Bastion Khudamarkh

436
POST BARDA
Kamirin rozsądnie nie dodała od siebie ani słowa więcej. Wydawało się, że Kharkun postanowił o jej dalszych losach i nie było niczego, co mogłoby odwieść go od jego decyzji. Jej pytanie przynajmniej było na miejscu.

- Pomożesz Venli. - Wyjaśnił jej krótko. - Powie ci, co masz robić.

Z tymi słowami, władca postanowił ich zostawić. Venla westchnęła ciężko, a Q'beu zabrał się za zbieranie odczynników i naczyń, jakby zupełnie nic się nie stało. Lampka wciąż stała na blacie, zapomniana przez starszego maga. Nie stanowiła żadnego zagrożenia.

- Kamirin? - W końcu odezwała się Venla, cicho i ostrożnie. - Jest już późno, musisz odpocząć. Jeśli chcesz, zajmij łóżko przy Azelielu. Będziesz tutaj bezpieczna...

Nie zaoferowano czarodziejce dalszych wyjaśnień. Venla sama wyglądała, jakby przydał się jej sen i męczenie jej o odpowiedzi byłoby nieetyczne, gdy na głowie miała ratowanie rannych. Chłopiec, który wcześniej przysłuchiwał się rozmowie z Kharkunem, wciąż zerkał w ich stronę, ciekawy wieści, które nie były dla niego.

Wolna od demona Kamira mogła w końcu odpocząć. Noc wydawała się być spokojną i nie było niczego, co mogłoby przerwać jej spoczynek. Wkrótce też ułożyła się na jednym z łóżek i usnęła...

...tylko po to, by w ciemności nocy obudził ją ruch! Ktoś majstrował przy jej szacie na wysokości piersi! Drobne palce poruszały materiałem. Gdy otworzyła oczy, ujrzała zabandażowaną głowę chłopca, którego spojrzenie skupione było na jego własnych dłoniach, które majstrowały przy zapięciu amuletu, który czarodziejka zabrała Traxatowi.
Obrazek

Bastion Khudamarkh

437
POST POSTACI
Kamira
Jasno i klarownie... Choć mogło być klarowniej, zostało wyjaśnione, co następuje. Miała pomóc Venli, zakładając, że czarodziejka zechce, faktycznie wyjaśnić jej wszystko tak jak należy. Kamira z dozą podejrzliwości zerknęła w stronę lampy, nie chciała mieć z nią niczego wspólnego a od Q'beua raczej zbyt wiele więcej niż parszywego spojrzenia by nie dostała. Słowa starszej magiczki przyjęła... zwyczajnie, po prostu wybrała sobie miejsce i raczej nie planowała już na dzisiaj nic więcej.

Sen... Byłby dobry, ale wciąż dręczyło ją przeświadczenie, że coś jej zabrano. Bała się, że nie będzie umieć przez to odpocząć... Choć... Ostatecznie usnęła. Jakkolwiek lekko by ten sen nie przyszedł, nie zapowiadało się, by trwał dłużej i rzeczywiście pozwolił jej zaznać potrzebnego odpoczynku. Spałaby dalej gdyby nie obudziło ją zwyczajnie praktykowane na niej zbereźne złodziejstwo. Przez moment myślała, że się to jej śni, ale te ręce coś małe i dotyk inny. To na pewno nie był przebudzony Azel, zresztą wątpiła, by był chętny na takie zabawy po tym wszystkim. Czy naprawdę śniła o takich rzeczach w tej sytuacji? No nie, była zbyt zaabsorbowana demonem i tym, co jej zabrał, dlatego tym bardziej nie wiedziała, co się dzieje. Spostrzegła jednak, w czym był problem dosyć szybko i nie miała zamiaru puścić tego płazem.

Oddanie amuletu nie wchodziło w grę. Nie takiemu małemu złodziejowi, zdecydowała, że należy go szybko ustawić do pionu. Do najsilniejszych nie należała, ale po jej stronie było zaskoczenie. Szybkim jak na siebie ruchem zamierzała go chwycić za te majstrujące łapy i uważając na swój amulet, miała zamiar go pociągnąć w poprzek przez łożko, zupełnie tak jakby chciała zyskać nad nim przewagę. Zależało jej, by zachwiała nim i zaskoczyła, ciągnęła więc, na drugą stronę najmocniej jak mogła. Drugą ręką natomiast już szukała jego twarzy. Zamierzała pokazać mu, czym są prawdziwe plaskacze. Była gotowa potraktować go całą serią takich ciosów otwartą ręką, byle szybko puchnęło. Raczej nie chciała się za bardzo do niego odzywać. Tłukła, tłukła, aż dotarło, do niego, że nie wolno. Jeśli jednak by się uwolnił, to zamierzała go zatrzymać jednym prostym zdaniem. To był oczywiście wariant sytuacji – Jeszcze dwa kroki a cię wysadzę — Skoro już ją okradał, to mógł jej wyjaśnić, dlaczego w ogóle próbuje to robić, na pewno nie dlatego, że świecidełka miała ładne. Na pewno zdawał sobie sprawę z kim i dlaczego tutaj była. To nie był przypadek.
Spoiler:
Spoiler:

Bastion Khudamarkh

438
POST BARDA
Drobne palce skubały błyskotkę, jednak brakowało im zwinności, która pozwoliłaby ukraść amulet szybko i skutecznie. Złodziejaszek starał się, ale skoro obudził Kamirę, jego umiejętności pozostawiały wiele do życzenia. Nie był również najbardziej spostrzegawczym ze zbirów, więc gdy Kamira zareagowała, po prostu dał się ponieść akcji.

Padł na łóżko Kamiry, ciągnięty za rękę. Dziewczyna mogła spostrzec, że złodziej jest raczej wątłej budowy. Miał czarne, gęste włosy i opaloną skórę, ale szczegóły jego twarzy znikały pod bandażem, który zakrywał niemal jej połowę. Wydawał się być w tym samym wieku, co Kamirin, może nawet młodszy.

- Nie! Nie, przepraszam! - Zaskomlał, tym głośniej, gdy dosięgnął go pierwszy plaskacz. W miarę możliwości chciał zakryć twarz rękoma, ale udało mu się wyszarpnąć tylko jedno ramię. - Przestań! Przestań, Zagłado! Przepraszam, już nie będę! Nie wysadzaj mnie!

Czarodziejka mogła dostrzec, jak twarz chłopca staje się mokra - najpierw od pojedynczych łez przerażenia, a następnie również od krwi, gdy bandaże w pojedynczych miejscach zaczęły nią nasiąkać. Uderzenia Kamiry musiały naruszyć zakryte rany.

- Na miłość Osureli!

To Venla wpadła do szpitalnej salki. Okryta jedynie długą koszulą, musiała spać tuż za naruszoną, wpół zawaloną ścianą. Szybkim krokiem podeszła do łóżka Kamiry, przebierając bosymi stopami po zniszczonej mozaice podłogi.

- Kamirin, bogowie! On jest ranny!
Obrazek

Bastion Khudamarkh

439
POST POSTACI
Kamira
Ta noc zapowiadała się już od samego początku na długą.

Mimo że nie była wypoczęta, to nie miała zamiaru zrezygnować z bronienia się przed złodziejstwem. To jak wyglądał ani kim był, mało ją w tej chwili interesowało, był ranny, ale widocznie jeszcze za mało, skoro był w stanie próbować ją okradać. Kamira nie miała litości w swoich ciosach. Kamira nie przestawała go w swojej złości tłuc. Przestała dopiero gdy spostrzegła, że z jego ranami dzieje się coś niedobrego. Wtedy gwałtownie go puściła. Nie popchnęła, ale odsunęła od siebie. Wciąż patrzyła w jego kierunku ze zmrużonymi oczami, pozbawionymi w tej chwili współczucia.

– Tutaj nie ma miejsca dla Osureli — Wymamrotała cicho. Doskonale rozumiejąc, jakie panują tutaj zasady i jak powinno się karać złodziei i innych nieprzyzwoitych ludzi. Ją ratowała jedynie jej magia przed ściętą głową. – Widocznie nie wystarczająco skoro ma siłę robić mi nieprzyzwoite rzeczy i próbować zabierać rzeczy! — Odezwała się głośniej, choć bardziej do Venli niżeli do łotrzyka. Mało interesowały ją jego tłumaczenia, które i tak sprowadzić się mogły do pustych przeprosin bez skruchy. Kamira skrzyżowała ręce, ścisnęła się mocno, nie kryjąc urazy. Nie miała sobie nic do zarzucenia ani nie zamierzała przepraszać. Nie potrafiła też zrozumieć, dlaczego ostatnie wydarzenia budzą w niej tyle agresji.
Spoiler:
Spoiler:

Bastion Khudamarkh

440
POST BARDA
- Chciała mnie wysadzić! - Poskarżył się chłopak, gdy udało mu się już wyrwać spod klapsów Kamiry. Poderwał się szybko i dopadł do Venli, chcąc wtluć się w jej bok, choć dawno nie był już małym chłopcem. Był nawet wyższy, niż starsza czarodziejka. - Pani Venlo, ja się jej boję! Niech stąd idzie.

Obejmowany przez ramię magini, zerkał w stronę Kamiry pojedynczym okiem. Jego mina w żaden sposób nie przekazywała strachu. I choć krew barwiła bandaże, chłopak uśmiechał się w niezbyt miły sposób, otwarcie drwiąc z czarodziejki.

- Shay, ona jest ranna, tak samo jak ty.

- Nie widzę żadnych ran! - Zaprotestował, nie pozwalajac nawet Venli skończyć zdania.

- Shay. - Czarodziejka znów zwróciła mu uwagę. - Co robiłeś przy łóżku Kamirin? Rozmawialiśmy o tym.

- Elf marudził przez sen! Chciałem sprawdzić, czy wszystko w porządku. - Kłamstwo było ewidentne, a Azeliel spał tak, jak wcześniej, nie poruszywszy się nawet o milimetr. Kilka godzin nie wystarczyło, by jego stan się poprawił, czy choćby wrócił mu cień świadomości.

- Kochani. Jest noc, nie wiem, kto zaczął, to nieważne. Uściśnijcie sobie dłonie na zgodę i wracajcie spać. Rano zmienię ci opatrunek. Kamirin, żadnych wybuchów. - Ostrzegła młodszą, jednocześnie puszczając chłopaka.

Zadzieranie z Kamirą było jak dźganie patykiem tygrysa, jednak Shay albo lubił dreszczyk emocji, albo nie miał dość instynktu zachowawczego. Usiadł na najbliższym łóżku, ledwie metr od Kamiry.

- Ludzie mówią, że jest niebezpieczna. Że to przez nią miasto zostało zniszczone i że uciekł smok. Że jest Zagładą dla nas wszystkich, nie tylko goblinów.

- Dość! - Venla uniosła dłonie. - Nie będę tego słuchać. Ty również nie powinnaś, Kamirin. Dobranoc. I nie chcę słyszeć waszej walki. Tu są ranni, na bogów! - Z tymi słowy, Venla skierowała się znów w stronę swojego łóżka, za ścianką.

- Pssst! To ty zabiłaś Quetiapina? I Moxiclava? I Traxata?
Obrazek

Bastion Khudamarkh

441
POST POSTACI
Kamira
Nie wyglądała na zadowoloną z zajścia a reakcja tłuczonego jeszcze przed chwilą chłopaka i pójście na skargę tym bardziej nie poprawiło jej nastroju. – Zaraz to ty się stąd wyczołgasz! — Powiedziała, odgryzając się bezpardonowo. Z przekąsem i wyraźnie nieprzyjemnym spojrzeniem lustrowała tę dwójkę. Nie podobało mu się jak sobie wybrał Venlę na obrończynię. Ręka już ją świerzbiła, by pokazać mu co myśli o takim zachowaniu. Gdy czarodziejka próbowała przyjmować postawę neutralną, wspominając, że również może tutaj przebywać wyraźnie się zagotowała gdy on zaprotestował. – A ja nie widzę cienia inteligencji w twojej głowie! Już cały ci wyciekł!? — Odwróciła się wyraźnie niezadowolona i nakryła głowę materiałem. Nie chciała ani ich dalej słuchać, ani oglądać. – Jak coś mi zginie albo Azelowi, to zacznę wysadzać wszystkich złodziei po kolei! — Pyskowała spod kołdry, wyraźnie stawiając grubą kreskę pomiędzy kombinatorami a tym jak zamierza wyrównać rachunki jeśli ktoś odważy zrobić się coś jeszcze. Wiedziała, że Venli Fex te słowa się nie mogą spodobać. Mimo to była do tego zmuszona. Na szczęście miała rzeczy Azela, dlatego przyszykowała sztylet pod poduszką, dla każdego niegrzecznego gagatka, który by ją zechcial odwiedzić.

Była zdenerwowana całą sytuacją z demonem i tym wszystkim. Chciała spokoju, ale wiedziała, że ten nie nadejdzie, dlatego stwierdziła, że nie zmierza od tak z niego zrezygnować i jeśli będzie musiała, to sobie taki wywalczy, nawet jeśli w tej sali będą same trupy. Zresztą. Dla wszystkich lepiej jeśli wszyscy tutaj padną. W końcu Venla będzie miała więcej czasu na inne, ważniejsze zajęcia niż opiekowanie się bandą kłamliwych złodziei. Chciała jeszcze raz odpowiedzieć na zaczepki, ale tego nie zrobiła. Wyraziła się jasno i nie zamierza się powstrzymać przed ukaraniem każdego parszywego złodzieja. Jak jeden nie wystarczy za przykład, to trzeba zrobić kolejny. Zabawne, że kretyn wie tyle rzeczy, a wciąż się jej nie boi. Ale jak to mówią, wszyscy muszą doświadczyć tego albo na własnej skórze, albo zobaczyć na własne oczy, a nie tylko usłyszeć plotki. – Pff. Nie.— Odpowiedziała... Zgodnie z prawdą, tak naprawdę śmierć żadnego z nich nie była z jej rąk. Miała swój wkład w każdą, ale to nie ona zadawała ostateczne ciosy.
Spoiler:
Spoiler:

Bastion Khudamarkh

442
POST BARDA


- Nie, bo ty!

Chłopak nie wydawał się być wystraszony reakcjami Kamiry, nawet wtedy, gdy Venla zostawiła go w tyle. Usiadł na łóżku i przycisnął dłoń do krwawiącej głowy, uciskiem chcąc powstrzymać dalszą utratę krwi. Skrzywił się mocno, musiało boleć.

Wydawało się, że przekomarzanki z chłopakiem mogły trwać w nieskończoność. Pytaniem pozostawało, kto pierwszy wykaże się ogładą i odpuści. Czując opiekę Venli, chłopak nie zamierzał bać się wybuchów młodej czarodziejki.

- Następnym razem nawet nie będziesz wiedziała, że coś straciłaś. Nie złapiesz mnie. - Mamrotał, kładąc się na posłaniu. - A teraz przez ciebie umrze jeszcze Azeliel. Szkoda, był miły.

***

Azel nie zmarł tamtej nocy, ani kolejnej, ani nawet następnej. Po sześciu dniach, które Kamira mogła spożytkować, jak tylko chciała, elf w końcu się ocknął, po czym został przeniesiony do bardziej prywatnych komnat odbudowywanego pałacu. Nie od razu wrócił do pełni świadomości, jednak z upływem kolejnych dni i nocy zaczął rozmawiać, a wkrótce, wspierany zabiegami Venli, w końcu wstał z łóżka.

Nim wrócił do stanu, który można było nazwać z grubsza normalnym, minęły trzy długie tygodnie. W tym czasie Kamirin pozwolono zostać w pałacu. Nie wymagano od niej niczego poza meldowaniem się u Q'beua co jakiś czas, by mieć pewność, że pozostawała dostępna. Mogła spacerować po powoli odbudowywanym Bastionie, cieszyć się jedzeniem przygotowanym przez zespół Mistrza Avona, rozmawiać z Venlą o sprawach mniej i bardziej ważnych, odwiedzać Shirrkę, nawet dyskutować z Shayem, który wciąż pozostawał w prowizorycznym szpitalu i wciąż czerpał radość z testowania cierpliwości Kamiry. Wszyscy zdawali się jej schodzić z drogi, prócz chłopca. Jedynie do Azeliela dopuszczano ją z obstawą, jeśli zdecydowała się go odwiedzić, jakby elf był zbyt cenny, by można było ryzykować jakikolwiek nieprzemyślany ruch.

***

Sala była nowa, piaskowcowe ściany nie zostały jeszcze obielone, a następnie przyodzobione, lecz mimo to, dało się wyczuć majestat odbudowywanego pałacu. Dwa rzędy rzeźbionych kolumn miały przytrzymywać sklepienie, które jednak jeszcze nie powstało, przez co słońce w zenicie zalewało zgromadzonych. Żar prażył się z nieba, gdy zwołano posiedzenie w samo południe.

Nad Kharkunem rozstawiono baldachim. Ciemnogranatowy, gruby materiał ze złotymi frędzlami wyglądał wspaniale, dawał jednak ochronę tylko przed bezpośrednimi promieniami. Ork, odziany w jedynie przepaskę na biodrach i złoty łańcuch na szyi, wachlowany był przez Avona, który z niezadowoloną miną poruszał malowanym wachlarzem. Nad misą owoców stojącą przy władcy latały owady, węsząc szybko psujące się jedzenie.

Ani Venli, ani Q'beuowi, ani nawet Azelowi nie przypadła żadna ochrona przed słońcem, choć elf ściągnął z siebie ciemne odzienie i zakrył głowę i kark. Skrytobójcze ubranie sprawdzało się w ciemności ulicy, ale przy pełnym słońcu działało na niekorzyść. Azeliel wyglądał już lepiej, jednak rumieńce sugerowały, że jest bliski przegrzania. Magowie znosili ukrop lepiej. Kamira, postawiona po lewicy Venli, że to również cierpiała z powodu upału. Miała do wyboru odzież, w której mogła wybrać się na poszukiwanie smoka, więc o ile nie zdecydowała się na wdzianko podobne Azelielowemu, miała nieco lepiej.

Orczy władca przemawiał do zgromadzonych, ale nie zwrócił się bezpośrednio do Kamiry ani razu. Wielka czwórka stała w szeregu tuż przed władcą, natomiast za nimi znajdował się oddział, który miał ich ubezpieczać w drodze i już na miejscu.

- Musimy poskromić smoka. - Powtarzał Kharkun. Nie ruszał się ze swojego miejsca, za to kiwał na Avona, by przyspieszył z wachlowaniem. Kulinarny mistrz wyglądał na mniej niż zadowolonego, ale nie odzywał się, zaciskając usta w wąską linię i myśląc o przepisie na potrawkę z orka. - Przejąć władzę nad demonem i uwięzić go w ciele bestii. Pomnijcie moje słowa: bez smoka nie macie po co wracać do Bastionu. Jeśli zechcecie zbiec, moi ludzie was zabiją. - Dodał. Szczękanie zbroi i broni za plecami przypominało magom i elfowi, że strażnicy nie są po ich stronie, a po stronię Kharkhuna. - Jakieś pytania?

Q'beu pokręcił głową. Venla wyglądała, jakby miała się rozpłakać, za to Azel hufał i pufał, starając się ochłodzić.

- Możemy już iść? Kamirin zaraz zemdleje z gorąca. - Elf w zartobliwy sposób zrzucił na nią swoje problemy.
Spoiler:
Obrazek

Bastion Khudamarkh

443
POST POSTACI
Kamira
Łotrzyk był pewien, że Kamira go nie złapie, mimo to, nie musiała. Wystarczyło, tylko by za każdą zaginiona rzecz obwiniła jego, a potem — ukarała go pod pretekstem tego, że już raz spróbował i jest złodziejem. Takie działania przynosiły korzyści w bastionie i raczej nikt nie mógłby tego zakwestionować. Była zła na łotra i na pewno miała zamiar uważnie się przyglądać jego poczynaniom, zarówno w kwestii swojej, jak i Azelila. Miała nawet świetny pomysł by gdy nikogo nie będzie, by wybuchnąć mu nogę od łóżka, ale tylko troszkę, tak by się złamało gdy do niego wróci.

Poza tym nie miała ochoty poświęcać mu więcej uwagi jeśli nie musiała. Choć, zastanawiało ją to, czemu Shay tak wolno zdrowieje, skoro nawet Azel dochodził powoli do siebie.

Jedną z rzeczy, którą uważała za najważniejszą w trakcie tych trzech tygodni, było zatruwanie życia pytaniami i teoriami magicznymi Venli i Q'beuowi (skoro i tak miała się meldować to mogła uczynić to jak najbardziej przyjemno-nieprzyjemnym jak się tylko dało). Poza tym liczyła, że w trakcie tego wszystkiego dowie się więcej o samej lampie, kwestii spętania smoka demonem i jej relacji do tego wszystkiego. To był czas względnego spokoju, dlatego mogła też się uspokoić i nieco stonować swoją złość na cały świat i może rzeczywiście podpuścić Venlę by podzieliła się jakimś magicznym niuansem, który mógłby się jej przydać, zwłaszcza że książki raczej nigdy nie były jej bajką.

Również chciała odwiedzić Shirrkę i wyjaśnić jej wszystko. Na pewno nie było to łatwe i proste, dlatego zabrałby ze sobą Buliona by w razie czego powstrzymał którąś z nich przed zrobieniem sobie wzajemnie krzywdy. Spodziewała się, że orczyca może być bardzo niezadowolona z rewelacji, jakie do niej dotrą. Kwestia mistrza Avona i jego kuchni to czyste pytanie retoryczne, oczywiście, że miała ochotę się przy tym całym zakątku zakręcić. Już jako czarodziejka Kamira oczywiście, bo wszelkie aliasy i udawania nie miały już żadnego sensu. Na pewno chciała się kucharzowi i innym istotnym ludkom, takim jak Maraga pokazać z lepszej strony.

Kwestia Azela była wyjątkowa. Cały czas rozważała, jak powinna w jego kwestii dalej postępować. Nie chciała go jednak pytać o nic, nie potrafiła wręcz się do niego odezwać po tym jak ucieszyła się, że się obudził i zaczął powoli wracać do zdrowia. Była skonfliktowana i nie miała pojęcia, jak zareaguje więc... Mimowolnie, ale odrobinę go unikała a strażnicy, którzy go strzegli i utrudniali kontakt w formie takiej, jaka powinna być... Wcale sprawy nie ułatwiał ani nie poprawiał jej spojrzenia na nią. Z początku nawet miała wrażenie, że sam prosił o tę ochronę, ale z czasem doszła do wniosku, że byli tam z polecenia Kharkhuna.

Mimo wszystko w ogniu wszystkiego, co zaszło, Kamira starała się nie zwracać na siebie za dużo uwagi, raczej starała się nie kusić losu ani nie prowokować wielkiego orka do rozpoczęcia jakichś kroków w celu jej uspokojenia czy sprowadzenia do parteru.

Finalnie, gdy elf doszedł już do siebie Kharkhun zarządził spotkanie, na które chcąc nie chcąc — każdy w jakiś sposób czekał. Pod baldachimem nie wyglądał tak wspaniale jak pod dachem i na tronie. Strój jak przywdział Azel wyraźnie stawiał go w topowej formie od trzech tygodni. Wydawałoby się nawet, że przywdział go specjalnie by sprawdzić swoją wytrzymałość. Kamira natomiast wolała ubrać się lekko. Przywdziać jakiś jasny kolor, najpewniej swój ulubiony no i lekki, nie za długi, by się też nie ciągnął, ale skoro mieli polować na smoka, to potrzebowała czegoś, w czym ani się nie przewróci za łatwo, ani nie ograniczy to jej ruchów. Co jak co ale wiedziała, że czerń w gorącu pustyni zbyt dobrym wyborem nie była, poniekąd nie rozumiała, dlaczego Azel wybierał tak ciemne kolory, skoro chowanie się w miejskim cieniu na pustyni mógł robić w znacznie jaśniejszym stroju, nawet w nocy. Czarodziejka na pewno chciała wysokie, ale i lekkie buty, ostatnim czego potrzebowała to zostać zaatakowaną przez zagrzebujące się w piasku bestie, z którymi już zdarzało się jej mieć do czynienia. Najważniejszym rekwizytem, którego potrzebowała, był jednak jakiś kapelusz, tudzież czapka. Nie mogła z takiej zrezygnować. Podobnie jak nie mogła nie wspomnieć Venli, o których komponentach potrzebowała do innych zaklęć, które potrafiła wykonać.

Kamirin przewidywała przebieg tej rozmowy już zawczasu. Wiedziała, jak będzie wyglądała i nie do końca podobał się jej pomysł, jaki wysnuł ork a na który zgodzili się pozostali. Kamira również nie miała pojęcia, co oznaczało dla niej uwięzienie smoka. Czy pojmanie go oznaczało, że zostanie wyrzucona z tego miejsca, czy może pozwolą jej ostatecznie zostać? Nie wiedziała, sama również nie wiedziała, czy chce zostać. Groźby orka brzmiały... Nad wyraz niepotrzebnie? Mówił do swoich lojalnych podwładnych + Kamiry, a nie brzmiało to jak kierowane jedynie do niej, czyżby obawiał się zdrady osób, które i tak poświęciły dużo by pozostać w jego służbie? Kamira wyglądała w trakcie tej grożącej przemowy, jakby właściwie jej nie słuchała albo była nieobecna. Zerkała to na Venlę to na Q'beua i pozostałych. Zagadką były dla niej ich dzisiejsze zachowania, tylko Elf zachowywał się jak na siebie... Normalnie? – Gdyby gorąc nie odbijał się od twoich skór, to wszystkim byłoby chłodniej. — Odpowiedziała elfowi zadziornie i wróciła w tej chwili do swojego nieobecnego stanu. Relacja z Azelilem w obecnej chwili wyraźnie ją krępowała, bo w końcu jak wiele siebie stracił? Jak dużo z nich pozostało w tej cholernej lampie, o której nie mogli zapomnieć?
Spoiler:
Spoiler:
Ostatnio zmieniony 12 cze 2022, 15:54 przez Kamira, łącznie zmieniany 1 raz.

Bastion Khudamarkh

444
POST BARDA
Przez dni, gdy czekali na Azeliela, Kamira nie dawała spokoju Venli i Q'beuowi, zawracając im głowę przy każdej możliwości. Magowie wydawali się mieć wystarczająco dużo cierpliwości do szkolenia Ognika, choć nawet ta zanikała, gdy okazywało się, że najlepszym sposobem na przekazanie wiedzy są książki i zwoje, z których młoda czarodziejka, siłą rzeczy, nie miała pożytku. Trzy tygodnie, wypełnione również innymi czynnościami, nie wystarczyły, by Kamira zapoznała się z literkami i nauczyła się składać je w zdania, dlatego przekaz ustny musiał wystarczyć.

W zamian za nauki Q'beu zapoznał się z treścią księgi Kamiry, którą przyniosła ze sobą do Bastionu. Starszy mag prześledził schemat rytuału, który przeprowadzili kultyści i nawet potrafił wytknąć jego słabe punkty. Zabrakło mu jednak wiedzy lub doświadczenia, by zaproponować zastąpienie je jakimiś lepszymi rozwiązaniami.

Kamira mogła również liczyć na pomoc Venli. Teoria i demonologia były pojęciami zawiłymi i w gruncie rzeczy nieprzyjemnymi, ale kusiły jak zakazany owoc, obiecując albo wielkie zyski, albo sromotną klęskę. Dziewczyna zapoznała się z podstawami teorii demonów, opętań, przywołań... i choć wszystko brzmiało na papierze prosto, Venla przestrzegała, że zwykła modlitwa do Czarnego Płomienia nie będzie skuteczna, gdy Płomyk niepotrzebnie napyta sobie biedy. Prócz podstaw od Venli, Q'beu nauczył Kamirę również tego, jak porozumieć się z demonem w lampie. Przy odpowiednim skupieniu i przygotowaniu, czarodziejka mogła wstąpić do świata, w którym w lampie uwięziono jej demona, jak i rozmówić się ze swoim więźniem, a następnie bezpiecznie i w całości wrócić. I choć istota nie chciała z nią rozmawiać, zbyt urażona tym, że jej nowym domem była stara, brzydka lampka, czarodziejka wstąpiła do niewielkiego planu w lampie, zobaczyła dymną postać niedawnego przyjaciela, (znów zmieniającego formy na te dobrze znane czarodziejce), powiedziała mu, co chciała i ostatecznie wróciła do świata rzeczywistego. Ten rytuał był ledwie ułamkiem tego, czego wcześniej dokonali magowie, by zamknąć demona w stworzonej przez siebie przestrzeni, jednak wystarczył na początek.
Dzięki naukom, Kamira zyskuje +1 do koncentracji.

Kamira poznaje rytuał rozmowy z demonem z lampy.

Naczynie z uwięzioną istotą należy umieścić w wyrysowanym na ziemi magicznym kręgu z pentagramem. We wszystkich pięciu jego ramionach należy umieścić źródło światła - świeczkę, lampkę, płonący kaganek - które są przewodnikami podczas powrotu. W moździerzu należy utrzeć krew śmiertelnika ze świeżym kwieciem lub pyłem z kwiecia róży pustyni i nałożyć je na własne czoło, co umożliwi przejście między planami. Siadając na obrzeżu kręgu, należy rozpocząć trans i wniknąć do planu naczynia. Powrót nie jest możliwy, jeśli którekolwiek z pięciu świateł zostanie ugaszone.
Spotkanie z Shirrką, Avonem i Maragą nie było łatwe. Orczyca poczuła się zdradzona i w pierwszym odruchu wyrzuciła zarówno Kamirę, jak i Buliona za drzwi. Jakiś czas później posłała po Kamirę, tylko po to, by zażądać zwrotu ofiarowanych jej dóbr. Avon i Maraga odnosili się do Kamiry z dużo większym szacunkiem, ale również dystansem. Żadne z nich nie szukało kontaktu.

- W nocy będziesz jeszcze chciała się do tych skór przytulić. Zmarznie ci tyłek.- Sarknął elf, gdy stali przed Kharkunem, zachowując się, jakby zupełnie nie przejmował się sytuacją, w jakiej się znalazł. Z pewnością znalazłby sobie nowe miejsce do życia, gdyby sprawa nie wypaliła. Z drugiej strony, mógł mieć u Kharkuna lepsze względy, aniżeli magowie.

Q'beu i Venla nie zachowywali się zbyt swobodnie, najwyraźniej zdając sobie sprawę z faktu, że król prosi ich o prawie niemożliwe. Nie pozostało im już nic do omówienia - wyprawa była przygotowana. Należało wyruszać.

-> doDo Północnej Strażnicy
Obrazek

Bastion Khudamarkh

445
POST BARDA
Północna Strażnica została daleko w tyle, za to przed nimi był Bastion. Czy Kamira mogłaby kiedykolwiek przypuszczać, że będzie się tak cieszyć na widok Bastionu Khudamarkh? Mury miasta zostały w większej mierze odbudowane, czarodziejka widziała inne odcienie piaskowca tam, gdzie wniesiono je na nowo, łatając zawalone odcinki. Z poziomu grzbietu Karena widziała też zabudowania miasta, ich gruzy, ale też rusztowania, gdy mieszkańcy jak najszybciej starali się odbudować to, co zabrał im kataklizm. Choć zniszczony, Bastion żył, czekał na swoich mieszkańców oraz wędrownych kupców.

Tym razem przy bramie nie powitał jej brzydki Sefu. Kto wie, czy w ogóle przeżył trzęsienie ziemi? Nie widziała też Q'lairy, Bimizzy, żadnej z innych dziewcząt Moxiclava, ani nawet żadnego znajomego goblina. Nie była już nikim, jak wtedy, gdy pierwszy raz wkroczyła do Bastionu. Teraz miała ze sobą obstawę strażników. Teraz mieszkańcy rozstępowali się, by przepuścić ją i jej świtę. Nikt nie zatrzymywał ich, gdy szli przez miasto. Wydawało się, że mimo obrazu zniszczenia, zmieniło się naprawdę niewiele. Przekupki wciąż wrzeszczały, drobni kieszonkowcy czyhali na nieuważnych, ludzie, orkowie, gobliny i nawet elfy, każdy gnał za swoimi sprawami, nie opłakując już nawet tych, których stracili. Bastion znów żył.

Odbudowa pałacu szła najszybciej. Gdy wyruszali, większość "pomieszczeń" była po prostu wydzielonymi kawałkami placów pod gołym niebem. Teraz jednak dało się zaobserwować, jak szybko powstają kolejne pawilony, które miały służyć władcy. Poprowadzono ich oczyszczoną z gruzów ścieżką do jeszcze pachnącego świeżością domu. Niewykończone wnętrze kłuło w oczy, jednak panował w nim przyjemny chłód, tak potrzebny przy gorącu pustyni. Ustawione naprędce dzbany z kwiatami miały umilać czas Kharkunowi, który powinien rozprawiać o sprawach miasta przy dużym, ciężkim stole, ustawionym na środku.

Władcy nie było jednak tam, gdzie być powinien, zamiast niego z mistrzem Avonem, Maragą i orkami rozmawiał ktoś inny.
Spoiler:
Mężczyzna nie był pełnej krwi orkiem, ale naleciałości miał tyle, iż można było zgadywać, iż jest mieszańcem pierwszego pokolenia. Nosił wiele podobieństw Kharkuna, od odcienia skóry przez długie uszy, choć oczywiście ustępował mu sylwetką. W tym wypadku, ludzka krew zadziałała na jego niekorzyść. Nie mógł mieć więcej, jak dwudziestu lat.

- Kherkim! - Przed szereg wyrwała się Venla. Minęła orków, Cassima, Azela, Kamirę, nawet prowizoryczne nosze, na których przyniesiono zwłoki elfa. Czarodziejka w truchcie dopadła do nieznajomego.

- Cioteczko! - Reakcja półorka była równie wylewna. Przepchnął się obok Avona, oburzonego tym zachowaniem, by złapać Venlę w ramiona i uściskać serdecznie. - Tak tęskniłem! Bałem się, że znów wyjadę, zanim wrócicie! Ojciec mówił, że nie będzie was dłużej, a przyjechałem tego samego dnia, gdy wy opuściliście Bastion! - Melodyjny głos nie pasował do aparycji.

- Synek Kharkuna. - Podpowiedział Kamirze do ucha Azel, by wprowadzić ją w sytuację. - Półork, więc nie przejmie tronu, ale nie przeszkadza mu to w korzystaniu z przywilejów. I, kurwa, bardzo popularny wśród tłumów. Na szczęście więcej go nie ma niż jest. Uważaj na niego.

Starsza czarodziejka wycałowała policzki Kherkima i wydawało się, że gdyby mogła, nie puściłaby go wcale. Sprawy jednak nagliły, dlatego musiała zabrać ręce, pozwalając sobie jeszcze tylko na przyjacielskie uszczypnięcie go w policzek. Nie miało znaczenia to, że był od niej wyższy o prawie dwie głowy.

- Mój chłopcze, gdzie jest twój ojciec? Wracamy z wieściami, które nie cierpią zwłoki.

- Ojciec odpoczywa, zaraz po niego poślemy. Wujaszku. - Kherkim zobaczył wśród przybyłych Pomyja, uniósł dłoń, by przywitać się z nim na odległość. Pomyj ledwie skinął głową. - I Azel! To ty jeszcze żyjesz?

- Ta, jeszcze mnie nie dorwali! - Rzucił elf, żartobliwie, w swoim stylu. - Ale patrz, sprawiłem sobie czarodziejkę. - Objął Kamirę ramieniem za szyję i przycisnął do siebie, jakby była kolegą, nie panienką.

- Nowe, nieznajome twarze... witam was w pałacu mojego ojca, Kharkuna. - Zwrócił się półork do Cassima i Kamiry, lekkim, przyjaznym tonem, ale nie skłonił się nawet odrobiny. To on tu był górą.

- Ojciec musiał powiedzieć ci o Kamirin. - Mówiła Venla, dyskretnie wskazując młodszą koleżankę.

- Kamirin? - Półork był szczerze zdziwiony. Spojrzał na cioteczkę, jakby zastanawiając się, czy na pewno dobrze usłyszał imię. Na moment ściągnął usta, starając się sobie przypomnieć. W końcu uniósł brwi. - Nie, nie przypominam sobie. Nie słyszałem o tobie, Kamirin.

Czyż zatajanie istnienia tej, która zniszczyła Bastion, nie było w orkowym stylu?!
Obrazek

Bastion Khudamarkh

446
POST POSTACI
Kamira
Bastion żył i była to dobra wiadomość. Zwłaszcza to jak szybko odbudowywał się po zniszczeniach, jakie go spotkały. To, co zostało zawalone, teraz było już naprawione albo w trakcie budowy. Zupełnie tak, jakby nic się nie stało i nigdy nie doszło do kataklizmu. Zupełnie jakby nikt nie zginął. W przeciwieństwie do nich Bastion potrafił się naprawić. Kamira i Azel jedynie marnieli.

Kamira była milcząca przez większość drogi, zamyślona szukaniem rozwiązania na ich problem. Problem, który miał niedługo zakończyć żywot elfa i wziąć się za nią. Słowa Q'beua powtarzane przez Azela dały jej dużo do myślenia i zaczęła się zastanawiać czy kiedykolwiek miała tutaj jakiś wybór. Nie chciała ponownie układać się z demonem, lecz to właśnie on musiał, dobrowolnie zresztą, oddać to co skradł. Nie było mowy o rozwiązaniu siłowym, więc musiał być układ, tylko czy mogła go spełnić?

Liczyła, że spotkanie z Kharkhunem szybko się rozwiąże, jego jednak nie było na miejscu, a przywitała ich inna, nowa postać. Ni to ork, ni to elf, ni to człowiek. Mieszaniec. Niby podobny do Kharkhuna, ale czy naprawdę aż tak bardzo? Zachowanie Venli do pewnego stopnia ją obrzydzało. Czuła, że przeprosić magiczkę powinna, to jednak czuła się źle z myślą, że ta kobieta jednocześnie wspierała każdego i nikogo, wszystkich, nie umyślnie zresztą, wodząc za nos. – Cioteczko? — Zdziwiła się. Wszak jeszcze tak niedawno Kharkhun nie był taki przychylny i do niej. Na szczęście Azel uratował sytuacje i wyjaśnił tę kabałę. Kiwnęła głową lekko opierając się o Azela. Skoro miała na niego uważać, to trzeba będzie, czyż nie? Tylko co dokładnie miał na myśli? Pewnie się przekona. Na szczęście Kamira miała okazję zaobserwować, że Pomyj to w ogóle nie był zbyt towarzyski i może to wcale nie ona była problemem.

Ruch i słowa Azela sprawiły, że zrobiła się nieco czerwona, ale żeby nie pozostawać mu dłużna to gdy tylko ją obejmował i przyciskał do siebie, miała zamiar zaatakować. Stanęła tak by sięgną jak najwyżej i miała zamiar cmoknąć nieuważnego elfa w usta. Zaznaczała swój teren dokładnie. Każdy miał to zobaczyć. Azel był jej, co z kolei oznaczało, że była również dla innych niedostępna. Nie miała zamiaru się z nim długo migdalić, bo nie wypadało, nie gdy miał nadejść Kharkhun. Mimo to stanęłaby tak jak przedtem, przy nim. Co prawda niewiedza Kherkhima ją zaskoczyła, ale może to i lepiej, że nie wiedział, co między nią a innymi tutaj zaszło? – To nic takiego. Nie przejmuj się panie Kherkhimie. Przyjdzie czas na właściwie przedstawienie. — Przynajmniej miała szansę później, przedstawić się tak jak chciała i należało, wedle praw pustynnych ogników. Dzisiaj jednak był dzień raportu, a potem? Zobaczymy, co los przyniesie. Spostrzegła też gdzieś tam Avona, ale teraz nie był dobry czas, by rozmawiać o broni, poczekała na inną chwilę, gdy nieco się uluźni.
Spoiler:
Spoiler:

Bastion Khudamarkh

447
POST BARDA
- Sprowadźcie ojca. - Poprosił półork, zwracając się do swoich przybocznych. Zadanie przypadło Maradze, która nie czekając na bezpośrednie wyznaczenie, odepchnęła się od stołu i ruszyła do wyjścia na tyłach sali. Ale nawet ona stanęła w miejscu, gdy Kamirin postanowiła w tak bezpośredni sposób podkreślić, do kogo należy elf.

Sięgnięcie jego ust nie było problemem. Gdy pochylił się, by ją objąć, sam wystawił się na atak.

- No nie wierzę! - Syknęła Maraga i jakby ten widok dodał jej dodatkowych sił, czym prędzej pierzchnęła z sali.

Sprawa tak trywialna, jak pocałunek, zmieniła nieco atmosferę spotkania. Nikt nie spodziewał się, że czarodziejka wprost okaże swoje uczucia! I choć mogło być to odebrane jako nie na miejscu, Kherkim uratował sytuację, gdy roześmiał się głośno, bez cienia zawisci.

- Tak się cieszę! - Zawołał, składając przed sobą ręce. - Nie było mnie tylko pół roku, a tyle się zmieniło!

- To świeża sprawa. - Venla pospieszyła z wyjaśnieniami.

- Taa... - Azeliel nie brzmiał na niezadowolonego, jednak szybko czerieniejąca twarz dowodziła, że nie spodziewał się wylewności po czarodziejce. I choć nie zamierzał trzymać jej zbyt blisko zbyt długo, to kiedy pozwoliła mu znów się wyprostować, pozostawił dłoń na jej plecach. - Bardzo świeża.

- Któż pomyślałby, że wszystkich osób: Azeliel! Będziesz musiał opowiedzieć mi, jak się poznaliście. - Zachęcał półork.

- Nie chciałbym przeszkadzać naszym gołąbkom... - Odezwał sie Burgher, który najwyraźniej dość już miał powitań i uprzejmości, jak również załatwiania prywatnych spraw. - Mamy do przedyskutowania rzeczy ważniejsze.

- Generale?

Nieprzyjemny orkowy dowódca porwał z noszy przytaszczone do Bastionu ciało i nie zważając na dokumenty, które znajdowały się na stole, rzucił na nie martwego elfa. Zdarł z niego derkę, którą przykryto go dla ochrony przed żarem i ciekawskimi oczyma. Zwłoki dobrze przetrwały podróż. Choć ciemny elf zmienił się od czasu śmierci, nie można było nie dostrzec cech, które sprawiały, że był tak przerażający. Zwinne, silne ciało było tylko jedną z cech, która kazała bać się nieznanych przeciwników. Najgorsze były te czarne twarze.

- Burgher, na miłość bogini! My przy tym stole jemy posiłki! - Zaprotestował Avon.

Choć grupa wiedziała już, z czym się mierzy, nikt nie mógł patrzeć na czarnego elfa bez strachu. Kamira wyczuła, jak Azel przy jej boku tężeje, jakby gotów do akcji w każdej chwili. Bo choć elf był martwy i nie mógł im zagrozić... jak mogli być spokojni z obecnością takiego wynaturzenia?

Do sali wkroczył Kharkun. Wódz był wysoki, wyprostowany i srogi, jak zawsze. Niewykończone wnętrza, tak surowe, jak i on sam, jeszcze podkreślały jego majestat. Silne ciało, wykrzywiona twarz i bezwględność kazały pamiętać, że nie był tylko królem, ale też diabelnie groźnym wojownikiem.

- Gdzie jest smok? - Warknął na powitanie. - Nie widzę tu gada, którego mieliście zabić.

Cassim nawet nie drgnął. Jego czujne oczy obserwowały otoczenie.

- Panie, to, co tu widzisz... to zagrożenie o wiele pilniejsze od bestii. - Odważył odezwać się Pomyj. - To nie jest zwykłe diabelstwo. Jest ich więcej.

Kharkun był porywczy, ale nie głupi. Zlustrował elfa spojrzeniem. Zwłoki były na tyle dziwaczne, że nie mógł ich zignorować.

- Mów dalej.

- Ojcze, czy powinien usłyszeć o tym Karlgard? - Spróbował podpowiedzieć Kherkim.

- Stul pysk. Damy sobie radę sami.
Obrazek

Bastion Khudamarkh

448
POST POSTACI
Kamira
Tutaj w domu wielkiego wodza nawet Kamira musiała znać swoje miejsce. Cmoknięcie Azela nie wychodziło jakoś daleko poza szereg, zwłaszcza że orka jeszcze tutaj nie było. A przecież nie pokusiła się na nic więcej! Nie odważyłaby się. Komentarze innych... Mieli do nich prawo, sama magiczka jednak na żaden z nich nie zareagowała, ani na ten Venli, ani na te Azeliela. Jakoś musieli z tego wybrnąć i właściwie nie wyobrażała sobie, co innego mogłoby tam paść.

Pytanie zadane przez pół-roka w kierunku elfa wprawiło Kamirę w drobne zakłopotanie. Lekko się zaśmiała, ale delikatnie i nie długo, to nie była zbyt dobra historia do opowiadania i chyba lepiej jej nie znać, bo psuła całą magię i atmosferę...

Nawet i Kamira się obruszyła gdy wprowadzono elfie zwłoki i rzucono je na stół. Skrzywiła się też wyraźnie, bo przecież... Pół-ork miał racje. Jedzono z tego stołu, zastanawiała się, czy nie można było rzucić tego truchła na podłogę? Jak tylko wyczuła, że elf sztywniał, postarała się mocniej do niego przycisnąć, liczyła, że nieco to go rozluźni. Gdy tylko Kharkhun wkroczył do pomieszczenia to Kamira zrezygnowała z pozycji stojącej. Skłoniła głowę nisko i przyjęła postawę służalczą, przyklęknęła. Nie przejmowała się za bardzo innymi w tym momencie. Nie spoglądała w stronę wodza, nie chciała go ani urazić, ani sprowokować. Orkowe słowa skierowane w stronę Cassima mocno ją zabolały, ale czy spodziewała się czegoś innego? Zastanawiała się, czy powinna wyjawić prawdę o Cassimie, czy może nie powinna? Lekko podniosła głowę i zaczęła obserwować, nie siląc się na przerwanie wypowiedzi komukolwiek. Spojrzała to na Cassima, to na Venlę, nawet na Q'beua. Liczyła, że pojawi się tam jakaś wskazówka. Jeżeli jednak nie pojawiła się żadna to Kamira raczej pozostała cicho. Wciąż biła się sama z sobą czy powinna wyjawić prawdę o smoku... Czuła, że spotka ich kara, prędzej lub później jeżeli ta nie zostanie wyjawiona. Bo tak naprawdę, co Kharkhun mógł zrobić Cassimowi? Cassim mógł go zgnieść jednym palcem, jeśli tylko chciał, czy mogło mu się stać coś złego?

Był czas wypowiedzi starego maga i jemu też nie przerywała. Poczuła, że ork jest zły gdy tylko przerwał swojemu synowi, nie wiedziała, czy jego tez traktował z takim dystansem, czy może był na nich po prostu zły? Jak tylko Q'beu skończył opowiadać o samym elfie, musiała się już wtrącić. O ile nikt jej nie przeszkodził ani nie zatrzymał, bo jeśli kazano się jej zamknąć to natychmiast przestała – Panie... Na miejscu zastaliśmy orkową szamankę z Yandarmunn przywoływała dziwne bestie. Zaatakowała nas. Musiała zginąć, inaczej byśmy nie wrócili. Mamy jej kostur... — Zaczęła, choć nie wdawała się w dalsze szczegóły tego tematu, o ile nie została zapytana o więcej. Wszak... Kto ją pokonał, jak szybko i dlaczego... Nie miało znaczenia, dopóki nie zostało zadane pytanie, jeszcze. Jeżeli Q'beu nie miał więcej do powiedzenia o mrocznych, to Kamira miała zamiar dodać dwa grosze od siebie, bo jako jedyna była tak głęboko w podziemiach. – Podróżują tunelami pod pustynią... Są długie, ciągną się... Może nawet docierają tutaj. Te elfy jeżdżą na wielkich pająkach — Dodała, pamiętając o tym, że i w Bastionie znajdowały się goblinie tunele, tylko czy prowadziły aż tak głęboko?

Spoiler:
Spoiler:

Bastion Khudamarkh

449
POST BARDA
Historia miłości Azeliela i Kamiry musiała poczekać. Elf ni ebył chętny od rozmawiania na te tematy, nie w momencie, gdy na stół rzucono ciało. Elf, choć jeszcze niedawno mówił, walczył, nawet wzywał do poddania się, a więc przejawiał wyższe zdolności umysłowe, był niczym więcej jak mięsem, które miało być ciekawostką dla Kharkuna. Venla odsunęła się od półorka i uniosła dłoń do twarzy, widok zwłok był dla niej tak przejmujący, jakby widziała kogoś bliskiego. Nawoływała do rozmów... czy mogła uważać, że śmierć ciemnego elfa była po części jej winą?

Kharkun w żaden sposób nie skomentował służalczej postawy Kamiry. To, jak się zachowała, mogło jednak działać na jej korzyść. Skoro była oddana władcy, powinna klękać!

Kherkim skłonił głowę i wycofał się, nie wchodząc ojcu w drogę. Interesy Bastionu wciąż były rozwiązywane przez starszego orka. Młody nie powinien wcinać się z mądrościami, za którymi nie szło doświadczenie.

Q'beu pokrótce opowiedział o tym, co widzieli w strażnicy, o orkach, których wysłano na zwiad, czarodziejce, która miała ich znaleźć, w końcu o grupie poszukiwawczej prowadzonej przez Venlę.

- Czarodziejka. - Kharkun zwrócił się do Kamiry. - Twierdzisz, że spotkałaś ich więcej. Jak ich pokonałaś? Co widziałaś? O czym rozmawiali? Szczegóły.

Ork skinął na Avona, a ten sięgnął po pustą kartkę. Miał zapisywać słowa młodej Kamirin. Należało zapisać jak najwięcej informacji o wrogach, nawet jeśli ciało jednego z nich miało być świadkiem ich dyskusji. Venla ściągnęła z pleców narzutę i nakryła twarz elfa, by dać mu choć namiastkę godności. Orkowie nie zareagowali. Dłoń Azela, wciąż na jej plecach, pchnęła ją lekko, zachęcając do podejścia do stołu i opowiedzenia swojej wersji wydarzeń.

- Szamanka Yandarmunn to bardzo mądra, szanowana osoba. - Wtrącił się znów Kherkim. - Wielce smuci mnie jej odejście.

- Zaatakowała naszych. - Przypomniał synowi Kharkun. - Wrogowie moich orków są moimi wrogami i muszą umrzeć.

- Oczywiście.

- Panie... - Venla wtrąciła się w rozmowę. - Jeden z wojowników został ugryziony przez pająka. Rana jątrzy się, a trucizna nie reaguje na czary. Pozwól nam odejść, muszę... muszę udzielić mu pomocy.

- Idźcie. - Zgodził się władca. Wraz z odejściem Venli, Kamira miała o jedną przyjazną osobę mniej.
Obrazek

Bastion Khudamarkh

450
POST POSTACI
Kamira
Nie wiedziała, czego właściwie od niej oczekują. Mogła jedynie powiedzieć to, co sama zrobiła lub usłyszała. – Nie będę się wdawała w detale, jak do tego doszło, ale gdy w trakcie poszukiwań orków zarwała się deska i znalazłam się w jaskini... — Zaczęła mówić, skoro już udzielono jej głosu. Wykonała drobny krok w przód, skoro nawet i Azel wypychał ją na środek sceny... Oczywiście środek należał do Kharkhuna a Kamira wykonała w przód ledwie krok. – ... Było tam tak ciemno, że nie byłam w stanie niczym rozświetlić mroku. Ogień pustynnych ogników nie był w stanie rozświetlić więcej niż kilka kroków przede mną. Jako ognik miałam okazje zwiedzić jaskinię, wiele nie widziałam, ale leciałam długo, po nierównym terenie, który trudno pokonać pieszo. Doprowadziło mnie to do spotkania z dwójką zwiadowców. Szukali czegoś, bądź kogoś. Była elfka i elf. To ona rządziła. Kłócili się, tak brzmieli w języku, jakiego do tej pory nigdy nie słyszałam. — Zrobiła krótką przerwę, by złapać oddech, nie mówiła też szybko. Raczej starała się trzymać standardowe tempo, nie zmieniając również tonu. – Chciałam się im przyjrzeć, zobaczyły blask ognia i już wtedy się zdziwiłam. Nawet się nie zastanawiali. Wyciągnęli broń i wołali mnie niczym kurę do zupy. Już w naszym języku. Nie widzieli, że jestem ogniem, nie widzieli mojej magii, a jednak od razu założyli, że to człowiek z powierzchni... Jakby po prostu wiedzieli. — Spojrzała się po twarzach pozostałych, ale znów zdecydowała się kontynuować. – Od razu wykazali agresję i zaatakowali, ewakuowałam się, wracając do miejsca, gdzie spadłam... Chyba. Brak mi co do tego pewności, lecz nie udało mi się wlecieć z powrotem. Magia mnie zawiodła, skończyłam na którymś z kolei piętrze pod ziemią. Nie wiem, co się stało, ale poczułam tam dziwny paraliż, nie mogłam się ruszyć i odebrało mi dech i potrzebowałam chwili, by dojść do siebie. Potem trafiłam na orków piętro wyżej. Wtedy weszliśmy w kolejny konflikt z parą elfów, którzy nas zaatakowali. Ghorak, Yzimir, Tirmirg okazali się prawdziwym męstwem w boju z tymi twardymi przeciwnikami. Mroczni wyglądają na elfich, ale są twardzi prawie jak orkowie. Potem był pościg i kilka elfów spłonęło po drodze, inne zginęły w boju, jak wychodziliśmy, wtedy też zawaliliśmy tunel za tymi, które jeszcze nas ścigały... Na każdego elfa przypadał jeden pająk... — Wykrzywiła twarz w grymasie gdy tylko wspomniała o ogromnych pająkach ponownie. Chciała o nich zapomnieć jak najszybciej. Skłoniła się, pokazując, że nie ma nic więcej do powiedzenia. Mogła natomiast odpowiadać na pytania jeżeli jakieś były, choć raczej powiedziała wszystko.
Spoiler:
Spoiler:

Wróć do „Wschodnia baronia”