POST POSTACI
Vera Umberto
Wyprowadzenie Aspy z równowagi było bardzo satysfakcjonujące. Jak widać, znalazła czuły punkt i wreszcie nie działało to wyłącznie w jedną stronę. Upomniana przez Leobariusa, uniosła tylko brwi i nonszalancko rozparła się na krześle, zakładając nogę na nogę. Nie będzie jej wychowywał; może i był od niej starszy, ale bez przesady.
Czyli Ilithar też zostawał na wyspie. Vera westchnęła, powstrzymując się od komentarza. Może przynajmniej będzie zajęty siostrami, które wymagały pocieszenia po okrutnej niesprawiedliwości, jaka je spotkała. Czy więc Vera w ogóle była potrzebna w kwestii Ignhysa? Odwiedzi go, bo obiecała mu informacje o syrenach, mogła spełnić życzenie starca, co jej szkodziło. Zaśpiewa mu melodię, pokaże blizny, od których elf odrysuje sobie kształt szczęk, rozstaw zębów, czy jeszcze coś innego, dla niego fascynującego. Dalej niech zajmuje się nim synek.
Po spotkaniu wróciła na statek, łapiąc Corina i Riverę, by przekazać im swoje oczekiwania względem zwiadu. Chciała wiedzieć, czym dokładnie w Karlgardzie zajmowała się Kompania i gdzie mieli tę nieszczęsną centralę. Jaka była najszybsza i najbezpieczniejsza droga do portu, zarówno dla samych piratów, jak będą uciekać, jak i dla więźniów, jeśli okaże się, że jacyś tam są. Trzeba było przygotować się na jedne i drugie okoliczności. Mieli też sprawdzić czy aby na pewno Kompania nie miała więcej budynków w innych częściach miasta - trzeba było odciąć wszystkie głowy hydry i wypalić rany, nie zostawiając nic, nawet magazynów w odległych dzielnicach. Corina poprosiła też o plakat ze swoją podobizną, gdyby na jakiś trafił. Ciekawa była jak udał się portret i ile była warta według karlgardzkich służb. Poleciła mu również obserwować Leobariusa i jego załogę, w razie gdyby szykował się do wbicia im noża w plecy w najmniej odpowiednim momencie, choć to nie mogło być proste - jeśli Gregor miał coś do ukrycia, na pewno nie będzie się z tym afiszował przed jej ludźmi.
Kiedy Rivera poszedł przygotowywać się do wypłynięcia, oparta ramieniem o ścianę Umberto w milczeniu patrzyła, jak Yett się pakuje. Nigdy nie była wylewna, więc nie truła mu o tym, jak strasznie będzie tęsknić i jak okropnie się o niego martwi. To był szybki zwiad, teoretycznie nic niebezpiecznego, o ile coś nie pójdzie bardzo źle, a w razie czego Corin nie był słaby i bezbronny. Do tego potrafił coś, czego nigdy nie umiała Vera, czyli gadaniem wykręcać się z problemów. Mimo to, od lat nie działał tak daleko od Siódmej Siostry, a już na pewno nie pod innym kapitanem.
-
Uważaj na siebie - powiedziała tylko, zanim wypuściła go z ich kwater. Przyciągnęła go do siebie, do długiego pocałunku, który bez problemu przekazywał wszystko, co mogły przekazać słowa. -
I wróć do mnie cały.
Przez kolejne dni miała co robić. Kazała sporządzić szczegółowy manifest okrętowy z Mżawki, by móc zdecydować co sprzedają, a co zostaje. Przez punkt handlowy pozbyła się części ładunku, przeznaczając zarobek częściowo na remont - nie pokryła go w całości, ale nie kazała też tego w całości robić załogantom. Potrzebowała lepszego morale na pokładzie niż to, które miała obecnie. Kazała też zmienić żagle na białe, jednolite, a pasiaste zwinąć i schować pod pokładem, by Siódma Siostra nie rzucała się w oczy w momencie wpływania do portu. Wśród przygotowań do wypłynięcia zebrała też niewielką załogę na Mżawkę, składającą się z części odratowanych z Ujścia ludzi i z kilku dotąd służących na Siostrze, a którzy chętni byli się przenieść. Kwestia dowodzenia była trudną decyzją do podjęcia; Corin miał rację, sugerując układ zapewniający bezpieczeństwo za część łupów, ale czy Pogad była odpowiednią osobą na kapitańskie stanowisko? Umberto miała problem z oddelegowywaniem dobrych ludzi z dala od własnego statku. Yett najlepiej poradziłby sobie z dowodzeniem, ale twierdził, że tego nie chciał, poza tym Vera nie zamierzała pozbywać się go z Siostry. Podobnie było z orczycą. Miała siłę i skuteczność, jakiej brakowało niejednemu, kapitan nie chciała jej tracić. Irina? To ona nie dopilnowała i doprowadziła do zderzenia jednostek. Ashton? Nie miał w sobie siły charakteru, by ktokolwiek za nim poszedł. Cholera. Nie bez powodu chciała się Mżawki po prostu pozbyć.
W jej ciężko wspartej na rękach głowie uporczywie rozbijała się myśl, że gdyby Erinel przeżył, mogłaby oddać statek jemu.
Ostatecznie stanęło na Pogad - głównie z samej chęci zrobienia na złość pirackiej braci i mianowania kapitanem kolejnej kobiety.
Jeśli o Ignhysa chodzi, zrobiła tak, jak planowała, odwiedzając go w jego odludnej chatce w celu przekazania mu reszty swojej wiedzy na temat syren. Spędziła z magiem pół dnia, do zachodu słońca, zanim zmęczona trudnością w komunikacji wróciła na pokład wyremontowanej już pięknie Siódmej Siostry. Ilithar natomiast niezmiennie był niemile widziany zarówno na statku, jak i poza nim przez samą kapitan, z dość oczywistych przyczyn.
Ostatnie dwa dni były już właściwie tylko oczekiwaniem na powrót Białego Kruka. Vera plątała się po porcie, to pijąc lub jedząc u Silasa, to zwiedzając i poznając nowe budynki Harlen, to już nawet z braku zajęcia ćwicząc z Gerdą walkę na miecze, by dziewczyna zrobiła się mniej bezużyteczna (argumentując to, naturalnie, zbliżającą się akcją). Potrafiła więcej, niż nic, ale dla wymagającej kapitan to wciąż było za mało. Poza tymi zajęciami Vera głównie przesiadywała na pokładzie, by mieć dobry widok na wlot do zatoki, czekając na powrót Białego Kruka. Bezczynność - choć nie spodziewała się jej, bo remont zajął mniej czasu niż zakładała - okazywała się w obecnej sytuacji wyjątkowo nieznośna.