejszego kupca w Karlagardzie. Wszędzie poznam tego młokosa. Wszak to jej chłopiec na posyłki. Nie odchodzi wszak od niej. Trzeba jej jak najszybciej pomóc! - po tych słowach spojrzał na elfa. Wzrok miał surowy, ale jednoczesnie patrzył na Aarta jakby oczekiwał od niego przysługi. Elf mógł ujrzeć w jego spojrzeniu także ... lęk?
- Rusz dupę chędożony leśny niziołku. Łap pannę, musimy czym prędzej znaleźć pomoc! Jej ojciec na pewno niepokoi się jej zniknięciem.
Strażnik sam chciał poderwać się i podnieść kobietę, ale przypomniał sobie o Sali. Uciekinierka siedziała spokojnie, nie wyrywała się i wykazywała żywe zainteresowanie całą sytuacją. Czekała na rozwój sytuacji.
Elf w tym momencie miał zaś możliwości wybawienia się z nieco kłopotliwej sytuacji. Kto wie, może dodatkowo zostanie obwołany bohaterem?

Rengar
Ten zaś miał do czynienia z drugim strażnikiem, który chciał zrobić mężczyźnie coś na kształt rewizji osobistej. Strażnik zbliżał się dziarsko do Rengara, nie przypuszczając, że mężczyzna chce go zabić. Tyle że cały proceder mogło powstrzymać coraz większe zamieszaniu jakie działo się po tym jak Zygfryd odszedł od swojego kramu. Coraz więcej osób zbierało się przy nim, zabierało co wartościowsze rzeczy. Zwierzęta znajdujące się przy nim zaczęły być coraz bardziej niespokojne. Mule wydawały się być niewzruszone tym co dzieje się wokół nich, ale koń zaczął chrapać i parskać niespokojnie. W pewnym momencie koń Ancheta, który znajdował się przywiązany przy wozie. Zwierzę zaczęło wierzgać i niespokojnie przestępować z nogi na nogę. W pewnej chwili zerwał się z uprzęży którą był przywiązany. Przestraszony koń pognał przed siebie... Dosłownie na wprost Rengara oraz strażnika.
Tłuszcza, która znajdowała wokół wozu zaczęła rozbiegać się przerażona wśród krzyków i przepychanek. Ona także wędrowała w stronę naszych dwóch bohaterów.
Ale wróćmy do strażnika i Rengara. Cieć już podchodził do naszego bohatera, chciał przeszukać jego torbę, ale usłyszał i zauważył harmider jaki wyniknął przy wozie Zygfryda. Po chwili pokazał się całkiem spory tłum ludzi, orków, połorków uciekających w różne strony. Także sunących prosto na nich. Za nimi sunął koń rozpędzając całe to towarzystwo.
Przeszukanie Rengara w tym momencie stało się mało istotne. Najważniejsze było uratowanie się do całe zawieruchy. Rengar miał dwa wyjścia - ork był na tyle blisko aby zadać mu cios i jednocześnie zranić, albo uciekać póki miał możliwość.

Re: Ciemna uliczka.

18
W głowie Rengara myśl mordu się wyostrzała, cała sytuacja z tłumem była mu na rękę. Zanim rozgrabią wóz, nie zauważą cielska powoli wykrwawiającego się na ścieżce. Ale z drugiej strony, powoli w głowie tworzyła mu się kolejna myśl. Po co mordować? Wystarczy okaleczyć by nie dał rady dalej iść. Odkąd po za tym zatrudniają pół-orków w straży miejskiej? Świat schodzi na psy. Widząc że pan stróż prawa odwrócił się do niego plecami, Rengar wpierw kopnął frontalnie w kolano strażnika, tak by je złapać, a jeżeli do razu mu się to nie uda to używając swojej wagi i siły odbije się od jego kolana dając wystarczającą siłę by wybić staw i dając sobie impetu by wgramolić się na konia. Następną czynnością oczywiście będzie stratowanie każdego wystarczająco głupiego osobnika które stanie na drodze jego "rumaka", gdy będą to uciekać w siną dal. A raczej za zakręt i wtedy Rengar schowa się w najbliższej uliczce.

Re: Ciemna uliczka.

19
W końcu! W końcu półork dostrzegł sedno sytuacji, w której znajdował się elf. Przecież długouchy nie chciał po prostu pozabijać sobie małych trolli, a jedynie pomóc kobiecie, którą te kreatury zaatakowały. Spojrzał prosto w oczy strażnika, dostrzegł lęk i zakłopotanie. Nie wiedział dlaczego, jednak to teraz nie było ważne.
- Najpierw pozbieram swoje rzeczy. Nie chcę żeby mi stąd zniknęły, jak wrócę...- powiedział pewnym głosem w mowie powszechnej i wziął się do roboty. Starał się jak najszybciej odnaleźć łuk, który był dla niego najważniejszą rzeczą w inwentarzu. Gdy tylko dobył swoje oręże, przewiesił je przez plecy i ruszył w stronę strażnika. Niedaleko zbrojnego leżał troll ubity przez Aarta. Miał w brzuchu jego sztylet. Doszedł do niego i wyciągnął ostrze z nieżywego ciała. Gdy tylko to zrobił, oczyścił lśniącą powierzchnię z krwi.
Wstał.
- Teraz możemy ruszać. Masz coś przeciwko jeśli przyprowadzę tu swojego konia, aby przetransportować tę niewiastę tam, gdzie chcesz?- zapytał poprawiając ubranie. Teraz było strasznie brudne.
Jeśli strażnik się zgodzi Aart pójdzie po Miksę (imię konia) i wróci, aby położyć córkę kupca w siodle, wtem ruszy w wyznaczonym przez półorka kierunku.

Re: Ciemna uliczka.

20
Rengar
Przybysz postanowił jednak zaatakować strażnika, który patrzył na całe zamieszanie wynikające z zerwania się konia Ancheta i szabrowaniem wozu Zygfryda. Stracił zupełnie zainteresowanie Rengarem,. I to był jego błąd, dlatego, że mężczyzna postanowił zaatakować półorka od tylu. Kopnął go w kolano, sprawiając że ten przewrócił się, zupełnie zdezorientowany. Nie spodziewał się, że przybysz go zaatakuje. Strażnik przewrócił się na plecy. Przeklinał jeszcze coś, krzyczał także z bólu. Kopnięcie w goleń było naprawdę silne. W całym zamieszaniu nie było słychać chrupnięcia kości, ale przez kopniak z takim impetem jedno z kolan strażnika zostało mocno uszkodzone (nie piszę dokładnie jakie, bo to nie jest takie istotne).
Kiedy półork upadł na ziemię natychmiast poleciała na niego fala spanikowanej tłuszczy uciekajacej przed koniem, Parę osób nie zauważyło padającego strażnika i przewróciło się na niego. Powstało przez to niezłe zamieszanie. Ludzie padali na siebie nawzajem, niektórzy próbowali się wydostać, inni zaś torowali sobie drogę pięściami. W parę chwil powstała bójka. Przewrócony strażnik zniknął pod naporem padających.
Można powiedzieć, że udało się Renowi pozbyć strażnika, ale nie przewidział trudności napływających ze strony rozszalałego i przestraszonego tłumu. Kotłowanina szybko przerodziła się w bójkę, w której Ren mógł znaleźć się w samym środku. A czemuż to?
Mężczyzna po zadaniu kopniaka strażnikowi chciał jak najszybciej dosiąść konia i pogalopować w nieznane. Niestety, nie było to takie łatwe. Dwójka dzieci, wyrostków, które uciekały przed koniem, zajęła czas Rengarowi. Jeden z uciekinierów wpadł z impetem na mężczyznę. Chłopak może dostawał Rengarowi co najwyżej do szyi, ale siła uderzenia była dość wielka, ze obaj mocno się zachwiali.
Drugi uciekający wyrostek, widząc że jego małoletniego towarzysza wpadającego na Rena nieco zwolnił. Spowodowało to, ze nie zderzył się z nimi. Udało mu się także dostrzec rumaka mężczyzny. Wyrostek, nie namyślając się za wiele, pomknął w stronę konia Rengara z jednym zamiarem - ukraść go. Widział swoją szansę w tym, że jego właściciel właśnie o mało co się nie przewrócił i miał na głowie innego młokosa.

Aart.
Elf zaś znajdował się w nieco lepszej sytuacji niż wcześniej. Okazało się, że jedną z rannych leżących na ziemi jest córka bogatego kupca. Strażnik najwidoczniej zapomniał o swoich obowiązkach wynikających z pełnienia straży. Najwidoczniej wizja sporej nagrody za przyprowadzenie dziewczyny przyćmiła mu priorytety wynikające z bycia strażnikiem. Kiedy zauważył, że elf jest chętny do współpracy postanowił to wykorzystać.
- Dobrze, dobrze zbierz swoje rzeczy - powiedział do Aarta dość spokojnie i bez wcześniejszego ostrego tonu. Aż nazbyt dziwnie. Tak więc elf mógł bez przeszkód zebrać swój ekwipunek, łuk, kołczan, strzały czy też sztylet zatopiony w nieżywym już trollu.
Ogólnie pobojowisko przedstawiało strasznie. Dwóch zabitych trolli, dziewczyna półorczyca w ciężkim stanie, mały chłopczyk siedzący i płaczący przy niej. Acz jak usłyszał, że istnieje chęć pomocy jego pani, bardzo się ucieszył. Malec przylgnął do elfa, do jego nogi.
- Panie, panie - mówił piskliwym, ale już nie płaczliwym głosem - Pomóż pan mojej pani pomóż!
Oprócz zawodzenia dzieciaka, Aart mógł usłyszeć głos strażnika. Tym bardziej był on nieco bardziej natarczywy niż wcześniej.
- Pośpiesz się i idź po konia! Ona jest w ciężkim stanie, nie mamy całego dnia, aby tutaj stać! - ostatnie słowa prawie wykrzyczał.
Tak więc elf w zasadzie nie miał przeszkód aby udać się w miejsce, w którym znajdowała się jego klacz. W zasadzie nie miał przeszkód oprócz malca, służącego rannej Wubaradundówny, który przyczepił się do jego nogi niczym rzep.

Tak więc Aart możesz opuścić topic w celu udania się po swojego konia. Możesz zrobić nowy topic, lub udać się do innego, wcześniej już powstałego miejsca. Proszę cię, nie zapomnij o linkach prowadzących do odpowiednich tematów.

Anchet i Zygryd.
Wy jako, że niestety nie odpisaliście mi od pewnego czasu zastosuję wobec was pewne restrykcje. Wasze postacie znajdują się w tym samych miejscach co wcześniej. Anchet zaś jest na ulicy równoległej do tej, na której toczy się walka tłuszczy, na której znajduje się obrabowany
wóz Zygfryda.
Kupiec zaś błąka się w gdzieś w wąskich uliczkach między głównymi traktami miast. Obie postacie niestety straciły swoje wierzchowce oraz dobytek, który został obrabowany przez miejscową ludność.

Re: Ciemna uliczka.

21
Elf dość szybko pozbierał swój porozrzucany inwentarz i ruszył w stronę uliczki, gdzie znajdował się koń. Mijając zaniepokojonego strażnika i staruszkę kątem oka nawiązał kontakt z tą drugą. Mrugnął jednym okiem, tak, aby strażnik nie zobaczył co się święcił i szedł dalej. Miał plan. Może niezbyt był on fantazyjny, ale cóż, trzeba działać. Wiedział, że półorkowi zależało jedynie za nagrodzie za głowy jego i podróżniczki, a także za odnalezienie półmartwej córki kupca. Gdy znalazł się za rogiem momentalnie przylgnął do ściany. Jego koń stał i patrzył cierpliwie na swojego pana. Czekał. Tymczasem elf powoli wychylił się zza rogu, aby obserwować co się dzieje. Dłuższa nieobecność będzie podejrzana, więc momentalnie naciągnął cięciwę ze strzałą i wycelował w strażnika, a dokładniej w jego głowę.
JEŚLI PÓŁORK MA HEŁM,
długouchy celuje w najbardziej odsłonięte miejsce w pancerzu strażnika. Ma to na celu jak najszybsze ugodzenie go tak, aby zdezorientowany nie mógł szybko się otrząsnąć. Zapewne ta człekokształtna kreatura odwróci się w stronę, skąd nadleciała strzała, a wtedy elf zada drugi cios. Jego strzała wycelowana zostanie w twarz agresora.
JEŚLI PÓŁORK NIE MA HEŁMU,
elf rozprawi się z nim dość szybko (taką ma nadzieję). Jego strzała powinna znaleźć swój cele precyzyjnie. Głowa strażnika nie będzie dużym wyzwaniem dla mistrza w tej profesjii.
Z tejże sytuacji powinna skorzystać staruszka. Zapewne ma ukryte pod pazuchą jakieś ostrze, aby dobić osobę, która ją złapała i zapewne skaże ją na lochy.
Jeśli plan się uda elf przybiegnie, aby schować truchło półorka pod śmieciami i ciałami martwych trolli. Jeśli jednak nie wypali elf najzwyczajniej ucieknie na swoim koniu jak najdalej od miasta.

Re: Ciemna uliczka.

22
Widząc że jego ocena sytuacji była poprawna i tłum sam zasłonił cielsko półorka, co było nawet bardziej niż pod drodze dla najemnika. Gdy już miał się zabrać za ucieczkę z "miejsca zbrodni", najwidoczniej poprzez własną arogancję, został potraktowany niczym drzwi od stodoły poprzez jakiegoś młokosa. Widząc z ponad głowy małolata, że jakiś kolejny szczyl stara się dorwać do jego konia, wręcz z rutyną wyrobioną poprzez różnego rodzaju chojraków którzy to chcieli nie raz go okraść, wyprowadził krok przed siebie wyprowadzając uderzenie z łokcia w skroń najbliższego chłopaka. Zaś gdy przeszkoda zostanie usunięta, mężczyzna w jednym płynnym ruchu wyciągnie z rękawa nóż i rzuci nim w plecy złodzieja koni. Innymi słowy gówno obchodzi Rengara czy młokosy skończą w kałuży własnej krwi, czy jednak wyrosną na porządnych obywateli.. nah. Po rzuceniu nożem Rengar nie zatrzyma się po pierwszym kroku tylko ruszy dalej by dosiąść swego konia i postara się kontynuować swoją ucieczkę.

Re: Ciemna uliczka.

23
Aart.
Elf postanowił wykonać to co zamierzał. A więc pójść do miejsca w którym znajował się jego wierzchowiec. Szedł w wyznaczonym sobie kierunku. Strażnik zaś stracił zainteresowanie elfem, po tym jak pozwolił mu odejść do swojego konia. Złapał Salę mocniej za rękę. Przysporzyło mu to nielada problemów, bo kobieta zaczęła się szarpać i wyrywać po obejrzeniu całej sceny. Była mniejsza i słabsza od półorkowego strażnika. Z drugiej strony jednak była na pewno zwinniejsza, choć miała już parędziesiąt lat na karku. Tak oto szarpali się ze sobą, żadne z nich nie mając przez pewien czas przewagi.
I wtedy elf postanowił wyjrzeć zza rogu budynku i strzelić w stronę strażnika. Sprawę miał jednak utrudnioną na tyle, że jego trafianie nie mogło być za czyste. Strażnik zaczął się ruszać, machac łepetyną rozglądać się na wszystkie strony. Yakże w tym momencie spojrzał w stronę, z której wychylił się Aart. Dojrzał że elf zerka zza ściany i mierzy do niego z łuku. Półork chciał krzyknąć, coś zrobić, ale na działanie było już za późno. Aart miał już napiętą cięciwę łuku i strzałę gotową do oddania strzału. I to zrobił. Strzała wymknęła się z cięciwy i pomknęła w stronę strażnika. Odległość nie była za wielka między strzelającym a celem (dokładna wartość nie jest aż tak bardzo potrzebna). Elf jednak był nie lada łucznikiem, tą sprawność opanował do perfekcji. Tak więc trafienie w ruchomy cel nie sprawiło mu większych problemów.
Strzała pomknęła w stronę strażnika i trafiła go nie w twarz, ale w szyję. Bełt przeszył ciało orka na wskrość. Strażnik zacharczał, zalał się krwią, próbował łapczywie złapać powietrze. Jednak to mogło mu się nie udać. Parę chwil zajęło aby padł na ziemię nieżywy.
Elfowi udało się zabić połorka, jedynego oponenta i ciemiężyciela ludzi znajdujących się zaułku. A więc wolność i nagroda stała otworem. Ale czy elf z niej skorzysta?
(proszę jeszcze raz, opisz co postać robi po zabiciu strażnika).

Rengar.
Tymczasem na głównej arterii burda trwała w najlepsze. Ludzie wzajemnie się tratowali, przewracali, bili, a także zabijali po czasie. Rozpasany tłum żył swoim życie. Słabsze jednostki zostawały unicestwione przez te silniejsze. Ci, którzy padli już nie wstali, ci, którzy mieli kamień w dłoniach rzucił nim z zamiarem zranienia bliźniego. Każdy musiał walczyć o przetrwanie.
Podobnie było z Rengarem. Musiał walczyć o swoje życie i dobytek składający się z konia, którego chciano mu ukraść. Najpierw jednak Ren musiał uporać się z chłystkiem, który wpadł na niego z niemałym impetem. Uderzenie chłopaczka było tak silne, że Rengar się zachwiał. Najważniejsze było dla niego w tym momencie utrzymanie równowagi, a nie próba obalenia chłopaka.
Ren wykonywał szereg niepotrzebnych ruchów, mających na celu uszkodzenie ciała chłopaka. To był błąd. Młokos tak mocno oparł się o mężczyznę, że razem polecieli na ziemię. Pierwszy padł Ren, a za nim młodzieniec. A potem ... wielka fala ludzi padła na nich. Rengar mógł w jednej chwili uczuć diametralne zmienienie położenia - brak powietrza, brak miejsca do ruszenia się. Sytuacja stała się bardzo niebezpieczna i poważna.
Tymczasem drugi chłopak zajmujący się koniem Rengara poczynał sobie w najlepsze z oswajaniem rumaka. Podszedł do niego, pogłaskał, zaczął cmokać do niego aby go uspokoić. Wyjął także smakołyki dla kopytnych aby jeszcze bardziej obłaskawić konika. A ten, wiedziony głodem zaczął chłopakowi jeść z ręki.

Re: Ciemna uliczka.

24
Czując że nogi uciekają spod jego kontroli i nie uda mu się nic zdziałać, Rengar "przytulił" do siebie nicponia mocno, lewą ręką która wciąż dzierżyła tarczę, co za tym idzie tarcza nieco osłoni leżącego mężczyznę od ciosów, a także doda tak bardzo upragnioną osobistą przestrzeń w tym całym burdelu.
Och lecz Rengar nie jest jednym z tych tępych kmiotów co tylko będzie fukać na myśl o skradzionym koniu, oh nie. Zanim upadek wyciągnął z niego całe powietrze z płuc, mężczyzna sam je wykrzyczał.
- GOŃ SKURWYSYNIE! - A na to tajemnicze zaklęcie, Szarek dostał ataku paniki i pognał przed siebie w tylko dla swojego końskiego rozumku znanym kierunku. I tak ot Rengar upadł. W tym momencie zżerała go złość, podziw dla młokosów za pomysłowość i zarazem kolejna fala złości że zamiast okradać powóz musi leżeć na dnie łańcucha pokarmowego. Ale cóż, bywało gorzej, przynajmniej nadal żyje. Zatem nie tracąc ni sekundy na leniuchowanie na zapaskudzonej drodze, Rengar odwdzięczył się dla chłopca którego to tak mocno do siebie tulił. Korzystając z powstałej przestrzeni między jego ciałem a tarczą (chłopak był mocno przytulony lewą ręką, co dawało nieco miejsca dla prawej dłoni, która to bezpośrednio była zasłonięta tarczą) mężczyzna wysunął nóż prawą dłonią, z prawego rękawa i zadał dwadzieścia ciosów nożem w lewą pachę, brzuch, starając się zrobić z bebechów chłopaka krwawą miazgę. Gdy wreszcie mężczyzna poczuje ciepłotę krwi ociekającą po jego ciele, wtedy przerwie i zajmie się kolejnym ochotnikiem który to się na niego powalił, no oczywiście jeżeli nie zaczną uciekać od kwiczącego chłopaka. Broń boże mężczyzna nie puści chłopaka podczas rżnięcia go, wręcz przeciwnie mocniej go do ciśnie do siebie by mu się nie wymknął. (Jeżeli przestrzeń z jakiegoś powodu nie wydaje się wystarczająco duża by móc swobodnie pchnąć osobę przytuloną do siebie. Zatem Rengar nie tylko przytuli co siebie chłopca, zasłaniając tarczą, lecz także podkuli kolano tak, by udem zrobić swoistą podporę pod tarczę, co da mu na pewno wystarczająco dużo miejsca na oddychanie i mord.)

Re: Ciemna uliczka.

25
Obserwując, jak babcia boryka się ze strażnikiem, jednocześnie mierząc w olbrzyma strzałą było dość śmiesznym zajęciem. Gdyby nie fakt, że w tej chwili wisiała już nad nim kara śmierci, wcale tak szybko nie puściłby cięciwy. Cóż, półork zobaczył go, a to oznaczało, iż zaraz będzie bił na alarm do swoich pobratyńców; elf musiał go zabić szybko i bezboleśnie. Przynajmniej taki był zamiar. Strażnik chyba sam postanowił polec w męczarniach nie mogąc wymówić ani słowa.
Trafienie do celu nie było dla niego żadnym zaskoczeniem. Gdyby dopiero co uczył się strzelać z łuku może by się ucieszył. Kluczem tej sytuacji był fakt pozwolenia długouchemu podniesienia swej broni i puszczenia go po konia. Wtedy sprawa była już pozamiatana.
Gdy tylko cielsko zwyrodniałego funkcjonariusza prawa legło na ziemi, elf zmierzył w stronę staruszki. Gdy tylko do niej dotarł, spojrzał prosto w jej długowieczne oczy.
- To jest ratunek dla ciebie. Możesz pozbyć się wszystkiego, co ciąży ci na barkach. Możesz odzyskać wolność. Zawlecz tę kobietę do ratusza, powiedz, że uratowałaś ją.- powiedział spokojnie, po czym kucnął przy trupie orka i wyjął z jego szyi strzałę.
- Bywaj!- krzyknął biegnąc już w stronę konia.
Gdy tylko znalazł sie blisko Miksy, szybko go odwiązał i już na jego grzbiecie czmychnął w stronę bramy, aby stamtąd wybrać już się do Ujścia.

Re: Ciemna uliczka.

26
Aart.
A więc dla niego przygoda w Karlagrdzie dobiegła końca. Zastrzelił strażnika, uwolnił Salę, malca i ranną półorczycę od złodziei, skorumpowanych strażników i wszelkich typków o wątpliwej moralności. Elf był wreszcie wolny. Ale ile żywotów to kosztowało? Jak wiele krwi musiało zostać przelanej? Z tego jednak Aart będzie tłumaczył się swoim bogom, kiedy stanie przed ich obliczem. W tym momencie był wybawcą dwóch bezbronnych i rannych kobiet oraz malca. Ogorzały nicpon podbiegł do elfa i wtulił się w jego nogę. Chłopak nie dostawał mu wyżej niż do biodra. W tym momencie Aart był dla małego bohaterem.
- Uratował nas pan - powiedział dziecinnym głosikiem pełnym przejęcia - Dziękujemy, dziękujemy. Możemy iść z panem? Proszę pana, bardzo pana proszę ... - z każdym wypowiedzianym słowem malec stawał się coraz bardziej natarczywy. Jednak Sala w porę zainterweniowała:
- Przestań - powiedziała do małego. Spokojnie, acz stanowczo. Staruszka miała coś takiego w swoim głosie, że chłopak natychmiast jej posłuchał i zamilkł. Odszedł także od elfa, przysiadając przy staruszce.
- Dziękuję ci bardzo. Dziękuję. Na pewno pomogę dziewczynie o to możesz być spokojny. Nie zależy mi na sławie i chwale. Ważne aby ona żyła. Ponadto tobie również przyda się pomoc - tu Sala pogrzebała nieco bardziej w swojej starej i wypłowiałej szacie i podała elfowi zawiniątko.
- Proszę, to jest czarodziejski proszek. Wystarczy niewielka szczypta aby uleczyć ranę. Złamanie, zranienie, otrucie, oparzenie. Ten proszek może uleczyć w zasadzie wszystko. Trzeba tylko stosować go z umiarem, sypać na zranione miejsce, albo rozpuścić w wodzie jeśli obrażenie znajduje się wewnątrz ciała. Nie możesz przesadzić. Dlatego że nadmiar może być bardzo, bardzo szkodliwy. Może spowodować skutki uboczne. Dlatego też mała szczypta na palce powinna wystarczyć. Dlatego elfie, nie krępuj się i bierz go - Sala wyjęła przed Aartem dłoń z zawiniątkiem. Czy dziecię Lasu go przyjmie?

Spoiler:


Rengar.
Mężczyzna znajdował się w niewesołej sytuacji. Postanowił on ochronić się przed zalewającą falą tłuszczą przy pomocy tarczy. Sytuacja nie była w żaden sposób dobra. Na Rengara oraz młodzieńca - złodziejaszka zwaliła się wielka chmara rozpędzonej tłuszczy. Ren musiał się więc starać aby nie zostać pogrzebanym żywcem w tej fali osób. Jednocześnie mężczyzna chciał odwdzięczyć się młokosowi za wpakowanie go w to bagno za pomocą dźgnięcia złodziejaszka paręnaście razy, chcąc zrobić z jego torsu, wnętrzności krwawą miazgę.
Chłopak w pierwszej chwili był zdezorientowany, kiedy to spadł na ziemię. Nie za bardzo mógł się opierać, gdyż ze wszystkich stron nacierali na niego pędzący ludzie. Tak więc poleciał w dół razem z Rengarem. Młokos był zaskoczony. Pragnął się wyrwać, wzywać pomocy. To jednak na nic się zdało. Tłum był tak rozszalały o nie zwracał uwagi na gwałty i akty przemocy zachodzące w trakcie całego zdarzenia Tak więc to był koniec dla chłopaka. Rengar był starym wygą wyćwiczonym w biegłym władaniu nożami, szybkim ich posługiwaniu się i wyjmowaniu ich z rękawów niczym magik.
Nim biedny malec zdążył się zorientować nóż został zatopiony w jego ciele, a Rengar wykonywał niezwykle szybkie ruchy, które ćwiartowały, szarpały i miażdżyły narządy wewnętrzne. Chłopak nie miał szans na ucieczkę ani przeżycie. Nikt mu nie pomógł. A Rengar załatwił w parę chwil.
Tak więc po paru minutach mężczyzna miał na swoim ciele martwego młokosa. Jeden z plusów sytuacji.
Jednak nadal znajdował się w ogólnym położeniu nie do pozazdroszczenia. Wszak leżał na ziemi z trupem na sobie, a wokół znajdował się rozszalały tłum. Choć w trakcie zabójstwa małego parę osób zauważyło całą sytuację i przystanęło. Zrobiła się wokół Rena nieco większa przestrzeń miedzy nim. Jakieś kobiety przystanęły i zaczęły mówić o całym zdarzeniu, głośno je komentować. Kilka osób także przystanęło i zaczęło słuchać o całym zdarzeniu.
Tak więc czy to zamieszanie zadziała na korzyść czy niekorzyść Rengara?

Spoiler:
Ostatnio zmieniony 01 mar 2013, 15:50 przez Alicia, łącznie zmieniany 3 razy.

Re: Ciemna uliczka.

27
Nie wiadomo dlaczego, ale elf ucieszył się z takiego zakończenia tej sprawy. Mimo, iż musiał zabić kilku nikczeminików, czuł się z tym na prawdę dobrze. Spojrzał na malca, potem na Salę odciągającą go od niego. Chwila i uśmiech pojawiłby się na jego twarzy. Wtem staruszka podarowała mu jakiś proszek, który mógłby być przydatny w przyszłości.
- Dziękuję ci za twoją dobroć. - powiedział odbierając pakunek z rąk kobiety.
Zaraz potem zaczął chodzić dookoła uliczki i zbierać oznaki po sobie. Strzały, sztylet.
Po wykonaniu tych czynności odwrócił sie w stronę staruszki i malca.
- Bywajcie zdrowi, aby wszystko poszło po waszej myśli.- powiedział i ruszył w stronę konia, który już na niego czekał. Zaraz potem, już na jego grzbiecie, ruszył w nieznane.

Re: Ciemna uliczka.

28
Nie zwlekając ni chwili dłużej, Rengar podważył ciało młokosa tarczą i zrzucił je z siebie niczym worek kartofli. Starając się przy okazji wstać, mężczyzna rozejrzał się po mordach tuszy miejskiej i widząc że jego czyn dla dobra społeczeństwa został zauważony, uśmiechnął się obrzydliwie. Puścił rzemień od swej tarczy, która to teraz sobie bardziej swobodnie zawisła na jego lewej dłoni i dobył nią topór. Zatem dzierżąc nóż i topór ruszył przed siebie z okrzykiem niosącym miłosierdzie.
- Wara kundle mi z drogi albo powyrzynam jak świnie. - Nie czekając na to aż ich móżdżki załapią co się dzieję, utrzymując stały krok, wbił topór w czaszkę pierwszej bliższej osoby, od tak by dodać otuchy mieszkańcom slumsów że czas uciekać. Gdy wreszcie ponownie uda mu się wszcząć chaos, ulotni się tym razem już nie wymachując mieczem i toporem, w poszukiwanie konia.

Re: Ciemna uliczka.

29
Sala z wdzięcznością spojrzała jeszcze raz na elfa i wręczyła mu zawiniątko.
- Niech dobre duchy prowadzą cię podczas wędrówki podczas twojego życia. Wiem że czeka cię daleka droga - staruszka powiedziała dość tajemniczo - Sam specyfik, który ci dałam używaj z rozwagą. Możesz go użyć jedynie trzykrotnie. Pamiętaj, odrobina szczypta wystarczy na powierzchowne zranienia, a także nieduże obrażenia wewnętrzne. Nie uleczysz tym proszkiem choroby trawiącej ciało od dłuższego czasu. Złamanej kończyny również nie uleczysz tym proszkiem. Pamiętaj o tym i używaj tego z rozwagą. A teraz podążaj gdzie musisz - Sala pokazała elfowi drogę którą mógł wyjechać. Była ona inna niż ta na której znajdował się Rengar, a także całe zamieszanie którego stał się uczestnikiem.
Spoiler:



Ruch Rengara zrobił wrażenie na znajdujących się najbliżej świadkach masakry. Mężczyźnie udało się zrzucić ciało młokosa, zrobić sobie dzięki tym więcej miejsca i powstać. Można powiedzieć, że dzięki temu uratował sobie życie. Ludzie, widząc do czego jest zdolny odchodzili od niego, robili mu miejsce. Parę osób patrzyło na niego spode łba, mruczało przekleństwa pod adresem mężczyzny, ale nie zrobiło w jego stronę żadnego ruchu. Najwidoczniej bano się Rengara. Kiedy ten chciał zabić kogoś z tłumu, sięgał po bron, gapiowie najzwyczajniej uciekali przed nim i jego toporem.
Ten zaś postanowił kierować się w stronę swojego konia. Wierzchowiec stał, gdzie mężczyzna go przywiązał. Nadal znajdował się ku niego koniokrad, towarzysz zabitego malca. Zajęty był oswajaniem konika, tak więc z początku nie zauważył, że Rengar powstał i zbliżał się do niego. Dopiero po paru chwilach spojrzał się w stronę mężczyzny. Z początku widok ukrwawionego Rena był dla niego wstrząsający. Młokos zbladł, widząc anioła śmierci, z toporkiem w ręce, umorusanego juchą i bebechami kierującego się w jego stronę. Młodzieniec czym prędzej postanowił odwiązać konia Rengara, wskoczyć na niego i odjechać w siną dal. Byle uniknąć kontaktu z krwawym sadystą.

Re: Ciemna uliczka.

30
Czy to nie było piękne? Chwila chwały? Pokazanie wyższości? Nie, nic z tych rzeczy. To po prostu chęć przetrwania po niezłej ilości bitew. Niektórzy nazywają to hardością, doświadczeniem, ale to jest nic innego jak wyostrzona i wyćwiczona chęć przetrwania, która to zamiast gryźć cię w dupę byś wiał niczym przestraszony królik, karze ci stanąć twardo i rąbać na lewo i prawo. No albo przynajmniej nie popuścić w gacie i zachować nieco trzeźwe... nah, to z trzeźwością nie ma nic wspólnego. Nie tracąc zatem głowy i powstrzymując się od dalszego, morderczego uśmiechania się, Rengar stwierdził że nadeszła chwila, by wreszcie mógł on rzucić tym zasranym nożem i trafić młokosa w plecy, tak by z jego płuc zeszło powietrze niczym z koziej dupy, z dźwięcznym pierdem. Także ten nóż którym zabił wpierw jednego, powędruje z dość dużą precyzją w młokosa i nie, Rengar nie celuje w młokosa, tylko dokładnie tam gdzie młokos będzie się znajdować gdy nóż będzie siedział mu w plecach. Zatem czy to będzie już na koniu, czy jeszcze będzie się pieprzyć z więzami, Rengar już wie że nóż trafi. Innymi słowy ma w tym zakresie nieco doświadczenia i ma także nadzieje że nóż utkwiony w młodzieńcze zatrzyma go przed dalszą kradzieżą. Odległość także niestanowi problemu, czy to nóż będzie rzucony miejsca jak Rengar wstał czy też gdy dopiero podejdzie nieco do młokosa. Jeżeli młodzieniec padnie, mężczyzna go dobije i odrąbie głowę toporem, którą zawiesi potem na siodle. Po całych ceregielach, Rengar odnajdzie (ciało) półorka i jeżeli jest żywy, pomoże mu razem dostać się do najbliższych koszar. Zaś jeżeli umarł poprzez całe tratowanie, zabierze jego ciało i odszuka najbliższe koszary. Nie ma co rujnować sobie renomy u miejskich władz. Lepiej wyjaśnić sytuacje od razu, niżeli krążyć po okolicy z listem gończym. Mieszkańcy nie muszą go kochać, wystarczy że strażnicy go nie, nienawidzą. I jeżeli półork żyje, całą sytuację z niedogadaniem się za pierwszym spodkaniem, Rengar wytłumaczy po prostu nie zrozumieniem akcentu półorka. (A mianowicie jego rzekomo niewyraźną mowę).
ODPOWIEDZ

Wróć do „Karlgard”