POST POSTACI
Vera Umberto
Zacisnęła usta w zirytowaną linię, ale trwało to zaledwie chwilę. Miała zbyt dobry nastrój tego poranka, żeby wspomnienie Sovrana ostatecznie go zepsuło. Vera powstrzymała się przed wypowiedzeniem tego, co cisnęło się jej na język, bo wiedziała, że wyrzucanie teraz swoich frustracji nic dobrego nie przyniesie. Vera Umberto
- Nie obwiniam - powtórzyła tylko, powoli i wyraźnie, z naciskiem, ale choć zwykle po czymś takim nastąpiłby jakiś złośliwy komentarz, tym razem nic takiego nie wybrzmiało. Umberto westchnęła tylko. - Ja wszystko wiem. Chciałam z tobą o tym porozmawiać. Chcę nadal. Tylko... jeszcze nie teraz. Nie tutaj. Jeszcze chcę pożyć chwilę tamtym dniem.
Uśmiechnęła się z powrotem. Nikt nigdy nie zasypywał jej tyloma komplementami, co Yett. Starała się nie zastanawiać, czy robił to po to, by podnieść jej samoocenę, czy naprawdę uważał tak, jak mówił. Wtuliła się w niego w sposób zupełnie nieprzystający do dumnej kapitan, ale okazywało się, że ona też czasem potrzebowała bliskości - tylko od odpowiedniej osoby, nie byle kogo. Dla bardzo niewielu osób zdejmowała swoją twardą skorupę, a właściwie tylko dla jednej.
Mruknęła coś twierdząco i póki co ignorując domagający się śniadania żołądek Corina, uniosła głowę po pocałunek, może po kilka. Szybko zmieniły one charakter, z czułych na dużo bardziej zachłanne, a dłonie Very wróciły do swojej wędrówki po nagim ciele obejmującego ją mężczyzny. Skoro już mieli ten poranek tylko dla siebie i wciąż leżeli w łóżku, dlaczego by nie wykorzystać tej wyjątkowej sytuacji na stworzenie nowych przyjemnych wspomnień, zamiast rozmawiać o tych sprzed dwóch dni?
Potem i ona poczuła głód, ostatecznie więc wygrzebała się więc ze zmiętej pościeli i poszła doprowadzić się do stanu, w którym będzie mogła opuścić kajutę kapitańską. Umyła się, rozczesała włosy, znów zakładając krótkie kosmyki za ucho, wyjrzała przez okno, by sprawdzić pogodę, a potem zaczęła przeglądać ubrania w komodzie, nie mogąc się zdecydować, co na siebie założyć.
- Mamy trochę spraw do załatwienia dziś - rzuciła niezobowiązująco. - Planów do zrobienia.
Konfliktów do rozwiązania. Nie mogła wiecznie ignorować Sovrana, był jej załogantem, czy tego chciała, czy nie. Mogłaby go w ramach buntu wywalić z Siódmej Siostry, gdyby nie Yett. Westchnęła bezgłośnie, wyciągając czerwoną koszulę i czarne, zamszowe spodnie. Połączenie czerni i czerwieni zawsze wyglądało dobrze. Rękojeść miecza od Heweliona ładnie się w to wpasowywała, a Vera nie zamierzała opuszczać statku bez broni u boku.
- Czy ja robię coś nie tak? - spytała nagle, zapinając ostatnie guziki bluzki. - Czy ja mówię mało konkretnie, albo... nie wiem? Dlaczego on uważa, że obwiniam go o wszystko? Powiedziałam mu, że tak nie jest. Powiedziałam to tobie. A on wytyka mi, że nie chcę go w załodze. Że nie próbowałam go poznać. Czy on próbował poznać mnie? Nie będę skakać wokół niego na rzęsach.