POST BARDA
Dylis wydawał się pozytywnie zareagować na sugestię Teliona odnośnie "zachęcenia" oficera do rozmowy poprzez wypad do tawerny. Wydawał się najbardziej optymistycznie nastawioną do niego osobą wśród wszystkich członków załogi. Mechanik co prawda bywał... ekscentryczny, określając go najłagodniej, ale nie zdawał się stanowić dla kogokolwiek zagrożenia. Przynajmniej na pewno nie zrobiłby nikomu krzywdy świadomie. Wyraził swoją sympatię wobec brodatego poprzez podanie mu bukłaka z wodą.Atmosfera była gorąca, jednak nie była to teraz wina tylko prażącego słońca. Słowa orka wywołały pewien rodzaj niezręcznej ciszy. Dylis trochę schował się w sobie, jakby żałował że obdarzył koleżeńskim gestem obecny cel werbalnego ataku Ber'zegiego. Oficer Abrar podniósł jedną brew w zdziwieniu na zachowania swojego podwładnego. Widocznie był gotów jakoś zareagować, jednak Telion zdążył go uprzedzić na swój autoironiczny sposób. Ber'zegi burknął coś pod nosem i skupił się dalej na ciągnięciu wozu w milczeniu, nie zwracając uwagi na reakcję współzałogantów. Po chwili odezwał się oficer.
- Każdy z nas jest tu potrzebny. To ja was wybrałem, bo to wam ufam. A kapitan ufa mnie. Proszę nie obniżać naszych już i tak nadszarpniętych morali. - Arbar zdecydowanie dbał o dobrą współpracę między marynarzami "Czarnego Gamonia", co przejawiał już wcześniej, nawet na pokładzie. Jednak widocznie nawet on nie miał już siły na podniosłe (acz szczere) mowy i podsycanie ducha braterstwa. Jednak, w typową już dla siebie modłę, starał się tego nie okazywać.
Dalsza droga przebiegła im bez zbędnych konwersacji. Wszyscy wydawali się bardzo zmęczeni drogą, gorącem i ich ogólnie nieciekawą sytuacją. Każda godzina groziła głodem na pokładzie, a głód wśród marynarzy na pełnym morzu bez dobrego wiatru groził prawdziwą katastrofą. Poczucie bycia "ostatnią nadzieją" dla takiej masy ludzi z pewnością nie pomagało marynarzom na lądzie. Telion rozglądał się co prawda za tym słynnym drzewem o którym tyle słyszał, jednak bez sukcesów. Być może w najbliższej okolicy nie było szans na spotkanie takowego albo jego zdolności poznawcze były tak ograniczone przez przemęczenie, że nie mógł liczyć na większe sukcesy poszukiwawcze.
Zajęło im to długo, wliczając w to kilka przerw na relaks dla strudzonych nóg. Zapasy pitnej wody też były na wyczerpaniu, choć ciepła woda zdawała się w ogóle nie gasić pragnienia. Znaleźli jednokrotnie chwilę na schronienie przed słońcem w pewnej skalnej grocie w zboczu pobliskich wzgórz, co zadziałało dla całej drużyny jak zastrzyk motywacji. Dalej szli już trochę żwawiej a zachodzący wieczór tylko ułatwił ostatni etap ich wędrówki.
Po czasie który wydawał się jeszcze nie tak dawno wiecznością w końcu byli u celu swej podróży. Zarys skromnych, poniszczonych murów słynnego Everam mogli dostrzec nawet w mroku tego chłodnego wieczoru poprzez zapalone ognie wzdłuż nich oraz na szczytach wież strażniczych. Jedyna brama miasta Everam znajdowała się za mostem na Rzece Bólu i stała przed podróżującymi... zamknięta.
***Akcja przenosi się TU***