[Płonąca Zatoka] Wyspa Harlen

706
POST POSTACI
Vera Umberto
Zacisnęła usta w zirytowaną linię, ale trwało to zaledwie chwilę. Miała zbyt dobry nastrój tego poranka, żeby wspomnienie Sovrana ostatecznie go zepsuło. Vera powstrzymała się przed wypowiedzeniem tego, co cisnęło się jej na język, bo wiedziała, że wyrzucanie teraz swoich frustracji nic dobrego nie przyniesie.
- Nie obwiniam - powtórzyła tylko, powoli i wyraźnie, z naciskiem, ale choć zwykle po czymś takim nastąpiłby jakiś złośliwy komentarz, tym razem nic takiego nie wybrzmiało. Umberto westchnęła tylko. - Ja wszystko wiem. Chciałam z tobą o tym porozmawiać. Chcę nadal. Tylko... jeszcze nie teraz. Nie tutaj. Jeszcze chcę pożyć chwilę tamtym dniem.
Uśmiechnęła się z powrotem. Nikt nigdy nie zasypywał jej tyloma komplementami, co Yett. Starała się nie zastanawiać, czy robił to po to, by podnieść jej samoocenę, czy naprawdę uważał tak, jak mówił. Wtuliła się w niego w sposób zupełnie nieprzystający do dumnej kapitan, ale okazywało się, że ona też czasem potrzebowała bliskości - tylko od odpowiedniej osoby, nie byle kogo. Dla bardzo niewielu osób zdejmowała swoją twardą skorupę, a właściwie tylko dla jednej.
Mruknęła coś twierdząco i póki co ignorując domagający się śniadania żołądek Corina, uniosła głowę po pocałunek, może po kilka. Szybko zmieniły one charakter, z czułych na dużo bardziej zachłanne, a dłonie Very wróciły do swojej wędrówki po nagim ciele obejmującego ją mężczyzny. Skoro już mieli ten poranek tylko dla siebie i wciąż leżeli w łóżku, dlaczego by nie wykorzystać tej wyjątkowej sytuacji na stworzenie nowych przyjemnych wspomnień, zamiast rozmawiać o tych sprzed dwóch dni?

Potem i ona poczuła głód, ostatecznie więc wygrzebała się więc ze zmiętej pościeli i poszła doprowadzić się do stanu, w którym będzie mogła opuścić kajutę kapitańską. Umyła się, rozczesała włosy, znów zakładając krótkie kosmyki za ucho, wyjrzała przez okno, by sprawdzić pogodę, a potem zaczęła przeglądać ubrania w komodzie, nie mogąc się zdecydować, co na siebie założyć.
- Mamy trochę spraw do załatwienia dziś - rzuciła niezobowiązująco. - Planów do zrobienia.
Konfliktów do rozwiązania. Nie mogła wiecznie ignorować Sovrana, był jej załogantem, czy tego chciała, czy nie. Mogłaby go w ramach buntu wywalić z Siódmej Siostry, gdyby nie Yett. Westchnęła bezgłośnie, wyciągając czerwoną koszulę i czarne, zamszowe spodnie. Połączenie czerni i czerwieni zawsze wyglądało dobrze. Rękojeść miecza od Heweliona ładnie się w to wpasowywała, a Vera nie zamierzała opuszczać statku bez broni u boku.
- Czy ja robię coś nie tak? - spytała nagle, zapinając ostatnie guziki bluzki. - Czy ja mówię mało konkretnie, albo... nie wiem? Dlaczego on uważa, że obwiniam go o wszystko? Powiedziałam mu, że tak nie jest. Powiedziałam to tobie. A on wytyka mi, że nie chcę go w załodze. Że nie próbowałam go poznać. Czy on próbował poznać mnie? Nie będę skakać wokół niego na rzęsach.
Obrazek

[Płonąca Zatoka] Wyspa Harlen

707
POST BARDA
Corin uśmiechnął się, nie pozwalając, by irytacja Very weszła między nich.

- Możemy wracać do tamtego dnia tak często, jak tylko chcesz. - Obiecał. I chociaż dzień był młody, a żołądki puste, oficer w żadnym momencie nie bronił się przed kontemplowaniem swojej miłości do świeżopoślubionej małżonki. Czczenie Krinn w zaciszu kajuty wydawało się odpowiednim sposobem na spędzenie poranka.


Wygoda łóżka była zbyt przytłaczająca, by Corin szybko je opuścił. Potrzebował jeszcze chwili, może dwóch, nim zdecyduje się opuścić posłania. W międzyczasie cieszył oczy widokiem pani kapitan, która ostatecznie wygrzebała się spod prześcieradeł, by doprowadzić się do porządku.

- Wiem, kochanie. - Westchnął, przeczesując dłonią włosy, by ułożyć je w sensowniejszą fryzurę. Zwykle to wystarczyło, by arystyczny nieład na głowie nadał się do pokazania załodze. Należało dodać tylko sznurek, który utrzyma w miejscu najdłuższe kosmyki. - Dobrze byłoby spotkać się z innymi kapitanami. Z Hubertem, przynajmniej.

Oficer musiał ulec i wstać, poszukać ubrań, przygotować się do dnia. Jego proces ubierania nie zabierał szczęśliwie tak dużo czasu, jak ten Verowy.

- Mmm? Co miałabyś robić nie tak? - Zainteresował się, sznurując troczki na przedzie spodni. - Och, mówisz o Sovranie? Nie przejmuj się nim, przejdzie mu. On... jest przyzwyczajony do zainteresowania sobą. Opowiadał mi o tym, jak był panem życia i śmierci swojej grupki niewolników. - Rzucił mimochodem, jakby nie było to nic, czego elf mógłby się wstydzić. - Wszyscy dookoła niego skakali, nic więc dziwnego, że teraz brakuje mu uwagi. Rozmawiałaś kiedyś z nim, o nim? - Zagadnął, odwracając się do małżonki. - Pytałaś o jego przeszłość, czy chociażby o jego córki? Powiedział, że nie byłaś nim zainteresowana nawet w Svolvar. On nie jest zły... - Powiedział, ale zaraz musiał się poprawić: - To znaczy, w pewnym sensie jest. Lubi krzywdzić dla zabawy, ale to jak wielu, wielu piratów. Może gdybyście oboje się postarali,...

Yett otworzył szerzej okienka, by wywietrzyć ich kajutę. W środku zrobił się nieprzyjemny zaduch, od którego mogli szybko uciec przez główne drzwi. Tam też udał się oficer.

Na pokładzie byli obecni tylko pojedyczny załoganci, ci, którzy pilnowali trapu, paru zagubionych przechodniów wracających lub udających się do Rybki, Olena z Gerdą i Pogad, siedzące w cieniu nadbudówki i Osmar, z butelką w ręku.

- Wcześnie zacząłeś, przyjacielu! - Ucieszył się Yett.

- Ja jeszcze nie skończyłem! - Krasnolud wypiął dumnie pierś. - Nie przestanę pić, to nie dostanę kaca, jak dziewczynki!

- Czy mistrz Ighnys albo Weswald ma jakąś miksturę na ból głowy? - Zajęczała Gerda.
Obrazek

[Płonąca Zatoka] Wyspa Harlen

708
POST POSTACI
Vera Umberto
- Mówisz, jakbym go potępiała za sam fakt istnienia. Nie wiem, co on ci nagadał wczoraj. Zabił jeńca, nie pytając o zgodę, a potem uznał, że traktuję go jak narzędzie. Czy ty czujesz się traktowany jak narzędzie, kiedy mówię ci, co robić? To jakiś absurd - prychnęła, sięgając po czarny gorset. Standardowo założyła go i odwróciła się tyłem do Yetta, żeby pomógł jej ze sznurowaniem, skoro był obok. - Nie jest niewolnikiem. Nikt go na tym statku nie trzyma siłą.
Zamilkła na chwilę, czekając, aż Yett skończy z wiązaniem. Ona w tym czasie patrzyła w lustro, na odbicie swoje i pochylonego nad nią mężczyzny. Po chwili uniosła dłoń, by przesunąć nią po jego zarośniętym policzku.
- Nie, ale on też nie rozmawiał ze mną - zaprotestowała. - Dlaczego muszę się starać, żeby poczuł się odpowiednio doceniony? Dostał swoją kajutę, otwarcie bronię go przed innymi, zarówno w załodze, jak i na wyspie, czemu muszę jeszcze zabawiać go towarzysko? Nie od tego tutaj jestem.
Obróciła się i sprawdziła wiązanie w lustrze, a potem, usatysfakcjonowana, zabrała się za wciąganie na nogi wysokich butów. Czarnych, tym razem. Jednocześnie patrzyła na Corina.
- Zabił więźnia, którego przesłuchiwaliśmy, więc się wkurwiłam. Nie czekały go za to żadne inne konsekwencje. Oczekuje przeprosin? Czy że zaproponuję mu wspólny spacer po plaży wieczorową porą, żebyśmy mogli poznać się lepiej? Dlaczego to ja mam wyciągać rękę? Nie mam ochoty na niego patrzeć - skrzywiła się i opuściła wzrok na sztylet, który wsuwała w cholewę. - W dupie mam jego magię i w dupie mam jego lekcje.

Widok alkoholowo zniszczonych dziewczyn sprawił, że w oczach Very błysnęło rozbawienie. Trochę jej było ich szkoda, sama niejednokrotnie kończyła podobnie i wiedziała, z czym to się wiąże.
- Następnym razem wypijcie dużo wody przed zaśnięciem - zasugerowała. - Poranek nadal będzie bolesny, ale nie aż tak. Myślę, że Weswald będzie miał na to jakiś sposób, ale najpierw trzeba by go było znaleźć i dobudzić.
Obrazek

[Płonąca Zatoka] Wyspa Harlen

709
POST BARDA
Corin skorzystał z okazji i nachylając się nad ramieniem Very, ucałował ją w policzek, zaraz jednak posłusznie ściągając sznurki gorsetu tak ciasno, jak Vera lubiła.

- Nigdy nikt mu nie rozkazywał, poza wyżej postawionymi czarnmi elfami. Przyznał się, że on sam nie był dość wysoko, ale miał bardzo dużą dowolność. - Zdradził Corin. - Zawsze górował nad swoim małym stadkiem niewolników. Nie jest przyzwyczajony do wykonywania bezpośrednich rozkazów. - Dodał, wiążąc troczki w węzeł. Jako marynarz, nigdy nie miał problemu z tym, by porządnie związać gorset pani kapitan. Chętnie nadstawił policzek, gdy Vera postanowiła go po nim pogłaskać. Nie miał przez ostatnie dni zbyt wiele czasu na zadbanie o siebie, więc wyhodował całkiem już długą brodę. - Jest inny i nie ma dokąd pójść. Nie przeszkadza mi zabawianie go od czasu do czasu.

Corin wyraźnie trzymał stronę Sovrana, nawet jeśli miał swoją małżonkę tuż przy sobie. Odsunął się, gdy uporał się z gorsetem, sam poprawił się w lustrze, choć jego potargany wygląd był raczej normą i nie przejmował się wyglądem. Według większości dziewcząt i tak był nieziemsko przystojny.

- Przyznał się, że zabił tego więźnia. Nie chciał, żebyście go torturowali, bo nie był tchórzem i na to nie zasłużył. - Wyjaśnił pokrótce decyzje Sovrana. - Wyjaśniłem mu, że to nie była jego decyzja, ale nie wiem, czy wziął to do siebie. A ten spacer... może nie byłby takim głupim pomysłem. Nie przekreślaj go od razu. - Poprosił.

Dziewczęta korzystały z cienia i świeżego powietrza, zatruwanego tylko przez Osmara i jego butelkę rumu. Krasnolud miał dużo lepszy nastrój niż skacowane załogantki.

- Weswald, od kiedy przyjechał, nie odrywa się od piczy i cycuszków Keiti. - Bosman był rozbawiony. - Żebym to ja miał tyle zdrowia, hej! Za młodu to żem każdym burdelem trząsł, aż iskry leciały!

- Panie Osmarze... - Jęknęła Olena, nie chcąc tego słuchać.

- Jak raz pojawiłem się w Chandi, to jeszcze mi płaciły, żeby się ze mną przespać!

- A obok przebiegały jednorożce. - Skomentowała Pogad. - Nie zdziwiłabym się, gdybyś ciągle był prawiczkiem.

Oburzenie Osmara przybrało formę wyzwisk w stronę Pogad, jednak nie były one tak wyrachowane, jak potrafiły być w prawdziwej złości. Przynajmniej Olena i Gerda uśmiechnęły się nieco szerzej.

- A jak się trzyma Sovran? - Zapytał Corin. - Wczoraj dużo wypił.

- I całą noc rzygał. Nie idźcie do kajuty na dziobie, bo ponoć czaruje każdego, kto chce go obudzić.

- Czaruje? - Zainteresowała się Gerda.

- No, Ohar do niego poszedł, a potem wyszedł i sam się porzygał!
Obrazek

[Płonąca Zatoka] Wyspa Harlen

710
POST POSTACI
Vera Umberto
Według Very Corin też był nieziemsko przystojny. Jak mogłaby uważać inaczej? Dla niej tym większy miał urok, im bardziej potargane były te jego ciemne włosy. W zaciszu ich kajuty, przynajmniej. Poza nią dobrze, by jednak nie brał przykładu z Ignhysa i starał się nie wyglądać jak oszołom.
Skupiła się na zapinaniu paska na biodrach, żeby nie pokazywać po sobie irytacji. Była przekonana, że Yett ją zrozumie, a nie będzie uparcie stał po stronie Sovrana. Oczywiście, z reguły w podobnych sytuacjach dokładnie tego od niego oczekiwała - drugiej opinii, która często bywała różna od jej własnej i pozwalała jej na spojrzenie na problem z dwóch perspektyw, z których jedna była zdecydowanie mniej narwana, niż druga. Ale dziś nie tego chciała. Dziś chciała usłyszeć, że elf zachował się źle i miała prawo się na niego wściekać, nic więcej. Uniosła na oficera pełne niedowierzania spojrzenie, gdy zaproponował, żeby nie rezygnowała z pomysłu zabrania Sovrana na spacer. Każdy inny za zabicie przesłuchiwanego przez nią więźnia dostałby dużo więcej, niż opierdol, więc mroczny i tak wyszedł z tego lepiej, niż mógłby po takim zachowaniu wyjść inny załogant. Nie odpowiedziała już Corinowi, zamiast tego posyłając mu tylko jedno spojrzenie, które jasno mówiło o tym, jak zapatrywała się na wyciąganie do Sovrana ręki na zgodę.

- Za dużo złota mu dałam - westchnęła tylko, zerkając przez ramię w generalnym kierunku Cycatej Rybki, gdzie Weswald najpewniej sprzeniewierzał to, co uczciwie zarobił. Biorąc pod uwagę, że były to ostatnie uczciwie zarobione przez niego pieniądze, skoro zdecydował się do nich dołączyć, to mama z pewnością byłaby z niego bardzo dumna.
Parsknęła śmiechem, słysząc opowieści krasnoluda.
- Osmar, pierwszy ruchacz Archipelagu - podsumowała.
Gdy temat przeniósł się na Sovrana, Vera skrzyżowała ręce na klatce piersiowej i utkwiła wzrok w drzwiach prowadzących do tej niespalonej części nadbudówki na dziobie. Wcześniej czy później elf nauczy się pić; domyślała się, że nie miał zbyt często styczności z tak mocnym alkoholem, czy przez fakt, że takiego w podziemiach nie mieli, czy po prostu dotąd był ponad to. Zmarszczyła brwi w nieukrywanej irytacji. Jak dla niej to mógł mieć kaca stulecia, ale zabroniła mu wpływać magią na umysły załogi. Przypominała mu o tym wielokrotnie, zarówno ona, jak i Corin.
- Mroczny książę będzie teraz robił wszystko, co w jego mocy, żeby mnie wkurwić? - spytała, choć nikt tutaj nie mógł udzielić jej na to odpowiedzi.
Przez chwilę w milczeniu wpatrywała się w drzwi, ale ostatecznie niechętnie odwróciła się do nich tyłem. Nie zamierzała tam wchodzić, narażać się na jego obrażone miny i pełne pretensji komentarze. A już na pewno nie chciała rzygać jak kot, kiedy w ramach zemsty przekaże jej część swojego porannego cierpienia.
Westchnęła i uniosła wzrok na oficera.
- Chodź, znajdziemy jakieś śniadanie - zaproponowała.
Obrazek

[Płonąca Zatoka] Wyspa Harlen

711
POST BARDA
- Chłopak wyposzczony, daj mu poruchać! - Przekonywał rozbawiony Osmar. - W tym pierdolonym Tsu'rasate mógł co najwyżej gobliny pieprzyć!

- I orczyce. - Podsunęła Gerda.

- Od orczyc to ty się odczep. - Pogad prędka była do bronienia swoich zielonych sióstr, mimo bólu głowy, który kazał jej zasłaniać oczy dłońmi, gdy każdy promień słońca bolał. - Takim chuchrem prędzej zainteresowałby się jakiś ork na łatwe ruchanko.

- Ała. - Skomentowała Olena na samo wyobrażenie.

Osmar parsknął śmiechem, aż pociekło mu po brodzie. Otarł ją ramieniem.

- Ja tam żem nigdy pod orka nie wpadł, nawet na Archipelagu! A żebyś wiedziała, kapitanie, że żem był ruchacz! Ciągle jestem! Chcesz się przekonać? - Krasnolud poruszył sugestywnie brwiami, zbliżając się do Very.

Corin był szybszy i objął ją ramieniem, zaraz też przycisnął do siebie zaborczo.

- Za późno! - Oświadczył. - Miałeś tyle lat!

- E, Corinku, pierdolisz! Może nie jesteś orkiem, ale mi tam w ogóle nie przeszkadzasz!

Zebrani roześmiali się zgodnie. Pijany Osmar zawsze był godnym podziwu zjawiskiem, o ile nie był w złym nastroju, który często prowadził do agresji.

Temat Sovrana zepsuł nastrój tylko Very.

- Książę ledwie żyje, kapitanie. - Stanęła po jego stronie Gerda. - Ohar wymiotował od zapachu, nie od czarów. Może... Może chociaż otwórzcie mu drzwi? - Spojrzała w stronę nadbudówki, ale nie ruszyła się z miejsca. Słońce bolało w takim stanie. - Po drodze?

- Otworzymy. - Obiecał Corin. - Chodź, Vera, tylko sprawdzimy, czy czegoś nie potrzebuje. - Zaproponował Yett, odsuwając w czasie śniadanie.

W kajucie mogli spodziewać się ciemności, kwaśnego zapachu wymiocin i na wpół przytomnego, cierpiącego elfa. Corin po ciągnął Verę w tamtą stronę.
Obrazek

[Płonąca Zatoka] Wyspa Harlen

712
POST POSTACI
Vera Umberto
- Czy ja mu czegokolwiek zabraniam? Niech robi co chce! Nie mi decydować, kto co gdzie wkłada.
Patrząc na Weswalda trudno było jej sobie wyobrazić, żeby pieprzył kogokolwiek, nawet te gobliny. Chociaż, kto wie? Może z goblińskiego punktu widzenia taki wysoki, wykształcony chłopak o włosach barwy ognia był partią idealną? Czy gdyby został w Tsu'rasate, znalazłby sobie małą, zieloną żonę? Jak by to miało działać w ogóle?
Nie było jej dane wyciągnąć żadnych wniosków z tych rozważań, bo pijany bosman jak zawsze był jasną gwiazdą w towarzystwie. Zaśmiała się, gdy Corin przycisnął ją do siebie zaborczo.
- Wiem, że w Chandi kobiety z zachwytu ci płaciły, ale obawiam się, że mnie nie stać na twoje usługi, Osmar - poklepała Yetta po klatce piersiowej. - Będę musiała zadowolić się mężem.
Przewróciła później oczami, odsuwając się od oficera i krzyżując ręce na klatce piersiowej. Zerknęła na Gerdę z ukosa.
- Jak na kogoś, kto twierdzi, że załoga go nie chce, że nie ma tu dla niego miejsca, to ma zaskakujące, kurwa, poparcie - mruknęła.
Ciągnięta przez Corina w kierunku kajuty na dziobie, Vera daleka była od chętnego podążania za swoim ukochanym. Jak uparte dziecko, ciągnięte w stronę opiekunki, której nie lubi, kapitan specjalnie ociągała się i spowalniała. Gdy sądziła, że ostatnim, na co miała ochotę, było patrzenie na obrażoną twarz Sovrana, myliła się. Dużo bardziej nie miała ochoty na zetknięcie z kwaśnym zapachem wymiocin, od których aż Ohara poskładało.
- Jak zarzygał kajutę, to nie będę po nim sprzątać. I ty też nie będziesz - uprzedziła oficera głosem nieznoszącym sprzeciwu. - Ani go myć, ani przebierać.
Obrazek

[Płonąca Zatoka] Wyspa Harlen

713
POST BARDA
Niepozorny Weswald mógł być większym ruchaczem niż Osmar, choć pewnie żaden z tej dwójki nigdy by się do tego nie przyznał. Młody uzdrowiciel mógł korzystać z dobrodziejstw Wyspy, tym bardziej, że miał własne pieniądze, uczciwie zarobione. Nie on jeden padał między nogi kobiet tuż po tym, jak tylko statek zawijał do portu, by oderwać się od źródełka rozkoszy z momentem podniesienia kotwicy.

- Dam ci jebitną zniżkę! - Zawołał bosman za Verą, gdy oddalała się razem z Corinem.

Oficer wytrwale ciągnął ją za dłoń w stronę kajuty na dziobie, nie kryjąc po sobie rozbawienia.

- Pomyślałby kto, że jesteś zazdrosna o uwagę. - Droczył się Yett, nie puszczając jej dłoni. - Nie zdziwię się, jeśli teraz wszyscy będą jeszcze bardziej protekcjonalni wobec niego. W końcu to nasz Smoluch, nie jakiś czarny elf z lasu, nie damy go obrażać, bo ktoś podobny chciał nam zagrozić. - Sam również stanął w obrobię Sovrana. - Nie musisz wchodzić, zobaczę, czy żyje i do ciebie wracam. Pomyśl, co zjesz na śniadanie.

Silas rzadko miał duży wybór, ale miło było pomarzyć. Równie miły był pocałunek Corina, gdy zostawiał ją, by złapać za klamkę i pociągnąć drzwi... Atmosfera w kajucie rzeczywiście była zepsuta, a toksyczne wyziewy mogły sprawić, że zakręciło się w głowie.

- Ulu złoty... - Jęknął Corin, zasłaniając ranieniem nos. Na niewiele się to zdało, bo smród niemal wgryzał się w skórę i sprawiał, że oczy łzawiły! Najgorsza była pierwsza chmura. - Sovran, jak się tu jeszcze nie udusiłeś?! - Yett był odważny. Rozwarł drzwi szeroko i podstawił je kawałkiem drewna, by się nie zamknęły. - Potrzebujesz tu powietrza!

Z wnętrza dobiegło tylko marudzenie, niezrozumiałe z takiej odległości. Czarny niepodważalnie żył.

- Kto miał go pilnować? Ashton! OSMAR! Szukaj Ashtona! Sovrana trzeba ogarnąć! - Krzyknął do bosmana. I choć wyglądał, jakby sam bardzo chciał to zrobić, to słowa Very musiały przekonać go, że nie warto o to wojować. Westchnął, łapiąc świeże powietrze. - W porządku. Idziemy na śniadanie, chociaż jakoś mi przeszedł apetyt... Zastanowiłaś się, co chcesz zjeść? Może jajka na steku z rekina? - Zażartował, bo wszyscy mieli już rekininy powyżej uszu. Spróbowadził kapitan po trapie na dziwnie puste wybrzeże, a zerkając na słońce, ocenił: - Chyba nie ma jeszcze południa.
Obrazek

[Płonąca Zatoka] Wyspa Harlen

714
POST POSTACI
Vera Umberto
- Nie jestem zazdrosna! - oburzyła się. - Wkurwiam się, bo nie docenia tego, co dla niego robimy! Co robi dla niego załoga, co robisz ty. Szanownemu księciuniu się tylko, kurwa, wszystko należy.
Pocałunek trochę załagodził jej nerwy. Pewnie minie trochę czasu, zanim przestanie to na nią działać, a Corin perfidnie to wykorzystywał. Zatrzymała się w bezpiecznej odległości od kajuty i oparła dłonie na biodrach, pozwalając oficerowi walczyć ze smrodem. A ten okazał się tak żrący, że dotarł nawet do niej. Zakasłała i cofnęła się o krok, chowając twarz w zgięciu łokcia.
- Teraz to się chyba na dole wyjątkowo cieszą, że nie śpi z nimi - wymamrotała w czerwony rękaw, dobrze wiedząc, że i tak nikt jej teraz nie usłyszy, ani nie zrozumie. - Słodki Ulu...
Odsunęła się jeszcze bardziej i podeszła do relingu, tak jakby powietrze przy nim miało być świeższe. Nie było. Przez to wszystko i ona zastanawiała się, czy przypadkiem nie atakuje jej syndrom dnia poprzedniego, bo coś w jej żołądku obróciło się do góry nogami. Wywietrzą Sovranowi kajutę, ale zasmrodzą przy okazji cały pokład. Czy to było tego warte? Wcześniej odór rzygowin pająka i kwasu, teraz jego własne wymiociny, pomieszczenia zajmowane przez elfa były chyba skazane na smród. Jak na utalentowanego magusa, zbyt dumnego, by wykonywać rozkazy, rzygał całkiem zwyczajnie.
- Daj Ashtonowi spokój - zaprotestowała. - Sovran musi zacząć ogarniać się sam. Ta załoga nie składa się z jego służących. Nikt mu zresztą siłą do gardła rumu nie wlewał.
Z ulgą opuściła skażony statek. Im bliżej trapu i nabrzeża, tym smród bardziej się rozwiewał, ale Vera miała wrażenie, że podążał za nimi jak ogon. Potrząsnęła głową, jakby chciała pozbyć się go z włosów. Słysząc przypuszczenie Yetta dotyczące godziny, uniosła wzrok na słońce, przesłaniając oczy dłonią.
- Czyli jednak nie spaliśmy tak długo, jak mi się wydawało. Musiałeś mnie dość wcześnie obudzić - uśmiechnęła się do oficera nieznacznie. - Tym razem ci to wybaczę. I nie wiem, może Gustawa zdążyła już jakieś chleby popiec? Taki chleb w jajku, z zasmażaną kiełbasą, to bym zjadła.
Rozejrzała się.
- Ale pusto, co? Wszyscy jeszcze dogorywają.
Obrazek

[Płonąca Zatoka] Wyspa Harlen

715
POST BARDA
- Może trzeba mu to wyjaśnić. - Zaproponował Corin. - Ale... spokojnie. - Dodał, bo wiedział, jak porywcza potrafi być jego żona i w jak szorstki sposób przekazywać to, co można było przekazać o wiele łagodniej. - Żeby zrozumiał. Porozmawiam z nim, jeśli chcesz... ale lepiej byłoby, żebyś to ty z nim porozmawiała.

Chmura zapachu wymiocin była zdecydowanie zbyt drażniąca, by przebywać w niej dłużej, niż zależało. Na nabrzeżu brakowało mocnego wiatru, więc smród nie rozwiewał się tak szybko, jak powinien. Przynajmniej uwolnili elfa od zabójczego stężenia!

- Chłopcy ze Szkarłatu mówili, że nie będzie piratem, jeśli się z nimi nie napije... - Podsunął Yett, odpuszczając popędzanie Ashtona do usługiwania Sovranowi, który ostatecznie musiał ogarnąć się sam, gdy tylko wróci do choć ćwierci sił. Zeszli ze statku, opuścili nabrzeże i poczęli wspinać się ku Rybce. Harlen nie wyglądało codziennie na tak puste. - Mmm? Ja cię obudziłem? Nic o tym nie wiem. - Oficer z uśmiechem odparł oskarżenia.

W Cycatej Rybce nigdy nie brakowało gości, tak było też i tym razem. Ci, którzy zebrali się z łóżek lub też nie pili zbyt dużo poprzedniego dnia, cieszyli się porankiem nad miską śniadania. Pośród przypadkowych marynarzy Vera wypatrzyła Labrusa z Leobariusem, lecz bez Huberta, jak również Weswalda, który modlił się nad miską owsianki, zbyt zmęczony, by podnosić do ust łyżkę.

- Serdeńko! - Głos Gustawy był nie do pomyleni az żadnym innym. - Dzień dobry, kochaniutka! Ach, przyszłaś ze swoim kawalerem? Już nie kawalerem! - Zaśmiała się jak podlotka na wieść o romansach koleżanki.

- Dzień dobry, pani Gustawo. - Przywitał się Corin. - Chleb zapiekany w jajku, z kiełbaską..?

- Już się robi! - Kobieta nie pozwoliła Corinowi dokończyć.

- He, podobno płyniecie do Everam. - Podsunął Silas, znikąd pojawiając się za gosposią. - Może zabierzecie to babsko ze sobą?

- No wiesz?! I gdzie pójdę, do pana Mortimera?!
Obrazek

[Płonąca Zatoka] Wyspa Harlen

716
POST POSTACI
Vera Umberto
W ramach odpowiedzi miała dla Corina tylko zirytowane prychnięcie. Spokojnie. Przecież mówiła spokojnie! ...Prawie. No dobrze, nie mówiła spokojnie, ale Sovran był zdecydowanie przewrażliwiony na swoim punkcie. Znał ją już przecież wystarczająco długo, by wiedzieć, że nie mógł od niej oczekiwać pełnych troski przemów, sięgających źródeł jego trudnych emocji i obietnic wsparcia choćby nie wiem co. Powiedziała mu na samym początku, gdy w Svolvar zadecydował, że chce z nimi zostać: miał wykonywać jej rozkazy. Nie zrobił tego. Dla niej było to proste.
Przesunęła spojrzeniem po zebranych w karczmie piratach, szybko orientując się, kto przetrwał noc lepiej, a kto gorzej. Trochę rozglądała się za Samaelem, chcąc spytać go o zdanie na temat potencjału, jaki miały jej krzywo i za krótko obcięte włosy. Zanim zdążyła zadecydować, gdzie usiąść, pojawiła się Gustawa, a Yett zamówił dla nich śniadanie. Vera uśmiechnęła się nawet do kobiety krótko. Była jej wdzięczna za wszystko, co zostało przygotowane na ich ślub i na wczorajszy wieczór, bo wiedziała, że miała ona w to bardzo duży wkład, nawet jeśli Rybka należała do Silasa. Starsza Everamka zaskakująco dobrze się tu odnalazła i z jakiegoś powodu zupełnie nie przeszkadzało jej, że jej chłopcy byli piratami. Umberto nie pamiętała, jak Gustawa spędziła wieczór wesela, ale była prawie pewna, że przy ogniskach obtańcowało ją przynajmniej kilkunastu chłopców. I wciąż gdzieś w środku miała przeczucie, że wiecznie narzekający na nią Silas znalazł w niej wyjątkowo mało prawdopodobną drugą połówkę, nawet jeśli żadne z nich się do tego nie przyznawało. Nawet Vera mogła mieć swoje małe przypuszczenia, hm?
- Pan Mortimer jest w Everam? - zainteresowała się, łokciami opierając się o kontuar. - Myślałam, że... nie wiem. Że nie żyje? Gustawa mówiła o nim już tyle razy, kto to jest? Aspa dostał od niego tamtą rezydencję?
Zerknęła w stronę stołu, przy którym siedział Gregor z Labrusem. Czyżby Hewelion znów przymierał po upojnej nocy? Ten człowiek nie potrafił postawić sobie granic, gdy alkohol lał się strumieniami. Nie zmieniało to faktu, że stanowił rewelacyjnego kompana do picia. Vera nie spodziewała się, że tak się polubią. Pierwsze ich rozmowy, tutaj, na zapleczu karczmy, wcale tego nie zapowiadały - ona była podminowana, on zdystansowany, a teraz proszę. Nawet Viridis zaczynał się przy niej uśmiechać. Chwilowo zapomniała o tym, jak denerwował ją Sovran i w nietypowy dla siebie sposób skupiła się na pozytywach. Kwestia planowania ataku na placówkę Kompanii w Everam też jakoś tak bardzo jej jeszcze nie stresowała. Przesunęła się nawet o krok w bok i oparła ramieniem o Yetta, jak nigdy, ale przecież już przed nikim niczego nie musieli ukrywać, prawda? Nie po ślubie, na jakim bawiła się cała wyspa.
- I coś do picia - poprosiła Silasa. - Może być grog, albo jakieś słabe piwo.
Obrazek

[Płonąca Zatoka] Wyspa Harlen

717
POST BARDA
Vera, choć spodziewała się dojrzeć rogatej głowy, nie dojrzała Samaela. Jelonek musiał odchorowywać razem ze swoją załogą, bo choć początkowo byli do niego nastawieni dośc wrogo, z czasem zrozumieli, że jest dobrym nabytkiem do załogi, a kiedy stracił poroże, stał się w pełni akceptowalny, tym bardziej, gdy resztę swoich zwierzęcych naleciałości mógł schować w spodniach. Pił na równi z innymi piratami i zapewne leżał pod pokładem, cierpiąc niedolę dnia następnego.

Gustawa patrzyła na Verę i Corina z zachwytem, a w jej oczach błyszczały gwiazdy.

- Moich kochani! - Wzdychała. - Ach, a pan Mortimer? Razem z panienką wrócił do Everam! Nie mów tak, kochaniutka, że nie żyje! Pfu, pfu, niech cieszy się dobrym zdrowiem! - Odpukała w niemalowane drewno kontuaru. - Ja nie pytała, dlaczego pan Aspa dostał posiadłość. Pan Mortimer nigdy nie był skłonny do hazardu... ach, to nieważne, nieważne! Siadaj, panieneczko, zaraz zrobię wam śniadanko!

Kobieta obróciła się z gracją, o ile grację mogła mieć przy swoich rozmiarach, i wycofała się na zaplecze, gdzie najwyraźniej miała lepsze możliwości gotowania niż na piecu, który zwykle służył Silasowi. Można było się domyślać, że przy nowych rządach Gustawy Silas stracił swoje przestronne zaplecze, a wraz z nim miejsce tajnych spotkań kapitanów.

Corin poprowadził Verę do pustego stolika, nieopatrznie w towarzystwie tego, który zajmował Labrus wraz z Leobariusem. Ten pierwszy nie zaszczycił dziś kapitan uśmiechem, a jedynie skinął głową w geście uznania jej obecności.

- Vera, Corin. Dzień dobry. - Przywitał się za to Gregor. - Dyskutowaliśmy właśnie o zbliżającej się ofensywie na lokację Kompanii w Everam.

- Hubert postanowił płynąć z wami. - Powiedział gorzko Viridis, któremu najwyraźniej było to nie w smak. - Tak samo jak kapitan Buxton. Moim zdaniem, lepiej wyszlibyście na cichej akcji aniżeli kolejnym ataku, niczym na Pegaza.

- Pegaz był moją winą. - Leobarius ukorzył się przed lekarzem. - Mój drogi Labrusie, nigdy nie lekceważ siły grupy.

- Zazwyczaj im większa grupa, tym więcej ofiar. - Labrus skrzywił się pod wąsem.

W międzyczasie Silas przyniósł Verze i Corinowi po kuflu słabego piwa.
Obrazek

[Płonąca Zatoka] Wyspa Harlen

718
POST POSTACI
Vera Umberto
Panieneczka zasiadła przy wybranym przez Corina stole, całkiem zadowolona z tego, że tuż obok mieli Gregora i Labrusa, bo to przecież z nimi miała najwięcej wspólnych tematów. To też potwierdziło się chwilę później, gdy Leobarius zagadnął o Everam. Skinęła głową, trochę w ramach powitania, a trochę potwierdzenia, rozsiadając się na krześle wygodnie.
- Winą? - wyprostowała się, rzucając starszemu mężczyźnie pełne niedowierzania spojrzenie. - Gregor, gdyby nie to wszystko, co zrobiliście, już by nas tu nie było. Uratowaliście nas wtedy przed stryczkiem. Nie wiem, czy cokolwiek dało się zrobić wtedy lepiej.
Przyjęła kufel od Silasa i od razu się napiła. Chłodne piwo tego poranka wyjątkowo dobrze jej robiło.
- Nie wiem jeszcze, jak najlepiej będzie się za to zabrać. To, że popłyną trzy statki, nie oznacza od razu, że wszystkie trzy załogi będą musiały wdać się w walkę, Labrus. Aspa twierdził, że tam Kompania nie usadowiła się na brzegu, tylko działają gdzieś w środku miasta, więc nie będzie to takie proste, jak w Ujściu. Nie wystarczy wjebać się tam podpalonym statkiem.
Chociaż trzeba było przyznać, że wspomnienie płonącego placu budowy i sąsiadującej z nim karczmy było jednym z przyjemniejszych, jakie Vera posiadała. Wtedy jeszcze nie wiedziała, że Erinel jest na granicy życia i śmierci, że będzie czuła, że zawiodła, że to wszystko obudzi w niej tak sprzeczne emocje. Była przekonana o sukcesie, bracia Speke byli martwi, a więźniowie odbici. Ubrana w niebieski płaszcz Kompanii, obserwując pożar z odpływającego statku, czuła się rewelacyjnie.
- Mamy też Albatrosa, może jego jakoś wykorzystamy. Zobaczymy. Nie podejmuję teraz żadnych decyzji, jestem głodna - wyciągnęła nogi przed siebie i zerknęła wyczekująco w stronę kontuaru, chociaż dobrze wiedziała, że przygotowanie śniadania trochę potrwa.
Obrazek

[Płonąca Zatoka] Wyspa Harlen

719
POST BARDA
Nie pomyślawszy wcześniej o tym, że Vera może nie życzyć sobie towarzystwa, Corin odetchnął, gdy sama dołączyła do rozmowy mężczyzn obok. Uśmiechnął się do Labrusa, lecz nie otrzymał tego samego w odpowiedzi. Przynajmniej Gustawa ich lubiła!

Silas, gdy tylko postawił przed nimi napitki, przysiadł się obok. Może i nie pływał, ale lubił wiedzieć, co działo się na wyspie i poza nią, zbierając przydatne wieści i plotki. Gregor spojrzał na Verę z wdzięcznością, a jego wiecznie zatroskane oblicze rozjaśniło się nieco.

- Dziękuję za miłe słowa. Żałuję, że musieliśmy poświęcić Mżawkę, ale ten szalony plan wydał się najlepszy w tamtym momencie.

- Uszkodziliście Pegaza.
- Przypomniał sucho Labrus. - Hubert niemal oszalał z zazdrości. Ciągle ma wam za złe, że nie zaprosiliście go do tej akcji.

- Powiedziałbym, że zaprosimy go do następnej, ale lepiej tego nie powtarzać. - Zaśmiał się Corin, odchylając się w krześle i obejmując ramieniem Verę. W takim towarzystwie nie musiał się z niczym kryć. - Może wziąć udział w Everam. A co z Aspą? Nie chce do nas dołączyć?

- Nikt nie pytał. Nie po Czerwonym Wietrze... Poza tym, to jego miejsce wpływów.
- Mruknął Leobarius, zawczasu upewniając się, że Królowa Balbina nie ma w karczmie żadnych uszu. - A jednak opieramy się na jego informacjach. Jasnym jest też, że Albatros zrobił na nim wrażenie.

- Balbina jest już stara i ma więcej łat niż kadłuba.
- Wtrącił Silas. - Wczoraj dużo o nim mówił. Chyba przemyślał i chce ci złożyć ofertę, Vero.

- Lub zyskać go w inny sposób.
- Labrus złożył ręce na piersi. Miska owsianki przed nim była prawie pełna, nie było jednak Heweliona, który mógłby ją za niego dokończyć.

- Swoją drogą, chcecie usłyszeć coś ciekawego? - Silas nachylił się do nich, z pewnością miał informacje, które gotów był sprzedać tylko tym najbardziej zaufanym.
Obrazek

[Płonąca Zatoka] Wyspa Harlen

720
POST POSTACI
Vera Umberto
Vera uniosła brwi, krzyżując ręce na klatce piersiowej.
- Nie to, żebyśmy my z Corinem mieli dużo do gadania w kwestii tego, kto był zaproszony do akcji, a kto nie - mruknęła.
Nie protestowała, gdy Yett ją objął. W sumie nawet nie zwróciła na to zbyt wielkiej uwagi, a oparcie się o jego ramię przyszło jej zupełnie naturalnie. Wyglądało na to, że do pewnych rzeczy zaczynała się powoli przyzwyczajać. Nie rozplątując skrzyżowanych rąk, w zamyśleniu zastukała palcami we własny łokieć.
- Czy na tamten zwiad Aspa nie popłynął przypadkiem z Urongiem? Można u niego potwierdzić tę wersję. Z drugiej strony, od tamtego czasu minęło już kilka dobrych miesięcy. Możemy sobie wymyślić idealny plan, a wszystko i tak pierdolnie, jak dopłyniemy do miasta, bo okaże się, że wszystko się pozmieniało.
Sięgnęła po kufel i napiła się znów.
- Na pewno Siódma Siostra nie może wpływać do portu. Straż weszła nam na statek w tej jaskini przy posiadłości, znając życie mają ją wpisaną w rejestr jednostek do schwytania, czy coś takiego. Nie wiem też, na ile swobodnie możemy poruszać się po mieście, w szczególności nasza dwójka i ci, którzy byli z nami na Pegazie. Nie wiem, naprawdę, póki co opieramy się na domysłach i przypuszczeniach. Powinniśmy znów zebrać się i usiąść, żeby wspólnie zaplanować co trzeba. Oby tym razem sukces nie był tylko tak spektakularny, jak w Karlgardzie - stwierdziła z przekąsem i ze stuknięciem odstawiła kufel na blat, a potem wróciła pod ramię oficera.
Skrzywiła się tylko, gdy Labrus wypowiedział na głos swoje podejrzenia. Co Aspa zamierzał zrobić, ukraść im ten statek? Miała nadzieję, że zanim ucieknie się do skrajnych sposobów, chociaż spróbuje z nią porozmawiać. Była otwarta na negocjacje. Wolała oddać Albatrosa za niższą cenę, niż męczyć się z remontem, przemalowywaniem, szukaniem kupca na Archipelagu i całym tym zamieszaniem związanym ze sprzedażą. Niestety jednak, elf był absolutnym chujem i Vera spodziewała się po nim najgorszego.
- Oczywiście, że tak - odpowiedziała Silasowi z nowym ożywieniem i pochyliła się w jego stronę. Kimże była, by odmawiać najświeższych plotek? Jasne, że chciała wiedzieć, co działo się na wyspie, a karczmarz miał od niej znacznie lepszą wiedzę w tym temacie.
Obrazek

Wróć do „Wschodnia baronia”