[Płonąca Zatoka] Wyspa Harlen

691
POST BARDA
Zachowanie Very tylko częściowo uspokoiło Corina. Uśmiechnął się do niej i kiwnął głową, przyjmując do wiadomości, że Verze nic już nie grozi, jednak nie był w stanie uwierzyć, że kapitan nie przeszła dość, by nie odcisnęło się to na jej zdrowiu. Zdarty głos sam świadczył o tym, że zaszło coś, co zajść nie powinno. Yett wiedział jednak, że należało odpuścić, przynajmniej do czasu, aż wrócą na pokład Siódmej Siostry. Mężczyzna zatrzymał się i kiwnął głową, gdy Vera powstrzymała go przed dalszym parciem na przód. Ashton również zmienił trasę, podążając za oficerem i kapitan, jednak nie odzywał się więcej.

Znaleziony zbieg jasno świadczył o tym, że był silny, jednak nie dość, by przeżyć utratę krwi w takiej ilości, jaka sączyła się z uszkodzonego ramienia. Uciekł być może po to, by opatrzyć ranę w spokoju, jednak pościg i sam rozmiar rozcięcia uniemożliwił mu działanie. Czarny był skazany na śmierć, lecz zamiast się poddać, patrzył jeszcze na Sovrana usadowionego na grzbiecie Bestii, nie chcąc odpuścić ostatnich momentów swojego istnienia.

- Siz o'z urug'ingizning barcha jangchilari kabi g'oyib bo'lasiz. - Tłumaczył Sovran. - Ajdodlaringizga va xudolaringizga mardonavor jang qilganingizni ayting.

Sovran, choć dumny, nie brzmiał, jakby strofował elfa, lecz jakby go pouczał, prawił kazanie. Używał trudnych, skomplikowanych słów, których znaczenie nie docierało do Very w pełni. Z pewnością mówił o wojownikach, ale w jakim kontekście?

Kiedy Smoluch dojrzał wśród drzew ruch i odwrócił oczy od rannego, jego nastawienie zmieniło się momnetalnie. W jednej chwili zgarbił plecy, opuścił głowę, nie pozostawiając w sobie cienia dumy.

- Dam olish. - Powiedział ciszej i uniósł dłoń w kierunku elfa, przygotowując się do czarów.
Obrazek

[Płonąca Zatoka] Wyspa Harlen

692
POST POSTACI
Vera Umberto
Niczego nie rozumiała. Podstawowe zwroty, których się nauczyła, dotyczące najprostszych rzeczy, plus kilka wyzwisk, nie sprawiały, że posługiwała się tym językiem swobodnie. Nie sprawiały, że Vera była w stanie wiedzieć, o czym teraz mówił Sovran. Przyglądała się mu więc tylko spomiędzy drzew, z dłonią niezmiennie zaciśniętą na mieczu, a w jej głowie pojawiła się myśl, że nie wiedziała, co robiła źle. Zawsze chciała, żeby jej ludzie prezentowali w załodze najlepszą wersję siebie, tymczasem Sovran tę lepszą wersję siebie zostawiał dla innych mrocznych, nad którymi mógł stać dumnie na pająku - a do niej miał pretensje o nie wiadomo co. Umberto nie rozumiała takich rzeczy. Westchnęła ciężko. Może Corin będzie w stanie jej to wyjaśnić, on lepiej radził sobie z pojmowaniem motywacji innych.
Reakcja maga, gdy ją zauważył, tylko to potwierdziła. Mogła rzucić się w jego stronę z protestem na ustach, ale wiedziała, że nie zdążyłaby dobiec, zanim kości w szyi rannego by strzeliły, a elf by umarł. Sovran zapewne spodziewał się, że Umberto zacznie torturować i tego, żeby zyskać swoje odpowiedzi, a jego wrażliwe serduszko nie było w stanie pogodzić się z bólem, jaki sprawiała jego pobratymcom. Uniosła więc wolną dłoń w pokojowym geście, a potem przypięła miecz do biodra, by unieść też drugą, z daleka i w milczeniu dając magowi do zrozumienia, że ma swój czas, ten, o który prosił. Jeśli nie chciał, nie musiała uciekać się jeszcze do zabijania rannego, bo Vera nie zamierzała się angażować. Przynajmniej jeszcze nie teraz.
Chyba, że nic to nie zmieniło. Gdyby mroczny pod wpływem czarów Sovrana tak czy inaczej umarł, ruszyłaby po prostu w jego stronę, nie siląc się już na zachowywanie cicho.
Obrazek

[Płonąca Zatoka] Wyspa Harlen

693
POST BARDA
Kiedy Sovran dojrzał, że Vera unosi dłoń, powstrzymując go przed zbyt szybkim zamordowaniem uciekiniera, zrezygnował z czarów. Skinął lekko głową w podzięce i zsunął się z pająka, by podejść do umierającego elfa.

Kolejne parę chwil nie mogli dosłyszeć niczego poza cichym głosem Sovrana, który rozmawiał ze swoim pobratymcem w ostatnich chwilach jego życia. Nie było to długie oczekiwanie, nim Vera i pozostali zdołali się zniecierpliwić, Sovran wyszedł zza drzewa.

- Nie żyje. - Powiedział nieco głośniej. Choć starał się, by jego głos pozostał neutralny, przebrzmiały w nim pełne żalu nuty. - Chciałaś ciało, wywieś je u zatoki. - Zwrócił się wprost do Very.

- Sovran, prosiłem cię. Zwracaj się do kapitan tak, jak powinieneś. - Upomniał go Corin.

- Kapitanie. - Dodał Czarny, odwracając się, by z powrotem podejść do pająka i wdrapać się na jego grzbiet.
Obrazek

[Płonąca Zatoka] Wyspa Harlen

694
POST POSTACI
Vera Umberto
Strzeliła spojrzeniem w kierunku martwego elfa, ale po chwili wahania pokręciła przecząco głową.
- Szkoda zachodu. I tak po niego przyjdą te wasze pieprzone hypsibusy. Trzeba zabrać go do portu, pokazać wszystkim, że nie żyje, a potem zebrać całą tę trójkę i wypłynąć z nimi w morze, żeby wyrzucić ich z daleka od wyspy. Zrobimy to zaraz.
Nie traktowała tego jak marynarskiego pochówku, po prostu chciała pozbyć się ciał, żeby na Harlen nie dotarły kolejne paskudztwa z podziemi. Skinęła głową do Ashtona i Corina, sugerując, żeby któryś z nich zabrał ciało. Dużo łatwiej by było, gdyby zarzucili je na pająka i do portu dowiózłby go mag, ale nie miała w tej chwili ochoty na negocjacje z obrażonym księciem.
- Sovran - zatrzymała go jeszcze na moment. - Dowiedziałeś się czegoś?
Miała ochotę znów zacząć na niego warczeć, tym razem za smutek, jaki słyszała w jego głosie, ale czyż nie miał prawa przeżywać swojej żałoby? Miał, jak najbardziej, a swojej złości na ten trzyosobowy zwiad, który postanowił zniszczyć dzień, jaki miał należeć tylko do niej i Corina, Vera nie mogła zrzucać na jednego Sovrana. Nieważne, jak bardzo miała na to ochotę. Wciąż jednak nie miała nerwów do tego, by teraz bawić się w rozwiązywanie problemów emocjonalnych biednego mrocznego. Chciała tylko wiedzieć, czy w tej krótkiej rozmowie, jaka była elfom dana, padła odpowiedź na to pytanie, które zadawała od samego początku. Jeśli nie, trudno. Przynajmniej wreszcie był martwy i dopóki wyspy nie znajdą następni, to byli tu bezpieczni.
Dziś zamierzała pić do upadłego, a jeśli ktokolwiek jeszcze nie będzie dawał jej spokoju, będzie piła zamknięta w kajucie.
Obrazek

[Płonąca Zatoka] Wyspa Harlen

695
POST BARDA
Sovran, jeśli odczuł jakikolwiek żal z powodu Very i jej szorstkich słów, nie pokazał tego po sobie. Co więcej, nie odezwał się, pozostawiając komentarz niewypowiedzianym, lecz klepnął Bestyjkę, by ruszyła przed siebie, przez las.

- I kolejna koszula w dupę. - Jęknął Ashton, podchodząc do martwego już elfa, by zebrać go z ziemi i przerzucić sobie przez ramię. Nie był ciężkim balastem, takim, który przeszkadzałby szczególnie, choć fakt, iż był pokryty krwią, z pewnością zaważy na kondycji koszuli mężczyzny. Piraci doprawdy musieli przejść przez wiele ciuchów, jeśli nie chcieli paradować z plamami nie swojej krwi.

-Dzięki, Ashton. - Corin klepnął go w ramię, przez które nie były przerzucone zwłoki. - Idź za nami, zrobimy ci drogę przez krzaki.

Pochód ruszył z powrotem w kierunku portu Harlen. Prowadził Sovran na pająku, gładząc dłonią szczecinę na pulsującym odwłoku, jakby monstrum było co najmniej miłym kotkiem. Ruch musiał go uspokajać, bo po chwili marszu przez większe prześwity w lesie, odezwał się.

- Trafili w sztorm. - Wytłumaczył ogólnikowo.

- Ten, który złapał nas kilka dni temu? - Dopytał Corin, ale nie doczekał się odpowiedzi. Sovran nawet na nich nie patrzył.

- Nie potrafili kierować statkiem. - Ciągnął opowieść. - Było wysokie dno, stracili statek, jest na dnie. Dopłynęli do wyspy, tylko ich trzech.

- Dobrze, że reszta się potopiła. To znaczy, dobrze dla nas. - Poprawił się natychmiastowo Ashton, by nie urazić Księcia.

- Czyli to naprawdę był przypadek. - Westchnął Corin. - Szkoda ich, ale musieliśmy to zrobić, wiesz o tym, przyjacielu. Dziękujemy za twoją pomoc, Sovran. Jest naprawdę nieoceniona! Cieszę się, że jesteś z nami. Vera? - Corin spojrzał na małżonkę. - Wszystko w porządku? Jesteś ranna? Jeśli chcesz, to cię poniosę.
Obrazek

[Płonąca Zatoka] Wyspa Harlen

696
POST POSTACI
Vera Umberto
Wyglądało na to, że zarówno Sovran, jak i Vera byli świetni w omijaniu niewygodnych tematów. Kapitan szła za pająkiem, siekając gałęzie mieczem, bo nawet gdy nie musiała tego robić, dawało jej to przynajmniej częściową możliwość wyrzucenia z siebie negatywnych emocji, jakich miała dziś zdecydowanie zbyt wiele.
- Jak szybko wrzucisz w zimną wodę z solą, to nie zostaną plamy - mruknęła tylko do Ashtona. Gdyby ona miała wyrzucać wszystkie ubrania, które zaplamiła krwią, szybko zostałaby z niczym. Pozbywała się tylko zniszczonych, bo zaszyte dziury i rozdarcia wyglądały zwyczajnie brzydko.
Słowa Sovrana sprawiły, że z jej serca spadł ciężar, który wisiał na nim przez ostatnie dwa dni. Zatrzymała się na moment, prawie obezwładniona poczuciem ulgi. A więc nigdzie na wyspie nie było przejścia do podziemi, którego nikt nie odkrył. Z jaskiń na północy nie miały wylać się zaraz zastępy mrocznych, a w zatokę wpłynąć oddział lewiatanów - przynajmniej nie od razu. Owszem, wciąż istniało ryzyko, że Harlen zostanie odkryte podczas inwazji, jaka miała objąć cały świat, ale to nie był ten dzień. Miała ochotę usiąść tu, gdzie stała i po prostu zamknąć oczy na następną dobę. Udało się. Harlen było bezpieczne.
Dopiero głos Corina wyrwał ją z tego marazmu. Dogoniła ich, ale z mniejszym już zapałem cięła gałęzie wokół. Zacisnęła tylko zęby, słysząc pochwały, jakimi oficer zasypał mrocznego. Z jednej strony rozumiała, że elfa dużo kosztowało patrzenie, jak umierają jego pobratymcy, ale wciąż... była zwyczajnie na Sovrana zła. Uniosła na Yetta wzrok, gdy padło jej imię, a propozycja bycia niesioną na rękach sprawiła, że kąciki jej ust mimowolnie uniosły się w nieznacznym uśmiechu.
- Nie jestem ranna. Słońce oślepiło mrocznego, nie widział mnie dobrze, nie trafił. Przejechał mi tylko po włosach - uniosła wolną dłoń, by przeczesać palcami zbyt krótkie kosmyki, tańczące nad ramieniem. - Więc poza tym, że wyglądam jak wypłosz, to nic mi nie jest.
Zamilkła na moment, by nieco niechętnie dodać:
- Powalił mnie później, dusił przez chwilę. Ale to nic.
Obrazek

[Płonąca Zatoka] Wyspa Harlen

697
POST BARDA
- Spróbuję, kapitanie! W ogóle to... MARDA! YALA! Mamy parszywca! - Krzyczał, nawołując kobiet, które przecież wciąż szukały po lesie tak Very, jak i zbiega. Nie odpowiedział im żaden głos, musiały zajść zbyt daleko, by usłyszeć mężczyznę. Marynarz jednak odpuścił dalszego zdzierania gardła. Skoro nic już im nie groziło, mogły spacerować po lesie ile tylko chciały.

Corin nie pozwolił Verze zostać z tyłu. Zatrzymał się razem z nią, wycągając dłoń, by do niego dołączyła, tak jak i do grupki, która im towarzyszyła.

- Zapłacił za to najwyższą cenę. - Przypomniał Yett, by nie było wątpliwości, kto był górą w tym starciu. Vera mogła iść wyprostowana, o własnych siłach, to zwłoki tamtego zwisały smętnie z ramienia Ashtona. - I wyglądasz dobrze... choć musisz się przebrać. - Dodał, uśmiechając się lekko, by podnieść atmosferę.

- Zabiłby cię, gdyby była noc. - Przypomniał Sovran, wciąż nie oglądając się na swoich towarzyszy, za to na nowo psując nastrój. Corin westchnął, już nawet nie prosząc go, by oddawał Verze należny jej szacunek.

Wkrótce dotarli do cmentarzyska statków, a dalej do portu. Niedługo później dołaczyły do nich Yala i Marda, ta druga z martwym już ptakiem, którego wcześniej zranił czarny. Piraci Harlen zebrali się wokół zwłok, by poobrażać je tak, jak na to być może nie zasługiwały. Vera nie miała spokoju, bo kapitanowie pragnęli zdania raportu z pogoni i morderstwa, w tym czasie Corin zniknął gdzieś wraz z Sovranem. Vera musiała zdecydować, czy szukać małżonka, czy wypływać z trupami, czy może od razu zalać się - w trupa.
Obrazek

[Płonąca Zatoka] Wyspa Harlen

698
POST POSTACI
Vera Umberto
- Czyż nie byłoby wspaniale? - odpowiedziała chłodno Sovranowi, nawet na niego nie patrząc. - Niestety jest dzień i to ja wyszłam z tego spotkania żywa.
Trzeba było przyznać, że talent do psucia nastroju elf miał wybitny. Umberto wróciła do cięcia gałęzi, nawet gdy wyszli już z gęstego lasu. Dopiero kiedy znaleźli się w okolicach cmentarzyska, schowała miecz, ograniczając się tylko do podążania przed siebie, ze zirytowanym wzrokiem wbitym w udeptaną ścieżkę.
Odprowadziła tylko dwóch mężczyzn spojrzeniem, ale nie poszła za nimi. Nie poszła też zatonąć w rumie, nieważne jak bardzo miała na to ochotę. Mogła uciec od zobowiązań raz, ale zrobienie tego ponownie nie wchodziło w grę, nie kiedy stała wśród ludzi, otwarcie domagających się odpowiedzi. Opisała zaistniałe wydarzenia pozostałym kapitanom, od walki, przez jej poszukiwania, po śmierć z ręki Sovrana - nawet jeśli do końca nie wiedziała, czy tamten mroczny umarł z wykrwawienia, czy mag faktycznie zakończył jego życie. Wyjaśniła, skąd zwiad wziął się na wyspie i powiedziała, że póki co jeszcze piraci wciąż byli tu bezpieczni, ale nie powinni zakładać, że pozostanie tak wiecznie. Niechętnie wytłumaczyła też, dlaczego wieszanie zwłok na wejściu do zatoki nie miało sensu, opisała działanie hypsibusów, czy jak się te stwory nazywały konkretnie (Sovran poprawiał ją wielokrotnie, ale niezmiennie nie mogła zapamiętać tego słowa), a potem podkreśliła konieczność pozbycia się trzech ciał, jeśli nie chcieli ośmionogich gości na wyspie. Zostawiła to jednak już komuś innemu, informując ich, że ona zrobiła wystarczająco wiele i planuje teraz zająć się zasłużonym odpoczynkiem, a jeśli ktokolwiek zamierzał jej w tym przeszkadzać, skończy tak samo, jak mroczna trójka.
Dopiero gdy któryś z kapitanów potwierdził, że zajmie się wyrzuceniem elfich trupów w morze, zostawiła ich wszystkich i ruszyła w kierunku Siódmej Siostry. Znów musiała się przebrać, sprawdzić w lustrze jak bardzo źle było z jej włosami i znaleźć butelkę Grozany. Alkohol powinien przepalić bolące gardło, poradzić sobie z chrypą, a nawet jeśli nie, na pewno miał inne zbawienne właściwości. Nie miała pojęcia, gdzie jest Corin i absolutnie nie obchodziło jej, gdzie jest Sovran.
Obrazek

[Płonąca Zatoka] Wyspa Harlen

699
POST BARDA
Zutylizowaniem ciał miał zająć się Aspa, dobrowolnie oferując swój udział w powstrzymywaniu szerzenia się Czarnych na Harlen. Nikt nie dopytywał, czy rzeczywiście pozbędzie się trzech Mrocznych Elfów, czy zpalanuje dla nich coś innego, gdy obiecał, że zutylizuje je w morskich głębinach kolejnego ranka, uginając się prośbom Ighnysa, który bardzo chciał przebadać zwłoki. Mag marudził coś na temat niemożliwości wykonania wiwisekcji, jednak niewielu wiedziało, o czym w ogóle mówi. I tylko Hewelion był nieco rozczarowany, że nie będzie mógł przeprowadzić polowania, lecz rozjaśnił się nieco, gdy usłyszał o hypsibusach. Na dziwne potwory ponoć polowało się najlepiej.

Vera mogła wrócić na statek. Minęła Bestyjkę, która została na nowo przywiązana na plaży i cieszyła się zainteresowaniem piratów, coraz odważniejszych w towarzystwie przerośniętego pająka. Chwilowo nikt nie zatrzymywał pani kapitan, mogła wrócić do pustej kajuty, by w spokoju obmyć się i przebrać. Jej włosy były przycięte z jednej strony, dość nierówno, na wysokości ramienia.

Wciąż miała parę butelek Grozany dla swojego własnego użytku i nie wahała się uszuplić go tego popołudnia. Z butelką wyszła z dusznej kajuty, tylko po to, by spotkać się z prawdziwym tłumem na pokładzie.

- Już jest! - Ucieszył się Hewelion. Trzymał się jednej z lin, biegnących tuż przy jego głowie. - Każ popuścić trochę topwanty, bo saling ci popęka! - Zwrócił uwagę.

- Hubercie! - Syknął Labrus, którego nie mogło zabraknąć u boku Heweliona.

- W porządku, w porządku! Vera wie, co robi. - Kapitan jeszcze raz sprawdził naciąg lin i puścił je ostatecznie. - Idziemy opijać twoje zwycięstwo, więc nie może cię zabraknąć!

Nie tylko dowództwo Dłoni Sulona było na jej statku. Zebrało się wielu załogantów zarówno Siostry, jak i innych statków, wpuszczonych na łajbę Very przez Corina, który uśmiechał się do niej sympatycznie, mimo tego, że tuż obok niego trwał Sovran. Nie zabrakło Aspy i paru jego ludzi, Leobariusa z Yoh-ghurtem, Ighnysa, który odsunął w czasie sekcję, a nawet Buxtona. Wszyscy wpatrywali się w Verę, oczekując, że ta ucieszy się i z nimi pójdzie.

- Pani Gustawa ugotowała coś specjalnego! - Dodał Samael, co spotkało się z wiwatem ze strony piratów. Kuchnia Gustawy niezmiennie cieszyła się powodzeniem w przygotowywaniu jedzenia dla jej chłopców.
Obrazek

[Płonąca Zatoka] Wyspa Harlen

700
POST POSTACI
Vera Umberto
Mijając Bestyjkę, rzuciła jej krótkie, ale dla odmiany nie wrogie spojrzenie. Ze wszystkich zebranych na wyspie akurat ten pająk niczym sobie u niej nie nagrabił, poza byciem zwyczajnie obrzydliwym. Pozwolił jej dogonić mrocznego za pierwszym razem, dowieźć Sovrana z powrotem na plażę, a przed chwilą niósł maga na siodle po lesie. No i ewidentnie stanowił nowe oczko w głowie Heweliona, ku niewątpliwej rozpaczy jego partnera.
W kajucie ściągnęła z siebie płaszcz i pancerz, za wyczyszczenie których zabrała się najpierw. W jednej ręce trzymała ścierkę, w drugiej Grozanę i popijając swój ukochany rum raz po raz, metodycznie zmywała krew z napierśnika. Kiedy ten już był czysty, przebrała się też w świeże rzeczy. Skórzanym gorsetem ściągnęła w talii fioletową koszulę, zmieniła spodnie i buty z tych przeznaczonych do pancerza na znacznie ładniejsze, a potem rozwiązała rzemień i rozczesała włosy. Przez chwilę wpatrywała się w lustrze na skutek starcia z elfem, w gruncie rzeczy będąc całkiem zadowoloną, że skończyło się tylko na tym - miejsce, w którym kosmyki zostały odcięte, znajdowało się zdecydowanie zbyt blisko szyi. Sovran miał rację, niewiele brakowało. Naprawdę dobrze się złożyło, że natknęli się na siebie za dnia, a nie tak, jak początkowo planowali - nocą. Będzie musiała coś z tym zrobić. Niechętnie myślała o ścięciu włosów na krótko, ale czy dało się to jakkolwiek uratować? Będzie musiała spytać kogoś, kto się na tym znał. Może Samaela, skoro ten przestał uciekać, gdy tylko znajdowała się w jego polu widzenia i nawet czasem się do niej uśmiechał? A może Gerda albo Olena wystarczająco dobrze radzą sobie z nożyczkami? Póki co Vera założyła krótkie kosmyki za ucho i postarała się zakryć je pozostałymi. Z powrotem naciągnęła na siebie płaszcz, kapelusz, zgarnęła swoja butelkę i opuściła kajutę, gotowa ruszyć do Cycatej.
Rozgardiasz na pokładzie sprawił, że stanęła w progu kwater oficerskich, zbyt zdezorientowana zamieszaniem, żeby od razu dotarło do niej, co się dzieje. Jej pierwszą myślą było to, że było ich tu zdecydowanie zbyt dużo. Jej załoga była mniejsza, nawet w pełnym składzie. Potem usłyszała Heweliona, a to pozwoliło jej zrozumieć, że przecież nie tylko załoganci Siódmej Siostry się tu zebrali. Ale po co?! Co oni wszyscy robili na jej statku?
- Co? - odpowiedziała elokwentnie Hubertowi, unosząc wzrok na liny, o których wspominał.
Spojrzała na Corina, który uśmiechał się do niej ze strony trapu, a potem na Sovrana, z twarzą jak zwykle skrytą za maską obojętności.
- Co? - powtórzyła.
Zebrali się tu wszyscy, żeby świętować jej zwycięstwo? Czyli znów była w centrum uwagi? Przecież nawet nie dobiła tego elfa do końca, a fakt, że w ogóle go znalazła, był jedynie dziełem przypadku. Owszem, mogła się chełpić tym, że szukano go przez dwa dni i musiała wrócić Umberto, żeby realnie coś z tym zrobić, ale zupełnie nie tak to wyglądało. Zacisnęła dłoń na klamce, znów spoglądając pytająco na Yetta. W końcu jednak westchnęła ciężko i pociągnęła dużego łyka ze swojej butelki, skinęła głową i zrobiła ten jeden krok do przodu, konieczny, by wyjść pomiędzy wszystkich i zamknąć za sobą drzwi.
- Dobra. Chodźmy pić. Nie macie pojęcia, jak tego potrzebuję - westchnęła. - Jak dla mnie, możemy teraz świętować całą noc. I chętnie zjem coś więcej, niż ta jedna ryba z rana.
Obrazek

[Płonąca Zatoka] Wyspa Harlen

701
POST BARDA
***

Kolejny dzień zaczął się o wiele przyjemniej od poprzedniego. Verę Umberto zbudziły delikatne pocałunki na czole, brwiach, policzkach, gdy jej własny małżonek nie miał dość bliskości nawet po nocy pełnej wrażeń. Razem z innymi załogami i swoją własną pili i świętowali, a zły nastrój szybko minął, zmieniając się w uroczystość równą tej, jaką był ich ślub. Nie brakowało ugotowanego przez Gustawę i Silasa jedzenia, nie brakło alkoholu, nie brakło dobrego towarzystwa i muzyki, ganiania boso po plaży, siłowania się na rękę i wielu innych gier, które być może nie przystały poważnym piratom z Wyspy Harlen. Vera mogła odpocząć po trudach poprzednich dni.

Sny nie mogły jednak trwać wiecznie. Kapitan potrzebna była swojej załodze, tak jak woda potrzebna była jej ustom po zbyt dużej ilości przyjętego rumu. Dłonie Corina, wędrujące po jej plecach i biodrach, choć w zamyśle miały pieścić i uspokajać, w rezultacie mogły tylko wyrwać ją ze snu. Świadomośc przychodziła jednak stopniowo, tańcząc na granicy rzęs, wdzierając się promieniami przez kolorowe witraże okien. Nikt jej nie pospieszał. Nikt jej nie potrzebował, poza Corinem, przed którym nie musiała chować się za maską twardej przywódczyni.

- Dzień dobry, kochanie. - Szepnął Corin, gdy już zauważył, że jego działania odgoniły ostatnie wspomnienia nocy.

Nie musiała jeszcze planować kolejnych kroków. Nie musiała myśleć o więźniach w Everam, o Białym Kruku, który uciekał na ich widok, o portretach Mikka, który reklamował swoje występy w Karlgardzie, ani o Mrocznych Elfach, które wypełzły z podziemii. Poczekać mógł obrażony Sovran, zazdrosna Olena, Pogad, której nie podobali się odmieńcy, jak i wszyscy inni, za których była odpowiedzialna, a którzy czekali na jej dalsze rozkazy i decyzje. Te kilka chwil poranka było dla niej.
Obrazek

[Płonąca Zatoka] Wyspa Harlen

702
POST POSTACI
Vera Umberto
To było dokładnie to, czego chciała dwa dni temu. Idealne zakończenie ślubu i wesela, przerwane tylko dramatycznymi wydarzeniami, jakich teraz, o poranku, nie zamierzała wspominać. Tutaj, w szerokiej, kapitańskiej koi, kiedy stopniowo wybudzały ją dłonie i usta Yetta, błądzące po jej ciele, to wszystko przestawało mieć znaczenie. Zamruczała cicho w odpowiedzi i uchyliła oczy, by spojrzeć na mężczyznę, który postanowił dobrowolnie skazać się na nią na resztę swojego życia, a kąciki jej ust uniosły się w wyjątkowo ciepłym uśmiechu.
- Dzień dobry - odpowiedziała, ale zamknęła oczy z powrotem, poddając się słodkiej pieszczocie.
Pierwszy raz od dawna nie obudziła ich żadna tragedia, żaden problem, który domagał się rozwiązania. Nikt nie dobijał się do ich kajuty, bo wszyscy byli zbyt skacowani po nocy, żeby w ogóle się podnieść. Verze bardzo podobał się taki stan rzeczy. Teoretycznie powinna zebrać się i pójść do Sovrana na kolejną lekcję, jak co rano, ale było to w tej chwili absolutnie ostatnie, co przyszłoby jej do głowy. Nie miała ochoty na niego patrzeć, niewdzięcznika pierdolonego, zwłaszcza, gdy tutaj miała dla siebie dłonie, usta i całą resztę Corina. Przesunęła opuszkami palców po jego ramieniu, klatce piersiowej i brzuchu, odwdzięczając się własną czułością. Mieli przecież mnóstwo czasu, nareszcie.
- Tego potrzebowałam. Tak to miało wyglądać za pierwszym razem - powiedziała cicho, znów podnosząc powieki i unosząc wzrok na oficera. - Szkoda tylko, że nie mogłeś mnie rozebrać z sukienki i z tego, co miałam pod nią.
Uśmiechnęła się zadziornie, wpatrując się w jego szare oczy. Tutaj nie mieli całego statku i załogi do zarządzania, tylko siebie nawzajem. Gdzieś być może istniała inna rzeczywistość, w której tak wyglądała ich codzienność. Może byli w niej bardziej szczęśliwi, choć Umberto nie potrafiła wyobrazić sobie bycia szczęśliwą bardziej, niż w tej konkretnej chwili. Postanowiła póki co wyciąć z pamięci dwa ostatnie dni i przynajmniej jeszcze przez moment udawać, że wciąż ma kwiaty we włosach, a żadne zawirowania z mrocznymi nie miały miejsca.
- Wypuść mnie. Żona przyniesie ci coś do picia - powiedziała i opuściła na chwilę objęcia Yetta, żeby wstać i poszukać wody, albo przynajmniej cienkiego wina. Wyjątkowo nie przejmowała się tym, że niczego na sobie nie ma, bo przy Corinie nauczyła się czuć swobodnie. Jemu nie przeszkadzały blizny, ani inne mankamenty, jakie wytykali jej inni. Po drodze zerknęła w lustro i jej oczom rzuciły się krótkie kosmyki, które w nocy postanowiły powyginać się w sobie tylko wiadomym kierunku.
- Chyba będę musiała ściąć włosy - westchnęła, pakując się z wodą, czy też winem z powrotem do łóżka.
Obrazek

[Płonąca Zatoka] Wyspa Harlen

703
POST BARDA
Corin nie przestawał. Przesuwał palcami po jej włosach, całował, gdzie tylko trafiały jego usta i cieszył się każdą chwilą, dlatego też niechętnie wypuścił ją z ramion.

- Tak to będzie wyglądać za każdym razem. - Pożyczył im obojgu Corin, przekręcając się na plecy, gdy zabrakło w jego ramionach małżonki. Uniósł ręce nad głowę, przeciągając się. - Będzie jeszcze wiele sukienek i wiele tego, co będziesz miała pod nimi. Wiem, że ten dzień był dla ciebie najważniejszy... dla mnie również. Przykro mi, że tak wyszło. - Powiedział Verze, patrząc na jej nagie ciało, wysuwające się spod cienkiego przykrycia. W ciepłym klimacie Harlen nie było potrzeby koców i kołder, lecz nawet bez nich zdołali się spocić, szczególnie dzieląc ciepłotę ciała między sobą. - Pamiętaj, że to nie wina Sovrana, ani nikogo innego... tylko zrządzenie losu. - Dodał, by Vera nie wyładowywała złości na tych, na których nie powinna. - I jest już za nami.

Yett podążał wzrokiem za Verą, nie robiąc sobie nic z jej blizn, a raczej podziwiając jej ciało, chociażby według niej oszpecone. Kiedy jednak napomknęła o włosach, nie mógł tego wytrzymać. Sam podniósł się do siadu.

- O czym ty mówisz? Ściąć? Dlaczego? - Zapytał z żalem w głosie. - Nie rób tego, kochanie! Podobają mi się takie, jakie są.
Obrazek

[Płonąca Zatoka] Wyspa Harlen

704
POST POSTACI
Vera Umberto
Przewróciła oczami, gdy padło imię elfa, o którym akurat teraz nie chciała myśleć.
- Musimy o nim w tej chwili rozmawiać? Nie obwiniam go o to wszystko, mówiłam to już jemu, mówiłam to już tobie - mruknęła, tracąc nieco porannego zapału. Nie wyładowywała przecież już na nikim złości. Wczoraj, odkąd zeszła z Siódmej Siostry z butelką w dłoni, było już tylko coraz lepiej. Co prawda nie rozmawiała z Sovranem, ale wychodziła z założenia, że dzięki temu właśnie mogła się w końcu odstresować i spędzić tę noc dokładnie tak, jak chciała.
Usiadła obok oburzonego Corina i napiła się, a potem podała kubek z wodą jemu. Nie do końca rozumiała jego nagły zryw emocji. Aż tak lubił jej włosy? Trzeba było przyznać, że stanowiły jedną z jej większych zalet, ale wcześniej czy później by przecież odrosły. Przeczesała palcami krótkie kosmyki nad swoim lewym ramieniem.
- Nie będę przecież chodzić z czymś takim. To nawet na Archipelagu nie uszłoby za awangardową fryzurę. Chyba, że... nie wiem. Spytam Samaela. Może jakoś to odratuje - wzruszyła ramionami i wsunęła się z powrotem pod prześcieradło. Dopóki nic jej nie zmusi, albo wystarczająco nie zgłodnieje, nie zamierzała wychodzić z łóżka.
- Nie spodziewałam się aż takiego sprzeciwu - przyznała z rozbawieniem.
Położyła się na boku i podparła głowę na łokciu, tak, by móc patrzeć na oficera.
- A ty... jesteś zadowolony? - spytała. - Z tego, jak wszystko wyszło? Nie licząc nieproszonych gości i problemów, jakie narobili, czy wszystko wyglądało tak, jak chciałeś?
Przesunęła dłonią po jego plecach.
- Na przykład to, że zrobiliśmy to tutaj, na Harlen, a nie na przykład w Porcie Erola? Że ślubu udzielił nam Gregor, nie kapłanka Osureli? - upewniła się. To były jej pomysły, podczas gdy Corin mógł mieć inne oczekiwania, bardziej tradycyjne. - Czy ty nie... nie żałujesz niczego? Może gdybyśmy wzięli ślub w świątyni w mieście, do żadnych problemów by nie doszło.
Obrazek

[Płonąca Zatoka] Wyspa Harlen

705
POST BARDA
- Nie chcę, żebyś obwiniała go o coś, czego nie zrobił. - Usprawiedliwił się Corin. - I tak jesteś na niego cięta, i bez tego. Ale masz rację, nie rozmawiajmy o nim.

Yett chciał podkreślić swoje podejście do sprawy, lecz jednocześnie nie mógł przecież mówić w nieskończoność o elfie, który nie miał miejsca międz Verą i Corinem w ich sypialni, gdy wspominali miłe chwile poprzedniego wieczora i sprzed dwóch dni, gdy świętowali swoją miłość. Oficer napił się z podanego kubka, po czym odstawił go na szafkę tuż obok łóżka, by nie musieć wstawać. Ujął kosmyki Very w dłoń i pozwolił im przesunąć się między palcami.

- Prawie tego nie widać, kochanie. Jeśli ci przeszkadza, masz rację, zapytaj Samaela. - Mruknął, unosząc końcówki do ust, by je ucałować. - Podobasz mi się z włosami i bez. Po prostu... nie potrafię wyobrazić sobie ciebie w krótkich. - Dodał, chcąc objąć kobietę, by mogli leżeć przytuleni. Tego ranka nie potrzebowali niczego innego niż siebie nawzajem... przynajmniej póki nie odezwał się Corinowy żołądek, który jednak zignorował zupełnie.

Mężczyzna westchnął, uśmiech błąkał się na jego ustach.

- Było idealnie. Byłaś najpiękniejsza, a Gregor sprawił się lepiej od jakiejś nieznanej nam kapłanki. Nie przyrzekałem dla Osureli, tylko dla ciebie. - Powiedział, nie przejmując się tym, że jego słowa mogły podchodzić pod bluźnierstwo przeciw bogom. - Gdybyśmy wzięli ślub gdzieś indziej, nie bylibyśmy otoczeni przyjaciółmi... i nie byłoby nas tutaj w czasie małej inwazji. Dzięki tobie wszystko jest znów tak, jak powinno być.
Obrazek

Wróć do „Wschodnia baronia”